①③
Pewnie jest dużo literówek czy przekręceń słów, zwłaszcza gdzieś pod koniec, ponieważ prawie zamykają mi się oczy. Tak czy siak, postaram się nanieść jutro korektę, jak wrócę z pracy.
Macie +/- 5k słów.
———
Camila przetarła twarz dłońmi, ponownie spoglądając na śpiącą Lauren. Kobieta zdążyła opuścić jej dom, aby wziąć prysznic i przebrać się u siebie, po czym zahaczyła o restaurację, która wydawała dobre śniadania oraz o sklep, żeby kupić elektrolity. Włosy wciąż miała lekko wilgotne, chociaż większość drogi szła w rozpuszczonych i dopiero tutaj związała je w luźnego koka.
Nie była pewna, ile dokładnie minęło czasu. U siebie w domu napotkała syf, który pozostawiło jej rodzeństwo, z czego Dinah chyba zamierzała to sprzątnąć — o ile miała siły podnieść głowę ze stołu, na którym leżała parująca kawa, którą musiała zrobić na śpiku Normani. Cóż, na razie i tak nie miała czego tam szukać skoro wszyscy byli jeszcze pod wpływem.
— Hmm...
Camila jeszcze raz spojrzała na Lauren, która przekręciła się na prawy bok, będąc twarzą do niej. Mimowolnie uśmiechnęła się na spokojny wyraz, który równie dobrze mógł zniknąć, kiedy tylko się obudzi. Alfa potrząsnęła lekko głową i nasunęła bardziej kołdrę na ciało śpiącej szatynki, aby nie zmarzła. Znaczy, nie było to jakoś wysoce prawdopodobne, ale wolała zakryć kobietę.
Brązowe tęczówki zerknęły w kierunku zapakowanego jedzenia. Miała nadzieję, że Lauren niedługo się obudzi, bo spożywanie chłodnej jajecznicy z grzankami i pomidorami nie należy do zachęcających. Co prawda uprzedziła panią przy kasie, żeby wszystko zostało dobrze zapakowane, ale to tylko jedzenie. Mimo wszystko.
Na tę chwilę wolała właśnie tym zaprzątać sobie głowę — jajkami, które przyniosła na kaca — zamiast sprawą Mateo. Do tego wróci, kiedy będzie w domu. Teraz musiała załatwić sprawy z Lauren. Musiała to wszystko naprostować. Chciała, aby wrócił ten czas z soboty, którą razem spędziły. Wtedy było tak miło.
— Która godzina?
Camila wzdrygnęła się na dźwięk zachrypniętego oraz zaspanego głosu, który bardzo ją zaskoczył.
— Ósma rano.
— Za wcześnie — mruknęła i naciągnęła kołdrę na twarz, gdy brunetka odważyła się na nią spojrzeć. — Dlaczego nie śpisz?
— Przyniosłam ci śniadanie. I elektrolity — szepnęła. — I aspirynę. Na ból głowy.
Lauren odsłoniła połowę twarzy, zerkając mimowolnie na szafkę, na której faktycznie leżała szklanka, zamknięta woda niegazowana, jakieś plastikowe podłużne opakowanie z rozpuszczającymi się tabletkami, zapakowana aspiryna oraz kartonowe pudełko.
— Dlaczego?
— A nie masz kaca?
— Tak, ale... — Zmarszczyła brwi. — Dlaczego cokolwiek przyniosłaś?
— Podobno jajecznica pomaga — wzruszyła ramionami. — Jajka mają dużo pracujących aminokwasów. Cysteina pomoże pozbyć się objaw bólu głowy przy rozkładzie etanolu, który jeszcze został.
— Za dużo pojęć jak na taką godzinę — mruknęła, pocierając oko, co dla Camili było całkiem przyjemnym widokiem. Wyglądała uroczo z roztrzepanymi włosami, twarzą bez makijażu, opuchniętymi od snu ustami oraz zdezorientowanymi oczami.
— Powinnaś je zjeść, zanim wystygną. Chłodna jajecznica nie jest dobra — stwierdziła. — Zrobię ci elektrolity — zaproponowała i chwyciła butelkę wody po tym, jak wrzuciła do szklanki dwie rozpuszczalne tabletki. — Są o pomarańczowym smaku. Podobno dobre.
— Nie jesteś we wczorajszych ubraniach — zauważyła Lauren, gdy odebrała szklankę i wzięła drobnego łyka. — Dziękuję.
— Byłam u siebie. Wzięłam prysznic i przebrałam się w coś świeżego. Wczoraj byłam w ubraniach, w których byłam w pracy.
— Mogłaś tutaj wziąć prysznic — powiedziała jedynie, jakby to było oczywiste. — Znalazłabym ci jakieś ubrania. I nie trzeba było kupować jedzenia.
— Wszystko miałam po drodze.
Jauregui uniosła znacząco brwi, biorąc kolejnego łyka.
— Prawie po drodze — sprostowała z drobnym uśmiechem.
— Jestem zaskoczona, że zostałaś — szepnęła. — Że wróciłaś.
— Dlaczego, jeśli mogę spytać?
