①⑥
"Z tobą czuję się bezpieczniej" — Camila nieustannie powtarzała sobie to zdanie w głowie, wciąż nie dowierzając. Oczywiście nie skomentowała tego w żaden sposób tylko obiecała faktycznie zostać. Nie chciała zastanawiać się, czy to przez coraz bardziej nabywane zaufanie, czy może obecność Mateo w mieście. Nie zamierzała wybudzać się nawet z tak chwilowej iluzji. Chciała czerpać jak najwięcej z tego momentu, ponieważ przyszłość z Lauren mogła wcale nie być właśnie z nią. Między nimi nadal dochodziło do nieporozumień oraz komplikacji, przez co Alfa nie była w stanie uwierzyć, że przyszłość mogłaby związać na dłużej właśnie z tą kobietą. Oczywiście, że chciała. Wręcz o tym marzyła.
Ale nie zamierzała zmuszać jej do poczucia tego czegoś.
Camila ponownie zamknęła powieki, przestając patrzeć w biały sufit. Wzięła duży drżący wdech, dostarczając sobie przyjemne dreszcze na ciągły zapach kokosu oraz charakterystycznej, trudnej do określenia woni ciała Lauren, która spała spokojnie obok. Nadal nie była w stanie uwierzyć, że szatynka nie kazała jej spać w jakimś pokoju gościnnym lub w salonie na kanapie — dom był na tyle duży, aby rozważyć którąś z tych opcji.
Jednak pomimo tego Lauren zdecydowała, że Camila będzie spała z nią w jednej sypialni.
Alfa powoli uniosła powieki. Spojrzała jeszcze raz na spokojną twarz kobiety. Długie rzęsy rzucały drobny cień na policzki, które były gdzieniegdzie upstrzone słodkimi, drobnymi piegami. Gęste brwi od czasu do czasu marszczyły się, co świadczyło, że szatynka o czymś śni. Jej delikatnie różowe usta były szczelnie zamknięte oraz lekko wysunięte w przód, a to nadawało całej śpiącej formie ujmującego akcentu, który przykuwał uwagę Camili za każdym razem, gdy zdążyła postanowić sobie, że za moment położy się spać.
Westchnęła cicho, wtapiając mocniej tył głowy w miękką poduszkę. Najchętniej wtuliłaby się w ciepłe, pachnące ciało Lauren, ale wiedziała, że nie może. Nawet jeśli spała i nie byłaby tego nieświadoma. Potarła nawet palce o siebie, aby chociaż w taki sposób odreagować chęć dotknięcia chociaż włosów swojej niedoszłej partnerki. Tuż po tym wypuściła drżący oddech i wmówiła sobie, że słuchanie — dokładne słuchanie przy pomocy wilczej strony — spokojnego bicia serca Lauren utuli ją do snu.
Nie pomyliła się.
—
Lauren obudziła się zaskakująco wyspana. Było jej nad wyraz wygodnie oraz ciepło. Na tyle, że doznała chęci pozostania w łóżku przez cały dzień. Przeważnie wstawała niedługo po przebudzeniu, ale spało się tak przyjemnie, że nie mogła się oprzeć. I przez to coś jej nie pasowało.
Uchyliła odrobinę powieki i zerknęła na dłonie, która miała wysunięte odrobinę w przód. Zmarszczyła brwi na widok opalonych, długich palców, które były na trwałe splecione z jej w stanowczym a jednocześnie łagodnym uścisku. Natychmiastowo doznała kompletnego przebudzenia, wyczuwając za sobą ciało Camili.
Nie było to wrażenie, że znajdowała się blisko. Cały przód kobiety był łagodnie przyciśnięty do tyłu Lauren włącznie z nogami, które również zostały odrobinę zgięte w kolanach. Co zaskakujące, szatynce nie przeszkadzało to w żadnym stopniu. Jakby tego było mało — była pod wrażeniem, jak ciało Camili idealnie wpasowywało się w jej, otulając całkowicie ciepłem, tym słodkim oraz przyciągającym zapachem, a oprócz tego dawało wrażenie komfortu i bezpieczeństwa.
Lauren zamrugała kilkukrotnie na wspomnienie tych dwóch słów.
Komfort i bezpieczeństwo.
Nie zdarzyło się jeszcze, aby ktokolwiek, kto znajdował się przy jej boku na dłużej czy krócej wzbudzał właśnie takie odczucia. Z tego, właściwie, szoku ścisnęło ją w gardle, ponieważ udowadniało to jedynie, jak bardzo samotna była. Niby przyznawała przed sobą — a przynajmniej wmawiała, że przyznaje to otwarcie — że czuje się dobrze będąc sama, ale tak naprawdę wciąż gdzieś w głębi umysłu zastanawiała się, kiedy nadejdzie moment stabilizacji, zamiast brnięcie w nad wyraz krótkie znajomości byleby na chwilę zapełnić pustkę odzywającą się coraz częściej.
