②⑥

Znacznie krótszy rozdział, bo niedługo idę na wykład.

***

Pytanie, które zadała Lauren obijało się o pozostałe myśli, powodując kompletny bałagan. Oczy Camili bez przerwy wpatrywały się w bladą twarz, która była prawdziwa. To nie sen. Kobieta naprawdę tutaj przyszła. Alfa próbowała dopuścić rozsądek do przejęcia mowy, ale przez minimalną ilość rozmów przez ostatni miesiąc, po otworzeniu ust potrafiła wydobyć z siebie ciche mruknięcie. Jej gardło potrzebowało wody, jednak nie zamierzała odsuwać się chociaż o milimetr. Nie wiedziała, ile czasu pozostało, dlatego musiała korzystać z towarzystwa Lauren maksymalnie.

— Zrozumiem, jeśli nie chcesz — ze strony szatynki wydostał się jedynie szept, a ciało wyprostowało się w nienaturalny sposób w momencie nerwowego przesunięcia dłońmi po udach zakrytych obcisłymi, czarnymi spodniami.

Camila natychmiastowo pokręciła głową. Oczywiście, że chciała porozmawiać. Ale nie wiedziała o czym. Jauregui wyraziła się jasno, że nie chce ponownego kontaktu. I w tym momencie Alfa pozostawała zdezorientowana. Przecież Mateo już nie było, więc o czym mogłaby chcieć... Dlaczego w ogóle chciała przebywać obok niej?

— Nie chcesz? 

Lauren zmarszczyła brwi, a Camila rozszerzyła powieki zaskoczeniu. Nie musiała długo czekać, aby szatynka uniosła ciało z zamiarem wyjścia.

— Chcę — wychrypiała niskim tonem, na końcu chrząkając.

Nerwowo wplotła dłoń we włosy, po czym zastygła w miejscu. Spojrzenie zielonych tęczówek ponownie napotkało jej sylwetkę, a Alfa momentalnie poczuła gorąc zawstydzenia. Nie myła włosów od dwóch dni. Zapewne mogła na nich usmażyć jakieś frytki, a teraz jest tutaj Lauren i widzi ją w takim stanie. 

Ze wstydu przygryzła mocno dolną wargę, nie wiedząc, co powinna zrobić. Nie spodziewała się, że ta w ogóle zamierza jeszcze się pojawić w jej życiu i tak jakby znacznie się stoczyła. Nie tryskała tak bardzo energią — co więcej, wolała pozostawać przez cały czas w wygrzanym łóżku z wyrzutami sumienia za swoje zachowanie. Nawet nie chodziła do pracy, ale dobrze, że Zayn był teraz tym, który wszystkim się zajmował. Nie popędzał jej w żaden sposób. Cierpliwie czekał aż wróci do formy, trzymając na barkach całkiem spory ciężar z pozostałymi. Ale wciąż nie narzekał.

— Och — Lauren oblizała usta, wsuwając dłonie do kieszeni czarnego płaszcza. — Cóż... — chrząknęła cicho, powracając na poprzednie miejsce. — Domyślam się, że nie spodziewałaś się mojego przyjścia, ale miałam obawy, że z uprzedzeniem może nie dojść w ogóle do rozmowy — potarła nerwowo ramiona, jednocześnie strzelając kostkami, gdy nieznane uczucie stopniowo obejmowało całe jej ciało. — Wiem, że minęło trochę czasu, ale...

Ucięła i z cichym westchnięciem ułożyła dłoń na udzie Camili. To był całkowicie mimowolny gest, jakby każda cząstka kobiety lgnęła do Alfy. Miała nadzieję, że nie zbłaźni się takim ruchem, ponieważ i tak doskwierała im niezręczność. 

Przez dłuższą chwilę skupiła się na tym, jak przyjemne dreszcze rozchodzą się po jej ramieniu ku górze, wysyłając zabawnie łaskoczące iskierki, które wydawałoby się, że pobudzały do życia ospałe oraz od dawna zestresowane ciało. Mięśnie Lauren zaczęły się relaksować pod wpływem zwykłego dotyku i była tym uczuciem tak bardzo pochłonięta, że gdy spojrzała na zarumienioną twarz Camili, nie rozumiała, co mogło być powodem. Mimowolnie zacisnęła obie dłonie, z czego jedną z nich na udzie.

Ze strony Alfy wydało się ciche piśnięcie, a ciało znacznie odskoczyło w tył, kiedy Lauren ledwie wyczuła pod palcami jeszcze coś innego oprócz spiętych mięśni na udzie. Zmarszczyła brwi, nie rozumiejąc tego zachowania na początku. Milczenie brunetki wcale nie pomagało, dlatego spojrzała na nią pytająco z nadzieją, że wytłumaczy, o co chodzi.

