⑧⑥

Słowa: +/- 27k.

Możliwe, że i tak znajdą się błędy, bo pomimo prób wczytania się w rozdział, to pewnie nie zwróciłam z automatu uwagi na każdą linijkę. W razie czego możecie dać mi znać przy miejscu literówki/błędu. Poprawię to w wolnej chwili.

Następny rozdział będzie interaktywny. To wy wybierzecie rozwój akcji na podstawie dwóch opcji. Każdy z nich trochę inaczej poprowadzi dalszą historię. 🤭

———

Lauren była chodzącym kłębkiem nerwów.

Nie było słów na wyrażenie wdzięczności, jaką miała za szansę ponownych spotkań z Camilą, dzięki którym mogły naprawić swoją relację. Co prawda, ignorowała bolesny fakt, w którym Camila dała jej do zrozumienia, że zakończenie, tak czy siak, może nie znaczyć powrotu do bycia razem — że może tak naprawdę naprawić ich przyjacielską relację, nic więcej.

Niemniej jednak Lauren była wdzięczna za to, że mogły cokolwiek naprostować i oznaczało to spędzanie czasu z Camilą, za którą niemiłosiernie tęskniła. Tylko...zaczął pojawiać się pewien problem.

A raczej ciężar.

Pomimo wdzięczności, każda kolejna rozmowa była coraz trudniejsza — i samo czekanie na te rozmowy ze świadomością, czego będą dotyczyły i jak bardzo trzeba się przy nich otworzyć, zaczynało sprawiać, że Lauren miała przelotne momenty...zmęczenia na samą myśl o kolejnym spotkaniu. Co prawda, zawsze cieszyła się na samą wizję spotkania z Camilą — tylko świadomość nieustannych rozmów o ich problemach i konfliktach zaczynała coraz bardziej ujmować optymizmowi względem całej tej sytuacji.

Taki obrót spraw zmartwił Lauren, ponieważ nie wiedziała, jak podejść do tego tematu. Nie mogły całkowicie przerwać tego rodzaju spotkań, bo były one przydatne i nawet trochę terapeutyczne. Wiele rzeczy wychodziło na światło dzienne i Lauren widziała już teraz efekty — czuła, że idą tą zdrowszą drogą poprzez przechodzenie przez te ciężkie dyskusje.

Lauren miała tylko jeden pomysł, ale wydawał się całkowicie nieprzyzwoity, patrząc na to, w jakim miejscu znajdowała się jej relacja z Camilą. 

Wniosek był taki: stała pod znakiem zapytania.

— Coś się stało?

Głos Camili przerwał kolejne rozterki, które regularnie prześladowały jej umysł od kilku dni.

— Hmm? — Lauren przekręciła głowę, aby spojrzeć na kobietę, która wkładała buty, prawie gotowa do wyjścia. 

— Wydajesz się zamyślona. I zmartwiona. Czy coś się stało?

— Ostatnio dużo siedzę we własnej głowie.

Miałaś być z nią szczera.

— Lauren... — Camila się wyprostowała i spuściła wzrok na kluczyki samochodowe, które zaczęła przekładać z ręki do ręki. — Wiem, że...mamy wiele na głowie, gdy chodzi o rozmowy o nas, ale... Świat kręci się dalej, więc... — Uniosła dłoń, aby podrapać się po brwi. — Jeśli coś się dzieje, to też możesz ze mną o tym porozmawiać. O ile chcesz, oczywiście. Nie chcę się narzucać.

Barki Lauren lekko opadły pod ciężarem chwilowego poczucia winy.

— Nie narzucasz się... — Odpowiedziała od razu młodszej, po czym zaczesała kilka kosmyków włosów za ucho. — Po prostu coś za mną chodzi od jakiegoś czasu i zastanawiam się, jak to rozwiązać.

— To znaczy? Chciałabyś o tym porozmawiać?

— Nie wiem, czy to właściwe, patrząc na to, że usilnie próbujemy ogarnąć nasze sprawy.

— Och...

Alfa zacisnęła wargi, wstrzymując tym grymas, który normalnie pojawiłby się przy tym chwilowym, przeszywającym bólu w klatce piersiowej na te słowa.

Nie mogę jej winić. Nie jesteśmy razem, więc nie wszystko, co dzieje się w jej życiu, jest moją sprawą.

— Och — powtórzyła raz jeszcze, ponownie uciekając wzrokiem do kluczyków. — Rozumiem, um... — Chrząknęła cicho. — Cokolwiek by to nie było, jestem pewna, że dasz sobie z tym radę — wymamrotała, po czym przekręciła ciało, aby być zwrócona bardziej w stronę drzwi frontowych. — Nie zajmuję więcej czasu. Jeśli coś się zmieni odnośnie do tej środy, daj mi znać, dobrze?

— Dam ci znać — Lauren rzuciła odpowiedzią z automatu, nadal przetwarzając reakcję i słowa kobiety, która szykowała się do powrotu do domu. — Camila, chwila, nie to miałam na myśli...

— Lauren, nie musisz się tłumaczyć — z lekkim, ale niedocierającym do oczu uśmiechem, Camila pokręciła głową.

— To dotyczy nas — wypaliła na szybko starsza bez przemyślenia.

— Nas? — Alfa zmarszczyła brwi. — Nasunął ci się jakiś temat? Mówiłaś, że nie wiesz, czy jest to właściwe, ale jeżeli dotyczy nas, to zawsze możesz ze mną porozmawiać. Tym bardziej możesz ze mną porozmawiać. Przetrwałyśmy już wiele trudnym rozmów, kolejna niczego nie zaburzy.

— W tym rzecz, że jest pełno tych trudnych rozmów — Lauren nie potrafiła ukryć grymasu.

— Wiem, ale to nie będzie trwało w nieskończoność — Camila uniosła kącik warg. — Później będzie lepiej... Już teraz jest łatwiej o pewnych rzeczach mówić na głos. Przynajmniej odnoszę takie wrażenie — zwróciła się ponownie w kierunku starszej kobiety.

— Dla mnie trwa to w nieskończoność. 

Camila uniosła z zaskoczeniem brwi na te słowa.

— Chyba nie rozumiem.

Lauren sięgnęła obiema dłońmi do włosów, nerwowo zaczesując w tył te kosmyki, które wydostały się z kitka.

— Cieszę się, że rozmawiamy o tym wszystkim, bo to znaczy, że próbujemy naprawić między nami sprawy... Ale to nadal jest ciągłe oczekiwanie na kolejną trudną rozmowę — głos starszej stawał się progresywnie cichszy, bardziej nieśmiały, aż do momentu, w którym oderwała spojrzenie od Camili i przerzuciła je bezcelowo na ziemię. — Nie ma w tym żadnej alternatywy.

— Och.

Camila podrapała się po boku szyi w nerwowym geście. Też odniosła podobne wrażenie jak Lauren — przynajmniej w tej pierwszej części.

— Myślałaś o tym...jaką alternatywę byś chciała? — Niepewność w głosie Alfy zlała się z widocznym zawstydzeniem na twarzy Lauren.

— Um, nie...

— Mówiłaś, że nie wiesz, czy to właściwe. Której części to dotyczyło?

— Umm...

Młodsza wypuściła nerwowy oddech i z dozą niepewności podeszła o parę kroków bliżej kobiety, która nadal unikała kontaktu wzrokowego. Gdy tylko Camila znajdowała się dość blisko, Lauren wydawała się jeszcze bardziej spięta.

Z automatu Camila zrobiła krok w tył. 

Za szybko.

— To nie tak, że... — Lauren skrzyżowała ramiona z rumieńcami na policzkach. — Pójdziemy na randkę, czy coś...

Camila zrobiła kolejny krok w tył z zaskoczenia, które w nią uderzyło po słowach Lauren. Nie wiedziała, jak na to zareagować, a musiała zrobić cokolwiek — jakkolwiek — byleby szybko. To mógł być kolejny kluczowy moment, który wymagał rozmowy i dojścia do jakichś wniosków.

Weź się w garść — Alfa upomniała się przed wzięciem głębszego oddechu.

— To byłaby aż tak zła opcja? — Bąknęła młodsza, tym razem przykuwając zielone oczy do swoich.

— Nie, ale... — Lauren się zająknęła. — Teraz jesteśmy w ciągu ciężkich rozmów i randka nie wydawała się... Nie było na nią miejsca... Więc, no...

— Nie dopytuję, żeby wzbudzić w tobie jakieś poczucie winy i przymusić do randki — Alfa ponownie podrapała się po szyi. — Po prostu pytam.

— To nie tak, nie myślę, że... To nie tak.

— A jak? Bo nie rozumiem... Myślałaś o jakiejś alter...

— To nie tak, że nie poszłabym z tobą na randkę, Camila — wymamrotała pośpiesznie starsza. — Ale nie chciałam, żebyś odebrała coś takiego jako zbyt szybki krok, biorąc pod uwagę to, że siedzimy kilka razy w tygodniu przy ciężkich rozmowach.

— Jestem taka nieprzystępna, że założyłaś, że nie można ze mną o tym porozmawiać?

Lauren mocniej zacisnęła i tak skrzyżowane ze sobą ramiona.

— Niedawno powiedziałaś, że na koniec i tak możemy skończyć w ewentualnej przyjaźni. A te rozmowy mogą nas do tego doprowadzić, a nie do bycia razem.

Alfa spuściła lekko głowę z głośnym westchnięciem.

— Masz rację — przyznała starszej. — Podałam najgorszy z tych optymistycznych scenariuszy. Nie powinnam była tego mówić. Niepotrzebnie namieszałam, co?

— Umm... — Jauregui odchrząknęła. — Zdaję sobie sprawę, że pomimo prób i rozmów i starań może być tak, że nie skończymy razem. Przynajmniej w związku. Mówienie o tym...dało trochę sprzeczny sygnał, że w nie planujesz iść w tę stronę. Tak trochę.

— W takim razie faktycznie niepotrzebnie namieszałam — przyznała jej Camila. — Oczywiście wolałabym, żebyśmy doszły do poziomu przyjaźni, ale wolałabym na tym nie kończyć. Przynajmniej jeśli mam swobodnie mówić o tym, czego bym chciała. Nie planowałam sugerować takich zmian na sam koniec, po wszystkich tych staraniach. 

Alfa przygryzła nerwowo wnętrze policzka.

— To co z tą alternatywą? — Camila postanowiła drążyć temat. Może były bliżej jakiegoś przełomu poza tym, co dawały im wspólne rozmowy o przeszłości.

— Och, um... — Lauren przystąpiła z nogi na nogę. — No nie wiem. Dotąd myślałam, że te wszystkie próby będą prowadziły tylko do przyjaźni.

— Wspominałaś o jednej alternatywie, ale szybko ją odrzuciłaś. 

— Och, randka... Um, tak, ale wtedy myślałam, że to całkowicie odpada i, emm...

— Nie pytam dlatego, żeby cię jakoś wkręcić w randkę — Camila posłała kobiecie uśmiech, który niekoniecznie docierał do oczu. — Chciałam po prostu dowiedzieć się, jakie alternatywy bierzesz pod uwagę, skoro zaczęłaś temat.

— To nie tak, że bym nie poszła, po prostu... — Lauren na moment się zacięła, niepewna tego, co właściwie chciałaby powiedzieć. 

— Nie wszystko musi się kończyć randką, spokojnie — wymamrotała Camila. — Możemy to przegadać innego dnia. Znaczy, jakieś alternatywy, żeby każde nasze spotkanie nie przypominało tylko o trudnych tematach do omówienia. Miałaś rację, trzeba się nad czymś zastanowić, żeby mieć jakąś dalszą motywację, zamiast narzucać na siebie nieustannie presję...

— Chcesz pójść ze mną na randkę?

Camila zamilknęła.

— Chwila, nie rozumiem. Mówiłam, że... 

— Chyba że nie chcesz to, um, to o-okej... — Lauren mocniej skrzyżowała ramiona wokół siebie i po własnych słowach zrobiła mały krok w tył.

— Nie o to chodzi, tylko... — Camila, która całkowicie poczerwieniała na twarzy, zaczęła wymachiwać nerwowo dłońmi. — Nie wiedziałam, że ty byś, um, chciała...

Lauren zmarszczyła brwi w niemałej dezorientacji pod wpływem słów młodszej kobiety.

— Dlaczego miałabym nie chcieć?

— Umm...

Alfa zamilknęła po raz kolejny, niepewna, co więcej mogłaby powiedzieć. Właściwie nie wiedziała, czemu powiedziała to, co właśnie powiedziała.

Wszystko nabrało nieoczekiwanego, chaotycznego obrotu.

— Chodzi o to, że jestem zaskoczona... Nie, um, nie jestem przyzwyczajona do tego, żebyś... — Camila nerwowo chwyciła w mocny uścisk własny kark, próbując zmniejszyć narastający stres komfortowym tikiem. — Żebyś mnie gdzieś zapraszała...

— Och.

— Wcześniej zaprosiłaś mnie dwa razy i po prostu...dziwi mnie to, że zapraszasz — wymamrotała pod nosem, bardziej do siebie niż do kobiety, ale Lauren i tak wychwyciła ten komentarz.

Camila miała oczywiście rację — i był to kolejny cios rzeczywistością w twarz Lauren, że nie traktowała jej tak, jak powinna. To był również kolejny dowód na to, że Cabello nieustannie się starała, nawet poprzez częste zaproszenia, kiedy Lauren po prostu sugerowała spotkania, wymijając użycie słowa "randka".

Być może gdyby tego nie unikała, to Camila miałaby większe zapewnienie, że Lauren zależy albo po prostu bierze ją na poważnie.

Prawda jest taka, że w obecnej sytuacji nawet tego typu rzeczy, które przy innych okolicznościach nazwałoby się drobiazgami, dokładały swoją wagę do związku, który przestał mieć siły, aby to wszystko utrzymać.

— Lauren, nie... Cholera, nie powiedziałam tego specjalnie — Gdy Lauren uniosła wzrok, wytrząśnięta głosem młodszej kobiety do rzeczywistości, Camila znajdowała się może o dwa kroki dalej od jej ciała ze zmartwionym wyrazem twarzy. — Przepraszam, nie chciałam, żeby to zabrzmiało...

— Powiedziałaś tylko prawdę — przyznała na jednym oddechu. — Jest pewnie jeszcze wiele rzeczy, z których nie zdaję sobie sprawy, że poszły źle — nerwowo odchrząknęła. — To jest jedna z nich. Nie powinno tak być. Wcześniej. Nie powinnaś być zaskoczona, ale dałam ci ku temu powody w przeszłości. Dlatego... — Zmrużyła odrobinę powieki, uciekając w bok spojrzeniem. — O ile będziesz miała na to ochotę, chętnie zabrałabym cię gdzieś na randkę.

Camila przełknęła z trudem gulę w gardle, przez którą miała sekundową wątpliwość, czy będzie w stanie się odezwać.

— Chciałabym... — Wymamrotała w końcu młodsza z kobiet. — Chciałabym pójść.

— Och, dobrze — Lauren podrapała się po policzku, niepewna, jak pociągnąć dalej temat. — Jak tam u ciebie wygląda z nadgodzinami?

— Dla ciebie zawsze znajdę czas — odpowiedziała ściszonym głosem. — Dla mnie to może być nawet środa. I tak miałyśmy się wtedy spotkać, tylko po to, żeby porozmawiać. Chyba, że wolisz przerzucić to na luźniejszy termin, poza tygodniem pracy.

— Środa pasuje — Lauren dodatkowo potaknęła głową.

— Środa pasuje — powtórzyła szeptem młodsza.


Lauren była zestresowana.

Myślała, że nie da się pobić stresu, który czuła, kiedy pierwszy raz zapraszała Camilę na randkę — ale jednak ratowanie związku przebiło tę sytuację. I chociaż Lauren była niemal przekonana, że pomysł, który chciała dzisiaj zrealizować był dobry, zawsze pozostawał cień wątpliwości z tyłu głowy. Chciała, aby wszystko poszło dobrze...tylko była jedna główna wątpliwość.

Przez ten krótki czas przyzwyczaiła się do poważnych rozmów z Camilą, a wcześniej nie miały ze sobą żadnego kontaktu przez niespełna dwa miesiące.

Nie była pewna, jak mają ze sobą rozmawiać na takim podłożu. Jasne, jakąś alternatywą było wypytanie o to, co działo się przez ten czas, gdy nie miały kontaktu, ale był to również ryzykowny temat. Lauren nie chciała niczego zakładać, ale kto wie — może tak naprawdę  nie chciałaby wiedzieć, co Camila robiła.

A z kolei to pozostawiało brak pomysłów na rozmowę podczas tego czasu.

Przełykając ciężko ślinę, Lauren ostatni raz zerknęła na swoje odbicie, po czym ruszyła do szafki nocnej, na której leżał telefon. Szybko weszła w powiadomienie o wiadomości, nie zdając sobie sprawy, że od chwili zobaczenia imienia Camili na jej usta wstąpił szczery uśmiech — czyli jednocześnie coś, co nie pojawiało się u niej od czasu rozstania poza chwilą, kiedy uradowana Ally powiedziała o swojej ciąży.


Od: Camila
Treść:
Ale pamiętasz, że mogę zmienić temperaturę ciała i wcale nie będzie mi zimno? Czy to konieczne, żebym ubierała się grubiej?

Do: Camila
Treść:
Nie chodzi o zimno. Może być wietrznie, dlatego dobrze by było, gdybyś miała coś do zarzucenia na siebie w razie zmiany pogody. Nie chciałabym, żebyś się przeziębiła.

Od: Camila
Treść:
Planujesz mnie wywieźć?

Do: Camila
Treść:
Nie martw się, odstawię cię do domu w jednym kawałku. I wspominając już o tym, zbieram się do samochodu i zaraz po ciebie wyjeżdżam.

Od: Camila
Treść:
A już myślałam, że szykuje się dłuższa wycieczka. W takim razie kończę się szykować i czekam.

Do: Camila
Treść:
Może innym razem. Będę za 15 minut.


Po zablokowaniu telefonu i włożeniu go do kieszeni, Lauren sięgnęła do karku, który nerwowo potarła, prostując jednocześnie do granic możliwości plecy. Z cichym westchnięciem ostatni raz zerknęła na swoje odbicie przed opuszczeniem sypialni.

— Wycieczka, co? — Mruknęła pod nosem. Wzięła kluczki do dłoni. — Zobaczymy, jak pierwsze wyjście się zakończy.

Lauren westchnęła raz jeszcze, po czym zabrała wszystkie potrzebne rzeczy do samochodu, sprawdzając przed zamknięciem bagażnika, czy aby na pewno wszystko ze sobą wzięła. W ciągu następnych 11 minut znajdowała się już pod domem Camili, nie wyłączając silnika, bo wiedziała, że kobieta będzie doskonale wiedziała, że już podjechała.

Zaledwie minutę później Lauren zauważyła kątem oka jej sylwetkę, zamykającą za sobą drzwi. Wykorzystując te parę sekund samotności, starsza kobieta wzięła kilka głębokich oddechów, które nijak przyczyniły się do uspokojenia jej nieustannych nerwów. Nie była pewna w tej chwili, czy gorzej czuła się przez te dwa dni, podczas których jej żołądek odstawiał jakąś chorą manianę, czy w tej chwili, kiedy jej dłonie widocznie drżały, gdy tylko puszczała kierownicę.

— Dzień dobry.

Lauren gwałtownie przekręciła głowę w stronę siedzenia pasażera, odrobinę się relaksując pod wpływem przywitania, do którego przyzwyczaiła się przez ten czas, który spędziła z Camilą, a które stopniowo zanikało, gdy ich relacja przechodziła przez kryzys za kryzysem.

— Hej — na usta Lauren z automatu wstąpił uśmiech. 

— Więc jaki jest plan?

Lauren powoli ruszyła z miejsca samochodem.

— Biorąc pod uwagę to, że obie jesteśmy po pracy to mogę zapewnić, że w planie jest jedzenie.

— Hmm... — Camila przyłożyła głowę do oparcia fotela. — Brzmi dobrze. A poza tym? Jak chcesz spędzić ten czas?

— Cóż, um... — Lauren mocniej ścisnęła kierownicę pod wpływem nerwów. 

— Nie to, żeby miejsce miało dla mnie szczególne znaczenie. Jeśli uda się dobrze spędzić ten czas, to reszta nie jest aż tak istotna — zerknęła na starszą. — Pytam z ciekawości. I tak już mnie kupiłaś obiecanym jedzeniem.

Barki Lauren nieznacznie opadły pod wpływem zniknięcia chociaż tej jednej obawy dotyczącej miejsca, które sobie wybrała na tę randkę.

— Nigdy nie miałyśmy okazji, żeby tam pójść. Jest środek tygodnia, więc mam nadzieję, że nie będzie tylu ludzi — wzięła większy oddech. — To nic wielkiego, bardziej stawiałam na stosunkowo spokojne miejsce, gdzie możemy posiedzieć i, um... — Na moment się zatrzymała z wątpliwości. — I zobaczyć, jak zacząć ze sobą rozmawiać. Na razie weszłyśmy w tryb nieustannych rozmów o przeszłości i bywają to często ciężkie tematy, więc...mam nadzieję, że uda się wrócić do zwykłych rozmów o byle czym.

— Myślisz, że zwykłe rozmowy mogą nie wyjść?

— Obawiam się, że wykonanie mogłoby być niezręczne. A to niekoniecznie dobry znak, bo w końcu te wszystkie rozmowy związane z naprawianiem naszej relacji się wyczerpią.

— Mamy za sobą zapoznanie. Nie trzeba przechodzić przez takie podstawy — rzuciła myślą Alfa. — Tak samo wydaje mi się, że nie ma co udawać, że nie wiemy o sobie wielu rzeczy. I nie ma co się ograniczać. Jeśli przy jakiejś okazji wyjdzie nawiązanie do naszych rozmów o przeszłości, to też chyba nie ma sensu traktować tego jako tabu. Te rozmowy są specyficzne i obie się staramy, ale to nie znaczy, że poza nimi nie ma miejsca na jakieś luźne refleksje tu i tam. To nie jest terapia.

Lauren oblizała lekko wargi i przez chwilę milczała, nie będąc pewna, jak to do końca skomentować. Musiała przyznać przed samą sobą, że wypowiedź Camili dała jej kolejną porcję ulgi.

— Więc się tym nie przejmujesz — odpowiedziała w końcu starsza ściszonym głosem.

— Cóż, teraz rozmawiamy normalnie i nie ma żadnego problemu — stwierdziła lekko, po czym raz jeszcze dyskretnie zerknęła w stronę Lauren. — Denerwujesz się?

— A powinnam? — Starsza przełknęła po własnych słowach ślinę, lekko się przy tym krzywiąc z powodu powstającej w gardle guli.

— Nie wiem — przyznała Alfa. — Dawno nie byłyśmy na randce. 

— Faktycznie.

— Tak szczerze, chciałabym, żeby się udała. I żeby po drodze do tego punktu nie było sztucznej atmosfery. Można powiedzieć, że to są na swój sposób moje zmartwienia.

— Och — Lauren rozchyliła wargi, zaskoczona przejrzystością ze strony Camili. — Cóż, um... Też się trochę denerwuję. Chciałabym, żeby wszystko się udało. 

Alfa mruknęła tylko w odpowiedzi, więc przez dłuższy moment w samochodzie tylko radio wydawało jakiekolwiek dźwięki.

— Doceniam to, że mówisz więcej — Camila odezwała się pierwsza. 

— Och? Cóż...rozmawiałyśmy o tym. Obie pracujemy nad tym, żeby naprawić i poprawić kilka rzeczy.

— Wiem, tylko... Zauważam te różniące drobiazgi, jak przed chwilą — młodsza przekręciła głowę, aby bezpośrednio spojrzeć na kobietę. — Przypomina mi to naszą pierwszą randkę. Wtedy też przyznałaś, że się denerwujesz, ale było to w odpowiedzi na moje widoczne nerwy i przykryłaś tę informację innymi rzeczami, że wtedy nie przywiązywałam do tego takiej uwagi. Teraz było to bardziej otwarte, bez dodawania niczego więcej.

— Um, cóż, pewne rzeczy musiały ulec zmianie.

— Nie każda zmiana jest łatwa — rzuciła Alfa, mimowolnie zerkając na dłonie kobiety, które kurczowo trzymały kierownicę. Dopiero gdy Lauren zorientowała się, gdzie patrzy, poluzowała uścisk palców, aby knykcie wróciły do normalnego koloru. — Doceniam to, że nadal próbujesz.

— To nie tak, że moje działania są całkowicie altruistyczne.

Camila nie mogła pohamować lekkiego śmiechu na ten komentarz.

— Mogłabym powiedzieć o sobie to samo — przyznała starszej. — Tylko teraz od razu widzę zmiany.

— Nie można powiedzieć, że się nie doigrałam.

— Powody tego, co się stało nie są teraz istotne. Ale muszę przyznać, że zaskakują mnie zmiany, które widzę — podrapała się nerwowo po policzku, gdy Lauren skorzystała z chwili, kiedy stały na czerwonym świetle i na nią spojrzała. 

— Nie mogę cię winić za to, że mogłaś nie dowierzać, że coś ulegnie zmianie.

— Na początku nie było łatwo uwierzyć, że tym razem coś się zmieni — głos Camili był cichszy, niemal zawstydzony. — Słyszałam już te obietnice — dodała krótkie wyjaśnienie. — Ale tym razem widzę permamentne zmiany.

— Nie dziwię się, że trudno było uwierzyć na słowo. Kolejne zresztą.

— Teraz ma znaczenie to, że te zmiany rzeczywiście następują. Krok po kroku — Alfa posłała kobiecie uśmiech, zanim ponownie ruszyły. — Jedziemy na plażę? — Zapytała, gdy zorientowała się, że zjeżdżają z głównej drogi.

— Pomyślałam, że w środku tygodnia może nie będzie tyle ludzi. I jest ładna pogoda — po wyłączeniu silnika, Lauren zerknęła przelotnie na młodszą kobietę. Do tego momentu nie była pewna, czy Camila uzna to za dobry plan.

— Nigdy nie byłyśmy na plaży, bo akurat kiedy była taka alternatywa, pogoda była nieciekawa — ciemne oczy rozglądały się po pustkowiu wokół nich. — Sama może byłam dwa razy na tej. Jeszcze zanim cię poznałam.

— W takim razie może trzeba to nadrobić? 

Na usta Camili wstąpił szeroki uśmiech.

— Mam nadzieję, że nie planowałaś kąpieli, bo nie mam stroju. Ktoś mi nie powiedział — uniosła brew.

— Myślałam bardziej o piknikowej wersji spędzenia czasu na plaży.

— Piknik? — Powtórzyła zaskoczona Alfa. — Z jedzeniem?

— Co to za piknik bez jedzenia? — Lauren otworzyła jako pierwsza drzwi. Od tej chwili szybko zabrały się za wyciąganie rzeczy z bagażnika, które kobieta wcześniej przygotowała.

— Mogłaś mi powiedzieć. Też bym coś zrobiła — wymamrotała Alfa, po czym wysunęła dolną wargę, idąc tuż za kobietą w dół górki, na której szczycie zapełniły jedno z dwóch miejsc do zaparkowania.