Lauren zamknęła powieki.
Nawet jeśli to będzie tylko kilka minut — zamierzała wykorzystać każdą z nich, aby dać sobie złudne wrażenie, że nie będzie sama. Nie tylko, że nie jest.
Że już nigdy nie będzie.
—
Policzek Camili otarł się o coś przyjemnego w dotyku, kiedy przekręcała głowę. Z ciekawością wyciągnęła z pomrukiem jeszcze bardziej szyję, wciskając jednocześnie nos w ciepło, które emanowało słodkością oraz drobną wonią kokosu. Z jej gardła wydało się jeszcze jedno mruknięcie, gdy wciąż ledwie przytomna oplotła mocniej ramionami poduszkę.
Dobrą chwilę zajęło jej przyswojenie tego, że łóżko na którym spała nie miało tak charakterystycznie miękkiego materaca. I pościel była odrobinę inna w dotyku. To dało brunetce do myślenia na tyle, że uchyliła powieki, dostrzegając natychmiastowo, że jej własne palce są łagodnie splecione ze znacznie bledszymi, które należały tylko do jednej osoby.
Terror przeszedł przez twarz Alfy, ponieważ zdała sobie sprawę, że poważnie naruszyła przestrzeń osobistą Lauren.
Bardzo ostrożnie uniosła głowę, która — jak się okazało — opierała się o szyję kobiety, wstrzymując powietrze. Przełknęła z trudem ślinę, kiedy zrozumiała, że jedno z ramion ma pod ciałem szatynki i nie będzie w stanie go wyciągnąć bez obudzenia jej.
— Lauren? — Szepnęła. — Śpisz? — Dodała drżącym tonem, pomimo tego, jak cicho wypowiedziała to pytanie.
Lauren oczywiście zdawała sobie sprawę z tego, że Camila nie śpi. Jednak wciąż miała nadzieję, że będzie mogła utkwić w tym przyjemnym uścisku jeszcze przez moment. Było jej tak wygodnie, komfortowo oraz niesamowicie odprężająco, że nie śmiała się odezwać. Nawet nie mruknęła niczego w odpowiedzi przez tą nieprawdopodobnie prostą a jednocześnie tak intymną czynność, jak przytulenie.
Camila przez brak odpowiedzi uznała, że ta po prostu śpi. Bardzo ostrożnie oparła czoło o ramię szatynki, zastanawiając się, co powinna zrobić. Nie chciała mieć nieprzyjemności przez nieświadome zbliżenie się do niej. Naprawdę nie zamierzała nadużywać gościnności — to po prostu się stało. Ale z drugiej strony mogła się tego spodziewać. Mogła to przewidzieć, głupia. Nie musiała być przytomna, aby jej ciało lgnęło do partnerki.
— Będzie na mnie tak bardzo zła — Alfa szepnęła do siebie z kompletną bezradnością.
Lauren zmarszczyła brwi. Przez jej głowę przemknęło pytanie, czy kobieta naprawdę uważa, że mogłaby rozzłościć się o coś takiego. To przecież absurd. Nikt nie byłby zły. Zwłaszcza, że obie przespały tę noc tak spokojnie jak nigdy.
Chcąc nie chcąc postanowiła dać o sobie znać, aby Camila nie zaczęła dokładać zmartwień od samego rana.
— Nie śpię — powiedziała sennym, lekko zachrypniętym tonem, przez co musiała chwilę później odchrząknąć.
Poczuła dosłownie wszędzie — nie tylko na plecach, ale również w nogach — jak bardzo spięło się ciało brunetki na dźwięk jej głosu. Alfa ostrożnie odsunęła głowę z ramienia Lauren, po czym znacznie odchyliła ciało w tył, aby dać więcej przestrzeni, jak po wypowiedzeniu jakiejś niemej komendy.
— Przepraszam — szepnęła przejęta z zaciśniętymi powiekami.
— Za co?
— J-ja... Prze-przepraszam, n-nie wiem, kiedy przy-przysunęłam się i-i...
— Nie musisz za to przepraszać — odpowiedziała powoli Lauren, będąc po raz kolejny zdziwiona tym, jak bardzo wrażliwa potrafi być Camila, gdy chodzi o nią. Jeszcze nikt nie dawał jej takiej uwagi. Nikt nie przejmował się w ten sposób.
— N-nie chciałam cię zdener-rwować.
Szatynka zamknęła powieki z nadzieją, że Alfa nie zobaczy rumieńców wstępujących na dotąd blade policzki, gdy wysunęła powoli w tył dłoń, aby chwycić między palce ostro zarysowaną szczękę. Lauren ostrożnie musnęła palcami rozgrzaną skórę, która była niesamowicie delikatna w dotyku. Bez skazy.
