③⓪
Dopiero kiedy Lauren miała okazję zobaczyć firmę Camili — ponieważ złożyło się tak, że mogłaby nie zdążyć dotrzeć, dlatego uznała, że przyjechanie po nią będzie praktyczniejsze — zdała sobie sprawę z kim tak naprawdę ma do czynienia. Od samego początku napotkał ją przyjemny, jasny, ale ciepły wystrój, co zaskakiwało ją do tego stopnia, że na wstępie odsuwała na drugi plan bogactwo za tym wszystkim. Oczywiście Lauren zdawała sobie sprawę, że firma jest międzynarodowa, więc tak naprawdę można ją porównać do ogromnej fortecy, jednak nie spodziewała się tego, że ludzie zatrudnieni tutaj będą tak...zwyczajni. To nie byli ludzie z idealną figurą, jak to przedstawia się w większości korporacji. Tak naprawdę spotkała podczas nie takiej długiej drogi przez korytarz przynajmniej pięć osób, które niesamowicie się od siebie różniły i gdyby spotkałaby je na ulicy to nie pomyślałaby, że pracują w takim miejscu.
Ale nie można powiedzieć, że ktoś tutaj był zaniedbany. O nie. To byłoby ogromne niedopowiedzenie. Po prostu odmienność tych ludzi początkowo zaskakiwała, a dopiero później dawała przyjaźniejszy obraz.
Jednak pomimo pierwszego całkiem dobrego wrażenia, nastawienie Lauren całkowicie mimowolnie — dość zawstydzająco jej zdaniem — uległo zmianie, gdy zobaczyła Camilę uśmiechającą się nad jakimś plikiem dokumentów z, tak zwanym, wianuszkiem kobiet wokół niej. Dosłownie trzy nieznane osoby wpatrywały się w brunetkę, jak w obrazek, która od czasu do czasu kiwała głową, śmiała się oraz pozwalała na to, aby jedna z blondynek bezwiednie oparła się o jej bok.
Masz zdrowe nogi to na nich stój.
Lauren wzdrygnęła się na własną myśl i miała ochotę uderzyć się w czoło na swoje zachowanie. Wewnętrzne, ale wciąż niewłaściwe.
Przełknęła ciężko ślinę po względnym ogarnięciu mimiki własnej twarzy i z wyprostowanymi plecami oraz wysoko uniesionym podbródkiem ruszyła w stronę Cabello, która bezwiednie opierała łokieć o jasny blat, składając podpis na jednej z kartek. Kobiety dookoła niej nieprzerwanie obserwowały kobietę, jakby była nie wiadomo kim, co coraz bardziej drażniło Lauren.
Oczywiście nie dlatego, że była zazdrosna.
Takie wgapianie się w kogoś przez długi czas jest...po prostu niewłaściwe.
Wbrew pozorom Lauren znajdowała się w zasięgu wzroku, ale Camila nadzwyczajnie późno zareagowała na jej obecność. Uniosła głowę i uśmiechnęła się jeszcze szerzej na widok szatynki, odpychając się jednocześnie od blatu i przerywając tym samym kontakt fizyczny z jedną z nieznajomych Jauregui kobiet.
— Dzień dobry, Lauren — odłożyła na oślep długopis, aby bez zbędnych przedmiotów między palcami chwycić w ręce dłoń szatynki i ucałować jej wierzch z poprzedniego przyzwyczajenia — zorientowała się oczywiście dopiero po chwili, co zrobiła, wskutek czego nie takie małe rumieńce wstąpiły na opalone policzki.
— Cześć — odpowiedziała niezbyt błyskotliwie, sama będąc zaskoczona gestem Alfy. — Gotowa?
— Och, cóż — zabrała dłonie i delikatnie je potarła. — Muszę podpisać tylko jeszcze jeden dokument i możemy ruszać.
— W porządku — kiwnęła ledwie widocznie głową, podchodząc tym razem z Camilą do kobiet, które na moment zamilkły. — Więc to twoja forteca? — Zaczęła niekoniecznie zgrabnie temat, ale skoro już tutaj jest, to dlaczego miałaby nie popytać o kilka rzeczy, prawda?
— Forteca?