— To ja cię zaprosiłam — odpowiedziała tylko i skręciła na prawo, w stronę wnęki w skale, która była tutaj już za czasów jej dzieciństwa. 

Wiedziała, że to bezpieczne miejsce i nie ma możliwości zawalenia, nawet po tylu latach, a jednocześnie było przydatne, ponieważ można było uchronić się przed wiatrem i wzrokiem spacerujących, nadal mając możliwość bycia stosunkowo blisko brzegu. Oprócz tego przy wyborze takiego miejsca Lauren ograniczała szanse na to, że cokolwiek poleci wzdłuż plaży pod wpływem wiatru.

— No tak, ale mogłam też coś przygotować do jedzenia.

— Wiem, że jesteś wegetarianką.

— Chodzi mi bardziej o to, że obie jesteśmy po pracy. Nie da się tak szybko wszystkiego przygotować pod dwie osoby.

Lauren zerknęła na nią przez ramię.

— Jakoś się dało — posłała jej lekki uśmiech. — Jesteśmy — wskazała dłonią na wnękę pod niewielkich rozmiarów urwiskiem. 

— Nie kojarzę tej części plaży — Camila zaczęła rozstawiać koc, który bez problemu mógł pomieścić więcej niż tylko ich dwójkę.

— Jesteśmy w mniej oblężanej części, dlatego jechałyśmy dłużej — wyjaśniła. — Przychodziłam tutaj z Chrisem i Taylor, jak byliśmy młodsi.

— Upatrzyliście sobie fajną miejscówkę.

— Fakt. Ale dobrze, że jesteśmy tutaj w tygodniu, bo bliżej weekendu to miejsce działa na zasadzie kto pierwszy ten lepszy. Ciężko zaklepać to miejsce, pomimo że jesteśmy tak daleko od najszybszej drogi do plaży i wody.

— Znaleźliście to miejsce przypadkiem?

— Szwędaliśmy się, jak nasi rodzice razem ze znajomymi wybrali się na plażę. Z nudów poszliśmy na spacer. Nie zwróciliśmy uwagi na to, jaki kawał drogi przeszliśmy.

— Rodzice chyba nie byli zadowoleni? — Camila usiadła na niewielkiej części koca, aby ściągnąć buty ze skarpetkami i pomóc Lauren w rozkładaniu rzeczy, które ze sobą zabrała.

— Dostaliśmy porządny opieprz — prychnęła na wspomnienie z tamtego dnia. — Ale później wracaliśmy tutaj sami. Tylko nie wchodziliśmy na górę, żeby nie przedobrzyć i nie spaść.

— Nie dziwię się, pewnie napędziliście im stracha. 

— Trochę tak, ale jako dzieciaki nie pomyśleliśmy o tym — zerknęła na młodszą. — Zrobiłam trochę rzeczy na ciepło, a trochę na zimno — zmieniła temat, nadal martwiąc się, czy nadal uda się podtrzymać naturalną rozmowę.

— Nie musiałaś aż tyle robić — wymamrotała Camila. — Pomogę ci — sięgnęła po część plastikowych opakowań, w których Lauren zapakowała ich jedzenie. — O, wrapy.

— Głównie zrobiłam wrapy i kanapki, bo na plażę nie za bardzo nadaje się typowy obiad — podrapała się po karku.

— Akurat wrapy i kanapki lubię, bo są szybkie do zjedzenia — potwierdziła Camila. — Obie mamy tendencje do tego, że jemy w biegu.

— Tutaj czas nas nie goni.

— Ale jest to praktyczne — lekka ulga przeszła przez Lauren pod wpływem tych słów kobiety.

— Nie wzięłam tylko tego ze sobą — głos starszej miał za sobą cień niepewności. — Mamy babeczki i... — Urwała, sięgając jednocześnie głębiej do dna torby, aby wyciągnąć dużą butelkę szampana. — Bezalkoholowy — dodała od razu.

— Pomyślałaś o wszystkim — z lekkim zawstydzeniem na te nieoczekiwane starania, Camila skrzyżowała za głową ramiona z drobnym śmiechem. — Wszystko mamy rozstawione, więc chyba trzeba zacząć od rzeczy na ciepło, jak mówiłaś.

Lauren wysunęła na sam środek, bezpośrednio między nimi, dwa duże pojemniki, które zdążyły zaparować pod wpływem ciepła i otworzyła wieczka. 

— Nie musiałaś aż tak się trudzić — wymamrotała raz jeszcze Camila przed wzięciem pierwszego gryza wrapa, pomrukując chwilę później z zadowoleniem na smak. — Jak zobaczyłam plażę, to myślałam, że po prostu pójdziemy na spacer i może przy okazji zajdziemy do jakiejś budki z jedzeniem.

— To też jest opcja do wykonania — Lauren wskazała dłonią na ocean. — Chciałam też przetestować, czy...

Camila uniosła wzrok, kiedy kobieta zamilknęła, spoglądając na słońce, które szykowało się do schowania za horyzontem.

— Hm?

— Czy siedzenie naszej dwójki nie zacznie kojarzyć się tylko z trudnymi rozmowami — przełknęła ciężko ślinę. — Znaczy, to jest dla nas dobre... Ale nie chciałabym, żeby tylko to się liczyło.

— Cóż, te rozmowy są ryzykowne — przyznała, a to z kolei przykuło uwagę starszej do tego stopnia, że spojrzała na odrobinę zgarbioną sylwetkę Alfy. — W końcu to nieustanne wymagania względem drugiej, aby się otworzyła. A obie nie robiłyśmy tego wcześniej, co też już pobieżnie przegadałyśmy. Nie idziemy taką prostą drogą, więc nie dziwią mnie wątpliwości — przekręciła głowę, krzyżując dzięki temu spojrzenie z Lauren.

— Wydaje mi się, że i tak jesteś bardziej wyrozumiała i otwarta względem tego wszystkiego niż ja — głos starszej był lekko stłumiony.

— Być może tak to wygląda — kiwnęła głową. — Ale to nie znaczy, że te rozmowy stresują mnie mniej niż ciebie.

— Naprawdę?

— Oczywiście. Przecież też chcę, żebyśmy wyszły na prostą, ale jednocześnie...potrafię sabotować samą siebie, więc stale muszę zwracać uwagę na to, co powiem. A zanim się odezwę, muszę we własnej głowie weryfikować to, czy faktycznie tak uważam na jakiś temat, czy z przyzwyczajenia chcę powiedzieć coś lżejszego, żeby drugiej osobie nie było przykro — westchnęła i skierowała głowę w kierunku wody. — To jest cholernie męczące. Ale próbuję. I wiadomo...miewam chwile pełne nerwów, bo nie wiem, czy dobrze mi idzie przy tych naszych rozmowach.

— Idzie ci lepiej niż mi — przytaknęła starsza. — Wiem, że po mnie widać i słychać podczas tych spotkań, że to nie jest miejsce, w którym chciałabym spędzić dużo czasu — oblizała wargi. — W końcu każde spotkanie zwiastuje konieczność mówienia o czymś szczerze i chociaż nie chcę kłamać, to odpowiadanie zgodnie z prawdą na każdą kwestię, zamiast dawać wymijające wypowiedzi zmusza do tego, aby stale zastanawiać się nad tym, jak faktycznie się z czymś czuję lub czułam. A to nigdy nie była dla mnie łatwa sprawa.

— Dobrze ci idzie — Camila przekręciła głowę w jej stronę. — Wykonanie zawsze może wyjść nam kiepskie, ale wydaje mi się, że lepiej zwracać uwagę na to, że tym razem obie się staramy. Muszą w końcu wyjść jakieś dobre efekty z tego wszystkiego, tylko może zajmie nam to trochę czasu.

— Nie to, żebym nie doceniała tego, co robimy, ale wolałabym mieć to wszystko z głowy.

Ku zaskoczeniu starszej, Alfa zaśmiała się lekko i po dokończeniu połówki wrapa położyła się na swojej części koca, nie odrywając od jej twarzy swoich brązowych oczu.

— Też chciałabym mieć to z głowy — skomentowała z lekkim uśmiechem, po czym przeniosła spojrzenie na niebo. — Mam nadzieję, że to wszystko będzie tego warte i nie będziemy się wzajemnie raniły.

— Nie można wykluczyć, że czegoś nie spieprzymy. Później.

— Biorę to na poprawkę — Alfa wzięła głębszy wdech. — Ale może zminimalizujemy straty, kiedy pozbędziemy się naszego podejścia. 

Przez moment zapadła między nimi cisza.

— Nie sądziłam, że będziesz chciała iść na randkę — przyznała cicho młodsza.

— Idzie nam dobrze ze wszystkim innym — wytłumaczyła się z dozą niepewności w głosie. — Dlaczego to cię dziwi?

— Nie brałam tego na poprawkę. Po prostu myślałam zawsze o tym, w jakich warunkach się rozeszłyśmy i, cóż, trudno było wyobrazić sobie, że byłybyśmy gotowę na randkę.

— Możliwe, ale patrząc na powody rozstania... Mogło być gorzej — Lauren oblizała wargi. — Mogłyśmy rozstać się w niezgodzie. Lekko mówiąc.

— I tak powiedzenie o niektórych rzeczach na koniec nie było takie proste, jak mogło się wydawać...

— Wiem, było po tobie widać.

— Nie lubię krzywdzić...

Lauren uniosła dłoń, powstrzymując dalszą wypowiedź kobiety.

— Mogło być gorzej — powtórzyła starsza. — Nie ma sensu do tego wracać i się zadręczać. Mamy ważniejsze rzeczy, którymi trzeba się zająć, czyli powody, dla których doszło do tego rozstania. Sam jego moment...nie jest aż tak istotny. Przynajmniej na chwilę obecną.

— Niewiele to zmienia, bo trudno jest do tego nie wracać, ale...może masz rację — Camila powoli podniosła się do siadu i sięgnęła po kolejną połówkę ciepłego wrapa. — Jak by nie patrzeć, przegapiłam prawie dwa miesiące nowinek. Co u ciebie?

Lauren westchnęła cicho, podpierając się na jednym ramieniu rozprostowanym za jej plecami, gdy drugą trzymała drugi rodzaj wrapów, który zrobiła. W namyśle pomachała w powietrzu jedzeniem, zastanawiając się nad faktycznymi zmianami, które mogły zajść.

— Nie wydaje mi się, że u mnie działo się coś ciekawego. Największym zaskoczeniem była ciąża Ally.

— A dobrze się czuje?

— Zadziwiająco tak — uśmiechnęła się lekko. — Chociaż mam wrażenie, że jak na Ally zrobiła się bardziej bezpośrednia.

— Och? 

— Nie mam pojęcia o co z tym chodzi. Zawsze wolała mówić naokoło, zamiast przechodzić do sedna. Teraz mam wrażenie, że nie bierze jeńców.

— Może szykuje się do roli mamy? 

— To też jest możliwe, patrząc na to, ile kupiła książek dla ciężarnych mam — pokręciła głową. — Ale nadal nie mogę w to uwierzyć. Ally będzie mamą. Znaczy... — Zerknęła na Camilę. — Wiedziałam, że chciała założyć rodzinę, ale to zawsze był plan na przyszłość. Teraz ten plan jest rzeczywistością i nie do końca potrafię się przestawić.

— To wciąż będzie ta sama Ally. Tylko teraz nie będzie wieczorów z winem. Przynajmniej przez jakiś czas — Lauren zaśmiała się lekko na ostatnie słowa kobiety. — A jak ty czujesz się w roli przyszłej cioci? Z tego, co mówisz mi teraz i wspominałaś wcześniej, dużo jej pomagasz.

— Cóż, chciałabym być tą fajną ciocią — przyznała. — Ale mam wrażenie, że będzie wręcz przeciwnie i okażę się dość...nieprzystępną ciocią.

— Dlaczego miałabyś nie być fajną ciocią?

— Już teraz za bardzo przejmuję się na zapas przez Ally. Boję się pomyśleć, co będzie, jak Ally podstawi mi dziecko pod opiekę.

— To nie jest wcale takie złe zachowanie, że się przejmujesz. 

— Mam wrażenie, że Ally ma mnie dość, bo obchodzę się z nią jak z jajkiem. A nawet jeszcze po niej nie widać, że jest w ciąży.

— Po prostu się martwisz, to zrozumiałe — spojrzenie Camili było pelne wyrozumiałości, o której wspomniała. — A to z kolei czyni cię dobrą przyjaciółką i przyszłą ciocią.

Lauren nie mogła powstrzymać lekkiego uśmiechu, który wkradał się na jej wargi.

— Niektóre rzeczy nie ulegają zmianie — zerknęła kątem oka na kobietę. — Nadal wiesz co powiedzieć z taktem — wzięła gryz wrapa.

— Cóż, akurat w tej kwestii jestem po prostu szczera, a nie tylko przesadnie miła. Troszczysz się o nią. To dobrze. Z czasem to doceni, jak zaczną się pierwsze objawy i będzie jej ciężej wykonywać rzeczy, z którymi dotychczas nie było problemów — Lauren uniosła brew. — Każdy zawsze narzeka na wiązanie butów, gdy tylko brzuch jest dostatecznie widoczny. I wstawanie z łóżka. Problemy ze spaniem.

— Nie brzmi to jak najlepszy okres w życiu.

— Z pewnością nie jest najprostszy — potaknęła starszej. — Samo to, że będziesz ciocią to poważne wiadomości. Właściwie po raz kolejny. Jeszcze twoja siostra z drugim dzieckiem w drodze.

Jauregui wypuściła ciężki oddech.

— Akurat ona to wygląda tak, jakby miała w każdej chwili urodzić — pokręciła głową. — Ciąża niestety nic nie zmienia w jej podejściu.

— Przykro mi — Camila miała szczery, pełen życzliwości wyraz twarzy.

— Szkoda mi tylko dzieci — wymamrotała w odpowiedzi. — Ale z drugiej strony nie mogę się tak naprawdę wtrącać. Jak tylko próbowałam zwrócić na cokolwiek uwagę, moi rodzice zgodnie uznali, że nie jestem matką, nie wiem, jak to jest nią być i nie rozumiem powagi odpowiedzialności, która idzie za opieką nad dziećmi.

— Przykro mi, Lauren — powtórzyła z lekkim grymasem. Jak mogli tak powiedzieć? — Wiem, że się martwisz. Bycie lub niebycie matką nie ma nic do rzeczy. Widzisz niektóre zaniedbania. Masz dobre intencje.

— Powiedz to moim rodzicom — wypuściła krótki śmiech bez krzty humoru. — Chrisowi się nie udało, chociaż podzielamy to samo zdanie. On dostał jeszcze gorzej rykoszetem.

— Wiem, że poczucie takiej bezradności jest straszne — Alfa przełknęła ciężko ślinę, spogladając na chłodniejącego się wrapa w dłoni. — Sama nieustannie daję Mateo szansę po szansie i chociaż nikt nie powie mi tego w twarz, zwłaszcza moi rodzice, to każdy spisał go na straty. Nikt nie patrzy na to, że stał się taki przez to, że wrzucili nas na głęboką wodę i pozwolili mu myśleć, że jest ideałem. A teraz, lata później, kiedy nie dostał czegoś, co wydawałoby się, że otrzyma bez najmniejszego wysiłku, zjada go fakt, że jego odbicie miewa skazy.

— Ale skoro nie słucha ciebie, to czy wasi rodzice też nie mają dla niego autorytetu?

— Mają. Ale przestałam ich martwić. Mama jest dla niego świętością. Tata przykładem dobrego mężczyzny. Rozmowa z nimi o tym, co się z nim dzieje mogłaby nas jeszcze bardziej skłócić, bo chociaż może dotarłoby do niego to, że nikt nie jest idealny, to... — Wzięła głębszy wdech. — Wydaje mi się, że w rezultacie moich prób naprawienia relacji z nim, znienawidziłby mnie jeszcze bardziej.

— Nie sądzisz, że z czasem zmieniłby nastawienie? I może docenił to, że próbowałaś przez tyle czasu mu pomóc?

— Ma charakter po naszej mamie. Poznałaś ją z tej dobrej strony: głośna, wesoła, wszędzie jej pełno. Esencja ekstrawertyka. Mateo też taki jest, chociaż teraz na pozór wydawałoby się inaczej.

— Jakoś nie mogę sobie wyobrazić twojej mamy jako kogoś, kto mógłby pokazywać negatywne nastawienie do kogoś.

— Negatywne nastawienie? — Przełknęła kawałek wrapa. — Bardzo delikatnie ujęte. Ma dużo granic, ale jak przekroczysz ich zbyt wiele to nie bierze jeńców. Staje się wtedy gwałtowna, jeszcze głośniejsza, jej buty są gotowe do lotu w czyjąś twarz i, ponownie, nie bierze jeńców. Lepiej nie być po jej złej stronie.

— Nie pomyślałabym, że może być kompletnym przeciwieństwem.

— I tak użyłam delikatnych określeń.

— Przynajmniej macie balans. Mówiłaś kiedyś, że ty z kolei masz charakter i usposobienie po tacie.

— Nie reagujemy gwałtownie — przytaknęła zgodnie z prawdą. — Zayn też ma je po tacie. Kolejny byłby Malcolm, ale on na początku daje inne wrażenie. Dopiero jak się go pozna można zauważyć podobieństwa między naszą trójką — Alfa nie mogła powstrzymać uśmiechu na wspomnienie o swoim rodzeństwie. — Ariana jest pomiędzy mamą a tatą. Dinah jest za to po stronie mamy, chociaż ona nigdy nie ucieka się do przemocy, pomimo tego, że ma cięty język i sugeruje on coś innego.

— Dinah jest...jedyna w swoim rodzaju — Camila zaśmiała się na te słowa ze strony kobiety, po czym potaknęła ruchem głowy.

— Delikatnie mówiąc.

— Za to Malcolma miałam okazję zobaczyć z innej strony dopiero na urodzinach Normani.

— Potrafi zgrywać pozory bez problemu, ale na koniec dnia ma podobny charakter do mnie i Zayna niż reszty.

— Trzeba przyznać, że jesteście ciekawym rodzeństwem. Pomijam już to, że jest was całkiem sporo.

— Byłabyś zaskoczona, jak reagują w pracy, gdy mamy spotkanie ze wszystkimi — Camila wzięła ostatniego gryza wrapa, zanim rozejrzała się, co by tu jeszcze wziąć. Szybko zjadły jedzenie na ciepło, więc chwyciła za jedną z bogato wypełnionych kanapek. — Są przyzwyczajeni do tego, że jestem ja, Normani, Zayn. W tej kolejności. Widok Ariany, Malcolma i przede wszystkim DJ, która pojawia się najrzadziej wprowadza trochę zamieszania.

— Z tego, co kojarzę, pracujecie tam tylko we trójkę. I to by się zgadzało z tym, co mówisz — zaobserwowała starsza.

— Ariana i Malcolm są dorywczo i w chwilach, kiedy nie chcemy stracić tempa pracy, a któreś z naszej trójki z jakiegoś powodu nie może przyjść, to wtedy pomagają, bo wiedzą, na czym ta praca polega. Dinah nie ma pojęcia o wielu rzeczach, dlatego jest to szok dla pracowników, gdy się zjawia.

— Nie są do niej przyzwyczajeni. Ale nawet jeżeli chodziłoby o wspólny lunch?

— Nie jemy razem lunchu. To, co ich niepokoi, to okoliczności. Nigdy nie zbieramy się razem, dopóki nie chodzi o podjęcie jakiejś ważnej decyzji. Najczęściej mowa o konkretnych inwestycjach, które albo mogą przynieść profit, ale jest w nich jakieś ryzyko, albo to my wykładamy pieniądze. Nasze spotkania zwiastują zmiany.

— W takim razie to nic dziwnego, że zachowują się trochę inaczej.

— Przyzwyczaiłam się do tego, chociaż... — Urwała, biorąc pierwszy gryz kanapki, po którym mruknęła, czując między świeżymi dodatkami sos, który od razu przypadł jej do gustu. Na wargi Lauren wstąpił nieświadomy półuśmiech na ten widok.

— Hm? 

— Chyba jeszcze się do mnie nie przyzwyczaili. Pracownicy. Zresztą, nic dziwnego. Zayn i Normani mają większe predyspozycje do podtrzymania kontaktu niż ja. Zawsze jestem zamknięta w biurze i choćbym chciała wyjść i spróbować bardziej się zintegrować, sterty papierów i projektów mi na to nie pozwalają.

— Poza sprawami związanymi z zarządzaniem projektów, zajmujesz się też architekturą. To dodatkowy obowiązek, który jest strasznie czasochłonny, więc nic dziwnego, że wszystko razem powstrzymuje cię przed wychodzeniem do nich na pogawędki.

— Nigdy tak na to nie patrzyłam. Chyba za bardzo lubię architekturę, żeby faktycznie zwracać uwagę na to, ile wszystkie przygotowania zajmują czasu.

— Bez względu na to, czy mowa o rysunkach ręcznych, czy poprzez jakiś program, to wciąż żmudna robota.

— Chyba masz rację — Camila odchyliła lekko głowę. — I chyba próbuję nadrobić ten czas, kiedy zajmowali się tylko we dwójkę firmą w ramach rekompensaty.

— Na pewno nie mają ci tego za złe.

— Wiem, że nie mają. Wiele razy o tym rozmawialiśmy. Jednak to nie zmienia tego, że chciałabym mieć wszystko: dobrze wykonywać fundamentalną część mojej pracy, kontynuować tworzenie projektów i mieć dobry kontakt ze współpracownikami. Doba wydaje się zbyt krótka.

— W pracy nie zawsze chodzi o miłe pogawędki przy kawie — Lauren zmieniła pozycję na półleżącą, podpierając się na zgiętym, lewym przedramieniu, będąc tym samym zwrócona ku młodszej kobiecie. — Zwłaszcza gdy chodzi o relację przełożony-pracownik. Nie jesteś typem tyrana. Za to jesteś uprzejma, potrafisz się uśmiechnąć, podziękować za czyjąś pracę czy pomoc. Te proste rzeczy, które mówisz bez większego przemyślenia wpływają na to, że pracownicy widzą cię jako miłą szefową — oblizała lekko wargi, robiąc sobie chwilową przerwę. — Wiedzą, że jesteś wymagająca, nawet ja o tym wiem, ale drobne pomyłki nie powodują, że zaczynasz się na nich wydzierać. Samo twoje łagodne usposobienie z dozą wymagania dobrego wykonywania swojej roboty stawia cię w pozytywnym świetle. 

— Nie pomyślałabym o tym — Alfa podrapała się po szyi. 

— I nie uwierzę też w to, że jak już przyjdzie ci z kimś przez chwilę pracować, to nie porozmawiasz z tą osobą normalnie, tylko jesteś całkowicie zdystansowana.

Camila zmrużyła powieki w krótkim zamyśleniu.

— Zachowuję się normalnie — stwierdziła chwilę później.

— Masz więc swoją odpowiedź.

Młodsza westchnęła głośno.

— Myślałam, że z naszej dwójki to ja bardziej widziałam pozytywy.

— Bo tak zawsze było. Jedynym wyjątkiem było, to jak postrzegasz swoje starania, nieważne czego by one dotyczyły — Lauren przerzuciła spojrzenie na plażę i linię wody. — Wtedy jesteś bardzo krytyczna. Ale wiem, że ze mną jest to samo. Przynajmniej tak było w kwestii mojej pracy. 

— Nie męczy cię to, że stale masz rację? — Camila uniosła brew. 

Lauren zaśmiała pod nosem.

— Jednak nie mamy problemów z tematami — skomentowała młodsza, przykuwając tym na nowo zielone oczy. — Jak zresztą słychać.

— Cóż, prawda — Lauren zaczęła wygładzać nerwowo kawałek koca. — Ale to mimo wszystko wciąż pierwsza randka. Lepiej, żeby tych tematów nie zabrakło...

— Na pewno nie będzie tak samo, jak na naszej pierwszej randce. Wcześniej. Wtedy obie byłyśmy na zupełnie nowym gruncie i niektóre części naszych rozmów były typowo zapoznawcze — wzięła większy wdech. — Znamy się już trochę czasu, więc nie będziemy zaczynać od podstaw, bo już je znamy. A nawet więcej niż podstawy. 

— Niby tak, ale... — Lauren poprawiła się w miejscu. — Nie miałyśmy kontaktu prawie dwa miesiące. Dobrze byłoby uniknąć jakichś niewygodnych kwestii, żeby nie zepsuć...randki.

Ku jej zaskoczeniu, Camila tylko się uśmiechnęła.

— Na poruszanie niewygodnych kwestii mamy inne dni — odpowiedziała po dłuższej chwili, po czym ułożyła się całkowicie na plecach, kiedy Lauren postanowiła poszarpać się z bezalkoholowym szampanem.

— Więc...um... — Alfa uniosła brew na całkiem niepewny ton kobiety. Nadal nie potrafiła do niego przywyknąć. — Co myślisz o takiej odskoczni?

— O randkach? — Lauren skinęła potwierdzająco głową. — Wydaje mi się, że mogą nas uratować — starsza zmarszczyła brwi na te słowa. — Jeszcze chwila i w tym napiętym klimacie rozmów o wszystkich potknięciach i błędach zaczniemy sobie skakać do gardeł. Dobrze jest mieć od tego odskocznię. Miłą odskocznię.

— Och.

Lauren nie była pewna, jak do końca odebrać tę wypowiedź.

— I przy okazji poza samą gadką próbujemy robić kolejne małe kroki naprzód. Rozeznajemy się na nowo w relacji, którą odbudowujemy. Same rozmowy by nie wystarczyły. Przynajmniej na dłuższą metę.

— Chyba faktycznie można uznać to za kolejny krok naprzód — przytaknęła jej względnie neutralnie, chociaż wewnątrz miała ochotę porwać Camilę w ramiona.

Od tego momentu sytuacja wydawała się bardziej przejrzysta — obie widziały w tej randce ten sam potencjał i szansę na pojawienie się kolejnych kroków, które pozwolą odbudować ich relację. Z tą podnoszącą na duchu świadomością, reszta spędzonego czasu była pozbawiona jakiegokolwiek napięcia, dzięki czemu luźne tematy pojawiały się jeden za drugim.

— Masz jeszcze trochę miejsca w żołądku? — Podpytała Camila, kiedy Lauren zamykała ostatnie opakowanie, które opróżniły.

— Zrobiłam za mało jedzenia? — Przekręciła głowę, aby spojrzeć na młodszą. W oczekiwaniu dopiła resztkę szampana z kieliszka.

— Nie, ale wpadłam na pomysł.

— Pomysł?

— Wspominałaś o budce z lodami. Skoro już i tak wszystko tutaj zjadłyśmy, to może znajdziesz jeszcze odrobinę miejsca w żołądku na małą gałkę lodów?

— Brzmi dobrze. Nie jest jeszcze tak późno, więc może zdążymy. Ale najpierw trzeba by było schować nasze rzeczy do samochodu i wtedy możemy podjechać.

— A co powiesz na spacer? — Alfa wysunęła dolną wargę. 

Lauren zgodziła się szybciej niż sama zarejestrowała, że te potwierdzające słowa wyszły z jej ust.

Brakuje jeszcze zachodu słońca do całego obrazka — miała ochotę prychnąć na własną myśl. — Jak tylko się pojawi, to chyba stracę zdrowy rozsądek i coś spieprzę. Na przykład ją pocałuję. A naprawdę nie powinnam.

