②⓪

Oops.

———

Kiedy Lauren przekracza próg, w jej ciało uderza głośna muzyka. To jakaś przypadkowa, letnia piosenka, która idealnie wpasowuje się do tego, co robi postać przed nią. Głośniki są przesadnie duże, a to sprawia, że kobieta jest pewna tego, że druga nie usłyszała jej wtargnięcia ani zamknięcia drzwi. 

Zielone tęczówki wędrowały po plecach okrytych jedynie sportowym, czarnym stanikiem, przez co mogła zwrócić uwagę na dwa tatuaże wzdłuż kręgosłupa oraz zobaczyć dokładną pracę mięśni, kiedy brunetka powoli podnosiła się z niemal siadu z obciążeniem, które z pewnością było co najmniej jeszcze raz większe niż waga kobiety. Lauren nie potrafiła oderwać wzroku od niepozornie silnych ramion oraz nóg, które idealnie utrzymywały balans — nawet nie zadrżały z przeciążenia podczas żadnego z przysiadów.

I ten tyłek.

Lauren zaklęła w myślach na gapienie się, ale przecież mogła skorzystać z widoków chociaż przez chwilę, zanim rozmowa zrobi się nieprzyjemna, prawda? To nie było nic złego. Zresztą, kto wie, czy to nie ostatni raz, kiedy widzi brunetkę. Na dobrą sprawę od tego momentu może stać się wszystko.

— Cześć — powiedziała, ale jej głos nie przebił się przez dudniącą muzykę, więc po westchnięciu udała się na bok i przeszła do przodu, aby stanąć twarzą w twarz z Camilą, która miała, jak się okazało, zamknięte oczy. — Cześć — powtórzyła raz jeszcze, gdy była niemal przed Alfą.

Powieki kobiety natychmiastowo się rozchyliły, a dłonie puściły w tym samym czasie obciążenie, opierające się na jej barkach, które z głośnych hukiem opadło na specjalnie położoną matę. Lauren podskoczyła wystraszona, ponieważ nie spodziewała się takiej reakcji i dobrą chwilę zajęło jej, aby spojrzeć w tęczówki, które miały złote zabarwienie.

Patrzyły na siebie zdecydowanie za długo, ale żadna nie odwróciła wzroku, chociaż muzyka już dawno przestała grać, ponieważ Camila wyciągnęła pilot z kieszeni dresów i wcisnęła odpowiedni guzik. Mogły już swobodnie porozmawiać, jednak wolały pozostać w ciszy przed burzą, która z pewnością zadałaby kilka obrażeń. Lauren przez cały czas przyglądała się zmianę oczom, jak i całej twarzy Alfy, porównując rysy do jej brata, które były niemal identyczne. Ta sama skóra, tak samo zarysowana szczęka, podobny kształt ust oraz czubka nosa. Nawet marszczyli brwi w podobny sposób. 

— Dzień dobry — głos Camili był zachrypnięty, chociaż powiedziała to bardzo, bardzo cicho. 

— Musimy porozmawiać.

— Dobrze — kobieta otarła o siebie dłonie, które były pokryte białym proszkiem — Lauren domyśliła się, że to dla łatwiejszego utrzymania metalowej rurki niż przy spoconych rękach.

— Chciałam dowiedzieć się kilku rzeczy.

— Słucham — Alfa sięgnęła po niewielki ręcznik, aby przetrzeć nim twarz, szyję i chociaż odrobinę ramiona z dłońmi.

— Czego najbardziej żałujesz? 

Camila zmarszczyła brwi. Tego się nie spodziewała.

— Nie sądziłam, że o coś takiego zapytasz — przyznała. — Myślę, że... — Urwała na moment. — Najbardziej żałuję, że pozwoliłam, aby władza poróżniła mnie z bratem oraz tego, że ten problem dotknął ciebie, chociaż nic złego nie zrobiłaś.

— Zrobiłaś kiedyś coś, czego nie możesz sobie wybaczyć?

— Tylko to, co powiedziałam przed chwilą.

— A czy... — Chrząknęła cicho i strzeliła kostkami z nerwów. — Skrzywdziłaś kiedyś kogoś?

Coś w tym pytaniu nie pasowało brunetce. Cała postawa Lauren była nie taka, jak zawsze. Fakt, sprawy się skomplikowały, ale nie do tego stopnia, aby wypytywała o takie rzeczy. Camila zaczęła obawiać się, że kobieta dodała sobie zbyt wiele niepotwierdzonych domysłów i wykreowała w głowie nowy wizerunek Alfy, gdzie jest kompletnym przeciwieństwem troskliwej, kulturalnej, przyjaznej i kochającej osoby.

