③⑨

Lauren była zestresowana, kiedy przekroczyła wejście główne, napotykając bardzo szybko spojrzenie recepcjonistki, która przy ostatnim spotkaniu razem z dwoma innymi kobietami niemal opierała się o Camilę. Nieprzyjemne wspomnienie sprawiło, że zacisnęła jedynie mocniej palce wokół przewieszonej torby, zanim powoli skierowała się do, tak naprawdę, nieznajomej osoby. Niekoniecznie cieszyła ją rozmowa z obcą przy takich wspominkach, aczkolwiek nie miała wyjścia — Cabello nie wiedziała, że Lauren zamierza odwiedzić ją w pracy.

Na dobrą sprawę, Jauregui nie wiedziała skąd cisza między nimi od praktycznie czterech dni skoro Camila wyraziła chęć wspólnego wyjścia. W przeciągu tego tygodnia, Lauren zwątpiła, czy brunetka nadal podtrzymuje swoją decyzję, ponieważ takie zachowanie było do niej niepodobne i między innymi dlatego postanowiła stanąć z nią twarzą w twarz i dowiedzieć się, czy coś uległo zmianie.

Zanim Lauren podeszła do recepcjonistki, po lewej stronie ujrzała sylwetkę Zayna, który prawdopodobnie wyczuł jej obecność i natychmiastowo się zatrzymał, a następnie całkowicie odwrócił do kobiety z uśmiechem. Jauregui wypuściła drobne westchnięcie ulgi, że to z nim będzie mogła porozmawiać, zamiast z tą kobietą.

Cierpliwie czekała aż mężczyzna do niej podejdzie, przyglądając się mimowolnie jego dzisiejszemu wyglądowi — musiała przyznać, że miał styl. Lauren była przekonana, że ta złoto-czarna koszula na krótki rękaw należała do marki Versace, która została dopełniona przez gruby, złoty naszyjnik oraz rolex. Zayn zdecydowanie miał coś do eksponowania wzorzystych ubrań, aczkolwiek pasowało to do jego wytatuowanego, często pokazywanego, ciała. Z pewnością wyglądał na modela, więc tak ekskluzywne ubrania nie stanowiły efektu szoku. Zwłaszcza kiedy miało się już z nim kilka razy styczność.

— Hej, Lauren — uśmiechnął się delikatnie. — Gdzie masz Camilę?

Kobieta przeczesała w tył włosy, odpowiadając na powitanie.

— Właściwie przyszłam do Camili, ale nie informowałam jej o tym i nie za bardzo wiem, gdzie powinnam jej szukać.

— Ach, rozumiem — kiwnął głową. — Cóż, w takim razie, panie przodem — zgrabnym gestem dłoni wskazał odpowiedni kierunek. — Byłem zaskoczony, że zobaczyłem cię bez mojej siostry w pobliżu — skomentował podczas drogi po schodach.

— Niezapowiedziana wizyta — powtórzyła. — Mam nadzieję, że nie będzie niemile zaskoczona.

— Z pewnością nie — zaśmiał się lekko. — Camila lubi twoje towarzystwo.

— Powiedziała ci to, czy sam doszedłeś do takich wniosków?

— To drugie. Nieczęsto o sobie mówi. Taki charakter.

— Cóż, w takim razie mam nadzieję, że nie znajduję się na jakiejś czarnej liście. Nie rozmawiałam z wami wszystkimi, więc nie wiem, jaki macie do mnie stosunek. Jest was bardzo dużo.

— Wydajesz się dobrym człowiekiem — napotkał spojrzenie Jauregui. — A to najważniejsze.

Lauren przyjęła tę odpowiedź, nie dopytując o nic więcej. Uznała, że taka wstępna akceptacja była całkiem dobra, zwłaszcza że rodzina Camili należała do ogromnych. Twierdzenie, że w ich oczach jest dobrym człowiekiem było bardzo podbudowujące i miała nadzieję, że ich zdanie nie ulegnie zmianie na gorsze.