Chwilę później Lauren ponownie wyraziła szybką zgodę, chociaż z dozą zdziwienia, kiedy Camila nalegała, żeby zostawić buty w samochodzie i przejść się po plaży. Na samą myśl przełknęła z trudem ślinę i wzięła głębszy wdech, gdy ponownie zeszły w dół, aby powolnym krokiem zacząć przechadzać się przy tafli wody, która od czasu do czasu stykała się z ich stopami.

Te krótkie momenty przywracały Lauren do rzeczywistości ze świata fantazji i stresu.

— Więc...rozmawiałyśmy o mojej pracy. A jak z twoją? Coś się działo? — Zagadnęła Camila, nieustannie spoglądając przed siebie.

— Doszło mi parę nowych obowiązków w związku z zarządzaniem działem.

— Zarządzenie działem? Całym? — Alfa uniosła brwi i spojrzała na kobietę z niemałym zaskoczeniem.

— Mhm — kiwnęła głową. — Ale Liz dużo mi pomaga, także nie jest aż tak tragicznie. Przeważnie.

— Więc dostałaś awans — wywnioskowała młodsza, na moment się zatrzymując. — Gratuluję — dodała ze szczerym uśmiechem.

— Oby tylko udało mi się dowieść, że dział jest w dobrych rękach — odpowiedziała z nerwowym, krótkim śmiechem. — To spora presja. Tonę w raportach i sprawozdaniach.

— Na początku zawsze tak się wydaje, ale nie bez powodu pomagałaś w tym wszystkim. Miałaś świadomość możliwego awansu. Gdybyś nie była przekonana do swoich możliwości, to byś się aż tak nie starała, aby doszło do zmian w waszym dziale — Camila wznowiła spacer, Lauren tuż za nią. — Poza tym to kwestia wejścia w nawyk. Nowa dokumentacja była szczególnie uciążliwa. Ale to też nie jest tak, że objęłaś nowe stanowisko i nie masz za sobą ludzi, którzy cię lubią i szanują.

— Może masz rację — wymamrotała leniwie, na co Alfa lekko się zaśmiała.

— Chociaż raz — zerknęła na starszą przez ramię, po czym lekko ją szturchnęła swoim bokiem. — Widzę, że niewiele zmieniło się z krytycyzmem względem twojej pracy.

— Niektóre nawyki ciężko zmienić — Lauren przewróciła oczami, ale na ustach widniał lekki uśmiech. 

— Hmm — Alfa kiwnęła głową. — Poza nerwami, jak się czujesz na nowym stanowisku?

— Dziwnie jest mieć własne biuro. I być część dnia odizolowana od innych przez stos papierów.

— Z tego, co kojarzę, Liz jest na twoim starym miejscu. Pomiędzy głównym biurem działu, a wejściem na salę.

— Tak, jest na tym miejscu. I wbrew pozorom, czuje się bardziej niż ja zachęcona do przesiadywania w moim obecnym biurze. Zaczyna mnie to niepokoić, jak szybko się zaadaptowała.

— Mówiłaś nieraz, że Liz bywa specyficzna.

— Teraz nie wiem, czy chce mnie uspokoić swoją obecnością, czy wpędzić w szaleństwo, bo nigdy nie przychodzi z pustymi rękami. 

— Na pewno dacie sobie radę — Camila lekko się zaśmiała. — Liz jest w porządku. Dobrze jest mieć po swojej stronie kogoś zaufanego. Zwłaszcza przy takich zmianach. Z pewnością ci pomoże, jeśli początki będą trudne. We dwójkę zawsze raźniej.

— Jest to jakiś plus — przyznała szczerze.

— Dobrze jest mieć przynajmniej świadomość, że jest ktoś zaufany, kto pomoże. Mam tak z Zaynem i Normani. Wiem, że są i zawsze jest lżej z tą myślą. Chociaż to nie zmienia tego, że bardzo rzadko proszę ich o pomoc.

— Staram się mieć to na uwadze. Ale jak mówiłaś, początki bywają trudne. Chociaż minęło już trochę czasu od mojego awansu, to mam wrażenie, że nadal tego wszystkiego nie ogarniam.

— Nie wszystko da się ogarnąć na raz. Daj sobie czas.

— Po awansie trzeba się wykazać. Wolałabym go nie stracić.

— Większość tych problemów jest tylko w twojej głowie. Nikomu by się nie opłacało na nowo zmieniać stanowisk. To wprowadza zaburzenie równowagi w firmie. Tak samo jestem przekonana, że musiałaś przejść przez jakieś etapy, aby zasłużyć sobie na ten awans. Nie dostałabyś go, gdybyś była beznadziejna. Podejrzewam też, że nie zakładano, aby brać na tę posadę kogoś z zewnątrz. Wdrożenie się zajmuje dużo czasu, nawet dla osoby z doświadczeniem, a oprócz tego jest to kolejna zmiana w kadrach. To się nie zgrywa — ponownie zerknęła na kobietę. — Wobec tego z pewnością byłaś właściwym wyborem pod wieloma względami. A walkę z dokumentacją zawsze da się wygrać. Kwestia wejścia w rytm, który usprawnia całą pracę. Daj sobie czas, aby ogarnąć, za jakie rzeczy trzeba się zabrać najpierw, a za które na koniec, aby przekonać się, jak najbardziej przyśpieszyć papierkową robotę. Nie próbuj robić wszystkiego na raz. W ten sposób każdy by się pogubił, bez względu na stanowisko i umiejętności.

Barki Lauren odrobinę opadły, kiedy pokiwała lekko głową w niemej zgodzie.

— Ponownie masz rację — wymamrotała w końcu.

— Jednak ciężko zmienić niektóre nawyki, jak mówiłaś. Nasze podejście do pracy nie uległo zmianie.

— Fakt. Akurat to się nie zmieniło — Lauren przygryzła dolną wargę, spoglądając bardziej na lewo, w kierunku powoli zachodzącego słońca i błyszczącej tafli wody.

— Nie wszystko musi się nagle zmieniać.

Lauren sztywno kiwnęła głową, po czym wykorzystała tę chwilę ciszy, która między nami zapadła, aby przemyśleć swoje następne słowa. Zastanawiała się, jak zacząć temat — i czy w ogóle go zacząć. Ta wątpliwość, jaki moment wybrać chodziła za nią od chwili, kiedy wysunęła się sugestia, że Camila chciałaby ją zobaczyć ponownie.

Wiedziała, że chce jej powiedzieć — tym razem Lauren nie planowała niczego ukrywać. Po prostu...każda sytuacja w której były wydawała się niewłaściwa na taką rozmowę. Zresztą spodziewała się, jak zareaguje kobieta.

I to nie była reakcja, która jakkolwiek zadowoliłaby Jauregui.

— Mówiąc o zmianach... — Wargi Lauren wykrzywiły się w grymasie, gdy jej głos już na samym początku się załamał i widziała kątem oka, że Camila zwróciła na to uwagę, bo zmarszczyła brwi.

— Tak?

— Jest jedna kwestia, która uległa zmianie — wypuściła odrobinę drżący oddech. — Chciałam powiedzieć ci o tym od jakiegoś czasu, ale za każdym razem moment wydaje się...niewłaściwy. Na ten temat.

Camila przystanęła, a zmarszczka między jej brwiami jeszcze bardziej się pogłębiła.

— Niewłaściwy? — Powtórzyła z dozą niedowierzania. — Jeśli jest to coś poważnego, to każdy moment jest jak najbardziej właściwy. Dla mnie.

— Och. Cóż... Wątpię, żeby ten temat nadawał się na randkę, ale... — Sięgnęła lewą dłonią do karku, delikatnie go drapiąc z nerwów. — Za bardzo nie wiem, kiedy o tym porozmawiać.

— Zakładam, że chodzi o coś poważnego, skoro o tym mówisz w ten sposób, więc dla mnie to jest tak samo dobry moment, jak każdy inny. Ale po twojej stronie pozostawiam, czy chcesz rzeczywiście porozmawiać o tym czymś teraz, czy później i na razie tylko informujesz mnie, że będziemy musiały coś później przegadać.

— Chyba bardziej to drugie, informuję. Bo nie chcę rujnować pierwszej randki. A z kolei nasze spotkania i rozmowy z wcześniej zawsze dotyczą przeszłości, a nie tego, co dzieje się teraz, więc to też nie wydaje się adekwatny czas. Chyba muszę znaleźć okazję pomiędzy tym wszystkim.

— Rozumiem — Camila kiwnęła głową. — Pomimo randki, nie znamy się od dzisiaj. A co za tym idzie, nasze randki nie muszą kończyć się na tym, że rozmawiamy o względnie "bezpiecznych" tematach. Możemy rozmawiać o czymkolwiek. Jesteśmy już dawno poza czasem, kiedy trzeba się gryźć w język, bo nie wypada czegoś powiedzieć. Dlatego nie ma dla mnie znaczenia, kiedy o tym czymś porozmawiamy.

— Cóż...chyba masz rację. 

— Więc, ponownie, jeśli jest to coś ważnego dla ciebie to nie ma dla mnie najmniejszego znaczenia, kiedy o tym czymś porozmawiamy — Camila posłała kobiecie drobny, choć wciąż pełen sympatii uśmiech. — Naprawdę.

Lauren wypuściła ciężki oddech, niepewna tego, co teraz zrobić. Z jednej strony na jej język pchały się słowa pełne wyjaśnień, a z drugiej niepewność z powodu wrażliwości tematu zamykała jej usta.

— Idziemy dalej? — Camila kiwnęła głową przed siebie, wskazując kierunek, po czym zrobiła kilka kroków.

Gdy tylko zauważyła, że przy jej boku nie pojawia się sylwetka kobiety, odwróciła się w stronę Lauren, wychwytując wyraz pełen konsternacji na jej twarzy. Nie była pewna, czy powinna coś więcej dodać, czy dać kobiecie chwilę, aby posortowała to, co przechodziło jej teraz przez myśli.

Alfa przełknęła ciężko ślinę, kiedy w chwili skrzyżowania ich spojrzeń, wargi Lauren drgnęły, jakby chciała coś powiedzieć, po czym westchnęła ciężko i uciekła spojrzeniem do wody.

Teraz wydawała się jeszcze bardziej zawstydzona, zmieszana, a nawet nieśmiała. Żadna z tych rzeczy nie była do niej podobna. Camila ponownie widziała kompletnie inną wersję kobiety. Nie była pewna, jak powinna się z tym czuć.

Nie każda zmiana jest dobra.

— Chodzę na terapię.

Oto i nowa zmiana.

— Co? — To pytanie wymsknęło się Camili, chociaż doskonale słyszała każde słowo Lauren.

Przed oczami Alfy pojawiło się wspomnienie z momentu ich rozstania i słowa, które nawiązywały do tego, co teraz usłyszała.

— Wydaje mi się, Lauren, że tak naprawdę nie wiesz, gdzie zacząć... Nie wiesz, o czym pomyśleć najpierw, co zrobić jako pierwsze. Um...jednocześnie myślę, że nie jestem na tyle...  Nie jestem na tyle kompetentna, aby akurat z czymś takim cię poprowadzić, bo nadal jest wiele rzeczy z twojej przeszłości, które wpływają na ciebie i...są one też konsekwencją twoich zachowań, działań, słów, wszystkiego... I wydaje mi się, że powinnaś znaleźć kogoś, kto byłby w stanie...profesjonalnie wskazać ci drogę, gdzie zacząć.

Camila zacisnęła dłonie w pięści i przymrużyła powieki. Lauren od razu zauważyła zmianę w jej posturze.

— Camila, nawet nie idź w tamtą stronę — powiedziała ściszonym głosem.

Młodsza kobieta uniosła dłonie do twarzy, którą potarła z nerwów. 

— Nie mówię tego złośliwie albo żeby cię poniżyć czy zrobić coś podobnego. Wydaje mi się, że powinnaś pomyśleć o tym, żeby... Wyciągnąć rękę ku profesjonalnej pomocy, żeby zobaczyć...nad czym najpierw powinnaś się zastanowić i może ten ktoś...jeżeli faktycznie byś kogoś szukała, to...może ten ktoś spróbowałby ci dać wyraźniejszy obraz na wytłumaczenie konsekwencji, z którymi obie się teraz zmagamy. Tym bardziej ty. Wydaje mi się, że to, co doświadczyłam ja; to, co doświadczyłaś ty i to, co doświadczył nasz związek przez konsekwencje tej przeszłości są, tak naprawdę, tylko szczytem góry lodowej, która ma dużo większe znaczenie. I dopóki nie spróbujesz na własną rękę, ale za pomocą wskazania dobrego albo...jakiegokolwiek kierunku przez kogoś profesjonalnego gdzie zacząć i w jaki sposób spróbować zajrzeć pod ten wierzchołek góry lodowej, to nie będziesz w stanie zrobić progresu. Takiego prawdziwego. Bo póki co myślę, że próbujemy coś dobrego zrobić...ale to, co się dzieje...ten schemat, który zaczynamy powoli mieć będzie nieustannie powracał, dopóki nie zechcesz z własnej woli popracować ze sobą i z kimś profesjonalnym. Dopóki to nie będzie z własnej woli i nie będziesz prawdziwie chciała zmian, nie będzie czego ratować, bo prędzej czy później ten schemat, który kończy się rozpadem związku będzie powracał, Lauren.

Camila musiała wielokrotnie zamrugać, żeby odpędzić łzy, które zaczęły napływać jej do oczu, kiedy ciężkimi krokami przybliżyła się do kobiety, na ślepo chwytając jej dłonie w swoje drżącymi palcami.

— Camila, wiem o czym myślisz.

— Powiedziałam ci o tych rzeczach w złości — dolna warga Alfy zadrżała, a oczy skutecznie unikały napotkania zielonego spojrzenia. — Nie powinnam czegoś takiego w ogóle mówić. Wtedy.

Lauren delikatnie złączyła ich palce, hamując drżenie tych, które należały do Cabello.

— Wiem, że byłaś na mnie zła. I miałaś ku temu dobre powody — w kojącym geście ścisnęła ich dłonie. — Ale wtedy akurat nie mówiłaś o tym w złości — nieznacznie uniosła kąciki warg. — Gdyby tak było, ujęłabyś te wszystkie rzeczy inaczej. I mówiła o nich również...inaczej.

— To nie była moja sprawa — Camila zacisnęła usta, aby ponownie nie zaczęły się trząść pod wpływem ciężaru, jaki na nią spadł.

— Zasugerowałaś rozważenie skorzystania z takiej opcji. I choć trudno było uwierzyć w twoją argumentację na tamten moment, to po jakimś czasie zaczęło do mnie docierać, że chyba miałaś rację. 

Alfa wciągnęła nerwowo policzki, nie będąc pewna tego, czy głos jej nie zdradzi.

— Mogłaś powiedzieć, że jestem pierdolnięta i mam się leczyć. Było też mnóstwo innych możliwości, jak o czymś takim powiedzieć i nadal zawrzeć ten sam sens wypowiedzi. Ty tego nie zrobiłaś. Nie powinnaś czuć się winna. Na koniec to była moja decyzja, żeby podjąć się terapii. Powiedziałaś po prostu na głos opcję, której wcześniej nie brałam pod uwagę. Wcześniej nie przychodziła mi ona na myśl. A być może powinna.

— Cóż, ja... — Camila ponownie zamknęła wargi. 

— Mówię ci o tym z konkretnych powodów — Lauren odchrząknęła i wzięła głębszy oddech, chociaż nie ukoiło to jej nerwów. — Pierwsza rzecz, chcę być z tobą szczera i chcę, żebyś wiedziała, że naprawdę pracuję nad...cóż, nad sobą. 

Alfa rozchyliła odrobinę usta, ale żadne słowo z nich nie padło.

— Druga rzecz...wcześniej, jeszcze zanim spotkałyśmy się na urodzinach Normani, pracowałam dość ogólnikowo z terapeutą. Od kiedy ponownie mamy kontakt i ustaliłyśmy, że zaczniemy przegadywać nasze sprawy, musiałam jakoś przygotować się do tych rozmów. Zastanowić się, co poszło nie tak i jak ubrać w słowa to, co względem danych sytuacji czuję. Do tego ponownie była potrzebna praca z terapeutą — oblizała nerwowo wargi. — I do tego teraz, między naszymi rozmowami, staram się też robić jakieś refleksje na ich temat. Również z pomocą terapeuty. I chociaż nie powtarzam każdego słowa, bo po prostu nie byłabym w stanie podczas terapii, to...chciałam ci o tym wszystkim powiedzieć, że jest poza nami tylko jedna osoba, która rozeznaje się w temacie naszych spotkań i co na nich poruszamy, żeby każde kolejne spotkanie było na miarę możliwości bardziej progresywne. 

— Co się stało, że...mówisz mi o tym? I jednak teraz?

— Odkładałam to, bo też się spodziewałam tego, że możesz zacząć się obwiniać. A na konfrontację z czymś takim nigdy nie ma dobrego momentu. Przynajmniej trudno go wychwycić, kiedy próbujemy wspólnie naprawiać naszą relację — Lauren ponownie ścisnęła ich dłonie, a Camila nieznacznie uniosła głowę, pozwalając tym na lepszy widok na jej twarz. — Im więcej czasu zaczęło mijać od kiedy zaczęłyśmy się widywać, tym bardziej doznawałam wrażenia, że poprzez milczenie na ten temat zaczynam cię okłamywać. 

— Och.

— Chciałam, żebyś po prostu wiedziała, że o naszych rozmowach słyszy jeszcze jedna osoba. Może nie w każdym detalu, ale jednak są czasami rzeczy, które powtarzam i staram się...z tą pomocą spojrzeć na daną kwestię inaczej. Milczenie zaczynało coraz bardziej na mnie ciążyć.

— Pomagają ci te wizyty? — Głos Camili nadal był spięty.

— Cóż...wydaje mi się, że już przy pierwszej naszej rozmowie o przeszłości była znacząca różnica — oblizała nerwowo wargi. — Chociaż nie dało się na nią jakkolwiek przygotować, bo mogłam się tylko domyślać, o czym porozmawiamy najpierw, ale... Pracę nad moją komunikacją i wyrażaniem nie tylko myśli jako faktów, ale też mówić o tym, co czuję zaczęłam jeszcze zanim się spotkałyśmy na urodzinach Normani. 

— Nie podejrzewałam, że weźmiesz to do siebie — Camila ponownie wciągnęła policzki. — To, co wtedy powiedziałam o sięgnięciu po pomoc.

— Przedstawiłaś opcję, która wcześniej nie przeszła mi przez myśl. Ale z mijającym czasem wydawała się całkiem sensowna. Chociaż nie zawsze jest łatwo, to na pewno — Lauren przełknęła ślinę i wzięła większy wdech. — Chciałam tylko, żebyś wiedziała, okej? Tak jak mówiłam, zaczęłam doznawać wrażenia, jakby milczenie równało się z okłamywaniem cię. A tego bym nie chciała.

Alfa zacisnęła wargi, milcząc przez chwilę.

— Dziękuję, że mi powiedziałaś — wymamrotała cicho, bo w końcu stały tak blisko siebie. — Doceniam to — przez ułamek sekundy skrzyżowała ich spojrzenia, zanim ponownie uciekła ze swoim do tafli wody. — Jeżeli będę mogła jakoś pomóc albo zrobić coś, żeby z czymś poszło ci na tych spotkaniach łatwiej, to zawsze możesz przyjść i ze mną o tym porozmawiać — tym razem to Camila ścisnęła ich dłonie.

— Będę pamiętać — Lauren posłała jej lekki półuśmiech.

Alfa kiwnęła tylko głową, po czym puściła jedną z dłoni kobiety, aby ustać przy jej boku, gotowa kontynuować drogę. Lauren nie mogła się powstrzymać i w trakcie następnych paru sekund spaceru do budki z lodami spoglądała wielokrotnie na ich złączone dłonie, niedowierzając, że doszło między nimi do takiego progresu na pierwszej randce.

Role się odwróciły. Wcześniej tylko Camila zwracała uwagę na takie rzeczy, a ja udawałam, że to nic takiego. Albo traktowałam każdy kolejny krok jako nic takiego. Teraz zależy mi bardziej niż wcześniej, bo wcześniej była to zwykła ciekawość, jak rzeczy się między nami potoczą. Teraz nagle zwracam na każdą drobnostkę uwagę.

Lauren zacisnęła lekko wargi, nieznacznie przysuwając się bliżej Camili, kiedy kroczyły dalej w spokojnej ciszy, która odbiegała od mętliku, który pojawił się w głowie starszej. Musiała odwrócić głowę w stronę wody, ponieważ doznała dziwnego wrażenia, jakby przez ten chaos w głowie oczy zaczęły się jej pocić.

Pamiętaj, że było gorzej jeszcze później. Musiałaś ją wplątać w swoje gówniane definicje związku, który nim w rzeczywistości nie był, żeby mieć święty spokój, ale jednocześnie podtrzymywałaś z nią wszystkie te rzeczy, które definiowałyby taką relację. 

Lauren mniej lub bardziej dyskretnie przyłożyła ich złączone dłonie do swojego uda, czując ciepło bijące od jej zewnętrznej części. Przełknęła ciężko ślinę i wypuściła powoli ostrożny oddech.

Wiesz, że ją wykorzystywałaś, tym bardziej jej dobroć i cierpliwość, a jeszcze jakimś cudem jesteście gdzie jesteście. Lepiej, żebym przynajmniej teraz tego nie spierdoliła, bo nie ma szans na kolejne podejście.

— Jednak jest otwarte — po paru minutach spaceru w ciszy, głos Camili wyrwał starszą kobietę z coraz bardziej dobijających rzeczywistością z przeszłości myśli. Natychmiast na nią spojrzała, zauważając, że wskazywała dłonią przed siebie. Przeniosła wzrok w tym samym kierunku, dostrzegając od razu rząd kilku budek, w tym z lodami, i niewielkie kolejki.

— Och, to dobrze. Czyli jednak nic się nie zmieniło. 

— Więc...jaki smak będziesz brała?

— Pewnie jakiś owocowy. Może sorbet — poprawiła palce w dłoni, która nieprzerwanie tkwiła w uścisku z dłonią Cabello.

— Nie jestem zaskoczona — młodsza zmarszczyła nos. — Jak zwykle na zdrowo.

Lauren nie mogła powstrzymać uśmiechu. 

— A ty? — Uniosła brew. — Jakie wybierzesz?

— Mięta z czekoladą.

Lauren niemal zachłysnęła się powietrzem.

— O nie. Jesteś jedną z tych. Myślę, że to koniec naszego spotkania. Nie wiedziałam, że taka jesteś.

— Hej, szanujmy się!

— No właśnie. Szanujmy. Mięta z czekoladą nie stała koło szacunku.

— Mówisz tak dlatego, bo albo nie próbowałaś tego smaku, albo trafiłaś na te, które mają sztuczny posmak i dlatego ich nie lubisz — Alfa pokręciła głową. — Akurat z tym smakiem ciężko dobrze trafić.

— Albo kombinacja jest zła..?

Camila bardzo powoli zwróciła twarz ku starszej kobiecie.

— Chcesz, żebym wrzuciła cię do wody?


Lauren mogła szczerze powiedzieć, że ich randki — tak, można mówić w liczbie mnogiej — były udane. Za każdą z nich, co prawda, pojawiał się cień konkluzji, które Lauren musiała przedyskutować z terapeutką, ponieważ prawie na samym początku zauważyła, że teraz zamieniła się z Camilą miejscami. Co więcej, z wielu rzeczy zaczęła sobie zdawać sprawę i przez to zaczynała popadać w poczucie winy.

Główną kwestią było zbywanie wartości, jaką miały te spotkania dla Camili w przeszłości. Teraz Lauren zauważała nawet niuanse i widziała w nich cień szans na kolejny progres między nimi. Bardzo prawdopodobne, że Camila postrzegała to podobnie, ale Lauren była zbyt niepoważna względem ich relacji, aby zauważyć drobnostki.

To było zawstydzająco przykre.

Następną równie istotną kwestią było wybalansowanie poważnych rozmów z randkami. Może gdyby wcześniej znajdowały czas na więcej rozmów między sobą o rzeczach istotnych, a nie pierdołach, to może bardzo szybko załapałyby, w jaki sposób najlepiej ze sobą rozmawiać, aby utrzymać komunikację na wysokim poziomie. Teraz płaciły cenę tej nierozwagi.

W tym przypadku wina leżała po obu stronach, niemniej jednak Lauren wiedziała, że była pierwszą, która ucinała poważne rozmowy i dała Camili przeświadczenie, że nie da się z nią porozmawiać.

I ostatnią kwestią z najważniejszej trójcy była ekscytacja, przez którą Lauren czuła się szczególnie winna. Wcześniej nie mogła sobie wyobrazić, że przejście ze zwykłego spaceru obok siebie do trzymania się za ręce może mieć dla niej takie znaczenie. Przez stare nawyki z czasów, kiedy jeszcze nie znała Camili, tego rodzaju gesty zdarzały się na tyle rzadko, że w chwili pojawienia się Cabello, starsza była znieczulona na tyle, że nie doceniała ich wartości. Co więcej, wiedziała, że gdzieś w głębi bawiły ją reakcje Camili, kiedy tego typu gesty miały między nimi miejsce na początku ich znajomości.

A teraz to ona zabiegała o uwagę i takie zwykłe trzymanie się za ręce sprawiało, że wewnętrznie panikowała, bo nie chciała niczego spieprzyć, aby nie urwać tego kontaktu przez swoje zachowanie czy słowa.

Niestety takich nasączonych niemal prześmiewczością przez starą wersję Lauren sytuacji było na pęczki. 

Wobec tych paru obserwacji, musiała przedyskutować to nieustanne poczucie winy, które za nią chodziło i zaczynało coraz skuteczniej podsuwać jej myśli, że pomimo zmian, które zdążyła wprowadzić i które jeszcze planowała i tak to wszystko nie będzie wystarczające — a co za tym idzie, w ogóle nie zasługiwała na kolejną szansę. I tak właściwie to zrobiłaby Camili wielką przysługę, gdyby usunęła się w cień jako pierwsza póki jest jeszcze ku temu szansa bez większych krzywd.

Wniosek był jeden: Lauren po raz pierwszy zaczęła naprawdę się starać, ale każdy nowy krok sprawiał, że czuła się zagubiona.

 

Camila spojrzała na dwa kubki z parującą herbatą, po czym westchnęła pod nosem z nieustannym ciężarem w klatce piersiowej. Cierpliwie czekała na Lauren, która była w łazience, korzystając z tego czasu, aby powtórzyć raz jeszcze kilka kluczowych wypowiedzi, które chciała przy dzisiejszym spotkaniu powiedzieć.

Miała tylko nadzieję, że w rzeczywistości chociaż część z nich uda się wypowiedzieć. Ale z tym nigdy nie wiadomo — bo przewidzieć reakcji Lauren nie potrafiła. Domyślała się paru z nich, ale nigdy nie był to pewniak.

— Już jestem.

Camila przełknęła ślinę i mocniej wepchnęła plecy w miękkie poduszki na kanapie.

