③③

Słowa: +/- 6k.

———

— Dzień dobry, Lauren.

Kobieta została od razu powitana szerokim uśmiechem, jasno i życzliwie spoglądającymi na nią tęczówkami oraz dziwną, aczkolwiek pozytywną energią, która uderzyła w nią, zanim przekroczyła próg. Nie mogła nie odwzajemnić tego pierwszego gestu —  co więcej, po ich ostatniej rozmowie pozwoliła sobie na wyciągnięcie ramion w stronę brunetki i owinięciu ich na szyi oraz pod pachą, więc prawa dłoń miała kontakt ze spiętymi, silnymi mięśniami pod cienkim materiałem koszuli.

— Hej, Camila — odpowiedziała cicho, ponieważ jej usta znajdowały się nie tak daleko od ucha Alfy, więc nie było potrzeby, aby mówić głośniej.

Lauren częściowo nie była zaskoczona tym, że kobieta cała się spięła i z tego wszystkiego nie odwzajemniła uścisku, jak miała to w zwyczaju, dopóki nie powie jej się, że może to zrobić. Jednak z drugiej strony, również częściowo była zawiedziona, ponieważ chciała, aby Camila bardziej wyluzowała — czy Lauren była jej partnerką, czy też nie i czy zachowywały się w sposób na to wskazujący nie miało takiego znaczenia przy takich gestach. Po prostu chciała, żeby ta poczuła się wystarczająco komfortowo, aby bezwiednie odwzajemniała prosty uścisk.

— Jak ci minął dzień? — Zapytała Jauregui po odsunięciu się.

Poczekała na odpowiedź, dopóki Camila nie zamknęła za nimi drzwi. Chwilę później, uśmiechnęła się — znacznie delikatniej z tymi rumieńcami na policzkach — i wskazała dłonią przejście do lewej strony domu.

— Dobrze. Spokojnie — kiwnęła do siebie głową. — Nic nie wyszło poza moje plany, więc jestem na ten moment zadowolona — zerknęła na kobietę. — Chciałabyś może coś do picia, jedzenia? — Zapytała łagodnym tonem, pokazując palcem w stronę kuchni. 

— Um, tak, poproszę. Coś do picia.

— W porządku — wskazała dłonią na obszerną kanapę, którą zajęła pierwszego dnia, kiedy była twarzą w twarz z ludzką formą Camili. — Możesz zająć miejsce. Chciałabyś coś ciepłego, czy zimnego?

— Zimnego, proszę.

— Coś konkretnego, czy...?

— Cokolwiek, dziękuję — posłała Alfie delikatny półuśmiech przed skierowaniem się do miękkiej kanapy, w którą niemal wtopiła się plecami. — Cicho tutaj. Nie ma wszystkich w domu?

Obserwowała, jak Camila sięga po kryształową, niską szklankę, a następnie zaczęła wędrować palcem po półce w lodówce, na której znajdowały się napoje z lekko wydętymi ustami. Ostatecznie chwyciła przedostatni, marszcząc przy tym brwi, ponieważ w głowie układała już precyzyjną odpowiedź.

— Dinah i Normani są. DJ praktycznie zawsze tutaj jest, ponieważ nie pracuje. A Normani wróciła ze mną z pracy.

— Z pracy? — Powtórzyła. — Faktycznie, wspominałaś mi kiedyś, że z tobą pracuje, ale opowiadałaś mi ostatnio, że jest dietetykiem.

— Bo z zawodu jest dietetykiem. Pracowała w jednej firmie, zanim poznała DJ. Im częściej tutaj przychodziła, tym bardziej interesowała się, co robimy na co dzień. Co ja robię na co dzień. Poopowiadałam jej o rodzinnym interesie ze szczegółami — przerwała na moment, kiedy odstawiła napój razem ze szklanką na kryształowym stoliku. — Z czasem zauważyłam, że coraz wnikliwsze pytania zadawała, więc któregoś dnia zapytałam, czy może chciałaby z nami pracować. Jak się okazało, motyw, dla którego firma w ogóle istnieje zaintrygował ją do tego stopnia, że odepchnęła dietetykę jako swój zawód i korzysta ze swojej dla wiedzy w przypadku, gdy chce zrobić coś dla siebie lub jeśli ktoś zapyta ją o poradę.

— Ach, teraz rozumiem — Lauren chciała wyprostować się i tym samym przestać być tak wygodnie ułożona na kanapie, żeby nalać sobie picia, jednak Camila zrobiła to za nią, zanim zdążyła drgnąć. — Dziękuję — mruknęła, gdy jako pierwsza dostała napój do dłoni. 

— A jak minął twój dzień? — Zapytała uprzejmie, opierając się na kanapie w — jej zdaniem — odpowiedniej odległości od kobiety.

— Nudno. Nie działo się nic szczególnego.

— Och. A w pracy? Wszystko w porządku? — Jauregui uniosła brew. — Ostatnio byłaś poddenerwowana, kiedy przyszłam. 

— Jest w porządku.

Na usta Camili cisnęło się pytanie, co zaszło między Lauren a Lucy, że zaczęły się kłócić, jednak w porę się powstrzymała. Nie chciała wychodzić na jeszcze bardziej wścibską — już i tak podsłuchała fragment ich rozmowy i czuła się z tym źle. Wiedziała, że nie powinna była tego robić, jednak ten troskliwy instynkt o swoją partnerkę przekonał rozsądek w tamtej chwili. 

To nie była jej sprawa. Musiała znać granice. Przecież Lauren nie będzie zwierzała się z każdej rozmowy, którą z kimś odbyła.

— To był stresujący dzień dla niej, tak sądzę. Czasami zachowuje się w ten sposób — wzruszyła nonszalancko ramionami. — Rozładowuje zły humor na każdym. Między innymi na tobie wtedy, kiedy zwracała niepotrzebnie uwagę. Wcześniej nie było dla niej problemem, żebyś była w moim gabinecie. Lucy bywa zmienna.

— Brzmi, jakby czasami było trudno wytrzymać? — Zerknęła na twarz kobiety w celu potwierdzenia.

— Przyzwyczaiłam się.

