③①
Tych, którzy jeszcze nie czytali zapraszam na kolejne krótkie fanfiction "Path" dostępne na moim profilu.
———
Okej.
Więc okej.
Lauren wpieprzyła się w kłopoty.
Nie planowała tego, aby zmieniło się miejsce ich spotkania, a tym bardziej nie była przygotowana na to, żeby cokolwiek gotować. Nawet nie wiedziała, co dokładnie miała w lodówce.
— Mogę ci pomóc — zaoferowała Camila, kiedy kobieta zamknęła lodówkę, będąc ostatecznie zadowolona z jej zawartości — przynajmniej z czegoś w dniu dzisiejszym.
— Nie musisz — machnęła lekko dłonią. — Chcesz wina?
Prawdopodobnie najgorsza propozycja, jaką mogła rzucić. Przecież Cabello mówiła, że nigdy nie piła alkoholu. Wciąż nie przywykła do takich drobnych faktów o Alfie, ale przez takie "zapominanie" może wyjść na tą, która nawet nie jest zainteresowana tym, co w ogóle do niej mówiła. Kiedykolwiek.
— Nie, dziękuję — w jej głosie nie rozbrzmiewa irytacja, czy złość ku szczęściu Lauren. — Jeśli mogę spytać... Skąd ta zmiana planów?
Kurwa.
— Och, cóż — oblizała powoli usta. — Pomyślałam, że mogłybyśmy zrobić coś innego. Dawno cię tutaj nie było.
— Ach, no tak — Camila uśmiechnęła się półgębkiem, kiwając głową, gdy brązowe tęczówki obserwowały, jak blade dłonie wykładają kolejne produkty na blat przed nią.
— Nie jestem pewna, czy chcesz coś z mięsem — zmieniła temat. — Ostatnim razem je jadłaś, a mówiłaś, że jesteś wegetarianką.
— Normani mi kazała. Jest dietetykiem i stwierdziła, że powinnam zacząć dostarczać wszystkie witaminy i potrzebne składniki mineralne, a dopiero później stopniowo wprowadzać swoją dietę na nowo. Podobno tak będzie lepiej dla mojego organizmu.
— Nie przeszkadza ci to? Jedzenie mięsa z dnia na dzień?
— Nie aż tak. Nigdy nie byłam z tego typu osób, które odrzucały mięso, ponieważ nie chciały narażać zwierząt lub miały podobne pobudki do takiej decyzji. Któregoś dnia chciałam rozpocząć dietę i pomyślałam, że może spodobałoby mi się zamienienie mięsa innymi produktami.
— Dlaczego właśnie dieta? Jeśli mogę spytać, oczywiście... — Spojrzała krótko na twarz Alfy. — Nie masz złej sylwetki. Wręcz przeciwnie. Jesteś wysportowana.
Miała nadzieję, że nie zdradziła się swoim stwierdzeniem. Być może kilka razy jej oczy obejrzały całą sylwetkę Camili, ale nie musiała zostać szczególnie o tym informowana.
— Bez konkretnej przyczyny, szczerze mówiąc. Mam bardzo szybki metabolizm i równie dobrze mogłabym jeść samo tłuste mięso. Nie przeszkadzałoby mi to, ponieważ jem dużo, ale... — Urwała z powodu zaciśnięcia ust w zamyśleniu. — Myślę, że chciałam spróbować być jak niektórzy ludzie. Taka zwyczajna. Niewyróżniająca się. Mająca dietę. Wmawiająca sobie, że ma ona sens.
— Nie każdy ma dietę — sprostowała łagodnym tonem. — Chociażby ja nie — wskazała na siebie palcem przed ułożeniem umytych i obranych warzyw do miski.
— Później zdałam sobie sprawę z tego, że nie każdy taki jest, ale to było popularne, więc... Więc przystosowałam się, tak sądzę. Chciałam wtopić się w tłum.
— Uznałaś, że powinnaś się ukrywać?
