⑧⑧

Camila wiedziała, że to nie na miejscu myśleć tylko o sobie, zwłaszcza w takiej sytuacji, ale nie mogła wybaczyć sobie, że nie poszła z Lauren do kliniki. Nie mogła sobie wyobrazić, jak samotna i przerażona musiała być. Zdawała sobie jednak sprawę z tego, że ją zawiodła — powinna z nią pójść. To była jedyna opcja.

A tymczasem stchórzyła. Chyba. Camila sama nie wiedziała, czemu nie poszła z Lauren. Mogła się wewnętrznie nie zgadzać z decyzją starszej kobiety, ale...to nie tak, że nie poszła na upartego, umyślnie i z tego powodu. Nie miała pojęcia, czemu tak zrobiła.

Do teraz nie mogła sobie wyobrazić, jak musiała się czuć Lauren, będąc sama w klinice. Camila była przekonana, że na te wszystkie ich wpadki w relacji, tym razem naprawdę spieprzyła sprawę. Była niesłowna. W jednej chwili powiedziała przecież, że będzie przy kobiecie w każdej chwili, a w drugiej nawet nie pofatygowała się z nią w tak ważnej sprawie — czekała jedynie jak ostatni debil pod jej domem, czekając na gotowe.

Dosłownie.

Camila powróciła do rzeczywistości, kiedy poczuła coś miękkiego i ciepłego na swoim ramieniu. Zerknęła w bok, dostrzegając, że Lauren oparła o nią policzek, niezmiennie siedząc z przyciągniętymi kolanami do klatki piersiowej. Między palcami męczyła wilgotną od łez chusteczkę, która nadawała się do reszty leżących na stoliku.

Alfa nawet nie była w stanie powiedzieć, ile czasu już tak siedziały, wylewając łzy i szlochając. Głowa młodszej kobiety pękała z bólu. Trochę się z tym torturowała, bo bez wiedzy Lauren, zabierała od niej każdy ból, aby choć w tym ją odciążyć. Chociaż tyle mogła dla niej zrobić.

— Jestem zmęczona — wyszeptała Lauren jako pierwsza.

— Ja też — przyznała równie cicho Camila.

— Ucieka nam czas.

— Wiem — westchnęła cicho. — Im dłużej o tym myślę, tym bardziej przekonuję się do tego, co powiedziałaś — zaczęła Alfa. — To ogromna odpowiedzialność, od której żadna z nas nie może ot tak uciec, jeśli byśmy chciały...zostawić sytuację taką, jaka jest obecnie. Wiem też, że nie jest między nami całkowicie dobrze. Wciąż masz mi za złe to, że w moich oczach nie jesteśmy razem, mimo że spędziłyśmy ze sobą noc. I wiem, że w twoich oczach to wygląda jak zemsta.

Lauren objęła ramionami swoje kolana, nie wcinając się ani słowem.

— To naprawdę nie była zemsta. To strach. Brzmi to głupio, bo z jednej strony chcemy naprawić naszą relację, a z drugiej bardzo się tego boję. Wtedy...kiedy byłyśmy razem nieustannie pozostawiałam niedopowiedzenia, przez co samą siebie raniłam. Teraz to przerabiamy, ale...nadal jest ze mną strach, że znowu się sparzę. Więc... — Przetarła swoje gorące czoło. — Więc skoro mamy taką pracę przed sobą, to wzięcie na siebie tak ogromnej odpowiedzialności nie byłoby rozsądne.

Camila wzięła głęboki oddech.

— Poza tym, to nie tak, że kiedyś...w przyszłości nie mogłybyśmy się starać o dziecko, ale tym razem świadomie. To nie tak, że okazja na to zaraz przepadnie.

— To niedobrze...

Alfa zerknęła na kobietę, która pierwszy raz się odezwała.

— Co takiego? — Dopytała starszą.

— To, że przekonujesz się do tego, co powiedziałam, bo jednocześnie ja przekonuję się do tego, o czym ty mówiłaś. O zachowaniu.

— Och... — Tego Cabello się nie spodziewała. — Co teraz o tym myślisz?