Lauren ponownie wzruszyła ramionami, po czym razem z Camilą przeglądała najnowsze filmy na Netflixie. Chociaż raz chciały spotkać się gdzieś indziej niż w jakiejś kawiarni na dłuższą metę. Wyjątkiem był wieczór u Lauren kilka dni temu, ale poza tym nic nie wskazywało na to, żeby wyszły poza sferę spotykania się w miejscach typowo publicznych. 

— Camila?

— Słucham?

Alfa zwróciła natychmiastowo głowę w stronę Jauregui, przestając przeglądać kolejne wyświetlane filmy. Jej brązowe tęczówki przyglądały się profilowi kobiety, cierpliwie czekając na odpowiedź. Dla samej Lauren było to niesamowicie interesujące — i właściwie również pochlebiające — że za każdym razem Camila zwracała na nią całą swoją uwagę. Nie zdarzyło się, aby podczas zwykłej rozmowy nie patrzyła prosto w oczy albo migała się od odpowiedzi na jakiekolwiek pytanie. Czasami bywało tak, że długo zbierała się na danie odpowiedzi, jednak zawsze były one wyczerpujące.

— Mówiłaś mi o Normani, że ma inny zawód, a z tobą pracuje — Camila potaknęła ruchem głowy. — A ty jaki masz zawód w takim razie? Czy jakąś rachunkowość, cokolwiek w tę stronę, czy coś kompletnie innego?

Alfa nie mogła powstrzymać drobnego uśmiechu na to pytanie. Cieszyła się, że Lauren zapytała o coś tak prostego, ale jednocześnie o coś, co mogło wydawać się niezbyt warte uwagi. Zastanawiała się nawet, czy kobieta z góry przypisała jej konkretny zawód.

— Podejrzewasz jakiś zawód? 

— Hmm.

Lauren zmarszczyła brwi, taksując spojrzeniem brunetkę. Wyglądała na zbyt drobną, żeby mówić o zawodzie, który wymagałby dużo siły — odkładając na bok jej drugą naturę, oczywiście. Wydawało jej się, że mogłaby pójść w bardziej delikatną stronę.

Może faktycznie poszła w kierunku biznesu? A może jakiejś kosmetologii? Sama nie była pewna, jaki zawód by do niej pasował.

Z jednej strony mogła widzieć Camilę za biurkiem i ze skupionym wyrazem twarzy, gdy przyglądała się czyjejś cerze, tworząc w głowie konkretną analizę.

Ale z drugiej strony jej oczy przywykły do widoku formalnej, niesamowicie kulturalnej i nierzadko spiętej kobiety.

— Chyba bardziej obstawiałabym coś w kierunku biznesu — stwierdziła niezbyt pewnie. — Mylę się? — Uniosła ciekawsko brew, kiedy na ustach Alfy pojawił się niemały uśmiech.

— Cóż — oblizała wargi. — Może najpierw powiem ci, jak wygląda nasza edukacja, żeby to faktycznie miało sens — zaproponowała, a Lauren jedyne potaknęła. — Jak już wiesz, znacznie szybciej dojrzewamy. Co za tym idzie nasze przejście przez etapy edukacji przebiegają w znacznie przyśpieszonym tempie. Jest kilka miejsc, gdzie są przystosowane do tego specjalne szkoły, ośrodki, nawet studia — urwała, żeby przyjrzeć się reakcji kobiety, która wyglądała na bardzo zainteresowaną. — Możliwe, że zabrzmi to dziwnie lub zbyt...sama nie wiem, prosto? Możliwe, jednak od młodego wieku ciekawiło mnie, co praca ludzkich rąk potrafi zrobić. Swego czasu mieszkaliśmy w miejscu, gdzie było przez pewien okres dużo remontów zarówno ulic, jak i całkowitych renowacji starych budynków na osiedlach. Bardzo zainteresowało mnie, jak ci ludzie pracą, stąd też często kręciłam się przy placach budowy.

Przerwała na dłuższą chwilę, żeby sięgnąć po szklankę z piciem, chociaż tak naprawdę był to pretekst, aby w trakcie powrotu na miejsce znowuż przyjrzeć się kobiecie. Nie tylko dlatego, iż była ciekawa reakcji na dotychczasowe słowa, ale lubiła na nią patrzeć. Uważała, że jest niebywale piękną kobietą, która tak naprawdę nie musiała czuć potrzeby, aby zakrywać jakąkolwiek — swoim prywatnym zdaniem — niedoskonałość makijażem.

Dla kogoś — zapewne dla większości — byłoby to wysoce dziwaczne, ale Camila lubiła widzieć te niedoskonałości, ponieważ tak samo cieszyło jej oczy takie przypomnienie, że Lauren jest człowiekiem. Możliwe, że brzmiałoby źle powiedzenie, że lubi taką prostotę, jednak taka była prawda — i nie miała tutaj na myśli niczego, co mogłoby sugerować, iż uważała kobietę za gorszą. Po prostu uwielbiała raz na jakiś czas dostrzegać drobne elementy u szatynki, które wskazywały, że nie jest idealna; że nie jest niezniszczalna, ale z drugiej strony wszystkie aspekty, które wyłapywała dopełniały perfekcyjny obraz tegoż człowieka.

Prawdopodobnie, nawet bardzo, brzmiało to wszystko oklepanie, dziwnie i w większości było niezrozumiałe. Ale również nikt nie powiedział, że bycie w skórze Camili jest proste — czasami zdarzało jej się komplikować sobie sprawy, gdy za bardzo dryfowała w myślach.

— Z wiekiem to zainteresowanie pracą fizyczną znacznie się powiększyło — postanowiła kontynuować, aby nie zapadła między nimi niezręczna cisza. — Do tego stopnia, że na własną rękę zaczęłam czytać, w jaki sposób dochodzi się do wybudowania czegoś. Moje oczy miały okazję widzieć odnowy jakiegoś budynku, ale nigdy pracy nad nim od podstaw; od fundamentu. W tamtym czasie, oczywiście — dodała ostatnie zdanie. — Dlatego też poszłam w taką stronę mojej edukacji, żeby zaspokoić to zaciekawienie. Oczywiście na ten moment również nie miałam wielu okazji w pracy na to, aby wrócić do starego, ale wciąż żywego zainteresowania, chociaż mam to w planach.