— J-ja, umm — zamrugała kilkukrotnie powiekami, chwytając pośpiesznie kołdrę w dłonie, jakby miała ją ochronić. — Je-jestem w i-innej formie, żeby u-uniknąć, umm... Uniknąć okresu i ty tak jakby... Two-oja ręka... Uhm... By-była — zakaszlała cicho. — Była zby-zbyt blis-sko.

Tym razem to Lauren poczuła gorąc, gdy powoli przetworzyła informacje. Kompletnie zapomniała o zmienności Camili i przypadkowo skomplikowała sprawy. Jakby tego było mało, całkowicie mimowolnie spojrzała w znaczące miejsce, które teraz zostało zakryte kołdrą przez Alfę, a to spowodowało jeszcze większą nerwowość.

— Och — tylko tak była w stanie odpowiedzieć.

— Ja, umm, pójdę... Pójdę się prze-przebrać. I, uhm, ogarnąć. N-nie spo-spodziewałam się, że przyjdziesz — jeszcze raz przejechała nerwowo dłonią po przetłuszczonych włosach, a Lauren jedynie kiwnęła głową. — Masz, umm, chwilę cza-czasu? 

Dopiero po dłuższej chwili szatynka się otrząsnęła. Wciąż wracała do tej momentalnej niezręczności, odskoczenia kobiety oraz tego, jak prosty kontakt z nią zabierał stres w tak szybki sposób.

— Oczywiście — podrapała się po policzku. — Jestem po pracy. Nie musisz się, uhm, śpieszyć.

Jauregui podskoczyła w miejscu, gdy dosłownie po mrugnięciu oczami Camila z ciężkim oddechem pojawiła się przy rozsuwanych drzwiach od szafy. Zmarszczyła brwi, przyglądając się jej zgarbionej sylwetce. Wyglądała na wyczerpaną i jakby tego było mało, nogi kobiety niebezpiecznie drżały, gdy pośpiesznie zabierała świeże ubrania z pokrytej na przodzie lustrami szafy.

Po tej czynności ponownie przeniosła się bardzo szybko pod drzwi łazienki z kaszlem trwającym kilka sekund. Lauren w pierwszej chwili chciała do niej podejść, ale co mogła zrobić? Nie wiedziała, czego się spodziewać, kiedy Alfa postanowiła po raz pierwszy tak szybko się przemieszczać. Szok wciąż opanowywał umysł kobiety, dlatego też z opóźnieniem uniosła się z materaca — Camila znajdowała się już wtedy za zamkniętymi drzwiami.

Gdy zdezorientowana Jauregui przetarła równie zmęczoną twarz dłońmi, brunetka w tym czasie pośpiesznie rzuciła ubrania na szafę, po czym rozebrała się całkowicie, wkładając znoszone rzeczy do odpowiedniego kosza. Syknęła cicho, kiedy początkowo lodowata woda zetknęła się z jej skórą i musiała jeszcze bardziej przesunąć granicę własnej siły na tę chwilę, zmieniając na znacznie niższy stopień temperaturę własnego ciała, aby przezroczysta ciecz znajdowała się bliska określenia komfortu.

W przeciągu kilku sekund nałożyła zarówno na włosy, jak i ciało szampon z odżywką, przewracając parę razy butelkę. Cieszyła się w duchu, że drzwi są dźwiękoszczelne i Lauren nie może usłyszeć, jaki chaos tutaj zrobiła. Tuż po przetarciu każdego skrawka skóry myjką aż do czerwoności, spłukała całą pianę i bez wahania wyszła poza prysznic, niemal wywracając się na kafelkach. W ostatniej chwili złapała równowagę, klnąc w myślach na swoją pokraczność. Jej nogi wciąż niebezpiecznie drżały i wiedziała, że niedługo będzie musiała usiąść, ponieważ ciało było zbyt osłabione, niedożywione oraz bardzo prawdopodobne, że również odwodnione. 

Odżywka, którą jednocześnie zaaplikowała poszła w zapomnienie, kiedy przy pomocy siły oraz prędkości pocierała ręcznik o głowę, aby włosy zostały jak najbardziej suche. Sapnęła cicho na widok własnego odbicia, które w takiej chwili było wręcz nieznośnie. Przetarła niezdarnie twarz, zanim zabrała się za osuszanie całego ciała i wkładania na siebie przygotowanych na oślep ubrań. Wychodziło na to, że wciąż będzie paradowała w, tym razem, czarnych dresach, zwykłej koszulce w kolorze białym, ale przynajmniej teraz miała odpowiednią bieliznę i stanik. A w takiej sytuacji to była konieczność. Mimo wszystko.

