④③

Lauren zaczesała w tył włosy w nerwowym geście, kiedy przyjaciółka po raz kolejny bacznie się jej przyjrzała. Nie sądziła, że będzie tak zawstydzona prostą rozmową, co pozostawiało ją zdezorientowaną. Przeważnie nie miała z czymś takim problemów, wręcz przeciwnie. Zawsze był to jakiś powód do plotkowania, ale tym razem nie to było w jej głowie. Obawiała się reakcji brunetki, zważywszy na niekoniecznie dobry start przez to, kim okazała się Camila.

— Więc jak było? — Zapytała w końcu, zanim upiła łyk herbaty i oparła się na fotelu.

Lauren potarła szyję, nie wiedząc, co dokładnie mogłaby powiedzieć. To nie tak, że coś poszło w złą stronę, po prostu dziwnie jej było mówić o tym na głos. Spotkanie wydawało się tak naturalne, że gdyby nie ten nieprzyjemny zbieg wydarzeń, zasnęłaby tamtego wieczoru z myślą, że nic szczególnego nie miało miejsca. Nie miała pojęcia, w jaki sposób odebrać również i takie podejście ze swojej strony. Było to wciąż coś niezwykle nowego i przerażającego w swej prostocie. 

— Dobrze.

— Dobrze? Bez szczegółów?

— Nie wiem, czy chcesz, abym mówiła więcej — skomentowała cicho, zanim oparła zgięte w łokciach ramiona na stole, a następnie na ich szczycie ułożyła podbródek. 

— Coś mi mówi, że nie było tak, jak zazwyczaj.

— Skąd ten pomysł?

— Inaczej się zachowujesz — zmierzyła Jauregui. — Rumienisz się.

Lauren gwałtownie uniosła głowę, a następnie ułożyła dłonie na własnych policzkach.

— Nieprawda!

— Teraz już się rumienisz — Allyson posłała jej łagodny półuśmiech. — Możesz mi o wszystkim opowiedzieć. Postaram się nie być...uprzedzona jak dotąd.

Szatynka chrząknęła cicho, zaczynając bawić się palcami. Nie spojrzała w oczy Hernandez, ponieważ poczuła dziwny przypływ nieśmiałości. Wstyd było jej coś takiego czuć, zwłaszcza że nie wykazywała się podobnym zachowaniem w towarzystwie Camili, więc skąd taka zmiana? Nie potrafiła tego rozpracować, ku własnemu niezadowoleniu, przez co na zmianę robiła się również sfrustrowana. Od jakiegoś czasu hamowała się z własnymi myślami, bo zdarzało się, że czuła coś niewytłumaczalnego przy towarzystwie Alfy. Nie śmiała podejrzewać, że to wszystko zawędruje do tego stopnia, gdzie będąc prawie przy 30-stce na karku, zacznie wstydzić się, gdy chodzi o opowiedzenie, jak poszła randka.

Zresztą, tylko jedna, więc nie było co dużo mówić, a jednak nie mogła wyzbyć się tych nowych odczuć.

— Byłyśmy w parku rozrywki.

— I? Jak było?

— Dobrze.

— Nie szalej ze szczegółami.

— Nie wiem, co mam powiedzieć — przetarła oczy z nerwowym śmiechem. — Na początku było trochę czuć napięcie, bo każda się stresowała, a Camila nie potrafi ukrywać, że jest poddenerwowana. Później już poszło raczej z górki. Szybko minęło, właściwie. Obeszłyśmy większość punktów i wróciłyśmy dość późno całkowicie padnięte, ale niekoniecznie chciałyśmy rozejść się do domów.

— Mówiłaś mi, że później było włamanie.

— Camila zajęła się włamywaczami, a po tym policja. Teraz sprawa jest już całkowicie załatwiona, bo złożyłam drugi raz zeznania i okazało się, że wcześniej byli karani i mieli zawiasy. 

— Zajęła się nimi?

— Wykurzyła ich z domu, kiedy byłam w samochodzie. Tylko że, tak jakby, długo w nim nie siedziałam, bo po zadzwonieniu na policję chciałam sprawdzić, czy z nią wszystko w porządku, ale to nie było dobre posunięcie. Kiedy tylko podeszłam bliżej domu, jeden z nich zaczął biec w moją stronę, ale nic mi nie zrobił! — Ostatnią część wypowiedzi dodała szybko. — Camila go zatrzymała, policja przyjechała i sprawdziła ślady włamania i wszystkie pomieszczenia. Po tym, jak odjechali, Camila przesunęła szafę, żeby miejsce, gdzie została wybita szyba, było przykryte.

— Nie bałaś się zostać sama? Mogłaś zadzwonić to bym przyjechała albo ty do mnie.

