①①

Wstawiam krótszy, ponieważ moja rwa za bardzo daje o sobie znać, a mimo wszystko chciałam odwrócić uwagę od bólu.

Możliwe, że są jakieś literówki.

———

To był dobry dzień. 

Nawet jeśli Camila opowiadała trochę o swojej rodzinie, wliczając w to wspomnienie brata, o którym wolałaby zapomnieć, ta sobota była naprawdę udana. Większość tego dnia spędziła z Lauren, będąc otulona jej ramionami, co dawało niesamowite poczucie bezpieczeństwa, przynależności oraz ciepła, które przeważnie to ona miała dawać innym. To było nowe doświadczenie, ale jak najbardziej skłaniające do powtórki. Przeważnie brunetka nie lubiła zmian, jednak tak miła atmosfera w towarzystwie zadowolonej kobiety była warta każdej minuty — nawet tej, kiedy zaczynały cierpnąć jej nogi, ale nie odważyła się ruszyć, czy coś powiedzieć, bo nie chciała odsuwać się od ciepłego, pachnącego kokosem ciała.

— Więc kompletne przeciwieństwo, huh? 

Camila kiwnęła głową.

— Niestety tak. Dość dosłownie. Mateo nadal ma mi za złe bycie, cóż, Alfą. Teoretycznie to on powinien nią być, ponieważ jest starszy, ale nie podołał. I odnoszę też wrażenie, że nasz ojciec wiedział, że się do tego nie nadaje.

— Takie rozbrykane rodzeństwo?

— Jest kwintesencją przeciwnych cech, które posiadam. Mało osób cieszy się na jego spotkanie, dlatego nie utrzymujemy kontaktu i nie zapraszamy się na jakąś kawę, herbatę, wyjście gdzieś, cokolwiek. 

— Rozumiem — potaknęła cicho. — Moje rodzeństwo też jest ode mnie oddalone.

— Też tak odmienne?

— Pod względem charakteru nie. Wręcz przeciwnie. Każdy tak samo brnie w swoje racje i chyba to nas poróżniło, ponieważ mieliśmy odmienne wizje na przyszłość — Lauren czuła się na tyle komfortowo, że całkowicie mimowolnie przeczesała włosy Camili. — Moja siostra, Taylor, zawsze chciała męża i dzieci. Faktycznie ma swoje życie i jest nim tak pochłonięta, że nie warto się odezwać poza okresem świąt. Za to mój brat... Cóż, lubi życie kawalera i tego się trzyma. Ma pracę, ale to, co zarobi roztrwoni w pierwszej kolejności na rachunki oraz jedzenie, a reszta idzie na późne wyjścia.

— Są od ciebie młodsi, czy starsi?

— Oboje młodsi. Chyba żadne z nas nie wpasowuje się pod gusta rodziców. Mieli inną wizję, kim będą ich dzieci.

— Oczekiwali od ciebie czegoś innego, tak?

— Cóż, zbliżam się do trzydziestki — wykrzywiła usta w grymasie. — Powinnam mieć stałego partnera, większy dom i przynajmniej dwójkę dzieci ich zdaniem. Trochę mi nie po drodze do takiej wizji, kiedy żyję pracą.

— Chciałabyś takie życie? — Głos brunetki był niebywale delikatny.

— Kiedyś może i tak. Teraz wolę zająć się sobą. Muszę, właściwie. Najpierw muszę się ogarnąć z pracą. Nie mam zbyt wiele czasu, aby chociażby szukać kogoś na stałe. Przy moim wieku większość jest już zajęta albo mają dzieci — Camila zaczęła skubać rękaw palcami, uważnie słuchając każdego słowa. — Oczywiście, że któregoś dnia chciałabym mieć większą stałość i własną rodzinę, ale nie chcę się do czegoś przymuszać, ponieważ nie starczy mi czasu. Jeśli zechcę mieć późno dzieci to trudno. Ważne, żeby były zdrowe. A nawet jeżeli nie będę mogła już ich mieć to zawsze pozostaje adopcja. 

— Może to dobrze, że nie chcesz pośpiechu.

— Jesteś chyba pierwszą osobą, która to mówi.

— Wydaje mi się, że lepiej wstrzymać się z pewnymi decyzjami, nie mając na uwadze wieku, ponieważ takie pośpieszne szukanie kogoś na stałe może mieć negatywne skutki w przyszłości. Mam na myśli, na początku może być dobrze, ale nawet trzy lata po ślubie ta osoba zacznie się zmieniać. Człowiek wtedy zaczyna myśleć, że wcale nie znało się swojego partnera czy partnerki. Mogą być kłótnie. Nie tylko przez różnice charakteru, ale chociażby zbyt częste picie, agresję... Są różne przypadki — uniosła spojrzenie, aby spojrzeć na Lauren, która dokładnie słuchała każdego słowa, ciesząc się w duchu, że ktoś ją rozumie. — Dlaczego więc nie poczekać z pewnymi decyzjami dłużej i uniknąć takiej straty chociażby trzech lat z życia, które poświęciło się na użeranie z nieodpowiednią osobą?