— Nie zdenerwowałaś mnie — sprostowała. — Przynajmniej jest ciepło i wygodnie — dodała z nadzieją, że atmosfera nie będzie taka napięta.
— Nie zapytałam — wymamrotała pośpiesznie, wciąż nie zmieniając tonu na chociaż odrobinę mniej zmartwiony.
— O co?
— Czy mogę być bliżej. Przepraszam. Nie chciałam się narzucać.
— Camila.
— Tak?
Lauren musnęła kciukiem policzek brunetki, nim zdobyła się na odwagę i po ponownym chwyceniu jej szczęki, przysunęła całą głowę do swojej szyi, gdzie pierwotnie leżała przez większość czasu. Oczywiście Camila posłusznie oddała się dotykowi kobiety, nie mówiąc nawet słowa.
— Nie przepraszaj. To normalne, że czasami przez sen przytulimy się do kogoś.
— Ale...
— Nie przejmuj się — wcięła. — Spokojnie — pogłaskała palcami knykcie Alfy, ponieważ drugą dłoń wciąż miała splecioną z jej. — Nie jestem zła. Nic się nie stało.
— Umm...
— Zrelaksuj się. Wciąż jest wcześnie. Nie potrzebujemy dodatkowego stresu od rana.
Camila jedynie westchnęła, wciąż nie wiedząc, jak powinna leżeć — odsunąć się, przybliżyć, a może pozostać w miejscu bez ruchu?
— Jak twój bok i szyja?
Lauren postanowiła zmienić temat, aby odwrócić uwagę brunetki. Delikatnie obróciła się w jej objęciach, zwracając po raz pierwszy do równie zaspanej twarzy, która była dodatkowo oblana rumieńcami na policzkach szyi oraz, prawdopodobnie, na fragmencie mostka.
Kiedy Camila nie odpowiedziała, kobieta uniosła się na lewym przedramieniu i zerknęła na opaloną szyję, która nie była w pełni pokryta plastrami, ponieważ drobniejsze rany tego nie potrzebowały. Zmarszczyła brwi, po czym przetarła oko dłonią, bo nie dostrzegła nawet tych drobnych nacięć od pazurów.
Spojrzała na zaczerwienioną twarz Alfy, która zapewne nie udzieliłaby jej w tej chwili pomocnego wyjaśnienia. Dlatego właśnie sięgnęła do jednego z większych plastrów i powoli go odkleiła.
Nie było pod nim żadnej rany.
— Mogę zobaczyć twój bok? — Zapytała po odłożeniu na szafkę nocną zużyty plaster.
Brunetka tylko kiwnęła głową.
Lauren oblizała lekko suche wargi, zanim odsunęła się odrobinę, aby z łatwością delikatnie położyć dłoń na brzuchu kobiety. Tłumaczyła sobie, że nie chce jej odstraszyć nagłym dotykiem, chociaż tak naprawdę chciała poczuć więcej ciepła ciała Alfy. Gdy palce powoli zsuwały się do końca materiału, miała nadzieję, że mina, jaką przybrała maskuje wszelkie emocje.
Przełknęła cicho ślinę, kiedy Camila uniosła się, aby delikatna tkanina została podciągnięta wyżej, odsłaniając charakterystyczne, wyćwiczone "V" w okolicach podbrzusza; widoczne linie dzielące mięśnie na brzuchu; zarys pracujących ścięgien oraz muskulatury, gdy powoli obniżyła ciało w dolnej części żeber. Chociaż przez umysł Lauren przechodziło stado myśli odnośnie widoku przed oczami, to ostatecznie resztkami przyzwoitości sięgnęła do opatrunku i powoli się go pozbyła, odkrywając więcej opalonej skóry zamiast głęboką ranę.
— Mówiłam, że wyzdrowieję — powiedziała Alfa, kiedy szatynka ponownie odkładała na szafkę nocną zdjęty okład ochronny.
— Jak to... Jak?
— Regenerujemy się szybciej niż zwykły człowiek. Ja jeszcze bardziej przez bycie Alfą — urwała na moment. — A gdy jesteśmy przy partnerze to kwestię powrotu do zdrowia liczy się w minutach lub godzinach.
— Ale nic nie zrobiłam. Tylko odkaziłam. Poza tym nie zrobiłam niczego, żeby to mogło się goić.
Kąciki warg Camili drgnęły w uśmiechu.
— Wystarczyło, że byłaś obok.