Kobieta zmarszczyła brwi, kiedy Zayn ją wyprzedził, aby wcisnąć guzik przy windzie. Jej spojrzenie skupiło się na tatuażu róży znajdującym się na tyle głowy, a przy tak krótko ściętych włosach był doskonale widoczny. Nie mogła nie kiwnąć głową z aprobatą przede wszystkim za odwagę. Już dawno temu zwróciła uwagę na multum malunków zdobiących jego ramiona, jak i wiecznie odkryty mostek, jednak tego typu tatuaż był czymś nowym.

— Niedawno go zrobiłem — skomentował, kiedy weszli do windy. — Tak samo, jak tatuaż z liczbą "25" na szyi — przekręcił głowę, aby pokazać go kobiecie w pełnej okazałości.

— Tatuaże są uzależniające — stwierdziła.

— Zauważyłem, że masz na ramionach. Przy zgięciu łokcia, na przedramieniu i nadgarstku.

— Tylko na takie drobne sobie pozwoliłam — oparła się o chłodną ścianę. — W widocznych miejscach, oczywiście.

— Więc masz więcej? 

Zayn skrzyżował ramiona, unosząc ciekawsko brew.

— Zdecydowanie i muszę przyznać, że bardzo kusiło mnie zrobić sobie znacznie więcej w widocznych miejscach, ale zawsze tłumaczę to pracą. Nigdy nie wiadomo, kiedy zmienię obecną i może przyszły szef, czy szefowa nie będzie wyrażał aprobaty, co jest właściwie głupim podejściem, ale czasy są jakie są.

— Nie rozumiem tego fenomenu, aby nie akceptować kogoś za sztukę. To moja skóra, więc mogę zrobić z nią, co zechcę i nikomu nic do tego, tak naprawdę.

— Cóż, jak widzę to nie przejmujesz się opinią innych — wskazała na mężczyznę dłonią.

— Może to też kwestia tego, że prowadzę rodzinny interes, więc nie biorę pod uwagę takich aspektów, jak ty — kiwnął głową. — Ile masz tatuaży?

— Razem? — Westchnęła, kiedy Zayn potaknął. — Trzy na ramionach, kark... Pięć... Osiem — zmrużyła lekko powieki — dziewięć. Tak, razem byłoby dziewięć.

— To nie tak mało. 

Lauren uniosła brew.

— Nie porównujmy do mnie. Straciłem rachubę, w porządku? 

— Nie jestem zaskoczona — powiedziała przed wyjściem z windy jako pierwsza. — Ale muszę przyznać, że ciężko jest się kontrolować z kolejnymi. Kiedy komuś faktycznie spodoba się za pierwszym razem i zdecyduje się na kolejny...

— W pełni rozumiem — odchylił lekko głowę. — Mam ich tak dużo, że niedługo zacznę zastanawiać się nad usuwaniem tych, które mi się nie podobają, aby zrobić sobie nowe.

— Jednak chyba nie jestem aż tak od nich uzależniona... Tak po przemyśleniu...

Zayn ponownie się zaśmiał, jednak nie dodał nic więcej. Przed samym sobą musiał przyznać, że bardzo polubił Lauren już po pierwszym spotkaniu. Camila nie mówiła o niej wiele, a sam nie chciał wychodzić na nadopiekuńczego brata, ponieważ Dinah zdecydowanie odgrywała tę rolę, chociaż ciągłe przesłuchania nie zawsze były brane przez Alfę jako wyraz troski tylko wścibskość. Zdecydowanie chciałby dowiedzieć się od Camili czegoś więcej na temat Lauren i ich obecnej relacji, jednak za każdym razem stał w cieniu, obawiając się, że jego siostra zacznie mieć dość ciągłych pytań.

Mimo wszystko, musiał również stwierdzić, że zdecydowanie była inna. Od momentu spotkania kobiety idącej obok zmieniła się w bardzo dużym stopniu. Przy Lauren zapewne nie pokazywała wiele, jak podejrzewał, aczkolwiek w domu stawała się odmienną wersją siebie — choć nerwowość przy swojej partnerce była na początku czymś normalnym, tak będąc bez niej stawała się jak nowonarodzona. Brzmi to, co prawda, niezbyt dobrze, ale biorąc pod uwagę skrytą, bardzo opiekuńczą i cichą Camilę z przeszłości i zestawiając ją z tą żartującą, energiczną, uśmiechniętą kobietą, nie można stwierdzić, będąc o zdrowych zmysłach, że jest to zła zmiana. Zayn bardzo cieszył się, że dane mu było zobaczyć w niej coś nowego i miał nadzieję, że od momentu tej transformacji będzie ewoluowała tylko na lepsze, a Lauren okaże się oparciem lub motywacją.