— Ciekawe podejście — stwierdziła cicho. — Oczywiście pewnie tak właśnie by było przez pośpiech. Nie każdy ma szczęście, żeby szybko trafić na właściwą osobę.

— Coś o tym wiem — mruknęła, przez co szatynka uniosła brwi.

— To znaczy?

— Przez długi czas podróżowałam. Sama. Wiedziałam, że kogoś szukam. Nic więcej. Zajęło mi to kilka lat.

— Nie ma możliwości, że mogłaś się co do mnie pomylić?

— Nie — ponownie zerknęła na twarz Lauren. — Dlaczego pytasz?

— Jestem od ciebie dużo starsza.

— Wiek ma dla ciebie znaczenie? — Camila miała nadzieję, że w jej głosie nie da się usłyszeć zawodu. 

— Nie o to chodzi — kobieta oblizała powoli usta. — Po prostu jesteśmy trochę z innych światów. I w dodatku jest między nami przepaść pod względem wieku, dlatego zastanawia mnie, czy po prostu się nie pomyliłaś.

— Tego uczucia nie da się pomylić.

— Mimo wszystko z tego, co dotychczas mi powiedziałaś to ja też powinnam coś poczuć, a nic się nie dzieje.

— To dlatego, że mi nie pozwalasz. 

— Na co?

— Na, umm — zamrugała kilkukrotnie. — Na moją obecność. 

— Gdyby tak było to z pewnością nie siedziałabym tutaj z tobą, Camila.

— Chodzi mi o to — zamknęła powieki. — O to, że nie pozwalasz mi na bycie obok na dłużej. I wiem też, że częściowo nie wierzysz w to, co mówię. Może i nasza kultura jest dla ciebie w jakiś sposób fascynująca, jednak wciąż nie dowierzasz. Oczywiście, rozumiem to, ale inaczej... Nie wiem jak...

Dłoń Lauren przesunęła się po zakrytych plecach Alfy, zatrzymując się na napiętym karku, który zaczęła delikatnie masować. Tłumaczyła sobie, że robi to dlatego, aby Camila nie czuła się przytłoczona, a nie dlatego, że sama tego chciała.

— To jest skomplikowane. Wytłumaczyć i jednocześnie zrozumieć, kiedy zdarza się, że partnerem jest człowiek, a nie ktoś ze stada — przesunęła dłonią po twarzy. — Nie potrafię powiedzieć ci, w której chwili i po czym poczujesz tę rażącą różnicę w porównaniu do zwykłej relacji między dwoma zwykłymi osobami, a nie kimś takim jak ja. Mogłabym gdybać po byciu, umm, powiedzmy, bardziej oficjalnymi partnerkami, ale to samo w sobie brzmi źle.

— To tak trochę seks za informacje.

— Cóż — Camila zacisnęła usta, czując gorąc na policzkach. — Ujęłaś to dość...bezpośrednio. Jak mówiłam, to brzmi źle, więc nie zamierzam wmawiać ci, że to jest sposób, abyś coś poczuła — podrapała się po brodzie z zakłopotaniem wymalowanym na twarzy, w czym Lauren znalazła coś ujmującego, jednak nie chciała mówić cokolwiek na głos.

— Wszystko sprowadza się u was do seksu — stwierdziła, a brunetka zaskomlała, zakrywając twarz rękawami bordowej bluzy.

— Nieprawda — wymamrotała.

— Prawda, prawda. Ale tylko mówię. To dało się zauważyć.

— Masz inne spostrzeżenie na to.

— A jakie mam mieć? Seks to seks, Camila.

— Chodzi o to, że dla ciebie...dla was jest to po prostu coś fizycznego. Nam zależy na byciu blisko partnera i to też nie jest tak, że patrzymy z seksualnej perspektywy. 

Kobieta wymamrotała to tak szybko, że Lauren potrafiła się jedynie uśmiechnąć. To było naprawdę urocze, jak bardzo się rumieniła, zawstydzała, ale z drugiej strony próbowała wytłumaczyć to, co szatynka doskonale wiedziała. Zdawała sobie sprawę, że dla większości z nich taki kontakt jest bardzo istotny i ma kompletnie odmienne znaczenie niż dla normalnych ludzi. Pewnie zdarzały się jakieś odstępstwa, jednak ostatecznie rozumiała, że wilkołaki są na tyle lojalne, aby zostać przy jednym partnerze, zamiast bawić się w spotkania na jedną noc.