Lauren próbowała zignorować własny komentarz w głowie, który wręcz krzyczał: "Pewnie jesteś czerwona jak pomidor". Kiwnęła ledwie widocznie na uwagę kobiety, ponownie spoglądając na zdrowy bok. Sięgnęła dłonią do niego raz jeszcze, muskając ciepłą skórę z głupim tłumaczeniem, że chce wyczuć najmniejsze draśnięcie.
Ostatnio wiele sobie wmawiała.
Pod opuszkami czuła, jak mięśnie Camili próbują się zrelaksować, ale chyba przychodziło jej to z trudem, więc nie chcąc wyjść na natrętną, odsunęła w końcu rękę. Powoli uniosła podbródek, aby spojrzeć w — teraz złote — tęczówki Alfy. Nigdy nie miała okazji, żeby przyglądać się im w tej właśnie formie, ale brunetka prawdopodobnie uznawała, że może ją to odstraszyć, ponieważ już po upływie kilku sekund zamrugała parę razy z rzędu, przywracając w ten sposób ciepły, brązowy kolor.
— Kolejna różnica między nami, hm? — Powiedziała w końcu Lauren, wywołując drgnięcie warg Camili ku górze.
— Również mogłabyś szybciej się regenerować. Zmniejszać ból. Zwiększać próg podatności na niego.
— Jednak wszystko sprowadza się do jednego.
— Tak.
Brązowe tęczówki kobiety oderwały się od zieleni i jakby speszone spojrzały na własne dłonie. Lauren wykorzystała ten moment, przyglądając się zarumienionej twarzy Alfy. To już kolejny raz, gdy widzi ją bez makijażu, ale dopiero w tej chwili mogła przypatrzeć się uważnie.
Bez problemu mogła dać Camili osiemnaście lat w tej wersji. Choć rysy twarzy miała szlachetne i pozazdrościłaby ich niejedna kobieta, a może nawet mężczyzna, ale wciąż coś w tym wszystkim krzyczało, że wygląda na jeszcze młodszą. To dawało bardzo prosty rachunek — Lauren miała dwadzieścia osiem lat, a brunetka przed nią w tej wersji wyglądała na tylko osiemnaście.
Równe dziesięć lat różnicy.
W rzeczywistości pięć.
Nasuwała się równie prosta konkluzja — Camila była za młoda, aby próbować wiązać się z kimś takim, jak Jauregui. Miała przed sobą jeszcze wiele. Może dla niektórych pięć lat to niewiele, ale gdyby patrzeć z każdej strony to można też stwierdzić, że Alfa ledwie skończyła pełnoletność w każdym stanie, a jej niedoszła partnerka zbliża się do trzydziestki.
Lauren nie mogłaby od tak odbierać jej czas, który mogła jeszcze spędzić na szukaniu sobie kogoś, popełnianiu błędów, czy uczeniu się, jak życie potrafi dopiec. Znajdowało się jeszcze wiele nawet mankamentów, przez które Camila musiała przebrnąć sama. Nieważne, kim była. Nieważne, że dojrzewała szybciej przez to, kim jest od urodzenia. Dojrzałość mentalna nie musi równać się z doświadczeniem.
— Chyba znam ten wyraz twarzy — powiedziała brunetka.
— To znaczy?
— Zawsze mówisz coś złego — zaczęła. — Zaczynasz myśleć o drobiazgach i dochodzisz do wniosku, że powinnyśmy przestać się widywać. Mylę się?
Drobne westchnięcie opuściło usta Lauren, a to jedynie potwierdziło nieodchodzące obawy Alfy.
— Cokolwiek to jest... Nie zrobię niczego, co wprawiłoby cię w zakłopotanie albo złość, albo niebezpieczeństwo — na ślepo rzucała argumentami z nadzieją, że coś w wyrazie twarzy kobiety ulegnie zmianie. — Ale jeśli zdecydujesz, abym więcej nie pojawiała się w pobliżu to uszanuję twoje zdanie i się dostosuję.
— Zawsze chodzi o to samo, Camila. Masz tylko dwadzieścia trzy lata. Po co masz marnować cenny czas przy kimś, kto niedługo dobije trzydziestkę?
Brunetka położyła się na boku ze zmarszczonymi brwiami oraz zaciśniętymi ustami w wąską linię. Przez kilka sekund wpatrywała się w twarz Lauren, jakby próbowała przetrawić te słowa na spokojnie.
— Może to dla ciebie tylko pięć lat różnicy, ale patrząc z innej perspektywy... Nie tak dawno zaczęłaś być całkowicie pełnoletnia, a ja niedługo będę miała trzydzieści lat. Poza tym, wyglądasz dużo młodziej i przez to jest wrażenie, jakby to było nawet i dziesięć lat różnicy między nami.
— Widziałaś się w lustrze? — Zapytała Camila poważnym, spokojnym tonem, dając wrażenie, że żadna z uwag Lauren wcale jej nie ruszyła.