— Jesteśmy — poinformował Lauren. — Pewnie udaje, że coś robi — dodał przed otwarciem drzwi przed kobietą.

Szatynka powoli przekroczyła próg, otaczając natychmiastowo wzrokiem jasne pomieszczenie z ogromnymi oknami, które przyprawiało o poczucie ciepła i idealnie pasowało do Camili przy pastelowych kolorach znajdujących się nie tylko na ścianach, ale również na panelach i, oczywiście, meblach, które dopełniały gabinet. W całej tej oazie emanującej osobą Cabello, właścicielka znajdowała się za dużym biurkiem z niemal białego drewna z szarymi elementami imitującymi prawdziwe sęki drzewa, z czołem ułożonym na blacie. Dwie wieże papierów znajdowały się po obu stronach jej głowy, zanim uniosła się z wyprostowanymi plecami na białym, komfortowo wyglądającym, krześle. 

— Przysięgam, pracowałam — mruknęła szybko, przecierając jedną dłonią oczy, a drugą chwytając na ślepo plik dokumentów, które podstawiła prawie pod własny nos. — Wcale nie spałam, Za... Lauren?

Kobieta przekręciła ciekawsko głowę w bok, wyczuwając obecność Jauregui. Była zaskoczona tą wizytą, jednak nie chciała pokazywać tego za bardzo, ponieważ Lauren mogła odebrać w zły sposób ekspresję twarzy. 

— Um, hej...

— Nawet nie udawałaś, że coś robisz — skomentował za szatynką Zayn, wywracając oczami. — Moja rola dobiegła końca. Do zobaczenia, Lauren.

Zanim kobieta zdążyła zebrać się na odpowiedź, po mężczyźnie nie było śladu i została sam na sam z Camilą, która wstała z miejsca i zaczesywała w tył włosy. Zielone tęczówki mimowolnie zeskanowały jej strój — pastelową, żółtą koszulę włożoną do granatowych, eleganckich spodni, które dopełniały tego samego koloru szpilki, dodające jej o kilka centymetrów wzrostu więcej — oceniając go jako bardzo dobry.

— Proszę, usiądź, gdziekolwiek zechcesz — uśmiechnęła się krótko, gdy poprawiała guzik przy rękawie. — Czy coś do picia dla ciebie?

— Nie, dziękuję — odpowiedziała cicho, zajmując ostatecznie miejsce na białej kanapie o kształcie litery "L", która była zaskakująco miękka. — Wiem, że przychodzę bez zapowiedzi, ale ostatnio nie miałyśmy kontaktu i nie byłam pewna... Cóż, chciałam porozmawiać, tak sądzę.

— W porządku — pokiwała głową, siadając w bezpiecznej odległości od kobiety. — Nie chciałam ci przeszkadzać w tym tygodniu, bo sama ostatnio wspominałaś, że ubiegasz się o wyższą posadę z racji tego, że ktoś przeszedł na emeryturę i dlatego wolałam dać ci przestrzeń — Cabello podrapała się po policzku. — Nie chciałam wprawiać we wrażenie, że nie mam czasu.

— Och, rozumiem — Lauren oblizała powoli usta, nie spodziewając się takiego wytłumaczenia. — Um, cóż, oczywiście miałabym czas, mimo wszystko — próbowała powiedzieć to swobodnie, jednak nie wiedziała, czy jej głos przypadkiem nie zadrżał. — Chciałam z tobą porozmawiać o naszym spotkaniu, bo nie odzywałaś się i właściwie nie wiem, kiedy i co... Nie wiem nic na temat planów.

— Zamierzałam kontaktować się z tobą w tej sprawie — przełożyła nogę przez nogę. — Myślałam o sobocie. Nie wiem, czy pasowałby ci ten termin, ale pomyślałam, że w piątek możesz być zmęczona po pracy, a sobota mogłaby być taka optymalna.

— W porządku, pasuje mi. O której?

