①⓪

W końcu mam wolne, więc wrzucam trochę dłuższy rozdział. 

Za "Anancastic" jeszcze się nie biorę, ponieważ pomijając święto, które wypadło w tym tygodniu pracowałam poniedziałek-sobota i przyszły tydzień wygląda ponownie, a do zabrania się za to ff muszę mieć naprawdę luźniejszy, pełny weekend dla siebie, żeby przemyśleć akcję. Oczywiście coś tam już uzupełniałam, ale teraz jestem na takim etapie, gdzie wszystko musi zostać porządnie napisane, także proszę o cierpliwość.

Nie sprawdziłam tego rozdziału, jestem za bardzo zmęczona, więc możliwe błędy.

———

Lauren jeszcze nie była tak szczęśliwa na widok Camili, kiedy okazało się, że to ona otworzyła drzwi sobotniego ranka. Kobieta uniosła brwi, widocznie będąc zaskoczona tą niezapowiedzianą wizytą i już miała się przywitać, ale głos uwiązł jej w gardle. Nie tylko dlatego, że szatynka stojąca przed nią jak zwykle wyglądała olśniewająco, jednak bardziej z powodu ramion, które owinęły się wokół nagiej talii, przez co pierwszy raz miały bliższy kontakt skóra-skóra. Przyjemnie słodki, kokosowy zapach dotarł do nozdrzy Alfy, kiedy Lauren ukryła twarz w boku jej szyi. To wszystko było tak bardzo niespodziewane, że nie wiedziała, co zrobić z dłońmi. Wypadało odwzajemnić uścisk, ale z drugiej strony nie chciała się narzucać. Nie znała celu wizyty jej niedoszłej partnerki i wolała nie zakładać, że potrzebuje jakiegoś pocieszenia.

Oczywiście Camila dałaby Lauren wszystko, czego by zachciała.

— Przepraszam — wymamrotała, mocniej owijając ramiona, więc były jeszcze bliżej i Alfa praktycznie mogła czuć ciepło całego ciała kobiety oraz coraz bardziej intensywny, przyjemny zapach, który jednocześnie wprawiał ją w nastrój pełen ekscytacji, jak i uspokajał. — Przepraszam za to, co się stało. Znowu — gorący oddech odbił się od szyi Camili, wskutek czego brunetka miała nadzieję, że Lauren nie zwróci uwagę na gęsią skórkę. — Przysięgam, rozmawiałam z nią. Miała być miła. J-ja nie wiem, co... Dlaczego...

Teraz zrozumiała. Szatynka przyszła przeprosić ją za zachowanie Allyson Hernandez. Nie powinna tego robić. To nie jej wina, że przyjaciółka była nieufna po takiej tragedii i Camila sama zgodziła się na to, aby wypowiedziała obraźliwe słowa na głos byleby poczuła się lepiej. Czasami lepiej powiedzieć coś w twarz komuś, kto mógł być czemuś winien, jeśli nie ma się możliwości zwyzywania winowajcy. Ten degenerat nie należał ani do jej stada, ani Alejandro, ale w pewien sposób czuła odpowiedzialność. Był taki jak ona. W pewien sposób. Dlatego przyjęła to na siebie, rozumiejąc ból oraz przemawiający przez Allyson strach.

Dlatego Lauren nie powinna przepraszać za to, że jej przyjaciółka się pogubiła.

— Nie zasłużyłaś na to — kontynuowała. — Naprawdę bardzo cię przepraszam, nie jesteś żadnym... — Urwała po uniesieniu powiek.

Nie były same.

W salonie znajdowało się kilka osób, które dość niedyskretnie spoglądały w ich stronę. Mimowolnie mocniej wtopiła się w ciało Camili, jakby miało ją uchronić, zanim przez nieznane sylwetki mignęła blond czupryna. Niespełna minutę później brązowe, rozbawione tęczówki DJ napotkały jej.

— Kiedy ślub skoro tak szybko wam tu idzie, Karla? — Dinah uniosła brwi z uśmiechem po oparciu się o ścianę.

