①⑦
— Skąd pomysł na odstawienie mięsa? — Zapytała Lauren, układając dwa talerze z parującą jajecznicą na wysepce kuchennej.
Znajdowały się w kuchni po spędzeniu niecałej godziny na kilku drobnych pocałunkach oraz rozmowie o wszystkim i jednocześnie niczym. Po postanowieniu, że wypadałoby wstać, szatynka użyczyła Camili dresowe spodnie w czarnym kolorze oraz koszulkę, ponieważ ubrania Alfy były mimo wszystko znoszone. W tej chwili miała dwa komplety rzeczy do odebrania od Lauren przy najbliższej okazji.
— Umm — zmarszczyła lekko brwi. — Właściwie ciężko stwierdzić. Na początku chciałam zaskoczyć osoby, które wiedzą, kim dokładnie jestem, że nie jadam mięsa i z pewnością ich nie pogryzę — potarła brodę palcami. — Takie miałam przekonanie w wieku osiemnastu lat. Później spodobało mi się wyliczanie sobie kalorii, robienie czegoś nowego każdego tygodnia i dowiadywanie się, jakie produkty powinnam spożywać oraz w jakich ilościach, aby mieć dobrą sylwetkę, która będzie bardzo wytrzymała, ale nie zacznie rzucać się w oczy. Bardziej skupiłam się na ćwiczeniu po zostaniu Alfą, co bardziej skłoniło mnie do szukania coraz więcej informacji o wyważonych dietach, czy zamiennikach mięsa na takie, które wciąż będą dostarczały organizmowi odpowiednie składniki mineralne.
— Ale mimo to nie odcięłaś się od produktów pochodzenia zwierzęcego — wskazała widelcem na jajecznicę.
— Uznałam, że musiałabym mieć naprawdę zbilansowaną dietę i potrzebowałabym więcej czasu, aby się z nią zapoznać, którego nie mam zawsze dużo. Oprócz tego nie chciałam odmawiać sobie dosłownie wszystkiego. Stwierdziłam, że tak radykalna zmiana mogłaby zaowocować złymi konsekwencjami.
— To kolejna nowa rzecz, której się o tobie dowiedziałam — Lauren posłała kobiecie siedzącej naprzeciwko mały uśmiech. — Z takich prostych, wręcz podstawowych rzeczy, a nie, uhm, nadnaturalnych.
— Cóż, bardziej skupiłam się na przedstawieniu trudniejszej strony. Jako człowiek jestem dość...nudna, tak mi się wydaje.
— Niewiele o tobie wiem z tej strony. Tylko tyle, ile masz lat, gdzie mieszkasz i że masz firmę — stwierdziła.
— A jest coś, co chciałabyś wiedzieć?
Lauren zamyśliła się, mrużąc delikatnie oczy. Zastanawiała się nad jakimś prostym pytaniem, jedząc kilka razy z rzędu przygotowaną jajecznicę. Na dobrą sprawę mogła zapytać o wszystko, ale chciała poznać Camilę również z tej młodszej strony.
— Jaka byłaś w szkole? Albo na studiach?
— Umm — brunetka zacisnęła usta. — Byłam, umm, jak wy to nazywacie... — Powoli oblizała wargi. — Kujonem? Tak, kujonem. Wolałam poczytać książkę, czy grać na gitarze lub pianinie niż chodzić na imprezy co tydzień. Poza tym nosiłam okulary, więc to jeszcze bardziej dopełniało wizerunek tego, uhm, kujona.
— Okulary? — Lauren uniosła brwi.
— Wciąż noszę. Ale w domu — Camila ostrożnie nabrała na widelec kolejną porcję jedzenia. — Na co dzień noszę soczewki.
— Dlaczego?
— To dużo wygodniejsze, zwłaszcza, że w każdej chwili mogłabym się przemienić. Soczewki zostają w oku, pomimo tego, a okulary psułyby się za każdym razem.
— Ach... — Kiwnęła głową. — Więc grasz też na gitarze i pianinie?