— To zależy. Nie jestem pewna, czy chciałabyś spędzić ten czas na czymś...umm, rekreacyjnym, powiedzmy, w luźnej atmosferze, komfortowych ubraniach, żeby stres z całego tygodnia zniknął, czy preferowałabyś tylko jakąś kolację? 

Policzki Camili zdradzały zawstydzenie, kiedy powoli formowała to zdanie, próbując nie zdradzić zbyt wielu szczegółów co do pierwszej opcji. Z dwojga złego obawiała się bardziej kolacji sam na sam z Lauren, która stresowałaby ją siedzeniem naprzeciwko i patrzeniem na nią tymi zielonymi oczami. Pierwsza alternatywa dawała możliwość przestrzeni i nadawała luźniejszą atmosferę, a to z pewnością coś, czego Camila potrzebowała w towarzystwie tej kobiety. 

Jednak, mimo wszystko, ta opcja mogła spotkać się z reakcją wskazującą na to, że pomysł był zbyt dziecinny. Cabello rozważała tę możliwość, oczywiście. Nie chciała pytać Lauren wprost, zdradzając wszystko, ponieważ uważała, że po ciężkim tygodniu trochę rozrywki z pewnością by się jej przydało i tylko ta myśl podtrzymywała ją przy stanowisku, iż cały zamysł nie jest beznadziejny.

Aczkolwiek dała Lauren wybór. Osobiście byłaby zadowolona z każdej formy spędzenia czasu z szatynką, więc miejsce nie miałoby znaczenia, ale dla tej kobiety postanowiła zrobić coś więcej, żeby ten czas w jej mniemaniu został dobrze spędzony. A przynajmniej zadowalająco — taką miała nadzieję.

— Przeważnie miałam styczność z kolacjami, bo nikt nie jest kreatywny, więc coś nowego byłoby ciekawe — uśmiechnęła się łagodnie, opierając plecy na miękkiej poduszce kanapy. — Ale mam nadzieję, że to nie będzie coś w stylu naszych ćwiczeń. Wspomniałaś o komfortowych ubraniach.

— Nie, nie, oczywiście. Chodziło mi o to, aby ubrania nie krępowały ruchów, to wszystko — wyjaśniła szybko. — Więc, umm, skoro wolisz tę opcję to mogłabym przyjechać o siódmej. Pasowałaby ci taka godzina?

— Tak — kiwnęła głową. — Więc co będziemy robiły?

Camila zacisnęła lekko usta.

— Nie mogę ci powiedzieć — podrapała się z tyłu głowy. — Znaczy mogłabym, ale może będziesz bardziej zadowolona, kiedy dowiesz się o wszystkim, gdy znajdziemy się na miejscu.

— Tajemniczo.

— Nie tak tajemniczo, naprawdę — uśmiechnęła się krótko. — Chciałabym po prostu, abyś podchodziła do tego spotkania, jako szansy na relaks i rozrywkę jednocześnie. Przynajmniej mam nadzieję, że taki efekt osiągnę.

Lauren pokiwała w zgodzie, hamując w sobie komentarz o tym, jak intrygująca cała osoba Camili dla niej była. Do tej pory, przez 28 lat życia, nie spotkała kogoś, kto mógłby w tak łagodny i uroczy sposób zbywać odpowiedź, a tym bardziej, gdy jest to robione z myślą — jak podejrzewała — aby nie zaprzątać sobie głowy spotkaniem, skoro wciąż ma do wykonania pracę. Kobieta zaczynała zauważać, że od dłuższego czasu bardzo dogłębnie — tak, jak teraz — analizuje słowa oraz zachowanie Alfy, tłumacząc sobie wszystkie podłoża, a następnie zestawiała je do stoicko spokojnej oraz, wydawałoby się, łagodnej z natury Cabello, która nie zasługiwała na to, aby żyć w świecie, który bywa niekiedy bardzo paskudny.

Jednak pomimo takich konkluzji na koniec swoich pseudo-psychoanaliz, Lauren cieszyła się, że ma okazję znajdować się przy niej, gdy znajdowała czas wolny.

Ponownie, Lauren była zestresowana.

I zatrzymajmy się na chwilę.

