②④
Powiedzenie, że Camila czuła się źle byłoby ogromnym niedopowiedzeniem. Ten stan można by porównać z agonią, która powoli dotykała każdą część jej ciała, jak i umysłu. Kobieta praktycznie nie kontaktowała ze światem, potrafiła jedynie mamrotać coś potakująco, ale mimo wszystko nie rozumiała słów, które do niej kierowano. Jakby tego było mało, stała się całkowicie bezbronna, co nie przystało Alfie, ale z drugiej strony nie istniała żadna możliwość bez angażowania Lauren, żeby ten stan poszedł w zapomnienie.
Minął równo miesiąc. Niby nie aż tak długo, jednak dla Camili, która odczuwała to odrzucenie; to przerwanie kontaktu; to zostawienie na pastwę losu dużo, dużo mocniej zaowocowało przede wszystkim utratą wagi. Nie taką, która była widoczna całkowicie w jej posturze. Kości policzkowe uwydatniły się jeszcze bardziej nie na korzyść, co w kombinacji z opuchniętymi, sinymi oczami tworzyło obraz nędzy i rozpaczy. Oczywiście wszystko dopełniały nieumyte, poplątane włosy; stara koszulka; rozciągnięte spodenki oraz z powodu braku jakiegokolwiek makijażu uwydatniona nienaturalna bladość skóry, która dotychczas zachwycała przyjemnie złocistym odcieniem, sugerującym egzotyczne pochodzenie.
Gdyby jednak porównać, które aspekty były najgorsze to, mimo wszystko, wygrałoby paskudne samopoczucie. Klatka piersiowa kobiety nieustannie dawała wrażenie zaciśniętej i przez to porównanie, psychika zaczęła odbierać oddech, wskutek czego Camila majaczyła. Całe jej ciało łaknęło obecności Lauren, ale przez niemożność zbliżenia się do niej Alfa zaczęła obwiniać się nawet o wtargnięcie do życia szatynki. Mogła nie próbować wparowywać do niego w tak nagły sposób, podając się od samego początku za zwierzę tylko mogła obrać inną drogę. Jakąkolwiek, ale przynajmniej bardziej cywilizowaną. Podobnie klęła na dalsze poczynania aż do momentu przerwania kontaktu między nimi. Zdecydowanie za mocno napierała, aby Lauren zrozumiała, co to oznacza być partnerami. Za bardzo chciała załatwić formalności, rzucając multum informacji na raz, a to spowodowało niejednokrotne wycofanie się przez kobietę. Już wtedy powinna wiedzieć, że trzeba przystopować. Jednak gdzieś w tyle głowy miała niewinną, wręcz nie do wychwycenia myśl, że im szybciej dowie się o wszystkim tym lepiej.
Tym szybciej będzie mogła z nią być po swojemu.
A teraz?
Teraz jest skazana na marną egzystencję z wyrzutami sumienia, które będą ciążyły na barkach do ostatniego oddechu. I nie było, nie jest i nie będzie to przesadzone stwierdzenie. Nawet taka utrata partnera boli do samego końca, ponieważ z jego odejściem odchodzi pewna dobra, szczęśliwa część, która zdążyła zjawić się u konkretnego wilkołaka w momencie odnalezienia właściwej dla siebie osoby.
I co najgorsze, tego nie dało się zablokować. Nie można było wyłączyć się na taki typ bólu, który sięgał tego, co w środku oraz na zewnątrz, jak w przypadku poirytowania, zdenerwowania lub zranienia przez kogoś innego.
— Musisz jeść — głos Bety rozniósł się po spowitej w półmroku sypialni.
Oczywiście usłyszała tylko słabe mruknięcie ze strony Alfy, wskutek czego przewróciła oczami. Tuż po tym westchnęła ciężko, ewidentnie mając dość jej zachowania. Wiedziała, że ta sytuacja była przytłaczająca, oczywiście, i rozumiała to całkowicie, ale z drugiej strony Camila nie mogła katować się w taki sposób. Nie mogła udawać, że odmowa pokarmu jest dobra. Nie mogła również udawać, że jest skłócona z prysznicem i czystymi ubraniami. I nie mogła udawać, że jest bezrobotna.
