③⑦

— Gotowa na ćwiczenia cierpliwości?

Lauren spojrzała krótko na Camilę, opierając się lekko o drewniany stół. Obie znajdowały się teraz w ogrodzie za frontem willi Alfy i szatynka musiała przyznać, że ilość drzew, kwiatów oraz krzewów niebywale ujmowała serce. Zdecydowanie to miejsce było zadbane, ale również dawało pewne ciepło przy tak ogromnej przestrzeni.

Lauren westchnęła cicho, obawiając się tego, jak te ćwiczenia będą wyglądać. Po ostatniej sytuacji między nimi — nie tylko pocałunku, ale pojawieniu się obcej Omegi — niewiele ze sobą rozmawiały, zganiając to odrobinę na pracę. Przynajmniej Jauregui taką taktykę obrała, ponieważ wciąż próbowała rozpracować, jak czuje się w towarzystwie brunetki. Oczywiste było, że dobrze, ale wolała sprecyzować sobie każdą emocję, która w nią uderzała przy Cabello. Przez tę nieustanną walkę myśli, martwiła się, w jaki sposób zostaną przeprowadzone te ćwiczenia. Nie chciała przez swój wyrywający się spod kontroli instynkt — nadal zbyt obcy, aby czuła się swobodnie z każdą chwilą pojawienia się go — spowodować kolejnego konfliktu. Lub komplikacji między nimi, choć i tak relacja, jaką miały nie należała do normalnych.

— Jestem cierpliwa. 

— Skupienie też poćwiczymy.

— W większości mam papierkową robotę. Muszę być i skupiona i mieć cierpliwość, kiedy czytam stosy kartek — Lauren skrzyżowała ramiona pod piersiami, nie widząc większego sensu w ćwiczeniu tych dwóch aspektów.

— Miałam ci pomóc, prawda? — Cabello uniosła brew z łagodnym półuśmiechem. — Zaczynamy pierwszą część. Zamknij oczy, proszę.

Jauregui ponownie westchnęła, ale spełniła prośbę Alfy. Czekała w kompletnej ciszy, aż Camila powie jej co dalej, jednak ona nie dawała żadnego znaku. Znudzona kobieta, już po paru sekundach, odchyliła lekko głowę w tył, pozwalając, aby przyjemny wiatr otarł się o bladą szyję, a ramiona zrelaksowały się przy tak pięknej pogodzie — nie było ani za gorąco, ani za zimno, więc perfekcyjnie dla Lauren. Zwłaszcza że słońce nie raziło ją tak bardzo we wrażliwe oczy.

— No i co dalej, Camila?

— Pobiłaś mój rekord, kiedy ćwiczyłam z tatą. Wytrzymałaś minutę i dziesięć sekund. Ja zapytałam o to samo, zanim minęło trzydzieści sekund.

— Poważnie? — Uchyliła powieki, napotykając głupkowaty, choć uroczy uśmiech Alfy. — To twoje ćwiczenie?

— Pierwsza z dwóch części. Przynajmniej wiem, że będzie z tobą mniej pracy niż za czasów, kiedy to ja byłam na twoim miejscu.

— Jaka jest ta druga część? Oby to było sensowne.

— Będzie, będzie — pokiwała szybko głową. — Ale wymaga wielu prób. I zaufania.

— Na co ty mnie piszesz? — Jauregui zmrużyła powieki, gdy Cabello wyciągnęła jakąś elastyczną taśmę i poszła w kierunku dwóch najbliższych drzew, zaczynając ją owijać wokół pierwszego. — Co robisz?

— Wszystko w swoim czasie — wytknęła lekko język w koncentracji, gdy związywała jeden koniec taśmy, zanim zaczęła iść w stronę drugiego wybranego obiektu, z którym postąpiła tak samo, pozostawiając w rezultacie dość wysoko napiętą nad ziemią elastyczną gumę.

— Do czego to ma służyć?

— Gdzie twoja cierpliwość? — Camila pokręciła głową przed podejściem z niewielką piłeczką do kobiety. — Kiedy dam ci znać, podrzucisz ją lekko do góry, dobrze?

Lauren zmarszczyła zdezorientowana brwi. Chciała rozchylić usta, żeby zadać kolejne pytania, jednak mimowolnie zaczęła przyglądać się odchodzącej sylwetce. Nie mogła zmusić oczu do uniesienia się na przyzwoity poziom, pozostając w miejscu ze spojrzeniem wlepionym w pośladki, zakryte obcisłymi, czarnymi spodniami. 

Ale to nie tak, że robiła to celowo — po prostu jakoś przykuły wzrok, więc zerknęła, a fakt, że tak długo zajęło jej przerzucenie uwagi gdzieś indziej to już inna kwestia, o której nie będziemy dyskutować. Właściwie to z tą długością patrzenia — ostatecznie oderwała oczy od tego widoku w momencie odwrócenia się kobiety. 

— Myślę, że taka odległość będzie dobra — stwierdziła Camila, oceniając, że te 15 metrów byłoby wystarczająco przekonujące dla Lauren. 

— Po co mam podrzucić piłkę?

— Zobaczysz za chwilę — zapewniła. — W porządku, możesz ją lekko podrzucić.

Jauregui wzruszyła ramionami i po paru sekundach zrobiła to, co powiedziała Alfa. 