— Więc...

Lauren potarła miejsce nad prawą brwią, nawet nie zwracając do tej chwili uwagi na to, że odwróciła się bardziej przodem do Alfy i jednocześnie przybliżyła się do jej ciała w trakcie tego monologu. Nie zamierzała jednak się odsuwać. Po części lubiła być blisko niej, ponieważ od Camili zawsze biło takie przyjemne ciepło, które zachęcało do uścisku oraz była wokół niej niezrozumiała aura, która sama w sobie przyciągała. Lauren wciąż tego nie rozumiała — wcześniej niejednokrotnie zastanawiała się, czy może jest to jakiś trik na ludzi, ale z czasem odrzuciła te spekulacje, pozostając tę kwestię nierozstrzygniętą. 

— Jesteś jakimś, nie wiem, budowlańcem? Jest takie słowo?

Lauren wyprostowała bardziej plecy, kiedy usłyszała śmiech Camili. Był lekki, krótki, ale w dużej mierze uroczy i całkowicie do niej pasujący. Zielone tęczówki od razu wypatrzyły drobne dołeczki w policzkach kobiety, która nie zwracała w tym momencie uwagi na to, że jest obserwowana.

Jauregui nie chciała przyznać tego przed samą sobą tak do końca, ale przez jej głowę przebiegła myśl, że chciałaby częściej słyszeć śmiech brunetki, ponieważ samo jego brzmienie przyprawiało o przyjemne uczucie w klatce piersiowej.

I możliwe, bardzo możliwe — ale oczywiście nie do końca potwierdzone, zdaniem Lauren, która wolała zaprzeczać oczywistemu, zamiast cokolwiek przyznać — że jej serce zaczęło bić przez te kilka sekund znacznie szybciej.

— Cóż, myślę, że tak również można mnie nazwać, ale zgodnie z zawodem trafniejszym określeniem byłoby po prostu "architekt".

— Architekt?

Camila przyjrzała się twarzy szatynki.

— Wyglądasz na zaskoczoną.

— Bo jestem — skrzyżowała ramiona. — Nie tego się spodziewałam. 

— Jak widać poszłam kilka kroków dalej w stronę takiego drobnego zainteresowania — stwierdziła. 

— Ale moment — Lauren oblizała wargi. — Zajmujesz się projektowaniem budynków, czy może wnętrzami?

— W większości tym pierwszym, ale dekoracja wnętrz nie sprawia mi problemów.

— Och.

— Więc jak będziesz potrzebowała na przyszłość architekta — wskazała na siebie. — Jestem w stanie podołać i wybudować odpowiadający twoim standardom dom — zmarszczyła brwi. — Właściwie, gdyby miejsce znajdowało się na jakimś terenie z dala od dużej ilości zamieszkałych posesji to mogłabym sama zbudować dom — stwierdziła bardziej do siebie. — Możliwe, że zrobiłabym to szybciej niż jakaś wynajęta ekipa.

Kiedy Camila kontynuowała porównywanie użycia swoich umiejętności z wilczej strony, Lauren nie do końca się przysłuchiwała. Tym razem trochę za bardzo zagłębiła się do mroczniejszej strony myśli, która utworzyła idealny obraz słonecznego, gorącego dnia z Camilą ubraną dość skąpo z powodu wysokiej temperatury, która jednocześnie zajmowała się budową. Zapewne odrobinę przedobrzyła wygląd mięśni kobiety, gdy przenosiłaby jakieś cegły, czy worki z jakimś cementem bez większego trudu. 

Yeah, bez większego trudu, ale tak jakby eksponując opalone ciało.

Opalone ciało, które w głowie Lauren efektownie błyszczało od potu.

Okej.

Zdecydowanie za bardzo fantazjowała w tej chwili.

 Wyląduję za to w piekle — stwierdziła po otrząśnięciu się. — W dodatku w lesbijskim dziale.

— Po tym, co widziałam lubisz takie proste, schludne wnętrza — Lauren kiwnęła głową, nie będąc do końca pewna, jak daleko zaszedł ich temat. — To dobre rozwiązania, kiedy trzeba ograniczyć koszty, decydując się na mniejszy dom, ale przez dobrze dobrany wystrój można dać wrażenie, że jest on znacznie większy niż mogłoby się wydawać.

— Och, tak, tak...

— To całkiem ciekawe, jak kolory potrafią zmienić naszą perspektywę na konkretną przestrzeń. Tak, jak tutaj — wskazała na sufit. — Wszędzie są jasne kolory dobrane w taki sposób, że sufity wydają się wyżej zakończone niż w rzeczywistości. Podobnie mam zresztą u siebie w sypialni. Dominują jasne barwy z ciemnymi elementami, które teraz są modne, chociaż typ wykończeń mebli jest odrobinę staromodny. Mogłoby się to ze sobą gryźć, ale nasze oczy odbierają to przez kolorystykę w kompletnie inny sposób. Podobnie jak łóżko. Nieczęsto spotyka się z baldachimem, a jednak odbiór jest odmienny, ponieważ chciałam przyjemne dla oka barwy, żeby całość zlewała się w trendową całość. Jeśli tak można to określić. Nie jestem pewna — zmarszczyła znacznie brwi. — Chyba używacie słowa trend do czegoś nowego. W każdym razie...to trochę interesujące. Moim zdaniem, oczywiście.

Po zakończeniu tego wywodu Camila uważniej przyjrzała się twarzy kobiety, rozchylając bezwiednie wargi. Jej brwi znacząco się uniosły, ponieważ zdała sobie sprawę, że poniosło ją do tego stopnia, że z krótkiej opinii zrobił się monolog.

— Och! Przepraszam, nie chciałam cię zanudzić... — Wymamrotała zawstydzona z natychmiastowo rumianymi policzkami i jednocześnie nerwowym podrapaniem się po szyi.