— Brakuje nam nadal zaufania i takiego zapewnienia, że naprawdę będziemy ze sobą rozmawiać, co potwierdza dosłownie to, o czym chwilę temu mi opowiedziałaś. Że się boisz. To wynika z tego, ile razy też cię zawiodłam, a ty czułaś, że nie możesz zbyt wiele mi powiedzieć, bo się wystraszę i ucieknę. Nie byłoby tak, gdybym wcześniej zapewniła stabilność między nami i bardziej otwarcie i szczerze z tobą rozmawiała, zwłaszcza o tym, co czuję, żebyś i ty miała zapewnienie, że to w porządku ze mną rozmawiać o poważnych kwestiach, zamiast po prostu...być ze sobą. 

— To fundamentalne kwestie — przytaknęła Camila.

— I nad tym pracujemy — kontynuowała Jauregui. — I widzę światło w tunelu. Naprawdę się do tego przykładamy. I tak, jak wspomniałaś, co nam po tym zostaje... Jedynie rozwijanie związku. A z tym pojawiają się decyzje o wspólnym mieszkaniu, być może zaręczynach i ślubie, dzieciach. W różnej kolejności. To nie jest coś, co by nas ominęło. Sprawy po prostu niespodziewanie przyspieszyły.

— Tylko gdzie w tym czas dla nas, żeby cieszyć się z tego, że byłybyśmy razem? Tylko we dwie? 

— Wiem... — Starsza westchnęła. — Z drugiej strony... — Wyprostowała plecy, odrywając policzek od ramienia Cabello. — Jakie są szanse? Wciąż nie rozumiem, czy my o czymś później rozmawiały, że wpadłyśmy intencjonalnie na tak ryzykowny pomysł, żebyś była w trzeciej formie... Jakby... Jakie są realne szanse? Nie jesteśmy tak nieodpowiedzialne.

— Wychodzi na to, że jednak takie jesteśmy. Nie wiem, co nas zamroczyło.

— Alkohol — wymamrotała Lauren.

— I napięcie od kłótni — dodała Camila. — I tęsknota.

— Mhm... — Przekręciła głowę, aby spojrzeć na Alfę pierwszy raz od dłuższego czasu. Miała najpewniej tak samo opuchnięte i czerwone od płaczu oczy, co sama Jauregui. — Nie pomaga za wiele wizja dziecka z twoimi oczami, kiedy tylko się zapomnę i odpływam z myślami.

Camila rozchyliła wargi, kompletnie zaskoczona.

— Och.

— To trudna decyzja. Wiele musiałoby się między nami zmienić i to na szybko.

— Wiem — Cabello zacisnęła wargi, niepewna, czy powiedzieć, co przechodziło jej przez myśl. — Doskonale wiem, że jesteś niezależna, ale... — Zaczęła, żeby nie stchórzyć i nie odezwać się wcale. — Nie wyobrażam sobie tego, że mogłabym być obok ciebie na stałe, gdybyśmy nie zmieniały obecnej sytuacji. 

— W sensie?

— Nie mogłabym znieść odległości. Nie wystarczyłoby mi spotykanie się co jakiś czas albo nawet codziennie po parę godzin. Żeby faktycznie pomóc ci, kiedy byś tego potrzebowała musiałabym znajdować się obok na stałe. Tym bardziej po 9 miesiącach... Cóż, niecałych, ale nadal... — Oblizała nerwowo usta. — Nie wyobrażam sobie tego bez mieszkania razem.

Barki Lauren znacznie opadły.

— Pewnie bym zwariowała, gdybym była sama ze sobą — przyznała, spoglądając w kierunku zdziwionej Camili. — W tym się zgadzam. 

— Skoro już podejmujemy ryzykowne rozmowy... — Alfa nie wychodziła z rytmu i chwyciła za jedną z dłoni kobiety. — To, co teraz powiem nie jest zależne od tego, jaką decyzję podejmiemy w kwestii ciąży.

Jauregui zmarszczyła brwi.

— Okej... O co chodzi?