— W wolnej chwili, tak. I dużo czytam. Prowadzę dość spokojne życie, kiedy nie ma takich rewelacji, jak teraz z Mateo. Wolę zająć się sobą, popróbować nowe chwyty, czy komponować inne melodie. Albo czytać, oczywiście. Gdy znajduję czas.
— Hmm — zielone tęczówki zaczęły uważniej wędrować po opalonej twarzy. — Nie jesteś nudnym człowiekiem — stwierdziła. — Masz jakieś hobby?
— To, co robię w wolnym czasie. Poza tym nic szczególnego nie robię.
— Ach, rozumiem. Cóż, to i tak interesujące. Nie każdy ma dryg, aby grać na gitarze, czy pianinie.
— Próbowałaś?
— Tak, ale chyba te instrumenty niespecjalnie za mną przepadają.
— Wszystkiego da się nauczyć. Wystarczy dobre podejście — Camila posłała jej bardzo łagodny półuśmiech. — Chciałabyś wiedzieć coś jeszcze?
— Możliwe, że nie mam cierpliwości uczyć się na własną rękę — przytaknęła. — Cóż...jest właściwie wiele rzeczy, których o tobie nie wiem, ale nawiązując do naszej rozmowy... Mówiłaś, że robisz sobie diety, ale czy jest potrawa, którą lubisz robić najbardziej?
— Hm — zmrużyła lekko oczy, gdy powoli przeżuwała jedzenie. — Mam słabość do pasty. Najchętniej jadłabym ją każdego dnia na różne sposoby, ale co za dużo to niezdrowo.
— Musiałaś znaleźć sporo przepisów z zamiennikami skoro nie jadasz mięsa.
— Właściwie to za każdym razem robię pastę trochę inaczej. Zależy, co mam pod ręką. Ale wszystkie dostarczają odpowiednią ilość potrzebnych składników mineralnych, skrobiowych oraz witaminowych, więc jest to zdrowe. I oczywiście sycące, dlatego nawet nie czuje się potrzeby zjedzenia w tym mięsa.
— Nie wiem, jak znajdujesz czas na gotowanie. Ja choćbym chciała to nigdy go nie znajdę.
— Nie sypiam dużo, zaledwie sześć lub pięć godzin, ponieważ tyle mi wystarcza, więc po powrocie z pracy nie muszę przejmować się, że następnego dnia będę zmęczona, jeśli nie położę się wcześniej spać — wytłumaczyła. — I poza tym, bardzo lubię gotować, więc łączę przyjemne z pożytecznym. Każdy, kto jest w domu prędzej czy później zje coś, co zrobię.
— Również pracujesz w firmie. Nie zostajesz w niej po godzinach?
— Czasami tak, ale nie zawsze. Przeważnie wyrabiam się ze wszystkim, ponieważ zdarza mi się odrobinę oszukiwać i pośpieszać swoje ruchy tą drugą stroną.
— Zazdroszczę wychodzenia o normalnych porach.
— Masz tendencję do zostawania dłużej, prawda?
— Umm, tak. Wcześniej nie robiło mi to różnicy, bo i tak nie miałam co robić. Spotykałam się jedynie z Allyson od czasu do czasu i... I to na tyle...
— Więc to bardziej dla zapełnienia czasu niż zarobienia więcej, tak? — Zapytała delikatnie.
— Na pieniądze nie mam co narzekać, ponieważ nie mam na co ich wydawać poza rachunkami. Wiadomo, że jeszcze na jakieś zakupy spożywcze, ale poza tym nawet nie znajduję czasu, żeby pojechać gdzieś, aby kupić rzeczy tylko dla siebie, ot tak.
— Och — brunetka oblizała lekko usta, odkładając widelec na pusty talerz. — A nie chciałabyś pojechać na zakupy w wolnym czasie? — Zapytała cicho. — Tak tylko pytam. Z ciekawości.