— Wczoraj niekoniecznie byłam przyjemna.
— Czyli pamiętasz — kiwnęła głową. — Cóż, rozumiem podejście. Mogłam wytłumaczyć wszystko szybciej, zamiast zostawiać cię bez słowa.
— Większość rzeczy pamiętam.
— To dobrze.
— Niekoniecznie — westchnęła. — Nie powinnam zachowywać się w ten sposób. Względem ciebie.
— Zasłużyłam sobie — Camila wzruszyła jedynie ramieniem. — Chciałabyś zjeść?
Lauren powoli kiwnęła głową. Co jak co, ale po piciu zawsze miała apetyt. Przeważnie rano nie miała liczyć, że cokolwiek zostało w jej żołądku po tym, jak przeważnie wymiotuje między jednym a drugim drinkiem. Przynajmniej pomiędzy którymiś z kolei.
— Chcesz?
— Nie, dziękuję — uśmiechnęła się. — Jadam mało na pierwsze śniadanie.
— Och.
— Owoce wystarczyły — zapewniła ciszej, powoli odpakowując jedzenie razem ze sztućcami. — Tyle dobrego, że wciąż jest bardzo ciepłe.
— Mogłabyś, umm, mogłabyś — Lauren uniosła się na poduszkach do pozycji półsiedzącej. — Powiedzieć mi co się działo, kiedy podeszłaś po raz pierwszy? Pamiętam tylko trochę.
— Jakiś facet wylał na mnie alkohol. Dlatego też poszłam się przebrać z samego rana — wykrzywiła lekko usta na to wspomnienie. — Zaproponowałam podwiezienie, ponieważ i tak przyjechałam po rodzeństwo, więc zrobienie drugiego kursu nie robiło mi różnicy.
— Domyślam się, że nie byłam zbyt przyjaźnie nastawiona?
— Niekoniecznie — kiwnęła głową. — Poza tym, niewiele mogłam powiedzieć, ponieważ twoja, umm, przyjaciółka Lucy często wypytywała mnie o jakieś nieważne rzeczy lub coś komentowała.
— Standard.
— Tak, umm, więc — Camila podrapała się nad brwią. — Ostatecznie powiedziałam Allyson, że wrócę za dwadzieścia minut i mam nadzieję, że do tego czasu będę mogła odwieźć was do domów.
— Ach — mruknęła, zanim wzięła kolejną porcję jajecznicy, która swoją droga była wybawieniem na pusty żołądek. — Lucy mówiła coś ciekawego?
— Umm — głos Alfy stał się odrobinę wyższy, co trochę zaskoczyło Lauren. — Niezbyt. Bardziej była zajęta, uhm, tobą.
— Mną?
— Tak. Tak można powiedzieć.
— Huh.
— Allyson kazała, żebyś dała jej rano znać, czy wszystko w porządku — zmieniła niekoniecznie dyskretnie temat.
— Zaraz do niej napiszę. A poza tym, działo się coś jeszcze, zanim tutaj przyjechałyśmy?
— Nie wydaje mi się. W samochodzie nawet się nie odezwałaś.
— Mówiłam coś głupiego? — Dopytała, kiedy niekoniecznie zręcznie chwyciła telefon z szafki, prawie wywracając jajecznicę. — Cholera.
— Nie. Nic głupiego.
— A oprócz tego? — Dodała, wystukując wiadomość do przyjaciółki.
Do: Allycat
Treść: Żyję.
— Powiedziałaś, że nie jesteś na mnie zła tylko ci przykro — natychmiastowo uniosła spojrzenie na opaloną twarz, która miała poważny wyraz. — I powiedziałaś, że przerabiałaś to zbyt wiele razy, aby jakiekolwiek wyjaśnienia cokolwiek zmieniły.
Lauren rozchyliła usta, żeby coś odpowiedzieć, ale skupiła uwagę na ekranie, który rozświetlił się z przyjściem nowego SMS-a.
Od: Allycat
Treść: Przysięgam, że zleję tą Lucy! Suka nie wie co to przestrzeń osobista
Szatynka zmarszczyła brwi.
Do: Allycat
Treść: O czym ty mówisz?
Odpowiedź przyszła niemal natychmiast.
Od: Allycat
Treść: Podwalała się do ciebie i obmacywała przed Camilą
Od: Allycat
Treść: Dziwne, że jej łba nie urwała
— Chyba lepiej będzie, jeśli cię zostawię.
Lauren uniosła natychmiastowo głowę, odrzucając na poduszkę telefon. Szybko chwyciła ramię kobiety, która chciała wstać. Camila spojrzała na nią pytająco, nie wiedząc, o co chodzi.
— Poczekaj — powoli ją puściła. — Ile masz czasu?
—Nie śpieszy mi się nigdzie na tę chwilę. Dlaczego pytasz?
— Daj mi chwilę, dobrze? — Uniosła się z łóżka, kończąc jajecznicę, a następnie popiła aspirynę wcześniej przygotowanymi elektrolitami. — Wezmę prysznic i zaraz do ciebie wrócę.
— Och. Dobrze.