— Chcesz dzisiaj porozmawiać o czymś konkretnym? — Lauren zerknęła na kobietę, zauważając od razu jej nieobecny wzrok. — Camila?

Alfa szybko zwróciła ku niej twarz.

— Um, tak. Myślę, że tak.

— Okej — starsza sięgnęła po swój kubek, a następnie dmuchnęła na wierzch herbaty, aby  sekundy później wziąć drobny łyk. — O czym?

— Cóż... Chodzi za mną to od dawna — Camila podciągnęła nogi w górę, aby znalazły się na kanapie, po czym zgięła je wygodnie w kolanach. Nerwowo przesunęła dłońmi po udach, ponownie skupiając wzrok na przypadkowych punktach w salonie. — Właściwie od naszego rozstania.

— Och — na samo wspomnienie o tamtym dniu, Lauren doznała wrażenia, że jej żołądek zrobił jakiś dziwny, nieprzyjemny wykręt. 

— Ale nie jestem pewna, jak ta rozmowa się potoczy — przyznała cichszym głosem młodsza. — Wydaje mi się, że to delikatny temat.

— Dotyczy to czegoś, co tamtego dnia się wydarzyło?

Alfa skinęła głową.

— Powiedziałaś kilka rzeczy, z tym samym sensem, które mnie zaniepokoiły — zmarszczka wstąpiła między jej brwi.

— Co konkretnie?

— Cóż, to było po moim...długim monologu — zaczęła powoli. — Powiedziałaś, pamiętam to dobrze: "Powiedz, jaka mam być, a wszystko pozmieniam" — spojrzała na swoje dłonie, oblizując nerwowo wargi. — I chciałaś, żebym powiedziała, co będzie wystarczające. A to poniekąd sugerowało również to, że mam ci powiedzieć, co zrobić, żebyś w moich oczach była wystarczająca i wtedy...być może uda nam się wyjść na prostą, omijając rozstanie.

Między kobietami zapadła ciężka cisza, która choć trwała może maksymalnie minutę, to w ich głowach — a zwłaszcza Cabello — wydawało się, jakby minęło tych minut kilkanaście. Z każdym momentem ciszy, Camila zaczęła nabierać wątpliwości, czy powinna tak szybko wyciągać ten temat — bo szło im tak dobrze, więc może akurat na to było za szybko.

Niemniej jednak i tak planowała poruszyć tę kwestię, ponieważ tamta sytuacja zmartwiła ją na wiele sposobów. W pierwszych dniach po rozstaniu wiele razy wracała do tamtych chwil, próbując zrozumieć tę nagłą desperację, której by się nie spodziewała po spokojnej, racjonalnej i niemal zawsze chłodnej Lauren.

— Masz jakieś konkretne pytania względem tego, co wtedy powiedziałam? — Głos Jauregui był równie cichy i odrobinę chwiejny na samym końcu.

Camila ponownie podniosła nogi, układając płasko stopy na kanapie, pozostawiając tym samym uda przyciągnięte do własnej klatki piersiowej. Z braku pomysłu, co zrobić z dłońmi z nerwów, objęła całymi ramionami zgięte w kolanach nogi.

— Nie rozumiem skąd... Nie rozumiem tego, co od ciebie wtedy usłyszałam. I za tym pojawia się...faktycznie parę pytań.

— Jakich?

Lauren spuściła spojrzenie do kubka z gorącą herbatą.

— Cóż, um... Zaczynając powierzchownie... Rozmawiałyśmy wcześniej o braku balansu w naszej relacji. Wcześniej. Od początku miałam wrażenie, że jednak znajdujesz się gdzieś wyżej, masz większą kontrolę nad wszystkim, a ja jestem po prostu gdzieś z boku... — Mocniej owinęła nogi ramionami. — Przegadałyśmy to już, ale sęk w tym, że ta dysproporcja stawiała cię w świetle bardziej pewnej siebie na wszelkie możliwe sposoby. W odróżnieniu ode mnie. A w tamtym momencie...stała przede mną kompletnie inna wersja ciebie. Jestem pewna, że przez cały ten czas, który cię znam nie było chwili, do której mogłabym porównać to, co zobaczyłam tamtego dnia. Nawet w najmniejszym stopniu. 

— Wcześniej po prostu nie widziałaś mnie zdesperowanej.

— Wiem, że nie zgadzałaś się ze mną w kwestii rozstania i rozumiem, że chciałaś za wszelką cenę je ominąć, ale...nigdy nie byłaś taka emocjonalna. Wydaje mi się, że tego nawet nie da się porównać do naszej rozmowy sprzed paru dni przed tamtą sytuacją, kiedy pierwszy raz wspomniałam o rozstaniu i rozmawiałyśmy w kuchni. To było inne. I nie rozumiem skąd takie słowa..? — Ostatnia kwestia brzmiała bardziej jak pytanie, bo Camila sama się w tym gubiła. — Nie chcę się czepiać. Wydawało się, jakbyś się nad nimi nie zastanawiała i mogła to być kwestia...po prostu powiedzenia czegoś pod wpływem emocji. Ale nawet jeśli tak było, to dlaczego akurat coś takiego?

Lauren wzięła głębszy wdech.

— Częściowo to była desperacja. Nie mogę przyznać, że pamiętam każde słowo z twojego monologu, bo w trakcie kolejnych kwestii, które w nim poruszałaś, docierało do mnie, że naprawdę spieprzyłam całkowicie sprawy między nami. I cóż... Chciałam to naprawić za wszelką cenę — nie odważyła się zerknąć w kierunku młodszej kobiety. — Połączyło się to z desperacką próbą ominięcia rozstania. Tak. Ale... Cóż... — Odchrząknęła lekko. — Myślę, że gdzieś w mojej podświadomości ocknęła się ta część, która potrafiła być bardziej wrażliwa i podatniejsza na czyjeś wpływy. Ale ta kwestia nawiązuje do poprzednich relacji, które miałam, zwłaszcza tych z samego początku.

— Jeśli to jest...jeśli nadal nad tymi kwestiami pracujesz, nie ma potrzeby, żeby na siłę je teraz wyciągać, dopóki nie poukładasz ich sobie lepiej w głowie — uprzedziła ją Camila. — Po prostu nie rozumiem, jak mogłyśmy przeskoczyć z tej wersji ciebie, która była tak pewna siebie, do wersji, w której nagle moje jakiekolwiek zdanie może całkowicie wpłynąć na twoje dalsze zachowanie? Nigdy nie wydawałaś się z natury...niemal uległa. Najczęściej byłaś ponad wiele rzeczy. Czasem zdarzało się, że dopiero po jakiejś nieprzyjemnej sytuacji schodziłyśmy na jakiś czas do równego poziomu.

— Wydaje mi się, że bez wejścia w tematy tamtych relacji nie dam ci wystarczająco zrozumiałej odpowiedzi. Wydaje mi się, że trzeba by było nadać temu kontekst — powiedziała z dozą niepewności, zerkając przez ulotną chwilę na profil Alfy.

— Mamy za sobą pogłębioną komunikację, ale to były odczucia, bez tego kontekstu, aby mieć pełniejszy obraz — przyznała Cabello. — Pozostaje pytanie, czy rzeczywiście jesteś gotowa porozmawiać ze mną na te tematy? Bo jeżeli nadal przerabiasz to sama ze sobą czy terapeutą, to nie chcę tego procesu przyśpieszać — po raz pierwszy zwróciła się ciałem w stronę Lauren. — Pośpiech mógłby cofnąć cię o dwa kroki, zamiast pozwolić zrobić kolejny naprzód. I tak pewnie wróciłybyśmy do tej rozmowy, ale jeśli to nie jest ten czas, to rozumiem. Ale potrzebuję szczerej odpowiedzi. Bo możemy to przełożyć.

— Głównie wracam do tamtych czasów podczas rozmów z terapeutką. Nieustannie wracam do tego tematu. Jedna rozmowa więcej aż tak mnie nie wzruszy — przełknęła ślinę. — Tylko zastanawiam się, czy chcesz w ogóle o tym słuchać.

— Dlaczego miałabym nie chcieć?

— Cóż, przy niektórych przypadkach niestety potrzeba większych wyjaśnień... I wydaje mi się, że mogłyby one być drażniące chociażby z tego względu, że jednak byłyśmy razem, a teraz próbujemy naprawić to, co poszło źle i rozmowa o kimś kompletnie innym nie brzmi...zachęcająco do słuchania.

— To przeszłość, tak? — Lauren kiwnęła głową w odpowiedzi. — I z tego, co wielokrotnie mi mówiłaś, nie jest to kolorowa i szczęśliwa przeszłość. Jeśli rozmowa o tym, nawet przy koniecznych szczegółach, pozwoli nam ruszyć dalej z naszymi sprawami to nie będę... Nie mam powodu, aby nie chcieć cię wysłuchać. Podejrzewam, że nie będzie przyjemnie o wszystkim słuchać, ale zdaję sobie sprawę, że dla ciebie jest to znacznie trudniejsze. Wobec tego...nie patrz na mnie. To jest najmniej istotne.

— Okej — wykrztusiła po chwili starsza. 

Zrobiła chwilową pauzę, biorąc w tym czasie kilka głębszych oddechów, zanim zaczęła swoją historię.

— Zdziwiło cię, że zachowałam się wtedy jak nie ja — złączyła ze sobą dłonie, nerwowo pstrykając kostkami. — Wydaje mi się, że w chwili zrozumienia, że tracę poniekąd grunt pod stopami cofnęłam się do zachowania sprzed pierwszej relacji, którą miałam — wcisnęła mocniej plecy w poduszki. — Zawsze byłam podatną osobą. Bez względu na to, czy chodziło o to, co mówili mi rodzice, czy widziałam jakiś trend pośród rówieśników i nie chciałam odstawać, bo wydawało się to zawstydzające. Chyba po prostu z braku pomysłów w mojej głowie odnośnie rozwiązania względem nas, ten nie do końca świadomy powrót do postawy, za którą się chowałam w przeszłości miał sens. Bo może, gdy zrobię coś nie po swojemu, to będzie dobrze. Bo wiem, że zbyt wiele razy się pomyliłam i spieprzyłam przez to między nami sprawy, więc moje decyzje są zwyczajnie do dupy.

— Dlatego chciałaś, żebym powiedziała, co masz zrobić? — Głos Camili nadal był cichy, aby w żaden sposób nie przeszkadzać. I tak wydawało jej się, że tym pytaniem przeszkodziła Lauren w jej wypowiedzi, ale nie mogła powstrzymać chęci upewnienia się, że idzie dobrym tropem.

— Chyba tak. Niemniej jednak była to bardzo desperacka próba, a coś takiego już potrafiło się na mnie odbić — wykrzywiła wargi w grymasie. — Wydaje mi się, że kluczowe też jest to, żebym...no nie wiem, wytłumaczyła ci, kiedy zaszła ta zmiana? Bo jak mówiłam, wcześniej byłam podatna na wpływy. 

— O ile chcesz mi powiedzieć — Alfa skinęła głową, opierając ramiona na szczycie oparcia kanapy i będąc jednocześnie zwrócona ciałem do kobiety.

— Okej — wymamrotała. — Są dwie różniące się od siebie sytuacje. Myślałam o nich podczas pogłębionej komunikacji — już teraz rzuciła sugestią o jej relacjach z przeszłości.

— Okej — wyszeptała młodsza.

— To nie był jakoś szczególnie duży odstęp czasu między nimi, niemniej jednak i tak było to jakieś dobre 15 lat temu. Więc stare czasy — Lauren oblizała wargi i skupiła uwagę dłoni na luźnych nitkach w poprzecieranych i podartych jeansach, które na sobie miała. — I to nie tak, że jestem pamiętliwa, ale wydaje mi się, że jednak coś mi się wtedy przestawiło na tyle w głowie, że później...miałam tylko potwierdzenie za potwierdzeniem, że jest podobnie źle i żenująco w moich relacjach, więc...zmieniłam podejście.

Jauregui przełknęła ciężko ślinę.

— Nie byłam zakochana, ale wydaje mi się, że zauroczyłam się w jednej dziewczynie — głos Lauren był chwiejny. — Olivia. Była rok starsza ode mnie, a na tamte czasy wydawało mi się, że jest znacznie mądrzejsza i rozsądniejsza ode mnie. W końcu to rok różnicy.

— Byłaś nastolatką — odezwała się Alfa, kiedy Lauren dyskretnie na nią spojrzała kątem oka.

— Głupią nastolatką. Łatwowierną — westchnęła ciężko. — W każdym razie, Olivia była popularna. Ale jakimś sposobem zwróciła na mnie uwagę i wyczuła, że chyba jestem nią zainteresowana. Sama tego do końca nie rozumiałam w tamtym wieku i chyba to wykorzystała, patrząc z mojej obecnej wiedzy i świadomości — ponownie oblizała wargi. — Była duszą towarzystwa, a ja nie. Kompletne przeciwieństwa. 

Zrobiła chwilową pauzę, wyrywając przy okazji jedną z nitek jeansów.

— Również w tamtym czasie wielu moich rówieśników przechwalało się czego to nie robili ze swoimi dziewczynami czy chłopakami i tak dalej. I moja głupia podatność sprowadziła mnie do sytuacji, w której się z nią przespałam — nie mogła powstrzymać kolejnego grymasu. — Nie wyniknęło z tego nic dobrego, bo decydując się na coś takiego, nie byłam z nią w związku ani nic takiego. Poza tym ignorowałam wszystkie możliwe znaki, że pewnie w jej oczach jestem tylko jakąś tam przelotną znajomością. Byłam w nią za bardzo wpatrzona, zwłaszcza biorąc pod uwagę to, że była popularna i jednocześnie zawsze wiedziała, co powiedzieć, żeby załagodzić konflikt, zanim na dobre się rozwinął.

Ponowna pauza. Wzięła głębszy wdech.

— Już i tak żałowałam decyzji o przespaniu się z nią, bo jakoś moje odczucia względem tamtego doświadczenia nijak się miały do tego, co opowiadali inni dookoła. Jednak zamiast coś z tym zrobić, odezwać się, cokolwiek, to po prostu zdystansowałam się i milczałam — jeszcze mocniej wcisnęła plecy w poduszki, podciągając zgięte nogi bliżej swojej klatki piersiowej. — W każdym razie miałam wrażenie, że no jednak jesteśmy razem, skoro coś takiego się wydarzyło. Ale nic na to nie wskazywało. Jej zachowanie nie uległo zmianie, a była bardzo otwarta, niemal flirtująca z każdym — ponownie zaczęła szturchać nitki palcami. — Jakiś czas później wróciłam do domu, a nigdy u mnie wcześniej nie była i zobaczyłam ją z moim bratem. Miała na sobie jego koszulkę. I chociaż nie powiedziała tego wprost, musiało coś między nimi zajść. Nie wiem na ile, bo wolałam sobie oszczędzić szczegółów, ale to i tak... — Odchrzaknęła cicho. — Zabolało.

Zamiast spodziewanych łez po takim doświadczeniu, klatka piersiowa Lauren ścisnęła się z narastającej złości na dalszą część tej historii.

— Nikt nie wiedział, że się z nią spotykam. W ogóle nikt nie wiedział, że jestem jakkolwiek zainteresowana dziewczynami — zaczęła pozornie spokojnym głosem. — Ale kurwa, mój brat? Może i była rok starsza ode mnie, ale mój brat jest ode mnie młodszy. To już mogło podchodzić pod jakieś wykroczenie — zacisnęła zęby. — Wyrzuciłam ją z domu, a Chrisowi powiedziałam, że ma sobie ją odpuścić, bo nie jest warta uwagi.

Na moment zostawiła nitkę w spokoju i spojrzała przed siebie w chwili zastanowienia, jaką konkluzją rzucić.

— W każdym razie, byłam zawiedziona tą relacją i zła na siebie, że się w nią wplątałam. To był pierwszy raz, kiedy miałam do czynienia z kimkolwiek w takim kontekście i zamiast zadawać, pewnie dla niej, drażliwe pytania, pozwoliłam na to, aby powstała z tego luźna relacja. To była jej wina, bo wiedziała lepiej ode mnie, co robi. Od niej zrozumiałam, że takie relacje faktycznie istniają i głównie po to, żeby wygodnie i bez żadnego poczucia winy przechodzić od jednej do drugiej osoby.

Lauren niepewnie przekręciła głowę, aby spojrzeć na twarz Camili.

— To nie tak, że nie zdawałam sobie sprawy z tego, że tego typu relacje są krzywdzące. Wiem o tym, bo sama w niej byłam — wzięła drżący wdech. — Ale to nie wykluczyło na tamten czas wielu myśli, że może przy mojej podatności coś pominęłam. Może zrobiłam coś nie tak. A może czegoś właśnie nie zrobiłam i dlatego zakończyło się to w taki, a nie inny sposób. Może po prostu przez jakieś moje zachowania tak naprawdę nie zasłużyłam sobie na to, żeby mieć stabilniejszą relację — oderwała od niej wzrok, powracając do spodni. — Może nie zasłużyłam na to, żeby usłyszeć od kogoś, że faktycznie chce spróbować ze mną być. W związku.

Camila nie pamiętała, kiedy ostatni raz musiała aż tak się kontrolować, aby czegoś nie zrobić — a jedyne, co teraz chciała, to porwać Lauren w swoje ramiona.

— Zostałam z tymi wątpliwościami przez jakieś...dwa lata, tak mi się wydaje. Oczywiście w międzyczasie było pełno okazji, aby moja rodzina podpytywała, czy może mam już chłopaka, czy nie... — Zmarszczka pojawiła się między jej brwiami. — Nie miałam, ale za to pojawiła się dziewczyna. Cóż, tylko tyle, że była obok, ale nie byłyśmy razem. Sophia w przeciwieńśtwie do Olivii nie planowała się ukrywać. Ale przez to często czułam presję, że chciałaby ode mnie konkretnej deklaracji, czy jesteśmy razem, czy nie, ale... Niestety po sytuacji z Olivią wiele rzeczy brałam na poprawkę, a poza tym moja rodzina o niczym nie wiedziała. To nie tak, że chciałam, aby gdzieś mnie przyłapali, bo nie miałam pojęcia, jak to się skończy. Słyszałam, że jednego chłopaka wyrzucili z domu i zamieszkał z nieświadomą niczego babcią. Nie chciałam czegoś takiego. Byłam tylko nastolatką.

Lauren po raz kolejny wzięła większy wdech.

— I chociaż czułam się z nią całkiem komfrotowo, to nie potrafiłam się zadeklarować. Nie chciałam popełnić błędu. Ale również nie chciałam jej zwodzić. Próbowałam poukładać to sobie w głowie, ale jednak nadal miałam gdzieś myśl o mojej rodzinie, co też nie pozwalało mi na spotaniczne powiedzienie: "Tak, możemy spróbować być razem w związku". To było bardziej skomplikowane — barki Lauren znacząco opadły. — Przy jednym z wyjść ze znajomymi dowiedziałam się całkiem przypadkiem od kolegi, że w sumie szkoda, że nam się nie ułożyło. Tak znikąd. Sam mnie zdziwił, więc zapytałam, o co mu chodzi.

Z zacisniętymi wargami ponownie zwróciła się ku Camili, jednak nie nawiązała z nią kontaktu wzrokowego — swoje spojrzenie utrzymała na kanapie.

— Powiedział: "Szkoda, że nie ułożyło wam się z Sophie. Ale słyszałem, że od tygodnia chodzi z Danielle" — przełknęła ślinę, mrużąc lekko powieki. — Tyle z bycia poinformowaną. Ale z drugiej strony, nie byłyśmy oficjalnie razem, więc... Zasłużyłam sobie. W każdą stronę źle przy tym wychodziłam.

Kobieta wróciła do poprzedniej pozycji, na nowo przypatrując się bez celu spodniom.

— Później nie było lepiej. Dość szybko zauważyłam, że z wiekiem ludzie nawet nie oczekują związku, bo jest im to na rękę. To był ostatni raz, kiedy się dostosowałam: nie wchodziłam w żadną relację na tyle poważnie, bo wiedziałam, że i tak nikt nie widział we mnie potencjału na partnerkę, niezależnie od tego, w jakim wieku byłam, w jaki sposób się wysławiałam, w jaki sposób się ubierałam i prezentowałam. To było po prostu bez sensu. Łatwiej było przyzwyczaić się do takich relacji i znieczulić. Przede wszystkim znieczulić na powtarzający się zawód, kiedy w niektórych z nich pojawiały się zdrady z tej drugiej strony — wzruszyła ramionami. — W końcu już to poznałam. Łatwiej było przerzucić się na kogoś innego, a mnie zostawić w tyle. I tak czasami zapominali poinformować mnie, że jakkolwiek kończymy naszą relację, jaka by ona nie była.

Po wzięciu ostatniego głębokiego wdechu, Lauren złączyła ze sobą dłonie, spoglądając w stronę szklanych drzwi prowadzących na taras.

— Kiedy mnie poznałaś byłam już na każdy możliwy sposób znieczulona. I może stąd to wrażenie, że byłam ponad wiele rzeczy... Po prostu nauczyłam się nie oczekiwać za wiele i dlatego mało czym można było mnie poruszyć. Ale za to ty... — Zatrzymała się na parę sekund. — Pojawiłaś się nie wiadomo skąd z podejściem, jak z jakiegoś filmu. Twoje zachowanie było odzwierciedleniem tego, czego chciałam doświadczyć jako nastolatka, ale w rzeczywistości miałam do czynienia z zawodem po zawodzie, bo nigdy wcześniej nie trafiłam na taką osobę. Trudno było uwierzyć, że w moim życiu pojawiła się znajomość, która wychodziła poza ramy tego, co już znam i w pewnym sensie stało się to dla mnie wygodne i nawet komfortowe, bo wiedziałam, że nie ma u mnie szans na wysokie oczekiwania. Byłam w mojej szarej rzeczywistości, a ty próbowałaś wprowadzić w nie kolory. Nawet nieświadomie. Po prostu...swoim zachowaniem, słowami, wszystkim tak naprawdę.

Z cieniem wątpliwości odważyła się zwrócić ku Camili i tym razem spojrzeć na jej twarz. Nie zdziwiła się na widok złocistych tęczówek, które wydwawały się niemal błyszczeć z powodu zbierających się między powiekami łez.

— To są powody. Ale nie usprawiedliwienie — powtórzyła słowa, które przewijały się podczas jej terapii. — Rozmawiałam o tym z terapeutką. Te relacje są kluczowe, aby znaleźć powody i sensowne wytłumaczenie na moje zachowanie i sposób myślenia, ale nie jest usprawiedliwieniem decyzji, które podejmowałam, kiedy byłyśmy razem. Albo które podejmowałam, kiedy nie byłyśmy razem, chociaż do zmiany statusu wystarczyła minutowa rozmowa z mojej strony, ale wybierałam milczenie. 

Alfa zamrugała kilkukrotnie, aby nie wypuścić łez.

— Mogłabym próbować się usprawiedliwać tym wszystkim, gdybym rzeczywiście usiadła z tobą i porozmawiała o tym wszystkim otwarcie i szczerze. Zamiast tego albo milczałam, albo szłam okrężną drogą przez pogłębioną komunikację, ale finalnie...nadal nie wiedziałaś, o co dokładnie chodzi. Nie miałaś kluczowego kontekstu, a był on potrzebny, żeby zrozumieć moje zachowanie od samego początku. Udaremniałam to, żebyś mnie poznała, bo...

Lauren zacisnęła na moment wargi i przełknęła gulę w gardle.

— Nigdy nie zasługiwałam na to, żeby ktoś mnie poznał.

Camila nie mogła się powstrzymać przed niewielkim przysunięciem się w kierunku kobiety, która zareagowała na to uniesionym kącikiem warg bez żadnego komentarza.

— Tamtego dnia zdałam sobie sprawę, po tym wszystkim, co powiedziałaś przy naszym rozstaniu, że spieprzyłam zbyt wiele rzeczy, żeby mieć szansę na szybkie naprawienie chociaż tych najbliżej spierdolonych przeze mnie spraw. A patrząc na to, że zawsze miałam z tyłu głowy zdziwienie twoim ogólnym zachowaniem pod względem tego, jak mnie traktowałaś, to być może... Nieświadomie wróciłam do zachowania sprzed 15 lat. Jeśli ktoś mi powie, co mam zrobić, to to zrobię i wtedy wszystko będzie dobrze — oblizała wargi. — Ale nie jestem w stanie powiedzieć niczego na 100%. Wydaje mi się, że do tego wszystkiego przyczynił się również szok na twoją decyzję o rozstaniu, której się szczerze nie spodziewałam.

Lauren zarzuciła luźno ramiona na szczyt zgiętych kolan.

— Czy to odpowiada na twoje pytania i wątpliwości? 

Alfa spuściła spojrzenie, po czym kiwnęła twierdząco głową, nie wiedząc, co powiedzieć.

— Czy poza tym masz do mnie jakieś pytania? 

Gardło Camili było ściśnięte do tego stopnia, że ponownie pokręciła głową, ale tym razem w zaprzeczeniu.

— Okej — z cichym westchnięciem, Lauren sięgnęła do własnego karku, lekko go pocierając. — Nie wiem, czy twoją minę mam brać jako znak, że po prostu ci mnie szkoda, czy próbujesz się obwiniać za coś, na co nie miałaś wpływu.

Kobieta przełknęła tylko ślinę, nadal milcząc.

— Jeśli jest w tym coś z tego drugiego, to nie ma sensu się w to zagłębiać. Nie było sposobu, abyś czegokolwiek się domyśliła — wzruszyła jednym ramieniem. — Może byłoby inaczej, gdybyśmy wcześniej o tym porozmawiały. Gdybym chciała o tym porozmawiać. Ale tak nie było. Więc pomimo powodów, które próbuję jakoś porządnie zinterpretować i głębiej zrozumieć z terapeutką, nie ma w tym miejsca na usprawiedliwianie tego, co zaczęłam robić od samego początku. Traktowałam cię poniekąd podobnie do tego, co sama doświadczyłam z jakąś świadomością, że jest to bolesne. Taki stan zawieszenia.

— Rozumiem... — Głos Camili był zachrypnięty i musiała lekko odchrząknąć, aby całkowicie się nie załamał. — Rozumiem, że trudno było uwierzyć, że nie pójdę podobną drogą, co inni.

— Tak było. Ale widząc raz za razem, że jest kompletnie inaczej... Że ty jesteś całkowicie inna, powinnam była z tobą porozmawiać. Tamte doświadczenia mogą tłumaczyć moje zachowanie, ale go nie usprawiedliwiają. To dwie odrębne kwestie.

Alfa skinęła głową, niepewna, czy myśl, która cały czas była w jej głowie jest odpowiednia do wypowiedzenia na głos. Wystarczyło jednak tylko jedno spojrzenie na profil kobiety, aby ten krótki wniosek przeszedł przez jej wargi bez większego namysłu.

— Nie zasłużyłaś sobie na takie traktowanie w przeszłości.

Barki Lauren nieznacznie opadły, a jej dolna warga drgnęła, kiedy uparcie utrzymywała wzrok przed sobą — na odbiciu ukazującym ją samą w wyłączonym ekranie telewizora.

— Od czasu do czasu pojawiała mi się taka myśl — przyznała szeptem starsza. — Ale nikt nigdy tego do mnie nie powiedział.