— Nawet nie pomyślałam o tym, żeby zadzwonić. Za dużo działo się na raz. Poprosiłam Camilę, żeby została — odwróciła spojrzenie od przyjaciółki, która tylko mruknęła. 

— Wiesz, w co się pakujesz?

— Do niczego nie doszło, jeżeli do tego zmierzasz — odchrząknęła. — Rano pojechała do siebie, bo przyszła Taylor.

— Nadal nie wierzę, że przyszła po pieniądze — pokręciła głową z dezaprobatą. — Ale o tym już rozmawiałyśmy, więc jak z tą randką? Opowiedziałaś mi wszystko pobieżnie i nie wspomniałaś, jak się z tym czujesz.

— Było normalnie. Znaczy, czułam na początku stres, ale później miałam wrażenie, jakbyśmy po prostu gdzieś wyszły. I to była miła odmiana jak dla mnie. Nie przypominam sobie, żebym przy kimś miała takie wrażenie.

— Rozmawiałaś z Camilą po waszej randce?

— Głównie pisałyśmy. Nie miałam za dużo czasu, bo dokładali mi pracy przed spotkaniem zarządu odnośnie stanowiska, a Camila miała jakiś projekt do zrobienia.

— A ustaliłyście cokolwiek? 

— To znaczy?

— W którą stronę teraz to wszystko pójdzie, to mam na myśli. W końcu, okej, poszłyście na randkę, ale co dalej? I czy będzie jakieś dalej?

— Cóż...nie rozmawiałyśmy o tym.

— A ty czego byś chciała, Laur?

— Nie mam pojęcia — przyznała. — Z jednej strony to dziwne, bo Camila jest ode mnie pięć lat młodsza, ale z drugiej...z drugiej jest naprawdę dojrzała i choć przeważnie mało mówi, dobrze się z nią dogaduję. Jest taką chodzącą wersją mnie, którą pokazuję w domu niżeli w towarzystwie. Nie różnimy się tak bardzo, jak mogłoby się wydawać, a poza tym... — westchnęła cicho. — Jest tak dobrze wychowana. To dziwnie brzmi, wiem — dodała, widząc minę przyjaciółki. — Ale sam sposób, w jaki się wyraża... Nie miałam z taką osobą styczności, kiedy chodziło o coś poza sprawami typowo biznesowymi. 

— Mimo to, wspominałaś mi, że ten wiek może być dla ciebie problemem.

— Bo to prawda — potarła skórę tuż nad brwią palcem wskazującym. — Jest bardzo dojrzała, ale jednocześnie młoda i nasze priorytety mogą być całkowicie odmienne. Mnie bliżej do założenia rodziny niżeli Camili i nie chciałabym stawiać jej w jakiejś dziwnej sytuacji albo dawać nadzieję na coś, po czym okaże się, że jednak to nie to, bo chcemy czegoś innego od życia.

— Rozmawiałaś z nią o tym?

— Wspominałam kilka razy. 

— I jakie ma o tym zdanie?

— Ignoruje to, co do niej mówię. Twierdzi, że mój wiek nie ma dla niej znaczenia.

— Wierzysz w to?

— Staram się nie wierzyć, aby nie wciągnąć ją w bagno pełne zobowiązań.

— A chcesz wyjść z nią ponownie? Na randkę?

Nie odpowiadam.

Ale w spojrzeniu Allyson wiem, że rozumie moją niemą wypowiedź.

— Zaprzeczasz samej sobie, Lauren.

— Nie wiem, co mam robić.

— Wiem, że nie jesteś z tego typu ludzi i wolisz unikać wychodzenia za bardzo w przód, ale muszę spytać: myślisz, że byłaby w stanie zbudować z tobą coś stabilnego?

Szybciej odpowiadam niżeli biorę się za analizę zachowania Camili.

— Tak.

— Więc druga randka jest racjonalną i możliwą opcją — dodaje od siebie, gestykulując luźno dłonią, nim ponownie sięga po herbatę.

Kiwam głupawo głową, mając odebrane wszystkie słowa.

— Nie mogę ci odradzać spotykania się z kimś — wzdycha. — Ale, proszę, uważaj na siebie.

Camila tęskniła za Lauren.

Naprawdę chciała się z nią spotkać ponownie; sprawdzić, co działo się przez ubiegły tydzień; wybadać odrobinę jej zachowanie po randce; upewnić się, czy otrząsnęła się po włamaniu. Chciała dowiedzieć się o wszystkim osobiście, a nie za pomocą głupich wiadomości tekstowych, które nie oddawały takiej prawdy, jaki daje kontakt twarzą w twarz. Choć Camila naturalne nie byłaby zwolenniczką tej drugiej opcji, bo zielone tęczówki potrafiły onieśmielać do całkowitego paraliżu, taką drogą mogła uspokoić własne nerwy.

