④⓪
Nie byłam pewna, czy dam radę wstawić rozdział zgodnie z zapowiedzią na tt. Ból ramion po siłowni nie pozwala na wiele, aczkolwiek jakoś się udało napisać odrobinę skróconą wersję pomysłu.
———
Tuż po przejściu przez bramki i wykupieniu biletu, Camila spojrzała nerwowo w stronę Lauren, która nadal trzymała dłoń między jej łopatkami. Czuła jeszcze większy stres, ponieważ to był moment, w którym mogła się dowiedzieć o prawdziwej opinii na temat pomysłu na spędzenie tego czasu. Czekała, wydawałoby się, bardzo długo na odpowiedź, którą ostatecznie okazał się łagodny uśmiech, który w przekonaniu starszej miał załagodzić negatywne myśli Alfy, ale zwyczajowo nie dało to pożądanych efektów.
— Nie pamiętam, kiedy ostatni raz byłam w podobnym miejscu — przyznała szczerze. — To miła odskocznia, nie spodziewałam się, że o to mogłoby ci chodzić, ale wygodniejsze ubrania mają teraz sens — rozejrzała się po stanowiskach.
— Chcesz tutaj zostać?
— Dlaczego nie miałabym? — Uniosła brwi, pocierając mimowolnie plecy brunetki. — Na pewno będzie ciekawie. O ile nie będziesz mnie oszukiwała.
— Oszukiwała? W jakiej kwestii?
— Podczas gier. Nie mam takiego refleksu, jak ty — wskazała na nią ostrzegawczo palcem z krótkim śmiechem, który rozczulił Cabello jeszcze bardziej, choć wydawało jej się, że nie jest to możliwe. — Kiedy chodzi o wygraną w parku rozrywki, nie ma sojuszników, ale trzeba być uczciwym.
— To mój naturalny refleks.
— Na pewno możesz być wolniejsza — przesunęła swoją dłoń, aby ścisnąć delikatnie napięty bark. — Gdzie chciałabyś najpierw pójść? Wybieramy losowo, czy podchodzimy do kolei i zagramy tam, gdzie będzie coś ciekawego?
— Możemy trochę pochodzić i popatrzeć. Jest trochę ludzi, więc może byśmy zaczęły od tych stanowisk, przy których nie ma tak długich kolejek i jeśli będzie coś interesującego to skorzystamy?
— Pasuje mi — przyjrzała się uważniej profilowi Camili. — Tylko jedna sprawa, zanim zaczniemy — zatrzymała się na moment, co zrobiła również brunetka, odwracając się do niej całkowicie przodem, aby spojrzeć w zielone tęczówki i poświęcić kobiecie całą swoją uwagę.
Swoją drogą, bardzo doceniała takie drobne zachowania Alfy, które normalnie nie rzucałyby się w oczy, ale im dłużej by się nad nimi zastanawiać, to okazuje się, że za każdym razem próbuje maksymalnie skupiać się na osobie, z którą jest w danym momencie. Nie zdarzyło się ani razu, aby Camila rozmawiała z nią, będąc odwrócona tyłem. Za każdym razem spoglądała na nią przez ramię, pilnując kontaktu wzrokowego, a to powodowało — tak mimowolnie — że Lauren ceniła sobie takie chwile i później obserwowała swoje otoczenie, aby sprawdzić, czy poza kobietą jest dużo takich osób.
Niestety nie doszukała się wielu przypadków, w których utrzymywane były podstawy, żeby mówić o kompletnych próbach utrzymania najlepszej komunikacji. Braki pojawiały się masowo, kiedy chodziło o luźne rozmowy, a nie czysto biznesowe, czy zawodowe. Camila okazywała się ewenementem — w dobrym sensie — ponieważ bez względu na okazję, tematykę, czy humor, zawsze ofiarowywała całą swoją uwagę i koncentrację. No i, oczywiście, poza tym była swego rodzaju gentlewoman.
— Tak, o co chodzi?
Lauren zabrała dłoń z ramienia Cabello, aby ułożyć obie na jej mostku, trącając palcami fragment odkrytej skóry szyi. Utrzymała między nimi dystans, standardowo, żeby nie spłoszyć młodszej, aczkolwiek pozostawała bliżej niż wcześniej.
— Chciałabym, żebyś również dobrze się bawiła — delikatnie potarła kciukami miękką, opaloną skórę, wywołując samej sobie tym ruchem dziwne poczucie elektryczności — takiej dobrej, pozytywnej — która przeszła przez całe jej ramię, a następnie wzdłuż kręgosłupa. — Dlatego też proszę, żebyś spróbowała się odprężyć, dobrze? Wiem, że łatwo jest mówić, ale chciałabym, żebyś chociaż spróbowała, naprawdę, tylko to.
— Zrobiłam coś nie tak, że masz takie odczucie? Mam na myśli, że jestem spięta.
— Camila, nie zrobiłaś nic złego. To po prostu po tobie widać, a chciałabym, żebyś również trochę się zrelaksowała — zapewniła z łagodnym uśmiechem. — Nie myśl o tym, jak o randce, jeśli to sprawi, że będziesz mniej spięta — dziwny przebłysk rozczarowania przeszedł przez brązowe tęczówki. — Jesteśmy na niej, oczywiście — poprawiła się natychmiastowo, klnąc w myślach na złe sprecyzowanie — ale jeżeli niemyślenie o tym spotkaniu w ten sposób sprawi, że bardziej wyluzujesz, to najzwyczajniej na świecie to zrób.
— Och, w porządku.
— Relaks — powtórzyła, sunąc kilkukrotnie wzdłuż długości ramion Camili z kolejnym, zdaniem brunetki, czarującym oraz onieśmielającym uśmiechem.
— Dobrze, dziękuję.
— Nie masz za co mi dziękować — przekręciła lekko w bok głowę w niezrozumieniu.