Po kilkukrotnym natarciu włosów inną odżywką rozczesała wszelkie poplątane kosmyki, wyrywając ich więcej niż podejrzewała. Z tego wszystkiego głowa zaczęła nieprzyjemnie pulsować, ale zignorowała to i zamiast tego skupiła uwagę na dwukrotnym umyciu zębów oraz trzykrotnym przepłukaniu miętowym płynem — w międzyczasie sięgnęła do kosmetyczki po jakikolwiek korektor, którym marnie próbowała chociaż trochę zakryć sińce pod oczami. Ostatecznie wciąż wyglądała tragicznie, ale przynajmniej teraz była czysta i nie odstraszyłaby nikogo z kilometra swoim oddechem. Chociaż tyle mogła teraz zrobić.

Z łazienki wydostała się podobnie, jak tutaj weszła — przy pomocy swoich wilczych sił, co nie było dobrym posunięciem, ponieważ zatrzymała się pod ścianą tuż przy drzwiach, przez które przeszła z ciężkim oddechem. Oblizała jedynie usta, zanim popadła w tak mocny kaszel, że zaalarmowana Lauren podniosła się i podeszła w jej stronę. W głowie Camili wszystko zaczęło wirować i prawdopodobnie mogłaby zwymiotować, gdyby miała cokolwiek w żołądku.

Wzdrygnęła się, kiedy ciepłe dłonie delikatnie dotknęły jej zakrytej talii, a czarne buty były w zasięgu wzroku ze szczupłymi nogami. Alfa całkowicie poddała się, gdy kobieta sięgnęła do jej ramion i przerzuciła każde przez swoje barki, przytrzymując ciało Cabello przy swoim. Już teraz Camila wiedziała, że będzie musiała przepraszać — chociażby za naruszenie przestrzeni szatynki położeniem swojej głowy tuż przy jej szyi — ale teraz próbowała powstrzymać kolejne dawki kaszlu oraz zawroty.

— Powinnaś odpocząć — gorący oddech obił się o ucho Alfy, wywołując ciche mruknięcie oraz gęsią skórkę. — Może lepiej, jeśli bym poszła i...

— Nie — szepnęła jedynie, próbując resztkami sił objąć kobietę w tej dziwnej pozycji.

— Kiedy ostatnio jadłaś albo cokolwiek piłaś? — Zapytała, odsuwając odrobinę w tył własną głowę, żeby spojrzeć na twarz Camili. — Masz popękane usta i jesteś cała blada.

— Wczoraj.

— Co jadłaś lub piłaś?

— Zupę.

— O której?

Nastała dłuższa pauza.

— Ko-koło południa.

— To ponad dobę temu — głośne westchnięcie opuściło wargi Jauregui.

— Jesteś zła?

Lauren zamrugała kilkukrotnie, owijając jeszcze mocniej ramiona wokół talii kobiety. Najchętniej sama sobie wygarnęłaby pozostawienie jej w takim stanie miesiąc temu, ale nie podejrzewała, że skutki rozstania mogą być takie.

— Nie na ciebie — zacisnęła na moment wargi. — Zejdziemy powoli na dół, zjesz i napijesz się czegoś, a później porozmawiamy, dobrze?

— Nie — ponownie chrząknęła. — Mo-możemy ro-rozmawiać teraz.

Szatynka powstrzymała w sobie prychnięcie. W tym stanie z pewnością niczego sobie nie wyjaśnią z rozsądkiem. Najpierw musiała chociaż w taki sposób zadbać o Camilę, a dopiero później mogła zacząć opowiadać o powodzie, dla którego tutaj przyjechała.

— Najpierw zajmiemy się tobą.

Lauren najchętniej zniosłaby ją na dół w ramionach, ale wiedziała, że zmęczenie wciąż jej doskwiera i przez to mogłaby z łatwością wypuścić kobietę na ziemię. Nie chciała ryzykować, dlatego musiała postawić na mniej przyjemną, ale bezpieczniejszą opcję dotarcia na parter.

— Złap się mnie i powoli pójdziemy do kuchni — poinstruowała. — Jeśli będziesz czuła się jeszcze gorzej to powiedz. Zrobimy sobie przerwę, dobrze?

Powoli sięgnęła dłonią do mocno zarysowanej szczęki Alfy, przesuwając mimowolnie kciukiem po nienaturalnym wgłębieniu w jednym z policzków. Dobrą chwilę zajęło Camili spojrzenie w oczy Lauren z jawnym zawstydzeniem.

— Idziemy? — Zapytała delikatniejszym tonem, nie odrywając spojrzenia od twarzy brunetki, która pod obserwacją zielonych, onieśmielających tęczówek była w stanie zaledwie kiwnąć potakująco głową. — Dobrze. Daj mi znać, jeśli będziesz się gorzej czuła, okej, Camz?

Camz.

Camila odwróciła pośpiesznie wzrok.

Kiedyś też tak do mnie mówiła.

Ostatecznie kiwnęła głową, zmniejszając uścisk na ciele kobiety, ale jednocześnie pozwalając, żeby ta pokierowała je w stronę wyjścia.

———

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top