②⑧
Ponownie krótszy, chociaż w porównaniu do poprzednich jest trochę więcej treści. Nie mogłam pozwolić sobie na więcej — wypada zjeść chociaż jeden posiłek dziennie, zanim zacznie się kolejny dzień, zwłaszcza przed wykładami z samego rana, nawet jeśli nie posiadam zbyt wiele czasu.
———
Camila bała się ruszyć dłonią. To było pewne.
Nawet nie odważyła się unieść spojrzenia na Lauren tylko wpatrywała się w ich ręce, zachwycając się kontrastującą ze sobą skórą. Oprócz tego skupiała również uwagę na mocno bijącym sercu zarówno kobiety, jak i swoim. Wcześniej nie zdarzało się, aby wykonywały takie gesty, a to wprawiało ją w dezorientację.
— Budzę się o podobnej porze. W okolicach wpół do trzeciej — mimowolnie palce szatynki mocniej zacisnęły się na jej. — Nie jestem pewna, czy nawet coś mi się śni. Po prostu budzę się i jestem przerażona. Również nie wiem czym. I po wszystkim nie mogę zasnąć przynajmniej godzinę, czy dwie. Czasem nawet trzy.
Alfa przełknęła powoli ślinę, postanawiając po raz pierwszy spojrzeć na twarz kobiety. Widziała na niej przebłysk obaw, a to z kolei wręcz kusiło, żeby przytulić do siebie Lauren i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Tak bardzo chciała to zrobić, jednak wiedziała, że nie mogła. Nie była osobą, która powinna w taki sposób ją pocieszać. Mogła jedynie stać z boku w tej kwestii.
— Teraz jest lepiej? — Upewniła się.
— Tak — mruknęła. — Ale nie jestem pewna na jak długo.
— Nie ma go już — przygryzła lekko dolną wargę. — Mateo wyjechał z miasta.
— Nawet o nim nie myślałam. Po prostu... Ostatnio źle się czuję. I wiem, że to nie przez pracę — westchnęła cicho. — Może to karma. Albo wyrzuty sumienia.
— Karma?
Lauren wzruszyła ramionami.
— Potraktowałam cię karygodnie — nawet nie śmiała na nią spojrzeć. — Zarzuciłam ci... Nie powinnam podchodzić do sprawy w taki sposób i...
— Moment — Camila wcięła pośpiesznie. — To nie jest twoja wina. Rozumiem, że była na tobie wywierana zbyt duża presja. Niczemu nie zawiniłaś. Po czasie zrozumiałam, że gdybym tylko pozwoliła ci na przyswojenie tego wszystkiego znacznie wolniej to może nie doszłoby do takiej sytuacji, ale czasu nie cofnę i, cóż, jest jak jest. Nie zmienię tego, nawet jeśli bym chciała — ponownie spojrzała na ich dłonie. — Ale to nie oznacza, że nie możesz do mnie przychodzić z problemami. Zawsze pomogę. Co z tego, że w drobnym stopniu. Nie zamierzam po tym ingerować w twoje życie, jak obiecałam wcześniej.
— To n-nie... Ja... — Jauregui oblizała wargi. — Nie zostawiłam tej relacji w taki sposób, ponieważ informacji było za wiele.
— Och?
— Po prostu bałam się, że zostaje mi coś wmawiane i dam się nabrać. Nie chciałam ufać, zamierzałam pozostawać sceptyczna oraz podchodzić z dystansem do tego, co mówisz, dopóki czegoś widocznie nie poczuję, co mogłoby mnie całkowicie do wszystkiego przekonać. Ale kiedy doszła do wszystkiego sprawa Mateo to nie wytrzymałam. W pewnej chwili za bardzo się tego bałam... Całej tej relacji, zobowiązań i opowieści, które w teorii brzmiały wspaniale. Nie chciałam wyjść na idiotkę, która wierzy w każde słowo.
— Nie wiedziałam, że tak to postrzegasz.
— Starałam się tego nie pokazywać.
Camila przymknęła powieki. Miała ochotę palnąć się w głowę za swoją niedomyślność. Powinna przewidzieć strach kobiety. Obawy. Możliwość wycofania. Ale nie. Przecież musiała postawić na swoim. Jakby nie mogła poczekać tyle, ile trzeba, żeby Lauren zapoznała się z tą nową wizją świata. Rzeczywistości.
