⑧⑤

Pod koniec ostatniego spotkania, Camila i Lauren finalnie ustaliły, że spróbują na miarę możliwości widywać się regularnie, żeby stopniowo omawiać cały ich bałagan. W teorii brzmiało to rozsądnie, aby dzielić sobie te rozmowy, zamiast próbować porywać się do rozwiązań w jak najkrótszym czasie, otwierając przy tym jednocześnie kilka wątków na raz.

To brzmiało jak plan. 

Rzeczywistość była trochę inna — tak odrobinkę bardziej przerażająca, bo, wow, będą widywać się ponownie, w dodatku regularnie po dwóch miesiącach ciszy. Było im nawet dziwnie o tym myśleć. W dodatku zamierzały widywać się w domu Lauren, gdzie nikt by im nie przeszkadzał. Z jednej strony miało to sens, bo u Camili był zbyt wielki tłok. Z drugiej... Lauren nie miała za bardzo drogi ucieczki w tym momencie.

A była niemal przekonana, że pewnie prędzej czy później będzie chciała zwiać.

Jednak finalnie to miało sens — żadna z nich nie czuła się komfortowo z tym, aby ktoś obcy miałby szansę przysłuchiwać się ich rozmowom z czystej, ludzkiej ciekawości. Ta myśl niesamowicie odtrącała, więc wolały pozostawić do wyboru tylko ich domy.

Żadna jednak nie spodziewała się, jak bardzo niezręczne okażą się te rozmowy.

Ciemne oczy wędrowały po znajomej przestrzeni, próbując doszukać się jakichś zmian, które  może zaszły w ciągu ostatnich dwóch miesięcy. Ku jej zaskoczeniu, wszystko wydawało się być w dokładnie tym samym miejscu, co wcześniej, przywołując trochę nostalgii. Pomimo tego całego bałaganu, za który dopiero zamierzały obie się zabrać, było wiele dobrych momentów, które szkoda byłoby zaprzepaścić. 

Poza tym wbrew ich problemom Camila miała nieodparte wrażenie, że bardzo dobrze się ze sobą dogadywały. To było trochę oczywiste, w końcu nie byłyby razem, gdyby okazało się inaczej, ale pomimo wielu wybojów i braków w komunikacji, nie mogła powiedzieć, że związek z Lauren był błędem. 

Mogła żałować wielu rzeczy i wytknąć jeszcze więcej Lauren, ale to i tak nie znaczyło, że żałowała bycia razem.

— Więc...jak chciałabyś to zacząć? 

Głos Lauren przywołał Camilę z powrotem na ziemię. Jej ciemne oczy od razu powędrowały do sylwetki kobiety, która zajmowała w stosownej odległości miejsce na tej samej kanapie, co ona.

— Omówiłyśmy ostatnie dwa miesiące. Może nie w każdym detalu, ale...omówiłyśmy. Chyba że jest coś do dodania, zanim znalazłybyśmy nowy temat?

Lauren zerknęła w jej stronę, zanim wzięła między dłonie kubek, aby w razie nerwów zająć czymś dłonie i uwagę.

— Pewnie wszystko jeszcze wyjdzie w trakcie. Więc chyba pozostaje nam wybrać jeden z wielu tematów na dzisiaj? Chociaż nie wiem, czy faktycznie uda nam się tak każdego dnia omówić jeden.

— Zobaczymy, jak nam pójdzie. To też nie tak, że musimy znaleźć rozwiązania teraz — Camila wzięła głębszy wdech. — Kluczowe jest to, żebyśmy poznały nasze perspektywy.

— Okej, okej... W takim razie przechodzimy od ogółu do szczegółu czy na odwrót?

— Co myślisz, że byłoby łatwiejsze? — Camila zerknęła na kobietę po rzuceniu pytaniem.

— Ogólniki zawsze są prostsze do opowiedzenia. Od nich można pójść głębiej.

— Brzmi rozsądnie — Alfa potaknęła, wciskając mocniej plecy w oparcie kanapy. — Kto zacznie?

— Wydaje mi się, że będziesz miała więcej do powiedzenia — głos Lauren był cichy. — Nie boję się przejścia przez terapię szokową.

Była nią przerażona.

Ale i tak nic nie równało się z tym, co przyniosło za sobą rozstanie.

— Czuję zero presji w takim razie — krótki, nerwowy śmiech wydostał się spomiędzy ust Camili, zanim objęła podobną strategię, co kobieta i sięgnęła po kubek z zimnym piciem, aby zająć czymś dłonie.