Mocny powiew wiatru z perfumami uderzył w jej twarz, roztrzepując jeszcze bardziej niespięte włosy, kiedy Camila ruszyła z miejsca, znikając jednocześnie z pola widzenia Lauren, gdy tylko zamrugała. Szatynka była niesamowicie zdezorientowana, ponieważ nie wiedziała, gdzie jest kobieta i dlaczego to zrobiła, odpychając na bok fakt, że podrzucona piłeczka nie wróciła do jej dłoni. Przynajmniej nie sama.

Muśnięcie ciepłej skóry wybudziło Jauregui z transu, która gwałtownie spojrzała za siebie, dostrzegając delikatnie uśmiechającą się Camilą, wręczającą jej przedmiot z powrotem do rąk. Nie mogła powstrzymać się przed rozchyleniem ust na demonstrację szybkości Alfy, ponieważ nie zdarzyło się, aby była świadkiem takiego popisu.

— Chciałam ci pokazać, że z takiej odległości mogę w niewielkim przedziale czasu złapać taką piłeczkę — zaczęła tłumaczyć. — I tym samym, problemem nie będzie dla mnie złapanie cię, jeśli stracisz równowagę przy drugiej części naszych ćwiczeń. Chciałam upewnić cię, że faktycznie mogę to zrobić i nie musisz się stresować upadkiem, bo do niego nie dojdzie.

— Och.

— Więc, umm... Skoro to mamy za sobą to może wytłumaczę, co będziemy teraz robić? — Lauren pokiwała jedynie głową, wciąż nie wierząc w to, czego świadkiem była. — Dobrze, emm... Więc, uch, pokażę ci i powiem wszystko po kolei.

Zielone tęczówki obserwowały, jak kobieta zaczyna ściągać buty przy jednym z drzew, pozostawiając je przy pniu, aby nie przeszkadzały. Kiedy tylko Alfa uniosła stopę, żeby umieścić ją na elastycznej taśmie, Lauren zrobiła krok w tył, składając wszystkie elementy do kupy.

Zdecydowanie nie wejdzie na to coś.

— Nie ma się czego bać — Camila posłała jej półuśmiech. — To nie jest położone tak wysoko, a poza tym jest elastyczne i ci pomogę.

— Nie wejdę na to w taki sposób, jak ty — wskazała palcem na postać kobiety, która stała na ugiętej taśmie bez wprawiania jej w najmniejsze drgnięcie. — Tym bardziej się nie utrzymam.

— Nie twierdzę, że od razu uda ci się to zrobić. Od pomocy jestem ja.

— A jak to ma mi pomóc? Przecież chodzenie po tym nie sprawi, że przestanę słyszeć głosy innych.

— To nie ma na celu zlikwidowanie tej niedogodności — Camila podskoczyła lekko w miejscu, testując sprężystość swojej pracy. — To ćwiczenie ma na celu odwrotność tego, co wspólnie uzyskałyśmy pilnowaniem spokojnego rytmu oddechu. Wtedy czynność uspokoiła umysł i głosy zniknęły. Dzisiaj chcę ci pokazać, że czysty umysł przynosi ukojenie dla ciała, co eliminuje reakcję na chaos, który mógłby w ciebie uderzyć przy ponownym pojawieniu się problemu. Od momentu opanowania tych dwóch aspektów krótka droga do tego, aby bezproblemowo ignorować bodźce, a przyjmować tylko te, które chcesz.

— To nie może być takie proste jak mówisz — stwierdziła. — Oddech mogłabym ćwiczyć, nawet medytacja przejdzie, ale to? Nie sądzę, żebym skupiła się na tyle, aby w magiczny sposób powiedzieć moim nogom, żeby nie trzęsły się, jak jakiś...żelek, czy coś.

— Nie twierdzę, że to proste — z lekkością zeskoczyła z taśmy, lądując kilka kroków przed Lauren. — Potraktuj to jako zabawę. Może z takim podejściem będzie łatwiej.

Kobieta westchnęła, spoglądając niepewnie na neonowo-zielony przedmiot nadchodzących tortur.

— Nie utrzymam się nawet przez dwie sekundy. A poza tym, skąd mam mieć pewność, że nie pęknie?

— Na początku ci pomogę. A co do tego drugiego, sama przed chwilą widziałaś, że na to weszłam i podskakiwałam bez problemu. Upewniłam się, że wszystko jest dobrze związane, a taśma dobra.

— Jestem od ciebie cięższa.

Camila zmarszczyła brwi.

— Ważysz tyle, co nic — powiedziała, jakby było to coś oczywistego. — Po mnie nie widać prawdziwej wagi.

— Ale...

Ucięła, nie wiedząc, jak zaoponować. Nie była pewna całego pomysłu. Tak właściwie w większej mierze była tutaj dla spędzenia czasu z Camilą, niżeli dla odpowiedniego zajęcia się przegnaniem nabytej umiejętności — o ile tak mogłaby określić coś, co spędziło jej sen z powiek.

— Jak mam na to wejść? — Zapytała po podaniu Cabello piłeczki, którą ta rzuciła w stronę leżących na ziemi butów.

— Pomogę ci wejść, ale najpierw zdejmij buty. Musisz czuć każde drżenie taśmy.

— To nie brzmi zachęcająco! — Skwitowała podczas rozwiązywania pierwszego buta.

— Zobaczysz, jeszcze ci się spodoba.