— Jesteś wyrozumiała — wydukała. — Ktoś inny mógłby po prostu zaśmiać się z mojego zachowania — uniosła wyżej barki w tym samym momencie, kiedy wsunęła dłonie do kieszeni kardigana.
— Zdradzić ci tajemnicę?
— Cóż, jeśli chcesz, to oczywiście. Nikomu nic nie powiem — nachyliła się delikatnie, ignorując tę nagłą zmianę tematu, a Lauren nie mogła powstrzymać się przed śmiechem, który nie był w żadnym stopniu nasycony złośliwością.
— Okej, więc... — również pochyliła łagodnie głowę. — Też się stresuję, tylko tak tego nie pokazuję — puściła oczko brunetce, zanim owinęła rękę wokół zgięcia łokcia Cabello, aby chwilę później pociągnąć ją w stronę wolnych stanowisk.
—
Camila nie mogła uwierzyć w to, z jaką łatwością poszło to spotkanie. Każdy uśmiech, dotyk, drobna rozmowa sprawiały, że jej serce biło znacznie mocniej niż powinno — podejrzewała, że gdyby była zwykłym człowiekiem to po prostu mowa by była o zawale. Nie mogła napatrzeć się na kobietę, która z każdym zaliczanym stanowiskiem wyglądała na coraz bardziej zrelaksowaną i tym samym przypominała jeszcze nastolatkę, w której było pełno życia oraz nadziei na lepsze jutro. Takie odniosła wrażenie, a przecież tylko skupiały się na grach, które w większości przegrywały. Mogły oczywiście wygrać, jednak Lauren upierała się, aby Alfa nie oszukiwała.
W każdym razie, ten widok był oszałamiający i Camila nie potrafiła się nim nasycić. Gdyby tylko mogła to zrobiłaby multum zdjęć, a następnie zawiesiłaby je w widocznym miejscu, żeby każdego poranka mieć powód do tego, aby dobrze zacząć dzień. Lauren zapewne nie zdawała sobie sprawy z tego, jakie zainteresowanie wzbudziła własną zabawą i jak bardzo zmieniła tok myślenia brunetki obok po kolejnych ostrzeżeniach typu: "Camz, nie oszukuj". Nie mogła pojąć, oczywiście, jak ogromny wpływ miało na Cabello to całkowite odepchnięcie swojej drugiej natury. Po raz pierwszy, tak naprawdę i szczerze, poczuła się stuprocentowo człowiekiem, a nie postacią, która w połowie jest taka, a w drugiej połowie inna. Może przesadą byłoby uznanie, że odpychając swoją drugą naturę i skupiając się na typowo ludzkich rozrywkach, zaczęła na nowo oddychać. Wszystko dookoła wydawało się takie interesujące, a chwila beztroska oraz wieczna, godna do zapamiętania w każdej sekundzie.
Takie momenty utwierdzały Camilę w przekonaniu, że fakt, Lauren jest jej niedoszłą partnerką, ale jeśli rzeczywiście nigdy by im nie wyszło, to postara się o zachowanie przyjaźni. Kobieta miała na nią tak cudownie pozytywny wpływ, że nie mogła odmówić sobie tak wybornego towarzystwa, jeżeli miałaby możliwość. Ponadto, można również uznać, że Camila trochę się poddała w kwestii tego całego "partnerstwa". Nadal miała uraz, że jeśli zacznie wspominać o tym zbyt często, to znajdzie się w podobnym punkcie, co ostatnim razem, a to miejsce było całkowitym przeciwieństwem raju, w którym obecnie była. Wolała postawić na szczerość, lekką relację i pozostawić ją taką, jak pierwotnie by się ukształtowania, bez żadnej presji. Jeżeli okaże się, że Lauren zechce z nią długiej znajomości, Camila nadal będzie posiadała miano najszczęśliwszej osoby na świecie. Znowuż, wolała zostać przy takim standardzie, niżeli się wychylać; wolała szczerze poznać kobietę oraz dać poznać siebie; wolała przejść przez różne rozmowy, aby — przy odrobinie szczęścia — stworzyć solidną przyjaźń.
Tylko tego pragnęła.
Lauren, z drugiej strony, nie sądziła, że tak bardzo spodoba jej się chodzenie po budkach i bezcelowe rzucanie w przedmioty, aby jakimś cudem wygrać maskotkę. Wcześniej pomyślałaby, że to absurd, marnotrawstwo czasu. Od lat miała ułożone życie pod własną pracę i ten scenariusz miał na celu zdobycie większego prestiżu niżeli pozyskanie szerszego oraz barwniejszego życia towarzyskiego. Praktycznie zawsze była typem samotnika, który wolał mieć jednego bliższego znajomego, chociaż któremu zdarzało się również narzekać na brak towarzystwa. Znajdowała się tutaj sprzeczność, ale taka była Lauren — często sprzeczna, trudna do zrozumienia, pomimo tego, że w głębi okazywała się naprawdę cudowną osobą doceniającą drugiego człowieka. Głównym problemem, który pojawiał się w jej życiu towarzyskim czy to miłosnym, zawsze był odwieczny brak zrozumienia. Tak naprawdę ta kwestia była niczym temat rzeka — mogłaby znaleźć kolejne aspekty, które mogły znajdować się w kategorii spóźnionego efektu domina i które jednocześnie wpływały na wiele porażek, rozczarowań oraz ponownego zasmakowania samotności, aczkolwiek ze zdwojoną siłą.
Camila była uprzejma, skromna, słodka i nieśmiała, co częściowo pokrywało się z tym, jaka Lauren okazywała się prywatnie, gdy uznawała, że osoba, z którą przebywa wzbudza w niej wystarczająco wysoki pokład komfortu. Nie zdarzało się to często, wręcz przeciwnie. Nawet w tych wyjątkowych sytuacjach zdarzało się, że bardzo żałowała tejże decyzji, jak w przypadku Lucy. Dwumiesięczny związek, Lauren zdążyła otworzyć się bardziej, a na horyzoncie pokazała się zdrada, ponieważ była zbyt "nudna". Takie doświadczenie zdecydowanie wycofało ją z przekonania, że taki okres czasu plus długoletnia znajomość, wystarczą, aby poznać drugiego człowieka.