— Wiem, że się starasz. Rozmawiasz ze mną. Jesteś też ze mną szczera. I...naprawdę nie uciekasz, kiedy nasze rozmowy są ciężkie... — Dołożyła drugą dłoń, teraz z każdej strony trzymając rękę Lauren. — Jeśli będę dłużej tak przed tym uciekać, to zacznie to wyglądać, jakbym cię karała za błędy, których widzę, że nie chcesz popełniać i naprawdę się starasz. Dlatego...

Zrobiła chwilową pauzę — nie dla dodatkowego efektu, ale nie wiedziała, jak ubrać to w słowa, choć jednocześnie sprawa była banalnie prosta.

— Powinnam bardziej ci zaufać. I chociaż nadal się tego boję, to powinnam patrzeć na fakty, zamiast tylko siedzieć w swoich obawach, bo inaczej tylko one mi zostaną... — Delikatnie ścisnęła dłoń kobiety w swoich. — Naprawdę chcę z tobą być. Przepraszam, że poczułaś, jakbym realizowała jakąś zemstę po tym, jak spędziłyśmy razem noc, a ja próbowałam ominąć temat związku. Idzie nam naprawdę dobrze i powinnam bardziej ci zaufać, bo widzę, że się starasz i dużo już zmieniłaś. Dlatego...jeśli nie zraziłam cię moim zachowaniem, to naprawdę chciałabym spróbować. 

— Nie tylko ja się zmieniłam — zauważyła Jauregui. — Właśnie przekonałaś się do tego, żeby otwarcie powiedzieć mi o swoich obawach, i jednocześnie chcesz się przemóc i spróbować ze mną być.

— Już wcześniej ustaliłyśmy, żeby te starania szły z obu stron — Camila nieznacznie uniosła kącik warg. — Wiem, że nie jest to wymarzony moment, żeby o tym rozmawiać, kiedy są również inne naglące sprawy, dlatego... Nie naciskam. Chciałam tylko to powiedzieć, żebyś wiedziała. Możemy wrócić do rozmowy o tym innym razem. Naprawdę. Po prostu...chyba musiałam to z siebie wyrzucić.

— Jest coś, co chyba powinnam ci powiedzieć... — mówiąc to, na twarz Lauren wpadł grymas, a w oczach tliła się obawa. Jej ciało całkowicie się spięło. — Z drugiej strony obawiam się, że dasz mi potwierdzenie na odpowiedź, którą znam i nie wiem, czy sobie z tym poradzę.

Alfa zmarszczyła brwi. Nie powstrzymała swojej instynktownej reakcji i ponownie chwyciła dłoń Lauren w obie swoje. Przez ten kontakt mogła wyczuć, jak drżała.

— Nie może być tak źle — Camila próbowała ją trochę wesprzeć. Przesunęła kciukiem po jasnej, gładkiej stronie dłoni kobiety w ramach otuchy. — Przecież na ciebie nie nakrzyczę.

— Krzyk byłby najmniejszym problemem — starsza pociągnęła nosem. — To też mocno przyczyniło się do tego, że zareagowałam jak zareagowałam następnego dnia, po tym, jak powiedziałaś, że nie jesteśmy razem — wolną dłonią zaczesała nerwowo włosy. — To ten czas, kiedy spędziłyśmy razem noc.

— Jakiego potwierdzenia z mojej strony się boisz? Następnego dnia miałyśmy...czołówkę względem tego, prawda.

— To potwierdzenie wydaje się oczywiste — głos Lauren zadrżał, w dodatku uciekła wzrokiem, chociaż Camila zdążyła zauważyć zbierające się w oczach łzy. 

— Najpierw mi powiedz, dobrze? — Ponownie pogłaskała jej dłoń i przysunęła się trochę bliżej ciała kobiety. — Domysły wiele razy narobiły więcej problemów. I rzadko kiedy się sprawdzały.

— Cóż... 

Lauren pociągnęła nosem i wzięła kilka uspokajających oddechów, które wprawdzie niczego nie poprawiły. W dodatku ściskało ją w klatce piersiowej ze stresu. Miała wrażenie, jakby ktoś ją obejmował i próbował zgnieść. Nie mogła nawet powstrzymać drżenia dłoni. I zdecydowanie potrzebowała prysznica, bo cała się spociła tym wszystkim.