— Wątpię — mruknęła, zerkając krótko na kobietę. — Mogłaś mi powiedzieć, co będziemy robić to ubrałabym się inaczej.

— Chcesz się przebrać?

— Chyba już nie warto. Zresztą, im szybciej zaczniemy, tym szybciej skończymy, prawda?

— W porządku — potaknęła. — Gotowa?

— Nie, ale co mi pozostało?

Lauren rozłożyła lekko ramiona, gdy wyprostowała się po zsunięciu butów. Na chwilę skrzyżowała spojrzenie z Camilą, która jak zwykle miała ten łagodny wyraz. 

— Nie będzie tak źle, naprawdę — uśmiechnęła się, przekładając jedną nogę przez taśmę, żeby asekurować Lauren, znajdując się naprzeciwko.

— Nie jestem szczególnie za tego typu rzeczami.

Jauregui przyjęła wyciągnięte ramiona Cabello, chwytając jednak opalone dłonie, a następnie oparła ciężar ciała na prawej nodze, kiedy była pewna, że trzyma się całkiem prosto na nie takiej szerokiej gumie. Ręce Alfy były delikatne w dotyku, aczkolwiek pozostawały również stanowcze, gdy stopa Lauren zaczęła kiwać się na boki razem z taśmą, zanim zdążyła dołożyć na miejsce lewą.

— Wszystko w porządku — zapewniła spokojnym tonem. — Złapię cię, pamiętaj — zerknęła w nieprzekonane tęczówki. — Oddychaj powoli — poinstruowała. — Tak, jak robiłyśmy to wcześniej.

— Mam serce w gardle, Camila — odpowiedziała pośpiesznie. — Czuję, że zaraz...ach!

Choć kobieta nie zdążyła dokończyć zdania, ramiona brunetki owinęły się wokół spiętych ud, przytrzymując Lauren w powietrzu, gdy przechyliła swoje ciało za bardzo w prawą stronę. Mimowolnie palce Jauregui wplątały się w rozpuszczone włosy Camili, a kiedy została ostrożnie odstawiona na ziemię, dłonie zostały wczepione w silne barki. 

— Mówiłam, że cię złapię — powoli przerwała ze swojej strony kontakt fizyczny, nie ruszając się jednak z miejsca, ponieważ palce Lauren nadal znajdowały się na jej ramionach. — Musisz spróbować przestać się rozpraszać. Nie myśl o tym, że taśma jest elastyczna i łatwo jest upaść na prawo lub lewo. Ja jestem od tego, aby przechylenie się nie stanowiło problemu, bo za każdym razem złapię cię, zanim zdążysz dotknąć ziemi.

— Łatwiej powiedzieć — przyznała cicho. — Nie wiem, czy to dobry plan...

— Spróbujmy kilka razy. Wiem, że na początku bardzo frustrujący jest brak rezultatów, ale trochę praktyki i naprawdę da się to zrobić — próbowała się nie skrzywić, gdy kobieta zabrała dłonie z jej ciała, podchodząc na nowo w stronę taśmy. — To nie jest łatwe zadanie, ale wiem, że sobie poradzisz, Lauren.

— Może lepiej zacząć wchodzić na środek tej taśmy zamiast od początku? 

— Dobrze. Jeśli tak będzie ci wygodniej na początku.

Kiedy Camila ponownie była ustawiona z wyciągniętymi ramionami, Jauregui spróbowała bardziej skupić się na utrzymaniu równowagi, trzymając jej dłonie. Przez kilka sekund faktycznie taśma, na której stała prawą nogą nie drżała, co było dobrym znakiem, ale gdy tylko doszła lewa, zaczęła tracić równowagę. Wyrwała prawą dłoń z uścisku brunetki, zaczynając nią machać z nadzieją, że to pomoże jej znaleźć balans, wyginając przy okazji ciało w przeciwną stronę, na którą zaczynała się przekręcać.

— Nie rozpraszaj się — powiedziała cicho brunetka. — Nie spadasz, nie rozpraszaj się taką możliwością. 

— Moja no-noga — kobieta nie zdążyła przekląć, ponieważ lewa noga w jakiś sposób oderwała się od taśmy, a całe ciało zaczęło coraz bardziej gibać się z boku na bok. — Kurwa mać — ponownie próbowała uratować się machnięciami ramienia. — Camz, to...

W obawie przed upadkiem, pomimo zapewnień Cabello, szatynka chwyciła dłońmi głowę kobiety, przybliżając ją do swojego brzucha. Trzymała się jej kurczowo z nadzieją, że złapie równowagę bez wchodzenia na nowo na taśmę, tylko pozostając na niej przez cały czas.

Z perspektywy Camili był to ruch bardzo...nieoczekiwany. Miała na uwadze wszystkie możliwości upadku Lauren i była gotowa interweniować, ale nie spodziewała się, że jej nos i policzek zetkną się przez czarną koszulkę z miękkością oraz ciepłem brzucha starszej. To zbiło ją z tropu na tyle, że poluzowała uścisk drugiej dłoni, która nadal była nierozłączna z Jauregui, a to spowodowało, że straciła kompletnie panowanie nad ciałem. 