Wargi Lauren drgnęły w uśmiechu na widok natychmiastowo zarumienionych policzków kobiety. To był kolejny raz, kiedy bardzo szybko czuła zakłopotanie i uważała, że powiedziała coś źle, przez co sama siebie poprawiała. W pewien sposób szatynka uważała to za urocze, ale nie zamierzała tego przyznać na głos.
— Któregoś dnia pewnie tak — wzruszyła ostatecznie ramionami, aby nie wzbudzić w Alfie większego zawstydzenia. — Ale czasami po dwanaście lub trzynaście godzin, Camila.
— Dwanaście? — Uniosła zaskoczona brwi. — Trzynaście? Pracujesz, umm, za dużo... Znaczy, przepracowujesz się. To nie jest zdrowe na dłuższą metę, wiesz?
— Przynajmniej nie siedzę w domu, a za to robię coś pożytecznego. Szybciej mijają mi dni.
— Nie musisz tyle pracować — kobieta zaczęła bawić się palcami, spoglądając na nie przez cały czas, gdy to mówiła. — Mogłabyś, umm... — Przygryzła nerwowo wargę do krwi, przez co poczuła metaliczny posmak na języku. — Mogłybyśmy, umm, wyjść gdzieś, jeśli byś chciała. Od czasu do czasu. Nie codziennie. Nie chciałabym cię osaczać. I, uhm, jeśli byś chciała, oczywiście — rozszerzyła powieki w przerażeniu. — Nie, że chciała, abym cię osaczała. Tylko wyjść gdzieś. Gdzie tylko byś chciała. Jeśli zechcesz. Kiedyś... Albo, umm, nie...
Camila chwyciła się mocno za kark, wbijając w niego krótkie paznokcie, klnąc na siebie w myślach za jąkanie oraz niepełne, niekonstruktywne zdania. Po raz kolejny wyszła na ciapę, która nie potrafi normalnie porozmawiać z drugą osobą. Za każdym razem — prędzej czy później — wychodziła na niewyedukowaną kretynkę, skoro nie potrafiła odpowiednio się wyrażać, choć tak bardzo próbowała zachowywać przyzwoity ton, mówić od rzeczy i... I po prostu się nie zbłaźnić.
Ale nawet bycie normalną w ludzkiej formie jej nie wychodziło.
Czy było w ogóle coś, w czym mogłaby zabłysnąć chociaż raz?
— Camila.
Alfa niemal podskoczyła, kiedy na drugiej dłoni poczuła ciepłe palce kobiety. Natychmiastowo spojrzała w tę stronę, zastanawiając się, dlaczego ją dotknęła. Nie, żeby narzekała, ale nie spodziewała się czegoś takiego. Nawet jeśli był to tak bardzo drobny gest.
Dla niej znaczył dużo więcej — o wiele więcej niż Lauren mogła to sobie wyobrazić. Przynajmniej teraz.
— T-tak?
— Nie denerwuj się — koniuszki palców musnęły nagrzaną z zawstydzenia skórę, co sprawiło, że przyjemne dreszcze rozeszły się od tego miejsca po całej długości ramienia przez drugie oraz kark, kręgosłup, trafiając nawet do palców u stóp i czubków uszu. — Kiedy znajdę wolną chwilę to oczywiście, mogłybyśmy gdzieś razem wyjść. Miło byłoby zrobić dla odmiany coś nowego.
— Och. Dobrze — pokiwała gorączkowo głową. — Jest miejsce, do którego chciałabyś się udać? — Dopytała przed przemyśleniem. Dopiero po fakcie dotarło do niej, że mogła wyjść na zbyt natrętną.
— Nie zastanawiałam się. Jak mówiłam, żyję dość rutynowo, jeśli można określić to w ten sposób.
— Możemy zrobić cokolwiek. Znaczy, umm, pójść lub pojechać gdziekolwiek, to miałam na myśli. I kiedy zechcesz.
— Dobrze wiedzieć — ostatecznie Lauren posłała jej uśmiech z nadzieją, że ta przestanie się tak niepotrzebnie stresować. — Na pewno dam ci znać — dodała, zanim powoli zabrała dłoń.