Lauren była na wielu randkach. Tego typu spotkania nie znajdowały się w kategorii obcych, pomimo oswojenia z samotnością, swoją wrażliwością oraz pracoholizmem. Umawiała się z gronem różnych osób i na swój sposób te proste wyjścia na kolację, o których rozmawiała z Camilą, były taką normą — standardem — który dawał jej pewną przestrzeń oczekiwań. 

Teraz mowa o czymś kompletnie innym.

Fakt, że nadal nie wiedziała, gdzie pojadą i co będą robiły wprawiał ją w poddenerwowanie, aczkolwiek nie to stanowiło problem. Lauren nie chciała tego przyznawać, oczywiście, nawet przed samą sobą, ale wizja wyjścia z tak łagodną, spokojną oraz nieśmiałą osobą, jaką jest Camila przyprawiał ją o takie nerwy, że musiała wziąć dwa prysznice, aby nie wyjść z domu całkowicie spocona. Kobieta, szczerze powiedziawszy, nie miała bladego pojęcia skąd dokładnie pochodzi źródło takich reakcji, przez co obawiała się jeszcze bardziej, że zrobi coś głupiego. Może byłoby inaczej, gdyby wiedziała, jaki aspekt w Camili dokładnie wprawia ją w taki rollercoaster przed spotkaniem. Na ten moment mogła jedynie ogólnie określać ten problem jako całą jej osobę i było to niebywale frustrujące, ponieważ Lauren należała do tych kobiet, które musiały mieć pewne informacje, aby odpowiednio je przyswoić i dojść do odpowiednich wniosków, które skutkowały większą pewnością siebie.

Kiedy rozbrzmiał dzwonek, Jauregui podskoczyła w miejscu, a tuż po tym przesunęła wilgotnymi dłońmi po materiale koszuli o przygaszonym kolorze ciemnego różu, który komponował się ze szminką oraz jaśniejszymi cieniami na powiekach. Droga do drzwi zdawała się być niebywale krótka, a widok Cabello za drzwiami sprawił, że lekko ugięła nogi — opięte czarnymi spodniami z tak samo śliskiego materiału, co wspomniana koszula — w kolanach. 

Może nie taki bezpośredni widok na brunetkę spowodował taką reakcję, ale ogromny bukiet białych róż, który zakrywał jej twarz. Dobrą chwilę zajęło, żeby głowa Camili pozostała widoczna dla oczu. 

— Dobry wieczór — uśmiechnęła się łagodnie, jak zwykle, z rumieńcami na policzkach. 

— Hej — Lauren zmarszczyła brwi — czy ty wykupiłaś pół kwiaciarni?

— Umm, nie. Oczywiście, że nie. To tylko, em, bukiet. Bukiet, który jest właściwie zapakowany, więc tylko wystarczy dolać wody do pojemnika — zielone tęczówki spojrzały na czarne, matowe i gustownie wyglądające opakowanie, za którym kryły się przynajmniej połowy wysokości łodyg wszystkich róż. — Chcesz, umm, żebym to gdzieś położyła?

Lauren otrząsnęła się z szoku, ponieważ pierwszy raz miała coś takiego przed oczami, po czym poinstruowała Camilę, w którym miejscu ma odłożyć skompletowany bukiet, gdy sama poszła po wodę, żeby uzupełnić pojemnik, zanim wyjdą. Mimo wszystko nie chciała, żeby tak dobrze prezentujące się kwiaty zaczęły zbyt szybko obumierać, ponieważ była zbyt leniwa, aby dolać wody przed wyjściem. Sądząc po szerokości pojemnika, starczy jej na kilka dni.

Gdy obie znajdowały się w samochodzie Camili, starsza z kobiet nie miała pojęcia, w jaki sposób się zachować. Część drogi do nieznanej lokalizacji spędziła w ciszy, komentując w głowie ubiór Cabello, który wydawał się inny od codziennych — wyglądała na swój wiek w gładkiej, białej koszulce idealnie włożonej w czarne, obcisłe spodnie, która częściowo była zakryta beżowym kardiganem o prostym kroju, dodającym względnej elegancji tak prostemu zestawowi. 

— Wszystko w porządku?

Lauren spojrzała na profil Alfy, która wyjątkowo zerknęła w jej stronę, zanim rozejrzała się, czy może wykonać skręt w prawo. 