Camila zareagowała, oczywiście, gdy jej postać zaczęła przekręcać się lekko na prawą stronę, choć nie w tył, tylko za plecy Alfy. Obawa przed dotykiem kobiety bez pozwolenia ulotniła się całkowicie, kiedy chwyciła w dłonie biodra, unosząc całą wagę Lauren, aby następnie opuścić ją na ziemię — przynajmniej tak planowała, ale ostatecznie długie nogi opięte czarnymi spodniami objęły wąską talię Cabello, więc siłą rzeczy stała tak w miejscu, będąc zdecydowanie za blisko twarzy swojej niedoszłej partnerki.

— Tym razem to moja wina — szepnęła, zważywszy na fakt, jak mała przestrzeń je dzieliła. — Gdyby nie ja to zapewne złapałabyś równowagę — uciekła wzrokiem od twarzy Lauren, bo po napotkaniu zielonych tęczówek poczuła się onieśmielona — jeszcze bardziej niż zwykle, ponieważ wciąż trzymała jej biodra, przedłużając bliskość, której między nimi wcześniej nie było. 

Kiedy Jauregui ponownie dotykała trawy stopami, wyprostowała z cichym chrząknięciem plecy, czując gorąc uderzający w ciało z niewiadomych przyczyn. Była przy Camili zaledwie chwilę, oplatając ją nogami, a reakcja, jaka się pojawiała po tym okazywała się — jej zdaniem — niepokojąca. Nie miała pewności, w jaki sposób miałaby przetrwać dalsze próby przy tym, z jaką łatwością kobieta potrafiła ją złapać i przyciągnąć do siebie, wyzwalając w Lauren dziwne poczucie bliskości. To nie było normalne, ponieważ nigdy nie czuła takiej chęci przed bardzo dobrym poznaniem konkretnej osoby, a z Camilą... Z nią bywało różnie, mimo wszystko i w skali szatynki taki przebłysk był zaskakujący oraz zawstydzający.

— Chyba — Jauregui oblizała wargi. — Chyba ściągnę kurtkę, bo blokuje mi ruchy, jak próbuję ramionami złapać równowagę.

— W porządku. Ariana przyniosła picie, więc jeśli jesteś spragniona to śmiało nalej sobie czegokolwiek zechcesz — typowo rzuciła uśmiechem, maskującym nerwowość.

Poczekała cierpliwie aż Lauren się oddali i gdy była pewna, że nie odwróci się tak szybko, wypuściła głośne westchnięcie, spoglądając w dół — na swoje dłonie. Przejechała kciukami po opuszkach palców, które niemiłosiernie drżały przez takie przeskoki między byciem z dala od siebie oraz bliskości-bliskości, takiej ciało do ciała. Dla Camili był to niemały emocjonalny rollercoaster, ponieważ część jej chciała wykrzykiwać przeprosiny za każdym razem, kiedy dotykała Lauren — co prawda w słusznej sprawie, bo unikała bolesnych upadków — bez wcześniejszego zapytania, czy mogłaby to zrobić. Ten specyficzny tradycjonalizm kobiety był teraz niebywale upierdliwy i sprawiał, że denerwowała się bardziej niż powinna.

Jednak oprócz tego druga natura również dawała o sobie znać, próbując przekonać umysł Camili, że powinna znajdować się coraz bliżej i bliżej swojej partnerki. Nie odnosiło się to w żadnym stopniu do kontekstu seksualnego, ale zwykłego bycia przy ciele kobiety. Alfa musiała przyznać przed sobą, że prawie dała upust wilczej stronie, kiedy zetknęła się niespodziewanie z brzuchem Lauren. Miała tak wielką ochotę owinąć wokół niej ramiona i wtulić się jeszcze bardziej, przekazując ciepło oraz bezpieczeństwo bijące od własnego ciała.

Zapewne była możliwość, aby zrobić coś takiego, jednak wiadomym było, jak skomplikowana jest Camila i jak bardzo uwielbia jeszcze bardziej utrudniać sobie życie. 

Camila była pod wrażeniem — nieczęsto mogła zobaczyć Lauren ubraną w zwykłą koszulkę na krótki rękaw i mieć przed oczami blade ramiona, które jednak miały jakieś mięśnie. Ilekroć szatynka powtarzała, że nie nadaje się do tego typu ćwiczenia, muskulatura oraz siła uścisku świadczyły o czymś przeciwnym. Problemem był brak koncentracji.

Camila nie chciała iść tropem siostry — Dinah zawsze snuła jakieś spiskowe teorie — ale w którymś momencie musiała pomyśleć, że Lauren trochę za często wpada w jej ramiona, chociaż większość czasu radziła sobie bardzo dobrze. Oczywiście nie miała nic przeciwko temu, po prostu zauważyła tę dziwną okoliczność i nie miała pojęcia, jak powinna odbierać takie sygnały.

W końcu nie spełniała oczekiwań kobiety, więc dlaczego miałaby dawać jakieś znaki, że chce być blisko niej?

Poza tą kwestią, obie w czasie ćwiczeń prowadziły drobne rozmowy, które nie dekoncentrowały uwagi Jauregui na tyle, aby postawić na całkowite milczenie. Jednak minęły już dwie godziny i teraz szatynka próbowała przejść po taśmie od jednego do drugiego końca, więc mogłoby zrobić się bardzo niezręcznie, gdyby nie powiedziały do siebie nawet słowa.

— Wyglądałaś na zdenerwowaną na tego faceta. Czy tam Omegę. Jakkolwiek wolisz to nazwać — skomentowała Lauren, nawiązując do tematu o sytuacji zaistniałej w restauracji.