Lauren natychmiastowo odsunęła się od ciała brunetki, czując zawstydzenie przez ten komentarz. Oblizała lekko usta i wsunęła dłonie do tylnych kieszeni spodni, spoglądając całkowicie na Camilę po raz pierwszy. Chciała przesunąć jeszcze raz językiem po wargach, ale się powstrzymała, ponieważ mogłoby to być zbyt podejrzane. Nie mogła zaprzeczyć temu, że zaschło jej w gardle na widok równo opalonego ciała, które ubrane było jedynie w szare szorty oraz stanik sportowy. 

Zamrugała kilkukrotnie, aby z niechęcią odwrócić wzrok od wypracowanego brzucha, na którym było kilka widocznych kropel albo po pocie, albo po wodzie. Podejrzewała, że prędzej Camila brała niedawno prysznic, ponieważ nie było od niej czuć nieprzyjemnego zapachu. Wręcz przeciwnie. Był silny, słodkawy i przyjemnie drażniący nos. Na tyle, aby wzbudzić zaintrygowanie tego zmysłu oraz pobudzić umysł.

— Nieśmieszne — mruknęła. — Miałaś pomóc robić tacos z tego, co pamiętam.

— Tacos poczeka. Nabijanie się z ciebie nie może — wytknęła lekko język, a Alfa bardziej się wyprostowała.

— Normani!

Dinah wywróciła oczami przed odepchnięciem się od ściany. Skrzyżowała ramiona pod piersiami i krótko zerknęła w stronę przejścia do drugiej zamieszkałej części domu, w której znajdowała się reszta stada poza Betami, Alfą oraz Normani.

— Co znowu zrobiła?

Hamilton wyszła na korytarz, przesuwając dłonią po koszulce, aby zgarnąć z niej jakiś paproch. Uniosła dopiero po chwili spojrzenie, natychmiastowo wyłapując sylwetkę Lauren, która wciąż chowała się w pewien sposób za Camilą.

— Cześć, Lauren — uśmiechnęła się delikatnie.

— Hej — mruknęła i kiwnęła lekko głową.

— A ty nie masz co robić? — Wskazała dłonią na DJ, a później w stronę salonu. — Wyjazd do kuchni.

— Ale...

— Już cię tu nie ma — Normani uniosła brew. — Znowu mam ci wyjaśniać co to jest prywatność?

— Ja tylko...

— Drugi raz nie powtórzę, Dinah Jane.

— Dzięki, Karla — prychnęła i na nowo przewróciła oczami, ale ostatecznie poszła w stronę wskazanego pomieszczenia.

Przed spojrzeniem na twarz Camili, Lauren usłyszała jeszcze ostrzegający głos Normani, która chyba miała tutaj spory autorytet.

— Wam też mogę znaleźć zajęcie, jak dalej będziecie podsłuchiwać. 

Zacisnęła lekko usta i w końcu spojrzała na Alfę, która miała na wargach łagodny półuśmiech. Jej policzki były odrobinę zarumienione, ale Lauren nie śniła tego skomentować.

— Jeśli chciałabyś o tym porozmawiać to proponuję pójść na górę. Tam mogłybyśmy swobodnie wszystko przedyskutować i nikt by nas nie podsłuchiwał — zasugerowała łagodnym tonem Camila, robiąc krok w tył, żeby nie wzbudzić w Lauren poczucia, że zaburza jej przestrzeń osobistą.

— Umm, dobrze — kiwnęła tylko głową, gdy kobieta uśmiechnęła się i odwróciła po wskazaniu, że ma iść z nią.

Tym razem Lauren nie powstrzymała się przed oblizaniem ust, kiedy zmierzyła jej ciało. Uniosła nawet z zaskoczeniem brwi na widok krągłych bioder, które opinały dopasowane szorty, które obnażały wielkość pośladków. 

Dziewczyno, co za tyłek.

Kobieta potrząsnęła sama do siebie głową, mając nadzieję, że Camila naprawdę nie słucha jej myśli. Pośpiesznie uniosła spojrzenie na wąską talię oraz fragment pleców, które nie były zasłonięte jeszcze wilgotnymi, rozpuszczonymi włosami. Mogła bez problemu zobaczyć, jak bardzo pracuje każdy mięsień przy najmniejszym ruchu, co było na tyle fascynujące, że z chęcią przyglądałaby się temu godzinami.