— Tak — kobieta posłała Alfie zdezorientowane spojrzenie. — I co to ma do rzeczy?
— Nie wyglądasz na dwadzieścia osiem lat. Masz kobiecą figurę; ogromne, zielone oczy, które za każdym razem mają w sobie inne odcienie tego koloru; nie masz żadnych zmarszczek; nie masz głosu, który byłby tak bardzo zachrypnięty, że można by pomyśleć, że masz trzydzieści czy czterdzieści lat; twoja twarz ma łagodne rysy; masz nawet zdrową skórę. Nic z tego nie wskazuje na to, że masz dwadzieścia osiem lat. Jesteś tętniącą życiem kobietą, która poza wyglądem ma charyzmę, przesympatyczny charakter oraz wspaniałą osobowość.
Lauren rozchyliła usta, aby coś powiedzieć, ale nawet nie wiedziała co. Nikt nie określił jej w tak urzekających, roztapiających serce słowach. I kobieta odniosła w tym momencie wrażenie, że chyba nikt inny nie potrafiłby tego zrobić oprócz Camili. Było w niej jako osobie oraz w jej podejściu coś, co potrafiła określić jedynie słowem: "wyjątkowe".
— A bez makijażu i w normalnych, nieformalnych ubraniach wyglądasz jeszcze młodziej, jeśli chodzi ci o wygląd — brunetka zmarszczyła brwi, jakby jakaś kwestia znacząco jej nie odpowiadała. — Jesteś idealna.
Lauren wciąż nie miała pojęcia jakie słowa byłyby adekwatne do tej sytuacji. Nie potrafiła znaleźć jakiegoś komentarza we własnej głowie, ponieważ bicie serca dudniło nawet i tam. Nie wiedziała również, czy jest tak bardzo naiwna, aby wierzyć we wszystkie słowa Camili i skrycie potrzebuje tego typu uwagi, czy może ton, jakim to powiedziała był na tyle przekonywujący, że zaczęła wierzyć w autentyczność każdego słowa.
Nie mogła się zdecydować.
— Nie rozumiem dlaczego wiek ma takie znaczenie — kontynuowała brunetka. — Myślałam, że większy problem pojawi się przez to, kim jestem, a nie przez wiek. Przecież jestem dojrzała. Przynajmniej tak mi się wydawało — ponownie uniosła, tym razem, niemal błagalne spojrzenie na milczącą kobietę. — Mogę być dojrzalsza. Nawet tak, jakbym miała dwadzieścia sześć lat, o ile da się określać wiek przez ten aspekt. Czy dwadzieścia sześć lat byłoby wystarczające dla ciebie, aby nie rezygnować? — Przygryzła na moment wargę. — Co mogę zrobić, żebyś nie zostawiła mnie bez dania żadnej szansy?
Lauren chciała mentalnie uderzyć się w twarz, kiedy usłyszała pełny rozczarowania oraz smutku ton. Dotychczas Camila była spokojna, ale zawsze emanowały od niej w jakimś stopniu pozytywne emocje. Ta wersja kobiety zaskoczyła ją na tyle, że miała ochotę objąć ramionami spracowane ciało i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze i to tylko nieporozumienie.
Najbardziej przerażało w tym wszystkim szatynkę to, jak bardzo podatna na humor Alfy potrafiła być. Teraz miała dowód.
— Chyba...chyba po-powinnam pójść. Nie chcę się narzucać — to otrzeźwiło Lauren na tyle, że szybko położyła dłoń na wciąż częściowo odkrytym boku Camili.
— Przez powiedzenie, że jesteś dużo młodsza nie miałam na myśli, że musisz zmieniać się w jakimkolwiek stopniu. Chodziło mi o to, że masz przed sobą jeszcze wiele rzeczy, które powinnaś doświadczyć, a ja będąc obok mogę zacząć być kulą u nogi — Alfa rozchyliła wargi, aby coś powiedzieć, ale Lauren szybko kontynuowała. — Poza tym, mam również na uwadze to, że macie swoje tradycje i tak dalej i nawet jeśli kiedyś wyszłoby tak, że damy sobie szansę, aby cokolwiek spróbować to prędzej, czy później trzeba mieć na uwadze reakcję twoich rodziców. Nie każdy łatwo akceptuje związki homoseksualne, czy takie z osobą wytatuowaną, czy o wiele starszą lub młodszą. Jest wiele powodów dla których mogłabyś mieć nieprzyjemności.