— Kiedyś mówiłam ci, że jestem na swój sposób tradycjonalistką. Narzucanie się komuś jest dla mnie niedopuszczalne — odpowiedziała szczerze. — Marnowanie czyjegoś cennego czasu, a w dodatku irytacja lub denerwowanie danej osoby przez swoje natręctwo jest... Krótko mówiąc, jest bezczelne. 

— Hmm.

— Dobrze ci idzie — uśmiechnęła się delikatnie, przyglądając się, jak kobieta przełożyła lewą stopę przed prawą, posuwając się dalej do przodu. 

— Bo mnie trzymasz — zaśmiała się krótko i cicho. — Słyszałaś naszą rozmowę z łazienki, czy tak się złożyło?

— Nie przysłuchiwałam się. Akurat wychodząc zauważyłam, że już tam stał. Na początku wyglądałaś na rozbawioną, ale kiedy podchodziłam w stronę stolika, nie wykazywałaś się zadowoleniem. Dopiero, jak byłam wystarczająco blisko to usłyszałam, w jaki sposób się odzywał i postanowiłam zapytać, czy rzeczywiście chcesz z nim rozmawiać, czy nie.

— Och, okej.

— Nie podsłuchuję — zerknęła krótko na twarz szatynki. — Chyba że jest to bardzo ważne i zależy od czyjegoś bezpieczeństwa. W innych wypadkach szanuję prywatność. To samo z myślami. Nie słucham twoich, jak sobie tego życzyłaś.

— Dobrze wiedzieć, że pamiętasz — mocniej zacisnęła palce na prawej dłoni Camili, gdy przechyla się za bardzo w tę stronę. — Ten facet był irytujący. Na początku było to dość zabawne, że spróbował.

— Nie spełniał oczekiwań — Lauren zmarszczyła brwi, przestając poczynać kolejne kroki na taśmie. — Tak, jak ja.

— Co to ma znaczyć?

Camila spojrzała na moment na twarz kobiety, po czym uciekła ze swoją uwagą do elastycznej gumy. Przygryzła wnętrze policzka, żałując, że skomentowała to tak głośno. Mogła zostawić wszelkie uwagi dla siebie, a teraz Lauren przeniosła na nią te wielkie, zielone oczy, jakby zapominając o dalszym ćwiczeniu, oczekując wyjaśnień. Alfa nie wiedziała, jak mogłaby odpowiedzieć, jak wytłumaczyć, co przeszło przez jej usta. Nie chciała zrobić kolejnej gafy, wypowiadając się w taki sposób, aby Lauren poczuła się osaczona przez powrót do tematu partnerstwa oraz ich relacji ogólnie, która jest trudna do określenia na tę chwilę.

— Każdy człowiek ma oczekiwania — postanowiła odpowiadać wymijająco, nie precyzując. — I te oczekiwania decydują o tym, jaką znajomość możemy zawrzeć z daną osobą. 

— Trochę prawda, o której tak się nie mówi, ale jak to się odnosi do porównania ciebie i tego faceta?

Teraz Camila poczuła, że nie wybrnęła. Zdecydowanie nie wybrnęła z tematu, który bezmyślnie zaczęła i w tym momencie pojawiła się panika. Nie chciała powiedzieć czegoś źle; nie chciała nasuwać Lauren myśli, że sama oczekuje od niej czegokolwiek; nie chciała wyciągać na wierzch kwestii partnerstwa. Zbyt wiele możliwych przepaści pojawiało się, po krótkiej analizie, podczas prawdopodobnych scenariuszy przebiegu konwersacji, które mogłyby sprowadzać się do kłótni albo negatywnych emocji.

A to mogłoby w oczach Cabello oznaczać brak chęci kontaktu ze strony Lauren. I to bardzo ją przerażało, ponieważ nie wiedziała, jak przetrwałaby po raz drugi tak paskudny okres w swoim życiu — o ile, oczywiście, faktycznie dałaby sobie z nim radę, żeby spełniać minimalne funkcje do życia.

— Chodziło mi ogólnie, że rzadko zdarza się, aby ktoś spełniał od razu oczekiwania drugiej osoby. Ten mężczyzna najwyraźniej tego nie robił, ponieważ nie chciałaś dać mu numeru — wzruszyła na pozór nonszalancko ramionami, pozostawiając zaskakująco dla Lauren obojętny wyraz twarzy. — Zapewne również nie spełniam pewnych oczekiwań, to wszystko — dodała ciszej. — Musisz, em, spróbować przerzucić ciężar ciała bardziej na lewą stronę, bo stracisz równowagę — pośpiesznie zmieniła temat.

Lauren zignorowała ostatnią uwagę, skupiając się na dziwnym wyjaśnieniu kobiety. Była zaskoczona słowami Camili, ponieważ nie spodziewała się, że mogłaby cokolwiek z jej strony odbierać negatywnie. Zawsze starałal się być neutralna, a po tonie, jakim powiedziała wyjaśnienie mogła stwierdzić, że coś ciążyło na brunetce. Lauren próbowała przypomnieć sobie potencjalne sytuacje, z których mogłoby wynikać, że źle myśli o Alfie, ale poza jedną i jedyną gafą, która jest już za nimi, nie mogła przywołać sobie innej sytuacji.