— Proszę — Alfa otworzyła drzwi do sypialni i łagodnym gestem dłoni wskazała, aby Lauren weszła pierwsza. — Wybacz strój — dodała po zamknięciu pokoju. — Byłam jeszcze pod prysznicem, kiedy dowiedziałam się, że przyjechałaś i trochę na szybko wyszłam. Nie wiedziałam, że zamierzasz dzisiaj przyjechać, dlatego byłam zaskoczona i nieprzygotowana — rozsunęła delikatnie jedne z drzwi, które wyjątkowo nie miały normalnego, jasnego koloru drewna tylko lustro na całej długości. — Niedawno zdążyłam wyjść z siłowni, więc jestem trochę... Hm, można by powiedzieć, że nie ogarnięta — zgięła lekko plecy, aby wsunąć na stopy krótkie skarpetki. — Chciałabyś coś do picia lub jedzenia? — Zapytała, zerkając na Lauren, zanim rozciągnęła ciało, żeby założyć przez głowę bordową bluzę z kapturem, prezentując dość nieświadomie więcej muskulatury, którą dotychczas sobie wypracowała.

Lauren nawet nie chciała dopuścić do głosu umysłu, który w kompletnie inny sposób by odpowiedział odnośnie jedzenia. Wzięła lekki wdech i ponownie oblizała wargi. 

— Nie, dziękuję — powiedziała cicho, ponieważ nie wierzyła własnemu głosowi. 

— Rozumiem — skinęła głową i odrobinę przybliżyła się do kobiety, aby wskazać dwie białe pufy, w których mogłyby zająć miejsce.

Wyglądały, jak te wielkie piłki, w których dzieci zatapiały się bez opamiętania, czując pod palcami niewielkie kuleczki albo jakiś miękki, upchnięty materiał. W przeciwieństwie do tego wyobrażenia, te rodzaje wyposażenia idealnie wpasowywały się w harmonię panującą w sypialni. Wskazywały też w pewien sposób na nowoczesność i może nie taki stary wiek osoby, która tu pomieszkuje. Przeważnie znajduje się zwykłe krzesła w pokojach zamiast tego typu zamiennika.

— Odnośne tego, co powiedziałaś — Camila odsunęła w tył niewielki biały stolik pomiędzy ich pufami. — Nie musisz mnie przepraszać. Sama uznałam, że dobrze będzie, jeśli powie na głos to, co chce. 

— Do nikogo nie powinna się zwracać w ten sposób. Normalnie jest naprawdę miłą osobą, ale... Prosiłam, żeby była w porządku. Nie wiem, co w nią wstąpiło, ale nie zasłużyłaś, żeby ktoś tak o tobie mówił.

— Tylko, że ja chciałam, aby to z siebie wydusiła. Nie mogła powiedzieć tych słów do bezpośredniego winowajcy, który zabrał jej siostrę i chociaż w taki sposób mogła to z siebie wyrzucić. Z pewnością to na niej ciążyło — uśmiechnęła się słabo. — I nawet jeśli osoba, która jest odpowiedzialna za śmierć rodzeństwa Allyson nie była ani w mojego ojca stadzie, ani w moim to czuję się w pewien sposób... Hmm. To był ktoś taki jak ja. Pod względem swojej natury, ale był degeneratem. Czuję, że w jakimś stopniu mam obowiązek odciążyć twoją przyjaciółkę chociaż w taki sposób. Wyrzucenie z siebie czegoś tak drobnego jak wyzwisko przez tyle lat musiało być trudne, dlatego chciałam pomóc. Nie obraził mnie w żaden sposób ten zwrot. Można bez wahania powiedzieć, że osoba, która dopuściła się takiego czynu była i jest bydlakiem.

Lauren zamilknęła. Nie wiedziała, jak na to odpowiedzieć. Camila była nadto wyrozumiała, chcąca ponieść odpowiedzialność za coś, czego nie zrobiła i zdecydowanie za bardzo pobłażliwa. Bez względu na to, kim była ta osoba, nie mogła dostawać w jej imieniu wyzwisk. 