Nie dość, że projekt, który narzuciła sobie na barki dawał jej popalić, niepewność co do Jauregui nie pomagała znaleźć wytchnienia w wolnych chwilach. Zresztą można śmiało stwierdzić, iż Camila nie kwapiła się do rozpoczęcia tematu, który mógłby przyprawić o konflikt albo nieporozumienie — dlatego też udawała, że nie chce sprawdzić, jakie kobieta ma odczucia po ich ostatnim spotkaniu. 

W środku umierała z ciekawości oraz nerwów.

Wcale nie pomagały wszelkie negatywne myśli, w których przywoływała własne, zbyt oczywiste na tle poddenerwowania, zachowanie. To było niesamowicie zawstydzające, że nie potrafiła się ogarnąć nawet w tak istotnym momencie i Lauren musiała być tą, która sprowadziła ją na ziemię. Nie mogła sobie tego wybaczyć. Miała nawet żal do swojej drugiej natury, że wszystkie emocje, które dotychczas w sobie trzymała, wyglądając przez to na obojętną, znalazły ujście przy takiej okazji. Doprawdy wolałaby, aby podobne sytuacje wychodziły na wierzch wtedy, kiedy kobieta czułaby się przy niej w pełni komfortowo.

Musiała znaleźć jakieś rozwiązanie, które dałoby jej możliwości doskonałego panowania nad emocjami, inaczej będzie wyeksponowana i zgubiona.

Zgubiona w Lauren.

Jauregui powoli wspięła się po schodach. Po raz kolejny w przeciągu niecałej minuty podrapała się po boku szyi, więc nie byłaby zaskoczona, gdyby czerwone ślady pojawiły się na śniadej cerze. Nie miała żadnej pewności co do własnego pomysłu — wyjątkowo posłuchała zwykłego impulsu niżeli rozumu, a to nie zdarzało się często, wręcz przeciwnie, aczkolwiek miała głęboką nadzieję, że nie wyjdzie na idiotkę. 

Słuchając rady kobiety, zamiast pukać, delikatnie naparła palcami na klamkę, otwierając tym samym drzwi. Powoli wślizgnęła się do środka, upewniając się wcześniej, czy właścicielka przypadkiem nie przebiera się na samym środku — tego brakowało, aby ją zawstydzić przy nieproszonym wtargnięciu.

Lauren westchnęła z drobną ulgą, kiedy zauważyła leżącą na brzuchu sylwetkę, która była częściowo pokryta kartkami. Zwinnie zamknęła za sobą drzwi przed podejściem do ogromnego łóżka, którego zasłona baldachimu z jednej strony była odsłonięta. Nie mogła się powstrzymać przed drobnym zmierzeniem kobiety, której twarzy nawet nie była w stanie zobaczyć. Mimo to, wyglądała na bardzo spokojną i aż przeklęła w myślach na własny pomysł, ponieważ wiązało się to z obudzeniem brunetki.

— Camz?

Lauren zajęła miejsce na materacu w niewielkiej odległości, aby dosięgnąć do opalonego, odsłoniętego ramienia Cabello. Łagodnie nim potrząsnęła, powtarzając czterokrotnie jej imię, zanim odskoczyła, kiedy ta gwałtownie podniosła się na kolanach, zrzucając dookoła siebie zapisany papier. Wzrok Lauren mimowolnie się obniżył, bo wraz ze wstaniem brunetki, miała okazję zobaczyć napinające się mięśnie równie opalonego brzucha, ponieważ — jak się okazało — Camila miała na sobie krótkie spodenki i stanik sportowy.

— Zayn, spałam tylko pięć minut, naprawdę — wymamrotała sennie, pocierając obiema pięściami oczy.

— Nie jestem Zayn, ale wygląda na to, że potrzebujesz więcej niż pięć minut snu — skomentowała po zwilżeniu warg, zanim udało jej się unieść spojrzenie do twarzy Alfy.

— Lo? — Otrząsnęła się natychmiastowo, przestając pocierać własne oczy. — Znaczy, Lauren?

— Hallo.

— Dzień dobry — natychmiastowo łagodny półuśmiech zagościł na malinowych wargach.

— Nie taki dzień. Raczej dobry wieczór o tej porze — przyglądała się temu, jak kobieta siada na własnych piętach z dłońmi płasko ułożonymi na udach.

— Już wieczór?

— Mhm — kiwnęła głową. — Chyba to było jednak więcej niż pięć minut drzemki.

— Chyba tak — podrapała się po karku, marszcząc brwi. — Czy coś się stało? 

— Nie, dlaczego?

— Nie wiedziałam, że przyjdziesz. Pomyślałam, że może coś się stało.

— Cóż — odchyliła lekko głowę, eksponując bladą szyję po tym, jak wyprostowane ramiona oparła za własnymi plecami na materacu. — Chciałam dowiedzieć się, co u ciebie i zapytać, czy masz czas, czy nadal masz dużo do zrobienia.