Ostatnimi czasy bardziej przyjrzała się własnemu zachowaniu — wskutek tego zdała sobie sprawę, że łatwiej jest jej wypowiadać się na jakikolwiek temat, kiedy ma coś między dłońmi albo ma możliwość dowolnego gestykulowania. W jakimś dziwnym sensie trzymanie czegoś, żeby przejeżdżać po tym palcami albo całkowita gestykulacja dłońmi przynosiła jej większy komfort podczas wypowiedzi.

— Nie musimy porozmawiać o wszystkim od razu — przypomniała delikatnie starsza.

— Wiem, wiem — ciemny wzrok Camili wędrował po salonie, zanim dotarła do niej pierwsza istotna myśl, która była warta powiedzenia. — Łatwiej było o tym wszystkim myśleć niż teraz powiedzieć. Nie wiem nawet, gdzie powinnam zacząć, ale... — Zacisnęła na moment wargi, po czym spojrzała na kobietę. — Niezależnie od tego, co wymyślę na bieżąco do powiedzenia na dzisiaj czy później to... Byłam szczęśliwa. Z tobą.

Serce Alfy boleśnie się ścisnęło na widok szczerze zaskoczonego wyrazu twarzy Lauren. Przecież nawet nie zaczęła robić swoich wywodów, a kobieta i tak została zszokowana taką prostą informacją. 

Na swój sposób to mogło znaczyć, że Lauren zawędrowała w mroczne zakamarki ze swoimi myślami i domysłami.

— Pewnie znajdzie się niejeden moment, kiedy można by w to łatwo zwątpić, ale...ale naprawdę byłam szczęśliwa, pomimo różnych okoliczności. Nawet tych najgorszych, Lauren.

— Patrzysz na mnie, jak na kosmitkę — skomentowała cicho starsza.

— Bo wydajesz się zaskoczona czymś, co jest dla mnie oczywiste.

— Ciężko w to uwierzyć, skoro na koniec jedynym wyjściem z tego wszystkiego było, cóż, odejście. 

— To nie znaczy, że byłam jakoś szczególnie szczęśliwsza po odejściu — odpowiedziała od razu Alfa, po czym wsunęła stopę pod udo od drugiej nogi, aby usiąść bardziej komfortowo. — Głównie poczułam ulgę, bo w pierwszych dniach wydawało mi się, że może nie mam na sobie takiego ciężaru, ale później tak naprawdę się podwoił, gdy zaczęłam myśleć nad tym, co zrobić dalej.

— Z mojej perspektywy...gdy zaczęłam o tym wszystkim myśleć po, um... — Lauren chrząknęła delikatnie. — Po rozstaniu to wydawało się dość oczywiste, że mogłaś nie być szczęśliwa. Od samego początku. Wiele złych rzeczy zdążyło się wydarzyć nawet zanim zaczęłyśmy się spotykać. 

— Na pewno nie byłam szczęśliwa w takich momentach — przyznała słusznie. — Ale poza nimi było dużo dobrych i neutralnych chwil. Przy nich byłam szczęśliwa. Ogólnie.

— Ale ogólnie i tak wszystko nie szło po naszej myśli, prawda? 

— Prawda — Alfa kiwnęła delikatnie głową, tworząc w myślach pierwszy przykład do omówienia z ogólników. — Była jedna główna sytuacja...a raczej konsekwencja po sytuacji, która miała miejsce przed tym, jak zaczęłyśmy się spotykać, która stworzyła...wiele komplikacji później.

— O jakiej sytuacji mowa? — Wargi Lauren z zaniepokojeniem zadrżały, zanim na siłę przytknęła je do kantu kubka.

— Seria wizyt Mateo. Po raz pierwszy. Wystraszył cię.

Powieki starszej odrobinę się przymrużyły.

— Sprowadziło nas to do rozejścia się, pamiętam. Nie wiedziałam, co wybrać. Z jednej strony niebezpieczny nacisk z jego strony, z drugiej jego sugestie o tobie, które wiem, że były krzywdzące — wzięła większy wdech. — I w które przez moment uwierzyłam. A może nawet nie tyle, że uwierzyłam, tylko zaczęłam zastanawiać się, czy istniałaby możliwość, że mogłabyś kogoś skrzywdzić.