— Nic jej nie usprawiedliwia. Minęło dużo czasu — odpowiedziała. — Powinna się z tym pogodzić na tyle, aby nie rzucać się do pierwszej napotkanej osoby twojego...pokroju. Tego nie można tłumaczyć. Nie zrobiłaś tego, więc... Więc po prostu nie możesz zbierać wyzwisk za czyny, których nie popełniłaś. To nie jest ulga tylko znajdowanie kozła ofiarnego.

— Przynajmniej poczuje się lepiej — wzruszyła delikatnie ramionami, nim zgarnęła w tył swoją grzywkę. — Nie chciałam jednak wytwarzać między wami nieporozumień za co przepraszam. 

— Nie rozmawiałam z nią o tym — przyznała, uciekając wzrokiem w najdalszy kąt sypialni. — Nie byłam w stanie. Wiem, że powiedziałabym za wiele bez ochłonięcia. O tyle za dużo, aby później żałować każdego słowa.

— Jesteś dobrą przyjaciółką. 

— Może w jakimś stopniu — zacisnęła lekko usta. — Ale z pewnością nie dobrym człowiekiem. To już drugi raz, kiedy wina leży po mojej stronie i muszę cię przepraszać.

— Nie musiałaś mnie za nic przepraszać, jak mówiłam. To nie twoja wina.

— Zawsze jesteś poszkodowaną. Z mojej winy — pochyliła się w przód, oparła łokcie na udach i wplątała palce we włosy, żeby chwilę później delikatnie przeczesać je do tyłu. — Nie wierzę, że to mówię, ale chyba lepiej dla ciebie, żebyśmy więcej się nie spotykały.

— Dlaczego?

Camila przełknęła rozczarowanie pomieszane ze smutkiem na samą myśl o byciu z dala od Lauren. Ona wciąż nie rozumiała, jak wiele dla niej znaczy i jak bardzo wpływa na nią sama obecność. Nie musiałaby nawet nic mówić. Sama egzystencja oraz to, że byłaby niedaleko zrobiłby z Alfy najszczęśliwszą osobę na świecie. 

Ale nie mogła tego wytłumaczyć. Chciałaby, ale nie mogła. Nie teraz. Przeraziłaby jedynie kobietę samą potrzebą bycia obok. To mogło nie być dla niej tak naturalne i normalne, jak dla Camili. To mogło być po prostu chore. I kropka. 

— Nie wiem, co jeszcze się stanie, gdybyśmy spotkały się ponownie. Przez chwilę jest dobrze, po czym wszystko się psuje i to zawsze ja jestem winowajcą i... I nie chcę, żebyś była przeze mnie raniona.

— Nie zraniłaś mnie.

— Nawet jeśli to nie wiadomo, czy następnym razem znowu coś się nie wydarzy...

— Lauren — kobieta oblizała delikatnie usta i przybliżyła odrobinę pufę w stronę szatynki. — Gdybyś mnie zraniła albo chciałabym przestać się z tobą widywać to bym powiedziała.

— Zawsze tak się mówi — westchnęła cicho. — Poza tym zawsze jesteś taka...taka opanowana. Jakby nic cię nie ruszało i na pewno byś nic nie powiedziała. Nie jestem głupia, żeby w to wierzyć.

— Tylko daję takie wrażenie — złączyła ze sobą palce. — Tak naprawdę staram się trzymać w sobie emocje, ponieważ nie chcę ich na ciebie zrzucać. Mogłabym cię w ten sposób wystraszyć, bo odczuwamy wszystko bardziej intensywnie i wiem, że na tym etapie lepiej jest pewne rzeczy zatrzymywać dla siebie.

— Podobno jestem twoją partnerką — zmarszczyła brwi i spojrzała na twarz Alfy. — Nie znaczy to u was, że nie powinno się czegoś ukrywać?

Camila podrapała się nad brwią.

— Masz rację. Trafna uwaga — przygryzła delikatnie dolną wargę. — Jak mówiłam, nie chcę cię wystraszyć. Wiem, że jest duże prawdopodobieństwo, abyś odebrała pewne rzeczy w zły sposób i mogłabyś dojść do wniosku, że jestem, nie wiem, może wariatką? Ciężko jest mi ubrać w słowa to, jak mogłabyś mnie określić, gdybym za każdym razem mówiła, jak się czuję, kiedy jesteś w pobliżu. 