— Tak, oczywiście.

— Jak minęła ci reszta tygodnia? — Zapytała łagodnie, obawiając się, że cisza, która im towarzyszyła nie jest dobrym znakiem i prędzej zanudzi kobietę niż sprawi, że odrobinę się rozerwie.

— Wciąż stresująca, szczerze powiedziawszy. Czuję się, jakbym brała udział w wyścigu szczurów, chociaż nie biegam za Lucy tak, jak pozostali i nie próbuję się podlizywać, żeby przychylniej spojrzała na wizję mojej kandydatury na stanowisku kierowniczym przy spotkaniu z całym zarządem, który zajmuje się kadrą.

— Dużo osób ubiega się o to miejsce?

— Z pięć, sześć, tak myślę.

— Wydaje się sporo jak na jedno stanowisko.

— I tak jest, ale nie zamierzam brać udziału w tym cyrku. Faktem jest, że mam więcej papierkowej roboty i może wynika to z tego, że chcą zobaczyć, czy mogę spiąć się, kiedy jest potrzeba, ale poza tym nie robię niczego, co odbiegałoby od mojej rutyny, bo nie widzę w tym sensu. Jeśli zdecydują, że zasługuję na to stanowisko przez staż oraz efektywność pracy to świetnie, a jeżeli wezmą kogoś innego to mówi się trudno.

— Jesteś inteligentną kobietą — skomentowała — i konsekwentną w pracy, a to bardzo dobre cechy. Nie próbujesz wychylać się na ostatnią chwilę przed szereg, co może dać większe poczucie twojej stabilności dla zarządu — ponownie zerknęła na szatynkę. — Nie wiem, czy przychylniej patrzyłabym na osoby, które na kilka dni przed wyborem na pokaz próbują się dwoić i troić, a po zyskaniu konkretnego stanowiska wrócą do bycia w cieniu. Wolałabym pracownika, który jest stały w swojej pracy.

— Staram się o tym nie myśleć, jak jestem w pracy — przyznała cicho. — Jeśli nie będę miała tej posady to nic się nie stanie. Nie mam na co narzekać na tę chwilę, tak naprawdę.

— Może to dobre nastawienie?

Camila uśmiechnęła się łagodnie, gdy Lauren kontynuowała myśl o braku presji względem samej siebie, przechodząc płynnie na temat tego, jak minął jej dzień po pracy. Brunetka rzucała drobnymi komentarzami, kiedy kobieta polecała jej jakiś film na Netflixie, opowiadając o zwiastunie. Na ten moment Cabello była z siebie zadowolona, ponieważ była między nimi rozmowa, więc miała chociaż minimalną pewność, że nie zanudza Jauregui w żaden sposób, a fakt, iż znajdowały się niedaleko miejsca docelowego sprawiał, że czuła dodatkowo podekscytowanie. Nerwowość również, oczywiście, ponieważ nadal nie była pewna rzeczywistej reakcji kobiety, jednak miała głęboką nadzieję na dystans i próbę totalnego relaksu i oderwania się od szarej codzienności. Pomysł był sam w sobie ryzykowny, bo Lauren nigdy nie wspominała, że coś w tym stylu mogłoby wzbudzać jej zainteresowanie, a oprócz tego istniała szansa usłyszenia formułki: "Jesteś dziecinna. Zapomniałaś, że jestem pięć lat starsza? Bliżej mi do trzydziestki, a ty od niedawna jesteś całkowicie pełnoletnia" — to był najgorszy możliwy scenariusz, do którego dotarła Camila, aczkolwiek nadal próbowała zostać pozytywna, żeby nie zacząć zachowywać się jeszcze bardziej sztywno niż zwykle w towarzystwie kobiety i dać temu spotkaniu etykietę randki z piekła rodem.

— Zaraz będziemy na miejscu — poinformowała, a Lauren wyprostowała się w miejscu. — Oczywiście, jeśli nie będziesz chciała spędzić w ten sposób czasu to możemy pojechać po prostu do dobrej restauracji.

— Dlaczego myślisz, że chciałabym zmieniać plany?