— Przepraszam — szepnęła w końcu, uchylając odrobinę powieki. — Pewnie żałujesz, że w ogóle się pojawiłam — mruknęła jeszcze ciszej bardziej do siebie, ale kobieta wychwyciła to słuchem.
— Nie.
Druga z dłoni Lauren została powoli położona na przedramieniu brunetki, jakby chciała przekonać ją tym gestem do swojego przekonania. To przykuło uwagę Camili na tyle, że ich spojrzenia nieśmiało się spotkały.
— Miałam dość monotonne życie. Praca-dom, praca-dom. Czasami widziałam się z Allyson. Nie miałam niczego, co mogłoby ekscytować, czy zaciekawić. Wszystko było takie same, ale z drugiej strony nie wiedziałam, jak mogę to zmienić — przełknęła ślinę. — To, że się pojawiłaś odmieniło moje dni. Nie znajdowałam się w ciągłej rutynie. Co jakiś czas dowiadywałam się czegoś nowego od ciebie i... I nie mam podstaw, aby sądzić, że to coś godnego pożałowania.
— Och.
— Domyślam się, że ciężko w to uwierzyć z racji tego, jak zakończyłam nasze ostatnie spotkanie. Nie powinnam była zarzucać takich rzeczy.
— W porządku.
— To nie było w porządku.
— Miałaś prawo mieć wątpliwości. Pytać. Przede wszystkim pytać. Nie zarzuciłaś mi niczego, a to znaczna różnica.
— Jednak wciąż... To było niewłaściwe. Z perspektywy czasu żałuję, że poruszyłam tę kwestię.
— Nie nazwałaś mnie potworem — argumentowała dalej. — Ani mordercą. Nic z tych rzeczy. Ale oczywistym było, że doznałaś wątpliwości. Zaczęłaś kwestionować pewne rzeczy, ponieważ wiele wciąż nie pozostało odpowiednie wyjaśnione, a przechodziłyśmy do kolejnych kwestii w pewnym pośpiechu. To nie było zdrowe i wina w tym aspekcie leży po mojej stronie. Miałam obowiązek, aby przedstawić ci wszystko — oczywiście za pozwoleniem — jednak tak, żeby każda sprawa była jasna. Bez wątpliwości. Bez kwestionowania niczego. Natomiast zachowałam się bardzo egoistycznie i za to między innymi cię przepraszam.
— Wychodzi na to, że każda zrobiła coś, czego nie powinna.
— Prawda... — Kiwnęła głową. — A czy... Umm, czy jest coś jeszcze o czym chciałabyś ze mną porozmawiać? — Zapytała niepewnym tonem. — Nie jestem w stanie odpowiedzieć ci dokładnie dlaczego tak się dzieje. Mam podobnie, oczywiście, z taką różnicą, że pamiętam, co mi się śni. I albo to dziwny przypadek, albo... — Oblizała lekko usta. — Albo to wolniejszy skutek uboczny, umm... — Drugą dłonią podrapała się nad brwią. — Chodzi mi o to, że w moich stronach, w mojej kulturze, umm, odczuwa się praktycznie natychmiastowo brak tego wybranego partnera. Ja od razu miałam do czynienia z takimi skutkami, a tobie... Cóż, tobie pozostaje tak naprawdę zastanowienie się, czy chciałabyś w to wierzyć. Nie mogę powiedzieć wprost, że to dlatego, ponieważ byłyśmy odseparowane od siebie całkowicie przez miesiąc i to spóźniona reakcja na brak mojej osoby przy tobie — przygryzła wnętrze policzka. — Po pierwsze to brzmi źle. Po drugie nie mogę narzucać, w co powinnaś uwierzyć. I po trzecie sama musisz zdać sobie sprawę z tego, co mogłoby być przyczyną. Mogę podpowiedzieć ci swój domysł, ale nie zamierzam tym razem w niczym zapewniać.
Lauren kiwnęła głową, nie komentując odpowiedzi brunetki. Przypomniała sobie słowa Normani o tym, że kobieta faktycznie powinna zacząć myśleć za samą siebie. I przede wszystkim powinna skupić się na reakcji na pierwszy kontakt z Camilą po takiej rozłące. I rzeczywiście — czuła różnicę. To nie było uczucie podobne do tego, co na początku. Teraz była znacznie zrelaksowana psychicznie, nawet jeśli jej ciało wykazywało napięcie przez niektóre niezręczne momenty między nimi.