Lauren pośpiesznie wzięła z szafy przypadkowe ubrania i niemal wbiegła do łazienki, zamykając za sobą drzwi. Nie spojrzała nawet przez moment na Camilę, która nadal zajmowała to samo miejsce. W głowie kobiety huczało pytanie, czy była zazdrosna poprzedniego wieczora. O Lucy. Szatynka oczywiście zdawała sobie sprawę z tego, że kobieta bywa irytująca i czasami zachowuje się naprawdę nie w porządku, kiedy udaje, jakby nadal były razem. Możliwe, że Camila mogła to odczuć i dlatego postanowiła z nią zostać?
Nie dlatego, że Lauren zapytała.
Dla upewnienia, że nie zadzwoni do Lucy i nie spędzi z nią nocy.
Lauren potrząsnęła głową, związując włosy, zanim puściła wodę w prysznicu. Chłód otoczył jej ciało, co odrobinę ukoiło spięte mięśnie. Przynajmniej na chwilę. Cała ta sytuacja była jedną wielką zagadką. Nie wiedziała, jak powinna się zachować. Mimo wszystko, Camila nie była z nią w żadnym związku. To partnerstwo teoretycznie do niczego nie zobowiązywało.
Dlaczego w ogóle tak bardzo się tym przejmowała? Brunetka nadal była dla niej obca.
Lauren potarła skronie przed chwyceniem myjki w dłonie. Mogłoby się wydawać, że próbowała usunąć wszelkie wątpliwości oraz pytania bez odpowiedzi poprzez szorowanie bladej skóry do czerwoności. Miała złudną nadzieję, że poczucie winy zniknie również za to, co powiedziała Camili. Fakt. Była rozczarowana. Było jej smutno. I fakt, mogła się odezwać, aby to wyjaśnić. Ale teraz... Teraz, kiedy brunetka wciąż o nią zadbała czuła się źle przez to, jak ostro potraktowała ją kilka godzin wcześniej.
Po dwukrotnym umyciu zębów oraz porządnym przepłukaniu miętowym płynem opuściła pomieszczenie, będąc ubrana w czarne szorty oraz ciemnoszarą koszulkę z jakimś zespołem. Rozplątała oczywiście włosy, które teraz były bardziej pofalowane niż zwykle, ale nie miała siły, żeby próbować doprowadzić je do porządku.
Camila cierpliwie czekała. Puste opakowanie zostało dokładnie zwinięte, a kołdra na łóżku poprawiona. Mimo to, siedziała teraz na swoim poprzednim miejscu.
— Myślę, że trzeba porozmawiać o tym, co się stało — powiedziała cicho Lauren. — O tym powrocie brata? Bo to był ten powód ciszy, tak?
— Oczywiście — Alfa pokiwała głową. — Wrócił.
— Możesz mi wyjaśnić, dlaczego był powodem braku kontaktu? A właściwie jego przerwaniem? — Zapytała, kiedy zajęła miejsce na jednej połówce, wsuwając się pod chłodną kołdrę.
— Opowiadałam ci, że jest moim kompletnym przeciwieństwem — powoli kiwnęła głową, gdy brązowe tęczówki spojrzały w jej kierunku. — Ja nie ranię ludzi, a jemu sprawia to przyjemność. Zwłaszcza, kiedy wie, że może mnie to dotknąć. Ma z tego czystą satysfakcję. Lubi odgrywać się w każdy sposób, ponieważ nadal ma mi za złe to, że nie został Alfą.
— I co ma to wspólnego ze mną?
— Chciałam go znaleźć i kazać się wynosić w najlepszym przypadku — westchnęła cicho. — Chciałam to załatwić bez twojej wiedzy. Bez jego wiedzy o tym, że znalazłam swoją partnerkę, ale niestety nic nie poszło po mojej myśli. Maskował się zbyt dobrze, a ja byłam zbyt przerażona, żeby powiedzieć ci to w twarz, że z mojego powodu mógłby cię skrzywdzić.
— Skrzywdzić?
— Tak, Lauren — zacisnęła lekko usta. — Zrobiłby to bez wahania, gdyby zrozumiał, że jesteś moją partnerką. W ten sposób zraniłby również mnie.
— Mogłaś mnie uprzedzić.
— Bałam się.
— Czego?
— Że mnie zostawisz — niemal szepnęła. — Układało się tak dobrze i gdybyś dowiedziała się, że ktoś mógłby chcieć cię skrzywdzić przeze mnie to pewnie byś odeszła — zaczęła nerwowo strzelać kostkami. — Wiem, że powinnam to zrobić. Powinnam była powiedzieć. Głupio myślałam, że jeśli będzie ktoś w pobliżu ciebie ze stada to zyskam na czasie i go znajdę.
— Ktoś w pobliżu?
— Nie mogłam pozwolić, żebyś była bez opieki, kiedy go szukałam. Przeważnie Dinah albo Zayn byli niedaleko twojego domu. Upewniały się, że nikt się tutaj nie kręci. Nic więcej.