— Wstawaj z tego łóżka.
Ponownie ta sama marna odpowiedź.
— Musisz się wykąpać. Zaczynasz śmierdzieć razem z tą pościelą i ubraniami. Pamiętasz jeszcze, że masz prysznic?
— Idź — szepnęła chrapliwie, zanim zaczęła kaszleć—taki był skutek nierozmawiania z nikim od dawna.
— Musisz wziąć się do porządku, naprawdę — Dinah potrząsnęła głową. — Wiem, że to przeżywasz, jednak...
— Nie wiesz.
Nieprzyjemny dreszcz przeszedł przez kręgosłup blondynki. Głos Camili był jeszcze mocniej zachrypnięty i niemal brzmiał jakby warczała, co świadczyło o tym, że jej oczy z pewnością błyszczą złotem, a pazury zaczynają się wydłużać. Beta mimowolnie zrobiła krok w tył, przełykając ciężko ślinę. Wciąż miała niemiłe wspomnienia po tym, jak Alfa ją zaatakowała, kiedy wychyliła się przed szereg z nadzieją, że zapanuje nad rozjuszonym temperamentem przyszywanej siostry.
— Wróci do ciebie.
Camila nawet nie drgnęła. Z pewnością zareagowałaby, gdyby ktoś powiedział jej imię, ale w tym przypadku nie wychyliła się agresywnym zachowaniem. Zamiast tego przymknęła powieki, zastanawiając się na nowo nad wszystkimi powodami, dla których znajduje się zaniedbana oraz zakopana w kołdrze, odrzucając od siebie najbliższą rodzinę.
Niekończące się koło.
—
Obie sylwetki podniosły się zsynchronizowane co do sekundy w górę. Ciężar uderzył w klatki piersiowe, przywołując za sobą również gorąc oraz poczucie lęku. Na tyle potężnego, aby zagubione tęczówki rozejrzały się po pokoju kolejny raz w ciągu tego tygodnia o podobnych porach nocnych. Na siłę próbowały odnaleźć punkt, który ukoiłby przejmujący strach wzięty znikąd, ale gdy nie było tak naprawdę niczego, na co można by zwrócić uwagę, obie sylwetki ponownie opadły na materac.
Teraz ten lęk przerodził się w chwilowe otępienie, wskutek czego przypatrywały się sufitowi, zanim paskudny dreszcz rozniósł się wzdłuż kręgosłupa, niosąc za sobą samotność. Powrót do tego uczucia był jeszcze bardziej uderzający, niż gdy miało się z nim do czynienia codziennie. Chwilowe przerwanie rutyny poskutkowało odmianą strachu, ponieważ nikogo nie było obok. I tak naprawdę nikt nie mógł być obok skoro zostały rozdzielone.
Camila doskonale wiedziała, że to nie minie, ponieważ już pierwszej nocy po odejściu kobiety zaczęła odczuwać skutki separacji oraz jawnego odrzucenia bez szans na powrót do tego, co mogło zapewnić jej prywatną oazę.
Lauren stopniowo zaczęła tonąć w samotności, ale początkowo ignorowała wszelkie oznaki w ciągu dnia, zapracowując się w identyczny sposób, co przed poznaniem Alfy. Dopiero od kilku dni zaczęła miewać sny, których nigdy nie mogła spamiętać, a które spędzały sen z powiek i doprowadzały ją do stanu kurczowego wtulenia się w kołdrę oraz poduszkę z ciążącym uczuciem w piersi, wskutek czego każdego dnia postanawiała zostawać jeszcze dłużej zostawać w racy, aby przechytrzyć i zmęczyć organizm. Jednak takie podejście również nie zdało próby.
—
Lauren ponownie owinęła palcami kubek z parującą kawą i powoli uniosła go do ust, spoglądając na brunetkę siedzącą naprzeciwko niej. Drugą dłonią potarła wciąż zaspane oczy, zanim spomiędzy warg wydostało się drobne ziewnięcie.