— To... — Usta Camili pozostały rozchylone, kiedy dzwonek telefonu rozbrzmiał w kuchni. — Przepraszam — pośpiesznie wyciągnęła urządzenie z kieszeni, odrzucając połączenie od DJ. — Przepraszam — powtórzyła raz jeszcze. — Bardzo...
Alfa sapnęła cicho, gdy tym razem zadzwonił do niej Zayn. Przecież wiedzieli, że wychodzi i cokolwiek się działo to mogli zająć się tym sami. Nie byli dziećmi, mimo wszystko.
— Przepraszam — powiedziała raz jeszcze.
— Może powinnaś odebrać?
— Umm, nie. Poradzą sobie. Cokolwiek to jest.
— Mogę cię odwieźć — zaproponowała Lauren, kiedy Camila zacisnęła powieki, gdy Zayn zadzwonił drugi raz z rzędu. — Chyba sprawa jest ważna.
— Naprawdę przepraszam — tym razem mocniej nacisnęła na czerwoną ikonkę.
— Nie masz za co — kobieta posłała brunetce uśmiech. — Jak mówiłam, mogę cię odwieźć. I tak zamierzam jechać do sklepu. Poza tym, nie chcę, żebyś wracała taki kawał drogi pieszo.
— Cóż — Alfa pośpiesznie wyciszyła kolejne połączenie, po czym wyłączyła dźwięk, pozostawiając jedynie wibracje. — Zrobiłaś już dla mnie wiele, jak na dwadzieścia cztery godziny. Nie musisz mnie odwozić, naprawdę.
— To żaden kłopot — mrugnęła do niej, zanim zabrała talerze ze sztućcami i włożyła je do w połowie zapełnionej zmywarki. — Rzeczy, które są w praniu odbierzesz przy jakiejś okazji.
— Tak, tak. Oczywiście.
— Możemy ruszać nawet teraz — dodała, obmywając dłonie, a następnie wytarła je w ręcznik kuchenny. — Tylko wezmę kluczyki i torbę.
— Dobrze. Dziękuję — Camila kiwnęła wdzięcznie głową, czerwieniejąc na twarzy z — ciężko było określić — zawstydzenia lub irytacji przez ciągłe wibracje w kieszeni dresów.
Lauren sprawnie zabrała wspomniane kluczyki do samochodu z przezroczystej miski, a następnie przerzuciła skórzaną torbę przez ramię, która wisiała na wieszaku niedaleko drzwi frontowych. W międzyczasie Alfa założyła wojskowe buty, wyglądając odrobinę komicznie w tym wydaniu, ale szatynka wciąż dostrzegała nawet w takim stroju coś ujmującego.
A może za wszystkie wrażenia odpowiadała po prostu całość postaci Camili? Nie była jeszcze pewna w tej kwestii.
— Będziesz tu po raz pierwszy w normalnych warunkach — zagadnęła Lauren. — Wcześniej wiozłam cię potrąconą.
— Och. Faktycznie.
— I nie wierzę, że to mówię, ale ty potrąciłaś mój samochód. Nie ja ciebie.
— Prawda — brunetka nie mogła się powstrzymać przed drobnym zaśmianiem się, co było cudowną muzyką dla uszu Lauren. — Po fakcie wiedziałam, że to był głupi plan.
— Co cię napadło? — Zmarszczyła brwi. — Mogłyśmy spotkać się w mniej przerażających okolicznościach. Wystraszyłam się, bo myślałam, że nie przejechałam tak gwałtownie przez próg tylko przez ciebie. W całości.
— Trochę poturbowałaś mi nogę. Nic więcej.
— Wybrałaś odrobinę niebezpieczną drogę do zapoznania się.
— Wtedy to był dobry pomysł — podrapała się po czole. — Ale nie wgniotłam ci blachy.
— Tyle dobrego — Lauren zerknęła krótko na Alfę. — Ale za to połamałam ci nogę.
— Zagoiło się bez problemu.