Lauren miała już otworzyć usta, aby zacząć wykład o znaczeniu słowa "prywatność", ale w ostatniej chwili się powstrzymała. Mogła jeszcze przełknąć to, że Camila kazała im być w pobliżu dla jej dobra.
— Żyłoby mi się lepiej, niekoniecznie mniej stresująco, ale wciąż lepiej, gdybym na przyszłość wiedziała, że ktoś chce mi zrobić krzywdę — powiedziała jedynie. — Byłabym ostrożniejsza.
— Wiem. Przepraszam — brunetka ze wstydem spuściła wzrok na swoje dłonie, która kurczowo trzymały uda. — Nie chciałam cię zawieść.
— Każda relacja potrzebuje komunikacji, Camila — Lauren zaskoczyła samą siebie delikatnym tonem. — Zawsze. To bardzo ważne.
— Rozumiem — pokiwała gorączkowo głową. — Był tutaj w nocy.
— Moment, co? — Kobieta wyprostowała bardziej plecy. — Co do cholery?!
— Umm — Alfa podrapała się po głowie. — Wyrzuciłam go, oczywiście.
— Czy mój dom musi być oblegany przez obcych? — Zacisnęła powieki. — Przysięgam, nauczcie się, co to jest prywatność.
Lauren przetarła nerwowo twarz. Tego jeszcze brakowało. Może wszyscy sproszą się do jej domu, tak o? Bo po co pytać o zgodę? I czemu używać czegoś takiego jak telefon albo dzwonek przy drzwiach frontowych, prawda? Przecież to wszystko jest zbędne. Lepiej wchodzić oknem, czy w jakikolwiek inny sposób. W dodatku, kiedy ona próbuje spokojnie spać.
— Przepraszam — powtórzyła jeszcze ciszej. — Pozbędę się go, jak tylko dowiem się, gdzie jest. Obiecuję.
— Nie potrzebuję obietnic — skrzyżowała ramiona. — Lepiej dla niego, żebyś znalazła Mateo przede mną, bo nie będę się hamowała z rzucaniem butami za to, że tutaj wlazł.
Camila musiała przyznać, że była pod wrażeniem. Nie takiej reakcji się spodziewała. Nastawiała się na panikę, może nawet płacz, ale nie taką postawę. Wiedziała, że Lauren należała do osób konkretnych i niekoniecznie znoszących sprzeciwu, ale to wyszło poza jej przekonania o kobiecie. Nie podejrzewała, że może mieć aż taki temperament. I w tym momencie nie wiedziała, czy to zaleta, czy może spory problem, którym trzeba będzie się zająć, zanim wpakuje się w kłopoty.
— Dobrze — powiedziała jedynie, a jej zaskoczone spojrzenie wędrowało po sylwetce kobiety w zamyśleniu. — Jak tylko wrócę do domu i ktoś tutaj przyjdzie, żeby doglądać, czy nie wróci to zacznę na nowo szukać.
— Chyba zainwestuję dla was w słownik. I wszędzie dam zakładkę i podkreślę jakimś zakreślaczem pojęcie "przestrzeń osobista", "prywatność" i inne synonimy, żebyście zrozumieli. Włączając w to twojego brata. Jemu to chyba rzucę tym w twarz. Albo krocze.
Oby tylko nie moje — przeszło przez myśl Camili.
— Przepraszam za te problemy.
— Nie potrzebuję przeprosin. Już je słyszałam. Po prostu — urwała na moment, szukając odpowiednich słów. — Pamiętaj, że komunikacja jest ważna. W każdej relacji i powinnam wiedzieć, co się dzieje. Zwłaszcza, jeśli sprawa dotyczy mnie, Camila.
— Dobrze, dobrze. Przepra... — Zamknęła natychmiastowo usta po sugestywnym spojrzeniu zielonych tęczówek. — Rozumiem. Komunikacja. Postaram się nad tym popracować.
— Mam nadzieję.
— Więc, umm, jak teraz między nami będzie? Mam na myśli, nadal jesteś zła albo... Umm, zawiedziona?
— Przetwarzam to wszystko, ale potrafię częściowo zrozumieć. Próbuję postawić się w twojej perspektywie.
— Och.
— Jednak wciąż nie wiem wystarczająco o tym wszystkim, o waszych zachowaniach i tak dalej, żeby faktycznie mieć pełny obraz na wszystko. Normalnie pewnie byłabym wkurzona, ponieważ to wykracza poza to, co akceptuję, jeśli chodzi o czyjeś zachowanie. I nie chodzi mi tylko o to, że się nie odzywałaś. Mam też na myśli wchodzenie do mojego domu, wysyłanie kogoś do pilnowania czy podglądania...
— Nie podglądają — wcięła pośpiesznie.
— Cóż, ja tak to odbieram. Przynajmniej powinnam o zdrowym rozumie tak to odebrać, ale próbuję zmienić spojrzenie na wszystko.
— Och.
— Może lepiej zmieńmy temat — zaproponowała Lauren. — I tak nie ma co tutaj więcej do dodania.
— W porządku — Camila nerwowo przesunęła dłońmi po udach. — Jak głowa? Dobrze się czujesz?