— Do zrobienia trochę jest, ale jeśli dłużej będę nad tym dzisiaj siedzieć to nie ręczę, że następnego dnia będę w pełni świadoma tego, co robię ze swoim życiem, bo podsmaży mi się mózg — przyznała. — Więc mam czas. Mogę ci w czymś pomóc?

Lauren uśmiechnęła się na zwyczajowo uprzejme pytanie ze strony brunetki.

— Lubisz robić coś spontanicznego?

— Zależy co i z kim — przekręciła w bok głowę, uważniej przyglądając się Jauregui. — Zmieniłaś kolor włosów. Są ciemniejsze. I krótsze — zauważyła.

— Byłam u fryzjera — potwierdziła. — Spostrzegawczość.

— Nie da się nie zauważyć. Przy takim kontraście ze skórą, twoje oczy wyglądają na bardziej zielone.

— Nie patrzyłam na to pod tym kątem — ponownie oblizała wargi. 

Camila odchrząknęła cicho.

— Skąd pytanie o spontaniczność?

— Masz plany na wieczór?

Alfa rozejrzała się po łóżku, na którym był nieprawdopodobny bałagan. Projekty walały się z pogiętymi zapiskami po większej części materaca i nie byłaby zaskoczona, gdyby jeszcze więcej znajdowało się na ziemi po tym, jak efektywnie się podniosła.

— Nie — potarła brew palcami.

— Jesteś może głodna?

Mimowolnie, Cabello przyłożyła dłonie do własnego brzucha, odbierając jednocześnie wszelkie widoki Lauren.

— Trochę tak. Pewnie zgłodnieję bardziej, jak już wspomniałaś o jedzeniu — skrzyżowała ich spojrzenia. — A co, Dinah zrobiła jakieś jedzenie?

— Nie wiem, czy Dinah coś robiła, ale... 

Potarła ponownie szyję, a Camila zmarszczyła w zmartwieniu brwi. Przyjrzała się uważniej kobiecie, która wydawała się nerwowa, choć jeszcze kilka sekund temu wyglądała na całkiem zadowoloną. Nie zrozumiała skąd nagła zmiana w humorze. Natychmiast pomyślała, że stało się coś złego i może chciała pomocy, ale co miałoby do tego jedzenie?

— Tak sobie myślałam...

— Tak?

Lauren spojrzała na własne dłonie, które teraz znajdowały się na jej udach. Nie mogła sobie przypomnieć momentu, w którym czułaby podobny stres. Przeważnie była pewna siebie, wiedziała czego chce i nie miała problemu, aby powiedzieć cokolwiek na głos. Przynajmniej taką wersję siebie przedstawiała na zewnątrz, publicznie. Prywatnie to już inna sprawa.

Jednak wszystko wskazywało na to, że ta nieśmiała strona Jauregui, którą usilnie zachowywała dla siebie i która była niezmiernie podobna do tej, którą przeważnie pokazywała przy niej Camila, wychodzi na wierzch.

— Może chciałabyś pójść ze mną na kolację?

Początkowo brunetka nie zareagowała, będąc zwyczajnie zaskoczona propozycją. Tego się nie spodziewała.

— Mam tu na myśli taką drobną spontaniczną randkę — dopowiedziała na jednym oddechu. — Kolacja w restauracji, jeśli miała byś ochotę. Ale jeżeli jesteś zmęczona i wolałabyś to przełożyć albo po prostu nie masz ochoty to...

Chrząknęła cicho, przerywając własny potok słów. Nie chciała dopowiadać zbyt wiele, aby propozycja nie wyszła na dziwaczną, a atmosfera zrobiła się niezręczna. Jeszcze tego brakowało, żeby sprawa pokomplikowała się bardziej niż jest to potrzebne i konieczne.

— Masz na myśli teraz — zaraz?

— Umm, t-tak.

— Och.

— Zrozumiem, jeśli...em, no wiesz... — wzruszyła ramionami, jakby to było nic takiego, chociaż w rzeczywistości miała wrażenie, że Camila doskonale słyszy, jak mocno oraz szybko bije jej serce ze stresu.

— Zaskoczyłaś mnie — powiedziała cicho, na co Lauren jedynie pokiwała gorączkowo głową. 

Alfa przyjrzała się postawie szatynki — choć teraz to już brunetki — nie rozumiejąc nerwowości, która od niej biła. Wydawało jej się oczywiste to, że poszłaby za nią wszędzie, więc skąd obawy do tak oczywistych kwestii? Nie pojmowała na tyle ludzi, ich uczuć oraz interakcji między nimi, aby znaleźć właściwą odpowiedź, dlatego postanowiła zabrać od starszej niepotrzebny stres.

— Oczywiście. Chętnie pójdę z tobą na kolację.

———

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top