④①
Trudny do zidentyfikowania dźwięk sprawił, że ciało Lauren podniosło się do pionu. Chłodny dreszcz przeszedł wzdłuż jej kręgosłupa, kiedy patrzyła w ciemność sypialni. Ledwie wychwyciła wzrokiem szafę, którą wcześniej przestawiła Camila, a gdy już zaczęło dochodzić do niej, w jakim położeniu się znajduje, paniczny strach spiął wszystkie mięśnie na nowo, powodując, że poczucie bezpieczeństwa natychmiastowo wyparowało.
Po usłyszeniu kolejnego nieprzyjemnego dźwięku dochodzącego z innego pomieszczenia w domu, Jauregui natychmiastowo potrząsnęła ramieniem brunetki, która nadal spała. Zrobiła to trochę zbyt agresywnie, jednak myśl o powtórce z "rozrywki" przyprawiała o wypaczenie delikatności.
— Camz, Camz, wstawaj — mruknęła, kiedy Cabello przekręciła się na plecy.
— Tak, aniele?
— Camila, wstawaj, proszę — sięgnęła dłońmi do zaspanej twarzy kobiety. — Ktoś znowu się włamał, Camila...
— Lauren?
Alfa uchyliła jedną powiekę.
— Ktoś jest w domu.
— Och — przetarła szybko twarz i uniosła się do pozycji siedzącej, wskutek czego szatynka zabrała swoje dłonie. — Zostań tutaj — zaczesała w tył włosy, kiedy gwałtownie wstała z łóżka i bez spojrzenia za siebie wyszła cicho z sypialni.
Była doprawdy podirytowana zamieszaniem, które ponownie zaistniało. Nie dlatego, że jest całkowicie niewyspana, ale takie sytuacje doprowadzają do rozstrojenia nerwów Lauren, a z pewnością nie zasługuje na taki rollercoaster. W dodatku jednej nocy!
Camila zacisnęła dłonie w pięści, kiedy przekroczyła próg kuchni, w której zobaczyła, że spowita mrokiem sylwetka zbiera rozrzucone sztućce do plastikowej suszarki. Gdy tylko oprzytomniała całkowicie i pozwoliła, aby zapach nieproszonego gościa do niej dotarł, ramiona delikatnie opadły, a ręce znalazły swoje miejsce na biodrach.
— Co tutaj robisz?
— Nie strasz mnie! — Postać szepnęła gniewnie, prawie podskakując.
— Dinah, co jest, do cholery?
— Szukałam cię.
— I musiałaś się włamywać?
— Nie odbierałaś telefonu i nie wróciłaś do domu — powoli wstała, odkładając wszystko na poprzednie miejsce.
— Zostawiłam telefon w samochodzie — potarła nerwowo czoło. — Ale to, że nie odbierałam nie znaczy, że masz włamywać się do czyichś domów!
— Chciałam tylko sprawdzić, czy tutaj jesteś!
— Mogłaś mnie wyczuć, głupia!
— Ale nie wiedziałam, czy wszystko okej — wytłumaczyła, drapiąc się po policzku. — Przecież nic się nie stało.
— Wystraszyłaś Lauren.
— A jak tam randewu? — Camila nie mogła tego dobrze zobaczyć, ale Dinah sugestywnie poruszyła brwiami. — Nic nie czuję, więc się nie spiknęłyście, ale zostałaś na noc.
Gorąc oblał policzki Alfy, która w tej chwili cieszyła się, że obie są spowite mrokiem nocy.
— Przestań — mruknęła zniesmaczona zachowaniem siostry przy takich okolicznościach. — Obudziłaś ją i wystraszyłaś.
Odwróciła się na pięcie po tych słowach ze świadomością, że Dinah za nią podąży. Oczywiście tak było, a kiedy tylko przekroczyła jako pierwsza wejście do sypialni, napotkała Lauren znajdującą się prawie za drzwiami z jakimś kijem w dłoniach. Szybko uniosła ramiona w obronie, jednak, ku jej szczęściu, żaden cios nie nadszedł.