— Wszyscy mają tendencję do szybkiej regeneracji, tak?
— Tak. Jednak jest różnica między Alfą, Betą a Omegą.
— Omegą? Kim u was jest Omega?
— Pozostali członkowie stada, którzy zostali dołączeni albo są którymiś potomkami z rzędu jakiejś Bety.
— Ach.
Przez dłuższą chwilę w samochodzie można było usłyszeć jedynie cichą muzykę puszczaną z radia. Lauren wystukiwała palcami rytm na kierownicy do piosenki Lany Del Rey, natomiast Camila próbowała skupić się na tyle, aby z takiej odległości usłyszeć, co dzieje się w jej domu. Mimowolnie zacisnęła palce na udzie, ponieważ usłyszała głosy, których nie spodziewała się kompletnie. Sytuacja z Mateo musiała do nich dotrzeć, bo poruszony głos Zayna oraz DJ wcale nie uspokajał jej nerwów.
Miała tylko nadzieję, że nic z tych prywatnych problemów nie będzie miało wpływu na rutynę Lauren.
— Hej?
Alfa niemal podskoczyła, gdy poczuł tuż nad kolanem ciepłą dłoń. Natychmiastowo spojrzała na profil kobiety, posyłając zaskoczone spojrzenie.
— Trochę odpłynęłaś — powiedziała. — Wszystko w porządku? Wyglądasz na zestresowaną.
— Mam niespodziewanych gości w domu — wyjaśniła krótko.
— Słyszysz z tak daleka?
— Umm, tak. Kiedy się skoncentruję. Byłam ciekawa.
— Więc jakbym powiedziała coś u siebie w domu to mogłabyś to usłyszeć?
— Cóż... — Podrapała się po głowie, czując, jak gorąc ogarnia jej ciało, ponieważ dłoń Lauren nadal znajdowała się na tym samym miejscu. — Bardziej krzyk. Pewnie miałybyśmy lepszy kontakt, gdybyśmy były, umm, sparowane. I wszystko oczywiście idzie również w drugą stronę. Też mogłabyś mnie usłyszeć, ale żeby znaleźć w sobie taką koncentracje potrzeba ćwiczeń. To nie takie proste. Trzeba wyłączyć się na każdy otaczający cię dźwięk i jakby...wyszukiwać tego konkretnego.
— I to tak po prostu mogę mieć? Praktycznie wszystko wskazuje na to, że nabędę jakieś szczególne zdolności po sparowaniu się z tobą, jak ty to dość łagodnie określiłaś.
— Po wielu ćwiczeniach — poprawiła. — Na koncentrację, oczywiście — dodała, ponieważ nie chciała, aby to zabrzmiało zbyt dwuznacznie.
— To wciąż w pewien sposób mnie bawi — przyznała szatynka.
— Co takiego, jeśli mogę spytać?
— To, że wszystko sprowadza się do seksu. Dosłownie. Ale wciąż próbujesz dawać mi perspektywę, że inaczej do tego podchodzicie. Pod pewnym kątem trochę mnie to bawi.
— To jest wybór, a nie konieczność — odpowiedziała cicho. — Nie zmusiłabym cię do niczego. I nie sugerowała niczego. Poruszamy ten temat tylko wtedy, kiedy o coś pytasz, a ja muszę dać ci najbardziej konstruktywną oraz pełną odpowiedź, więc czasami jest ta konieczność wspomnienia o tym aspekcie.
— Chyba nie lubisz o tym rozmawiać.
— Ciężko jest dobrać słowa, aby druga osoba nie odebrała tego jako konieczność. Dla mnie jest łatwo to zrozumieć, ale mam świadomość, że w pewnych kwestiach są duże różnice między podejściem kogoś mojego pokroju a twojego. Nie zagłębiając się oczywiście w to, kto jaki ma charakter, podejście i tak dalej. Mówiąc ogólnie.
— Zauważyłam, że mimo wszystko i tak często do tego powracamy.