— Tak. Skrzywdziłam. Kilka razy, uderzając kogoś w twarz, kiedy była taka konieczność i w inny sposób nie mogłam dotrzeć do tej osoby — odłożyła ręcznik na poprzednie miejsce. — Ale nigdy nie zrobiłam, nie robię i nie zamierzam robić komukolwiek takiej krzywdy, o której naprawdę myślałaś — dodała, robiąc krok w przód, na co Lauren natychmiastowo się cofnęła. — Możesz powiedzieć mi, co zmieniło twoje zdanie o mnie?

— To nie...

— Boisz się mnie.

Camila postanowiła nie robić kolejnego kroku w przód, aby nie pogorszyć obecnej sytuacji, która była kompletnie niespodziewana. Szło im tak dobrze, zanim pojawił się Mateo. Lauren nie bała się jej, ponieważ wszystko było tłumaczone na bieżąco i kiedy brunetka myślała, że zmierzają w dobrym kierunku i mogłyby chociaż być przyjaciółkami to wszystko szlag trafił.

— Co się stało? — Zapytała delikatnie, spuszczając spojrzenie na stopy. — Zrobiłam coś złego, czy... O co chodzi?

— Wciąż cię nie znam.

— Ale wcześniej nie sugerowałaś, że mogłabym kogoś zabić.

Ciało Lauren całkowicie się napięło, co w mniemaniu Camili wyglądało, jakby bała się, że teraz Alfa zrobi jej krzywdę. Nie rozumiała tej zmiany w kobiecie. Nie wiedziała, gdzie popełniła błąd, aby ta myślała, że kiedykolwiek mogłaby wyrządzić jakąś szkodę. Przecież kobieta tak naprawdę nie tknęłaby źle palcem szatynki.

— Lauren, powiedz mi, proszę, co się zmieniło — postawiła na miękki ton, przybliżając się o dwa kolejne kroki, ale podczas podniesienia nogi do zrobienia jeszcze jednego, ciepła dłoń, która została przytknięta do mostka ją powstrzymała. — Nigdy bym cię nie skrzywdziła.

— A innych?

— Nie w ten sposób — pokręciła głową, opuszczając z rezygnacją ramiona. — Proszę, powiedz mi, czy zrobiłam coś źle. Nie wiem, skąd te sugestie, ale naprawdę... Nie jestem — przełknęła cicho ślinę. — Nie jestem potworem. 

— Twój brat znowu przyszedł do mojego domu.

Tęczówki Camili błysnęły złotem.

— Zdałam sobie sprawę z tego, że nie znam go tak samo, jak ciebie i to nie... Nie mogę być wplątywana w jakieś spory, przez które mogę być najbardziej poszkodowana — kobieta mogła wyczuć, jak bardzo palce Lauren drżały. — Muszę chronić również siebie, a takie wizyty nie wzbudzają we mnie poczucia bezpieczeństwa nawet we własnym domu.

— Zajmę się tym — szepnęła jedynie. — Zrobił ci coś? Dotknął cię? Powiedział o tobie coś złego?

— Nie — potrząsnęła głową. — Ale zdaję sobie sprawę, że wymyka ci się to spod kontroli, więc czas, aby się odciąć, Camila.

— Odciąć?

Alfa zacisnęła na chwilę powieki i dla Lauren wyglądało to tak, jakby powstrzymywała się przed wybuchem złości, ale w rzeczywistości brunetka hamowała łzy oraz próbowała przywołać gulę w gardle do porządku, ponieważ z nią nie będzie w stanie niczego normalnie powiedzieć. To była tak znacząca różnica odbioru, która dopiero w takiej chwili wskazywała niebywale ogromną różnicę między nimi — potężną zapaść, której nie dało się przeskoczyć.

— Nie mogę wierzyć tylko dobrze dobranym słowom — powiedziała niepewnie, bojąc się, jaka reakcja nastąpi ze strony Alfy, ponieważ czuła pod ręką, jak bardzo przyśpieszył jej oddech. — Nie radzisz sobie z tym, a ja po raz kolejny jestem straszona w taki sposób i...

— Gro-groził ci?

Nie odpowiedziała.

— Zajmę się tym, przysięgam. Nawet dzisiaj. Muszę znaleźć tylko a-adres...

— Wyślę ci go — mruknęła. — Wprowadzałam jego dane jeszcze raz, więc mam ten przeklęty adres. Dam ci go i na tym koniec. Nie potrzebuję takiego życia.

Chciałam dać ci lepsze życie.