— To nie był za dobry start między nami — głos Alfy był beznamiętny, bo starała się z całych sił nie dać sobie poznać, jak targają nią emocje. Zwłaszcza przy tym temacie. Obiecała sobie to od dokładnie tego rozstania. — Zabolało — przyznała.

— Żałuję, że dałam się tak zmanipulować. Wiem, że cię zraniłam. Wcześniej...przed spotkaniem Mateo nie przeszło mi przez myśl, że mogłabyś mnie skrzywdzić. Albo kogokolwiek innego, tak naprawdę. Zawsze byłaś łagodna.

— Z jednej strony byłam wyrozumiała. To nie była codzienna sytuacja. Włamał się. Straszył cię. Nie miałaś powodu, żeby dalej to znosić, a wyjściem z tej sytuacji było rozejście się w inne strony.

— Byłaś nadto wyrozumiała. Ale wiem, że nie poruszamy tego bez powodu. Czegoś w tym wszystkim brakuje. Inaczej byśmy do tego nie wracały — Lauren zmarszczyła brwi. — Wiem, że zawsze mam niesamowicie marne przeprosiny, ale na pewno nie dla nich wracamy do tego tematu. Wspomniałaś o konsekwencji z tamtej sytuacji.

— Rzeczy, o których nagadał ci Mateo mogłyby być zrobione pod wpływem emocji. Więc...starałam się nie być emocjonalna. Niczego nie pokazywać — przełknęła z trudem ślinę. — Bo w końcu to wydaje się logiczne. Jeśli nie pokażę emocji, które byłyby zbyt dobre albo zbyt złe, to nie przyjdzie ci na myśl obawa, którą zasiał Mateo, że mogłabym kogoś skrzywdzić. Skoro nie jestem aż tak ekspresywna, to znaczy, że mam nad sobą kontrolę. To znaczy, że nie jestem zagrożeniem.

— C-co?

Alfa zacisnęła palce na kubku, ignorując to pytanie.

— Później odbiło się to na tym, że w twoich oczach byłam...dość chłodna. Bądź nieśmiała. I częściowo to była prawda, bo bywałam nieśmiała i niepewna, bo to, co później się między nami działo było nowe, ale z drugiej strony... Nie chciałam... Nie mogłam sobie pozwolić na to, żeby być nadto ekspresywna, żeby nie wróciła ta myśl, którą podrzucił ci Mateo. Musiałam się kontrolować. A to nie było takie proste nawet przy...cóż, prostych rzeczach, bo byłam zawsze w ludzkiej formie. Byłaś do niej przyzwyczajona, co znaczyło dla mnie, że trudniej odepchnąć pewne niepokojące myśli. Jak to zresztą bywa u każdego człowieka. U mnie wychodziło to lepiej, żeby się od nich odcinać nawet w ludzkiej formie, ale w wilczej...miałam nad tym kompletną kontrolę. Nie musiałam przymuszać się do tego, że nie mam o czymś myśleć. Nie było potrzeby, żebym celowo zajmowała się czymś innym, żeby nie myśleć o czymś, co mnie dręczy. To było niczym...posiadanie wyłącznika. Mogłam czuć wszystko, jeśli chciałam. Mogłam nie czuć kompletnie niczego. 

— Pamiętam tamtą rozmowę. Byłyśmy wtedy na weekendowym wyjeździe — głos Lauren był cichy. — Ale po tym, jak powiedziałam ci o tym, że czasami wydajesz się chłodna, wiele się zmieniło. Wydawałaś się być bardziej otwarta. Właściwie nigdy nie wydawało mi się, że jesteś zamkniętym w sobie typem osoby.

— Zawsze wydawałam się otwarta, bo nieustannie umiejętnie kłamałam — ciche westchnięcie padło spomiędzy warg Cabello, a ciało starszej zesztywniało pod wpływem jej słów. — Za każdym razem, gdy dochodziło do jakiegokolwiek konfliktu wypowiadałam się tak, jakbym powiedziała ci już o wszystkim. Przede wszystkim dawałam ci do zrozumienia, że jestem wciąż ciut bardziej otwarta niż ty, mówiąc o tym, jak się z czymś czuję. Ale w rzeczywistości...zawsze było więcej do powiedzenia. Ale za każdym razem to ukrywałam. W końcu nie chciałam być zbyt ekspresywna.

— Było tak za każdym razem? — Głos Lauren zadrżał, chociaż wyjątkowo się nie zająknęła.