Camila uniosła brwi, ale na jej ustach wciąż znajdował się uśmiech, kiedy szukała odpowiedniej strony, gdzie powinna złożyć odpowiedni podpis. Dosłownie kilka sekund później zaśmiała się pod nosem — krótko, ale uroczo, ukazując na moment drobne dołeczki, pomimo pochylonej w dół głowy — na widok szybkiego kiwnięcia przez Lauren, która w jej mniemaniu miała przyjemne dla oczu dziecięce zaciekawienie w tych zielonych tęczówkach.
— Nie wspominałaś o tym miejscu wiele.
— Hmm — powoli uporządkowała wszystkie kartki. — Rodzinny biznes od kilku lat. Staramy się utrzymywać właśnie taki klimat. Część wnętrz została niedawno wyremontowana przez Zayna.
— Nie zasypuj mnie tak szczegółami.
Camila podała dokumentację kobiecie będącej po drugiej stronie blatu.
— Jeśli chcesz to mogę opowiedzieć ci o interesach przy kolacji, ale nie wiem, czy będzie to tak interesujące — stwierdziła. — W porządku, nie mam już nic do zrobienia, więc chyba możemy się zbierać?
Lauren powoli oblizała usta podczas krótkiego kiwnięcia głową.
— Restauracja, tak?
Nie do końca wiedząc dlaczego, kobieta ułożyła dłoń na brzuchu Camili, gdy ta podeszła, skutecznie ją zatrzymując. Uśmiechnęła się, kiedy Alfa uniosła pytająco brwi, mając na ten moment w głębokim poważaniu te trzy pary oczu, które wciąż je obserwowały.
— Nah.
— W takim razie gdzie?
Cabello wsunęła dłonie do kieszeni spodni, aby nie pokazać, jak drżą jej palce przez taki drobny kontakt fizyczny między nimi. Z całych sił starała się utrzymać neutralny wyraz twarzy, jednak Lauren zapewne zdążyła zauważyć, że gorąc wkroczył na opalone policzki po raz kolejny. Tyle dobrego, że nie wytknęła tej reakcji.
— Jedziemy do mnie.
— Och? — Zacisnęła lekko usta. — Zmiana planów... W porządku. Jedziemy po drodze po jakieś jedzenie?
— Jeszcze mało o mnie wiesz — Lauren mimowolnie przesunęła dłonią po brzuchu Camili. — Jestem całkiem kreatywna i trochę umiem — puściła jej oczko, zanim odsunęła się od ciepłego ciała Cabello i odwróciła, rzucając krótkie spojrzenie w stronę trzech kobiet, które przysłuchiwały się ich rozmowie.
Drobny uśmiech wstąpił na usta Jauregui, kiedy nie usłyszała za sobą kroków, ale czuła, że brązowe tęczówki wędrują po jej ciele. I właściwie to było prawdą — Camila zagapiła się na tyle, aby bez wstydu przyglądać się zgrabnej sylwetce, która pewnym krokiem zbliżała się do wyjścia.
— Idziesz?
Alfa chrząknęła cicho i drapiąc się nad brwią szybko ruszyła w kierunku Lauren. Powstrzymała się od podbiegnięcia, ponieważ mogłoby to wydawać się zbyt podejrzane, czy też niewłaściwe, bo zdradziłaby fakt, że zamiast iść za nią po prostu stała i gapiła się na ósmy cud świata.
— Oczywiście, oczywiście — mruknęła pod nosem, zapominając o pożegnaniu z pracownicami.
Lauren powstrzymała się przed pokazywaniem triumfalnego uśmiechu, gdy uwaga Camili całkowicie skupiła się na niej, kiedy znajdowała się już obok. Gdzieś z tyłu głowy miała myśl, że nie powinna zachowywać się w ten sposób skoro dopiero odbudowują relację, która została naruszona, ale kobiece ego nie mogło znieść braku atencji ze strony Alfy.
Przynajmniej na ten moment osiągnęła swój mały cel, wplątując się w nieplanowaną sytuację, z której nie wiedziała, jak wybrnąć. Najpewniejszym było brnięcie w zmianę miejsca spotkania.
Gorzej, jeśli znowu wypije za dużo.
Pijana Lauren to zła Lauren.
———
Planowany one shot spróbuję wstawić do końca tego tygodnia. Mam zbyt wiele do zrobienia na ten moment, żeby się wyrobić i być zadowolona z rezultatów.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top