Ale, ponownie, w Camili było coś podobnego. Lucy od samego początku przedstawiała się jako przeciwieństwo, kiedy Cabello wyrażała się na co dzień jak prywatna wersja Lauren. Był tutaj jakiś wewnętrzny sentyment na ten widok, który skrycie w sobie tamowała, ale nie dało się zaprzeczyć temu, że pomimo mniejszej ilości rozmów niż z Lucy, przy Camili czuła się lepiej. Nie wiedziała, w którą dokładnie stronę lepiej, ale to nadal było lepiej, tak?
Dzisiejsze spotkanie, randka, dała Jauregui przed oczami widok kobiety, która przez tak długi czas próbowała hamować własne zachowanie. Od samego początku było to kłopotliwe, ponieważ nie mogła w pełni poznać Camili, która była taką codzienną Camilą, jeżeli to ma jakiś sens. Znała pewne cechy brunetki, oczywiście, które mogła doskonale do niej przypisać, ale nadal brakowało takiego zbioru zachowań, który przeważnie ukrywa się za zamkniętymi drzwiami lub ukazujemy przed, doprawdy, najbliższymi osobami. Dzisiaj Lauren zaobserwowała, w jaki sposób formuje się jej uśmiech, kiedy jest czymś podekscytowana, zadowolona z siebie, czy rozbawiona. To zdecydowanie kompletnie odmienny typ uśmiechu od tego łagodnego oraz nieśmiałego.
Lauren naprawdę dobrze bawiła się z kobietą, nie odczuwając nawet przez moment chęci, aby przypomnieć sobie, że zaraz stuknie jej 30 lat i raczej powinna myśleć o kolejnych priorytetach w swoim życiu. Była tak pochłonięta brunetką, że nie zdała sobie sprawy, jak długo kręciły się po parku rozrywki, chodząc od stoiska do stoiska z nadzieją na wygraną, która wydawała się trudna bez wsparcia drugiej natury Cabello.
— Ostatnia próba — powiedziała Camila, kiedy Lauren uniosła plastikową broń, żeby strzelić w ruchome tarcze.
— Presja nie pomaga — zmrużyła powieki. — Jestem trochę ślepa, więc nie liczę na to, że się uda.
I faktycznie tak było.
Westchnęła ciężko, potrząsając głową, zanim oddała Cabello broń. Dotychczas nie zdobyły żadnej nagrody, a wszystko wskazywało na to, że jest już środek nocy, więc chodziły po stoiskach od dłuższego czasu.
— Tylko nie oszukuj, Camz — powtórzyła swoją formułkę.
— Zawsze jestem uczciwa — posłała jej zadowolony uśmiech przed wymierzeniem lufy w przeznaczoną część straganu.
Lauren oparła biodro o blat stołu, znajdując się w znacznej odległości od Camili i zabawki, którą miała w dłoniach. W ciszy obserwowała nie tyle próby trafienia, co ekspresję na twarzy skupionej kobiety. Próbowała w ten sposób poznać ją bardziej. Próbowała odkryć znaczenie mimiki, aby na przyszłość wiedzieć, z jaką wersją brunetki ma do czynienia. Wiedziała, że powinna dowiedzieć się części tego typu elementów na własną rękę, niżeli przepytywać Cabello. Choć zapewne dałaby jej odpowiedzi, dowiedzenie się czegoś we własnym zakresie w przekonaniu Jauregui dawało lepsze rezultaty.
Lauren ocknęła się z chwilowego transu, kiedy usłyszała szelest plastikowej torby, w której znajdował się — jak zauważyła z opóźnieniem — niewielkich rozmiarów miś o brązowym kolorze. Camila, która trzymała zwycięsko w dłoniach zdobycz, kiwnęła głową, dając znać, żeby to szatynka zachowała należytą nagrodę. Zbiło ją to z tropu, ponieważ nie spodziewała się, że w końcu coś wygrają, a tym bardziej że otrzyma to dla siebie. Chociaż mogłaby się tego domyślić, mówimy przecież o Camili, więc takie poświęcenie nie powinno być aż tak zaskakujące.
— To ty wygrałaś — zwróciła jej uwagę.
— Ale ty chciałaś, żeby któraś z nas wygrała — zaznaczyła wyraźnie przed przekazaniem do rąk Jauregui ich pierwsze oraz ostatnie trofeum. — Chcesz iść jeszcze do jakiegoś stanowiska? Lub gdzieś indziej?
— Zastanawiałam się nad kolejką widokową — wskazała w stronę ogromnej konstrukcji o kształcie koła, która powoli się kręciła, pozwalając osobom siedzącym stopniowo widzieć okolicę z lotu ptaka.
Camila nie byłaby sobą, gdyby nie zgodziła się na propozycję Lauren. Przełknęła myśl o wysokości, po czym skierowała się razem z kobietą w stronę wskazanej konstrukcji. Kolejka po bilety nie była długa, więc nie musiały czekać więcej niż pięć minut, aby zająć miejsca. Z tego, co mogły zauważyć, większość zrobiła sobie przerwę na jedzenie i okupowała właśnie stoiska sprzedające coś ciepłego razem z napojami.
Alfa nie mogła powstrzymać się przed spięciem, kiedy usiadły, a metalowa zabezpieczająca obręcz charakterystycznie kliknęła. Chrząknęła cicho, tak do siebie, zanim próbowała przybrać zadowolony wyraz twarzy, który ostatecznie Lauren przejrzała i niemal natychmiastowo zapytała, czy coś się stało.