— Może powinnaś z nią porozmawiać? — Zasugerowała w końcu, przerywając ciszę, która trwała od ładnych paru minut.
— Nie po to zerwałam kontakt, Ally.
— Tak, ale... — Urwała na moment z zamyśloną miną. — Ale może miesza ci w głowie, czy coś? Skąd możesz mieć pewność?
— To nie to — mruknęła przed wzięciem kolejnego łyka kawy, która i tak nie pomoże w taki sposób, w jaki by chciała.
— A co takiego?
— Nie wiem.
— Może z nią porozmawiaj?
— O czym? Mam od tak wparować i powiedzieć, że spać po nocach nie mogę i ma mi to wytłumaczyć? To brzmi niedorzecznie.
— Wiele rzeczy brzmiało dla ciebie niedorzecznie, zanim jej nie poznałaś, ale mimo wszystko trochę się pozmieniało nawet w tak krótkim czasie.
— To nie jest takie proste pójść i sobie porozmawiać. Zwłaszcza po tym, co... — Potrząsnęła głową. — Nieważne.
— Po czym? — Allyson uniosła brwi. — I tak nie masz komu innemu tego powiedzieć, Lauren.
— Zasugerowałam jej, że mogłaby kogoś skrzywdzić. Nie ograniczając się do zwykłego pobicia — powiedziała powoli, zanim spuściła wzrok na blat. — A potem wyszłam.
Przez moment nastała cisza. Lauren nie odważyła się spojrzeć na przyjaciółkę. Po tym, co przeszła wcześniej nie powinna w ogóle otwierać ust, ale słowo się rzekło i wypadało dopowiedzieć resztę historii. To był jeden z tych elementów, które nie określało się mało istotnym detalem.
— Jak zareagowała?
Zaskoczone, zielone tęczówki napotkały brązowe, a dłoń zacisnęła się bardziej wokół białego kubka.
— Zaprzeczyła.
— A ty?
— Niedługo po tym wyszłam. Powiedziałam, że nie czuję się bezpiecznie nawet we własnym domu po tym, jak Mateo do niego przyszedł, o czym już wiesz.
— Pominęłaś przy naszej rozmowie istotny fakt.
— Yeah... — Zacisnęła lekko usta. — Nie mogę od tak zadzwonić z tego powodu i żalić się, że nie mogę spać, bo tak naprawdę... Tak naprawdę to może być zwykła rzecz. Może jakieś wyrzuty sumienia. Nic więcej.
— A nie masz możliwości, żeby porozmawiać z kimś innym, jeśli nie bezpośrednio z Camilą?
Lauren wzięła kolejny łyk kawy.
— Nie, raczej... — Umilkła na kilka sekund. — W zasadzie mam do kogo z tym zadzwonić.
— To tak zrób.
— Nie wiem, czy wypada, tak naprawdę.
— A rozmawiałaś z nią ostatnio?
— Tak, to ta Normani, o której ci mówiłam.
— Mówiłaś, że proponowała pomoc w razie pytań.
— Niby tak, ale to mogło być takie gadanie.
— To twoja decyzja, ale raczej ci się nie polepszy — Hernandez wskazała na nią łagodnym gestem dłoni. — Wyglądasz, jakbyś była poważnie chora, a nie zmęczona z braku snu.
— To będzie dziwne. Mam zadzwonić do niej od tak i powiedzieć: "Cześć. Nie mogę spać po nocach, czy to ma coś wspólnego z Camilą? Muszę wiedzieć, bo niedługo będę chodzącym trupem"?
— Idąc tym tropem, czy to nie ty przypadkiem przygarnęłaś do siebie "psa", na którego mówiłaś "wilczek", który tak naprawdę się okazał wilkołakiem, czyli końcem końców w połowie człowiekiem, wskutek czego nocowała u ciebie obca kobieta, której, jak się okazało, jesteś partnerką na całe życia?
— Jaka puenta?
— Twój argument nawet nie tyka pojęcia słowa "dziwne", dziewczyno.
———
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top