— Od czegoś chyba powinnyśmy zacząć, żeby cokolwiek miało sens, nieprawdaż?

— To przerażające. W pewien sposób. Mam na myśli, zdaję sobie sprawę, że powinnaś właściwie wiedzieć wszystko, ale przez długi czas byłam przyzwyczajona do tego, aby jakiekolwiek emocje pokazywać tylko do stada, że teraz ciężko będzie się przestawić. Zostałam nauczona, żeby nie afiszować się z uczuciami, ponieważ dawno temu w naszej, powiedzmy, kulturze to była słabość. Pokazywało się partnerom szacunek i na tym koniec. Reszta musiała uznawać Alfę za autorytet. Nic więcej. I przez to, że mój ojciec był wychowywany na takich zasadach mam większe skłonności do chowania się za chłodniejszą postawą, chociaż dla... — Camila machnęła lekko ręką. — Dla nich bywam pobłażliwa. Są młodzi, czasami robią głupie rzeczy, jak każdy. Dinah cały czas pakuje się w kłopoty przez słownictwo i brak pohamowania pewnych uwag, ale porównując musztrę, jaka powinna być, a to jak jest naprawdę w tym domu to... To mają tutaj luz. Jesteśmy w tak samo ciepłych relacjach i nikt się nad nikim nie wywyższa i wiemy, że możemy wzajemnie powiedzieć sobie wszystko, ale kiedy przychodzi temat partnera to... To nie jestem w stanie od razu mówić o wszystkim. Nie chcę się narzucać, a oprócz tego zdaję sobie sprawę, że masz swoje życie i nie mogę próbować na siłę zmieniać twoich przyzwyczajeń, jakiejś rutyny. I jak mówiłam, mogłabyś źle odebrać moje emocje. 

— Rozumiem — powiedziała powoli. — Ale wydaje mi się, że mogłabym więcej do siebie przyjąć, gdybym stopniowo poznawała waszą kulturę. Nie jestem z tych osób, które są ograniczone na pewne normy. Potrafię mieć otwarty umysł tylko może faktycznie potrzeba czasu, małych kroków.

— Mogę ci coś pokazać?

— Dobrze — Lauren zmarszczyła brwi. — Co takiego?

— Mogłabyś podać mi swoją dłoń? 

Blada ręka chwilę później została ujęta w najdelikatniejszy uścisk. Camila jeszcze bardziej przysunęła się do siedzenia, które zajmowała szatynka, zanim wyjaśniła powód podania dłoni.

— Wspomniałaś, że wyglądam na opanowaną.

— Tak. I co w związku z tym?

— Teraz też?

— Cały czas.

— Chciałabym ci tylko pokazać, że to nie...że to nie tak. Po prostu trzymam w sobie emocje.

Alfa powoli oblizała usta po tym, jak ruchem głowy odsunęła włosy ze swojej szyi, więc spadły kaskadą na plecy. Delikatnie wyprostowała palce wskazujący i środkowy kobiety, po czym przytknęła je do skóry tuż pod szczęką na tyle mocno, aby mogła wyczuć puls.

— Czujesz? 

Powiedziała to szeptem, jakby obawiała się reakcji Lauren. Natomiast szatynka skupiła uwagę na jednym punkcie — na własnej dłoni, która tak kontrastowała ze swoją bladością w porównaniu do opalenizny. Próbowała wyczuć pod opuszkami tętno, które chwilę później dało o sobie znać. A może tak naprawdę czuła je od początku tylko nie przywiązywała do tego uwagi, bo synchronizowało się z jej własnym?

Fakt był taki, że serce Camili biło tak nieprawdopodobnie szybko, że początkowo nie dowierzała. Zerkała to na rękę, to na spokojną twarz, aby to sobie wytłumaczyć. Zobaczyła również drobny przebłysk złota w tęczówkach Alfy, jednak tylko przez sekundę, czy dwie.