— Bywało lepiej — drobny uśmiech wstąpił na usta szatynki. — Ale czuję się dość, powiedzmy lekko, fatalnie. Mam nadzieję, że przejdzie mi do wieczora.
— Może będzie dobrze, jak aspiryna i elektrolity zaczną działać. Powinnaś dzisiaj pić dużo wody.
— Taki mam plan — rozciągnęła lekko ramiona. — Wygrzewać się w łóżku z piciem i zamówionym tłustym jedzeniem.
— Taka żywność nie jest dobra na kaca.
Lauren spojrzała na nią jak na dziwaka.
— Jest najlepsze na kaca.
— Nieprawda — Alfa uniosła zaskoczona brwi. — Banany są dobre na kaca.
— Meh.
— Dinah mówi, że pomagają, jak wyjada te, które kupiłam.
— Albo jest po prostu głodna — drobny śmiech uciekł z ust szatynki.
Camila skrzyżowała ramiona pod piersiami ze zmarszczonymi brwiami w zastanowieniu, co wywołało jeszcze większe rozbawienie ze strony drugiej kobiety. Przyglądała się z niedyskretnym rozczuleniem opalonej twarzy, która przetwarzała informacje, dochodząc ostatecznie do wniosku, że Lauren chyba miała rację.
— Co za podstępna blondyna — mruknęła, a szatynka potrząsnęła głową.
— Jesteś zbyt naiwna, Camz.
Nie taki drobny rumieniec przeszedł przez policzki oraz szyję Alfy na dźwięk tego skrótu jej imienia. Jeszcze nikt tak do niej nie mówił. Pomijając to, że kobieta odezwała się do niej w ten sposób w nocy, będąc kompletnie zamroczona snem. Lauren dopiero po chwili zdała sobie sprawę z tego, co wymsknęło się jej z ust i nerwowo podrapała się po boku szyi.
— Masz tatuaż — Camila zmieniła temat, zauważając po raz pierwszy imię "Angelica" na spodzie lewego przedramienia kobiety.
— Tak właściwie to mam więcej — twarz szatynki rozpromieniła się, gdy pokazała rzymską liczbę dwadzieścia siedem przy zgięciu łokcia.
— Ładne — Alfa posłała jej drobny półuśmiech. — Masz tylko te dwa?
— Nie. Mam dużo więcej, ale nie są widoczne.
— Och. Jak dużo masz?
— Tajemnica — powiedziała, przygryzając czubek języka podczas kolejnego promiennego uśmiechu. — Może kiedyś się dowiesz.
— Specjalnie wybrałaś takie miejsca, żeby nie były widoczne na co dzień?
— Tak — kiwnęła lekko głową. — Głównie dlatego, żeby żaden pracodawca nigdy się do mnie nie przyczepił. Gdyby ludzie nie byli aż tak uprzedzeni do osób z tatuażami to pewnie miałabym cały rękaw, ponieważ lubię widzieć u kogoś tego typu dodatki, a jeszcze bardziej je gromadzić.
— Ach, rozumiem.
— A ty masz jakieś?
— Owszem.
— A to zaskakujące. Nie spodziewałabym się, że mogłabyś mieć tatuaże.
— Dużo osób mi to mówi, kiedy się dowiaduje — zaśmiała się delikatnie i krótko, ale był to na tyle przyjemny dźwięk, że wargi Lauren ponownie drgnęły w górę.
— Gdzie i jakie?
— Ty nie chciałaś mi powiedzieć.
— Powiedziałam dwa.
— Trafna uwaga — zaczesała w tył grzywkę opadającą na oczy. — Mam dwa na plecach. Dokładniej mówiąc wzdłuż kręgosłupa. Jeden pod prawym bicepsem od wewnętrznej strony i jeden na lewym udzie.
— Jakie?
— Same wyrazy.
— A jakie wyrazy? — Dopytała, rozbawiając odrobinę Camilę swoją ciekawością.
— Mam "moralność & asertywność" wzdłuż kręgosłupa pisane litera pod literą — zaczęła. — Pod bicepsem mam "troska", a na udzie "egalitarność".
— Dlaczego taki dobór?
— Ponieważ każde ze znaczeń tych słów jest nieodłącznym elementem mojego życia.
— W jaki sposób?
— Ty nie powiedziałaś mi nic o swoich tatuażach! — Zwróciła uwagę, wskazując na kobietę palcem.
— Bo nie są ciekawe — wytłumaczyła z rozbawieniem, zaczesując w tył włosy. — Tatuaż "Angelica" jest na cześć mojej zmarłej babci, a rzymskie dwadzieścia siedem jest po prostu moją ulubioną liczbą.
— A reszta.
Lauren zmrużyła powieki.
— Niezła próba — przyznała. — Jak mówiłam, może kiedyś się dowiesz, jakie mam pozostałe.
— Jestem ciekawa — Camila zaczęła lekko stukać palcami o kolano.
— Ciekawość to pierwszy stopień do piekła — szatynka skrzyżowała ramiona. — Może któregoś dnia zasłużysz na to, aby się dowiedzieć.