— Nie ma dużej liczby osób, która świetnie reaguje na osoby mojego pokroju. Wielokrotnie spotykałam się z taką, umm, etykietą, którą przyczepiano do mnie, zanim zamieniłam z jakimś człowiekiem więcej niż kilka słów. Byli uprzedzeni. Dlatego postanowiłam przestać się afiszować, a zamiast tego skupić się na moim stadzie tak, jakbym bardzo dbała o rodzinę. Żeby to również nie podpadło. Nie chciałabym, aby któryś z nich doznał takich nieprzyjemności co ja.
— To okropne — mruknęła, odkładając na moment nóż. — Uprzedzenia.
— Musiałam się przystosować — wbrew zmiany atmosfery na ustach Camili pojawił się łagodny półuśmiech. — Zaczęłam przyzwyczajać się do waszych zwyczajów i zachowań.
— Nie musiałaś się wpasowywać. Mogłaś być sobą.
— To nie takie proste. Miałam taki obowiązek. Aby zapewnić swojemu stadu dom w normalnych warunkach, gdzie nikt nam nie zagraża musiałam poznać, jak funkcjonuje wasze społeczeństwo.
— Zagrożenie? Kto mógłby wam zagrozić?
Alfa sięgnęła do włosów, zaczesując je w tył. Zacisnęła wargi w wąską linię, obserwując przez dłuższą chwilę blade, zwinne palce, które kroiły na kolejne cząstki warzywa. Niechętnie wróciła myślami do wspomnień niejednej gonitwy po lesie, które za każdym razem podnosiły adrenalinę. Choć z jednej strony wilcza natura była zadowolona z rozszalałych emocji. Z drugiej, człowiek, który wciąż był częścią Camili bał się, że nie przeżyje.
— Są takie... — zaczęła powoli. — Są takie grupy, które za wszelką cenę próbują na nas polować. A przynajmniej jeszcze kilka lat temu było to popularne.
— Polować? — Zielone tęczówki próbowały usilnie wyłapać brązowe, ale zdało się to na nic. — Poluje się na...
— Zwierzęta. Tak — dokończyła. — Tym właśnie jesteśmy.
— Nieprawda — pokręciła głową. — Różnimy się pod wieloma względami, owszem, ale nie jesteście zwierzętami. One potrafią być dzikie, brutalne, w zależności od tego, o jakich mówimy.
— Niektórzy z nas tacy właśnie są. Brutalni. Może ja też jestem dzika? — Uniosła powoli spojrzenie, jednak było ono puste.
— Nie jesteś — odpowiedziała pewnie Lauren, zanim odsunęła się od blatu i wyciągnęła w przypływie tej dziwacznej atmosfery wcześniej otwarte wino, które trzymała w lodówce. — Chcesz coś do picia? Bezalkoholowego, oczywiście. Jakiś napój albo kawę, herbatę?
— Nie, dziękuję.
Kobieta ustała na palcach i sięgnęła z półki kieliszek, po czym napełniła go do połowy czerwonym, słodkim alkoholem. Odwracając się do Camili, upiła niewielką ilość.
— Nie jesteś kimś takim — powtórzyła, na nowo krojąc warzywa. — Należysz do inteligentnych, dobrze wychowanych kobiet.
Zielone oczy przyglądały się temu, jak Alfa oparła łokieć o blat, po czym oparła jeden z zarumienionych policzków o rozłożoną dłoń. Przez kilka sekund dało się zauważyć przebłysk złota w jej tęczówkach, ale Lauren nie wiedziała, co to oznacza. Nie była pewna, czy zrobiła to specjalnie, czy może była to jakaś reakcja, której nie kontrolowała.
— Ale rozumiem kwestię chęci przynależności. Też przez długi czas, cóż, kiedy byłam znacznie młodsza próbowałam to robić. Z wiekiem dojrzałam i zmądrzałam i uznałam, że nie warto udawać kogoś, kim nie jestem — odłożyła kieliszek. — Wolałam książkę, serial lub film zamiast imprez. Wolałam wino zamiast wódki. Wolałam spokojnego życia zamiast pełnego eskapad, które przyciągałyby uwagę osób trzecich. Wolałam być sama ze sobą niż szukać kogoś, z kim i tak wiem, że bym się rozstała. Po co miałabym marnować czas takimi rzeczami? — Uniosła brew, spoglądając krótko na brunetkę. — Przestałam się wpasowywać. Owszem, nie mam grona przyjaciół, ale nie przeszkadza mi to w żadnym stopniu.