— Nie masz przypadkiem lęku wysokości, prawda?
Camila potarła czoło, które zostało pokryte przy linii włosów niewielką ilością potu, gdy kolejka szarpnęła ich ciałami i ruszyła.
— Camila, dlaczego tutaj przyszłyśmy skoro masz lęk wysokości? — Szatynka ułożyła dłoń na udzie młodszej, która jeszcze bardziej się spięła.
— Cóż, um, chciałaś na to przyjść, więc...
— Mogłaś mi powiedzieć to poszłybyśmy gdzieś indziej.
— Och, em, już za późno — posłała jej nerwowy uśmiech. — Nic mi nie będzie — jak na złość rozejrzała się wokół siebie, przyswajając zbyt dobitnie do umysłu, że znajduje się już kilkanaście metrów nad ziemią.
— Nie patrz w dół — Lauren ściągnęła dłoń z jej uda, aby owinąć ją wokół przedramienia kobiety. — Hej, spójrz na mnie, okej? — Przesunęła palce w stronę ręki brunetki, którą ostatecznie ujęła w swoją.
— Wszystko w porządku — zapewniła.
— Zbladłaś — posłała Cabello znaczące spojrzenie. — Nie zwracaj uwagi na kolejkę — przysunęła się bliżej ciała Alfy. — Możemy po prostu porozmawiać — zaproponowała, zwracając całkowicie twarz w jej stronę, wskutek czego znajdowały się naprawdę blisko.
— Nie chcę odbierać ci, um...
— Chciałabym cię lepiej poznać — rzuciła wyjaśnieniem. — Znamy się już trochę, ale nie rozmawiałyśmy na jeszcze wiele tematów.
— Och, dobrze, w porządku... O czym, em, chciałabyś porozmawiać? — Camila nieznacznie i nieświadomie zacisnęła palce wokół Lauren, całkowicie je splatając.
— Nie mówisz wiele o swojej rodzinie. Nie mam na myśli tutaj twojego rodzeństwa, oczywiście, bo ono bierze aktywny udział w twoim życiu każdego dnia. Mam na myśli rodziców czy dalszą część rodziny.
— Moja dalsza część rodziny, czyli jakieś kuzynostwo, ciotki i tak dalej znajdują się w innej połówce domu i nie mamy tak naprawdę wielu okazji do spotkania. Możliwe, że to wynika z tego, że moglibyśmy po czasie wzajemnie siebie dość. Takie relacje są u nas bardziej zdystansowane niż w przypadku mojego rodzeństwa. Żyjemy pod jednym dachem, ale osobno i poza jakimiś szczególnymi okolicznościami nie wchodzimy sobie w drogę, ponieważ rozchodzimy się w kompletnie odmienne ścieżki.
— Rozumiem — kiwnęła głową. — Lepiej utrzymać trochę dystansu przy tylu sposobnościach przypadkowego spotkania niżeli dojść do takiego punktu, w którym ma się poczucie chęci odejścia w drugą stronę, bo spędzamy zbyt dużo czasu z konkretną osobą i staje się to niewygodne lub niepotrzebne.
— To jest coś w tym rodzaju, tak — przełknęła ciężko ślinę. — A jak jest u ciebie?
— Z dalszą częścią rodziny spotykam się na jakichś okazjach typu śluby czy jakieś duże rocznice, więc bardzo rzadko. Nie utrzymujemy też kontaktu. Dopiero takie spotkania w konkretnym celu są momentem, w którym każde kuzynostwo czy ciotki wypytuje o życiorys.
— Trochę inny typ — skomentowała cicho, na co Lauren potaknęła. — Jeżeli chodzi o rodziców, to w moim przypadku próbuję utrzymać dystans. Nie dlatego, że mamy zachwianą relację, ale u nas każdy jest nauczony tego, żeby w pewnym momencie życia odciąć się od pępowiny na dobre. To nie tak, że nie mamy kontaktu, ponieważ on jest, ale nie mamy potrzeby regularnego odwiedzania się, bo żyję swoimi zasadami, a oni swoimi i tak częste przebywanie razem przy charakterze niektórych z nas mógłby być powodem do niejednej sprzeczki. Zapewne nie aprobowaliby mojego podejścia w niektórych kwestiach.
— Podejścia, w sensie twojej drugiej natury?
— Tak — wcisnęła mocniej plecy w siedzenie. — Jestem znacznie łagodniejsza niż by tego chcieli. Nie pokazuję się od tak, aby wszyscy wiedzieli, że mam nad nimi przewagę, ponieważ uważam to za zbyteczne. W takich sprawach moi rodzice są za pokazem sił i pozycji.
— Próbowali uczyć cię pokazywać się z tej strony?
— Tak, wielokrotnie, ale podejrzewam, że łagodne usposobienie mojego charakteru wygrało.
— Nie mogłabym wyobrazić sobie ciebie jako kogoś próbującego ukazać wyższość.
— To dobrze, w takim razie. Nie chciałabym być kimś takim. Wolę utrzymywać standard równości wszystkich — zerknęła w zielone tęczówki przez moment. — Bez względu na to, czy chodzi o człowieka, czy osobę mojego pokroju. Tego też uczę moje rodzeństwo, które pomimo tego, że w większości jest starsze, nie zawsze wybiera odpowiednie rozwiązania do wyjścia z niektórych sytuacji.
— Dinah i Malcolm są tylko najmłodszymi, jeśli dobrze pamiętam?
— Tak, tak. Ariana i Zayn są starsi ode mnie — uśmiechnęła się mimowolnie na wspomnienie swojego rodzeństwa. — Dinah jest najmłodsza. Co prawda tylko o kilka miesięcy od Malcolma, choć są z tego samego rocznika, ale nadal figuruje jako najmłodsza.