— Prawdą jest, że wszystko byłoby łatwiejsze — zacisnęła lekko usta. — Ale jak mówiłam, w takim momencie brzmi to jak sugestia, a nie o to chodzi.
— Zaczynam powoli rozumieć.
— To dobrze.
— Widzisz? — Klepnęła lekko udo Alfy, po czym zostawiła na nim dłoń, czując wyraźnie twarde, spięte mięśnie. — Przez chwilę przestałaś myśleć o tym, co czeka na ciebie w domu.
— Faktycznie — drobny uśmiech wstąpił na wargi Camili. — Skupiam się tylko na tobie, kiedy rozmawiamy.
— Och, jak miło — mruknęła rozbawiona.
— To okazanie szacunku — ton kobiety był zadziwiająco poważny. — Ale również zaczynam na nowo rozumieć, że w tych czasach nie przywiązuje się uwagi do swojego rozmówcy.
— W takim razie obie czegoś się uczymy.
— Dokładnie. Coś za coś.
— Mamy układ.
— Hmm. Można tak powiedzieć — Camila rozejrzała się po osiedlu, gdy Lauren zatrzymała auto i zaciągnęła hamulec ręczny. — Och, jesteśmy.
— Czas w wyborowym towarzystwie leci bardzo szybko — zażartowała, ale Alfa wzięła te słowa na poważnie.
— To prawda. Niestety. Wielka szkoda — szepnęła.
Szatynka postanowiła tego nie komentować. Lubiła słuchać takich niecodziennych odpowiedzi, jakby Camila nie wyłapywała jej humoru, czy dwuznacznego kontekstu. W pewnym stopniu uważała, że jest to ujmujące, jak i niebywale intrygujące. Zastanawiała się, czy taka po prostu była, czy to długoletni pobyt w samotności tak bardzo ją odmienił. Może kiedyś reagowała inaczej? A może była duszą towarzystwa? Miała tak wiele pytań, ale wiedziała, że na razie nie wypada zadawać ich na głos, więc mogła jedynie snuć domysły.
— Więc słyszysz teraz wszystko, co tam się dzieje, tak?
— Dokładnie. I oni również nas słyszą, co by mnie nie zaskoczyło, ponieważ są bardzo wścibscy — kiwnęła głową, zerkając na twarz Lauren. — Na pewno usłyszeli samochód oraz wyczuli twoją obecność.
— Wyczuli?
— Zapach. Tak.
— Och — uniosła brwi. — Jak dobrze ich słyszysz?
— Spójrz dyskretnie w stronę okna na parterze po lewej stronie. Tam, gdzie jest salon, w którym siedziałyśmy podczas pierwszego spotkania, a ja napiszę ci coś w notatce na swoim telefonie bez patrzenia.
— W porządku.
Lauren tym razem zmarszczyła brwi, ale ostatecznie wyprostowała się, spoglądając kątem oka w podanym kierunku i jednocześnie od czasu do czasu przyglądała się temu, co pisze Camila. Nie minęła chwila, a jasne zasłony zostały bardziej rozsunięte i nawet z takiej odległości kobieta mogła ujrzeć charakterystyczne blond włosy. To była Dinah. Patrzyła centralne na samochód, ale odległość była zbyt duża dla Lauren, żeby mogła stwierdzić, czy Beta zdaje sobie sprawę z tego, że jest obserwowana.
— Skończyłam — odezwała się Alfa, kiedy Dinah ponownie zasunęła materiał i zniknęła z pola widzenia. — Słyszałam wszystkie jej ruchy.
Lauren niepewnie wzięła telefon Camili do rąk, zaczynając przesuwać spojrzeniem po kolejnych linijkach tekstu w notatce.