— Nie czujesz się samotna? — Głos Camili był niebywale cichy i niepewny.
— Czuję — przyznała. — Stosunkowo często, ale zdążyłam przywyknąć. Powiedzmy nawet, zaprzyjaźnić się z samotnością.
— Kiedy nie czujesz się samotna? — Ich spojrzenia się zetknęły. — Jeśli mogę spytać, oczywiście. Nie musisz odpowiadać, jeżeli nie chcesz.
— Nie ma takich momentów. Czasami po prostu skupiam na czymś innym myśli.
Lauren ponownie sięgnęła po kieliszek, klnąc w myślach na kontynuację tego tematu. Miały powoli naprawiać zachwianą relację, a nie zagłębiać się w tego typu rozmowy. Przynajmniej nie tak szybko. Powinna była ugryźć się w język, ale skoro Camila zapytała to nie zamierzała ukrywać odpowiedzi.
— Chodź, pomożesz mi — uśmiechnęła się łagodnie, pokazując palcem, aby kobieta do niej podeszła. — Plotkujemy i plotkujemy. W tym tempie nie zjemy niczego do rana.
Lauren obawiała się, że to napięcie, które zdążyło się wytworzyć pozostanie, jednak kiedy Alfa stanęła koło niej, pytając od czasu do czasu, czy robi coś dobrze wszystko wydawało się iść w dobrą stronę. Drobne rozmowy były między nimi lekkie, atmosfera stała się zaskakująco luźna — do tego stopnia, aby Camila niejednokrotnie się zaśmiała, co było z kolei niebywałym widokiem. Można by więc powiedzieć, że spotkanie zostało odratowane przez wspólne gotowanie.
Jednak nie wszystko było aż takie wspaniałe. Lauren niejednokrotnie przyłapała samą siebie na zbyt długim patrzeniu w stronę brunetki, co mogłoby zostać odebrane w zły sposób. Nie wiedziała dlaczego aż tak bardzo cieszy ją obecność kobiety. Oczywiście to nie tak, że była negatywnie nastawiona do całego spotkania. O nie. Po prostu zaskoczyło Lauren to, że znowuż mogła wysunąć wnioski o tym, jak to stęskniła się za obecnością Camili. Może nie było to do końca zdrowe, ponieważ wciąż nie znały się całkowicie i tak na dobrą sprawę były po raz drugi na starcie do rozpoczęcia dobrej znajomości. Nie zamierzała aż tak bardzo się oszukiwać.
Ale możliwe, że ten ostatni wniosek doszedł do jej umysłu dzięki dużej pomocy wina, które przez cały czas spożywała — często w niewielkich porcjach, jednak z racji tego, że była jedyną pijącą to procenty dały o sobie znać.
— Wciąż zapominam, że masz tylko dwadzieścia trzy lata — stwierdziła Lauren, kiedy już siedziały na kanapie, oglądając film, który akurat został puszczony w telewizji.
— Pamiętam, jak zaskoczona byłaś.
— Ponieważ nie wyglądasz na tyle. Znaczy, nie wyglądasz staro, wręcz przeciwnie, ale bardziej liczyłam, że to tylko takie pozory i w rzeczywistości jesteś starsza. A przynajmniej bliżej mojego wieku.
— Ponownie mówisz tak, jakby dwadzieścia osiem lat to była taka duża liczba.
— Bo jest. To już praktycznie trzydziestka.
— Nie wyglądasz — Camila przekręciła głowę i niepewnie szturchnęła łokciem kobietę najdelikatniej jak potrafiła z delikatnym uśmiechem, aby wiedziała, że nie robi tego w złym kontekście.
— Pięć lat różnicy to sporo.
— Znowuż do tego wracamy? — Uniosła brwi, gdy Lauren na nią spojrzała podczas popijania ostatniej lampki wina.