Zanim tutaj przyszła zdążyła w przeciągu miesiąca narobić sobie problemów, dodatkowych komplikacji, ale końcem końców, gdy dotarła do Alfy, zapomniała o tym wszystkim. Skupiła się na chwili obecnej. Na tym, że muszą porozmawiać. I na tym, że może znajdzie wybaczenie u brunetki za to, jak ją potraktowała. I tak naprawdę w tym wszystkim z łatwością odnajdywała coś naturalnego — to, że przyszła; to, że rozmawiają; to, że siedzi blisko niej; i to, że teraz trzymają się za ręce, choć patrząc z innej perspektywy w ogóle nie powinny.
— Przepraszam za to, że potraktowałam cię w taki sposób ostatnim razem — szepnęła Jauregui.
— Nie zrobiłaś nic takiego. Tylko zapytałaś. Nie ma za co przepraszać.
— Myślę, że jest — przesunęła koniuszkiem kciuka po ciepłej skórze kobiety.
— Rozumiałam wątpliwości w tamtym momencie. Poza tym to było dawno. To przeszłość.
Ponownie nastała między nimi cisza. Tak szczerze, żadna nie wiedziała, co powinna dodać. Teoretyczne porozmawiały, wyjaśniły pobieżnie kwestię, z którą przyszła Lauren, więc teraz nadszedł na pożegnanie? Czy na co?
Żołądek Camili skręcał się na myśl o tym, że znowu zostanie sama i wszystko wróci do tej szarej normy towarzyszącej jej od miesiąca. Nie chciała, aby kobieta ponownie się od niej odcinała, jednak musiała respektować każdą podjętą decyzję. Bała się też spytać, dlatego teraz stała na niepewnym gruncie z drobną nadzieją, że może jeszcze nadarzy się — może nawet przyjemniejsza — okazja, aby zobaczyć Lauren. A tym bardziej, żeby porozmawiać.
Mięśnie Alfy napięły się po raz enty, gdy głowa szatynki delikatnie oparła się o jej ramię. Zerknęła na nią krótko, obawiając się zniżyć podbródek, ponieważ mogłaby się przesunąć. Nawet wstrzymała oddech, bo bała się, że Lauren zdenerwuje się jej reakcją — a akurat w tym momencie powinna hiperwentylować, gdyby nie samokontrola.
— Trochę obawiam się, że zatoczymy błędne koło — wymamrotała Jauregui w koszulkę Camili. — Ale wiem też, że — urwała na moment, ponownie pocierając kciukiem ciepłą skórę kobiety. — Wiem, że teraz jest mi lepiej. Kiedy przyszłam. I chciałabym dowiedzieć się na własną rękę, co jest prawdą, a co nie... Mam na myśli, co jest zbyt dużym wyobrażeniem, czy też wyolbrzymieniem pewnej kwestii, a co zgadza się ze sobą.
— Co mam przez to rozumieć?
— Nie chciałabym, żeby to było już nasze ostatnie spotkanie. Wiem, że wcześniej sama tego chciałam, ale... Ale po czasie... Kiedy mogłam to wszystko przemyśleć, przeanalizować i dojść do pewnych wniosków to wracam do punktu, gdzie żałuję, że tak postąpiłam.
— Och.
— Jednak nie zmuszę cię do utrzymania kontaktu ze mną. Zrozumiem, jeśli...
— Nie, nie — wcięła szybko. — Chciałabym kontakt — dodała niemal natychmiastowo, wskutek czego zarumieniła się kilka sekund później, ponieważ pokazała swoją bierność, gdy chodzi o Lauren.
— Tak? — Zaskoczona kobieta uniosła głowę z ramienia Alfy.
— Oczywiście — wysiliła się na drobny półuśmiech. — Nic nie uległo zmianie w tej kwestii nawet przez chwilę.
— Naprawdę?
— Mhm!
Lauren nie mogła ukryć drobnego uśmiechu.
— Cieszę się — szepnęła i powoli spojrzała na twarz Camili. — Będę musiała, umm, niedługo się zbierać, więc...
— Rozumiem — Alfa kiwnęła głową.
— Nie będę taka zła i odprowadzę cię pod drzwi pokoju — delikatnie ścisnęła jej dłoń.
— Nie musisz...
— Chcę — zapewniła. — Masz tyle siły?