Z drugiej strony tamta sytuacja regularnie do niej powracała i musiała prędzej czy później o tym porozmawiać, żeby ruszyć dalej. Chociaż było to cholernie stresujące, to przekonała się już parę razy, że przegadanie wątpliwości z Camilą znacząco pomagało.

Wcześniej w życiu by tak nie pomyślała.

Przez głowę przeszła jej myśl, jak bardzo się zmieniła.

— Nie byłaś tego świadoma... — Zaczęła cicho Jauregui. — Po wszystkim poszłaś spać. Za to ja jeszcze trochę się kręciłam, poszłam po koc... — Chrząknęła cicho. — Byłam pewna, że śpisz, nie w tym rzecz... — Zacisnęła wargi. — Powiedziałam coś, mimo że spałaś i...to oczywiste, że się nie odezwałaś. W końcu spałaś, tak? — Przetarła nerwowo czoło. — Ale zdałam sobie sprawę, że role się odwróciły i...

Lauren z trudem przełknęła ślinę, utrzymując spojrzenie w podłodze. Nie była w stanie zerknąć na Camilę. Nie chciała też wyjść na taką, która się użala nad sobą, bo w tej kwestii nie miała do tego trochę prawa.

— Wiem, że mówiłaś mi to samo. Czasem, kiedy spałam. Czasem, kiedy myślałaś, że spałam. Czasem prosto w twarz i w każdym wypadku nie dostawałaś odpowiedzi. I kiedy zrobiłam to samo i nie dostałam tej odpowiedzi to dotarło do mnie, przynajmniej w małej części, jakie to musiało być dla ciebie ciężkie — nie potrafiła opanować drżącego głosu. 

— Chyba wiem, o czym mówisz — zaskoczona Lauren spojrzała na kobietę, która postanowiła zabrać głos. — Czego dotyczy to potwierdzenie, którego się boisz?

— Ja, um... — Starsza spuściła wzrok do ich splecionych dłoni. — Skoro nigdy nie odpowiadałam, to jak mogłabyś wiedzieć...co czuję. To logiczne, że nie wiedziałaś. I tym bardziej, że nie czułaś, aby było to odwzajemnione... I kiedy te role się zamieniły... Do teraz to za mną chodzi i sama nie wiem, to nie było fair i w dodatku ty...

Camila ścisnęła jej dłoń.

— Stop, Lauren.

Starsza bezwiednie nawiązała kontakt wzrokowy z Cabello. 

— Obie wiemy, że nie odpowiadałaś, kiedy mówiłam, że cię kocham...

Serce Lauren mimowolnie zabiło mocniej i zrobiło się jej jeszcze cieplej, bo Camila unikała od dłuższego czasu wypowiadania tych konkretnych słów. I nie mówiła teraz tego bezpośrednio do Lauren, ale nadal...nie pozostawała na to obojętna.

— Już rozmawiałyśmy o tym, że bywałam z tego powodu zła, cholernie sfrustrowana i zawiedziona, ale i tak na ciebie nie naciskałam. Nie chciałam od ciebie wymuszać odpowiedzi. I było to trudne — Camila wzięła większy wdech. — O tym też już rozmawiałyśmy. 

Ponownie ścisnęła dłoń Lauren.

— O czym zapominasz, to o tym, że rozmawiałyśmy, że zdawałam sobie sprawę z tego, że też się we mnie zakochałaś. Były w tym czasami gesty, czasami to, jak na mnie patrzyłaś, czasami nawet ton głosu, jakim się do mnie zwracałaś. Przy innych okazjach był to dobór słów, który kierowałaś tylko do mnie. Tych rzeczy było naprawdę sporo, które udowadniały to, że w jakimś stopniu odwzajemniasz moje uczucia. Nie odejmowało to tej całej złości, frustracji czy zawodowi, że o tym nie mówisz chociaż odrobinę, ale... Przez te rzeczy, które z kolei mi pokazywałaś nie czułam się jak zagubiony szczeniak, który jest w ciebie wpatrzony, a ty masz mnie gdzieś i nic tak właściwie nie znaczę. Bo tak nie było. 