— Wiem.

— Huh? — Zdezorientowane, brązowe tęczówki skrzyżowały się z jej.

— Rozumiem. To kolejna różnica między nami. Pod względem zachowania ogółu.

— Najwidoczniej.

— Hmm — Lauren zerknęła mimowolnie na zegar, który stał na biurku. — Jest już późno. Powinnam się zbierać.

— Och? Musisz, tak?

— Jest pora obiadowa, więc... — Urwała.

— Dinah robiła tacos. Możesz tu zostać, jeśli byś chciała — ostatnie zdanie niemal szepnęła.

— Byłam tutaj już dość długo i jest was teraz dużo, więc... 

— Nie odezwą się do ciebie, jeśli nie będziesz chciała.

— Chodzi mi o to, że nie jestem zbyt dobra w większym towarzystwie — zacisnęła lekko usta. — Nie sprawdzam się w tym, więc lepiej, abym wróciła do siebie.

— W porządku — Camila wyprostowała plecy. — A odnośnie tego, o czym przed chwilą rozmawiałyśmy... — Powstrzymała się przed pełnym niechęci wstaniem, żeby spojrzeć na kobietę. — To, że jesteś moją partnerką do niczego cię nie zobowiązuje. Chcę, abyś miała świadomość, że nawet nie tknę cię palcem, jeżeli nie wyrazisz zgody. Nie zrobię niczego wbrew tobie. Tym bardziej nie wykorzystam swojej siły. 

Nie znały się długo. Powinny jeszcze więcej o sobie wiedzieć. Jednak mimo tego, Lauren ułożyła dłoń na ciepłym oraz opalonym policzku brunetki, muskając miękką skórę kciukiem.

— Wiem, Camila.

— To dobrze.

Camila naprawdę próbowała nie zrobić czegoś głupiego. Nie zdziwiłoby to ani ją, ani kogokolwiek innego ze stada, ponieważ taka już była — miewała perfidne wpadki, które początkowo faktycznie należały do zabawnych, a później wszystkim było jej szkoda. Wiedziała, że przez zdrętwiałe nogi mogła potknąć się i spaść ze schodów długą tuż przed Lauren, która szła obok niej. Albo co gorsza, mogła pociągnąć kobietę za sobą, wskutek czego obie byłyby poobijane.

Camila z pewnością by sobie tego nie wybaczyła.

— Cieszę się, że przyszłaś — powiedziała zadowolona, że nie wywinęła nigdzie orła, zanim sięgnęła po lewą dłoń szatynki i pocałowała ledwie wyczuwalnie jej wierzch, jakby trzymała między palcami najdelikatniejszą rzecz, która potrzebowała ochrony. 

— Mam nadzieję, że przychodzenie z przeprosinami nie będzie nawykiem — drobny uśmiech wstąpił na usta kobiety.

— Nie musiałaś przepraszać za żadnym razem. Naprawdę.

— Nie mogłam udawać, że nic się nie stało — wzruszyła lekko ramionami. — Trochę się zasiedziałam...

— Nic nie szkodzi — Alfa potrząsnęła głową, budząc do życia swoją grzywkę, która znacznie ją odmładzała w tej nieoficjalnej wersji. — Twojemu towarzystwu nie odmówię.

Lauren oblizała usta i zwiesiła trochę w dół głowę. Nie przywykła do takich drobnych, bezmyślnie powiedzianych stwierdzeń, które nabierały szczerości w porównaniu do olbrzymiej ilości komentarzy odnośnie tylko jej ciała, a nie samej osoby. To było coś nowego, wskutek czego reagowała trochę...jak nie osoba, która ma dwadzieścia osiem lat, ale może jakieś osiemnaście. Oczywiście próbowała trzymać swoje reakcje na wodzy, żeby nie zdradzać się całkowicie, ponieważ to też mogłoby mieć złe skutki. Czasami warto się wstrzymywać. Dokładnie tak, jak robiła to Camila, żeby nie zrzucić wszystkiego na barki Lauren.

— Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy — brunetka posłała jej mały uśmiech.

— Tak, tak — kiwnęła odrobinę za szybko głową, ale nie mogła cofnąć tej reakcji. — Muszę tylko na spokojnie przetrawić to o czym mi opowiadałaś — dodała pośpiesznie, co znowu nie było wspaniałomyślnym posunięciem. 

— Rozumiem, oczywiście. 