— Dinah? — Lauren wychyliła lekko głowę, aby przyjrzeć się drugiej postaci. — Chryste, chcesz, żebym dostała zawału? — Wymierzyła koniec kija od softballu w stronę wysokiej blondynki.
— To nie było zamierzone — odpowiedziała. — Szukałam Karli, bo nie raczy zabierać ze sobą telefonu.
— Och...
— Ze mną wszystko w porządku, więc... — Alfa chrząknęła znacząco. — Wystarczy włamań jak na jeden wieczór.
— Włamań? — Dinah mimowolnie zerknęła na Jauregui. — Jakie włamanie?
— Wcześniej — Camila machnęła dłonią.
— Gdzie te złamasy?
Srebro błysnęło w tęczówkach Bety, zadziwiając Lauren nagłym ukazaniem drugiej natury. Nie spodziewała się takiej reakcji, co najwyżej chęć wyjaśnień, jednak nic poza tym.
— Zajęłam się wszystkim.
— Na pewno? — Spojrzała na swoją Alfę.
— Tak, Dinah. A teraz, proszę, wróć do domu. Jest środek nocy.
Kobieta przez moment nie odpowiadała, zastanawiając się, czy nie powinna przypadkiem zostać w pobliżu. Nie chciała ominąć jakiejś okoliczności, w której jej siostra musiałaby wychylać się ze swoją siłą, czego szczerze nie lubiła. Wołała ją wyręczyć głównie na wzgląd Lauren, ponieważ Camila nie chciała wielkiej demonstracji na jej oczach czegokolwiek — rozumiała to w zupełności, bo miała podobnie z Normani, kiedy dopiero zaczynały się spotykać. Co prawda nie było żadnych szalonych historii, ale brunetka i tak robiła dla niej drobniejsze przysługi, żeby nie ukazywała swoich umiejętności zbyt często. Pierwszorzędnie chciała upewnić się, że jej partnerka dobrze zaznajomi się ze wszystkim z opowieści, a wtajemniczanie na żywo, tak w praktyce, było stopniowe.
— W porządku — powiedziała ostatecznie, żeby nie drażnić siostry i przy okazji dać możliwość cieszenia się z takich drobnych momentów z przyszłą partnerką. Jeszcze nie wiedziała, jak wspaniale będzie później, gdy Lauren znajdzie się na poziomie całkowitego zrozumienia oraz akceptacji. Choć mogłaby o tym mówić naprawdę długo, opisując swój przypadek, każdy odczuwa odmienne emocje. Alfa była jeszcze bardziej podatna na czynniki zewnętrzne, dlatego tłumaczenia mogłyby nie okazać się wystarczające przy starciu z rzeczywistością.
Musiała doznać wszystkiego na własnej skórze, a Dinah nie zamierzała stać jej na drodze, nawet jeśli chodziło o zwykłe nocowanie u partnerki.
—
Kiedy Camila ponownie weszła do sypialni po odprowadzeniu Bety — tym razem opuściła dom przez drzwi frontowe — Lauren znajdowała się na łóżku w pozycji półsiedzącej. Niemal od razu spojrzała na Alfę stojącą przy framudze drzwi, która nawet nie kwapiła się do wejścia wgłąb pomieszczenia. Uniosła na to brwi, bardziej w naturalnym tiku, zanim się odezwała.
— O co chodzi?
— Chcesz, żebym została? — Głos Cabello był cichy. — Mimo wszystko moja siostra włamała się do twojego domu, bo zostawiłam telefon w samochodzie, więc... Więc zrozumiem, jeśli masz dość tego typu wrażeń.
— Następnym razem wolałabym, aby dzwoniła.
— Mówiłam jej o tym. Nie chciała cię budzić. I przypadkiem zdradzić, że nigdzie mnie nie ma, bo jeśli faktycznie nie znajdowałabym się w pobliżu to narobiłaby więcej kłopotów niż jest to potrzebne.