Początkowo wzdrygnęła się, gdy dłoń Lauren dotknęła jej ramienia. Nie spodziewała się, że przy takiej odległości, którą wcześniej między nimi zachowała będzie mogła to zrobić, ale... Cóż, właśnie teraz zdała sobie sprawę, iż siedzą obok siebie znacznie, znacznie bliżej. Nie była pewna, kiedy do tego doszło i czy to ona instynktownie przysunęła się z powodu wilczej strony, która zawsze domagała się najbliższego kontaktu z partnerką, czy może to Lauren zmniejszyła odległość.

Jednak nie zamierzała pytać. Lubiła, kiedy kobieta była blisko, pomimo tego, że mogła nieświadomie dawać sprzeczne sygnały. Najchętniej przytuliłaby się do niej i nie wypuszczała z ramion. Jeszcze bardziej przychylnie spojrzałaby na wycałowanie całej jej twarzy, tak po prostu, aby dać swoją uwagę i docenić drobnymi pocałunkami każdy fragment jasnej skóry — bez względu na to, czy była pokryta makijażem, czy nie i czy była doskonale gładka, czy powstały na niej jakieś niedoskonałości.

Ale, cóż, Camila miała również na uwadze to, że takie zachowanie mogłoby zostać bardzo, bardzo źle odebrane, dlatego nigdy nie zaburzała przestrzeni osobistej Jauregui. Nawet jeśli w jej mniemaniu było to przesadnie, ponieważ nie chciała stanąć o jeden krok zbyt blisko.

— Nie zanudzasz — głos Lauren wyrwał ją z dalszego wiru myśli. — W taki sposób mogę cię bardziej poznać — słuchając, co cię interesuje oraz tego, jakie masz zdanie na konkretny temat.

Ramiona Camili natychmiastowo się zrelaksowały, a szatynka doskonale to wyczuwając, postanowiła zostawić na dłuższą chwilę dłoń w tym miejscu. Starała się nie myśleć dlaczego czuje, że powinna być blisko; że powinna mieć chociaż minimalny kontakt fizyczny z tą kobietą, ponieważ ostatnim razem, gdy pobudziła wodze wyobraźni to skończyło się to nieprzyjemną rozmową w siłowni, wskutek czego nie rozmawiały ze sobą przez miesiąc, dając okazję do popełnienia przez Lauren zbyt wielu głupot. 

Dlatego też wolała pójść za tym, co wydaje jej się właściwe, zamiast doszukiwać się za każdym razem odpowiedzi. Wszystko mogło przecież iść w stronę tego całego "partnerstwa", o którym Camila już nie wspominała — zapewne z powodu obaw powrotu do tematu, który je poróżnił w pewien sposób — ale Lauren nie śmiała wracać do postawy chęci poznania wyjaśnień. Wolała coś poczuć, niżeli dostawać pełne opisy.

Na ten moment czuła, że idą z Camilą w dobrym kierunku.

Pozostawało pytanie: w jakim dokładnie?

Lauren uśmiechnęła się na widok rozjaśnionych tęczówek Alfy, która widocznie była zaskoczona, jak i zadowolona odpowiedzią, jaką dostała. Jak na razie szatynka zdawała sobie sprawę z tego, że Camila daje więcej od siebie niż ona sama, więc teraz miło było spojrzeć na reakcję, kiedy w końcu to Lauren wykazała zainteresowanie oraz uwagę.

— To ciekawe, że masz taki zawód, a twoja firma zajmuje się czymś innym. Ty zajmujesz się czymś innym.

Jauregui zmarszczyła brwi, kiedy brunetka uniosła się wyżej, wskutek czego dotychczasowo leżąca na ramieniu dłoń się zsunęła. Spojrzenie Alfy stało się bardziej rozkojarzone, czego nie potrafiła zrozumieć. 

Zamierzała zapytać, o co chodzi, ale Camila w porę uniosła palec do własnych ust, pokazując, żeby zamilknęła. To zachowanie jeszcze bardziej zaskoczyło kobietę, aczkolwiek posłuchała niemej prośby, przyglądając się, jak szukała czegoś na półce pod szklanym stolikiem.

— Planuję kiedyś to wykorzystać. W końcu pomagamy wielu ośrodkom finansowo, czy też wspieramy potrzebnymi do edukacji urządzeniami, ale któregoś dnia może to przestać być... — Lauren rozszerzyła wargi, kiedy zobaczyła, jak Camila wyciąga pistolet, a tuż po tym jakąś zabawkę w postaci strzałki z gumową końcówką. — Może to przestać być wystarczające — Alfa zerknęła na kobietę, gdy wsunęła do środka strzałkę i potrząsnęła pistoletem, pokazując, że jest to jedynie zabawka dla dzieci. — Byłabym skora do pomocy, gdyby okazało się, że potrzebna jest budowa czegoś. Na przykład ośrodka pomocy dla jakieś grupy ludzi — ponownie pokazując na usta, odwróciła głowę w kierunku łuku, który prowadził na korytarz.

— Faktycznie — kontynuowała Lauren, chociaż jej oczy wciąż ze zdezorientowaniem przyglądała się poczynaniom kobiety, która wymierzyła zabawkę w tamtą stronę. — To byłoby bardzo praktyczne. Ograniczono by koszty na zatrudnienie jakiejś profesjonalnej ekipy. Albo chociażby architekta. Mogłabyś wykonać główną część, a resztę pracownicy. W tę, czy w tę stronę to nadal jest większy zysk niż stratność.

— Wychodź stamtąd, Malcolm — powiedziała Camila po tym, jak wystrzeliła strzałkę w pustą przestrzeń korytarza. — Wybacz — zwróciła się do Lauren. — Podsłuchiwał i myślał, że wcale się nie domyślę — westchnęła po odłożeniu zabawki.

— Och, cóż...

— Ooo, Camila!

Lauren zwróciła głowę ponownie w stronę przejścia na korytarz, gdzie stał bardzo wysoki brunet z karnacją podobną do Camili.

— Nie wiedziałem, że jesteś już w domu — uśmiecha się szeroko, pokazując równe i jasne uzębienie. — I że masz gościa — dodaje, pocierając palcami ostrą linię szczęki, która była pokryta drobnym zarostem. — Cześć, koleżanko mojej siostry! 

— Malcolm — Alfa przewróciła oczami. — Przestań.

— Ale co? Przyszedłem się przywitać.

— Jeszcze przed chwilą miałeś wersję, w której nie było kogo witać.