Camila miała wrażenie, że jej serce zaraz pęknie.

— Po 15 latach się doczekałam.

— Lauren... — Powiedziała jej imię, ale tak naprawdę nie wiedziała, co dalej zrobić.

Starsza machnęła luźno ręką, która wisiała w powietrzu po wcześniejszym wsparciu ramienia o zgięte kolana.

— To tylko przeszłość — powtórzyła na głos coś, co często przypominała sobie w głowie, aby nie dać się zwariować po niektórych niewątpliwie trudnych rozmowach z terapeutką.

Alfa wzięła kolejny mocny wdech, ale miała wrażenie, że jej klatka piersiowa zaczęła płonąć, a w serce coś się wkłuło.

— Chcesz jeszcze o czymś porozmawiać przy okazji? — Jauregui spróbowała zmienić temat ze świadomością, że dalsze zgryźliwe, choć prawdziwe komentarze nie rozchmurzą obecnej atmosfery.

Camila pokręciła w odmowie głową.

— Sama też nie mam pomysłu — przyznała niechętnie, zerkając kątem oka na młodszą kobietę. — Ucichłaś. Czy coś się stało?

Usta Cabello nieznacznie się rozchyliły, ale początkowo żadne słowo nie padło z jej strony. Po dłużej chwili powróciła spojrzeniem do twarzy starszej kobiety, dostrzegając jej zmarszczone brwi.

— Cały czas myślę o tym, że chcę cię przytulić — powiedziała cicho na jednym wydechu.

Lauren nie mogła powstrzymać drobnego półuśmiechu.

— Nikt ci tego nie zabrania, Camila.

Alfa odczekała chwilę, po czym mozolnie przybliżyła się do kobiety, niepozornie wsuwając zgiętą nogę za jej plecy, dzięki czemu mogła przyciągnąć do pełniejszego i otwartego uścisku cały bok Lauren, która bez żadnego oporu wtuliła się w jej klatkę piersiową, opierając skroń o szczyt ramienia z częścią czoła przytkniętą do gorącej szyi. Camila oplotła jednym ramieniem jej ciało, stopniowo zacieśniając ten uścisk, a policzek oparła na głowie Lauren, po przekręceniu własnej. 

Z mocno bijącym sercem trzymała ją blisko siebie, w milczeniu, wykorzystując wolną dłoń do szybkiego, ale dyskretnego ścierania łez, które zaczęły wypływać z jej oczu na policzki. Nie chciała zaalarmować kobiety, więc tylko przytulała ją z całej siły w pewnym, choć nadal delikatnym chwycie. 

Lauren wypuściła ciche westchnięcie, sama ścierając samotną łzę, która wyleciała z jej oka, bo nie nadal nie przywyczaiła się do tej otwartości, którą teraz próbowała się wykazywać. W takich momentach jak ten zdawała sobie sprawę, że o wiele łatwiej było trzymać pewne rzeczy dla siebie, ponieważ mówienie o nich na głos na nowo przywoływało bolesne wspomnienia i nadawało większej powagi starym wydarzeniom, które zdążyła zreinterpretować, aby zmniejszyć ich znaczenie.

Niemniej jednak planowała się postarać. Bo w końcu dojdą do końca tych rozmów i — starała się akurat tą częścią pocieszać — potem będzie łatwiej, bo zostaną im tylko sprawy bieżące. Musi być lepiej.

Lauren wstrzymała powietrze w płucach, kiedy poczuła pocałunek na czubku głowy, zanim policzek Camili zastąpił miejsce jej warg. 

— Naprawdę doceniam to, że ze mną rozmawiasz — wyszeptała młodsza, nie chcąc rujnować nadto podniesionym głosem tego intymnego, choć niewinnego momentu.

— Mam nadzieję, że wyjdzie nam to na dobre — wymamrotała w odpowiedzi. Nadal była przylepiona do klatki piersiowej Cabello i nie planowała zmieniać tej pozycji.

— Musi — Camila nadal utrzymywała głos na poziomie szeptu. — Chcę tylko, żebyśmy były dla siebie dobre i więcej się nie raniły. Nie tak jak wcześniej.

— Wiem — mimowolnie mocniej wtuliła twarz w ciepłą szyję kobiety. — Też tego chcę.

— Dlatego musi nam to wszystko wyjść na dobre — wyszeptała na jednym oddechu, ostatni raz przecierając oczy z dozą ulgi, że nie miała na twarzy ani grama makijażu.

Lauren przez cały ten czas widziała każdy ruch w odbiciu wyłączonego ekranu telewizora, jednak nie śmiała komentować jej łzawej reakcji. Nie bez powodu była ze wszystkim tak dyskretna.

Aby nie kusić losu, zamknęła oczy, oddając się całkowicie przyjemnemu, komfortowemu i niezmienne znanemu dotykowi Camili z nadzieją, że takie momenty będą zdarzały się częściej. I miała również nadzieję, że nie będą do nich prowadziły za każdym razem tego rodzaju rozmowy.


Lauren była szczęśliwa.

Aż dziwnie o tym mówić, bo przecież napotykała tyle problemów.

Ale naprawdę tak było. Wszystko zaczynało się powoli układać. Widziała progres w rozmowach z zarówno Camilą, jak i terapeutką, a poza tym były za nimi dwie randki — jedna wniosła trzymanie się za ręce, druga pocałunki w policzek i z obu cieszyła się jak nastolatka. Można powiedzieć, że był to rząd niekończących się sukcesów.

Chociaż trochę było jej wstyd z tym cieszeniem się jak głupia na te drobne, nowe choć stare, interakcje między nią a Camilą. Przynajmniej miała nadzieję, że tego tak po niej nie widać i ma choć trochę pokerową twarz.

Nie to, że wstydziła się progresu, ale tej niewytłumaczalnej zmiany, która wprawiała ją w taką radość. Nie mogła sobie z nią do końca poradzić — za długo tkwiła w martwym punkcie, aby na dobre oswoić się z tyloma powodzeniami. Nieważne jak niewielkie one bywały.

— W końcu naprawili lampy — głos Camili wybudził Lauren z nieustannego przyglądania się ich złączonym dłoniom, gdy powolnym krokiem szły w stronę jej domu po udanej trzeciej randce. — Długo im to zajęło.

— Lepsze spięcia w lampach niż w domach.

— Fakt — zerknęła na starszą z łagodnym uśmiechem. — Ta porzeczkowa tarta będzie za mną chodziła — rzuciła nawiązaniem do ostatniego z dwóch przystanków, które miały podczas dzisiejszego spotkania. 

— Coś czuję, że będziesz chciała wrócić do tej kawiarni z ciastami.

— Zdecydowanie — kiwnęła głową na potwierdzenie własnych słów. — Nie mów, że tobie nie smakowało — lekko szturchnęła kobietę swoim ramieniem. 

— Nie mówię, że nie, ale ledwie zmieściłam ten deser po kolacji.

— Tam też jedzenie było całkiem dobre — stwierdziła Alfa. — Przynajmniej chociaż raz udało mi się wygrać i tym razem to ja wyciągnęłam cię na randkę, a nie na odwrót.

— Nieszczególnie się opierałam — szybko pokonała schodki prowadzące pod drzwi domu, po czym wolną dłonią wyciągnęła klucze. — Poza tym od razu mówiłaś o jedzeniu, a byłam wtedy na głodzie, więc ten argument był niesamowicie przekonywujący.

— Chciałam lekkiej odmiany — przyznała jej Cabello. — Obie mamy się starać. Też chciałam zabrać cię na randkę — cień uśmiechu przebiegł przez usta starszej pod wpływem tych słów, nim pchnęła drzwi i zwróciła się ku kobiecie.

— Nadal mam trochę do nadrobienia — przypomniała. — I to "trochę" jest bardzo lekko powiedziane.

— Nie będziemy się rozliczać — mimowolnie Camila podeszła odrobinę bliżej, więc stały naprzeciwko siebie w odstępie może ze dwóch kroków. — Robimy to wszystko razem. Nie chcę cię wszystkim obarczać. Wiem, że i tak sama już to robisz — nieznacznie uniosła kącik warg. — Chociaż oczywiście nie powiesz o tym na głos, dopóki nie zapytam.

Lauren wywrócila lekko oczami, opierając się o ścianę, nadal stojąc przed progiem drzwi.

— Na razie jest dobrze — Jauregui ułożyła dłoń na biodrze, po czym cicho westchnęła. — Poza tym randki nie są w żaden sposób obarczające. 

— Może tylko zabraknąć pomysłów na oryginalność — dorzuciła Cabello.

Lauren zaśmiała się lekko, ponownie się prostując. Miała wrażenie, że Camila znalazła się ciut bliżej.

— Nie miałabym nic przeciwko randce z planem, żeby zostać w domu, zamówić jedzenie na dowóz i coś obejrzeć — starsza zacisnęła na moment wargi, zastanawiając się nad kolejnymi słowami. Nie chciała się tak szybko rozstawać. — Zależy mi tylko na tym, żebyśmy dobrze spędziły ten wspólny czas.

— Taki plan też brzmi dobrze — przyznała jej Alfa. — Zależy mi na tym samym. Poza tym, dobrze by było, gdybyśmy nie kojarzyły pobytu w domu tylko z naszymi rozmowami. Nie należą do szczególnie prostych i przyjemnych — uniosła kąciki warg. — Ale skoro mowa o innym planie na randki...ta była udana? — Głos Camili progresywnie się ściszał.

— Oczywiście, że tak — bez większego namysłu Lauren sięgnęła do przedramienia kobiety, które lekko ścisnęła przy tych słowach.

Ciemne spojrzenie młodszej wylądowało na bladej dłoni, którą najpierw przykryła swoją, a sekundy później splotła ich palce, muskając wierzch delikatnej skóry kciukiem. Przełknęła ślinę na świadomość, że nie ma pomysłów, aby przedłużyć swoją obecność — a przynajmniej nie ma kolejnych tematów, które mogłaby poruszyć, a jednocześnie nie dać po sobie poznać, że nie spieszy się jej do domu.

— To dobrze — wymamrotała w końcu, nieprzerwanie patrząc na ich splecione dłonie. — Widzimy się we wtorek, jeżeli nic nie ulegnie zmianie — wspomniała. — Niestety na te mniej przyjemne rozmowy.

— Na razie wtorek się nie zmienia — Lauren nieznacznie zacieśniła swoje palce, co nie umknęło uwadze Cabello.

— To dobrze — powtórzyła, robiąc pół kroku wprzód. — Do zobaczenia we wtorek. Miłego weekendu.

Na poprzedniej randce Camila wyszła z inicjatywą i pożegnała się z Lauren drobnym pocałunkiem w policzek, który nawet i swoją prostotą przyśpieszył bicie serca kobiety. Wtedy Alfa postawiła na większy dystans między ich ciałami, prostując bardziej szyję, aby dosięgnąć ustami policzka starszej.

Tym razem ciało Camili było na tyle blisko, że Lauren doskonale czuła znajome, choć wywołujące niemałą nostalgię, ciepło, kiedy niespodziewanie się przysunęła, aby podobnie jak wcześniej złożyć pocałunek na jej policzku.

Była tylko jedna, drobna różnica między tymi dwoma sytuacjami.

Teraz ciepłe wargi Cabello zostały na chwilę dłużej na policzku i nie cofnęła się od razu. Kiedy jej głowa była wciąż blisko twarzy Lauren, zerknęła w zielone oczy, a to wywołało niemałą nerwowość u starszej kobiety.

Alfa oblizała wargi, nie wiedząc, dlaczego nie odsunęła się całkowicie. Nie miała też pojęcia, dlaczego bez żadnego słowa spojrzała w oczy kobiety z takiej odległości. Z boku musiało to wyglądać niemal niezręcznie, że się w nią wgapiała.

Niemniej jednak to był najmniejszy problem. W głowie, podczas tego rzeczywiście krótkiego odstępu czasu, w którym tkwiła w tej pozycji, blisko ciała Lauren, biła się z myślą, która wzięła się znikąd. Nie przewidywała takiego obrotu spraw — przynajmniej nie na ten moment.

Nie patrz na jej usta. Nie patrz na jej usta.

Spojrzała.

I tak szybko, jak przegrała tę wewnętrzną walkę, tak pośpiesznie wróciła spojrzeniem do zielonych tęczówek, które nadal się jej przypatrywały. I zdecydowanie widziały to zerknięcie na usta.

Mimowolnie Camila rozchyliła wargi i je oblizała, kiedy zauważyła, że przez równie krótką chwilę Lauren zerknęła w dół.

Nie całuj jej. Nie całuj jej. Nie możesz jej pocałować — powtórzyła sobie to dwa razy niczym przypominajkę, która miała ją uchronić od możliwej tragedii w tym samym czasie, kiedy Lauren zdążyła spojrzeć na jej usta i powrócić do brązowych oczu.

Ale ją pocałowała.

I tak szybko, jak to zrobiła, tak Lauren straciła równowagę, bo nieświadomie przesunęła w tył stopę, hacząc piętą o cholerny próg drzwi. Natychmiast przerwał się między nimi kontakt usta-usta, a oprócz tego Jauregui z automatu puściła dłoń kobiety, aby chwycić się czegoś stabilniejszego i uchronić się przed upadkiem.

W tym niesamowicie krótkim czasie Alfa zareagowała swoją drugą naturą, natychmiastowo chwytając za dłoń Lauren, kiedy poczuła przerwany kontakt. Gdy tylko zacieśniła uścisk, przyciągnęła ich dłonie do swojej klatki piersiowej, jednocześnie robiąc krok ku chwiejnej kobiecie i sięgnęła całym wolnym ramieniem za jej plecy, oplatając je wokół talii. Bez chwili namysłu przyciągnęła ją do siebie, nie dbając o to, że wylądowały z przyciśniętymi do siebie piersiami oraz nosem Camili wbitym w miękki policzek Lauren.

Przez dobre trzy sekundy nieprzerwanej ciszy stały w tej pozycji.

Chciała się cofnąć po tym, jak ją pocałowałam czy to tylko głupi przypadek?

Alfa przełknęła ciężko ślinę i wypuściła nerwowy oddech, mozolnie odsuwając nos od jej skóry i bardziej się wyprostowała, ponownie stając twarzą w twarz z kobietą. 

Od razu dostała odpowiedź na swoje pytanie — zielone oczy Lauren były skierowane na jej usta i tym razem nie powróciły do ciemnego spojrzenia Cabello.

Nie do końca specjalnie oblizała wargi, widząc ponowną uwagę na sobie. Może to jednak był przypadek?

Camila wzięła głębszy wdech, gdy poczuła drugą dłoń Lauren na szczycie jej napiętego ramienia. Nie była pewna co teraz zrobić, a tym bardziej co powiedzieć. Była jednak pewna tego, że powstało między nimi napięcie, ale nie potrafiła go zdefiniować.

Lauren z kolei była rozdarta — wiedziała, że gdyby poszła za instynktem i jego impulsywnością to mogłyby znacznie przyśpieszyć tempo rozwoju ich relacji. To było ryzykowne, ponieważ nie miały do końca czystych kart. 

Rozsądek z kolei dobitnie przypomniał, że jest na to za wcześnie i powinna się wycofać i dostować do tempa Camili, bo wcześniej tylko Lauren narzucała swoje zachcianki. Przecież obiecała sobie, że tym razem będzie inaczej.

Z gulą w gardle postawiła się pomiędzy tymi skrajnymi stanowiskami, ostrożnie przesuwając drżącą ze stresu dłoń z ramienia kobiety w górę, do jej szyi, zatrzymując się na policzku, który chwyciła w ciepłe, subtelne objęcie. Nie mogła się powstrzymać przed muśnięciem rozgrzanej skóry opuszkiem kciuka.

Na ostatni gest głowa Camili odrobinę opadła, co przywołało Lauren do rzeczywistości i spojrzała w końcu w górę. Niemal odjęło jej oddech na widok ciemnych tęczówek, które były odrobinę zakryte przymrużonymi powiekami. Sam wyraz twarzy był zapraszający, aby ruszyć w przód i ją pocałować.

Nie powinnam być taka porywcza, ale naprawdę chcę ją pocałować.

Lauren rozchyliła wargi, chcąc natychmiast to skomentować, bo patrzyła na twarz kobiety i nie ruszyła ustami, ale głos uwiązł jej w gardle. Niemniej jednak zdradziło ją zaskoczone spojrzenie, które zdezorientowało Alfę. Musiałaby się odezwać, aby upewnić się, o co chodzi i skąd ta zmiana, ale brakowało jej słów na jakąkolwiek sensowną wypowiedź.

Po pierwszym szoku, Lauren nie mogła powstrzymać cienia uśmiechu, który uniósł kąciki jej warg, a cztery czubki palców zaczęły delikatnie muskać opalony, ciepły policzek młodszej kobiety. Alfa mimowolnie zacisnęła mocniej ramię wokół dolnej części pleców Jauregui, którego do teraz nie zabrała, wywołując tym przyjemny i niespodziewany dreszcz, który przebiegł jej kręgosłup. 

Gdyby to było fizycznie możliwie to prawdopodobnie mogłaby się rozpłynąć w jej ramionach po tym dreszczu, który przyniósł ze sobą kilka dobrych wspomnień. Niekoniecznie obrazy sytuacji, ale emocje, które wtedy czuła, gdy była z Camilą.

Ten nieustanny brak rozmowy oraz progresu zaczął trochę przeszkadzać Cabello, bo nie wiedziała, co ma zrobić. Lauren nie uciekała. Nie było to wystarczające potwierdzenie, że to, co zrobiła jest okej, ale z drugiej strony nieustannie głaskała jej policzek wlepiając w nią te czułe, przeszywające spojrzenie.

Teraz albo nigdy. W sumie to raczej później niż nigdy, ale chyba lepiej prędzej.

Biorąc większy wdech, Camila przybliżyła znacznie wolniej twarz do twarzy kobiety, obserwując język jej ciała, który nie wykazał chęci wyrwania się z objęcia i ucieczki. 

Lepiej prędzej — powtórzyła sobie, zanim delikatnie złączyła ich usta, niemal wypuszczając jęknięcie na znajomą miękkość, którą poczuła na własnych wargach. 

Lauren od razu odpowiedziała tym samym, kontynuując pocałunek. Przestała nawet głaskać policzek kobiety, aby przytrzymać twarz brunetki i tym samym, z lekką nadzieją, przedłużyć ten moment, bo nie wiedziała, jaka będzie reakcja i konkluzja na ten nowy krok.

Odpowiedź na tą wątpliwość przyszła — ponownie — szybko. 

Camila zdążyła dosłownie poprawić ramię wokół ciała kobiety, aby mieć możliwość sunięcia dłonią po jej plecach, a ich języki toczyły ze sobą walkę, zmieniając w sekundę delikatność tego momentu. Tak samo przez to, że ich klatki piersiowe na siebie napierały, Camila od razu wyczuła, że Lauren zrobiła pół kroku w tył, choć nadal nieprzerwanie atakowała jej usta swoimi, więc wykonała pół kroku w przód.

Jedyna rzecz, która je rozdzieliła to był próg, o który Lauren ponownie się potknęła, jednak już nie tak widowiskowo. Po przejściu wgłąb mieszkania, Camila zarejestrowała tylko własną dłoń na drzwiach, które zamknęły je z trzaśnięciem, a później ślepe szukanie uchwytu zamka do zamknięcia ich od środka, aby za żadne skarby nie przerywać kolejnego, jeszcze bardziej namiętnego, pocałunku.

Po sukcesywnym zakluczeniu drzwi, ciało Camili przysunęło się bliżej, przez co Lauren była uwięziona między nią, a chłodną ścianą. Nie była tym przejęta, bo gdyby chciała to mogła skorzystać z łatwej drogi ucieczki, a tymczasem jedną dłoń trzymała na boku opalonej szyi, a drugą wplątała w rozpuszczone włosy Cabello.

Nie mogąc nacieszyć się tą chwilą i bliskością, dłonie Camili powędrowały do bioder kobiety, przyciągając ją bliżej swojego ciała. Lauren chwyciła między usta wargę młodszej, delikatnie ssąc, zanim wykorzystała to, że jej plecy odkleiły się od ściany i przywarła większą częścią wagi własnego ciała, wskutek czego Alfa krok po kroku wycofywała się do drugiej ściany, lądując na miękkim płaszczu Lauren, który był powieszony po tej stronie. Nie to, żeby to ją szczególnie ruszyło. W głowie miała tylko chęć bycia jak najbliżej Jauregui, co pokazywał łapczywy chwyt wokół jej talii i noga wciśnięta między uda.

Lauren nie potrafiła powstrzymać westchnięcia, przez które przerwała pocałunek na ostatni kontakt. Przełknęła z trudem ślinę, wykorzystując tę chwilę na spojrzenie na pokrytą rumieńcami twarz Cabello. Miała mętlik w głowie — chociaż znaki stawały się coraz bardziej jednoznacznie, Jauregui zwątpiła, czy nie narobią bałaganu kolejnym krokiem. Ale tą wątpliwość podpowiadał rozsądek.

Serce miało to wszystko gdzieś. Chciała być po prostu z jej Camilą.

No, może nie do końca jej.

Lauren rozchyliła wargi, aby się odezwać, pomimo obawy, że zrujnuje ten moment pojedynczym słowem, ale zanim cokolwiek powiedziała, Alfa ponownie przykleiła się do jej ciała z głową na wysokości jej szyi, która natychmiastowo została zaatakowana przez gorące usta. Z automatycznie zamkniętymi powiekami na ten ruch i kolejnym westchnięciem, starsza odchyliła w tył głowę, dając większy dostęp do tego miejsca, chwilowo ciesząc się z tego, że noga Camili znajdowała się między jej udami, bo teraz była to dla niej podporą na wzgląd wątpliwości we własne siły, aby stabilnie się utrzymać w pionie.

— Camz...

W odpowiedzi usłyszała pytające mruknięcie, które w tej chwili brzmiało bardziej wilczo niż ludzko.

— Camila.

Resztkami zdrowego rozsądku i mizernej samokontroli, która jej pozostała, Lauren przesunęła dłonie do mostku kobiety, trzymając ją w miejscu, zanim sama odsunęła lekko głowę, aby je rozdzielić. Zdezorientowane spojrzenie Cabello wcale nie utwierdziło jej w przekonaniu, że była to dobra decyzja. Przynajmniej teraz. 

— Co się stało?

Starsza oblizała nerwowo wargi, początkowo nie wiedząc, co powiedzieć. Ostatecznie odchrząknęła cicho i spróbowała wydusić z siebie w miarę sensowne słowa, aby nie powstała między nimi dziwaczna i niezręczna cisza.

— Nie chciałabym, żeby któraś z nas tego pożałowała — wykrztusiła, czując jak jej policzki płoną. — Znaczy, o ile miałoby się dziać coś więcej między nami niż teraz — dodała tak szybko i cicho, że Alfa ledwie ją zrozumiała.

Młodsza kobieta zmarszczyła brwi, nie będąc pewna, jak na to odpowiedzieć. Nie spodziewała się takiej reakcji. Lauren przeważnie nie myślała o tego rodzaju konsekwencjach.

— Myślisz, że ty byś żałowała? — Zapytała ją w końcu Cabello.

Lauren uniosła spojrzenie, zerkając bezpośrednio w brązowe oczy, widocznie zaskoczona pytaniem.

— Nie chodzi o to... Bardziej miałam na myśli ciebie — wymamrotała szybko, łapiąc się za kark w nerwowym geście. 

Alfa westchnęła cicho, po czym sięgnęła własnymi dłońmi do dłoni Lauren, które nadal spoczywały na jej mostku. Przykryła je swoimi i musnęła opuszkami palców, jednocześnie wyginając szyję, aby być bardziej twarzą w twarz z kobietą.

Cabello oblizała nerwowo usta, przez ulotną chwilę przyglądając się całej poczerwieniałej twarzy kobiety. Niepostrzeżenie jeden z kącików jej warg odrobinę się uniósł.

— Nigdy nie żałowałam tego, że z tobą byłam — te słowa miały wiele znaczeń, zdawała sobie z tego sprawę, ale przez postawę Lauren ta chwila między nimi wydawała się bardziej intymna niż wcześniej i nie chciała tego rujnować bardziej doprecyzowaną odpowiedzią.

Alfa przyglądała się temu, jak krtań kobiety się poruszyła, gdy przełykała ślinę, zanim jakby nieśmiało spuściła głowę, która ostatecznie oparła się o niewielką, wolną przestrzeń na mostku młodszej. Camila nie mogła się powstrzymać przed ucałowaniem jej włosów, a później oparciem miękkiego policzka na szczycie głowy kobiety, która progresywnie bardziej się do niej przylepiała.

Nie to, żeby miała coś przeciwko. 

Gdy tylko Camila chwyciła w uścisk dłonie Lauren, brunetka uniosła głowę, ukazując przez to jeszcze większą czerwień na policzkach i fragmencie szyi. Alfa ledwie pohamowała uśmiech na ten przeuroczy widok. Niemniej jednak nie potrafiła się powstrzymać i przysunęła bliżej swoją twarz. Jauregui zacisnęła mocniej palce wokół jej dłoni w odpowiedzi na tę bliskość, jednocześnie zadzierając odrobinę brodę, aby rzeczywiście były twarzą w twarz.

Na moment Camila zwątpiła i powstrzymała dalsze przybliżanie się do kobiety.

— Mogę cię pocałować? — Zapytała szeptem, spoglądając w zielone oczy.

Nie mogła nie zauważyć kątem oka nieznacznego uniesienia się kącików warg starszej na to pytanie.

— Nigdy nie musisz o to pytać — wymamrotała, sama przybliżając się jeszcze bardziej, dopóki nie został między nimi tak krótki dystans, że wystarczyła zaledwie sekunda, aby ponownie złączyć ze sobą usta.

Alfa natychmiast puściła dłonie kobiety, aby sięgnąć nimi do jej talii, którą objęła szczelnie przy pomocy całych ramion, a ona z kolei oplotła swoje wokół szyi Cabello. Tym razem dało się wyczuć, że Lauren nieustannie się uśmiecha — i pewnie powstrzymuje się przed jeszcze większym wyszczerzem, ale z marnym skutkiem, bo dość szybko musiały się od siebie oderwać.

— Co cię tak bawi? — Camila uniosła brew.

— Mogłabyś przestać gnieść mi płaszcz — kiwnęła głową za młodszą kobietę, która w odpowiedzi odbiła swoje placy od ściany i płaszcza, który chronił ją przed twardą, chłodną powierzchnią. Tym sposobem znajdowała się jeszcze bliżej Lauren, która nieustannie przypatrywała się jej poczynaniom.

— A tym razem? Mam coś na twarzy? 

Jauregui przesunęła prawą dłoń do jej policzka, delikatnie go głaszcząc z przymrużonymi powiekami.

— Nic. Tym razem nic — odpowiedziała w końcu, tym razem jako pierwsza powracając do kolejnego pocałunku.

Alfa zrelaksowała się w jej ramionach, ciesząc się z ciepła, które zawsze przynosiły. Nie chciała dać się porwać za bardzo nostalgii, jednak nie mogła ukryć przed samą sobą faktu, że dawno nie była tak spokojna, jak w tym momencie.