— Nie da się nie wracać. To całkiem spora liczba.
— Liczby nie mają znaczenia — stwierdziła. — Liczy się, ile lat masz duchem. Czy coś takiego.
— Czy coś takiego? — Prychnęła z rozbawieniem. — Yeah, z pewnością mój duch mnie odmładza. Przesiadywanie w domu z książką w ręku i lampką wina w drugiej. Hmm — zmrużyła powieki. — Brakuje jeszcze kota na kolanach i miałabym duchem jakąś pięćdziesiątkę.
— Jesteś niewiarygodna.
Brunetka pokręciła głową, obserwując, jak kobieta obok niej odkłada puste szkło na stolik, po czym zgięła kolana, aby wygodnie ułożyć stopy na kanapie. Prawdopodobnie patrzyła zbyt długo, jednak tym razem nie dała sobie natychmiastowej reprymendy. Obserwowała piękny profil Lauren, która zapewne nie była świadoma wszystkiego, co dzieje się wokół niej przez wino — powieki miała zmrużone, oczy wydawały się przeszklone, na ustach widniał ciągle cień uśmiechu, a ciało było niebywale zrelaksowane nawet wtedy, kiedy przypadkowo dotknęła jej ramienia swoim podczas zmiany pozycji w siedzeniu. W stanie całkowitej trzeźwości kobieta byłaby pewnie bardziej zdystansowana, ale Camila nie miała co narzekać. Cieszyła się, że mogła przebywać z luźniejszą wersją szatynki, poznając chociażby jej prawdziwe poczucie humoru, czy też szczere zdanie w jakiejś kwestii, gdzie normalnie mogłaby się bardziej powstrzymywać w swojej wypowiedzi.
Alfa nie mogła się nie uśmiechnąć, kiedy Lauren przytknęła dłoń do ust, aby ukryć ziewnięcie. Zamrugała tuż po tym kilkukrotnie powiekami i podrapała się po głowie, zanim — teraz wyraźnie — zmęczone tęczówki napotkały ciepły kolor brązu.
— Chyba na mnie już czas — stwierdziła łagodnym tonem, wciąż uśmiechając się do swojej niedoszłej partnerki. — Niedługo zaśniesz.
— Nie jestem śpiąca — mruknęła, krzyżując ramiona w proteście, jednak kolejne drobne ziewnięcie ją zdradziło.
— Oczywiście — zachichotała i tym samym na nowo przykuła zielone oczy.
— Naaah — rozciągnęła przed sobą ramiona z cichym mruknięciem. — Nah, nie jestem śpiąca.
Takie drobne przekomarzanie jedynie przyprawiało Camilę o coraz większy uśmiech i jednocześnie przyjemne uczucie w klatce piersiowej. Nie mogła zaprzeczyć temu, jak słodka oraz ujmująca swoim zachowaniem Lauren była w tym momencie. A nawet urzekająca. Nie potrafiła oderwać od niej spojrzenia, a tym bardziej oprzeć się takiej drobnej rozmowie ze spornymi opiniami.
— Rano będziesz zmęczona — stwierdziła w końcu. — Powoli będę wracała do siebie.
Poprawiła się w miejscu, jednak szatynka siedząca obok odebrała to jako chęć wstania i odejścia i niekoniecznie w pełni świadomie chwyciła ją za ramię, przyciągając bliżej. Alfa uśmiechnęła się jedynie, ciesząc się z tego, że przez kilka sekund mogła poczuć wyraźniej ciepło oraz zapach ciała Lauren.
— Jeśli będziesz chciała powtórzyć takie spotkanie to nie ma problemu — zaczęła cicho. — Ale na ten moment widzę, że jesteś zmęczona i zaraz tutaj zaśniesz. Może chcesz się położyć?
— Więc widzimy się ponownie? — Uniosła brew, a Camila uciekła spojrzeniem od jej twarzy.
— Jeżeli będziesz chciała, jak wspomniałam — wymamrotała, skubiąc palcami wystającą z boku spodni nitkę.
— W porządku — kobieta westchnęła znużona. — Chyba faktycznie na mnie pora. Za dużo pracy zaczęło dawać o sobie znać.