— Nie aprobuję sposobu wchodzenia do domu przez okno, które było raptem uchylone, a ona otworzyła drugie dłonią — przyznała, krzyżując ramiona pod piersiami. — Jednak nie zmienia to faktu, że martwiła się o ciebie. Próbuję być wyrozumiała, bo dużo mówiłaś mi o waszej silnej relacji, więc obawy DJ są w jakimś stopniu racjonalne.
— Nie zrobi tego ponownie — obiecała. — Doceniam wyrozumiałość, ale nie powinna była tego robić.
— Czasu nie cofniemy.
— Nie odpowiedziałaś na moje pytanie.
Lauren przesunęła palcami po swojej twarzy, zanim westchnęła cicho i odsunęła fragment kołdry. Poklepała miejsce obok siebie przed ponownym zerknięciem na kobietę, która niepewnie zamknęła za sobą drzwi, a następnie obeszła łóżku.
— Nie wyrzuciłabym cię — skomentowała, gdy Camila znalazła się parę centymetrów od niej. — To był ciężki wieczór. W tej drugiej połówce.
— Prawda — zaczęła przekładać między palcami róg poduszki, kiedy leżała na prawym boku, będąc zwrócona ku szatynce. — Mam nadzieję, że pierwsza część nie była taka zła.
— Oczywiście, że nie.
Lauren bez przemyślenia sięgnęła lewą dłonią do twarzy Alfy, muskając jej wierzchem ciepły policzek, na którym szybko pojawił się rumieniec. Bardzo powoli poznawała gładką strukturę, która nigdzie — dosłownie nigdzie — nie miała skazy. Jedyne, co znajdowało się na opaleniźnie to niewielkie pieprzyki, które dodawały uroku. Ta kobieta nie miała w sobie niczego, co mogłoby uchodzić pod przeciwieństwo perfekcji i Jauregui była częściowo zła na siebie, że wcześniej nie przywiązywała takiej uwagi do szczegółów. Wolała skupiać się na tym, jaka różnica wieku między nimi jest niżeli na rzeczywistym wyglądzie Camili, który musiał przyciągać uwagę każdej z płci.
Im dłużej by się nad tym zastanawiać, tym bardziej zaskakujące jest to, że ze wszystkich lubi, Cabello postanowiła zatrzymać się w jednym miejscu na stałe — porzucając jednocześnie dotychczasowe podróżowanie — z powodu dziwnego poczucia obecności Lauren, której wprawdzie nigdy wcześniej nie znała. To szalone, gdy myśli się o tym ponownie, po tym, ile zdążyły przejść w nie tak dużym przedziale czasu. Na dobrą sprawę, gdyby nie przypadek, Camila poszłaby ze swoim życiem dalej, nie osiedlała się na stałe, tylko rzuciłaby się w stronę odmiennych kultur, poznałaby nowe i wartościowe osoby, a tymczasem tkwi w jednym punkcie — a dokładniej uściślając, przy starszej o pięć lat kobiecie, która zdążyła już raz ją zostawić z czystego strachu i zbyt pochopnie wysuniętych wniosków w obliczu niebezpieczeństwa.
— Wyglądasz na zmartwioną — zauważyła cicho Alfa, wybudzając tym samym szatynkę z transu.
Lauren przesunęła niżej dłoń, trącając palcami linię szczęki kobiety, wskutek czego usłyszała drobne, niekoniecznie chciane mruknięcie pełne zadowolenia.
— Nie chciałabyś ponownie podróżować jak wcześniej?
Camila zmarszczyła brwi, będąc szczerze zbita z tropu pytaniem. Nie podejrzewała, że mogłyby podjąć się tego tematu po takim wieczorze. Bardziej obstawiała rozmowę o impulsywności jej siostry niżeli o przeszłości — a właściwie to również planie na przyszłość.
— Nie — odpowiedziała zgodnie z prawdą.
— Mogłabyś mieć dzięki temu szansę na poszerzenie własnych horyzontów — skomentowała ostrożnie. — Choć i tak na tę chwilę masz rozbudowaną paletę.