Malcolm prychnął pod nosem, po czym bardzo szybko przeskoczył przez kanapę, znajdując się w nie takiej dużej odległości od Lauren, która zaskoczona tym ruchem podskoczyła i mimowolnie oparła plecy o bok Camili. Mężczyzna czuł na sobie mrożący wzrok siostry, ale postanowił się nim nie przejmować.

— Nie chciałem cię wystraszyć — wyjaśnił. — Po prostu nigdy cię nie poznałem. Byłem ciekaw.

— Lauren — ciepły oddech obił się o policzek szatynki. — To mój młodszy brat Malcolm.

— Och — zmarszczyła brwi. — Um, hej?

— Hej, hej — powtórzył ze śmiechem, wyciągając dłoń w jej stronę. — Miło cię poznać. W końcu. Trochę cię ukrywała przed nami.

Mężczyzna pozwolił na delikatny uścisk rąk, zanim zmierzył ją spojrzeniem, zatrzymując się na butach. Uniósł jedną z brwi — tą, która miała bliznę przecinającą linię włosów — i zacisnął odrobinę usta.

— Skończyłeś? — Mruknęła niezadowolona siostra z tego zbyt długiego, jej zdaniem, dotyku między nimi.

Ale Malcolm puścił to pytanie mimo uszu.

— Trochę żyję dla tych butów — po zabraniu dłoni wskazał na parę wysokich obcasów. — Czy to Yves Saint Laurent? — Zmrużył powieki.

— Um, tak.

Lauren nie potrafiła ukryć zaskoczenia rozeznaniem brata Camili.

— Dziewczyno — kiwnął z aprobatą głową. — Nie odstrasz jej, Camilita — mruknął. — Może zacznie cię ubierać, bo twój styl to — wykrzywił usta w grymasie. — Ugh. Po prostu ugh.

— Dziękuję za opinię — wymamrotała w odpowiedzi Alfa. 

— Nie morduj mnie tak tym wzrokiem — wyginając usta w półuśmiech, próbował parodiować zmrużone powieki siostry. 

— Nie robię takiej miny.

— Jasne, słońce — prychnął. — W każdym razie, miło było cię poznać i przy okazji zirytować moją ulubioną siostrzyczkę — cmoknął w stronę Cabello. — Dinah napisała mi, zanim wróciłem do domu, że nie mam wchodzić drzwiami frontowymi, więc dostałem się oknem i tak jakby przechodząc przez sypialnię Zayna potknąłem się i go obudziłem. Od razu zaczął marudzić, że jest głodny, więc pewnie niedługo tutaj zejdzie.

— W porządku.

— To by było na tyle — wyprostował bardziej plecy. — Do zobaczenia, panienki.

Zanim Lauren zdążyła odpowiedzieć, Malcolm już zniknął. Zamrugała kilkukrotnie powiekami, gdy zdała sobie sprawę, że ponownie jest sam na sam z Camilą, po czym to właśnie do niej się odwróciła — tym razem będąc bardzo blisko. Spojrzała na nią z góry, marszcząc odrobinę brwi, ponieważ takie przedstawienie się przez kogoś było dla dniej dość niecodzienne.

— Przepraszam za niego — wymamrotała i pośpiesznie odwróciła wzrok, kiedy koszula kobiety odrobinę się zagięła, ukazując część lewego obojczyka, pod którym coś się znajdowała. 

— Ciekawy sposób na poznanie — skomentowała jedynie, nim posłała jej kojący nerwy uśmiech.

— Są ciekawi — zacisnęła lekko usta, gdy skrzyżowała ich spojrzenia. — Ciebie. Ale wiem, że mogliby przytłaczać.

— To naturalne, że są ciekawi.

— Może i tak, ale mogliby cię osaczać. Nie chciałabym, żebyś poczuła się niekomfortowo.

— To, że nie przepadam być wokół zbyt dużej liczby osób nie znaczy, że wyjdę poza sferę własnego komfrotu, gdybym przebywając tutaj mimowolnie ich poznała.

Camila kiwnęła tylko głową. Nie wiedziała, co więcej dodać. W głębi obawiała się, że jej rodzeństwo okaże się być jeszcze bardziej nieokiełznane niż zazwyczaj i powie coś, czego nie powinno — na przykład jakieś informacje na temat Alfy, które mogłyby być dla niej zawstydzające. Nie chciała tracić w oczach Lauren przez ich niewyparzone języki.

Z drugiej strony, nie chciała kontynuować tematu, ponieważ stopniowo docierało do niej, jak blisko kobiety się znajduje. Fakt, to była trochę naturalna reakcja, że kobieta wystraszyła się, gdy Malcolm tak szybko pokonał dzielącą ich odległość, ale to, że przysunęła się do Camili... Cóż, cieszyła się, że zdecydowała się być bliżej i wciąż pozostaje w tej samej pozycji. To tak jakby znaczy, że nie obawia się brunetki. A to z kolei znaczy, że być może lubi być blisko niej. Znaczy, czuje się na tyle komforotowo, aby nie uciekać.

A to jest już progres.

— Zawsze możemy iść na górę, jeśli myślisz, że będą tutaj przychodzili i zrobi się chaos.

Dla kogoś propozycja Lauren mogłaby zabrzmieć dwuznacznie. W końcu sugestia pójścia na górę z jakimś dopowiedzeniem zawsze jest tylko głupią wymówką, aby być z kimś sam na sam. I po części faktycznie było to coś w ten deseń, ale nie do samego końca. Kobieta chciała dłużej porozmawiać z Camilą tak po prostu, żeby ją poznać, ale niekoniecznie przez ściąganie z niej ubrań.

Niekoniecznie.

Chociaż w sumie niewykluczone.

Alfa kiwnęła głową z łagodnym uśmiechem, w ogóle nie doszukując się niczego ukrytego w tej propozycji. Właściwie była zadowolona, ponieważ nie chciała, żeby rodzeństwo bardziej ją zbłaźniło przed oczami Lauren. Taka sugestia była w tym momencie bardzo na rękę i zamierzała z niej skorzystać. Poza tym, cieszyła się, że mogła w swojej sypialni porozmawiać z nią tak naprawdę o wszystkim bez żadnej głupiej myśli w głowie, że ktoś będzie je podsłuchiwał.