— Mimo wszystko, skoro to we mnie uderzyło, to co dopiero...

— Lauren — wcięła młodsza kobieta. — Wiedziałam o tym, co czujesz, okej? To nie tak, że byłaś nie do przejrzenia. Brakowało tylko tego, żebyś o tym mówiła, chociaż raz na jakiś czas. Tylko i , ale... Zrozum, że... — Cabello westchnęła, podtrzymując kontakt wzrokowy z Jauregui. — Nie mam prawa karać czy torturować cię za to, że nie byłaś gotowa mówić o swoich uczuciach. Więc...

— Ciężko mi uwierzyć, że przez takie rzeczy mogłaś jakkolwiek czuć się przeze mnie kochana — w końcu powiedziała o ciążącej na niej sprawie.

— Nie byłam na tyle zaślepiona, żeby dopowiadać sobie rzeczy do tego, że byłaś dla mnie, powiedzmy, miła, tak dla przykładu — wyjaśniła spokojnie. — Brakowało mi potwierdzenia, bo dałoby to taką niezaprzeczalną pewność, ale jednocześnie nie żyłam w jakiejś bańce, gdzie na siłę nadpisywałam znaczenie do twojego zachowania względem mnie.

— Jakoś nie chce mi się do końca w to wierzyć, bo... — Lauren nie odpuszczała. — Nie traktowałam cię tak dobrze. Miałaś ze mną ciężko.

— Z drugiej strony było równie wiele momentów, że mogłaś to wszystko rzucić, w tym mnie, bo czasem musiałaś się ze mną obchodzić, jak z jajkiem — Camila wzruszyła ramionami. — Nie chcę się licytować — sięgnęła do włosów kobiety, które odgarnęła za ucho i musnęła wierzchem palców gorący policzek. — Bałaś się, że znajdziesz potwierdzenie, ale go nie znalazłaś. Nie szukaj go na siłę. Nadal niczego nie znajdziesz.

— Ca-Camila... — Jauregui urwała, bo jej głos nie był już tylko drżący, ale i brzmiał płaczliwie.

— Teraz mówisz o swoich uczuciach, co jest dobre — delikatnie uśmiechnęła się do starszej kobiety. — Ale nie zostało to przeze mnie wymuszone, dlatego wiem, że każdorazowo mówisz o tym szczerze. I zmieniłaś mnóstwo rzeczy, co tak samo potwierdza twoje uczucia. Widzę nawet te drobne zmiany, chociaż o nich nie mówię.

— Ale wciąż...

Alfa pokręciła głową w odmowie.

— Przestań się torturować i karać. Mówię ci, jak naprawdę jest, okej? 

Ramiona Lauren opadły.

— Narobiłam ci tyle problemów... — Powiedziała niemal szeptem do młodszej kobiety.

— Nie tylko ty — przypomniała jej Camila. — Wyjaśniłyśmy sobie sprawę — dorzuciła. — Jeszcze jakieś pytania, wątpliwości na ten moment?

Jauregui jedynie zaprzeczyła ruchem głowy, nieustannie przypatrując się twarzy kobiety. Nadal była zaniepokojona, ale z drugiej strony miała to spojrzenie, jakby wpatrywała się w obrazek.

— Naprawdę cię kocham — wyszeptała Lauren. — Naprawdę.

Na usta Cabello wpłynął uśmiech. 

— Nie wątpię w to — musnęła jeszcze raz policzek kobiety wierzchem opalonych palców. — Mamy jeszcze tyle do zrobienia... — Zaczęła, mimowolnie zerkając w stronę brzucha Jauregui. — Myślisz, że to, że byłybyśmy w stanie finansowo dać sobie radę, popracować nad naszą relacją i trzymałybyśmy się kurczowo myśli, że obie będziemy się starały jest wystarczające, żeby zostawić sprawy takimi, jakimi są teraz?

Lauren przełknęła ślinę.