— Nigdy nie powiedziałam, że nie spełniasz jakichś oczekiwań — odparła w końcu, jeszcze bardziej odbiegając od ćwiczeń.

— Powiedziałam to ogólnie. Każdy ma jakieś oczekiwania i nie zawsze jest ich świadomy. Rzadko zdarza się, aby ktoś spełniał wszystkie, dlatego wyraziłam się w taki sposób. Nie uważam, żebym była jednym z wyjątków — ponownie wzruszyła ramionami. — Lauren, powinnaś przechylić się bardziej na lewo.

Usta Jauregui drgnęły, ale żadne słowo nie zostało wypowiedziane. Wpatrywała się pusto w twarz brunetki, będąc naprawdę zaskoczona jej słowami. Nie podejrzewała, że mogłaby tak nisko o sobie myśleć, kiedy na dobrą sprawę jest jedną z niewielu osób, które mogą dać wszystko — w każdym znaczeniu tego wyrażenia. Szczerze powiedziawszy Lauren nie mogła przyznać, że Camili czegoś brakuje, bo skłamałaby w ten sposób.

Tylko ktoś głupi mógłby pomyśleć, że jest niewystarczająca.

Kiedy oczy Lauren na nowo napotkały twarz brunetki, która próbowała wyrażać skupienie na jej drżących nogach przez traconą równowagę, o uszy kobiety obił się przyjemny, choć rozczarowany ton głosu, pomimo tego, że po ruchu warg Jauregui nie mogła stwierdzić, że cokolwiek zostało wypowiedziane przez Camilę.

Niewystarczająca, żeby z tobą być.

— C-co?

Camila uniosła oczy.

— Co "co"? 

— Co powiedziałaś? —Jauregui poczuła nieprzyjemny gorąc uderzający w ciało. 

— Powiedziałam, że musisz się skupić, bo znowu tracisz równowagę i przechylasz się za bardzo na prawo. Spadniesz, jeśli nie spróbujesz odbić się na lewą stronę.

Lauren zamrugała kilkukrotnie powiekami.

— A wcześniej?

— Nic nie powiedziałam. Wcześniej tylko rozmawiałyśmy o tym facecie — przyjrzała się szatynce. — Czy wszystko w porządku?

— Ja — przełknęła z trudem ślinę. — Nie mówiłaś przypa... Osz kurwa!

Camila rozszerzyła mocniej powieki, kiedy stopa Lauren niespodziewanie uderzyła w miejsce centralnie pomiędzy nogami podczas niebezpiecznego odchylenia się w tył przez całkowitą utratę balasu. W przeciągu dwóch sekund brunetka zgryzła mocno wargę, hamując przekleństwo, choć wciąż wydała z siebie piśnięcie od swojej drugiej strony na ten niezamierzony atak, a oprócz tego chwyciła Jauregui, odstawiając ją bezpiecznie i delikatnie na ziemię.

Dla Lauren to wszystko zadziało się, jak po mrugnięciu okiem, bo w jednej chwili niefortunnie kopnęła Camilę, a w drugiej siedziała na tyłku na trawie z Alfą przed sobą, która zajmowała miejsce na własnych piętach, przyciągając na kilka chwil poczerwieniałą twarz do własnych ud. Nie mogła nie rozchylić ust w szoku, gdy przetrawiała wszystkie informacje. 

Zamierzała dopytać, czy to, co usłyszała zostało rzeczywiście wypowiedziane na głos, czy znowu było z nią coś nie tak, ale zanim zdążyła to zrobić, straciła równowagę, a czując upadek w tył, wyprostowała nogę, która natrafiła na ciało Camili.

No właśnie, Camila.

— O cholera, Camz, żyjesz? 

Lauren szybko zajęła miejsce obok niej, obejmując jednym ramieniem barki kobiety, która w międzyczasie zdążyła się wyprostować. 

— Wszystko w porządku — mruknęła cicho, sztywniejąc całkowicie, gdy kobieta przyciągnęła ją do ciepłego uścisku, złączając ich policzki — lewy Lauren do prawego Camili.

— Nie chciałam cię kopnąć — druga z dłoni szatynki znalazła miejsce na udzie Alfy, łagodnie je głaszcząc. — To był przypadek, naprawdę, ja...

— Nic mi nie jest — zapewniła. — Bardziej mnie to zaskoczyło niż zabolało. Mam wysoką tolerancję na ból i mogę go kontrolować, więc teraz wszystko jest ze mną w porządku. 

— Jesteś pewna? — Palce Lauren mimowolnie zaczęły przeczesywać rozpuszczone włosy Cabello, wskutek czego usłyszała drobne mruknięcie pełne zadowolenia, które musiało być niechciane, ponieważ policzki brunetki zaczęły bardziej się nagrzewać, co Jauregui doskonale wyczuła.

— Ta-ak. 

— Przepraszam...

— Nic się nie stało.

Już to gdzieś słyszałam — skomentowała w myślach Lauren. 

Moment — zmarszczyła do siebie brwi. 

 Więc jak ją pocałowałam to powtarzała, że nic się nie stało, a teraz powiedziała — chyba, że mi odbija — że chce ze mną być? Co jest kurwa? 

— Na pewno wszystko dobrze? — Zapytała ponownie, chcąc oderwać się od dalszego natłoku myśli z pytaniami bez odpowiedzi.