Zielone tęczówki przyjrzały się profilowi Cabello, która wydawała się nadzwyczaj zestresowana. Tym razem rumieniec na policzkach nie świadczył o zawstydzeniu.

— Nigdy nie poruszałyśmy takiego tematu, więc nie wiem, czy spędzenie czasu w taki sposób będzie dla ciebie interesujące — odpowiedziała powoli przed oblizaniem warg. — Dlatego jeżeli uznasz, że nie podoba ci się takie rozwiązanie to zawsze możemy pojechać do restauracji, to żaden problem, naprawdę.

— Wiem, że jestem stara, ale potrafię się jeszcze chociaż trochę bawić.

Głowa Camili gwałtownie zwróciła się w stronę kobiety, ukazując szeroko otwarte oczy.

— Nie to miałam na myśli — wytłumaczyła szybko. — Nie jesteś stara, po prostu nie wiem, czy coś takiego...

Lauren zaśmiała się cicho i machnęła dłonią, uciszając jeszcze bardziej zestresowaną brunetkę. W momencie, gdy zatrzymały się na parkingu, ułożyła na wierzchu dłoni Camili swoją i delikatnie ścisnęła ją palcami w czułym geście.

— Wiem, że nie miałaś tego na myśli — przebiegła kciukiem po delikatnej skórze. — Jestem przekonana, że będę się dobrze bawić — przechyliła lekko głowę. — Do tego wystarczy dobrane towarzystwo. Miejsce nie ma wtedy takiego znaczenia.

Kobieta nie wiedząc, co odpowiedzieć, pokiwała ostrożnie w zgodzie, a Lauren powstrzymała rozczulający komentarz. Wcześniej zdawało jej się, że jest najbardziej zdenerwowana, jednak w tym momencie nie mogła przebić Camili. Nadal nie miała pojęcia, dlaczego reaguje w ten sposób na osobę, z którą teoretycznie powinna być blisko. Przynajmniej według jej natury. Zachowanie tego typu było sprzeczne z tym, o czym wielokrotnie opowiadała na prośbę Jauregui i jednocześnie trudne do odczytania. Lauren usilnie próbowała spychać na bok myśli o tym, że może nie jest wystarczająco interesująca albo robi coś nie tak, że Camila reaguje na nią w taki, a nie inny sposób.

Przecież nawet nie obejmie ją w normalny sposób tylko traktuje ją — oczywiście po usłyszeniu komentarza ze strony szatynki — jakby miała za moment rozpaść się na kawałki. Jej dotyk jest tak delikatny, jakby przy użyciu takiej samej siły, co Lauren, miała zmiażdżyć jej żebra. A przecież to nieprawda.

— Och, torebka raczej nie będzie potrzebna — skomentowała cicho Cabello, zanim Lauren chwyciła za klamkę, aby opuścić samochód. — Chyba, że będzie ci tak wygodniej — dodała. — Mam nadzieję, że nie masz ze sobą portfela, bo ja płacę — zmarszczyła lekko brwi. — Za wszystko.

Lauren rozchyliła lekko usta, chcąc zaprotestować, ponieważ pomimo faktu, że to Camila wyszła z propozycją wyjścia na randkę, nadal jest niezależna i potrafi zapłacić za siebie lub kogoś, kiedy jest taka potrzeba. Nigdy też nie lubiła tego typu osób, które oczekują, że ktoś będzie wykładał za nie pieniądze, kupował drobiazgi i tym podobne. Nie w taki sposób została nauczona, dlatego naturalnym było dla niej zabranie ze sobą torebki i portfela, oczywiście.

— Więc mam ją zostawić? — Zapytała, ponieważ wyraz twarzy brunetki wskazywał, że nie zmieni swojego zdania, a kłótnia na parkingu to ostatnie czego by chciała, zwłaszcza że nawet nigdzie jeszcze nie poszły.

— Jeśli wolisz — uśmiechnęła się delikatnie. — Jeżeli będzie ci bez niej wygodniej to możesz położyć ją na tylne siedzenia. Szyby są przyciemnione i mam alarm w samochodzie, więc nic się z nią nie stanie.

— Cóż — oblizała usta, wątpiąc w słuszność swojej decyzji o tak łatwym poddaniu się na sugestię. — Niech tak będzie — zadecydowała w końcu, licząc w duchu, że chociaż będzie miała możliwość płacenia za jedzenie przy innej okazji.