Przez te zaledwie parę sekund, które wydawały się być dłuższe niż to możliwe, powstało takie napięcie przez które Lauren nie była w stanie utrzymać kubka w takiej pozycji, aby nie dawać jawnego wrażenia, jak drżą jej dłonie ze stresu.

— Tak.

Starsza przymknęła powieki.

— Do samego końca? — Nie odważyła się spojrzeć na Alfę przy tym pytaniu.

— Nie... Przed odejściem byłam najbardziej szczera — oblizała nerwowo wargi. — Ku mojemu zaskoczeniu wydawałaś się tylko zdziwiona moim słowotokiem, ale nie wystraszona — Cabello czuła, że jej oczy zaczęły być bardziej mokre niż to konieczne. — Jedyne, czym wydawałaś się wystraszona to możliwością, że faktycznie odejdę tak, jak powiedziałam na samym początku tych rozmów z tamtego dnia. 

Młodsza zrobiła chwilową pauzę.

— Patrząc na to teraz, zastanawiam się, ile rzeczy potoczyłoby się inaczej, skoro nie wydawałaś się być przerażona moją szczerością — przygryzła dolną wargę. — Zastanawia mnie, o ile łatwiej by było, gdybym była bardziej szczera, skoro pomimo mojego słowotoku miałam nieodparte wrażenie, że boisz się jedynie tego, że faktycznie odejdę.

Kiedy tylko Camila odważyła się po kolejnej chwili ciszy spojrzeć w kierunku kobiety, zauważyła, że jej spojrzenie jest utkwione na jakiejś przypadkowej przestrzeni salonu, ale to, co ją zaniepokoiło to od czasu do czasu drżąca dolna warga.

Lauren nigdy nie była typem osoby, która łatwo pokazywała emocje. Zawsze dawała wrażenie niezłamanej — często nawet do takiego stopnia, że można było z łatwością założyć, że nic do niej nie dociera.

— Lauren?

Ciało starszej delikatnie się wzdrygnęło, jakby wybudziło się z transu.

— Nigdy się ciebie nie bałam.

To krótkie zdanie było czymś, czego Camila się nie spodziewała. Co więcej, było czymś, co dało jej jakieś poczucie ulgi, którego nie wiedziała, że szuka. Odniosła wrażenie, jakby niewidzialny ciężar odrobinę odciążył jej barki, a głowa stała się lżejsza, bo kilka krążących myśli zostało natychmiastowo zniszczonych wraz z tymi słowami.

— Myślałam, że to było oczywiste. W końcu jednak nie rozeszłyśmy się po moich idiotycznych wątpliwościach na dobre. Nie doszłoby do tego, gdybym faktycznie uważała, że jesteś jakimkolwiek zagrożeniem.

Camila nie wiedziała co powiedzieć.

— Wiedziałam, że wtedy spieprzyłam — dodała Jauregui. — Ale nigdy bym nie podejrzewała, że taki błąd da... Nie wiedziałam, że przyniesie to takie konsekwencje.

— Mateo to zaczął.

— A ja dokończyłam, wierząc mu przez więcej niż sekundę. Podważyłam twoją łagodność, którą pokazywałaś mi od samego początku. To wystarczyło.

— Cóż, Mateo przedstawił ci naszą drugą naturę w taki sposób, żeby cię przekonał, że możemy mieć mocny temperament. Niebezpieczny temperament. Być może to, co ci pokazał byłoby w jakimś stopniu relatywne parę dekad wstecz, ale nie teraz.

— Nigdy się ciebie nie bałam, Camila — powtórzyła, spoglądając po raz pierwszy od dłuższego czasu na kobietę. Jej oczy wydawały się mieć intensywniejszy kolor zielonego niż zwykle. — Nigdy — powiedziała raz jeszcze. — Tamten moment był wątpliwością, w którą naiwnie wpadłam. Jeden jedyny raz, kiedy się bałam był wtedy, gdy powiedziałaś, że chcesz się rozstać i wiedziałam po tobie, że niezależnie od tego, co powiem czy zrobię to i tak odejdziesz. Bałam się twojego odejścia, a nie ciebie.

— Teraz to wiem — Alfa wypuściła drżący oddech i nerwowo poprawiła się na miejscu.

— Czy przez to tak rzadko zdarzało się, żebyś była w wilczej formie? 