— Nie nadaję się do podróży. Nie powtórzyłabym żadnej z tych, które odbyłam.
— Mogę spytać dlaczego?
— Byłam sama — uniosła lewy kącik ust, jednak nie było w tym uśmiechu humoru, przez co Lauren miała nieodpartą ochotę przytulić do siebie brunetkę. — Nie należę do osób, którym odpowiada samotność. Znajdowanie się w sytuacji, gdzie jestem otoczona obcymi ludźmi i nie mam powodu, aby z nimi rozmawiać, ponieważ, tak szczerze, niczego od nich nie chcę, popchnęło mnie o punktu, w którym nie byłam pewna, kim jestem — przełknęła ślinę. — Nie miałam pewności co do swojego charakteru, osobowości, zachowania. Wydawało mi się, że ciągła samotność zabiera moją tożsamość, przez co staję się tylko chodzącą formą bez niczego wartościowego w środku.
Lauren nie była przygotowana na taką odpowiedź. Nie sądziła, że Camila mogła dotrzeć przez coś tak — zdaniem większości — wspaniałego, jak podróże do sytuacji, w której traciła pojęcie indywidualizmu. Nie mogła wyobrazić sobie, że ktoś tak ułożony i nasycony idealnością mógłby posiadać problem z własną tożsamością. Kobieta przed nią pokazywała tak wiele pozytywnych i, przede wszystkim, szlachetnych cech, że ciężko było przyjąć do rozumu przedstawioną możliwość. Nie było możliwości, aby wyobrazić sobie Camilę, która nie byłaby Camilą.
Bo Camila była Camilą.
I Camila miała w sobie tak wiele pozytywnych atutów, które wyróżniały ją spośród tłumu, że przy dobrej analizie trudnym zadaniem okazałoby się zliczenie tego wszystkiego. Była wyjątkowa, co do tego nie ma wątpliwości i jedyna w swoim rodzaju. Lauren przez całe swoje życie nie spotkała tak cudownie nacechowanej postaci, która potrafiła w każdym punkcie swojego życia stawiać innych przed sobą w dobrym celu. Camila mogła to zrobić za każdym razem. I, gdyby ta sytuacja dotyczyła ich dwójki, Lauren była pewna, że okazałaby się w oczach brunetki priorytetem.
— Nie czułaś chociaż krzty szczęścia, kiedy miałaś tyle możliwości do poznania czegoś nowego — kogoś nowego?
— Och, byłam szczęśliwa — zerknęła w zielone tęczówki. — Ale to szczęście nie powodowało wyzbycia się poczucia pustki.
— Teraz jest lepiej? — trąciła palcem wskazującym kącik warg kobiety, która mimowolnie się uśmiechnęła, tym razem łagodnie.
— Teraz jest inaczej. W dobrym znaczeniu — przyznała. — Jestem przy swojej rodzinie i znalazłam ciebie.
Lauren przygryzła wnętrze policzka, hamując w sobie uwagę o własnym wieku. Choć słowa Camili teraz były nasycone pozytywnością, nadal miała przekonanie, że swoim obecnym podejściem do życia mogłaby zatrzymywać ją w miejscu. To nie były te lata, kiedy szatynka mogłaby sobie pozwolić na coś szalonego — w końcu miała stabilną posadę, własny dom i najprawdopodobniej w następnych latach będzie miała nadzieję, że ktoś stały pojawi się w jej życiu i będzie mogła założyć rodzinę. Gdyby tą osobą była Camila, w tym samym momencie zatrzymałaby jej życie. Bo co to za życie, mieć własną rodzinę, pracę i każdą odpowiedzialność z tym związaną w tak młodym wieku?
Lauren nie chciała angażować się nadto, ponieważ nie chciała, aby ktoś tak młody z jej powodu poczuł się o 10 lat starszy, bo dla niej samej zbliżał się czas stabilizacji w każdym aspekcie życia.
— Chyba nigdy tego nie zrozumiesz, co? — Camila uniosła się na przedramieniu, wskutek czego Jauregui zabrała dłoń.