— Naprawdę chcesz, żebym się dzisiaj wywróciła — rozbawiony głos Lauren przywołał Cabello do porządku. — Dobrze, że mnie ściana poratowała.

— Nie pozwoliłabym ci upaść — poprawiła uścisk ramion wokół talii starszej.

— Z pewnością — prychnęła nadal rozbawiona, po czym sięgnęła dłonią do ciepłego policzka, który pogłaskała. 

Alfa uniosła brew, a następnie bez żadnego komentarza zsunęła dłonie niżej, do bioder kobiety i przy użyciu siły swojej drugiej natury uniosła ją nad ziemią i przysunęła bliżej, powodując tym, że Lauren instynktownie owinęła uda wokół jej talii, aby się podtrzymać.

— Lepiej? — Zapytała w końcu, ruszając do salonu. Przebiegła jedną z dłoni po plecach Jauregui. 

— A jest tak bezpieczniej? — Z ciągłym uśmiechem na ustach, Lauren obniżyła głowę, aby ponownie pocałować Cabello, która zdążyła zatrzymać się przy kanapie.

— Zdecydowanie — wymamrotała, po czym oparła zgięte kolano na miękkiej poduszce, zanim obniżyła zarówno swoje, jak i Lauren ciało, dopóki plecy starszej kobiety nie napotkały powierzchni kanapy. Alfa szybko strąciła ze stóp buty.

— Na pewno jest wygodniej — skomentowała Jauregui, po czym chwyciła za policzki Cabello i przyciągnęła ją do kolejnego długiego pocałunku. Sama na oślep zaczęła zsuwać przy pomocy pięt własne buty, żeby mogła bez ubrudzenia kanapy wślizgnąć się głębiej po miękkiej powierzchni z Camilą nad jej ciałem.

Lauren miała tylko jedną wątpliwość do tego wszystkiego, ale jej rozsądek został całkowicie zepchnięty na bok, kiedy Camila ponowiła pocałunek po ataku w progu drzwi. Niestety nie wyzbyła się wszystkich samolubnych zachowań — a zdecydowanie po jedno z nich teraz sięgała, zostawiając wszelkie poważne rozmowy na później.

Wygrała tęsknota i głupia nadzieja do powrotu do chociaż niewielkiej części tego, co miały i złudnego wrażenia, że wszystko z pewnością wróci do normy. Z każdą mijającą chwilą, kiedy dłonie starszej błądziły po zasłoniętym ciele Alfy, przekonywała się coraz bardziej do słuszności tego spostrzeżenia, blokując całkowicie jakąkolwiek negatywną myśl, aby pozostać w tej chwili — i być z Camilą tu i teraz.

Świst, który powstał przy kolejnym głębokim oddechu wziętym przez Lauren przywrócił ją na dobre do rzeczywistości. Starsza kobieta nie mogła się powstrzymać i zamknęła powieki z następnym dużym wdechem, gdy Camila zaatakowała ciepłymi wargami jej szyję. Nie mogła się powstrzymać i przechyliła lekko w tył i na bok głowę, aby utworzyć do niej większy dostęp, gdy po omacku błądziła dłońmi w okolicach zasłoniętego koszulką stanika i napiętego brzucha Cabello.

Lauren nawet nie zdawała sobie sprawy, że jej palce podejmują działania na własne zachcianki i rozpięły pasek oraz guzik w spodniach młodszej kobiety. Nabrała dopiero dozy wątpliwości przy rozporku, co zgrało się z przesunięciem głowy przez Camilę, aby tym razem zaatakować usta Jauregui. Starsza odwzajemniła pocałunek bez żadnego oporu, ale szybko go zakończyła, po czym oparła na miarę możliwości w pozycji leżącej czoło o czoło Cabello.

— Wszystko okej? — W tym prostym pytaniu ze strony Lauren kryło się więcej niż jeden wątek, w którym chciała otrzymać zapewnienie, że idą w dobrą stronę i nic nie dzieje się za szybko.

Alfa przymrużyła powieki i na oślep ucałowała odrobinę czerwone wargi kobiety, po czym wypuściła ciężki oddech nosem.

— Tak — odpowiedziała w końcu. — U ciebie? — Jej głos był pełen napięcia. Lauren natychmiast to wychwyciła.

— Tak. Na pewno nic nie dzieje się za szybko? — Zadając to pytanie kobieta wycofała dłoń od okolic nadal nierozpiętego rozporka spodni Cabello, przesunęła ją mozolnie na udo, po czym wyżej, aż do biodra, na którym łagodnie zahaczyła palce.

— Nie, tylko... — Gdy Camila przestała, Lauren szturchnęła jej nos swoim. 

— Hm?

— Jestem w drugiej formie — wymamrotała z gorącem na policzach.

— Wiem — Jauregui nie mogła się powstrzymać przed uniesieniem kącików warg. — Czułam. I co?

— Nie mam, um... Nic. Przy sobie.

Lauren odsunęła odrobinę głowę, aby nawiązać z kobietą kontakt wzrokowy.

— Tylko o to chodzi?

— Tak — bąknęła widocznie zawstydzona Cabello.

Starsza oblizała powoli wargi, po czym uraczyła kobietę krótkim i niezwykle delikatnym pocałunkiem.

— Jeśli się poświęcisz i po nie pójdziesz... — Wskazała kciukiem za siebie, wgłąb domu. — To problem będzie rozwiązany.

— Nie chciałam psuć momentu — wymamrotała Alfa. 

— Nigdy nie popsujesz — zapewniła ją, po czym przesunęła dłoń z biodra wyżej i pogłaskała zakrytą, gorącą pod koszulką talię młodszej. — Tym bardziej nie czymś takim — drugą dłonią sięgnęła do ciepłego, opalonego policzka i delikatnie go pogłaskała, zanim przycisnęła usta do warg Cabello. 

Wystarczył tylko jeden przedłużony pocałunek, żeby Camila przestała mieć wątpliwości i w ekspresowym tempie poszła do sypialni, kiedy Lauren w tym samym czasie wsparła się na wyprostowanych ramionach, po czym zgarnęła w tył zmierzwione włosy przez dłonie Alfy. Zdążyła wziąć tylko dwa kojące, głębokie oddechy, zanim Cabello pojawiła się przy jej boku, rzucając na stolik kawowy zamkniętą, pojedynczą paczkę.

Gdy tylko Lauren uniosła głowę, aby spojrzeć na twarz kobiety, ta porwała ją do pocałunku, na co starsza bez chwili wątpliwości chwyciła za jej częściowo rozpięte spodnie i przyciągnęła ją do swojego ciała, zanim ponownie opadła na kanapę. Najczęściej Camila nie była wokalna z tym, czego chce, więc takie momenty jak ten, kiedy była w drugiej formie, ułatwiały Lauren sprawę, bo nie musiała zadawać żadnego pytania — i biorąc to pod uwagę ich koszulki szybko wyleciały w powietrze, lądując za kanapą.

Pomimo tego, że Jauregui zacisnęła usta, gardłowy dźwięk powstrzymanego jęku i tak dotarł do uszu Camili, kiedy nakryła jej ciało swoim, wskutek czego po raz pierwszy od niemal dwóch miesięcy — a właściwie to ponad dwóch, jakby dobrze policzyć ostatni raz, kiedy były w podobnej sytuacji — doszło między nimi do kontaktu skóra do skóry. Lauren była przekonana, że przeszły ją dreszcze, które Camila mogła bez problemu wyczuć. 

Równie pierwszy raz od dawna nie rozmawiały ze sobą — przynajmniej przez część rozbierania się nawzajem — bo każdy kolejny kontakt między nimi wydawał się być na tyle nowy, choć nostalgiczny, że ledwie potrafiły kontrolować własny oddech, a co dopiero starać się skleić jakieś sensowne zdanie. Akurat ta część nie potrzebowała słów, bo drżące, choć niewątpliwie chciwe dłonie mówiły za siebie, że obie są na tej samej stronie i tak samo przeżywają ten powrót do siebie — wyrzucając całkowicie jakikolwiek cień szans na pojawienie się myśli o konsekwencjach.

Jedyna rzecz, która uległa zmianie i o którą zadbała Lauren był większy kontakt z ciałem Camili. I to nie tak, że była aż tak samolubna wcześniej, ale młodsza kobieta była zawsze tak chętna do zajęcia się nią, że przeważnie brakowało czasu i miejsca na to, aby Lauren mogła się odwdzięczyć — i w związku z tym Jauregui skutecznie wyprzedziła zamiary Alfy, najpierw atakując jej szyję zębami i językiem, aby zrobić sobie łatwą drogę do piersi.

— Lauren — nie mogła ukryć cienia uśmiechu, kiedy usłyszała swoje imię, które zostało wypowiedziane na jednym, pośpiesznym oddechu.

W odpowiedzi zsunęła dłonie, nieustannie całując mostek kobiety, zatrzymując je dopiero na piersiach, którym zamierzała dać tyle uwagi, żeby nadrobić za te wszystkie razy, kiedy była za wolna, aby wygrać z szybkością Camili, kiedy dorywała się do jej własnych.

W chwili, kiedy delikatnie ścisnęła piersi młodszej kobiety, poczuła, że jej ciało lekko opadło na nią, co ponownie wywołało niewielki uśmiech. Lauren miała coraz większy problem z tym, aby trzymać się tego na szybko stworzonego planu i od razu nie przesunąć ust do piersi Camili. Nie mogła się doczekać reakcji.

W ostatnim momencie wątpliwości wyprostowała się bardziej, a przynajmniej na tyle, na ile mogła, po czym raz jeszcze sięgnęła do czerwonawej szyi Alfy. Bezmyślnie przesunęła czubkiem języka po ostatnim śladzie, który zostawiła wargami, zanim wczepiła w skórę zęby, zaledwie za nią chwytając. Nie używała przy tym szczególnie siły, bo sam fakt, że jej zęby miały jakikolwiek kontakt ze skórą Alfy działał zadziwiające cuda. Camili zdecydowanie podobało się coś takiego, nawet jeżeli nie można było tego nawet nazwać podgryzaniem.

Biorąc pod uwagę, jak bardzo jej to odpowiadało, nie mogła torturować kobiety w ten sposób zbyt długo, więc po kilku takich atakach szybko pokonała mostek i fragment klatki piersiowej, zanim przesunęła jeden z kciuków, które przez cały ten czas bawiły się jej sutkami, i zastąpiła jeden z nich zwilżonymi wargami. Camila prawie natychmiastowo utraciła po raz drugi równowagę, przez co nastąpiła chwila, w której Lauren podtrzymywała ciężar całego jej ciała, bo przecież znajdowała się całkowicie pod nią. 

Nie to, żeby cokolwiek z zaistniałej sytuacji nie odpowiadało Jauregui.

— Lauren, jeśli nie przestaniesz... — Wymamrotała pośpiesznie i niezbyt zrozumiale.

Lauren nie posłuchała, tylko przeszła z wargami na drugi sutek, a ten który zostawiła ponownie zaatakowała palcami.

— La-Lauren... 

Z kolejnym półuśmiechem starsza zignorowała to, że Camila praktycznie wbiła swoją miednicę w jej udo, jednocześnie wpychając w nie erekcję. Zamiast jakoś to skomentować albo przestać, chwyciła sutek między zęby i ostrożnie go wykręciła, po czym złagodziła ten ruch językiem.

— N-nie rób mi tego... — Poprosiła ją młodsza i gdyby nie dobór słów, to Lauren pewnie by to zignorowała. Pomimo tonu, który nie wskazywał na to, że Cabello mówi na poważnie, to i tak uniosła spojrzenie, przez co napotkała parę ciemnych oczu, roztrzepaną burzę włosów i zarumienione policzki.

— Czego? — Mozolnie oderwała całkowicie wargi, po czym wysunęła na wierzch język. — Tego? — Tuż po pytaniu przesunęła całą długością języka po czubku jednego z sutków, przez co Camila zacisnęła powieki, a jej ramiona ponownie się zatrzęsły.

— Tak. Tego — wycedziła przez zęby, po czym na zaledwie parę sekund wsparła się tylko na jednym ramieniu, aby przy pomocy drugiego sięgnąć po prezerwatywę, którą wcześniej wyrzuciła zdecydowanie za daleko.

— Mówisz tak, ale jakoś nie spieszy ci się do tego, żeby się przesunąć i zabrać mi widoki, które teraz mam — skwitowała starsza, zmieniając na nowo swoją uwagę na lewą pierś. — Myślę, że ci to w sumie pasuje, tylko tak sobie gadasz — ponownie zamknęła wargi wokół sutka i zaczęła zaczepiać go językiem.

Jednak zanim Lauren mogła wszcząć kolejne pieszczoty, Camila gwałtownie poderwała się do góry, będąc nad nią na kolanach z ciężkim oddechem. Dopiero teraz starsza mogła przyjrzeć się temu, jakie reakcje może u niej wywołać — ciemniejsze niż zwykle spojrzenie, gorąc i rumieńce na policzkach, opuchnięte usta, nierówny oddech i roztrzepane włosy.

Wyglądała co najmniej apetycznie.

Nie mogła powstrzymać się przed oblizaniem warg. Zdawała sobie sprawę, że brązowe oczy Cabello uważnie prześledziły ten drobny ruch. W odpowiedzi Alfa wydała z siebie stłumione mruknięcie, a jej tęczówki mignęły złocistym kolorem przez sekundę.

— Nie skończyłam — zaprostestowała Jauregui.

Camila zmrużyła powieki, po czym prychnęła.

— A ja tak — wskazała na nią oskarżycielsko palcem, po czym szybko sięgnęła po foliową paczkę. — Jeszcze chwila i naprawdę bym skończyła, a to już byłby wstyd.

— Mogłabym to dodać do wyczynów na mojej liście — Jauregui wzruszyła ramieniem, po czym przygryzła lekko kciuk, gdy jej spojrzenie przesunęło się z twarzy Cabello do jej ciała. I chociaż oba były tak samo atrakcyjne — twarz i ciało — to Lauren nie mogła oderwać wzroku od tego, jak się prezentowała bez większych starań.

— Bardzo zabawne — wywróciła oczami, po czym ponownie zawisnęła nad ciałem starszej kobiety. Lauren zabrała kciuk spomiędzy zębów i porwała Camilę do krótkiego, choć soczystego pocałunku, przez który bardziej naparła na nią wagą ciała.

— Już, już, nie bocz się.

Alfa westchnęła cicho i przez moment złączyła ich gorące policzki, zanim zwróciła uwagę swoich ust do szczytu ramienia Lauren. Z zamkniętymi oczami zaczęła przypadkową ścieżkę aż do nienapiętego bicepsa, pozostawiając po sobie drobne muśnięcia, po czym wróciła tą samą drogą w miejsce startowe. 

— Potrzebuję cię — wymamrotała, gdy ponownie znalazła się blisko rozgrzanej szyi starszej kobiety. 

Lauren przesunęła dłonią po opalonych plecach Alfy, zatrzymując się dopiero przy spodniach, które były przedostatnią częścią garderoby do zdjęcia przez każdą z nich, po czym lekko szarpnęła za szlufkę w dół, dając kobiecie znak, aby się ich pozbyła. Z drżącym oddechem Camila podniosła się po raz kolejny i każda wykorzystała tę ulotną chwilę, żeby całkowicie się rozebrać przed ponownym wpadnięciem w swoje objęcia.

Lauren nie mogła się powstrzymać przed zarzuceniem jednej nogi przez biodro młodszej kobiety, aby przyciągnąć jej nagie ciało jeszcze bliżej, kiedy ona sama jednocześnie walczyła z otwarciem foliowej paczuszki. Jauregui z przymrużonymi powiekami, całkowicie zrelaksowana, oparła policzek o wyeksponowany bok szyi Cabello, biorąc przy tym głęboki wdech i zaciągając się znajomym, przyjemnym zapachem, który zawsze emanował od ciała Alfy.

Gdy tylko Lauren poczuła drobny pocałunek na ramieniu, odsunęła lekko głowę, aby spojrzeć na kobietę, która miała w połowie otwarte oczy i oddychała znacznie ciężej niż ona. Nieznacznie uniosła kąciki warg na ten widok, ciesząc się bardziej niż by to przyznała w duchu, że tak właściwie niczym szczególnym doprowadziła ją do takiego stanu. Camila zawsze była zrównoważona. 

Biorąc głęboki wdech, Lauren oparła głowę na poduszce kanapy, pociągając za sobą kobietę, która natychmiastowo przywarła do jej ciała, składając bez chwili wątpliwości krótki i słodki pocałunek na nieznacznie rozchylonych wargach.

— Zacznij powoli, okej?

Camila natychmiastowo potaknęła głową.

— Zawsze — potwierdziła raz jeszcze, przesuwając czule dłonią po całej długości ramienia starszej kobiety. — Nie zrobię niczego, co mogłoby cię skrzywdzić albo wprawić w dyskomfort — obiecała, po czym złączyła ich wargi w słodkim, dłuższym pocałunku, nieprzerwanie muskając palcami jej ramię, aby upewnić się, że jest zrelaksowana.

Lauren przerzuciła drugą nogę przez biodro kobiety, przyciągając ją jeszcze bliżej w odpowiedzi na te drobne pieszczoty, jednocześnie przesuwając końcówkami palców prawej dłoni po zarysowanej linii szczęki Camili. Dopiero dłuższą chwilę później przerwała ruchy warg, aby zaciągnąć się powietrzem, gdy poczuła, że kobieta powoli i delikatnie na nią napiera. Mimowolnie zmrużyła powieki, przypominając sobie, aby całkowicie się zrelaksować.

— Jest okej? — Cabello wymamrotała pytanie w jej wyeksponowaną szyję po tym, jak po raz kolejny opadła głową na poduszkę. — Wolniej? Przestać?

Jauregui otworzyła oczy, które nie wiedziała, kiedy zamknęła, aby zerknąć na kobietę.

— Dalej.

Alfa ucałowała jej szyję, wznawiając ruchy bioder w przód. Dosłownie sekundy później musiała zacisnąć usta, żeby powstrzymać wszelkiej maści dźwięki, które chciały opuścić jej gardło na powrót do tak intymnego kontaktu z kobietą, która pomimo wielu turbulencji i bólu nadal tak wiele dla niej znaczyła. Wiedziała, że będzie musiała hamować się ze słowami, które mogłaby nieświadomie powiedzieć, ale nie sądziła, że będzie to tak trudne.

Gdy tylko biodra Camili naparły na Lauren całkowicie i nie było szans na to, aby mogła być jeszcze bliżej, zgięła drżące ramiona w łokciach, przerywając wszelkie wcześniejsze pieszczoty, które poniekąd działały na nią rozpraszająco. Wtopiła twarz w gorącą szyję Jauregui, biorąc głębokie oddechy, aby nie zbłaźnić się w ciągu następnych paru sekund.

— Tęskniłam za tobą.

Przez ułamek sekundy Cabello była skołowana, bo to był tekst, który prędzej padłby z jej ust, a nie Lauren. Z wrażenia uniosła głowę, choć kryła wszelką zaskoczoną ekspresję na twarzy, żeby na nią spojrzeć. Kobieta przyglądała się jej tymi zielonymi oczami z niebywałą czułością, którą dopełniał słodki półuśmiech.

Przy takich okolicznościach Camila szybciej odpowiedziała niż przemyślała, co by z tym drobnym wyznaniem zrobić.

— Też za tobą tęskniłam — wyszeptała, wywołując tym odrobinę szerszy półuśmiech u starszej.

— Nic nie uległo zmianie — Alfa nie była pewna, do czego kobieta się odnosi. Nie skomentowała tego, tylko pozwoliła na to, aby przyciągnęła jej twarz do siebie i złączyła ich czoła. — Nadal jestem bardzo niecierpliwa, gdy chodzi o bycie blisko ciebie — sztuchnęła nos Cabello, po czym wysunęła lekko język i przejechała jego czubkiem po miękkich wargach młodszej, która niemal się zachłysnęła w odpowiedzi na ten ruch.

Zdecydowanie wyłapała aluzję.

Camila nie mogła powstrzymać nerwowego, krótkiego śmiechu.

— Daj mi sekundę czy dwie, bo bardzo szybko moja reputacja zostanie zrujnowana. Nieważne jaka ona dotychczas była — dla złagodzenia własnych słów złączyła ich usta na dłuższy moment. 

Lauren oderwała ich czoła od siebie, po czym wysunęła dolną wargę, nieprzerwanie utrzymując kontakt wzrokowy.

— Aż tak cię torturowałam? 

— Nie nazwałabym tego do końca torturami, ale znalazłam się w ryzykownej pozycji...

Jauregui uniosła brew na dobór słów, ale zanim zastanowiła się nad komentarzem, Camila ponownie się do niej przysunęła, całując ją z jedną dłonią czule przyłożoną do ciepłego policzka, powodując, że wszelkie dogryzki poszły w niepamięć. Lauren nie mogła nie wykorzystać tej okazji, wobec czego sięgnęła dłońmi najpierw do pleców kobiety, mozolnie przesuwając dłonie do boków, aż w końcu prześlizgnęła się do rozgrzanego, napiętego brzucha, delikatnie go muskając paznokciami.

Przy ostatnim ruchu Lauren poczuła, że kobieta bierze większy wdech i czuła narastające napięcie, gdy przesuwała się mozolnym tempem w górę, do jej piersi, nieprzerwanie używając paznokci.

— Naprawdę jesteś niecierpliwa — wymamrotała na jednym oddechu, wycofując po raz pierwszy biodra, co spowodowało, że Lauren mocniej wbiła zarówno głowę w poduszkę, jak i paznokcie w skórę jej brzucha.

Alfa oblizała szybko wargi, ignorując przyjemny dreszcz, który przeszedł ją wzdłuż kręgosłupa. Zamiast tego uniosła się odrobinę wyżej, niemal siadając, po czym chwyciła za biodra kobiety, zanim zdecydowała się na równie mozolne pchnięcie w przód. Powtórzyła kilka razy z rzędu powolne ruchy, będąc nieustannie odseperowana górną częścią ciała od kobiety, co wiedziała, że będzie ją drażniło, ale chciała rewanżu w odwecie za wcześniejsze tortury.

Gdy Lauren sięgnęła wyżej prawą dłonią, odrywając ją od brzucha Alfy, aby dosięgnąć jej szyi i najpewniej przyciągnąć do siebie, ta uchyliła się w tył w ostatniej chwili, udaremniając realizację tego planu. Starsza zmrużyła powieki, ale tego nie skomentowała, więc Camila udając nieświadomą tego, co chciała zrobić, kontynuowała swoje ruchy, tylko w nieco przyśpieszonym tempie.

Ta passa zwycięstwa nie potrwała długo, bo przy przypadkowym kontakcie wzrokowym, którego dotychczas Cabello celowo unikała, napięcie między nimi jeszcze bardziej się zwiększyło i tym razem Lauren nie omieszkała tego skomentować.

— Albo wracasz do mnie, albo zaraz rzucę cię na plecy i nie będę ani przy tym, ani później miła.

Alfa nie mogła ukryć uśmiechu na tę groźbę. Pokręciła jedynie głową, zamiast jakkolwiek odpowiedzieć, po czym wróciła nad ciało Jauregui, która przy najbliższej okazji owinęła wokół niej ramiona i przyciągnęła ją tak blisko, że praktycznie na nią opadła. Dobrą chwilę zajęło jej poprawienie się przynajmniej do tego stopnia, aby chociaż częściowo podpierać wagę ciała na zgiętych ramionach.

— Cierpliwość jest ważną cechą, wiesz...

Lauren uniosła brew, po czym bez żadnego komentarza chwyciła za szczękę brunetki, przyciągając ją do pocałunku, jednocześnie sugestywnie unosząc biodra. Z cichym pomrukiem Cabello wznowiła ruchy, wyłapując aluzję i w tym samym czasie wpadając w iluzję, którą wspólnie tego wieczora stworzyły. 

Jauregui nie potrafiła przestać jej dotykać — nieważne, czy było to subtelne muśnięcie po żebrach, paznokcie przebiegające po plecach, czy palce zawzięcie atakujące jej piersi. Naprawdę żałowała, że wcześniej nie przywiązywała takiej uwagi do tych drobnych rzeczy. Każda najmniejsza reakcja Camili wzmacniała ekscytację całą sytuacją. Co więcej, w niewytłumaczalny dla Lauren sposób, jeszcze bardziej podkręcały atmosferę.

— Lauren... — Proszący ton głosu Alfy przyciągnął uwagę starszej.

Nie mówiąc niczego więcej, Cabello chwyciła za dłoń kobiety, która znajdowała się na jej piersi i wcisnęła ją w kanapę nad ich głowami. Z ciężkim oddechem przysunęła bliżej twarz do szyi Lauren, składając na niej słodki pocałunek, zanim zerknęła w zielone oczy.

— Mówiłam, że jestem w trudnej sytuacji — Camila wypuściła krótki, urywany śmiech na własne słowa. — Nie pomagasz.

Jauregui sięgnęła dłonią do jej ciepłego policzka, przesuwając krótkim paznokciem po delikatnej skórze.

— Kto powiedział, że nie jestem blisko? — Uniosła brew i nie czekając na odpowiedź podniosła odrobinę głowę, aby pocałować kobietę, która wydawała się bardziej zrelaksować pod wpływem jej słów. Lauren natychmiastowo objęła ją wolnym ramieniem, aby była jeszcze bliżej. 

Alfa przymrużyła powieki, nieznacznie dotykając czołem boku głowy Jauregui, pozostając tak blisko niej, jak chciała. Wypuściła drżący oddech, kiedy poczuła, że sekundy później kobieta przesunęła dłoń, która dotychczas była wbita w kanapę przez siłę dłoni Cabello i złączyła ich palce. Ten drobny gest był zadziwiająco obcy, bo Lauren nigdy nie afiszowała się w ten sposób. Na pewno nie podczas seksu.

Nawet bardzo sporadycznie w ich poprzedniej codzienności.

Przełykając ciężko ślinę i odpychając łatwo pojawiające się pytania, które mogłyby przemienić się w głębsze myśli niż to konieczne na ten moment, Camila częściowo się wyłączyła, aby niczego teraz nie zrujnować. Jedyne, co ją interesowało to obecność i dotyk Lauren.

— Kochanie...

Alfa zamknęła całkowicie oczy na ten pojedynczy zwrot i wzięła głęboki wdech, gdy wolna dłoń Lauren sunęła po jej mostku w stronę szyi, a następnie zatrzymała się na karku, w który wbiła paznokcie. Kobieta nie musiała dodawać nic więcej, bo Camila wiedziała o co jej chodzi i głównie była z tego faktu przeszczęśliwa, bo sama znajdowała się na krawędzi zbyt długo, aby wytrzymać dłużej. 

Młodsza przycisnęła policzek do boku szyi Lauren, zaciskając mocniej palce wokół dłoni, którą przez cały czas trzymała w uścisku i wypuściła drżący oddech, gdy po raz kolejny poczuła pazkoncie wbijające się w jej skórę. Przełknęła z trudem ślinę, czując, że jej biodra się zatrzęsły. Cieszyła się, że kobieta nieprzerwanie odpowiadała na jej ruchy własnymi biodrami, bo inaczej znalazłaby się w ciężkiej sytuacji, aby kontynuować.