— Trochę tego było, więc muszę bardziej przybliżyć sobie różnice i dopiero wtedy będę mogła... — Urwała, sama nie wiedząc, co dokładnie chciałaby powiedzieć. 

— Nie musisz się śpieszyć — Camila ponownie posłała kobiecie drobny półuśmiech. — Jestem pod telefonem i mam wystarczająco elastyczne godziny pracy przez dużą liczbę współpracowników, którzy mają przypisane konkretne obowiązki oraz dzięki Zaynowi, więc... Raczej nie będzie problemu ze spotkaniem z mojej strony. Poczekam.

— Dziękuję.

— Nie ma za co — machnęła lekko dłonią, zanim wsunęła dłonie do kieszeni szarych szortów.

Ciało Alfy na moment się napięło, kiedy dłonie Lauren niespodziewanie spoczęły na jej ramionach. Kobieta delikatnie potarła te miejsca, czując natychmiastowo pracę mięśni. Miała głęboką nadzieję, że posłany uśmiech w stronę Camili odrobinę ją rozluźni. Wciąż pamiętała to, o czym powiedziała prawie na początku — o nerwach, które praktycznie prześladują umysł, gdy jest daleko od Lauren. Wiedziała, że nie może wiele z tym zrobić, ale może chociaż drobne zapewnienie... Może chociaż drobny gest dałby kobiecie ulgę. Przynajmniej na chwilę.

Tak to sobie tłumaczyła.

— Nie myśl za dużo, dobrze? — Zapytała najłagodniejszym tonem, na jaki było ją stać w tym momencie. — O tym, że może mi się coś stać. 

— To naturalne dla mnie, że się martwię — odpowiedziała natychmiastowo na jednym wydechu.

— Staram się to zrozumieć, ale jak mówiłam... To nie jest zdrowe. Dla ciebie. Jeżeli naprawdę nie będziesz mogła wytrzymać, bo będziesz miała, sama nie wiem, może nawet swego rodzaju przeczucie, że coś jest nie tak to do mnie napisz. Możesz to zrobić?

— Każdego dnia mogę mieć takie przeczucie — zgryzła dolną wargę. — A nie mogę napastować cię wiadomościami z zapytaniem, czy wszystko w porządku.

— Więc może inaczej — jeszcze raz potarła jej ramiona, zanim przesunęła palcami po ciepłej oraz niemal aksamitnej w dotyku skórze szyi brunetki aż do szczęki, którą łagodnie ujęła w dłonie. — Możesz napisać do mnie rano i wieczorem. Pasowałoby ci to?

Camila zmarszczyła brwi.

— Skąd mam mieć pewność, że to ty mi odpiszesz?

Lauren przekręciła głowę, chcąc w pierwszej chwili posłać jej spojrzenie mówiące: "chyba żartujesz", aczkolwiek w porę się powstrzymała. Mimo wszystko Alfa chyba wyłapała aluzję bez żadnego gestu.

— Dobrze — westchnęła cicho, odpuszczając.

Przynajmniej miała pozwolenie na kontakt, prawda? Nawet jeśli tylko na jedno pytanie... To wciąż. Kontakt. W miarę stały.

To już progres.

Całkiem duży progres. Przynajmniej w jej głowie.

— Nie stresuj się na zapas — powtórzyła jeszcze raz.

Znowu, Camila chciała zaprotestować.

Ale się powstrzymała.

Nie dlatego, aby po prostu trzymać język za zębami, ale przez miękkie usta, które zetknęły się na raptem sekundę z jej opalonym czołem w czułym geście. Natychmiastowo potarła o siebie palce, żeby w jakiś sposób odreagować dreszcze, które wstrząsnęły całym ciałem. Niemal błagała w myślach, aby Lauren nie zauważyła jak bardzo się trzęsie na ten drobny kontakt między nimi.

Dla niej to mogło być nic znaczącego.

Za to Camila najchętniej położyłaby się na tej zimnej podłodze i rozpłynęła przez dotyk jej niedoszłej partnerki.

Lauren nie skomentowała przebłysku złota, który zatlił się jak rozżarzony węgiel jedynie przez moment. Wszystko zniknęło jak za porządnym oblaniem lodowatą wodą ledwie rozpalonego płomienia.

— Do zobaczenia — powiedziała tylko przed odwróceniem się, aby wyjść z willi.

Tak, jak ostatnio Camila cierpliwie czekała — tym razem na ganku — aż Lauren zniknie z pola widzenia. Nie ruszyła się nawet o centymetr, czuwając, czy wszystko jest w porządku.

W jaki niby sposób miała przetrwać kolejne dni pełne niepewności, kiedy już teraz najchętniej by za nią pobiegła?

———

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top