— Trudno mi było przywyknąć do widoku tak silnych relacji między rodzeństwem. Wydawało się to dziwne, bo różniło się od perspektywy, do której przywykłam.
— Wspominałaś, że siostra obrała przeciwny kierunek w życiu od twojego. Mąż, dzieci, dom.
— Yeah. Dlatego też niekoniecznie mamy o czym ze sobą rozmawiać w tej kwestii, ponieważ każda wzmianka o jej mężu mnie irytuje. Nie lubię wybielania ludzi na siłę. Nikt nie jest idealny.
— To prawda — spuściła spojrzenie na ich splecione dłonie. — Ale zawsze można być bliskim czyjegoś przyjętego, prywatnego ideału — dodała ciszej.
— Możliwe — odpowiedziała nieświadomie. — Mój brat z pewnością jest daleki od ideału większości. Ma życie wiecznego kawalera, który raczej nie zamierza skończyć w stałym związku.
— Różnicie się — skwitowała Cabello. — Ale wspomniałaś kiedyś, że chciałabyś założyć rodzinę.
— Bo to prawda, chciałabym, ale najpierw chcę mieć ułożone życie zawodowe. Moja siostra obrała odwrotną strategię: dzieci i mąż w pierwszej kolejności, a pieniędzmi można martwić się później.
— Rozumiem... Twoi rodzice pochwalają bardziej życie któregoś z was?
— Taylor jest ich ulubienicą. Chris przeciwieństwem — takim synem, do którego nie zawsze się przyznają, bo nie jest w stałym związku i wydaje im się bardzo niedojrzały — zatrzymała się na moment, mimowolnie opierając swoje ciało o Camilę, kiedy zastanawiała się nad dobrym opisaniem zdania rodziców na jej temat. — W moim przypadku... Cóż, pierwszorzędnie nie utrzymujemy często kontaktu, ponieważ wolę unikać pytań, czy w końcu sobie kogoś znalazłam i czy w końcu zamierzam wziąć ślub i czy w końcu zamierzam zajść w ciążę.
— Brzmi odrzucająco przy wizji częstych rozmów.
— Tak, dlatego też ograniczam je do minimum. Próbują za bardzo porównać mnie do Taylor, która ma to, ich zdaniem, spełnione życie, ale jednocześnie nie ma większej stałości finansowej, a przynajmniej dużej. Natomiast ja wolałam się kształcić, znaleźć dobrą pracę, iść w kierunku awansów i dopiero później próbować uporządkować sobie życie prywatne.
— Wygląda jakby byli bardziej tradycyjną rodziną, która odkłada realizowanie się w zawodzie na później.
— Tacy właśnie są, więc nie mamy za wielu tematów do rozmowy. Prawdopodobnie będą skorzy do konwersacji, kiedy przytargam im najlepiej, w ich przekonaniu, jakiegoś narzeczonego z brzuchem, jakbym połknęła wielką piłkę. Podejrzewam, że popłakaliby się ze szczęścia, nawet jeśli powiedziałabym im wcześniej, że wyrzucili mnie z pracy, czy coś w ten deseń.
Camila uśmiechnęła się łagodnie i ścisnęła jeszcze raz ich palce w geście czystej otuchy, na co Lauren oparła swoją głowę o jej, głaszcząc wolną dłonią ciepły, opalony policzek. Obie przymknęły powieki na przyjemną atmosferę, która znajdowała się wokół nich, pomimo odrobinę ciężkiego tematu, jak na pierwsze spotkanie tego typu.
Nawet nie spostrzegły, że przejechały całą drogę, dopóki kolejka nie wydała z siebie skrzypnięcia i ponownie nie otrząsnęła ich ciał przy zatrzymaniu się na dole. Każda z nich z zadowoleniem — szczególnie Camila — opuściła wagon, a następnie skierowały się do ławek, żeby zastanowić się, co zrobić dalej. Było już naprawdę późno, a żadna niczego nie zjadła. Kolejki do stoisk z jedzeniem zdecydowanie nie zachęcały, a Cabello nie wiedziała, którą z przygotowanych przez nią wcześniej opcji zaproponować.
— Możemy zjeść kolację na plaży — zaproponowała. — Ale nie jestem pewna, czy o tej porze nie będzie tam zbyt chłodno przez wiatr.
—Mogłybyśmy się przeziębić — na samą myśl potarła ramiona.
— Mam awaryjnie rezerwację w restauracji, zawsze mogłybyśmy tam pojechać. To taka bezpieczniejsza opcja. Nie chciałabym, żebyś była chora.
— Możemy tak zrobić — zgodziła się szybko, ponieważ skurcze w żołądku dawały o sobie znać.
—
Camila zatrzymała samochód tuż przy dróżce prowadzącej do domu Lauren. Oparła wygodnie głowę o fotel kierowcy z twarzą zwróconą ku szatynce. Spędziły miło czas podczas kolacji, która wydawała się jeszcze większą nagrodą za wszystkie próby wygrania w parku rozrywki niż faktyczne trofeum w postaci misia, który zajmował miejsce na udach starszej. Alfa nie potrafiła pohamować drobnego uśmiechu, w którym tliło się zadowolenie, ponieważ czuła się tak, jakby była na takim samym jak zawsze spotkaniu z Lauren, a świadomość, że to randka poszła w niepamięć już w pierwszej części wieczoru, dlatego przez resztę pozostała całkiem rozluźniona. Kobieta musiała to zauważyć, bo chętniej podejmowała się rozmów na najróżniejsze tematy — choć kręciły się one wokół kwestii rodziny i relacji z nią.