— Nie jestem też do końca przekonana, że wystraszyłoby mnie wejście do gabinetu. Chyba jestem przebodźcowana tym wszystkim — za dużo informacji, podróż, to wyczekiwanie w kolejce, tak daleki numer, mimo że pojechałam tam z samego rana...

— Domyślam się, ale... Już wcześniej bałaś się ciąży.

Jauregui przytaknęła ruchem głowy.

— Bo mam wrażenie, że nigdy nie ma dobrego momentu i nie da się być gotowym.

— Też mi się tak wydaje.

— Och?

— To kawał roboty — przyznała Camila. — Ale moim zdaniem dużą różnicę robi to, z kim się jest. Mimo że boisz się ciąży, to wiem, że jeśli wspólnie byśmy zadecydowały czy teraz, czy w przyszłości, że chcemy dziecko, to będziesz się starała najlepiej je wychować i najlepiej się nim zająć. Nie mam co do tego wątpliwości ani teraz, ani później — uśmiechnęła się do starszej. — Dlatego też nie chcę napierać na jakąś konkretną decyzję, bo bez względu na to, co zdecydujemy, to i tak damy sobie radę. I to też nie jest tak, że przegapimy jakąś szansę, jeśli wybrałybyśmy aborcję. 

— Kiedy tak o tym mówisz, to łatwiej jest mi się przekonać, żeby zostawić rzeczy takimi, jakimi są teraz.

— Czemu?

— Bo wtedy przypominam sobie, że nie jestem w tym sama — Lauren westchnęła. — A myśląc o ciąży, zawsze widziałam się w niej sama. Przypominasz mi, że tak nie jest. Sama też wiem, że mogę na tobie polegać.

— Oczywiście, że możesz — Alfa pogłaskała dłoń kobiety, którą nieprzerwanie trzymała przez cały ten czas. — Przy żadnym etapie nie byłabyś z tym sama, chociaż wiem, że spieprzyłam sprawę z wizytą. Nie powtórzę tego błędu.

— Jesteśmy w kropce. Coraz bardziej przekonujesz się do tego, że nie ma znaczenia, czy zachowamy, czy nie. Natomiast ja przestaję się tego bać. Nie wiem, jak powinnyśmy to ugryźć, Camila.

— Gdybyśmy zachowały, to tak jak wspominałam, nie wyobrażam sobie tego, żebyś większość czasu była tutaj sama. Z drugiej, to byłby znaczący przeskok do wspólnego mieszkania.

— Byłaś tutaj już tydzień i nie odczułam jakiejś diametralnej różnicy. W takim sensie, że nie przytłaczała mnie w żadnym stopniu twoja codzienna obecność. Wręcz przeciwnie.

— Och... — Camila spuściła lekko głowę, pozytywnie zaskoczona. 

— Skoro jesteśmy razem, to chyba dość oczywiste, że w perspektywie czasu mieszkałybyśmy razem. 

— Och, tak, chwila...m-my...

Lauren uniosła brwi, kiedy usłyszała zająknięcie.

— I to chyba też dość proste, że skoro chcę być z tobą, a ty chcesz być ze mną znaczy tyle, że to jedynie formalność i jesteśmy razem — dodała powoli starsza, przyglądając się twarzy Camili.

Ta jedynie pokiwała głową. Wielokrotnie.

Jauregui nie mogła powstrzymać uśmiechu.

— Nie wiem za bardzo, jak z tobą rozmawiać o wspólnym mieszkaniu, bo nie spodziewałam się, że tak szybko będziemy się nad tym zastanawiać. I, cóż, jestem mile zaskoczona tym, że masz takie pozytywne nastawienie.

— Sama kiedyś dałam ci klucze, prawda?

Alfa potaknęła.

— Pamiętam...

— Też nie wyobrażam sobie nie mieć cię obok, jeżeli zdecydowałybyśmy się zachować — przyznała cicho Lauren, spoglądając na młodszą kobietę.

Camila mizernie powstrzymała uśmiech, który rozczulił Jauregui.