Reakcja Camili zaskoczyła ją najbardziej — uśmiechnęła się. Tak łagodnie, mało widocznie, ale wciąż wystarczająco szeroko, żeby Lauren doskonale to zobaczyła. Zdziwiło to szatynkę nie tylko z powodu dziwnego zbiegu okoliczności na taki gest, kiedy jeszcze chwilę temu niemal błagała ją o zostanie, chociaż tak naprawdę nigdzie nie odchodziła, ale również dlatego, że kobieta nie miała zwyczaju uśmiechać się często. Przynajmniej przy Jauregui. I Lauren nigdy nie wiedziała, czy to przez stres, który odczuwa intensywniej przez swoją wilczą stronę, czy taka po prostu jest.
— Moja matka jest dziesięć lat starsza od ojca — powiedziała cicho.
— Och.
— I nieważne, co doświadczyłam, a czego jeszcze nie. Interesujesz mnie ty. Nic innego, Lauren — dodała odrobinę głośniej, owijając hiszpańskim akcentem imię kobiety, co było bardzo przyjemne dla uszu.
— Nie możesz być ode mnie zależna.
Camila westchnęła.
— Dla ciebie jest to zależność od kogoś, a dla mnie podstawowe zobowiązanie partnerowi. To również nie jest tak, że rozkazujemy sobie i druga musi pewną rzecz zrobić, czy powiedzieć. Wszystko bazuje na zaufaniu, znaniu swoich granic oraz, oczywiście, szczerości. Przez takie zobowiązanie przy drobnych rzeczach, gdy staramy się naprawdę uczestniczyć w życiu partnera pokazujemy, że nam zależy i traktujemy tę relację poważnie.
— Kiedy zaczynasz mówić o tym całym partnerstwie to czasami wszystko brzmi jak... Nie zwykły związek, ale od razu akceptowanie małżeństwa. To dużo jak na, umm, zwykłego człowieka, tak myślę.
— Nigdy bym cię do niczego nie zmusiła i nie naciskała. Każda relacja jest inna. Mówię ci ogólne informacje, starając się porównać coś, co ty znasz z tym, co jest znane mi. Oczywiście rozumiem, że jest tego wszystkiego dużo, ale każde partnerstwo jest odmienne.
— Że też trafiłaś na staruszkę...
— Nie jesteś stara. Nie dla mnie. Jesteś idealna.
Lauren zacisnęła usta.
— Przynajmniej dla kogoś — mruknęła jedynie.
— Co teraz będzie? — Szepnęła Camila, będąc tak nagle niepewna, gdy zaczesywała pasmo włosów za ucho, spoglądając tymi wielkimi, brązowymi oczami na twarz drugiej kobiety.
— Nie wiem — sięgnęła dłonią do włosów, aby zaczesać je w tył. — Zawsze coś się dzieje. Całuję cię po wypiciu za dużej ilości wina to uciekasz. Całuję cię trzeźwa to przychodzi Dinah w swojej formie wilka. Przez chwilę jest dobrze to pojawia się twój brat, który może narobić w jakimś stopniu problemów — wyliczyła. — Zawsze coś. To chyba jakieś fatum.
— Fatum?
— Że zawsze uciekasz, kiedy zdążę cię pocałować — wyjaśniła, zanim zdążyła to przemyśleć, co przyprawiło Camilę o rumieńce, a Lauren się zawstydziła.
— Niekorzystne zbiegi okoliczności — przytaknęła i ponownie uniosła się, ale tym razem w pełni do pozycji siedzącej, a następnie rozejrzała się po sypialni, pozostawiając na dłużej spojrzenie na widok za szybami. — Dzisiaj jest taki spokojny dzień.
— Cóż, jakbym cię pocałowała to pewnie zaczęłoby powstawać tysiąc problemów do rozwiązania — skomentowała kolejny raz bez przeanalizowania tego w głowie, wskutek czego miała ochotę walnąć się w czoło. Albo z liścia w policzek.
Alfa powoli odwróciła głowę w stronę Lauren, oblizując delikatnie usta. Wciągnęła odrobinę policzki z zamyśloną miną, a to przysparzało szatynce jeszcze większego wstydu, ponieważ wychodziła to ona wychodziła na tą, która się narzuca. Nie powinna była powiedzieć niczego nawiązującego do pocałunku, bo mogłoby to skomplikować sprawy. I tak nie potrafiły określić obecnej relacji — znały się, czasami widywały, ale nie były bliższymi znajomymi, czy przyjaciółkami, a w tym wszystkim pocałowały się dwa razy oraz spały ze sobą zarówno wtedy, gdy Lauren była pijana, jak i trzeźwa.
— Myślę, że to tylko zbiegi okoliczności — stwierdziła luźno Camila, jakby w ogóle nie wyłapywała żadnego kontekstu o zbliżeniu. — Fakt, przybycie Mateo zaskoczyło wszystkich, ale teraz nie pojawi się przez jakiś czas po naszej konfrontacji, więc mam kilka dni spokoju. Oczywiście zamierzam wykurzyć go na dobre, jednak wiem, że za bardzo obawia się wychylać na tę chwilę, stąd stwierdzenie o bardziej dogodnym czasie.