— Dla mnie — zaczęła cicho brunetka. — Jest to normalne, kiedy jesteś gdzieś w pobliżu. Jednak gdyby spojrzeć z drugiej strony i zostałabym zbadana to pewnie miałabym nieodkryty stopień zawału. O ile są stopnie zawału — zmarszczyła brwi na ostatnie zdanie. — Wolałam ci pokazać, że nie kłamię, ponieważ w tych czasach słowa podobno nie zawsze odzwierciedlają prawdę. I mam też świadomość, że nie jestem dobra w przemowach o sobie, dlatego coś praktyczniejszego, jak to po prostu mnie wyręczyło. Mogłabym palnąć czymś głupim i od razu zechciałabyś stąd wyjść przez nieporozumienie.

— Jesteś pewna, że o nie zawał? — Mimo wszystko, Lauren musiała mieć pewność.

— Tak. To normalna reakcja, kiedy jesteś gdzieś obok. Przynajmniej dla mnie. Tutaj jest ta różnica. Dla ciebie może to być coś takiego jak zawał, a dla mnie norma. Widzisz jakie to przeciwieństwa?

— Cóż, nawet czuję — stwierdziła. — Dlaczego tak reagujesz? Zrobiłam coś nie tak?

— Nie zrobiłaś niczego źle — potrząsnęła lekko głową, gdy Lauren zabrała dłoń, co właściwie nie było jej celem, ale nie chciała, żeby zaczęło robić się niezręcznie. — Sama obecność partnera bardzo na nas wpływa. Każdy odbiera to inaczej, oczywiście.

— A jak ty? Tylko jesteś nerwowa?

— Nie nazwałabym tego w ten sposób. Umm, bardziej efektem dwóch odmiennych emocji — zacisnęła lekko usta w zamyśleniu. — Dla przykładu... Uhm, czuję ekscytację, ponieważ jesteś obok, mam możliwość porozmawiania z tobą i spędzenia czasu — powiedziała powoli po chwili, starannie dobierając słowa. — Ale czuję również zrelaksowanie pod względem fizycznym, ponieważ nic ci się nie stało. Jesteś tutaj, więc nie muszę się martwić, że coś nieprzyjemnego mogłoby mieć miejsce, kiedy nie byłabym w pobliżu — zaczęła bezsensownie gestykulować dłońmi. — I powiedzmy, że w pewien sposób te dwa...odczucia mieszają się ze sobą, tworząc w pewien sposób obawę, ponieważ nie będziesz tutaj wiecznie i znowu zacznę się obawiać, czy nic ci się nie dzieje. I wiem też, że nie będę taka zrelaksowana i nie będę mogła z tobą porozmawiać o czymkolwiek. Można więc powiedzieć, że wiele emocji nakłada się na siebie, tworząc ostatecznie ze mnie trochę taki, hmm, kłębek nerwów. Chcę czerpać jednocześnie jak najwięcej ze spędzonego razem czasu, ale gdzieś z tyłu głowy mam świadomość, że to dobiegnie końca i znowu będę od ciebie daleko i... Tak. I tak to mniej więcej wygląda. 

— Och.

Lauren nie wiedziała, co o tym myśleć. Pewne było jednak to, że Camila miała tendencję do martwienia się na zapas, a to z kolei nie było dobre. Zwłaszcza, kiedy próbowała maskować emocje.

— To niezdrowe, żeby się tak denerwować — powiedziała cicho. — To może mieć zły wpływ. Na każdego.

— Dlatego trzymam to dla siebie.

— To nie zmienia faktu, że możesz czuć się przez to coraz gorzej mentalnie.

— Chyba da się do tego przywyknąć. Do takich sprzeczności w sobie.

— Chodź tutaj — tym razem szepnęła, pokazując gestem dłoni, aby Camila zajęła miejsce obok na dość obszernej pufie. 

Alfa zmarszczyła brwi i powoli wstała. Zerknęła pytająco na kobietę, nie rozumiejąc, dlaczego chce, żeby usiadła obok, ale nie zamierzała się wykłócać. Obserwowała jedynie przez chwilę, jak Lauren zsuwa buty, po czym siada w lekkim rozkroku.

— Usiądź — poklepała wolną przestrzeń pufy pomiędzy zakrytymi udami.

— Dlaczego?

— Nie gryzę — szatynka uniosła wargi w uśmiechu, zanim Camila zdecydowała się zająć trochę pokracznie i w dodatku bokiem wskazane miejsce.