— Chciałam wiedzieć jakie to są i gdzie, a nie od razu patrzeć.
— Zapewniam, że w ciekawych miejscach — Lauren puściła jej oczko. — Chociaż nie każdy zwraca na nie uwagę tylko na coś innego.
Camila posłała jej ciepły półuśmiech, chyba nie wyłapując aluzji. Kobieta postanowiła tego nie komentować. Przynajmniej na głos. Nie chciała zawstydzić brunetki w żaden sposób.
Mimo wszystko nie podejrzewała, że może być taka niewinna i nie zrozumieć.
— Więc co ze znaczeniem twoich tatuaży? — Dopytała Jauregui, nie chcąc pozostawać w ciszy.
— Cóż, "moralność" i "asertywność" jest czymś, co towarzyszy mi każdego dnia. Muszę podejmować wiele decyzji zgodnie z tym, co uważam, ale trzeba mieć jednocześnie świadomość konsekwencji, które nie spadają tylko na mnie, ale na całe stado. "Asertywność" odnosi się do watahy, ponieważ nie mogę dać sobie wejść na głowę i jednocześnie nie mogę ukrywać się z uczuciami względem nich.
— To rozumiem. A co z pozostałymi?
— "Troska" wiadomo co oznacza. Mam ją w tym miejscu, ponieważ czasami muszę przygarnąć do siebie kogoś ze stada, przytulić, pocieszyć, czy doradzić.
— Ciekawe — skomentowała cicho, przekręcając się na bok.
— Natomiast "egalitarność" na udzie oznacza w skrócie uprawnienie, co jest takim przypomnieniem, że ani zwykły człowiek nie jest lepszy, ani ktoś mojego pokroju. Powinniśmy być sobie równi.
— Hmm.
— Mam nadzieję, że nie wyobrażałaś sobie, że mam wielkiego wilka na plecach albo na nodze — Camila próbowała zażartować, co faktycznie się udało, ponieważ Lauren ponownie wypuściła z siebie śmiech, przekręcając ciało na brzuch.
— Liczyłam jeszcze na jakieś tajemnicze słowa w innym języku.
— Cóż, nie mamy takiego. Chyba, że można wliczyć w język jakieś znaczki z epoki kamienia, które kiedyś służyły do komunikacji niewerbalnej.
— Może nie cofajmy się aż tak.
Alfa nie mogła się napatrzeć na rozpromienioną twarz, która nie była pokryta gramem makijażu. W tej chwili mogła zobaczyć gdzieniegdzie drobne piegi na nosie oraz niewielkie rumieńce, które mogły pokazać się z powodu ciągłego śmiechu.
— Wyglądasz na zmęczoną — brunetka uniosła spojrzenie do oczu kobiety.
— Nie spałam wiele.
— Możesz się położyć — Lauren poklepała miejsce obok siebie. — No dalej. Nie gryzę.
— A obiecujesz nie rzucać we mnie słownikiem z zaznaczonymi pojęciami o przestrzeni osobistej?
— Postaram się.
Camila westchnęła teatralnie przed zsunięciem butów i powolnym wejściu na łóżko. Oczywiście kobieta nie była zaskoczona tym, że Alfa zrobiła między nimi znaczną przerwę. Wciąż bała się podchodzić za blisko. Być za blisko.
— Jestem aż takim postrachem? — Zapytała, wywołując uniesienie brwi przez Cabello. — Gdyby była taka możliwość to położyłabyś się w najdalszym kącie łóżka, ale mogłabyś łatwo spaść.
— Och, o to ci chodzi. Staram się nie zaburzać twojej przestrzeni. Nie chcę, żebyś czuła się niekomfortowo.
— Gdybym miała czuć się niekomfortowo to nie powiedziałabym, że możesz się położyć — stwierdziła. — Poza tym... — Przekręciła się na prawy bok, podpierając głowę na dłoni, kiedy zgięła już łokieć. — Spałyśmy razem całą noc.
— Trafna uwaga.
Camila niepewnie zajęła taką samą pozycję na łóżku, zerkając instynktownie na twarz kobiety, aby ocenić, czy to w porządku. Nie dojrzała żadnego protestu, niezadowolenia, czy obawy, więc została w miejscu. Miała dziwne wrażenie, że szybkie bicie jej serca słychać w całym pokoju i Lauren zaraz to skomentuje. Nie potrafiła tego opanować — w końcu dzieliło je może kilkanaście centymetrów.
— Zawsze jesteś nerwowa — zauważyła cicho.
— To trudne.
— Moja obecność?
— Nie, nie — zamknęła na moment powieki. — Przez długi czas byłam z dala od ludzi i nie wiem, co mogę, a czego nie — z nerwów zaczęła gładzić kołdrę tuż przy jej zgiętym łokciu, skupiając na tym przymrużone spojrzenie.
Gorąc oraz dreszcze przeszły przez ciało Alfy, kiedy ciepła dłoń dotknęła jej policzka. Przyjemny w dotyku kciuk delikatnie masował opaloną, gładką skórę, sprawiając, że ponownie zamknęła oczy. Po części dlatego, aby poczuć dokładniej strukturę ręki oraz nie pokazać przy okazji, jak bardzo jest zawstydzona. Zapewne widać to chociażby przez przyśpieszony oddech czy rumieńce na twarzy, ale mogła sobie wmawiać, że Lauren wcale tego nie widzi.