Taka opcja bardziej wzbudzała komfort.

Nic więcej.

— Dlaczego baldachim?

Lauren wskazała dłonią w stronę gustownej, aksamitnej zasłony po jednej stronie łóżka, które zajmowały — tym razem — ramię w ramię. Jedyne, co je dzieliło to paczka chrupek, która znajdowała się pomiędzy ich nogami, więc nie mogły stykać się udami w żaden sposób.

— Zawsze podobało mi się, jak wygląda to z zewnątrz — stwierdziła. — Ale to też swego rodzaju, dla mnie, możliwość jeszcze większej prywatności. Czasami chcę po prostu odpocząć lub zrobić coś tutaj zamiast przy biurku i nawet drobne rzeczy mnie rozpraszają, więc kiedy mam ciemniejsze zasłony to po prostu mogę odciąć się od wszystkiego dookoła i zostać sama z tym, co mam do zrobienia. Albo po prostu sama ze sobą.

— Trochę klimat — skomentowała Lauren, sięgając do paczki po kilka chrupek. — To łóżko zajmuje prawie pół sypialni — wymamrotała bardziej do siebie, jednak Cabello i tak wychwyciła to słuchem.

— Nieprawda — zmarszczyła brwi. — Tylko trochę. 

— Nie zachowałabyś większej przestrzeni mniejszym łóżkiem? — Zapytała. — Na przykład na dodatkową szafę z ubraniami albo szafkę na buty. Czy coś w ten deseń.

— Miałam tutaj mniejsze łóżko, ale... — Lauren całkowicie zwróciła głowę w stronę kobiety, wyczekując dalszej odpowiedzi. — Ale, cóż, miewałam swego czasu dużo koszmarów i bardzo wierciłam się w nocy. Zdarzało się, że spadałam z łóżka. Kilka razy nie zdążyłam przywołać się do porządku, zanim z powrotem na nie wchodziłam i łamałam je wpół przez siłę, jakiej użyłam.

Łamanie łóżka wpół?

Jauregui kiwnęła głową.

Ciekawe, czy w trakcie seksu też złamała łóżko.

Kobieta momentalnie się otrząsnęła.

— Z większym jest lepiej? — Zapytała niepozornie.

Lepiej nie zagłębiać się w tę stronę. 

— Znacznie. 

— Mhm — podrapała się po nosie. — A tak odbiegając od tematu, czytasz mi w myślach?

To pytanie zaskoczyło Camilę, ponieważ nie podejrzewała, że wrócą do tej kwestii.

— Um, nie. Nie chciałaś tego, więc trzymam się twojej decyzji — odpowiedziała zgodnie z prawdą. — Czy coś się stało?

— Nie, nie. To takie pytanie odnośnie twoich, powiedzmy, przywilejów z racji drugiej natury.

— Ach, w porządku.

Dzięki Bogu — Lauren stwierdziła w myślach. — Lepiej nie wracać więcej do tematu łamania łóżek. Tak na wszelki wypadek.

Jaureugi zamrugała kilka razy powiekami, kiedy poczuła chłód po prawej stronie. Camila nagle podniosła się do pozycji siedzącej, sprawiając, że kobieta obok od razu poczuła obawy, że coś się stało. Mimowolnie położyła dłoń na środku pleców Alfy. 

Nie była pewna, dlaczego to zrobiła, ale nie zamierzała również wnikać.

— Co jest?

— Spytałam, umm — Cabello nerwowo oblizała wargi, przykładając palce do własnego obojczyka. — Spytałam, czy masz tutaj tatuaż. Po lewej stronie. 

— Och.

— Wydawało mi się, że go widziałam. Znaczy, coś ciemnego. Wcześniej — zacisnęła usta w wąską linię.

Druga z dłoni Lauren bezwiednie znalazła swoje miejsce na mostku, muskając kciukiem lewy obojczyk. Uniosła zaczepnie brew, gdy mięśnie pleców kobiety spięły się na tyle, aby poczuła to pod palcami oraz zobaczyła napięcie ramion rozciągające materiał koszuli.

— Widziałam, jak się do mnie odwróciłaś. Um, kiedy Malcolm poszedł — wytłumaczyła, gestykulując na swój obojczyk. — Zagięła ci się koszula i wydawało mi się... — Urwała, rozszerzając powieki. — Nie przypatrywałam się tam, gdzie nie trzeba. Zna-naczy, nie patrzyłam ci w, umm, bi-biust, tylko... — Przetarła zażenowana twarz. — Ja tylko, uhm, widziałam...tylko widziałam f-fra-fragment obojczyka i wydawało mi s-się...

Lauren bez słowa odchyliła materiał, odkrywając więcej bladej skóry, którą faktycznie zdobił tusz.

— Mam tatuaż — powiedziała, zanim Camila na dobre zaczęłaby plątać się w słowach.

— Och.

— Niedawno zrobiłam. Skóra jest jeszcze wrażliwa. Podobnie tutaj — odsunęła dłoń, a następnie delikatnie ją przekręciła, żeby pokazać tatuaż na wewnętrznej stronie nadgarstka.

— Och.

— Nie chciałam, żeby materiał drażnił jeszcze bardziej moją skórę, dlatego mam luźnejszą koszulę — wytłumaczyła spokojnie, chociaż jej brew była uniesiona, dając Camili sprzeczne sygnały. — Oba zrobiłam dwa, trzy dni temu.

— Skóra będzie się łuszczyć.

— Wiem — palec kobiety mimowolnie przesuwał się po tatuażu znajdującym się pod obojczykiem. — To upierdliwe.

— Mogę, umm — oblizała usta. — Mogę pomóc. Tak, jak z zacięciami po kartkach na twoich placach ostatnim razem.

— Tak? — Mruknęła. 

— Jeśli byś chciała.

Camila wzruszyła nonszalancko ramionami, chociaż w środku się w niej gotowało przez zażenowanie z powodu nieodpowiedniego wysłowienia oraz na myśl, że mogłaby poczuć pod palcami teksturę skóry kobiety. To kolejna taka drobna rzecz, na którą większość nie zwracałaby aż tak uwagi, jednak dla niej była to szansa na załagodzenie głodu bliskości swojej drugiej natury.