— Dlaczego miałam usią... — Urwała, gdy ramiona Lauren delikatnie owinęły się wokół jej mostku, przyciągając do klatki piersiowej.

— Czuję się odpowiedzialna za ten bałagan — wytłumaczyła i oparła się wygodnie, po czym jeszcze bardziej przybliżyła Camilę, więc prawie na niej leżała.

— J-ja...

— Masz trochę wolnego czasu, aby przestać się wszystkim martwić?

— Umm, tak. Tak, mam. Dla ciebie wszystko.

— Zrelaksuj się — poprosiła Lauren, opierając policzek na głowie Alfy, zanim zaczęła delikatnie pocierać ramiona oraz plecy w kojącym geście.

— Łatwo powiedzieć — mruknęła, wciąż będąc cała spięta.

— Skup się na czymś innym. Nie na tym, że to ja.

— To co to za przyjemność? — Wymamrotała bardziej do siebie i potarła rękawem oko, co zdaniem szatynki było urocze.

— W takim razie, hmm... Poopowiadaj mi trochę o waszych zwyczajach. Może jak będziesz mówiła o czymś to przestaniesz się tak denerwować.

— Zależy, co chciałabyś wiedzieć.

— Nie wiem... Może — zmrużyła odrobinę powieki. — Może powiedz mi, czy to jakiś konkretny gest dla was, czy tylko dla ciebie z całowaniem lewej dłoni.

— Cóż, mówiłam ci już kiedyś, że to okazanie szacunku partnerowi.

— Ale dlaczego lewa dłoń? Specjalnie, czy tak po prostu?

— Na lewej dłoni nosicie obrączki po ślubie — Camila mimowolnie zamknęła oczy, gdy przyjemnie delikatne palce gładziły jej policzek oraz włosy na zmianę. — Dlatego tylko partner może całować tę dłoń. Nikt inny. Reszta może prawą, ale to nie zdarza się często. Prędzej ze strony dobrze wychowanego mężczyzny z najbliższej rodziny.

— To ma dla was jakieś szczególne znaczenie?

— To przypisany przywilej, którego nikt nie może nam zabrać.

 — A co by się stało, gdyby, czysto hipotetycznie, ktoś pocałował mnie w lewą dłoń?

— Jeśli byłby to nieświadomy człowiek to reakcja jest kwestią, czy to było grzecznościowe, czy zbyteczny gest przed narzucaniem się — stwierdziła cicho, mimowolnie zaciskając palce na bluzie na samą myśl, że ktoś mógłby zachować się w niegodny sposób w stronę jej Lauren. — Jeżeli jednak ktoś, kto jest świadomy znaczenia tego gestu to są dwie, powiedzmy, opcje. Pierwsza to wyjaśnienie, że konkretna osoba jest sparowana. Przeważnie wtedy się przeprasza i wycofuje. Jeśli nie ma takiej reakcji to jest druga możliwość, czyli wzięcie gdzieś na bok.

— I co dalej?

— To zależy. Preferuję cywilizowane rozmowy, że sobie nie życzę takiego zachowania, ale pewnie większość osób mojego pokroju, w dodatku Alf, od razu dałaby w twarz i kazała przepraszać za takie zachowanie. Nie mnie. Ciebie, oczywiście.

— Och.

— Ale nie jestem za przemocą — dodała szybko. — Wolę pokojową drogę i trzymam się jej, dopóki potrząśnięcie kimś nie jest ostatecznością.

— Rozumiem — Lauren przekręciła lekko głowę, wtulając mimowolnie nos w pachnące, ledwie wilgotne włosy kobiety. — A jak by to było w jakimś klubie? W przypadku, gdzie ktoś by się narzucał?