Brunetka przez moment rozważała opcję fatygowania Lauren, ale ostatecznie doszła do wniosku, że przynajmniej spędzi z nią jeszcze trochę czasu. A to zawsze przyjemność. Dlatego kiwnęła głową i powoli wstała, zostawiając na blacie niedojedzony posiłek.
Ręce Jauregui natychmiastowo odnalazły talię oraz ramię brunetki, przyciągając ją do swojego ciepłego, pachnącego ciała, co wywołało dreszcze u Camili. Zacisnęła tylko usta, aby nie palnąć żadną głupotą, kiedy powoli skierowały się na górę — nie chciała niczego zepsuć, gdy pojawiła się szansa na ponownie spotkanie Lauren. Nie mogła tego spieprzyć.
— Zadzwonię do ciebie później — usłyszała nagle. — Znaczy, czy mogę? — Poprawiła się szybko.
Tym razem Camila ponownie wykazała zbyt entuzjastyczną reakcję — tak mocno i szybko pokiwała głową, że na moment musiała się zatrzymać. Zamrugała kilkukrotnie, mamrocząc pod nosem raz jeszcze pozytywną odpowiedź na zadane pytanie.
— Dobrze — potaknęła powoli. — Mam nadzieję, że będziesz czuła się trochę lepiej. I jeszcze coś zjesz.
— Dobrze — powtórzyła, ale brzmiało to bardziej jak obietnica, że zrobi dokładnie to, co powiedziała Lauren. To, czego oczekuje Lauren.
— Na razie musisz się zregenerować — dodała, układając całkowicie bezwiednie dłoń na napiętym brzuchu Camili, czując pod opuszkami mięśnie oraz wyczuwalność faktycznej szczupłości kobiety. — Umm — pośpiesznie otworzyła drzwi od jej sypialni, żeby nie wytwarzać tym gestem kolejnej niezręcznej atmosfery. — Jak będziesz czuła się lepiej to może, uch, jak będziesz chciała to możemy się spotkać.
— Oczywiście — ponownie dostała natychmiastową odpowiedź. — Będę czuła się lepiej.
Jeszcze nie wiedziała kiedy, ale była przekonana, że zrobi to, co będzie konieczne, aby Lauren była zadowolona. I żeby mogła się z nią spotkać. Chciała czerpać z tej okazji jak najwięcej. Nieważne, ile musiałaby zjeść i ile musiałaby ćwiczyć. I nieważne, jak bardzo otępiałe jest teraz jej ciało.
Naprawi to.
Bardzo szybko.
— Ale na razie to... Jak mówiłam, zadzwonię. Później. Sprawdzić, jak się czujesz — Lauren zacisnęła lekko usta po przekręceniu głowy w stronę twarzy Cabello. — Dbaj o siebie — powiedziała znacznie ciszej.
— Ty też — kobieta posłała jej nieśmiały uśmiech.
— Oczywiście — odwzajemniła ten gest i z nagłą pewnością uniosła się odrobinę na palcach jednej nogi, aby z większą stabilnością pochylić się w kierunku Alfy. — Zadzwonię później — przypomniała raz jeszcze, zanim musnęła ustami policzek Camili, który po paru sekundach był całkowicie czerwony, tuszując na jakiś czas ślad po szmince Lauren. — Dbaj o siebie.
— Będę — odpowiedziała na jednym wydechu. — Dziękuję, że przyszłaś. I, umm, dałaś mi tak jakby kolejną szansę — spuściła spojrzenie na swoje stopy. — Na drugie spotkanie, oczywiście — sprostowała, aby kobieta nie uznała, że ta się zapędziła.
Ale Lauren nic nie odpowiedziała. Zabrała jedynie dłonie z ciała Camili — ku jej zbyt jawnemu niezadowoleniu, którego starsza nie zamierzała komentować, żeby nie zachwiać tej chwilowej, normalnej konwersacji i przerzucić ją na nerwowy oraz niezręczny tor.
— Nie dziękuj — na koniec potarła w czułym geście zakryte plecy Alfy. — Do później. Zadzwonię, tak?
Miała ochotę porządnie przygryźć sobie język za to ciągłe powtarzanie jednego i tego samego. Ale z drugiej strony... Jej podświadomość w jakimś stopniu chciała upewnienia, że Camila odbierze.
— Zadzwonisz.
———
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top