— Okej, to jest poważna sprawa... — Zaczęła Lauren. — Zapytam wprost. Jeśli byśmy zachowały, czy to znaczy, że decydujemy się zamieszkać razem?

Alfa uniosła brew. Kobieta wciąż ją zaskakiwała, ale pozytywnie.

— Myślę, że tak — z tymi słowami Camila miała wrażenie, że jakiś niewidzialny ciężar schodził z jej barków. Wizja mieszkania z Lauren zawsze była dla niej kolejnym krokiem, który uważała, że obejdzie się bez większych problemów. Tylko kiedy taka myśl przychodziła do niej w przeszłości jedyną przeszkodą było to zamknięcie się w swojej bańce przez Jauregui, ale teraz były w kompletnie innym miejscu. W dodatku jej partnerka bardzo się zmieniła. — Pytanie tylko gdzie.

— Tutaj? — Zasugerowała starsza. — Mimo tej całej dźwiękoszczelności nadal nie wyobrażam sobie w pełni prywatności, gdyby to był twój dom. 

— Albo... — Camila zrobiła chwilową pauzę. — Przejściowo tutaj, ale domyślnie gdzieś indziej. Na swoim. Wybudowanie...domu nie byłoby problemem. 

— To na pewno dużo lepsza opcja niż ciągły wynajem, ale jednocześnie spora inwestycja, a do tego musiałybyśmy porozmawiać o pieniądzach, które każda ma — i tych zarabianych comiesięcznie, i oszczędnościach.

— To nie problem. Nie mam nic do ukrycia. Plus, jestem w stanie zejść z kosztów przez to, że mam materiały po hurtowej cenie i, cóż, dosłownie jestem w stanie zrobić większość sama. Mam i faktyczne doświadczenie, jak i wiedzę do zbudowania domu. Nie tylko wiedzę do zrobienia projektu.

— Rzeczywiście... — potaknęła Lauren. — To na pewno się przyda.

— Okej, chwila... — Camila poprawiła się w miejscu, zwracając się bardziej klatką piersiową w stronę kobiety, zamiast siedzieć bokiem, jak dotychczas. — Rozmowa o tym idzie tak gładko, że mam prawie wrażenie, że dokonałyśmy wyboru.

— Trzymam się tego, co powiedziałaś. Wiele już przepracowałyśmy. Zawsze znajdzie się jakiś problem, czy to teraz, czy za trzy lata, z którym wspólnie będziemy musiały się zmierzyć, ale to nie zmienia tego, że nasza relacja będzie kwitnąć — Jauregui wzięła głębszy wdech przed wypowiedzeniem kolejnych słów. — Dlatego im dłużej o tym rozmawiamy, tym bardziej przekonuję się do zachowania. A nie rozmawiam o tym naprawdę długo i biorąc pod uwagę mój wcześniejszy sceptycyzm... Coraz bardziej wierzę, że to nie strach przed wejściem do gabinetu przekonał mnie do wyjścia z kliniki. Co ty o tym myślisz?

Cabello zacisnęła wargi.

— A co z moją zmiennokształtnością?

— Nie ma to dla mnie znaczenia. Nie miało, kiedy zaczęłyśmy się spotykać. I nie miało również wtedy, kiedy podczas bycia razem widziałam zmiany, o których mnie uprzedzałaś, że mogą wystąpić przez to, że jestem twoją partnerką.

— Opowiadałam ci też o ciąży mojej mamy. Była bardzo trudna na koniec przez to, że była człowiekiem.

— Najpierw musiałabym znaleźć właściwego ginekologa, żebyśmy były dobrze poinformowane o ryzyku. A poza tym wspominałaś kiedyś, że to nie problem zmienić człowieka. Zrobiłaś tak z DJ.

— Cóż, um... Nie słyszy się o przemianie swojego partnera przez Alfę. Częściej to występuje na prośbę kogoś niżej w hierarchii, na przykład Omegi. Alfy też prawie zawsze mają partnerów, którzy są już zmiennokształtni. Moi rodzice i my jesteśmy naprawdę wyjątkami. 

— Ale nie jest to niemożliwe, prawda?

— Nie. To jest do zrobienia.