— To zależy chociażby od tego jak wyglądałaby nasza relacja. Jeśli na podłożu czysto koleżeńskim, czy przyjacielskim to nie miałabym prawa robić scen i pewnie wysłałabym DJ, żeby odgoniła tę osobę, gdyby było widać, że nie jesteś zadowolona z jej towarzystwa. Jeśli jednak odpowiadałaby ci obecność tego kogoś to nie mogę się wtrącać. Teoretycznie mogłabym, ale praktycznie nie zachowałabym się w zły sposób. Nie chciałabym być odbierana jako zazdrosny troglodyta — Camila mimowolnie coraz bardziej relaksowała się pod dotykiem kobiety, co nie umknęło uwadze Lauren, ale niczego nie skomentowała, żeby nie wróciły do punktu wyjścia. — W przypadku, gdzie byłybyśmy oficjalnie partnerkami to powinnaś wiedzieć, że lepiej odgonić od siebie obcą osobę. To nie byłoby dla mnie przyjemne, gdybyś tego nie zrobiła i udawała, że takie zachowanie podczas wspólnego wyjścia jest w porządku. Aczkolwiek jeżeli okazałoby się, że nie chcesz towarzystwa tej osoby to podeszłabym do ciebie z DJ i ona pewnie zaczęłaby przygadywać temu mężczyźnie czy kobiecie, a ja upewniłabym się na pierwszym miejscu, czy wszystko jest z tobą w porządku. Gdyby zdarzyło się tak, że jest to bardzo narzucająca się osoba i nie odpuszcza pomimo takiej interwencji i reakcja DJ nic by nie dała to ostudziłabym temperament tego kogoś do takiego stopnia, aby nie pojawił się nawet w zasięgu wzroku.

— Dlaczego wszędzie jest DJ?

— To moja Beta. Musi o ciebie dbać, jak nie ma mnie w pobliżu. To jej niepisany obowiązek — wytłumaczyła lekko. — Tak samo ja zawsze zwracam uwagę na Normani, kiedy nie ma DJ. Akurat złożyło się tak, że Mani ze mną pracuje, więc Dinah przynajmniej nie martwi się o nią tak bardzo, jak w przypadku stanowiska gdzieś indziej niż w mojej firmie. 

— Normani ma na nią duży wpływ. I chyba resztę też w jakimś stopniu.

— Nie pozwala, aby ktoś jej, powiedzmy, podskakiwał.

— Dinah się słucha.

— Zna Mani na tyle dobrze, żeby wiedzieć, jaka potrafi być i nadal ją kocha, więc to żaden problem. Nawet jeśli czasami robi niezadowoloną minę to tak naprawdę jest miękką kluchą, gdy chodzi o Normani.

— A co z pozostałymi? Dlaczego tak jej słuchali?

— Pierwszy raz spotkali człowieka, który postawi się każdemu, mając właściwie w głębokim poważaniu, kim jest druga osoba. Zaimponowała im i wiedzą, że z nią nie ma żartów, więc słuchają. Poza tym, jest dla nich jak taka druga ja tylko, że w tym przypadku Normani jest bardziej surowa. Do mnie przychodzą, kiedy są jakieś delikatne sprawy albo mocne spory i mam obowiązek się tym zająć. Do Mani za to w błahych sprawach — Camila nawet nie zwróciła uwagi, że jej głowa całkowicie opadła na ramię delikatnie uśmiechniętej Lauren. — I przez większość czasu dogryzają sobie dla żartów.

— Opowiesz mi jeszcze o waszej kulturze?

— Dobrze. Jest coś konkretnego, o czym chciałabyś, abym powiedziała?

— O najbardziej rażących różnicach między nami.

— W porządku.

Camila wydawała się zadowolona z takiej luźnej rozmowy, a Lauren cieszyła się, że mogła na spokojnie posłuchać o czymś nowym i jednocześnie ją poznać. Atmosfera pomiędzy nimi była na tyle przyjemna, że gdyby tylko szatynka miała trochę wypite to pewnie znowu zrobiłaby coś tak nieodpowiedzialnego, jak pocałowanie kobiety.

Tym razem pomyślała o tym na trzeźwo.

Jednak ze świadomością ledwie musnęła ustami czoło Alfy, która próbowała ukryć uśmiech z niepowodzeniem, ponieważ był tak szeroki.

Lauren oblizała usta z myślami pełnymi nadziei o ponownym, a nawet częstszym zobaczeniu tego widoku beztroskiej Camili, która pozwalała sobie na relaks, na rumieńce, na uśmiech, a nawet na śmiech.

Naprawdę miała nadzieję, że zobaczy radosny wyraz odmładzający poważną twarz więcej niż ten jeden raz.

I jeszcze bardziej skrycie, że będzie powodem tej wesołości.

———

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top