— Jeśli robiłabyś cokolwiek źle to z pewnością bym się odezwała — szepnęła kobieta, a Camila jak sparaliżowana pozostawała w tym samym miejscu, ponieważ poczuła, że pachnące kokosem ciało znacznie się przybliżyło. — Wielka szkoda, że jestem dla ciebie za stara — dodała bardziej do siebie, jednak Alfa doskonale to usłyszała.
— Nie jesteś za stara — zaprzeczyła, otwierając oczy i unosząc lekko głowę, przez co była nieświadomie bliżej twarzy Lauren. — Jesteś młoda. Piękna i młoda.
Usta szatynki drgnęły w uśmiechu, kiedy zniżyła kciuk do dolnej wargi Camili, którą ledwie musnęła. Nie była zaskoczona tym, że mimowolnie rozchyliła usta pod wpływem dotyku. Wręcz przeciwnie.
— Ty jesteś młodsza i masz dużo więcej czasu, żeby znaleźć kogoś wartego uwagi.
Zmarszczyła brwi na to oświadczenie.
— Ale ja nie chcę nikogo innego — lekko miętowy oddech dotarł do Lauren, bo była tak blisko. — Interesujesz mnie ty. Nikt więcej.
— Bliżej mi do trzydziestki.
— To nie ma znaczenia. Nie miałoby, gdybyś była przy czterdziestce, czy pięćdziesiątce. Nie chodzi mi o młody wygląd — wypuściła drżący oddech, drażniąc opuszek kciuka Lauren gorącem. — Uzupełniamy się.
— Szlachetne podejście — jeszcze raz dotknęła dolnej wargi kobiety. — Ale w tych czasach głównie mówi się rzeczy, które druga osoba chce usłyszeć.
— Co mam zrobić, żebyś mi uwierzyła? — Zdezorientowane, brązowe tęczówki skrzyżowały się z zielonymi.
— Zacznij od komunikacji.
— Dobrze. Postaram się — miała ochotę oblizać usta, ale w ostatniej chwili ograniczyła się do dotknięcia górnych zębów oraz ledwie fragmentu nietkniętej wargi. — Będę dla ciebie lepsza.
— Nie mówię, że musisz się zmieniać.
— Muszę być dla ciebie lepsza — szepnęła i znowu zaczęła bawić się kołdrą, gdy ciepły, miętowy oddech uderzył o jej policzek. — Jesteś moim priorytetem. Zawsze.
Lauren nie mogła napatrzeć się na Camilę z takiego bliska. Przyglądała się opalonej twarzy, która nie miała skazy, a dodatkowo była upstrzona kilkoma drobnymi, uroczymi pieprzykami, łagodzącymi całość, pomimo ostrej linii szczęki. Nawet nos kobiety sam w sobie był słodki. Szatynka z chęcią trąciłaby go palcem, ponieważ był zabawnie zadarty. Właściwie to pierwszy raz, kiedy Lauren mogła naprawdę przyjrzeć się całej jej osobie. Wcześniej były czasami blisko — to prawda — ale nie na tyle, aby mogła nacieszyć oczy widokiem.
Kobieta była tak bardzo pochłonięta podziwianiem niespotykanego piękna, że częściowo nie słuchała monologu Cabello o partnerstwie, wspieraniu się oraz tym całym wyborze przeznaczenia. Wiedziała, że patrzenie zbyt długo i sugestywnie na pełne usta, które wciąż się ruszyły nie pomagało w utrzymaniu samokontroli.
— I jak mówiłam, partnerzy się uzupełniają. Nie chodzi tutaj o samą fizyczność, ale połączenie psychiczne. Bycie obok siebie czasami jest jak takie, umm, takie rollercoastery. Pojawia się wiele emocji, które mieszają się ze sobą. Niektóre na moment zwalniają, inne bardziej dają o sobie znać. Partnerstwo nie ogranicza się do samego, jak to niektórzy brzydko mówią, "zaklepania" czy "zajęcia" danej osoby, tylko...
Camila niemal zachłysnęła się śliną, kiedy poczuła miękkie usta na swoich i niespełna dwie sekundy później dodatkowo język, który z pewnością nie należał do niej. Szybko zamknęła oczy, zacisnęła dłonie na pościeli, a na koniec w ostateczności naparła odrobinę na drugą parę warg, które chyba próbowały ją zachęcić do jakiegoś ruchu.
— Tym razem nie jestem pijana — szepnęła Lauren po wyczuciu jeszcze większego spięcia i zrozumieniu, że brunetka tak naprawdę nie odwzajemniła pocałunku. — Camila?
— Tak?
— Nie chcesz, żebym zrobiła to ponownie?
— Nie o to chodzi... — Potrząsnęła lekko głową. — Przepraszam. Nie chciałam, abyś tak pomyślała.
— Więc w czym rzecz?