— Tak, tak — kiwnęła mimowolnie głową, ocierając o siebie ich policzki

— Chyba czas na przerwę, co? — Zasugerowała Jauregui. — Już dostałaś z łokcia po głowie, a teraz cię kopnęłam...

Camila zaśmiała się cicho.

— Ale złapałam cię za każdym razem, prawda?

— Tak, ale wciąż pamiętam dźwięk, jak twoje zęby obiły się o ciebie, bo tak mocno uderzyłam cię w czubek głowy z łokcia. Nadal mi przykro.

— Nie powinno, bo nic mnie nie boli.

Lauren powoli odsunęła policzek od twarzy kobiety, spoglądając na nią z bliska.

— Przepraszam za wszystko — powtórzyła ostatni raz.

— Wszystko dobrze, naprawdę.

— Korzystając... — Zielone tęczówki rozejrzały się po pustym ogrodzie. — Korzystając z chwili przerwy, chciałam ci powiedzieć, że nigdy nie przeszło mi przez myśl, że mogłabyś nie spełniać oczekiwań. Bez względu na to, jakie by one były.

Starsza kobieta zaobserwowała po mimoce twarzy drugiej, że jest tak zaskoczona tym wyznaniem, że również niedowierza. Oczywiste było to, że owe słowa nie zostaną zaakceptowane od tak, jednak Lauren miała drobną nadzieję, że Camila z czasem przekona się do ich prawdziwości. Nie lubiła ogromnych wyznań, gdzie wypowiadała niemal litanie na czyiś temat — a przynajmniej nie lubiła tego robić, kiedy nie znała osoby na tyle, aby przewidzieć reakcję, z jaką się spotka. W końcu była człowiekiem, w dodatku wielokrotnie zranionym i oszukanym, więc tak szybkie wyznania okazywały się przerażające. To była swego rodzaju blokada — upierdliwa — ale również ochrona tego, co jeszcze zostało łatwe do wykorzystania i sponiewierane.

— To dobry pomysł z tą przerwą.

Z tymi słowami Lauren wiedziała, że przed Camilą daleka droga do uwierzenia jej na słowo.

— Jesteś taka głupia, że...

— Dinah Jane.

Blondynka spojrzała pośpiesznie na swoją partnerkę, która z uniesionymi brwiami skrzyżowała ramiona pod piersiami. Po jej postawie domyśliła się, że nie jest zadowolona, na co westchnęła, podpierając policzek na dłoni.

— Niedomyślna? — Normani opuściła brew na te słowa. — Jesteś tak niedomyślna, że nie wiem, czy mi cię szkoda, Chancho.

— O co znowu chodzi?

Cabello rozejrzała się po salonie, czując się nadto obserwowana przez Malcolma, Zayna, DJ oraz Arianę. Normani znajdowała się bardziej z tyłu, jeśli chodzi o to zgromadzenie, za co była wdzięczna. Już i tak zdezorientowanie dawało o sobie znać — nie chciała jeszcze większego niewyjaśnionego zbiorowiska.

— Ile ty masz lat? Trzy, żeby ci wszystko literować?

— Dinah, o co...

— Nie bądź taka ostra — mruknął Zayn. — Z pewnością lepsza nie byłaś, a Normani mogłaby to potwierdzić.

— Zajmujemy się mną, czy nią? No właśnie, więc cicho — wskazała palcem na mężczyznę.

— Czy ktoś może powiedzieć o co jej chodzi? Malc? Ariana?

Drobna brunetka oparła podbródek na złączonych dłoniach, patrząc na swoją siostrę. Zastanowiła się nad odpowiednimi słowami, które nie obraziłyby jej w żaden sposób za niedomyślność, czego z pewnością nie przemyślała Dinah Jane — ale oczywiście nikt od niej tego nie wymagał, taka po prostu była.

— Dinah uważa...

— Nie tylko ja! — Wtrąciła z uniesioną pięścią.

— Przeprowadziliśmy drobną dyskusję i doszliśmy do wniosku, że zaczynamy się martwić.

— Martwić? Czym? Ktoś wam coś zrobił? 

Oczy Camili od razu zrobiły się czujniejsze na te słowa, a myśli niemal powędrowały w kierunku wszystkich potencjalnych możliwości oraz osób, które mogłyby się naprzykrzać jej rodzinie.

— Nic z tych rzeczy — sprostował Zayn. — Martwimy się, bo coraz jaśniejsze staje się to, że Lauren nie odrzuca tego, kim jesteś, a ty pozostawiasz między wami bardzo duży dystans.

Alfa rozchyliła usta, jednak Ariana była szybsza.

— Nie chodzi nam o nic złego. Po prostu skupiasz na niej całą swoją uwagę, ale nie próbujesz niczego analizować. Uważamy, że może warto byłoby pomyśleć o pójściu o krok dalej w waszej relacji? To znaczy, umówić się, bo ta znajomość zdecydowanie odbiega od czysto przyjacielskiej, a sama powinnaś wiedzieć najlepiej, czy do czegoś między wami doszło.

— Ja...

— Więc zbieraj dupę i zaproś ją gdzieś, bo nie możemy już patrzeć, jak ślinisz się za Lauren, ale nic nie robisz z tym, że też jest tobą zainteresowana.

Camila skrzyżowała ramiona.

— Skąd niby możecie wiedzieć, co o mnie myśli?