— Odprowadzić cię? — Zaproponowała. — Mogę wyjść tarasem.
Lauren machnęła ręką, kręcąc głową na "nie".
— To ja odprowadzę ciebie.
Camila nie zamierzała się kłócić. A tym bardziej być powodem późniejszego zmęczenia kobiety — a przynajmniej większego — dlatego niedługo po usłyszanym oświadczeniu podniosła się z miejsca, a za nią szatynka. Zabrała po telefon oraz klucze, które włożyła do kieszeni i właściwie kilka sekund po odzyskaniu swoich rzeczy stała już przy drzwiach.
— Cieszę się, że jednak zmieniłyśmy dzisiaj plany — powiedziała i po raz enty uśmiechnęła się do Lauren.
Alfa przez chwilę liczyła na jakąś odpowiedź ze strony szatynki, gdy sama ubierała buty, ale kiedy się jej nie doczekała to uznała, że po prostu nie ma nic do gadania. Wyprostowała się podczas przeczesywania w tył włosów i w tym samym momencie poczuła parę ramion, która owinęła się wokół jej talii.
Zaskoczona uniosła wyżej ręce, początkowo bojąc się dotknąć Lauren. Nie była pewna, czy może to zrobić, dlatego stała jak kołek, gdy jej niedoszła partnerka wtuliła twarz w zagłębienie szyi. Zamrugała kilkukrotnie, aby odpędzić zmieniony kolor tęczówek na złoty przez ten niespodziewany i bardzo bliski kontakt.
— No dalej, przytul się — wymamrotała w ciepłą skórę, przyprawiając Camilę o ciarki z tego powodu. Jakby to nie było wystarczające, ciało Lauren naparło na nią wystarczająco, aby górna część pleców brunetki zetknęła się z powierzchnią drzwi.
Przełknęła ciężko ślinę, starając się opanować drżące palce, zanim zdecydowała się na bardzo delikatne, aczkolwiek bliskie objęcie Lauren. Ledwie dotykała jej ciepłego ciała, nie chcąc przekroczyć jakiejś granicy. Mimo wszystko miała z tyłu głowy myśl o tym, że ma teraz we krwi trochę promili i nawet w tak prostym geście nie chciała być uznana za osobę, która skorzystała z okazji.
— Ładnie pachniesz — usłyszała ponownie, a kilka sekund później poczuła, jak czubek nosa Lauren przesunął się trzykrotnie po jej skórze. Niemal podskoczyła na ten gest. — Co to za perfum?
Camila przygryzła mocno wnętrze policzka, aby najpierw opanować emocje, które czuła, że rozchodzą się nawet w jej żyłach — innymi słowy, rozprzestrzeniały się po całym ciele.
— Nie użyłam dzisiaj perfum.
— Huh — uniosła głowę, więc mogła spojrzeć na Alfę. — Chyba ich nie potrzebujesz, bo ładnie pachniesz.
— Umm — oblizała usta. — Dziękuję. Uch, ty też, umm, ładnie pachniesz.
Camila oczekiwała, że kobieta wywróci oczami albo odsunie się od niej, jednak zaskoczyła ją ukazaniem pięknego uśmiechu i ponownym, choć znacznie krótszym i mocniejszym, objęciem. Już teraz brunetka zdawała sobie sprawę, że pewnie zaśnie w tych ubraniach. A przynajmniej w górnej części tego, co miała na sobie. Przynajmniej tak mogła uspokoić swoją drugą naturę, która non stop przypominała potrzebę bycia obok Jauregui 24/7.
— Daj znać, jak wrócisz do domu, dobrze?
Alfa potrafiła tylko kiwnąć głową.
— Uważaj na siebie — dodała jeszcze, zanim otworzyła przed Camilą drzwi. — I daj znać, pamiętaj — pomachała jej jeszcze z urzekającym uśmiechem, który zmiękczył serce brunetki do tego stopnia, że odwzajemniła ten gest jak jakaś niesamowicie podekscytowana nastolatka.
Ale to chyba nie było aż takie złe, prawda?
———
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top