— Tak — młodsza spuściła głowę. — Chociaż z czasem przyzwyczajenie się do innych form poza wilczą wydawało się nie dawać aż tak po oczach, że jestem inna... I możliwie niebezpieczna, bo w końcu to nadal były ludzkie postacie, tak pokazanie się w formie wilka... — Urwała z niepewnością, co dalej powiedzieć. — Wilcza forma mogła przypominać, że istnieje szansa na to niebezpieczeństwo, które mogłabym ze sobą przynieść.

— Więc...zostawałaś w ludzkiej formie, męcząc się coraz bardziej przy mnie i naszych problemach...głównie tworzonych przeze mnie, bo wilcza forma mogłaby przypomniać niepewności, które podsunął mi na samym początku Mateo?

— Tak, chociaż nie nazwałabym tego męczeniem...

— Skoro wilcza forma, z tego, co mówiłaś, pozwalała ci bardziej posortować wszystko w głowie, to pozostawanie w ludzkiej jedynie męczyło. Zwłaszcza, jak tych problemów progresywnie przybywało, a ty nadal w niej pozostawałaś.

— Cóż...to prawda — barki Alfy opadły.

— Ja pierdolę — wymsknęło się starszej z ciężkim westchnięciem. — A to dopiero początek — pochyliła ciało do przodu, w stronę stolika, po czym oparła łokcie o własne uda. — Nigdy się ciebie nie bałam. I to nie uległo zmianie, Camila. Rozumiesz?

— Rozumiem.

— Pozostaje pytanie, czy moje słowa mają jakiekolwiek znaczenie po takim czasie? — Jauregui pokręciła głową.

— Jest ulga. Po usłyszeniu potwierdzenia.

— Poza ulgą chciałabym, żebyś była całkowicie świadoma tego, że się ciebie nie boję. Z naszej dwójki to ja prędzej niosę za sobą jakąś formę zgrozy. Nigdy nie wiadomo, co odwalę.

— Zajmie mi to chwilę, ale...przesłanie dotarło. To zawsze jakiś start.

— A to dopiero początek — Lauren kolejny raz się powtórzyła.

— W dodatku teraz twoja kolej.

— Świetnie — z westchnięciem plecy starszej na nowo zetknęły się z oparciem kanapy. — Mam wrażenie, że szybko przeszłyśmy od ogółu do szczegółu.

— Trochę tak. Masz w takim razie coś do powiedzenia o ogólnikach?

— Cóż, patrząc na to wszystko... — Wzięła większy wdech. — Od samego początku do końca... Mam wrażenie, że zawsze były jakieś brakujące luki w naszych rozmowach. Przeważnie z twojej strony. Teraz ma to więcej sensu po tym, co powiedziałaś, ale... To nie zmienia faktu, że ignorowałam to wszystko i próbowałam ciągnąć cię za sobą dalej, pomimo tego, że czasem celowo, a czasem nieświadomie dawałam ci do zrozumienia, że nie jest ze mną tak łatwo.

— Co chcesz przez to powiedzieć?

— Że byłam ignorantką. Czasami miałam wręcz wrażenie, że czegoś mi nie mówisz, ale nigdy nie ciągnęłam dalej tematu. Wolałam zostać przy tym przekonaniu, które mi dawałaś, że wszystko jest okej. Wolałam być w bańce, gdzie wydawałaś się...wręcz oczarowana w jakiś sposób moją osobą. Wolałam iść łatwiejszą drogą, zamiast wziąć się za siebie i porozmawiać z tobą szczerze, bo to wydawało się zbyt trudne. Ale przecież... — Zacisnęła na moment wargi. — Chociaż na początku byłoby trudno, to później w końcu zaczęłoby robić się łatwiej, tak? Przynajmniej to brzmi sensownie.

— Wybór tego, jak ta relacja się zmieniała też było łatwiejszą drogą?

— Na swój sposób tak. Ale tylko dla mnie. Wiem, że dla ciebie było to uciążliwe, bo oczekiwałaś czegoś innego — wzięła głębszy wdech. — Zasługiwałaś na coś o wiele lepszego niż marne spotykanie się ze sobą bez większego zapewnienia o stabilności tej relacji.

— To też ukształtowało naszą relację. Ten wybrany sposób, w jaki ona stopniowo przebiegała, to mam na myśli — młodsza zerknęła na kobietę. — Było w niej wiele braków.