— Okej — stwierdziła bez większego namysłu. — Przynajmniej nie będę musiała przechodzić przez ten irytujący etap.

Bez żadnego wahania Jauregui wysunęła lewą rękę w stronę Camili, która najpierw spojrzała w jej oczy, zanim delikatnie wchwyciła rękę i ułożyła jej zewnętrzną stronę na swojej dłoni. Przełknęła cicho ślinę, powstrzymując w sobie ochotę zgięcia palców, aby całkowicie złączyć w całość ten powstały kontrast między kolorami skóry. 

Drugą z dłoni sięgnęła do jeszcze bardziej bladego skrawka, który częściowo był pokryty czarnym tuszem, tworzącym obraz pszczoły. Bardzo delikatnie, prawie niewyczuwalnie ku wewnętrznemu niezadowoleniu Lauren, przytknęła palec do tatuażu, po czym zaczęła muskać go kciukiem. Kobieta mogła poczuć przyjemne dreszcze, które rozchodziły się wzdłuż całego ramienia aż do klatki piersiowej. Była pewna tego, że taki efekt nie wytworzył się z powodu prostego dotyku ze stony Cabello, ale nie zamierzała mówić niczego na głos. Wolała zachować dla siebie te wrażenia, póki co.

Nerwowe, złote spojrzenie dotarło do jej oczu, gdy Alfa ewidentnie skończyła z pierwszym tatuażem. Lauren kiwnęła tylko głową, po czym na nowo — z delikatnym uśmiechem — odchyliła materiał koszuli na tyle, aby brunetka mogła dotknąć tatuaż, który przedstawiał białą różę z kolcami. Była bardzo drobna z długą łodygą i zgrabnym, w połowie zamkniętym, kielichem. Znajdowała się równolegle w niewielkiej odległości od obojczyka, będąc skierowana górną częścią w stronę ramienia.

Camila trzy razy z rzędu cofnęła dłoń, nie wiedząc, jak powinna ją dotknąć. Nie chciała popełnić złego ruchu, ponieważ Lauren mogłaby źle zareagować. Nie chciała też zaburzać jej przestrzeni, gdyby położyła zbyt luźno dłoń na mostku kobiety, zbyt blisko okolic biustu. Każde wyjście — w jej przekonaniu — było niewłaściwe. 

Ostatecznie to Jauregui owinęła palce wokół nadgarstka kobiety i przytknęła opaloną dłoń tak, że jej dolna część była przytknięta do centrum mostka, natomiast palce znajdowały się na obojczyku oraz w jego okolicach. Cabello przełknęła ciężko ślinę, unikając tym razem zerknięcia na twarz Lauren. Obawiała się, z jakim wyrazem mogłaby się spotkać przy takim kontakcie fizycznym między nimi — zwłaszcza, kiedy niepotrzebnie, choć szatynka nie musiała tego wiedzieć, muskała wytatuowaną skórę, czekając aż całkowicie się zagoi.

Z drugiej strony Jauregui niespecjalnie przejmowała się dotykiem na swoim ciele. Przynajmniej w złym kontekście. Była przekonana, że Camila nie zrobiłaby czegoś nieodpowiedniego, zamieniając taką sytuację w coś nadto intymnego. Gdyby przyjrzeć się temu dokładniej — większość wzięłaby to za zachętę, aby spróbować zaproponować seks albo chociażby podotykać ciało Lauren w sposób daleki od czysto przyjacielskiego. Tutaj ponownie przekonywała się o tym, że w tej konkretnej osobie, która lekko się pochylała nad jej leżącą sylwetką było coś intrygująco nowego — ale z kolejnej perspektywy również staromodnego, ponieważ nie szła za obecnymi czasami, gdzie często zapominano troszczyć się o siebie i nierzadko sprowadzano przyjacielskie kontakty do relacji wiążących się z seksem. Teoretycznie Camila mogła dać wrażenie, że o coś takiego jej chodzi; że do tego dąży, ale w gruncie rzeczy zachowanie wskazywało przez nieskalane, drobne i słodkie gesty, że coś takiego nie chodzi jej po głowie. 

I właściwie, że nie patrzy na Jauregui przez pryzmat samego ciała.

— Dziękuję — Lauren ponownie uniosła kąciki ust. 

— Proszę bardzo — Camila odważyła się spojrzeć krótko na mającą łagodny wyraz twarz po tym, jak zabrała dłoń, przerywając między nimi jakikolwiek kontakt fizyczny. — Cieszę się, że mogłam pomóc — wydukała, a następnie skupiła uwagę na paczce chrupek, która wciąż była przedmiotem dzielącym ich nogi.

Lauren nie mogła patrzeć na jawną nerwowość kobiety, dlatego też w przypływie czystej sympatii poklepała miejsce obok siebie, uprzednio przekładając paczkę, która je dzieliła. Alfa początkowo była zdezorientowana, ale i tak zajęła wskazane miejsce bez słowa, leżąc na plecah, żeby szatynka nie pomyślała, że się narzuca, gdyby były twarzą w twarz przy nie takiej dużej odległości.

Nie chciała wyjść na sugerującą coś, czego kobieta obok by sobie nie życzyła.

Natomiast Lauren, która nie skomentowała niczego, sięgnęła po pilota i ponownie zaczęła przeglądać ofertę nowych filmów na Netflixie, czego nie dokończyły ani na dole, ani po przyjściu tutaj. W którymś momencie, kiedy po raz kolejny zapytała Camilę o opinię na temat krótkiego opisu, który widniał na ekranie, przekręciła się na prawy bok, równie bezwiednie przerzucając ramię przez — teraz spięty — brzuch. 

Poczuła pod sobą, jak bardzo zestresowana się zrobiła, wskutek czego westchnęła. Bardzo chciała, żeby Alfa w końcu wyluzowała. Nie chodziło o to, aby nagiąć jej komfort tylko wzbudzić poczucie, że również może być blisko niej, jeśli tego by chciała.

— Wiesz, że nie musisz się tak przy mnie denerwować? — Zapytała, unosząc ciało na zgiętym łokciu.