— Czego takiego?
Alfa westchnęła do siebie, zanim nieświadomie ukazała w tęczówkach drugie oblicze, które w żadnym stopniu nie przeraziło starszej kobiety. Co więcej, jak zahipnotyzowana patrzyła bezpośrednio w jej oczy, kiedy ta znacznie się pochyliła i z łatwością mogła ułożyć lewą dłoń na bladym policzku. Zrobiła to z ociąganiem, dotykając zaledwie opuszkiem palca wskazującego niemal alabastrowej skóry, która tak bardzo kusiła.
— To nie miałoby dla mnie znaczenia, czy miałabyś 30, 50, czy 70 lat i czy byłabyś mężatką, czy miała żonę i założoną rodzinę — wytłumaczyła powoli spokojnym oraz cichym tonem. — Wciąż chciałabym przy tobie być. Twój wiek nie ma dla mnie znaczenia. To tylko niewiele znacząca liczba, którą ktoś nakazał się określać — przesunęła dwukrotnie palcem po skórze szatynki, tak na próbę, aby sprawdzić jej strukturę, która okazała się lepsza niż śmiała podejrzewać. — Ważniejsze jest to, ile wewnętrznie uważamy, że mamy lat; na ile lat się czujemy — spojrzała w zielone tęczówki. — Dla mnie nie ma między nami żadnej różnicy.
— Nasze priorytety mogą być poróżniające. Nie powinnaś zatrzymywać się w miejscu ze swoim życiem z mojego powodu.
— Jak mogłabym zatrzymać się w miejscu ze swoim życiem skoro dzięki tobie w końcu ruszyłam z nim w przód?
Lauren rozchyliła wargi, jednak żadne słowo nie zostało wypowiedziane. Nie spodziewała się, ponownie, takiej odpowiedzi. Na nowo Camila wzięła ją z zaskoczenia, zaburzając wytworzoną od dawna w głowie teorię, że ta relacja — a właściwie jej pogłębienie — jest skazana na porażkę.
— Zapamiętaj jedno — Alfa przekręciła w bok głowę, nadal nie ukrywając złocistego spojrzenia. — Dzięki tobie czuję się bardziej człowiekiem niż kiedykolwiek wcześniej.
— To nie powinno być obraźliwe dla twojej drugiej natury?
— Może dla kogoś innego. Dla mnie to efekt wypełnienia pustki, która głównie utworzyła się w ludzkiej formie — zmarszczyła lekko brwi. — Więc kiedy następnym razem ponownie pomyślisz, że jest coś, co mogłoby nas poróżnić, przypomnij sobie również, że jesteś powodem, dla którego stałam się lepszym człowiekiem. Poczułam się i stałam się lepszym człowiekiem w takim momencie, w którym zakładałam, że nic dobrego w życiu mnie nie spotka.
— Trudno mi to zauważyć, a tym bardziej zrozumieć, bo zawsze jesteś taka zamknięta w sobie — przyznała po ułożeniu dłoni na zakrytym mostku brunetki. — Choć rozmawiamy, nadal pozostajesz tajemnicza i nigdy nie wiem, co mogę zrobić, a czego nie. Nie wychodzisz z inicjatywą przy najprostszych kwestiach, a to bardzo dezorientuje.
— Nie robię tego celowo. Tak na mnie wpływasz — brązowa barwa ponownie objęła panowanie w jej tęczówkach razem z drobnym, tak doskonale znanym, półuśmiechem. — Przy tobie robię się nieśmiała.
— Aż tak bardzo wychylam się przed szereg, że zostajesz z tyłu? — Lauren próbowała nie myśleć za dużo nad jej słowami, a przynajmniej nie w tej chwili.
— Nie, po prostu jesteś naturalnie bardzo czarująca i onieśmielająca.
Cóż, teraz to Jauregui poczuła, że zostaje z tyłu, ponieważ gorąc niekontrolowanie zaczął obejmować jej policzki, na których nie można było ukryć tego śladu zbrodni.