— Słyszałam to i owo z ogrodu — zanuciła Dinah. — Poza tym, bish, ty łazisz i się za nią ślinisz, a ona jest jak szczeniak, który wielbi właściciela za wszystko.

— Ależ zgrabnie to ujęłaś — Zayn prychnął. — Innymi słowy, dla osób trzecich łatwo zauważyć obustronne zainteresowanie, które nie jest strikte przyjacielskie, więc może warto rozważyć zaproszenie Lauren gdzieś bez tej etykietki?

— Przynajmniej wiedziałabyś na czym stoisz — dodała Ariana. — Jestem przekonana, że się zgodzi, o ile dopilnujesz tego, aby sprecyzować, że chodzi ci o randkę, a nie kolejne wyjście na obiad.

— To też są ich takie randewu, ale udają, że nie — Dinah machnęła ręką. — Zbieraj dupę w troki, bo kolejna interwencja będzie z przemocą.

— Dinah Jane.

— Żartowałam, Mani, przecież wiesz!

— Wiem, że nie żartowałaś.

— No może tylko trochę — skrzyżowała ramiona. — Nie interwencja tylko wpierdol. Pasuje?

— Przypomnij mi, dlaczego z tobą jestem?

— Czuję się zaatakowana, a to nie ja jestem problemem — sapnęła. — Tym akcentem kończymy dyskusję.

Camila przez 23 lata swojego życia nie była tak zdezorientowana, jak w tym momencie.

Lauren była zdezorientowana, kiedy w sobotni poranek musiała podnieść się z łóżka, zostawiając za sobą zatrzymany serial, aby otworzyć drzwi i zobaczyć za nimi lekko uśmiechającą się Camilę. Na początku pomyślała, że może zapomniała o kolejnych ćwiczeniach, które w ciągu tygodnia powtarzały po 2-3 godziny, ale zwątpiła w tę teorię, ponieważ brunetka nie wyglądała na rozczarowaną, czy złą.

— Um, hej. Nie wiedziałam, że przychodzisz — uchyliła drzwi, dając dostęp do wnętrza domu.

— Dzień dobry, przyjechałam tylko na moment w drodze do pracy — wytłumaczyła krótko. — Proszę.

Lauren zmarszczyła brwi, kiedy kobieta wysunęła przed siebie wcześniej niezauważoną piękną, białą i nie do końca rozwiniętą różę. Odebrała podarunek z niepewnością oraz wyraźnym zaskoczeniem, na który Camila ponownie zareagowała jednym ze swoich uśmiechów.

— Jest piękny dzień — stwierdziła. — I chciałam dać ci ładny kwiatek.

— Cóż, dziękuję za gest — odpowiedziała z opóźnieniem. — Wstawię go do wody — dodała, ruszając przed siebie. — Chciałabyś coś do picia?

— Nie, dziękuję. Jak mówiłam, przyjechałam tylko na chwilę przed pracą.

Lauen kiwnęła głową, skupiając na kilka sekund uwagę na włożeniu kwiata do wąskiego flakonika, który całkiem dobrze wyglądał przy tego typu róży.

— Z tego, co pamiętam, to nie masz po drodze... — Urwała, spoglądając w dół. — Co robisz?

Camila przekręciła lekko głowę na bok z drobnymi rumieńcami.

— Camz, dlaczego klęcz...

Kobieta nie dokończyła, ponieważ odjęło jej mowę, gdy ciepłe palce delikatnie ujęły lewą dłoń. Lauren była niesamowicie zdezorientowana — po raz kolejny w tak małym przedziale czasu — przez Cabello. Nie rozumiała, dlaczego przyjechała tutaj od tak, dała jej kwiat, a teraz postanowiła uklęknąć na jedno kolano i złapać ją za dłoń.

— Czy zechciałabyś może poświęcić mi odrobinę swojego cennego czasu i wyjść ze mną w weekend? — Głos Camili był cichy, ale zaskakująco zadrżał. — Jeśli zostałam dobrze poinformowana, nazywacie to randką.

— Och.

Trudny do określenia dreszcz przeszedł przez kręgosłup Jauregui, kiedy wpatrywała się w kobietę z szeroko otwartymi oczami. Czegoś takiego z pewnością się nie spodziewała. 

Ale nie odbierała tego negatywnie. Wręcz przeciwnie. Poczuła dziwne ciepło na niecodzienny sposób wyjścia z propozycją tego typu i nie mogła również ukryć, że dopieszczało to jej ego.

— Po pierwsze, proszę wstań — zaczęła bez analizy swoich słów, ponieważ nadal tkwiła w szoku. — Po drugie, tak. A po trzecie, naprawdę wstań, bo to zaczyna wyglądać, jakbyś się oświadczała.

— Tak?

Camila wyglądała na jeszcze bardziej zdziwioną niż Lauren. I zdeorientowaną, sądząc po zmarszczonych brwiach.

— Tak powiedziałam, a teraz wstań z podłogi, proszę — powtórzyła, chcąc zakryć rumieniące się policzki.

— Och. W porządku — powoli wypuściła dłoń Lauren, zanim stanęła na równe nogi. — Tego się nie spodziewałam.

— Cóż...co ja mam powiedzieć?

Pomimo ogromnego zawstydzenia, na koniec tej wizyty obie miały przyklejone do ust głupkowaty uśmiech.

———

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top