— Ach.
— Naprawdę nie wiem, jak na tę chwilę między nami jest — podrapała się nad brwią. — Jeśli potrzebujesz czasu to oczywiście ci go dam.
— Czasu... — Powtórzyła ciszej szatynka.
— Nie wiem też, co myślisz o tym wszystkim. Mam na myśli: mojej kulturze; mojej naturze; obecną sytuacją z Mateo... Nie wypowiadałaś się na te tematy, stąd nie wiem, jak... Jak się zachowywać. Jak do ciebie podchodzić.
— Zmagam się ze sprzecznymi uczuciami do wszystkiego, co wiem od momentu poznania się z tobą. Staram się powoli układać każdy element w głowie i próbować go sobie tłumaczyć na własny sposób albo zaakceptować, ale... Cóż, jak wspomniałam, to powolny proces i wciąż pewne rzeczy, na które reaguję dość, powiedziałabym, instynktownie bardzo mnie zaskakują, dlatego próbuję też nabrać dystansu. Nie za bardzo mi to wchodzi, więc właściwie próbuję iść za konkretną sytuacją dalej.
— Jeśli masz jakieś pytania albo chcesz porozmawiać o jakiejś kwestii to śmiało. Postaram się wytłumaczyć, w jakiś sposób przybliżyć, czy próbować wizualizować... Jakkolwiek to nazwać.
— Wizualizować... — Powtórzyła ponownie. — Hmm.
— Więc jest coś, o czym chciałabyś porozmawiać? — Dopytała łagodnym tonem, a Lauren jedynie kiwnęła.
— Powiedzmy — oblizała lekko usta. — Przybliż się, nie gryzę.
Camila chrząknęła cicho i spełniła prośbę kobiety. Oczywiście uwzględniając własne standardy, więc tak na dobrą sprawę przesunęła się trzy, czy cztery centymetry, na co szatynka chciała prychnąć śmiechem. Powstrzymała się w ostatniej chwili, potrząsając jedynie głową, po czym sama przybliżyła się do Alfy na odpowiednią odległość.
— Mam nadzieję, że to nie fatum — mruknęła cicho.
Brunetka rozchyliła usta, aby coś odpowiedzieć, jednak powstrzymała się, kiedy ciepła dłoń dotknęła jej policzka. Natychmiastowo zamknęła powieki, a twarz wyglądała po mrugnięciu okiem na o wiele bardziej zrelaksowaną. Lauren odniosła wrażenie, że Alfa próbuje uspokoić oddech, ponieważ zaczęła brać większe i pełniejsze wdechy, a powietrze wypuszczała znacznie wolniej. Domyślała się, że to ten moment, w którym zwykły dotyk jest odbierany bardziej intensywnie.
Kobieta niesamowicie delikatnie musnęła pojedynczo opaloną skórę. Była gładka, ciepła, wręcz aksamitna. Po tym geście przyjrzała się twarzy Camili i gdy nie zobaczyła żadnej złej reakcji to ponowiła ten ruch po raz kolejny, kolejny i kolejny. Tym razem nie chciała się spieszyć, aby nie odstraszyć brunetki swoją gwałtownością. Zamierzała być tak spokojna, jak ten obiecujący poranek. Dlatego właśnie nawet nie wślizgnęła się na jej uda, co mogłaby zrobić od razu i złapać ją mocniej za szczękę, a następnie pocałować. Stopniowo przysunęła się do niej, oswajając Alfę z dotykiem, który zaczął się od policzka, przeszedł przez fragment uroczego nosa, szczękę, a skończył na kilku miejscach na szyi.
— Wszystko w porządku? — Lauren starała się powiedzieć to najłagodniejszym tonem, na jaki było ją stać, co właściwie wyszło prawie jak szept.
Camila w odpowiedzi uchyliła powieki, pokazując złoto w jej tęczówkach. Tym razem nie zamrugała kilkukrotnie — co było typowym gestem, gdy chciała pozbyć się tego właśnie koloru — tylko przyjrzała się z poczerwieniałą twarzą kobiecie naprzeciwko. Bardzo powoli wędrowała po niepokrytej makijażem skórze, którą najchętniej dotknęłaby w ten sam sposób, co Lauren teraz, ale nie wiedziała, czy może. Postanowiła siedzieć cicho i pozwolić rzeczom się dziać, pocieszając się tym, jak blisko było ciało szatynki, dzięki czemu czuła jeszcze wyraźniej jego przyjemny oraz przyciągający zapach; tym, jak przyjemna w dotyku była jej skóra, chociaż mogła poczuć jedynie opuszki palców, a nie całą dłoń; tym, jak zniewalająco wyglądała, kiedy wciąż była zaspana i z potarganymi włosami, które niby niedbale zaczesała w tył, ale które tak bardzo do niej pasowały.