Choć każda z nich była niebywale zmęczona, przebłysk ekscytacji, który każda ukrywała sprawiał, że nadal czuły się tak, jakby mogły za pięć minut powtórzyć całe spotkanie od nowa. Lauren doprawdy cieszyła się, że Camila pierwszorzędnie zaproponowała to wyjście, bo nie była pewna, czy sama mogłaby to zrobić. Wizja spędzenia wieczoru o takim charakterze dawała jej wrażenie, że rzeczy dzieją się zbyt szybko, ale gdy bez większego namysłu przyjęła zaproszenie, a teraz doświadczyła tego, jak towarzystwo Alfy wpływało na nią w tym kontekście, miała ochotę klnąć w myślach na wcześniejsze obawy. Dzisiaj przy Camili czuła się wyjątkowo swobodnie, a fakt, że poznała ją z trochę innej strony był niebywale satysfakcjonowy i dobrze rokował.
W głębi Lauren miała nadzieję, że to nie będzie ich ostatnie spotkanie w takiej odsłonie.
— Zmęczona? — Camila zmrużyła delikatnie powieki, kiedy Jauregui kiwnęła z cichym śmiechem głową.
— Zdecydowanie.
— Marzę o położeniu się do swojego łóżka — skomentowała. — Mam nadzieję, że to wyjście nie było tragiczne i nie czułaś się skrępowana przez...cóż, jego pierwotny kontekst.
— Było świetnie — uśmiechnęła się, sięgając do dłoni brunetki, której wierzch pogłaskała palcami — i w końcu trochę wyluzowałaś, z czego jestem bardzo zadowolona. Same plusy, jak widać.
— Cieszę się w takim razie — pomimo tego, że tego wieczoru często była blisko Lauren, kolejne zostanie złapaną za rękę sprawiło, iż opalone policzki oblały się rumieńcami. — Nie będę cię zatrzymywać. Obie jesteśmy zmęczone od tego chodzenia i jeszcze ktoś na ciebie czeka w domu.
Lauren zmarszczyła brwi, momentalnie zabierając dłoń.
— Co takiego?
— Co "co takiego"?
— Kto na mnie czeka w domu?
— Nie wiem, ktoś czeka, bo czuję — wzruszyła ramionami, zanim spojrzała na twarz kobiety, która zbladła. — Coś się stało?
— Nikt nie powinien na mnie czekać — natychmiastowo przeszukała torebkę, aby sprawdzić, czy dostała jakąś wiadomość od Allyson, ale ekran pokazał, że nie ma żadnych powiadomień. — Tylko Ally ma klucze do mojego domu i używa je tylko wtedy, kiedy o tym wiem. Czy możesz jakoś sprawdzić, czy to Ally?
— To zdecydowanie nie jest Allyson — odpowiedziała sekundy później. — To dwój mężczyzn. Jesteś stuprocentowo pewna, że nie miał cię ktoś odwiedzić?
— Camila, nikt nie ma kluczy oprócz Allyson i mnie — powtórzyła, czując jak zimny pot oblewa jej ciało.
— Może to jakiś sąsiad? Chyba wyłączyli wam prąd, bo żadna lampa nie świeciła się od kiedy wjechałyśmy na tę ulicę.
— Prąd prądem, Camila, ale czy oni są w moim domu?
— Przed chwilą któryś coś przewrócił, więc podejrzewam, że są w środku.
— Muszę zadzwonić na policję.
— Policję?
— Ktoś włamał mi się do domu! — Podniosła głos z nerwów, na co Camila uniosła dłonie do kierownicy. — Co ty robisz?
— Cofam odrobinę, żeby nie zobaczyli samochodu — wytłumaczyła spokojnie. — Teraz zostaniesz tutaj, zadzwonisz na policję, a ja wychodzę.
— Co? Gdzie wychodzisz? — Szybko złapała ją za ramię.
— Do nich, a gdzie? — Uniosła brwi. — Policja zabierze ich na komendę.
— To niebezpieczne. Siedź w miejscu, Camila.
— Lauren — pozwoliła sobie na to, aby złoty błysk był widoczny w jej tęczówkach. — Dam sobie radę. Zostań w samochodzie, a ja pójdę i wykurzę na zewnątrz tych dwóch typków, zanim coś uszkodzą.
— Ale...
— Zostawię ci kluczyki, dobrze? Możesz zamknąć się od środka. Jeżeli chcesz to możesz przyjść na miejsce kierowcy i w razie czego odjechać — zaproponowała. — W tej sytuacji to oni mają się czego bać, nie ja.
Lauren sięgnęła dłońmi do twarzy, próbując przetworzyć w głowie wszystkie informacje. Jak to możliwe, że w jednym momencie była szczęśliwa, poniewż tak dobrze spędziła wieczór, a teraz znajduje się na swoim osiedlu, na którym wysiadł prąd i w dodatku ktoś próbuje ją okraść? To zdecydowanie za dużo — za dużo, aby podjąć sensowną decyzję, dlatego ostatecznie potaknęła na wszystko, co powiedziała Camila.
Zamienienie się miejscami zajęło zaledwie kilka sekund.
— Wszystko będzie dobrze — zapewniła Alfa, ściągając kardigan, aby nie mieć skrępowanych ruchów, po czym rzuciła go na tylne siedzenia. — Zadzwoń na policję, powiedz o wszystkim, a do czasu, kiedy przyjadą, ta dwójka będzie siedziała nieszkodliwie przed twoim domem.
Ponownie pokiwała głową.
— Proszę, nie wychodź z samochodu. Poczekaj na policję — ostatni raz spojrzała na twarz Jauregui. — Obiecuję, wszystko będzie w porządku.
Lauren nie była pewna tych słów. Momentalnie zapomniała o tym, kim naprawdę jest Camila i w głowie tworzyła najgorsze scenariusze. Nawet nie wiedziała, kiedy kobieta od niej odeszła, a ona bezpiecznie siedziała w środku samochodu, patrząc pusto w czerń ulicy. Umysł tak bardzo płatał jej figle, że niekonstruktywnie przekazała informacje operatorowi, który odebrał połączenie. Przez nerwy musiała dwukrotnie podać adres, ponieważ uścisk w gardle nie pozwalał na to, aby wypowiedziała go wyraźnie.