— Dobrze — odpowiedziała na jednym wydechu, zaciskając usta. — Do-dobrze. J-ja... — Przez moment jej głos się załamał, więc ponownie spuściła głowę. — Nie będę cię nachodzić — dodała po dłuższej chwili z ogromnym trudem. — Je-jeśli będziesz czegoś potrzebowała t-to zawsze, umm, po-pomogę — przygryzła nerwowo wargę. — Nie będę się do ciebie zbliżać — podkreśliła pośpiesznie na koniec, pociągając niepotrzebnie nosem, ponieważ dało to do zrozumienia Lauren, że coś jest nie tak.

— Uhm... — Kobieta powoli zabrała dłoń z opalonego mostka, przerywając ostatnią formę kontaktu między nimi poza SMS-em, którego wyśle z adresem, gdzie mieszka Mateo. — Przepraszam, Camila, ale... — Urwała, bo nie wiedziała, co powinna powiedzieć.

— Rozumiem — brunetka zbyt energicznie potrząsnęła głową, wciąż spoglądając w dół. — Ro-rozumiem...

— Pójdę już.

Alfa chciała zrobić krok razem z Lauren, aby ją odprowadzić, jednak nawet tego nie mogła już zrobić.

— Znam drogę do drzwi.

Camila poczekała cierpliwie aż silnik samochodu był ledwie słyszalny dla jej wilczego słuchu. Przez cały czas pozostawała w tej samej pozycji z taką różnicą, że po zamknięciu frontowych drzwi, jej policzki zaczęły robić się mokre, chociaż żadne słowo albo dźwięk nie wydostało się spomiędzy ust. Stała tam ze spuszczoną głową, zalewając coraz bardziej łzami podłogę oraz własne buty, wciąż walcząc z gulą, która rosła z każdą sekundą, odbierając jej oddech.

Płuca Alfy paliły, kiedy przetrąciła po raz pierwszy szafkę, na której były poustawiane mniejsze hantle na dwie dłonie. Następnie wywróciła miejsce, gdzie mogła podnosić na leżąco większe ciężary, a na sam koniec przebiła kilka piłek, które były w dużym koszu, ponieważ zbyt mocno i szybko je kopnęła, sprawiając, że niemal wywróciła się, gdy jej stopy ugrzęzły w środku.

Zaalarmowana hałasem Ariana otworzyła na oścież drzwi do siłowni, ale jedno spojrzenie w dzikie, złote tęczówki Camili odebrało jej mowę. Nie śmiała się odezwać, ponieważ pierwszy raz widziała ją w tej krasie — wściekłą, smutną i zapłakaną jednocześnie. Nie miała słów na tę sytuację, dlatego natychmiastowo odsunęła się na bok, kiedy Alfa przeszła do holu, a następnie skierowała się po schodach na górę. Jedyne, co Ariana mogła zrobić w tej chwili to skontaktować się z Betą, która mogła bardziej skutecznie załagodzić sytuację.

Głośne trzaśnięcie drzwiami od sypialni Camili zaalarmowało nawet Zayna, który miał pokój prawie na końcu korytarza. Wyszedł na niego, oczywiście, i spojrzał na drobną brunetkę, która dopiero wspięła się na szczyt. Grande pokiwała z rezygnacją głową, nie potrafiąc ubrać w słowa tego, co zobaczyła.

W międzyczasie Alfa zdążyła uderzyć w biurko, roztrzaskując je na pół, razem z laptopem, który się na nim znajdował. Takie szkody nie wystarczyły. Krew w jej żyłach niemal się gotowała, a opuszki palców pragnęły zmniejszyć psychiczny ból, który szargał każdy nerw. Wolała wyżyć się na czymkolwiek byleby skupić uwagę na tym, jak będą wyglądały jej paznokcie, palce, knykcie, a nawet kolana byleby nie myśleć o tym, że już więcej nie zobaczy Lauren.

Głośne warknięcie wydostało się z Camili, przebijając na chwilę gulę, która zatykała gardło, kiedy zdała sobie sprawę, że przestaje mieć rzeczy pod rękoma do zniszczenia. Rozbieganym spojrzeniem wędrowała po sypialni, szukając czegoś, co mogłaby roztrzaskać na tyle, aby przy okazji zrobić sobie krzywdę. Nie mogła jak głupia uderzać w ściany, ponieważ mogłaby zniszczyć dom, gdyby cokolwiek się zawaliło.

— Camila, co do cholery?!

Dinah wbiegła do sypialni z poczerwieniałymi policzkami, niemal wyważając drzwi. Ich spojrzenia się spotkały, ale Beta w żaden sposób nie ugięła się pod złotymi tęczówkami tylko pokazała swoje — srebrne — nie ukazując strachu. Alfa ponownie warknęła, jednak nie podeszła do niej i nie odezwała się tylko wróciła do szukania czegokolwiek do zniszczenia. Dinah zrozumiała, co chce zrobić i czym prędzej pojawiła się przed nią, łapiąc mocno za ramiona, a to z kolei rozjuszyło nerwy Camili. Teraz miała przed sobą żywy cel, chociaż próbowała powstrzymywać się do ostatniej sekundy przed podniesieniem na nią ręki.