Stoi w korytarzu przy drzwiach i rozmawia z Normani. Myślała, że zaraz przyjdę, ale się zniecierpliwiła, więc przeszła do salonu. Zignorowała Mani, która powiedziała, że nie ma podchodzić do okna. Klepnęła DJ w plecy, zanim rozsunęła zasłony — tą po naszej prawej znacznie mocniej niż tą po lewej, urywając przy okazji jedno z zapięć. Przeklęła i powiedziała Normani, że twój samochód stoi po drugiej stronie ulicy. Skomentowała również, że zaraz tu przyjdzie, jeśli się nie pośpieszę. Normani znowu ją klepnęła, więc zasunęła zasłony, ale nie do końca, ponieważ zatrzaski nie uderzyły u siebie, co znaczyłoby, że zrobiła to dokładnie. Odeszła z powrotem do holu, znowu klnąc.
— Nie wiem, co powiedzieć — stwierdziła szeptem szatynka. — Nie mogłam zobaczyć z tej odległości, czy coś mówiła, ale nie podglądałaś, więc wierzę na słowo.
— Czasami taka umiejętność jest przydatna. Gorzej, jeśli ktoś narusza prywatność. Dlatego byliśmy zmuszeni dać do sypialni i łazienek dźwiękoszczelne drzwi, okna oraz zbudować takie ściany z jakimiś nakładkami. Nie znam się na tym, więc ciężko mi to określić.
— Domyślam się, że to musi być męczące, gdy każdy może usłyszeć najdrobniejszy ruch.
— Przeważnie nie słuchamy się ot tak, ponieważ to nie ma sensu. Każdy jest zajęty sobą, ale w chwilach takich, jak ta, gdy podjechałyśmy tutaj i rozmawiamy to bywa to... Dość niestosowne, ponieważ wszystkie słowa są wyłapywane przez osoby trzecie.
— Nie da się od tego odciąć w żaden sposób? Poza dźwiękoszczelnymi środkami.
— Cóż... Dałoby się warknięciem z mojej strony — wzruszyła lekko ramionami. — Ale nie robię tego. Przeważnie jestem spokojna i przywykłam.
— Hmm — Lauren oddała telefon Camili. — Chyba naprawdę na ciebie czekają — powiedziała cicho, skubiąc nitkę wystającą przy szwie spodni na udzie. — Powinnaś do nich iść, zanim Dinah naprawdę się pofatyguje.
Alfa jedynie westchnęła.
— Wiem... — Kiwnęła głową. — Będę wysyłać albo ją, albo Arianę, albo Zayna, żeby czuwali niedaleko domu. Nie będą podchodzić ani się narzucać. Nawet nie będziesz wiedziała, że są.
— Chyba lepiej przystać na takie rozwiązanie niż mieć do czynienia z twoim bratem tak znienacka.
— Nie zbliży się do ciebie — zapewniła. — Jeśli coś by się działo to poinformuj mnie, dobrze?
— W porządku.
— W porządku — powtórzyła, pocierając uda. — Dziękuję za, umm, pomoc. Opatrzenie. I ubrania. I śniadanie. Umm, i podwiezienie.
— Nie ma za co — Lauren zaśmiała się lekko. — Kiedy przyszłaś rany wyglądały okropnie.
— Nie musiałaś się tym zajmować.
— Miałabym cię na sumieniu — wzruszyła ramionami. — Dobra, leć już, bo mam wrażenie, że Dinah jest gotowa wyjść w każdej chwili — dodała lekkim tonem, klepiąc lekko udo kobiety.
— Jesteśmy w kontakcie? — Głos Camili był niepewny i zamiast powiedzieć to twierdząco, to wyszło jej pytanie.
— Oczywiście.
Serce Alfy zabiło mocniej, kiedy miękkie usta musnęły jej lewy policzek — dokładniej mówiąc kość policzkową. Na sam koniec Lauren przesunęła palcami po opalonej skórze, zanim cofnęła się na swoje miejsce, a Camila musiała opuścić samochód, żeby nie doszło do niezręcznej atmosfery na drżących nogach. Przygryzła mocno wargę, aby nie zrobić żadnej głupiej miny, gdy pomachała do kobiety podczas mijania samochodu i przechodzenia na drugą stronę.
Tym razem to Lauren czekała aż Camila zniknie z pola widzenia.
———
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top