— Nie uciekniesz tym razem?
Camili zaschło tak bardzo w gardle, że obawiała się cokolwiek powiedzieć, więc pokiwała odpowiednio głową w najbardziej gwałtowny i jednocześnie uroczy sposób — przynajmniej zdaniem Lauren. Nie mogła się nie uśmiechnąć. Oczywiście nie było to z powodu rozbawienia, ale rozczulenia tym, jak taka niby wielka i opanowana Alfa potrafiła zachowywać się w jej towarzystwie.
— To dobrze.
Kobieta powoli przesunęła dłoń z policzka przez szyję do ramienia, po czym powoli chwyciła palcami kark brunetki, przyciągając ją łagodnym ruchem. Odchyliła w tym samym czasie głowę na bok, żeby ta nie musiała się gimnastykować. Lauren przez cały czas obserwowała uważnie ekspresję na twarzy Camili, aby być pewną, że tym razem nie będzie żadnej wpadki. Zwróciła uwagę na to, że Alfa prawdopodobnie przywołała się do porządku i zanim były niesamowicie blisko siebie to złoto zniknęło z tęczówek, pozostawiając po sobie czekoladowy brąz.
Lauren nawet nie dbała o to, że obie mają nieświeży oddech i powinny chociaż umyć zęby. Właściwie nie interesowało ją nic, dopóki miękkie usta nie napotkały jej. Mimowolnie mocniej zacisnęła palce na karku kobiety, przybliżając ją jeszcze bliżej, ale nie na tyle, aby siedziały w dziwnej, skrzywionej pozycji.
Tym razem nie spieszyła się w żaden sposób — delikatnie muskała ciepłe wargi, składając multum drobnych całusów, zanim początkowa nerwowość obu stron odrobinę opadła i były w stanie zostać przy sobie dłużej bez oderwania. Do tego czasu Lauren chwyciła drugą ręką dłoń Camili, naprowadzając ją na własną talię, ponieważ miała przeczucie, że brunetka nie odważy się jej tknąć. Oczekiwała podobnej reakcji — zaciśnięcia palców na skórze — ale dotyk kobiety był ledwie wyczuwalny. Zaskoczyło to szatynkę, bo nie spotkała się z tak drobnymi gestami właściwie nigdy. Za każdym razem czuła na sobie pewny lub pośpieszny dotyk dłoni. Albo jedno i drugie jednocześnie. Tak naprawdę nikt nie zwracał uwagi na drobne dotknięcia, przypadkowe muśnięcia ani nic z tych rzeczy.
A to znowu dawało jej do myślenia. Camila taka nie była. Traktowała ją, jakby była kimś — można nawet powiedzieć — wyjątkowym, a przecież nie znały się długo.
Ciepły oddech obił się o szyję Lauren, kiedy po leniwym odsunięciu się i oparciu skroni o skroń z kobietą. Palce szatynki delikatnie trącały spięte mięśnie na karku, zanim zaczęła wplątywać je we włosy i powoli przeczesywać gęste kosmyki. W tym samym czasie Camila nie zrobiła nic. Dłoń, która znajdowała się na talii Jauregui nawet nie drgnęła. Pozostawała tak samo delikatnie nałożona, dając jednocześnie swoje ciepło, ale nie napierając na ciało w żaden sposób.
— Wciąż jest spokojnie — szepnęła Lauren, co wywołało drobne wzdrygnięcie się przez Alfę z powodu napotkania gorącego oddechu z niesamowicie wrażliwą w tym momencie skórą szyi oraz ramienia. — To chyba nie fatum.
Camila bardzo powoli odsunęła w tył głowę, przypadkowo muskając policzek o policzek Lauren. Przełknęła z trudem ślinę na ten nieświadomie wykonany gest z nadzieją, że nie zadrży ponownie, pokazując kobiecie, jak bardzo wpływa na nią najmniejszy dotyk i jak bardzo próbuje hamować swój instynkt, który cały czas nakazuje wtulić — wtopić — się w jej ciało i już więcej nie odchodzić.
Alfa nieśmiało spuściła głowę w dół, kiedy jej momentalnie złote tęczówki skrzyżowały się z zielonymi. Ku drobnemu rozczarowaniu Lauren, zamrugała kilkukrotnie, aby zamaskować swoją drugą stronę, dając dziwne wrażenie, jakby wstydziła się ją pokazywać z takiego bliska.
— Mówiłam, że to zły zbieg okoliczności — szepnęła i na końcu pozwoliła sobie na bardzo drobny, ale wciąż słodki uśmiech, który chwycił kobietę za serce.
———
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top