— Co jest? — Blondynka mocno chwyciła szczękę Alfy, aby ta spojrzała normalnie w jej oczy i cokolwiek wyjaśniła, jednakże ta próba skończyła się porażką. — Karla, co się dzieje?

— Wyjdź — wychrypiała, kiedy poczuła, jak jej paznokcie przestają wyglądać na ludzkie tylko zwierzęce.

— Nie, dopóki nie powiesz mi, co się stało. Nie możesz od tak demolować siłowni i własnej sypialni, bo jesteś zła, do cholery.

— Wyjdź — przesunęła językiem po odrobinę wydłużonych kłach, gdy dłonie zaczęły drżeć, zachęcając do dalszego siania spustoszenia.

— Nie, bo...

Głośne piśnięcie wydało się z gardła Bety, które przywołało do sypialni Zayna, Arianę oraz Normani, którzy zaalarmowani dźwiękiem wtargnęli bez mrugnięcia okiem. Natychmiastowo zobaczyli powiększającą się czerwoną plamę na lewym boku DJ dokładnie w miejscu, gdzie wciąż były wbite pazury Camili, która nie złagodniała nawet po zaatakowaniu własnej siostry. Jej oczy wciąż były dzikie, wciąż szalały i wciąż łaknęły ukojenia psychicznego bólu, który rozdzierał ją od środka. Przez ten stan nie zdawała sobie sprawy, że na myśl o tym, co stało się kilka minut temu wbiła jeszcze mocniej pazury, przysparzając Becie pewność o pozostaniu blizn. Dopiero Zayn oraz Ariana byli w stanie odepchnąć się do najbliższej ściany, ponieważ tak bardzo się opierała. 

W przeciągu paru sekund nikogo więcej nie było w sypialni oprócz Camili z jej własnym odbiciem oraz ciężkim oddechem. Trzaśnięcie drzwiami okazało się ostatnim dźwiękiem, który usłyszała po tej czwórce. 

Początkowo Alfa przyglądała się prawej dłoni, która tak bezlitośnie wbiła się pod skórę własnej Bety, ale nie czuła w żaden sposób żalu. Patrzyła na krew z fascynacją, dopóki nie uniosła spojrzenia, patrząc na lustrzaną część ogromnej szafy. Napotkała własne wyostrzone rysy twarzy, niemal bordową ciecz spływającą na dywan oraz zdradliwe złote oczy. 

Tym razem poczuła niesmak. A wręcz obrzydzenie.

Wyrwała lampę, która była podłączona do kontaktu i stała po jej lewej stronie na szafce nocnej i rzuciła nią w jedną część lustra, roztrzaskując je na milion kawałków.

— Bestia — warknęła, po czym przesunęła się o dwa kroki w prawo, aby spojrzeć na pozostałości odbicia.

Teraz z rozpędu zniszczyła środkową część prawą pięścią.

— Bydle — powtórzyła słowa Allyson, ruszając z ciężkim oddechem na kraniec lustra.

Przyjrzała się z bliska widocznym kłom, ponieważ miała znacznie rozchylone usta, przez które ciężko oddychała. Jej spojrzenie wędrowało po widocznych pazurach raz jeszcze, a na sam koniec napotkała złote tęczówki. Wykrzywiła wargi w grymasie, stwierdzając, że nie zasługuje na taki kolor po tym, co zrobiła swojej Becie. Swojej siostrze.

Ostatnia część lustra została rozbita przez uderzenie głową. Krew rozbryzgała się po miejscowo gładkiej powierzchni, zanim przekręciła się, przyciskając policzek do ostrych końców, rozcinając bez żadnego przejęcia skórę.

— Potwór.

To były ostatnie słowa przed zsunięciem się po rozbitej, chropowatej powierzchni, która rozdzierała jej, w większości odkrytą, skórę, pozostawiając nie tylko drobne nacięcia, ale również głębokie rany. Jednak tego właśnie potrzebowała. Takiej formy bólu od tego, który siedział w głowie i ciążył na klatce piersiowej, sprawiając, że chciała wyrwać sobie serce i rzucić nim o ścianę ostatkami sił.

Camila nie podejrzewała wtedy, że miesięczna separacja od niedoszłej partnerki tak bardzo wyssie z niej chęci do życia.

A przecież w tamtej chwili — gdy siedziała zapłakana, opierając się o rozbite lustro — jeszcze miała krzty nadziei, że po dorwaniu Mateo Lauren może da jej drugą szansę.

———

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top