Kiedy połączenie dobiegło końca, siedziała jak struta z wrażeniem, że czas niebywale się dłuży. Jej nogi nerwowo podskakiwały na kolejne myśli o tym, że Camila mogłaby zostać zraniona albo — nie. Zdecydowanie nie chciała myśleć o jeszcze gorszych scenach, które mogłyby przydarzyć się atrakcyjnej kobiecie, która przyłapała dwóch złodziei na kradzieży. Nie zmieniło to jednak faktu, że w oczach Lauren zaczęły zbierać się łzy, ponieważ strasznie bała się o brunetkę, która była zbyt pewna siebie w tej scenerii. Nie chciała, naprawdę nie chciała, aby stała się jej jakakolwiek krzywda — chociażby siniak.
Lauren wiedziała, że jej ciało nie jest pod kontrolą zdrowego rozsądku, kiedy drzwi samochodu zamknęły się za plecami. Nie miała pojęcia, w jaki sposób mogłaby pomóc Camili, ale jeśli dostałaby się chociaż do jakiegoś pomieszczenia i mogłaby chwycić jakiś ciężki przedmiot...
Głupia logika, doprawdy głupia, a jeszcze niebezpieczniejsze poczynania, ale nie mogła zostawić swojej partnerki samej. Niemal kłuło ją w sercu na obraz zranionej kobiety. Można by nawet stwierdzić, że czuła, jakby sama doznała ciosu, chociaż tak naprawdę nie podeszła blisko domu.
Dźwięk syren wybudził ją z transu, w którym miała wrażenie, jakby rzeczywiście dotknęły ją jakieś obrażenia. Kiedy tylko powróciła do pełnej świadomości, zauważyła wysoką sylwetkę, która biegła w jej stronę. Nie była ona znana, zdecydowanie, a lekko wyciągnięte ramiona nie wskazywały na dobre zamiary. Lauren na ten nagły widok zastygła w miejscu, z każdym mięśniem całkowicie spiętym. Nie mogła chociażby drgnąć, ponieważ strach sparaliżował ją do tego stopnia. W tym niesamowicie krótkim czasie mogła tylko pomarzyć o tym, aby adrenalina pozwoliła na znieczulenie podczas obrażeń.
Usłyszała głośne stęknięcie.
Uchyliła powieki, które nie wiedziała, że zamknęła.
Camila stała nad sylwetką tajemniczego mężczyzny, który drżącymi palcami chciał chwycić się za nogę po tym, jak go powaliła. Co więcej, musiała to zrobić jedną wolną dłonią, ponieważ w drugiej trzymała za kark drugiego złodzieja, który niemiłosiernie sapał i klnął, ale nawet nie próbował tknąć brunetki, a to dało prosty wniosek — musiała go konkretnie dopaść, że niczego nie próbował.
Złote tęczówki skrzyżowały się z zielonymi, kiedy policjanci wybiegli z radiowozu z wymierzonymi pistoletami. Początkowo celowali lufą w Camilę, która ukryła drugie oblicze, po czym rzuciła złodzieja, którego trzymała na ziemię, wywołując kolejne skomplenie.
To była naprawdę długa noc.
Każde pytanie, które padło od policjanta kilka minut po skuciu w kajdanki złodziei niemiłosiernie irytowało, a widok wybitej szyby w sypialni — tam, gdzie również znajdował się taras — oraz totalny bałagan wcale nie pomagały się uspokoić. Miała ochotę zebrać wszystkie rzeczy do jednego kosza, a następnie bezpiecznie zakopać się w kołdrze, jednak policjant nalegał na zrobienie zdjęć z miejsca kradzieży.
Wtedy dowiedziała się, że mężczyźni dorwali się do pokoju naprzeciwko sypialni. Myślała, że nie dotknie jej widok zniszczonych starych prac, ale kiedy zobaczyła dziury w płótnach, na których niegdyś były abstrakcyjne malunki, niemal uroniła łzy. Camila nakazała ostrożność drugiemu policjantowi, który wszedł z buciorami tak, jakby był u siebie. Jej głos był szorstki, nieprzyjemny oraz stanowczy. Nie chciała, aby zepsuł jeszcze jedną rzecz albo porwał bardziej to, co zostało rozerwane.
Pół godziny później Lauren oparła plecy o chłodną ścianę w korytarzu, kiedy brunetka zaoferowała, że zastawi szafą wybite szklane drzwi, aby była pewność, że nikt nie wejdzie do środka — w końcu żadna nie mogła o tak nieludzkiej porze zadzwonić po szklarza.
— Sprzątnęłam szło — poinformowała cicho Alfa, utrzymując bezpieczny dystans. Nie chciała rozjuszyć zdruzgotanej kobiety. — Pomóc ci w czymś jeszcze? Mogę posprzątać w kuchni, narobili tam bałaganu.
— Zostaw — odpowiedziała na płytkim wydechu.
— Dobrze... Lepiej nie chodzić bez kapci w sypialni. Zebrałam większość szkła, ale mogą być jakieś resztki na chodniczku. Do pościeli nic się nie dostało.
— Dziękuję — opuściła ramiona.
— Potrzebujesz jeszcze czegoś? — Zapytała ponownie łagodnym tonem, odważając się, aby podejść bliżej.
— Sama nie wiem — sięgnęła do zmęczonej twarzy. — Jeszcze to wszystko do mnie nie dociera.
— Jeśli chcesz to możesz zostać u mnie w domu. Mogłabym tutaj doglądać w czasie, w którym byś spała — zaproponowała niepewnie. — Mogłabyś spać w mojej sypialni, a ja po prostu byłabym tutaj, w pobliżu. Jeżeli czegoś byś potrzebowała to wystarczyłoby, żebyś zadzwoniła.