— Dobrze...

— Zapytałam, czy to wiesz, Camila — westchnęła cicho, czekając na odpowiedź, która prawdopodobnie wcale nie nadchodziła. — Camila... — zmieniła miejsce dłoni, która znajdowała się na jej brzuchu i teraz ułożyła ją na mostku kobiety. — Już ci mówiłam, że to nie jest dobre, kiedy niepotrzebnie się stresujesz.

Brunetka tylko mruknęła, nie patrząc jej w oczy.

— Jestem aż tak straszna?

Camila szybko pokręciła głową na "nie".

— Więc co? Śmierdzę?

Dostała taką samą odpowiedź, co wcześniej.

— To jaki jest problem?

Wzruszyła ramionami.

— Skoro nie ma problemu to możesz się do mnie przytulić — stwierdziła, jednak to nie przykuło uwagi brunetki. — No dalej, przytul się do mnie. Nie zwracaj uwagi na pierdoły.

Cabello nawet nie drgnęła.

— A jak przytuliłaby się do mnie twoja druga strona? — Uniosła brew, gdy zobaczyła przebłysk złota w tęczówkach kobiety. — Hmm?

Brunetka zacisnęła usta w wąską linię.

— Możesz przytulić się do mnie tak, jak byś chciała — zaproponowała. — I nie musisz przejmować się tym, w jaki sposób mnie przytulisz, Camz.

Tym razem złoto pojawiło się na stałe w jej oczach, które również skierowały się na twarz Lauren. W odpowiedzi na ten przejaw uwagi uśmiechnęła się do niej z nadzieją, że jednak uda się przełamać ciągłe obawy kobiety. Przecież Jauregui nie była na tyle straszna, aby bała się do niej zbliżyć.

— No dalej, Camz — przechyliła lekko głowę, mając nadzieję, że brunetka się przełamie.

Niczego świadoma Lauren patrząc na nią widziała jedynie rumiane policzki i odrobinę zmarszczone brwi, jednak w rzeczywistości — z perspektywy Camili — jej skóra paliła, ponieważ wilcza strona dała o sobie aż nadto znać, kiedy wyłapała okazję bycia przy swojej partnerce. Alfa próbowała walczyć z chęcią mocnego objęcia kobiety i przyciśnięcia jak najbliżej swojego ciała, złączając przy okazji ich policzki, ponieważ wiedziała, że takim gwałtownym zachowaniem mogłaby nie dość, że ją wystraszyć to jeszcze wyrządzić krzywdę, gdyby użyła zbyt dużo siły.

Po raz kolejny przełknęła głośno ślinę, mrużąc powieki i po kilku pełniejszych oddechach wysunęła lewe ramię, które owinęło się bardzo powoli oraz delikatnie wokół talii szatynki, natomiast prawe przeciągnęła pod pachą Lauren, sięgając dłonią do jej pleców bez trudu. Równie łagodnie i nieśpiesznie wsunęła kolano między kolana szatynki, a na sam koniec przybliżyła całe ciało — i tym samym głowę, dzięki czemu otarła o siebie ich policzki w czułym geście. 

Pozycja nie była do końca wygodna, dopóki Lauren nie postanowiła całkowicie opaść na materac bez wsparcia na zgiętym łokciu. Dopiero wtedy, gdy obie bezproblemowo leżały, mogła poczuć nieznaną dotąd specyfikę uścisku. 

Wydawało jej się, że Camila bardzo wyciągnęła ramiona do tak prostego przytulenia się, dając poczucie, jakby obejmowała ją całym ciałem, które tak naprawdę nie napierało na nią w żaden sposób tylko było ledwie złączone. Lauren nie spotkała się jeszcze z czymś takim, ale nie mogła również zaprzeczyć temu, że doświadczenie należało do przyjemnych.

Po części dlatego delikatnie się przekręciła na plecy, żeby głowa Camili nie była ukyta tylko wygodnie spoczywała na wysoko ułożonych poduszkach. Usłyszała przy uchu zdezorientowane mruknięcie i poczuła chęć brunetki do zabrania ramion, jednak w porę ułożyła na jej karku dłoń. Przebiegła po nim palcami, co zapobiegło dalszym ruchom ku wystarczającemu zadowoleniu.

— To teraz możemy w końcu obejrzeć film — stwierdziła.

Camila w pierwszej chwili uniosła głowę, patrząc złotymi tęczówkami prosto w oczy Lauren. Jej policzki były jeszcze bardziej czerwone niż wcześniej, a ciało ponownie się spinało.

— Ale...

— Znowu to samo — potrząsnęła lekko głową. — Sama siebie stresujesz. Po prostu się połóż, Camz.

— A...

— Jaki masz problem?

Usta kobiety pozostały odrobinę rozchylone, jednak żadna sensowna odpowiedź nie padła. Właściwie — żadna nie została wypowiedziana.

— Skoro nie ma problemu to połóż się i obejrzyjmy film — zasugerowała łagodniejszym tonem.

Alfa pozostała jeszcze przez chwilę w tej pozycji, ewidentnie rozważając słowa Lauren, ale zanim zdecydowała się jej posłuchać wtrąciła drobną uwagę.

— Będę, umm, b-będę cię przygniatała.

— Nie, nie będziesz — westchnęła. — A jak będzie mi niewygodnie to przekręcę nas tak, że to ty będziesz musiała znosić mój ciężar.

Nie narzekałabym.

Po znacznie przedłużonej chwili, Camila wypuściła cicho powietrze z płuc i ułożyła się z powrotem, nakrywając częściowo ciało Lauren swoim, uprzednio zabierając dłonie spod jej pleców, żeby nie było jej niewygodnie.

Uścisk, w jakim tkwiły był delikatny, ale to i tak wystarczało, żeby obie wykazywały ukrywane zadowolenie z obecności drugiej. Żadna nie chciała przyznać na głos, jak przyjemna okazywała się tak prosta interakcja między nimi.

Tym bardziej nie zamierzały przyznać, że chętnie by to powtórzyły, chociaż wieczór był jeszcze długi i nic nie wskazywało, aby tak szybko miały się od siebie odsunąć.

———

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top