Alfa niemal westchnęła z ulgą, gdy poczuła, że mięśnie kobiety zaciskają się wokół niej, a ona sama pociągnęła ją jeszcze bliżej siebie i przytrzymała. Drobne gardłowe dźwięki, które musnęły jej uszy sprawiły, że sama przestała się powstrzymywać i dołączyła do Lauren, która była pochłonięta skok endorfin po orgazmie. Nie mogła się powstrzymać przed chwilowym odpadnięciem całą wagą na starszą kobietę, która nie wydawała się mieć cokolwiek przeciwko temu.

Camila nie chciała analizować tego, co się wydarzyło, ale Lauren nie bywała tak wokalna. Kolejna różnica.

Z drżącym oddechem i wielką niechęcią Cabello zdecydowała się unieść na wolnym przedramieniu i wycofać biodra, żeby ten moment z przyjemnego zmienił się w niekomfortowy. Gdy tylko były rozłączone, ścisnęła raz jeszcze ich dłonie i pochyliła się, aby pocałować milczącą kobietę, która obserwowała ją z przymrużonymi powiekami. 

— Zaraz wrócę — poinformowała ją Camila, sunąc czule kciukiem po ciepłej dłoni, zanim wyplątała się z ostatniego uścisku i wstała, ruszając pośpiesznie do kuchni, aby wyrzucić zużytą prezerwatywę i doprowadzić się do porządku.

Zajęło to zaledwie chwilę albo Lauren straciła poczucie czasu. Gdy uniosła spojrzenie, Camila stała przy jej nogach w pierwszej formie z uniesioną brwią i niewielkim uśmiechem na wargach.

— Znajdzie się dla mnie miejsce? — Zapytała, wskazując krótko palcem na kanapę.

Lauren uniosła ramiona ponad głowę, mocno się przeciągając z większym wyszczerzem przyklejonym do ust.

— Ja tam widzę jedno miejsce.

— Gdzie?

— Na mnie.

Alfa przekręciła na bok głowę.

— Och? — Zmrużyła powieki, bezmyślnie przesuwając spojrzeniem po nagim ciele starszej. — Rzeczywiście.

Kryjąc się za trochę zmyśloną brawurą, Camila powoli wspięła się na ciało kobiety, widząc nad nim w ten sam sposób, co na samym początku. Z drugiej strony Lauren nie zamierzała ukrywać zadowolenia — co więcej, sięgnęła dłońmi do szerokich bioder Cabello i lekko na nie naparła, wskutek czego była ona zmuszona zająć miejsce na jej udach.

Camila zmarszczyła brwi, nie będąc przyzwyczajona do znajdowania się w takiej pozycji. Przeważnie było na odwrót. Nie była również pewna, co powiedzieć.

Lauren ją wyprzedziła.

— Chcę cię jeszcze raz.

Tym razem brwi Camili powędrowały w górę w szczerym zaskoczeniu. Mimowolnie oblizała wargi, nie potrafiąc jednocześnie sklepać żadnego sensownego zdania w całość, bo dłonie, które nadal znajdowały się na jej biodrach zaczynały kreślić przypadkowe wzory na jej skórze. Nie pomogło również to, że zielone oczy kobiety bezwstydnie obserwowały każdy fragment jej ciała, zanim zdecydowała się podnieść do pozycji siedzącej, przez co ich klatki piersiowe na siebie naparły.

— Um, nie jestem pewna, że to wykonalne tak szybko w drugiej, umm, w drugiej formie... — Wymamrotała w końcu na widok pytającego wyrazu twarzy ze strony Jauregui.

— Forma nie ma dla mnie znaczenia — ścisnęła lekko jej biodra, nim powróciła do dalszego muskania jej skóry.

— Och.

Lauren bezmyślnie złączyła ich usta, po czym chwyciła dolną wargę kobiety między swoje, lekko ssąc, zanim gwałtownie przerwała pocałunek, od razu nawiązując kontakt wzrokowy.

Camila lekko odchrząknęła.

— Co chciałabyś, żebym zrobiła? — Wyszeptała Alfa, nie będąc pewna, jakie są oczekiwania. Nadal nie była przyzwyczajona do tego rodzaju kontaktu i intymności będąc w pierwszej formie.

— Ty? — Oblizując ostentacyjnie wargi, Jauregui sięgnęła prawą dłonią do mostka kobiety, mozolnie schodząc palcem wskazującym w dół. — Wystarczy, że będziesz w tym samym miejscu, co teraz — zatrzymała palec pomiędzy jej piersiami, po czym obniżyła głowę, chwytając przez sekundę czy dwie sutek między wargi, na koniec muskając go czubkiem języka.

Camila instynktownie chwyciła za szczyt ramienia kobiety. Zanim zdążyła jakkolwiek westchnąć ta zaskakujący i przyjemny ruch został przerwany. Z premedytacją. Jauregui nie kryła się z uśmiechem pełnym satysfakcji.

— Ja za to chciałabym zrobić kilka rzeczy — mówiąc to spojrzała wprost na piersi Alfy, a potem ze świadomością, że Camila to zauważyła, zeszła ze swoją uwagą jeszcze niżej. — O ile chcesz — powróciła do ciemnych oczu. — I o ile będziesz czuła się komfortowo — dodała łagodniejszym głosem. Przybliżyła twarz do twarzy Cabello i objęła ją lewym ramieniem w talii.

— Okej — wymamrotała z wyczuwalnym gorącem na policzkach. Lauren skrzyżowała ich spojrzenia i prawą dłonią pogłaskała ciepły mostek kobiety.

— Na pewno? — Uniosła pytająco brew. — Nie planuję robić niczego nowego, ale... Nie musimy nic więcej robić.

Alfa rozchyliła wargi, ale całkowicie ją zatkało, więc odpowiedziała poprzez długi, namiętny pocałunek i sugestywne przyciśnięcie klatki piersiowej do kobiety, która westchnęła, gdy ich piersi otarły się o siebie. Zaledwie parę sekund później Lauren była na nowo zrelaksowana przez nieme zapewnienie, że są na tej samej stronie z tym, co chciała zrobić.

Nie przerywając ani na chwilę pocałunku — a właściwie to serii pocałunków — Lauren nieznacznie odsunęła własną klatkę, aby kontynuować wędrówkę prawej dłoni, ponownie atakując piersi Camili, jak na samym początku. Na razie ograniczała się do użycia palców, ale nawet i tak prosty dotyk wywoływał podobne reakcje, co wcześniej u Cabello. 

Z czasem okazało się, że im subtelniejsze muśnięcie, tym wyraźniejsza reakcja.

— Brakuje mi rąk, a chciałabym dotykać cię, gdzie tylko mogę w tym samym czasie — wymamrotała w usta młodszej, po czym dołączyła lewą dłoń do chwilowych pieszczot. 

Głowa Camili opadła lekko na bok, wskutek czego wyeksponowała bardziej szyję, a Lauren nie straciła nawet sekundy i od razu wykorzystała tę okazję. Gdy tylko przesunęła górnymi zębami po delikatnej skórze, kobieta zadrżała w jej ramionach i przysunęła się jeszcze bliżej. 

Lauren ponownie wykorzystała kolejną okazję, która pozwoliła na realizację jej głównego planu — zostawiła lewą dłoń przy piersiach Cabello, nieustannie zmieniając uwagę z jednej do drugiej przy pomocy palców, a prawą zsunęła po jej brzuchu. Nie spieszyła się, żeby Camila była w stanie zarejestrować jej zamiary.

Nie musiała długo czekać, bo gdy tylko palce Lauren znalazły się w dolnej części jej brzucha, biodra kobiety drgnęły w górę. Ta reakcja powtórzyła się jeszcze parę razy, aż w końcu przy którymś z nich palce Jauregui szybciej prześlizgnęły się między wargi, wywołując stłumiony w skórę szyi jęk ze strony Cabello. 

Lauren była całkiem zaskoczona nie tylko samą reakcją, ale tym, jak gotowa była kobieta, jednak powstrzymała się przed pierwszą rzeczą, którą mogła tego zrobić. Zdawała sobie sprawę z tego, że Camila miała do czynienia z jakąkolwiek formą penetracji tylko raz, więc pomimo bardzo łatwej i bezbolesnej przez gotowość kobiety możliwości, kciuk starszej skupił się na łechtaczce, a pozostałe palce przesuwały się między wargami w tą i z powrotem bez sugestii o naparciu na wejście.

Alfa widocznie nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić, bo jej biodra niejednokrotnie drgały, jakby chciały wykonać ruch w odpowiedzi na to, co robiła Lauren, ale powstrzymywała się za każdym razem. Rozterka została szybko wychwycona.

Jauregui przekręciła delikatnie głowę, aby jej usta znalazły się bliżej ucha kobiety, po czym pociągnęła palcem za sutek, żeby przyciągnąć do siebie uwagę zamroczonej Camili.

— No dalej, kochanie — wyszeptała i pociągnęła za drugi sutek. Był to delikatny dotyk, ale wystarczająco stanowczy, żeby otrząsnąć młodszą. — Rusz biodrami naprzeciw moim ruchom — obniżyła odrobinę głowę, aby ponownie mieć przed ustami opaloną szyję, którą od razu zaatakowała najpierw pocałunkiem, a później muśnięciem zębami, na koniec subtelnie wbijając je w skórę.

Alfa od razu przestała powstrzymywać się przed instynktownymi ruchami bioder, szybko dopasowując z Lauren stabilny rytm. Nadal nie mogła ogarnąć, co działa na nią najbardziej, bo tak wiele bodźców ją otumaniało.

— Więcej — wychrypiała, a Jauregui przez moment zwątpiła, czy przypadkiem się nie przesłyszała i zatrzymała ruchy obu dłoni.

— Więcej czego, kochanie?

Biorąc głęboki oddech, starsza pomiziała czubkiem nosa czerwoną szyję Cabello.

— Wszystkiego. 

Lauren oblizała powoli wargi. 

— Wszystkiego? — Powtórzyła po niej, otrzymując w odpowiedzi potakujące mruknięcie. 

Po przełknięciu śliny i pohamowaniu niejednego odgłosu, który rwał się z jej gardła przez słowa Camili opamiętała się i na szybko przemyślała kolejny ruch. Ostatecznie przesunęła środkowy palec, który znajdował się między wargami młodszej kobiety i zatrzymała go przy wejściu. Delikatnie na nie naparła, jednak nie na tyle natarczywie, aby groziło to penetracją. Wszystkie inne ruchy wstrzymała, żeby Alfa nie została zdezorientowana.

— Tego też chcesz? — Wyszeptała do jej ucha i raz jeszcze naparła subtelnie palcem, zanim równie szybko się wycofała, aby Camila mogła wyłapać tylko sugestię, zamiast być postawiona w sytuacji, gdzie Lauren za bardzo się pośpieszyła i zrobiła coś, na co młodsza mogła nie być gotowa.

— Tak.

Na te słowa Jauregui poczuła, że jej usta zapełniają się śliną przez nagle pobudzone ślinianki. Szybko wszystko przełknęła i oblizała wargi.

— Tak? — Powtórzyła dla pewności zarówno słowa, jak i ruch palcem.

— Lauren... — Z niezadowolonym stęknięciem Camila oderwała twarz od jej szyi i złączyła ich czoła, przy okazji składając przelotny pocałunek na wilgotnych ustach Jauregui.

— Jesteś pewna? — Dopytała poważniejszym tonem, ale dla złagodzenia musnęła o siebie ich nosy.

— Tak.

Alfa owinęła ramiona wokół jej szyi i pleców.

— Dobrze — Lauren cmoknęła jej usta. — Musiałam się upewnić — wytłumaczyła krótko, wznawiając powoli wszystkie poprzednie ruchy. Na nowo zaczepiała naprzemiennie piersi Camili swoimi palcami i kreśliła malutkie kółka na łechtaczce kciukiem, przeciągając każdą z tych rzeczy, zanim zdecydowała się użyć środkowego palca i ponownie naprzeć na wejście kobiety, ale tym razem z wystarczającą siłą, aby poczuć mięśnie owijające się na opuszku.

Po wzięciu kilku uspokajających oddechów, ofiarowała Camili długi, słodki pocałunek, po czym tak samo oparła o siebie ich czoła, wsuwając palec dalej, ale jednocześnie bacznie obserwując reakcję kobiety. Pomimo tego, że zapewniła wiele rozproszeń i w tym samym czasie powoli w nią wchodziła, nie chciała, żeby jakkolwiek się zestresowała, spięła czy poczuła dyskomfort. 

Camila w ogóle była w innej rzeczywistości, bo nawet nie drgnęła w negatywnym kontekście. Co więcej, odważyła się obniżyć biodra bez większego przemyślenia, wskutek czego Lauren musiała przesunąć kciuk z jej łechtaczki, aby mogła całkowicie opaść na wewnętrzną część jej dłoni. Słyszała, że Jauregui wciągnęła ze świstem powietrze, ale była zbyt blisko orgazmu, żeby skupić się na tyle i jakkolwiek skomentować tę reakcję.

— A mówiłaś, że to ja jestem niecierpliwa — usłyszała, ale zareagowała tylko kolejnym pocałunkiem.

Gdy tylko Lauren złapała ponownie oddech wycofała palec na tyle, żeby mogła powrócić kciukiem do łechtaczki, czując jednocześnie pulsujące mięśnie. Nieznacznie przymrużyła powieki i z drżącym westchnięciem pochyliła głowę, aby w końcu zamienić palce lewej dłoni, które dotychczas torturowały piersi Camili i zamienić je na usta. Zmiana została od razu zaaprobowana, co potwierdziło dosadnie położenie dłoni na tyle głowy Jauregui i przyciśnięcie jej do klatki piersiowej.

Wystarczyły zaledwie dwie krótkie tury pieszczot na jednej i drugiej piersi, żeby kobieta doszła, nie powstrzymując przy tym ani jednego dźwięku. Lauren jeszcze przez dłuższą chwilę nie przestawała ruchów języka na lewym sutku i kciuka na łechtaczce, żeby przedłużyć dla niej ten moment. Przestała dopiero wtedy, kiedy poczuła, że uda Camili zadrżały, więc ostrożnie wysunęła palec, a następnie zabrała całą dłoń spomiędzy jej ud. 

Kiedy tylko była z nią twarzą w twarz, została porwana do zaskakująco delikatnego pocałunku, na który odpowiedziała całą siłą, którą w sobie miała, spijając kolejne dwa słodkie jęknięcia ze strony Alfy w swoje usta.

— Jest okej? — Zapytała z nadzieją, że werbalny kontakt z Camilą powróci. Palcem lewej dłoni musnęła jej brodę.

— Jest — po tej krótkiej odpowiedzi musiała odchrząknąć, bo jej głos zrobił się chrapliwy.

— To dobrze, bo muszę posprzątać.

Cabello zmarszczyła brwi i rozchyliła wargi, aby zapytać, skąd nagła zmiana tematu, ale zanim jej rozproszony umysł zdążył ułożyć sensowne pytanie, dostała dosadną odpowiedź, co kobieta miała na myśli. Lauren oblizała palce dłoni, która wcześniej znajdowała się między jej wargami, po czym objęła ją lewym ramieniem w talii i naparła na nią sugestywnie, aby zamieniły się miejscami.

Alfa bez protestu znalazła się na plecach na miękkiej kanapie.

Jauregui musnęła jej usta swoimi, po czym utworzyła wilgotną ścieżkę po pocałunkach w dół jej klatki piersiowej, zanim chwyciła za uda młodszej, nawiązując przy tym kontakt wzrokowy, aby upewnić się, że czuje się z tym komfortowo.

Camial sama rozszerzyła uda.

Twarz Lauren szybko zniknęła między nimi, żeby pozbyć się wszelkich resztek po orgazmie, które z czasem mogłyby przysporzyć Camili dyskomfort. Ruchy jej języka były powolne i delikatne — choć nadal nie zbyt delikatne, żeby nie pobudzić na nowo kobiety. Kolejna runda mogłaby poskutkować na następny dzień byciem obolałą.

Kiedy Lauren skończyła, co nie zajęło wcale długo, pochyliła się nad klatką piersiową kobiety, składając czuły i prosty pocałunek na przestrzeni między jej piersiami. Z cichym westchnięciem opadła na jej ciało, opierając policzek na ciepłym, miękkim brzuchu z głową zwróconą ku górze, żeby spojrzeć na twarz Camili.

Alfa sięgnęła dłonią do odsłoniętego policzka i musnęła go palcami, po czym wtopiła palce w gęste włosy, zaczesując je w tył. Zebrała między palce również luźne kosmyki, które opadały na twarz Lauren, która najwidoczniej nie planowała przywiązywać do nich najmniejszej cząstki uwagi.

Przy tych drobnych, słodkich gestach Jauregui zamknęła oczy i próbowała wmówić sobie, że normując oddech uspokoi jednocześnie szaleńcze bicie serca i niemal ból, który odczuwała między udami. To wszystko wina Camili i tego, że tak dobrze wyglądała, jęczała jej do ucha i trzymała się jej ciała tak, jakby świat miał się kończyć. 

To wszystko wina Camili.

Pomimo tej burzliwej myśli, jej prawa dłoń pogłaskała delikatnie skórę brzucha Alfy, niedaleko własnych ust. 

— Śpisz? — Zachrypnięty głos Cabello ponownie zaburzył jej pozorną chwilę spokoju.

— Nie — odpowiedziała Lauren i ponownie przesunęła dłonią po jej brzuchu, żeby rozproszyć myśli od pulsującego gorąca między własnymi udami.

— To dobrze.

Lauren ponownie przekręciła głowę, żeby na nią spojrzeć, bo nie miała siły jej podnosić. 

— To dobrze? Dlaczego?

Alfa miała na wargach cień uśmiechu, gdy spojrzała w dół, krzyżując ich spojrzenia.

— Usiądź mi na twarzy.

W pierwszej chwili Lauren nie zareagowała. Przyjęła do siebie to zdanie, ale nie zrozumiała przekazu. 

Jasne, od bardzo dawna chciała spróbować tej pozycji, ale nigdy nie była z kimś, komu by na tyle zaufała. Miała wyobrażenie, że byłaby w takiej sytuacji za bardzo wyeskponowana. Camila zawsze wprawiała ją w całkowite poczucie bezpieczeństwa i właściwie była jedyną osobą, z którą Lauren rozważała spróbowanie tej pozycji. Gdzieś w przyszłości. Nawet jej o tym powiedziała.

Chwila.

Chwila, chwila — Lauren zmarszczyła brwi i gwałtownie podniosła się do siadu.

— Co powiedziałaś?

Alfa uniosła brew, zaskoczona tak długim oczekiwaniem na reakcję.

— Nie będę się powtarzać, Lauren — po tych słowach odchyliła lekko głowę, chociaż nadal utrzymywała między nimi kontakt wzrokowy.

Dopiero teraz Lauren zrozumiała i otworzyła szerzej oczy. Przez sekundę czy dwie zamarła w miejscu, zanim podniosła się wyżej i próbowała się wspiąć po ciele Camili. Zrobiła to nieudolnie i na drżących nogach, które nie nadążyły swoją siłą za chęciami kobiety. I wtedy doszło do drobnej wpadki. 

Tak jakby.

Przy próbie przedostania się w jakiś bezpieczny sposób, bez obijania Camili, w górę, chciała przejść bokiem, więc przez krótki moment udo młodszej kobiety znajdowało się między jej nogami. 

Również w tej samej chwili Lauren straciła równowagę i nie zdążyła chwycić się oparcia kanapy, więc upadła na jej udo. 

Nie było to jakkolwiek bolesne doświadczenie. Sęk w tym, że... Lauren dosłownie ślizgnęła się na jej udzie.

Jauregui wzięła głęboki oddech i zacisnęła wargi, żeby nie wydać z siebie żadnego jęknięcia, po czym wparła się na oparciu kanapy i z dużą pomocą Camili ulokowała się we właściwym miejscu — z ramieniem ułożynym na szczycie oparcia, aby podtrzymywać część wagi swojego ciała i...dla bezpieczeństwa. 

Wolała nie upaść po raz kolejny i przypadkiem złamać nos Camili.

Usta Alfy wyrwały ją z myśli o potencjalnym wypadku i pomimo tego, że złożyła między jej wargami drobny pocałunek, który zakończyła muśnięciem języka, głowa Lauren opadła w tył. Nieznacznie rozszerzyła bardziej uda, oferując lepszy dostęp, z którego Camila od razu skorzystała, przechodząc do drobnych pieszczot językiem, omijając jakąkolwiek grę wstępną.

Lauren nie mogła być bardziej wdzięczna. Gdyby Camila zaczęła jakąś przedłużoną zabawę to chyba by jej strzeliła.

— Puść kanapę.

Lauren otworzyła szerzej oczy i zmusiła się resztkami bardziej własnej woli niżeli siły, żeby spojrzeć w dół, na kobietę.

— Trzymam cię. Puść kanapę — dla potwierdzenia własnych słów uniosła Lauren parę centrymetrów wyżej, po czym odstawiła ją stabilnie na to samo miejsce.

Kobieta była w takim szoku, nie kojarząc w ogóle tego, że przecież doskonale wie, że Camila ma taką siłę, że bez żadnego słowa protestu puściła kanapę i ułożyła dłonie na wierzchu własnych ud.

Cabello obniżyła ją jeszcze bardziej, dając sobie chwilę przed powrotem do poprzedniej czynności, żeby sprawdzić, czy Lauren instynktownie nie chwyci za oparcie. Kiedy tego nie zrobiła, powróciła z językiem między jej wargi i tak naprawdę dłużej trwało przeciąganie orgazmu niż doprowadzenie do niego, bo kobieta była tak blisko granicy.

Wystarczyło kilka ruchów językiem po łechtaczce i wsunięcie jego czubka do wejścia, żeby Lauren odchyliła głowę, wydała kilka niekontrolowanych jęknięć naprzemiennie z imieniem Camili. Pomimo tego, Alfa starała się przedłużyć tę chwilę, powracając kilkukrotnie do łechtaczki i jednorazowo wsuwając język do połowy, który został opleciony pulsującymi mięśniami. Została w tej pozycji przez chwilę, zanim zgarnęła wszystko, co mogła przed całkowitym relaksem, który przeszedł przez ciało Lauren i wtedy takie ruchy mogłyby być bardziej drażniące niż przyjemne.

Ciche westchnięcie przeszło przez usta Jauregui, kiedy została odstawiona na ciało Camili, siedząc na jej brzuchu, zanim została przygarnięta do pełnego, ciepłego uścisku. Zaciągnęła się nadal utrzymującym się zapachem kobiety, który zawsze ją przyciągał i pozostawał niezmienny, bez względu na to, czy była ona po ćwiczeniach, po prysznicu, czy zdążyła użyć perfum. Nieświadomie zamknęła powieki, oddając się całkowicie tej chwili.

Dopiero parę minut później obie przekręciły się na bok, żeby nadal leżeć w uścisku, ale mieć ciut więcej możliwości na ruch. Lauren od czasu do czasu składała pocałunki na czerwonym mostku kobiety, nadal znajdując się w ich bańce i komfortowej ciszy. Gdy odpoczęła na tyle, żeby bardziej się ruszyć, uniosła głowę z zamiarem pocałowała jej, ale napotkała jedynie spokojny wyraz twarzy i zamknięte oczy.

Camila zasnęła.

Lauren uśmiechnęła się nieznacznie na ten widok, przez dłuższą chwilę przyglądając się jej twarzy. Mimo wszystko minęło trochę czasu od kiedy miała możliwość, żeby nawet koło niej spać. 

Ostatecznie Jauregui ostrożnie podniosła się do siadu, a następnie pochyliła się nad kobietą, żeby minimalnie musnąć jej usta swoimi. Kątem oka zauważyła gęsią skórkę na jej ramieniu, więc równie dyskretnie i powoli wstała, że znaleźć coś do przykrycia. Po drodze zabrała otwarte forliowe opakowanie po prezerwatywie i wrzuciła je do śmietnika w kuchni.

Do salonu wróciła z ciepłym i niesamowicie miękkim kocem, który zarzuciła na ciało kobiety, która niemal zachłysnęła się własnym oddechem i niespodziewanie otworzyła oczy z dzikim spojrzeniem.

— Nie zostawiaj mnie — wymamrotała sennie, unosząc głowę i rozglądając się dobrą chwilę, zanim zarejestrowała obecność Jauregui. — Nie zostawiaj mnie — powtórzyła zamroczona nagłym wybudzeniem. Głowa Camili bezwiednie opadła na poduszkę, a oczy ponownie się przymknęły, gotowe do powrotu do snu.

— Jestem tutaj — Lauren zajęła miejsce obok kobiety, natychmiastowo kładąc dłoń na czubku jej głowy. — Nigdzie nie idę. Jestem z tobą — wyszeptała i kilkukrotnie pogłaskała głowę Cabello, która wydała z siebie westchnięcie ulgi, zanim wróciła do snu. 

Lauren była przekonana, że zasnęła, bo nawet jednorazowo chrapnęła pod nosem.

— Jestem z tobą — powtórzyła tym razem w powietrze, nieprzerwanie przyglądając się kobiecie ze zwiększającym się ciężarem na barkach i ściskiem w klatce piersiowej. Nawet nie zdawała sobie sprawy, że ma grymas na twarzy.

Wzdychając cicho, odwróciła spojrzenie w stronę oszklonych drzwi. Jej dłoń nieprzerwanie głaskała głowę kobiety, kiedy natrętne myśli zaczynały w nią uderzać i nie miała możliwości się bronić.

To też są konsekwencje tego, o czym mi mówiła?

Wtopiła zęby w dolną wargę.

Bo ten jeden raz powiedziałam, że ma wrócić do domu, kiedy powiedziała mi o swoich uczuciach i w dodatku nie wiedziałam, że to był jej pierwszy raz?

Przełknęła z trudem ślinę, czując tworzącą się w gardle gulę.

I chociaż rozmawiałyśmy, że nigdy bym tego nie zrobiła, wiedząc o tym wszystkim to wciąż pierwszą myślą po przebudzeniu jest strach, że mogę odejść?

Lauren zamrugała kilkukrotnie, ale to i tak nie powstrzymało łez, które zebrały się w jej oczach.

Ile jest jeszcze takich rzeczy? Nieustannie o tym wszystkim rozmawiamy, ale nie sądziłam, że... Kurwa, słuchanie o tym to jedna rzecz. Doświadczenie tych konsekwencji, widząc ten strach i desperację to kompletnie inny poziom.

Wzięła głęboki wdech i przez chwilę wstrzymała powietrze w i tak palących płucach, zanim zdecydowała się zwrócić ku śpiącej kobiecie. Westchnęła z cieniem ulgi, widząc brak jakichkolwiek oznak stresu bądź zmartwienia na jej twarzy. 

Spała spokojnie.

Lauren przekręciła ciało, aby znaleźć się bliżej kobiety i pochyliła się, żeby złożyć motyli pocałunek na skroni Camili. Zsunęła dłoń z jej głowy do policzka, po czym zrobiła to samo z drugim na miarę możliwości, bo spała ona na boku i przez chwilę przyglądała się jej twarzy.

Nawet nie kontrolowała tego, co powiedziała.

— Kocham cię — wyszeptała. 

Camila nawet nie drgnęła, a to ponownie potwierdziło, że śpi. 