— A ty nie? — Mruknęła bardziej do siebie, jednak Camila mogła doskonale to usłyszeć, ponieważ znajdowała się tak blisko.
— Nie widać, abym w jakiś sposób na ciebie wpływała.
— Gówno prawda — odchyliła głowę na poduszce, eksponując bardziej bladą szyję. — Gdyby tak podliczyć ile razy zdążyłam cię pocałować...
— Och...
— Cóż, mogłabym bez problemu zrobić to również teraz.
Camila chrząknęła cicho, zabierając natychmiastowo palec z policzka kobiety. Brązowe tęczówki na nowo skrzyżowały się z zielonymi, które wyglądały na wyraźnie rozbawione.
— Jednak obawiam się, że znowu byś uciekła i miałabym dwa okna do wymiany zamiast jednego.
Alfa opuściła lekko głowę z wyraźnym zawstydzeniem, co potwierdzało nerwowe drapanie się po szyi wolną dłonią.
— Nie zniszczyłabym ci okna...
— Och, czyżby? — Sięgnęła do włosów kobiety, w które wplotła palce.
— Przynajmniej próbowałabym tego nie zrobić.
— I widzisz, tutaj pojawia się problem — zaczesała kilka kosmyków za ucho brunetki. — Dla mnie to nie jest nieśmiałość tylko poczucie dyskomfortu z twojej strony, kiedy za bardzo się do ciebie zbliżę. Nie rozmawiamy o tym, więc mam inne odczucie względem tego niż ty i nie możemy znaleźć rozwiązania.
— To nie jest, um, dyskomfort.
— Domyślam się, ale czasami tak to wygląda.
— Przepraszam — zacisnęła wargi. — Nie chciałam, żebyś miała takie wrażenie.
— Nie przepraszaj — przesunęła dłonie do karku kobiety, przyciągając ją bliżej siebie, wskutek czego niemal stykały się klatkami piersiowymi, gdy Camila praktycznie musiała zawisnąć nad ciałem starszej. — Spróbuj ze mną rozmawiać.
— D-dobrze.
— Nigdy o to nie spytałam, ale... — oblizała usta. — Czy to w porządku, jeśli przytulę się do ciebie?
— Oczywiście — padła natychmiastowa odpowiedź na wydechu.
Lauren uśmiechnęła się nieznacznie, zanim przekręciła się z brunetką na bok, wskutek czego mogła wygodniej objąć ramionami jej szyję. Przybliżyła ciało do ciała, czując od razu charakterystyczne ciało bijące od Alfy, które zawsze wpływało na nią w zadziwiająco kojący sposób, choć nigdy nie podejrzewała, że coś takiego mogłoby wywierać jakiś efekt.
— To była długa noc — Jauregui uniosła głowę. — Dla nas obu.
— Prawda. Powinnaś odpocząć.
— Oby jutro było mniej emocjonujące — Camila odniosła wrażenie, że Lauren spojrzała na nią z niespotkaną wcześniej czułością, jednak próbowała nie myśleć o tym wiele, bo mogła coś źle zinterpretować. — A przynajmniej nie w złym sensie emocjonujące.
Krótki oddech przeszedł przez wargi Alfy, kiedy miękkie usta napotkały opalony policzek. Ucałowały go, dokładnie wyliczając, trzykrotnie, pozostawiając po sobie przypływ gorąca oraz dziwnej energii, która przemknęła przez ciało Cabello. Próbowała ukryć skutek tak prostego gestu, aby nie przywoływać na wierzch partnerstwa i wszystkich tych drobnych gestów oraz ich nieproporcjonalnie wielkiego wpływu.
Nie chciała psuć atmosfery, dlatego po pozwoleniu Lauren na to, aby wygodnie się ułożyła — będąc, naturalnie, wtulona w klatkę piersiową Camili — bąknęła ostatnie pożegnanie na noc, po czym próbowała przez kolejne dwie godziny udawać, że usnęła, zanim faktycznie do tego doszło.
———
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top