— Zaskoczyłaś mnie.
— To chyba złe zaskoczenie w takim razie?
— Nie, nie — Alfa bez zastanowienia dotknęła również bez żadnego pozwolenia zakrytego ramienia kobiety, co było do niej niepodobne, ale miała nadzieję, że nie szatynka nie będzie zła. — Po prostu nie jestem przyzwyczajona do bycia blisko ciebie.
— Rozumiem — Jauregui posłała jej łagodny półuśmiech. — Co ty na to, żeby teraz spróbować znacznie spokojniej?
Lauren przygryzła dolną wargę, aby nie skomentować jeszcze większych rumieńców na twarzy Camili, które w połączeniu z nieśmiałym skinięciem pełnym zgody było...wręcz rozkoszne. Ujmujące. Słodkie.
Jak cała Camila.
— Tym razem się tak nie denerwuj.
Tak, jak powiedziała Lauren spróbowała znacznie spokojniej zacząć. Nie pchała języka prosto do jej ust tylko cmoknęła najpierw pojedynczo pulchne wargi, a kiedy brunetka nie wykazała żadnego sprzeciwu ponowiła ten ruch jeszcze raz i jeszcze, i jeszcze. Z biegiem czasu Camila starała się odpowiadać w podobny sposób, co zadowoliło szatynkę na tyle, że niedługo po tym ich usta były nierozłączne. Dla drobnego uspokojenia Alfy cały czas muskała palcami policzek oraz ostro zarysowaną szczękę i niekiedy przeczesywała ledwie związane włosy.
Mimo to, wciąż coś tutaj nie pasowało. Camila była bardziej zrelaksowana, ale jej ruchy były niepewne, można nawet powiedzieć, że trochę pokraczne i na wyczucie. Lauren nie wiedziała, co o tym myśleć, ponieważ nie zdarzyło jej się, aby ktokolwiek z kim się całowała był albo tak przejęty samą tą czynnością, albo nie wiedział jak to robić. Oczywiście nie zamierzała pytać na głos. Brunetka mogłaby się obrazić. Jednak ma te dwadzieścia trzy lata i najbardziej prawdopodobny był stres. W końcu wilkołaki wszystko odbierają intensywniej.
Ku zaskoczeniu Lauren, Camila była tą, która szybko oderwała od niej usta. Oddech każdej z nich był przyśpieszony, wszystko teoretycznie było w porządku, a ona nagle przerwała. Kolejny powód do zastanowienia. Tego również nie mogła pojąć.
— Dinah — szepnęła.
Jauregui odwróciła się tylko raz. I tylko na chwilę. Tylko po to, aby zobaczyć Betę w formie wilka, która siedziała przy otwartych drzwiach od tarasu. Gorąc uderzył w jej policzki. Resztkami kontroli nie rzuciła w DJ kapciem, czy czymkolwiek innym, co miałaby pod ręką.
Naprawdę nie rozumieją, czym jest przestrzeń osobista?
— Lauren — palec Camili delikatnie uderzył w jej ramię. — Lauren, muszę iść.
— Co? — Uniosła brwi.
— Przepraszam — niepewnie ujęła bladą dłoń kobiety i kilka razy pocałowała wierz, co było chyba wyrazem szczerych przeprosin oraz prośby o wybaczenie, ponieważ normalnie muskała ustami tylko raz konkretne miejsce. — Dinah przybiegła, żeby mnie powiadomić o przybyciu Mateo. Przyszedł do mojego domu. Muszę tam dotrzeć jak najszybciej.
— Och.
— Ariana będzie w pobliżu i jeśli coś będzie nie tak to mi powie.
— Dobrze.
— Jeszcze raz przepraszam — ostatni raz pocałowała dłoń kobiety. — Wynagrodzę ci to, jeśli pozwolisz. Teraz naprawdę... Choćbym chciała to muszę iść. Muszę go stąd wyrzucić, zanim zrobi coś nierozsądnego.
— Rozumiem — Lauren posłała Alfie łagodny półuśmiech. — Uważaj na siebie.
— Nie musisz się niczym przejmować. Jesteś bezpieczna, tak? To mój priorytet.
— Wrócę do pierwotnego planu z tłustym jedzeniem i wylegiwaniem się w łóżku.
— Dobrze.
— Daj później znać, czy wszystko w porządku.
— Oczywiście, oczywiście — Camila szybko wstała. — Och, umm.
— Co się stało?
— Mogłabym zostawić u ciebie ubrania? Muszę się przemienić, a nie chcę ich drzeć i robić bałaganu.
— Zostaw co musisz na szafce po lewej stronie.
— Dziękuję.
Dwie minuty później nie było śladu ani po Camili, ani po DJ. Lauren zamknęła za nimi taras z nadzieją, że wszystko będzie w porządku i brat Alfy opuści miasto, nie robiąc żadnych szkód. Teoretycznie powinna się tym martwić albo spróbować wrócić do wcześniej powiedzianego planu, ale żadna opcja nie potrafiła jej zająć.
Bo w praktyce zastanawiała się, kiedy wróci Camila.
———
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top