— Więc jest to zawsze jakaś opcja, aby było bezpieczniej. Ale najpierw potrzebowałabym ginekologa, który prowadził już takie...ciąże.

Alfa skinęła głową.

— Zajmę się tym — obiecała starszej. — Im szybciej, tym lepiej. 

— Więc... 

— Więc?

— Czy to znaczy, że decydujemy się na taki krok?

Pytanie Lauren wisiało przez dłuższą chwilę w powietrzu.

— Mam wrażenie, że unikamy powiedzenia o tym na głos, a jednocześnie snujemy potencjalne plany, które potwierdzają tylko jedną opcję — Cabello nie mogła się powstrzymać przed powiedzeniem tego na głos.

Z kolei Jauregui od razu na to odpowiedziała.

— Masz rację.

— Więc... — Tym razem Camila wróciła do bezpiecznego gdybania przed ostateczną decyzją.

— Więc...muszę zrobić miejsce w wolnym pokoju i w szafach, żebyś też się w nich pomieściła.

Alfa nie mogła już powstrzymywać uśmiechu. Na drżących nogach zsunęła się z kanapy, nie puszczając przy tym dłoni Lauren i opadła na kolana. Starsza instynktownie rozsunęła nogi, dzięki czemu Camila znalazła się jeszcze bliżej jej ciała. Obie były zaskoczone własnym spokojem, a co dopiero reakcją drugiej.

Tym razem nie było tego przerażenia.

— Mam szczerą nadzieję, że moje geny przegrają i dostanie twoje oczy — wymamrotała Camila, na co Lauren pochyliła głowę, chcąc zakryć zawstydzoną twarz włosami, ale na nic się to zdało, bo przez ten ruch była tylko bliżej Cabello.

— Naprawdę to robimy — wyszeptała Jauregui, ponownie krzyżując spojrzenie z kobietą. — Czy to znaczy, że zostajesz już dzisiaj?

— Mówiłam, że nie popełnię już tego błędu i cię nie zostawię — przypomniała łagodnie Alfa. — Zakładam, że nie spaliłaś resztek moich ubrań, więc będę miała w czym spać i w co ubrać się do pracy.

— Cóż, rozstanie nie było najprzyjemniejsze, więc spaliłam tylko twoje gacie. Staniki zostały, bo za bardzo kopciły. Ryzykowałam policją wezwaną przez sąsiadów. Nie chciałam się tłumaczyć.

— W takim razie dobrze, że przyjechałam tutaj po kąpieli, żeby chociaż nie musieć brać prysznica — Camila pociągnęła humor kobiety dalej.

— Co mi przypomina, że sama muszę wziąć prysznic, bo mam wrażenie, że spociłam się jakieś pięć razy i pomiędzy zdążyłam wyschnąć. 

Cabello zmarszczyła nos i pomachała przed jego czubkiem dłonią.

— Nie chciałam mówić tego na głos. Dobrze, że wspomniałaś... — Lauren od razu strzeliła ją w ramię za komentarz. — Ałć. Nie trzeba było tak agresywnie. Jesteśmy dorośli.

— Tak, tak... — Nie mogąc się powstrzymać pogłaskała Camilę po głowie, zanim powoli wstała. — Jesteśmy w związku. Z dzieckiem w drodze. Prawdziwi dorośli.

Oczy Camili miały w sobie ten wesoły blask, którego Lauren od dłuższego czasu nie widziała.

— Tak — pogłaskała bok uda Jauregui, ponownie siadając na kanapie. — Prawdziwi dorośli.

———

Krótki rozdział, wiem, ale napakowany paroma ważnymi decyzjami, a że nasze bohaterki lubią od takowych uciekać, to jest i tak sporo jak dla ich historii.

Muszę przyznać, że patrząc na całość tej historii trochę ciężko było argumentować wasz wybór w rozdziale, który dawałby jakieś wyjaśnienie, dlaczego chcą zachować ciążę. Natomiast jak obiecałam  wpłynęliście na tę pracę i dalszą akcję. 

I jak to bywa przy wyborach — będą też tego konsekwencje.



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top