— Dziękuję, ale... Ale chyba lepiej, żebym została — przygryzła dolną wargę. — Mam wrażenie, że jeśli tutaj nie zostanę to sytuacja się powtórzy.
— Oczywiście, rozumiem... Ale jeżeli byś się rozmyśliła to zawsze mogę po ciebie przyjechać i zabrać do siebie.
Między nimi nastała dłuższa chwila ciszy. To zakończenie jeszcze bardziej rozwinęło zmęczenie, które wcześniej było otoczone ekscytacją po miłym wieczorze. Przez niedawny przebieg wydarzeń przemieniło się to w całkowite wyczerpanie zarówno fizyczne, jak i psychiczne — zwłaszcza w przypadku Lauren. Nie mogła uwierzyć, że dzień, który był tak dobry, zakończył się tak fatalnie.
— Camila? — Szatynka potarła obiema dłońmi własną szyję, utrzymując wzrok utwiony w ziemi.
— Słucham?
— Czy mogłabyś... — chrząknęła cicho. — Czy mogłabyś zostać? Wiem, że o dużo proszę i jeśli...
— Oczywiście, że mogę zostać — wcięła, zanim kobieta zaczęłaby rzucać wątpliwościami. — To żaden problem. I jest to również zrozumiałe.
— Nie chciałabym zostać teraz sama — mocno zacisnęła usta, kiedy poczuła, że zaczynają niebezpiecznie drżeć w kombinacji łez, które ponownie zebrały się w kącikach oczu.
— Mogę zostać w innym pokoju i jeśli byś czegoś potrzebowała to wystarczy zawołać.
— Nie, ja... — odchyliła lekko głowę. — Naprawdę nie chcę zostać sama.
— Och.
— Nie zmuszę cię do zostania.
— W porządku, to nie jest problem — zapewniła. — Tak długo, jak chcesz, żebym tutaj była.
Lauren prawie westchnęła z ulgą. Opuściła całkowicie ramiona po bokach ciała z takim wyrazem twarzy, który tknął Camilę do podejścia. Praktycznie naturalnie starsza kobieta sięgnęła dłońmi do szyi drugiej, oplatając ją delikatnie, kiedy silna, choć bardzo łagodna rąk otoczyła zakrytą talię. Dotyk Alfy był jak zwykle wyważony, jednak tym razem pozwoliła na to, aby Lauren z łatwością niemal wtopiła się w jej ciało, szukając chwilowego pocieszenia, stabilności, ostoi.
Ku zaskoczeniu — ponownym, ale pozytywnym — szatynki, tego typu interakcja wzbudziła nieprawdopodobne poczucie bezpieczeństwa, którego się nie spodziewała i które zbiło ją z tropu. Nie podejrzewała, że tak szybko mogłaby poczuć coś takiego po takim emocjonalnym rollercoasterze — co najwyżej miała nadzieję, że przy obecności drugiej osoby uda się jej zasnąć, niczego więcej nie oczekiwała.
Wtuliła twarz w pachnącą szyję Camili, pozwalając na to, aby wspomniane poczucie całkowicie — w dosłownym ujęciu — przemieściło się po całym ciele, z góry na dół. Przyszło to o wiele szybciej od kolejnego wyobrażenia, wskutek czego mięśnie przestały być takie napięte, głowa zaczynała stawać się zaskakująco lżejsza, poczucie błogości objęło zmęczony umysł i ostatecznie ciało niemal oparło się całym ciężarem o Alfę.
Ostatkami sił, Lauren uniosła brodę, aby musnąć wargami ciepły policzek Camili i wymamrotać podziękowanie, zanim z pomocą kobiety udała się w kierunku sypialni. Wizja wzięcia prysznica, przebrania się, a następnie dotarcia do łóżka wydawała się katorgą, ale pocieszała się myślą, że brunetka zrobi to samo, po czym na nowo zasmakuje uczucia błogości i bezpieczeństwa, gdy ta zajmie miejsce obok.
Niespełna piętnaście minut później Alfa opuściła łazienkę, będąc ubrana w krótkie spodenki oraz koszulkę, które należały do Jauregui. Dostrzegając niemal zamknięte powieki szatynki, jeszcze raz, tak dla pewności, zapytała, czy na pewno ma z nią zostać, a kiedy Lauren odchyliła tylko kołdrę obok siebie, wsunęła się pod materiał, mimowolne zachowując stosowną odległość.
Lauren, którą pokusiło doznane wrażenie, już po kilku sekundach wczepiła się w bok Camili, która przyjęła ją w swoje ramiona, oczywiście. Nie zmieniła swojego podejścia i nie inicjowała ze swojej kontaktu fizycznego z kobietą, ale pozwalała na to, aby zrobiła to, co uważa za komfortowe dla siebie. Dla niej każda styczność z szatynką była szczytem marzeń, także obecne położenie można by określić szczęściem w nieszczęściu.
Westchnięcie pełne ulgi opuściło usta Lauren, kiedy znalazła odpowiednie uożenie i mogła już w całkowitym, niezaburzonym spokoju pozwolić, aby błogość oraz poczucie bezpieczeństwa na nowo objęło każdy zakamarek ciała.
Co ponownie ją zaskoczyło, pomimo obecnego zamroczenia, był fakt, iż każda synchronizacja oddechu z Camilą — nawet ta przypadkowa, kiedy to próbowały porzucić nerwy z dzisiejszego wieczora — wprawiała w przyjemne odczucie znajdowania się w niezwykle intymnym momencie, choć na dobrą sprawę to nie było nic wielkiego.
I wtedy, dokładnie w tamtym momencie, w głowie Lauren pojawiło się określenie partnerstwa, o którym tyle wcześniej słyszała.
Do momentu uśnięcia zastanawiała się, czy tak naturalnie kojący wpływ Camili na nią jest związany z tym słowem, które od dłuższego czasu był tematem tabu.
———
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top