Camila uśmiechnęła się do niej w ten unikalny, łagodny sposób. Lauren nie skomentowała niczego więcej tylko odłożyła we wspomniane miejsce torebkę, uprzednio zabierając z niej telefon, tak w razie czego. Tuż po tym mimowolnie chwyciła klamkę, aby otworzyć sobie drzwi, ponieważ w międzyczasie słyszała również zamknięcie tych po strony kierowcy, ale jej ręka napotkała jedynie powietrze. Odwróciła się natychmiastowo ze zmarszczonymi brwiami, dostrzegając że Camila otworzyła dla niej drzwi. 

Szatynka poczuła dziwny przypływ ciepła i sympatii na ten drobny, praktycznie zapomniany gest. Nie mogła ukryć drobnego uśmiechu, kiedy powoli opuściła auto — oczywiście upewniając się, że włosy zakrywały jej policzki przez ten czas, ponieważ snuła podejrzenia, że są zdradliwie zarumienione. 

Camila zablokowała samochód, po czym zerknęła niepewnie w kierunku kobiety. Nadal nie była pewna, czy spodoba jej się ta alternatywa rozrywki. Choć Lauren powtarzała, że sama wybrała tę opcję zamiast zwykłego spotkania w restauracji, nadal miała wątpliwości. Nie chciała, aby kobieta na nowo przywołała swój "stary" wiek i inną definicję "zabawy". W pierwszej kwestii wielokrotnie przerabiały tę samą rozmowę, w której Jauregui wyszczególniała różnice wieku między nimi, uważając się za tą, której niewiele brakuje do grobu. Nie przyjmowała do siebie drobnych tłumaczeń Cabello, które swoją drogą nie były wystarczająco dosadne. Za każdym razem w głowie Alfy było wiele epitetów, którymi mogłaby określić kobietę, jednak z natury nie śmiała powiedzieć pewnych rzeczy na głos. Nie chciała też wychodzić na zadurzoną nastolatkę, czy coś w ten deseń. Gdyby miała więcej odwagi to może powiedziałaby rzeczy, które za każdym razem miała w głowie, kiedy na nowo rozpoczynał się temat i Lauren nareszcie zrozumiałaby, że w jej oczach nie jest starą babą.

— Gotowa? — Camila przekładała między palcami kluczyki w nerwowym tiku, zanim zdecydowała się schować je do kieszeni spodni.

— Yeah — uniosła spojrzenie — chyba możemy iść.

Brunetka pokiwała przed wskazaniem kierunku, w którym będą szły. Lauren zauważyła, jak zestresowana się zrobiła i pierwsza myśl podpowiadała, aby wzięła ją za rękę i w jakiś sposób uspokoiła, jednak przy usposobieniu Alfy... Nie była do końca pewna, czy wywoła pożądaną reakcję, czy pogłębi nerwowość. 

Ostatecznie zadecydowała, że dobrym ruchem byłoby ułożenie dłoni na górnej części pleców, między łopatkami. Przesunęła kciukiem po zaskakująco przyjemnym materiale kardiganu, nie zdając sobie sprawy z tego, że Camila czuła go na tyle wyraźnie, jakby dotykała nagiej skóry. W mniemaniu Cabello, przy tak zaskakującym geście w połączeniu z drobnym uśmiechem Lauren, który jej posyłała i który miał być kojący, temperatura ciała podniosła się do wystarczająco wysokiej, aby wystraszyć kobietę, gdyby tylko faktycznie miała z nią kontakt fizyczny skóra-skóra. Mogłaby natychmiastowo założyć gorączkę albo jeszcze gorsze samopoczucie, a Camili zabrakłoby słów na wytłumaczenie, więc skończyłyby w punkcie, gdzie żadna nie może zrozumieć drugiej.

Droga do bramek wydawała się niebywale długa z perspektywy Alfy, która marzyła o tym, aby Lauren niczego nie wyczuła pod opuszkami palców.

Chociaż czy to byłoby takie szokujące, gdyby Camila pokazała swoją tendencję do częstego zawstydzenia w pobliżu tej kobiety?

———

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top