— O cholera — łzy zleciały jej po policzkach, kiedy dotarło do niej uderzające odkrycie.

Brak odpowiedzi.

— Tyle razy mi to mówiłaś, będąc przekonana, że śpię, kiedy tak nie było — ponownie wyszeptała drżącym głosem, zajmując miejsce przy kobiecie. Położyła się na brzuchu z głową skierowaną w stronę Camili.

Jej klatka piersiowa oraz gardło płonęły.

Drżącą dłonią przetarła policzki, ale niewiele to zmieniło, bo łzy nieprzerwanie spadały.

— Więc tak to jest nie słyszeć odpowiedzi — jej dolna warga się zatrzęsła. Musiała zacisnąć na moment płatki nosa, żeby powstrzymać katar.

Dała sobie dłuższą chwilę, próbując się uspokoić, bo to nie był ani czas, ani miejsce na takie zachowanie. Mogła do tego wrócić, kiedy Camila będzie u siebie, a ona nie będzie nikomu przeszkadzać. Mogła do tego wrócić przy wizycie u terapeutki.

Nie, kurwa, teraz.

I kiedy doznała złudnego wrażenia w rozszalałych myślach, że ma krztę siły, aby poukładać to sobie jakoś w głowie i odstawić emocje na bok, co wcześniej nigdy nie było problemem, napotkała kolejne odkrycie i myślała, że tym razem obudzi Camilę.

Otworzyła kilka razy usta, chcąc powiedzieć to na głos, bo nawet ta opcja wydawała się lżejsza niż powiedzenie sobie tego w głowie, co umocniłoby ją w przekonaniu, jak głęboko może sięgać krzywda, którą wyrządziła Camili.

A właściwie krzywda, którą nieustannie, raz za razem, bez żadnego pierdolonego mrugnięcia, wyrządzała.

Ostatni raz spojrzała na śpiącą brunetkę i tym razem jej usta się poruszyły, ale głos nie sięgnął nawet poziomu porządnego szeptu ze strachu.

— Mówiłaś mi prosto w twarz, że mnie kochasz, a ja nadal nie odpowiadałam, nawet kiedy czułam to samo.

Na ślepo sięgnęła dłonią do koca, bardziej okrywając kobietę, kiedy sama ponownie usiadła z dłońmi wczepionymi we własne włosy. Próbowała jak najciszej oddychać, chociaż miała wrażenie, że zaczyna się dusić od płomienia, który objął jej płuca.

— Nigdy nie czułaś się przy mnie bezpieczna — mocnym ruchem zaczesała w tył włosy.

Miiała lata doświadczenia bezdźwięcznego płaczu, więc przez kolejne 20 minut podstawiała chusteczkę pod nos, a drżącymi palcami ścierała łzy. Obawiała się zerknąć ponownie przez ramię, żeby spojrzeć na Camilę.

Dlaczego akurat w tym momencie? Dlaczego to nigdy nie było na tyle dosadne w naszych rozmowach? Dlaczego akurat, kurwa, teraz?

Pytania nie dostały swoich odpowiedzi. Przez kolejne pół godziny Lauren próbowała przywołać się do porządku. W sumie niemal godzinę zajęło jej przejście z czegoś na podobę do nagłej histerii do sporadycznie spływających łez przy w miarę spokojnym oddechu, który był jedynie zaburzany od czasu do czasu gwałtowniejszym zaczerpnięciem powietrza, żeby dotlenić organizm.

Tym razem leżała już na plecach pod kocem, czując po lewej stronie ciepło bijące od smacznie śpiącej Camili. Była pewna, że nie prześpi większości nocy w przeciwieństwie do niej.

Gdy Lauren miała wrażenie, że trzyma emocje na wodzy i jest jakiś cień szans na poukładanie sobie tego w głowie, przekręciła głowę, żeby spojrzeć pierwszy raz od dłuższego czasu na kobietę. Wcześniej bała się, że to tylko pogorszy sprawę.

I nie myliła się, bo gdy napotkała spokojną twarz Cabello, jej wargi drgnęły, a myśl, która przejmowała jej umysł przez niecałą godzinę została bezwiednie wypowiedziana na głos. 

Dla Lauren to było emocjonalnie traumatyzujące.

— Nigdy nie czułaś się przeze mnie kochana.


Lauren ocknęła się nagle. Początkowo była zdezorientowana, co mogło aż tak wstrząsnąć jej ciałem. Na własne nieszczęście bardzo szybko powróciła do poprzedniego wieczora i jego odkryć, zanim na dobre się zdążyła się rozbudzić.

I mówiąc o rozbudzeniu...

Zmarszczyła brwi. 

Ktoś dotykał jej policzka. 

Otworzyła oczy i uniosła głowę, jednocześnie bardziej wtulając się w ciepły dotyk. Od razu napotkała ciemne i ciepłe spojrzenie Camili, która nadal była zaspana. Lauren rozchyliła usta, chcąc się przywitać, ale powstrzymała się w ostatniej chwili. Patrząc na wczorajsze wydarzenia jej głos mógłby ją za bardzo zdradzić.

Chyba.

— Dzień dobry — usłyszała i niemal się rozpłynęła. 

Właściwie to Lauren dosłownie się rozpłynęła, wtulając się w nagi mostek kobiety i zacieśniając uścisk wokół ich splątanych nóg.

— Dzień dobry — wyszeptała. Tak. To było rozsądne. Szept jej nie zdradzi.

Lauren z westchnięciem zamknęła oczy, gdy palce Camili delikatnie zaczesały jej włosy. Mogłaby zostać tutaj na zawsze. 

— Wyspana? 

Za dużo tych pytań.

— Pospałabym dłużej — przyznała, wciąż utrzymując głos na poziomie szeptu. Sięgnęła dłonią do mostku kobiety po czym przesunęła palcami aż do ramienia Cabello, muskając delikatną skórę. Uśmiechnęła się nieznacznie na widok gęsiej skórki pod wpływem jej dotyku.

— Nie jest tak późno — Camila podsunęła dłoń pod brodę kobiety i lekko na nią naparła. Ustąpiła i uniosła głowę, więc były twarzą w twarz. 

Mimowolnie dłoń Lauren zacisnęła się na ramieniu kobiety, kiedy ta pochyliła się i złożyła krótki, prosty pocałunek na jej ustach. Od razu go odwzajemniła, pomimo tego, że poczucie winy nadal jej towarzyszyło.

— Możemy jeszcze pos...

Dzwonek sprawił, że obie podniosły głowę. Camila sekundę później spojrzała na Lauren z szeroko otwartymi oczami.

— Zignor...

— To Ally — Alfa zbladła pod wpływem własnych słów.

To nie może się dobrze skończyć.

— O ja pierdolę — Lauren strzeliła sobie z dłoni w czoło. — Zapomniałam, że...

— Ubrania... — Camila wskazała dłonią za kanapę.

— Tak, musimy...

— Szybko... 

W ekspresowym tempie wstały z kanapy zakładając wczorajsze ubrania z nadzieją, że Allyson nie wpadnie na pomysł, żeby podejść od strony tarasu. Rolety nie były zasłonięte, więc gdyby się na to zdecydowała to jest duża szansa na to, że zobaczyłaby którąś z kobiet w stanie, w którym raczej nie życzyłaby sobie w sobotni poranek.

— Idę otworzyć — wymamrotała Lauren, po czym głośno odchrząknęła. 

Camila potaknęła ruchem głowy i pośpiesznie złożyła koc, pod którym spały, a następnie odłożyła go na fotel. W chwili, gdy usłyszała przywitanie między kobietami, zajęła miejsce na kanapie, zarzucając ramię na jego oparcie z głową nienaturalnie zwróconą w stronę wyłączonego telewizora.

Niemal zachłysnęła się śliną, kiedy sięgnęła po pilot, włączając pierwszy lepszy program.

— Nie wiem, jak mogłaś zapomnieć, że się umówiłyśmy — Allyson weszła do otwartej przestrzeni salonu połączonego z kuchnią, machając dłonią. Od razu spojrzała na Cabello. — Camila.

Alfa odwróciła się w stronę kobiet z lekkim uśmiechem. Tuż po tym wykonała możliwie najgłupszy ruch, czyli wstała.

— Dzień dobry, Ally — nieznacznie zmarszczyła brwi, gdy zauważyła, że za plecami Hernandez Lauren zasłoniła oczy dłonią.

Ally nieznacznie się uśmiechnęła, po czym odwróciła się do przyjaciółki, która zdążyła odsłonić oczy. 

— Wiem, że zapomniałam, że się umówiłyśmy...

Ally uniosła dłoń, a Lauren ucichła. Tak szczerze to nie wiedziała, jak zareaguje na obecność Camili. 

— Tak. Zaspałaś. I tak, wiem, że się pieprzyłyście.

Lauren otworzyła szerzej oczy i rozdziawiła usta, a Camila zbladła do tego stopnia, że można by było podejrzewać, że zemdleje.

Allyson weszła wgłąb mieszkania, zatrzymując się między kuchnią a salonem.

— Nie wiem, co was tak dziwi — Hernandez wzruszyła ramionami. — Nie dość, że masz koszulkę na lewej stronie, to jeszcze z metką z przodu — wskazała na przyjaciółkę palcem. — A ty zapnij rozporek. Nie jesteśmy tak blisko, Camila.

Cabello szybko odwróciła się na pięcie i sięgnęła dłońmi do spodni.

— Byłam w łazience — wymamrotała przez ramię, po czym odchrząknęła, kiedy zauważyła, że Lauren wycofała się w stronę zamkniętych drzwi, żeby poprawić swoją koszulkę.

— Z pewnością — Allyson prychnęła. — Jestem zaskoczona — odwróciła się i zerknęła na przyjaciółkę. — Trzecia randka.

— Ally...

— Obstawiałam, że z waszą dwójką to będzie albo pierwsza, albo, no nie wiem, setna randka. Z wami to nie ma nic pomiędzy — Hernandez pokręciła głową. — Trzecia mnie zaskoczyła. Swoją drogą... — Ułożyła dłoń na brzuchu, rozglądając się po otwartej przestrzeni. — Gdzie mogę bezpiecznie usiąść? Nie chciałabym wejść z strefę zakażenia.

— Nie ma żadnej strefy zakażenia — wymamrotała Lauren i wywróciła oczami. — Usiądź w kuchni i cicho. Po prostu nie ogarnęłam, że dzisiaj jest sobota i jesteśmy umówione.

— Nie chcę przeszkadzać w waszych planach, więc...

Ally machnęła dłonią na słowa Camili, siadając na stołku barowym przy wysepce kuchennej.

— Aiden zaraz podjedzie. Odstawił mnie tylko na chwilę i pojechał po kilka rzeczy na obiad. Później pojadę z nim na resztę zakupów.

— Nie musiałaś go zabierać. Przecież bym z tobą pojechała.

Allyson ponownie machnęła dłonią.

— Więc... Camila. Dawno cię nie widziałam. 

Alfa zerknęła przelotnie na Lauren. Czuła, że to tylko pozornie miły wstęp do rozmowy.

— Dobrze cię widzieć, Ally. Minęło trochę czasu — zaczesała jedną dłonią włosy. — Słyszałam, że jesteś w ciąży. Jak się czujesz?

— Całkiem dobrze. Nie ma tragedii — odpowiedziała krótko. — Więc jakie masz plany?

— Plany? — Powtórzyła ostrożnie i zmarszczyła brwi.

Ally wskazała palcem najpierw na Cabello, później na Jauregui i z powrotem.

— Och. Umm...

— Mam nadzieję, że masz jakiś sensowny plan — zerknęła kątem oka na przyjaciółkę, która uniosła dłoń do szyi i zagestykulowała jej, żeby przestała.

— Umm, cóż, my wciąż... — Oblizała nerwowo wargi. — Nadal pracujemy nad rzeczami, które wcześniej nie poszły tą drogą, co powinny. Robimy progres.

Kobieta prychnęła pod nosem.

— I stwierdziłyście, że będziecie się pieprzyć w ramach celebracji tego progresu? — Uniosła brew. — Nie wiedziałam, że jesteście na tak bezpiecznym gruncie.

— Umm... — Camila podrapała się po policzku, nie wiedząc, co powiedzieć.

— Ally, daj spokój — zawstydzona Lauren przesunęła dłonią po twarzy. — Jesteśmy dorosłe — podeszła bliżej przyjaciółki, skutecznie zakrywając swoim ciałem Alfę. — Aiden będzie z tobą jechał na kontrolę w poniedziałek?

Kobieta wzięła większy wdech i zmierzyła Jauregui twardym spojrzeniem.

— Tak — odpowiedziała krótko na pytanie. — Zraniła cię — przypomniała Lauren, która najwidoczniej grubo się zapomniała. 

Jauregui oblizała nerwowo wargi, zanim przywołała na twarz poważny wyraz.

— Obie zrobiłyśmy i powiedziałyśmy wiele krzywdzących rzeczy względem drugim — poprawiła ją. — Poradzimy sobie. Same. Doceniam troskę, ale poradzę sobie.

Allyson wychyliła się w bok, żeby mieć widok na Cabello.

— Mam wątpliwości co do dobrych intencji — Lauren zesztywniała pod wpływem słów Hernandez. — To nic osobistego. Ale ludzie potrafią wracać, pokręcić się z przyjazną twarzą i gestami, żeby później zemścić się za swoje krzywdy. A Lauren dała ci wiele powodów do takiego zachowania.

Jauregui zwątpiła, czy Allyson dalej stoi w jej obronie, czy nie.

— Nie planuję żadnej zemsty — Lauren zdziwiła się, że Camila w ogóle odpowiedziała. — Wiem, że łatwiej powiedzieć niż pokazać dobre intencje.

— Mam nadzieję, że twoim jedynym wytłumaczeniem na brak zemsty nie jest to, że według twojej drugiej natury nadal jest twoją partnerką — Hernandez uniosła brew.

— Nie — wargi Cabello drgnęły. — Nie jestem również zainteresowana dramatami. Chcę mieć w końcu święty spokój — przyznała, nerwowo pocierając policzek dłonią. — Nie masz obowiązku mi wierzyć. Ale myślę, że... Gdybyś poznała fragmenty tematów, do których wracamy z Lauren, jak o nich rozmawiamy i jak bardzo te rozmowy się zmieniły, gdyby porównać je do tego, jak wcześniej wyglądała nasza komunikacja to wiedziałabyś, że takiego wkładu nie chce się niszczyć. Bez względu na to, jakie możemy mieć względem siebie pretensje za rzeczy, które powiedziałyśmy czy zrobiłyśmy w przeszłości. 

— Zawsze byłaś dobra ze swoimi słowami i manierami — Allyson wstała po przelotnym zerknięciu na powiadomienie z wiadomością od Aidena, że może wychodzić. Podeszła bliżej Camili. — Wciąż ci nie wierzę. Tak wygląda rzeczywistość, a nie ta bańka, którą razem stworzyłyście.

Alfa uniosła wyżej brodę.

— Żadna z nas nie żyje w bańce. 

Allyson nie skomentowała tej uwagi, ale nie dało się ukryć zaskoczenia zarówno u niej, jak i Lauren. Camila przeważnie była znacznie bardziej ugodowa — i fakt, czasem aż za bardzo. Najwyraźniej przemyślała więcej spraw. Nie ograniczała się do tego, co dotyczyło jej relacji z Jauregui.

Gdy chwilę później zostały już we dwójkę, dało się wyczuć napięcie. Gdyby była taka możliwość to mogłyby mu się przyjrzeć, bo było takie nieznośne. Dzisiejszy poranek zaczęły względnie dobrze, z cieniem nadziei, że może to kolejny krok między nimi i mogłyby zredefiniować ich obecną relację — przynajmniej tak myślała Lauren. Aż w końcu pojawiła się Allyson i rzuciła im rzeczywistością w twarz.

— Nie przejmuj się nią — Jauregui odezwała się jako pierwsza i machnęła dłonią, chociaż stres ściskał ją od środka.

— Nie dziwię się, że mi nie ufa. Zwłaszcza, że nas dzisiaj zaskoczyła. W innych warunkach...pewnie inaczej byśmy porozmawiały po takim samym braku kontaktu przez niespełna dwa miesiące. 

— Mogła odpuścić sobie kilka uwag.

Alfa westchnęła cicho.

— Rzeczywiście zrobiła się bardziej bezpośrednia.

Lauren kiwnęła głową, kiedy jednocześnie przejmowała ją panika, ponieważ czuła nadchodzącą niezręczność między nimi.

— Co teraz? — Wymsknęło jej się ciche pytanie i po uniesionych brwiach Cabello wiedziała, że doskonale ją usłyszała.

— Cóż... Jest weekend. Nie mam jakichś szczególnych planów, nadal jesteśmy umówione we wtorek i...

— Nie o to pytałam. Między nami.

Alfa odpowiedziała szybciej niż przemyślała to, w jaki sposób powinna była się wypowiedzieć.

— Niewiele się zmienia. Nadal próbujemy naprawić między nami sprawy.

Lauren przełknęła z trudem ślinę.

— Nie jesteśmy razem. Wciąż próbujemy unormować naszą relację, żeby zobaczyć w którą stronę z nią dalej pójść.

— N-nie jesteśmy?

Camila uniosła brwi, zaskoczona zarówno pytaniem, jak i tonem.

— Taki przeskok raczej nam nie pomoże — odpowiedziała powoli Cabello, niepewna własnych słów.

Lauren wsunęła dłonie do tylnych kieszeni jeansów i wzięła głęboki wdech, pomimo tego, że nie przyprawił jej o ulgi w palących płucach.

— Sypianie ze mną też nie pomoże. Pytałam. Uniknęłaś odpowiedzi na moje pytanie. 

Alfa zmrużyła lekko powieki i przeniosła wzrok do podłogi.

— Tęskniłam za tobą — wykrztusiła. Jauregui miała ochotę palnąć się w łeb za własną głupotę.

— Więc tylko o to chodziło?

— Nie, ale... Cóż, jesteśmy dorosłe. Wiemy, że coś takiego nie naprawi naszych problemów. A one nadal są.

— Mydlenie komuś oczu też nie pomoże — Lauren nie mogła powstrzymać prychnięcia po własnych słowach. — Mam spore déjà vu. Tylko teraz role się odwróciły.

— To, co ty robiłaś nie ma do tej sytuacji żadnego porównania — ostrzegła ją. — Nikogo nie zwodzę. Myślałam, że to oczywiste, że z dnia na dzień niewiele się zmieni, bo nadal mamy mnóstwo rzeczy do przegadania między nami. Musimy w ogóle zobaczyć, czy uda nam się dogadać. I jasne, wczoraj była to impulsywna decyzja, ale...

— Impulsywna decyzja — powtórzyła ciszej Lauren.

Alfa pokręciła szybko głową.

— Mam na myśli to, że jedna sytuacja nie może o czymś takim przesądzać. To byłoby nierozsądne. Nie mówię, że mamy tego żałować, ale nie powinnyśmy pośpieszać progresu, który nadal wspólnie pchamy do przodu.

— Rozumiem o co ci chodzi, ale to wciąż nie zmienia istotnej kwestii — Lauren skrzyżowała ze sobą ramiona w geście obronnym przed słowami kobiety, które zakłuły bardziej niż była skłonna to przyznać nawet przed sobą. — Wczoraj jeszcze nie miałaś problemu z sypianiem ze mną, pomimo tego, że przerwałam to, co się działo w stosownym momencie. Dzisiaj nagle już nim jest. To nie jest fair. I szczerze mówiąc, brzmi to jak chamska zemsta.

— Na nikim się nie mszczę — uniosła spojrzenie, żeby spojrzeć na twarz Jauregui. — Gdyby tak było to nawet bym tego wszystkiego nie rozwijała. Co więcej, myślę, że nie powinnyśmy powtarzać tej sytuacji, dopóki sprawy między nami nie będą na tyle bezpieczne i nie będziemy pewne, gdzie nasza relacja wyląduje.

Można by uznać, że to był moment, w którym Lauren chciała się zamknąć w sobie i wywalić Camilę. Wcześniej pewnie by tak było albo po prostu mocno by się ze sobą o to wszystko pożarły.

Tym razem Lauren nie widziała sensu w tej dyskusji teraz, bo to była świeża sprawa. Powinny przemyśleć to, co o tym sądzą na spokojnie i osobno, żeby do tego wrócić bez wyrządzania szkód przez powiedzenie o parę słów za dużo w emocjach.

— Chyba musimy przemyśleć nasze zdanie osobno — stwierdziła w końcu. Camilę przeszedł nieprzyjemny dreszcz. 

— Rozumiem — wykrztusiła, spoglądając krótko w stronę drzwi frontowych.

— Jedna z nas nie jest pewna, gdzie chce, żeby ta relacja wylądowała.


Camila była zestresowana.

Był wtorek i czekała przed domem Lauren na spóźniającą się kobietę, zaciskając nerwowo dłonie na materiale jeansowej kurtki. Obawiała się, że przez weekendową wpadkę ich relacja i progres, który dotychczas zrobiły stanie pod wielkim znakiem zapytania.

To nie tak, że Camila nie miała nadziei na to, że wyjdą na prostą... Ale po prostu wyszła już z tej bańki, gdzie wierzyła, że wszystko się ułoży. Lauren, wydawałoby się, że utworzyła własną.

Cabello nie chciała znowu dać się wkręcić w relację bez pokrycia, gdzie tak naprawdę każdy dzień był dla niej wielką niewiadomą — bo tak naprawdę przez długie miesiące nie wiedziała, czy Lauren najzwyczajniej w świecie nie kopnie ją w dupę za najdurniejsze potknięcie czy na wzgląd własnego widzimisię. W końcu nie były w związku.

I to nie tak, że Camila postrzegała związek jako coś niesamowicie wiążącego. Ludzie rozstają się i schodzą cały czas. To coś naturalnego. Po prostu...nie chciała kolejny nadstawiać swoich uczuć i psychiki, nie wiedząc, czy wkład, który sama od siebie dawała jest odwzajemniany w jej stronę.

A niestety przez niestabilność relacji z Lauren miała niejednokrotnie wrażenie, że nie są ze sobą na równi z tego powodu. Camila była poniżej poziomu. Często było to żałośnie zawstydzające, że dała się w coś takiego wciągnąć, jednocześnie nie mając odwagi zapytać o związek, który dałby jej odrobinę stabilności i pewności siebie — a przede wszystkim pewności, że ktoś jest nią naprawdę zainteresowany.

— Hej. Przepraszam, korki.

Alfa nie mogła ukryć cienia uśmiechu, pomimo poważnego wyrazu Lauren, która przeszukiwała torebkę w poszukiwaniu kluczy.

— Hej. To nic. Nie czekałam długo.

— Okej.

Zmarszczyła brwi. Jest tak źle?

— Wszystko dobrze? Wydajesz się spięta — choć głos Camili był łagodny, nie mogła ukryć zdziwienia, kiedy kątem oka zaobserwowała, że kobieta próbuje otworzyć drzwi niepokojąco drżącymi dłońmi.

— Muszę z tobą o czymś porozmawiać.

— Dobrze. Mam się bać?

Jauregui pchnęła drzwi, po czym od razu rzuciła torebkę na podłogę i weszła wgłąb domu bez odpowiedzi. Alfa bez słowa przypatrywała się temu, jak nerwowo związywała włosy w niechlujnego koka. 

— Wejdź — drżący głos kobiety jeszcze bardziej ją zaniepokoił. Weszła więc pośpiesznie do środka i zamknęła za sobą drzwi. — Lepiej będzie, jak usiądziesz.

— Wolałabym, żebyś powiedziała, co się stało. Czy coś się stało. 

— Nie żartuję. Lepiej będzie, jak usiądziesz. Nie wiem, jak zareagujesz.

— Z pewnością nie pomagasz, Lauren. Wolałabym usłyszeć, co się dzieje. 

Starsza uniosła dłonie w powietrze, nie kryjąc się z tym, że wzięła głęboki oddech, zanim ustała naprzeciwko Cabello.

— Nie chcę, żebyś spanikowała.

— Cóż, twoja panika wcale nie pomaga mojej panice.

— Mówię poważnie.

— Ja też, Lauren — zmarszczyła brwi. — O co chodzi? — Zmierzyła wzrokiem Lauren, a ona, ku jej zaskoczeniu, skrzyżowała ramiona na klatce piersiowej, jakby chciała się zakryć przed jej ciemnym spojrzeniem.

Przez moment nastała między nimi cisza. W tym czasie coś w głowie Camili kliknęło.

Lauren musiała poczuć się odrzucona przez weekendową sytuację, niespodziewaną wizytę Ally — przynajmniej dla Camili — i późniejsze słowa Cabello. Wiedziała, że spieprzyła.

Niepotrzebnie powiedziała niektóre rzeczy na głos bez przemyślenia. Mogła ubrać to w łagodniejsze słowa. Być może za bardzo wstrząsnęła kobietą.

Wiedziała, że zraniła Lauren równie mocno, co ona ją. Właściwie od pierwszego spotkania po ich rozstaniu zauważyła uderzające zmiany w zachowaniu i podejściu Jauregui. Powinna była w poprzedni weekend lepiej dobrać słowa. Nie miała już do czynienia z chłodną wersją kobiety.

Zapomniała się.

Cholera. Musiałam przegiąć.

Alfa potarła nerwowo szyję, niecierpliwie czekając na to, co ma do powiedzenia Lauren. Nie była pewna co obstawiać:

Opcja pierwsza: Lauren chce wprowadzić więcej dystansu między nimi.

Opcja druga: Lauren chce jeszcze raz przegadać całą weekendową sprawę i po prostu się stresuje. Być może ten stres i zachowanie wynika z tego, że planowała postawić na rozmowę o uczuciach, ale kiedy przyszedł czas spotkania nie może znaleźć odpowiednich słów.

Opcja trzecia: Camila odstraszyła Lauren, stąd taka postawa przez weekendowe słowa i kobieta ma nawrót do postawy, aby zrobić wszystko byleby stać się wystarczająca w oczach młodszej.

W sumie Camila nie wiedziała, jakie opcje jeszcze utworzyć, ale te wydawały się najtrafniejsze.

Najbardziej ze wszystkich obawiała się ostatniej.

Dystans? Okej, znała to. Dałaby sobie z tym radę.

Rozmowa o uczuciach? Okej, cały czas to robią. Kolejna trudna rozmowa... Nic trudnego. A raczej nic, przez co nie dałoby się przebrnąć.

Uległa postawa połączona z niedowartościowaniem własnej osoby? Nie. Z tym by już sobie nie poradziła.

— Lauren? 

Głos Camili był pełen napięcia, bo im więcej mijało czasu w tej kilkunastosekundowej ciszy, tym bardziej obawiała się, że może chodzić o trzecią opcję.

Powtórzyła się.

— Lauren?

Cisza.

— Proszę?

— Jestem w ciąży.

———

Wybraliście opcję nr 1 zarówno na Wattpadzie, jak i Twitterze, więc teraz wracam na dłużej do "Venom", żeby spróbować je skończyć. Jak będę miała wszystkie drafty, to wtedy będę wrzucała regularnie "Venom", jednocześnie pracując nad kolejnym rozdziałem "Mate". Potem wróci temat "Anancastic".

Wasza decyzja, więc proszę mnie nie ścigać za tę końcówkę. 💀

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top