— Jak to na ciebie wpłynęło? — Chociaż Lauren obawiała się odpowiedzi, to wiedziała, że z ich dwójki ma najmniej do narzekania przy tym temacie.

— Cóż... — Alfa wypuściła głośno powietrze. — Czego bym nie zrobiła, to wciąż nie było wystarczające, aby dać ci do zrozumienia, że może warto spróbować ze mną być. Tak to widziałam. 

— Nie o to mi chodziło, kiedy naciskałam, żeby nie być parą i zwolnić.

— Tak to dla mnie wyglądało. Stopniowo było między nami wszystko tylko nie związek — Cabello przygryzła wnętrze policzka. — Spotykanie się, pocałunki, nocowanie, nawet seks, wszystko byleby tylko nie związek. Nieraz zastanawiałam się, co robię źle, ale nigdy nie znalazłam odpowiedzi.

— Nie robiłaś niczego źle. To była moja wina, że ściągałam na ciebie moją przeszłość.

— Co nie zmienia tego, że czułam się na równi z tymi osobami z twojej przeszłości. W końcu...nie byłyśmy razem w związku. Więc chyba muszę robić coś źle, że nie wyróżniam się na tyle, żebyś zechciała chociaż dać mi szansę.

— Nigdy nie przeszło mi przez myśl, jak to może na ciebie wpływać — przyznała starsza z jawnym wstydem. — To były moje problemy i wiele...niepewności, o których nie chciałam mówić, więc przeciągałam tę luźną relację, którą sama między nami utworzyłam.

— Chciałabym powiedzieć, że rozumiałam w zupełności twoje niepewności...że jednak ta przeszłość na ciebie wpłynęła i to są tego konsekwencje, ale oszukiwałabym zarówno ciebie, jak i siebie — Alfa zaskoczyła kobietę. — Nigdy nie potrafiłam tego w pełni zrozumieć, skoro starałam się być dobra. Wystarczająca. Ale i tak każda próba wydawała się być spalona, skoro i tak nie mogłam mieć tej stabilności. Nawet kiedy już ją miałam, odniosłam wrażenie, że trochę to wymusiłam i w każdej chwili zostanie mi zabrana, bo za bardzo naciskałam.

— Camila... — Głos Lauren kolejny raz zadrżał. — W tym, jak usilnie próbowałam kierować naszą relację, omijając przez tyle czasu związek nie miał z tobą za wiele wspólnego. Jedyne, co mogło cię łączyć z tym wszystkim to to, że... Cóż, to było oczywiste, że jesteś dla mnie za dobra. To nie jest coś, do czego jestem przyzwyczajona. Stąd też moja nieufna strona próbowała to sabotować. Bo to nie mogło być prawdziwe — oblizała nerwowo wargi. — To wydawało się wręcz nieprawdopodobne, że po takim czasie przy mojej wspaniałej umiejętności przyciągania problemów i wybierania samych złych obiektów zainteresowania trafił mi się ktoś, kto faktycznie jest dobry. To moje niepewności trzymały tę relację w tej niestabilności. Nie zrobiłaś pod tym względem niczego źle.

— Ale rozmawiałyśmy kilka razy na ten temat. Wydawało mi się, że dotarło do ciebie, że naprawdę się staram i nie chcę naciskać, ale...chciałabym, żebyś była ze mną szczera.

— Zawsze miałam problem w przyznawaniu się do błędów. Jeszcze większy miałam, aby przyznać się, że nie wiem, co mam dalej począć — westchnęła ciężko. — A ty zawsze wydawałaś się wręcz idealna. A przecież jestem realistką. Nie miałam różowych okularów. Widziałam wszystko czarne na białym, ale ty...wciąż się nie zmieniałaś. Wciąż byłaś dla mnie dobra, za dobra. Czekałam na moment, w którym wszystko zacznie wywracać się do góry nogami, ale nic takiego się nie wydarzyło. Nie mogłam w to uwierzyć — potarła nerwowo kark. — Chyba pod tym względem jestem jakąś masochistką, bo samą siebie męczyłam. Dostałaś rykoszetem, jak zwykle, niestety. To znowu moja wina.

— Nie mogę zrozumieć w tym wszystkim jednej rzeczy.

— Hm? — Lauren przekręciła delikatnie głowę w kierunku brunetki.

— Dlaczego nie mogłyśmy po prostu zostać dłużej przy spotykaniu się? 

— Przecież zostałyśmy.

— Tak, ale zaczęłaś zmieniać to w imitację związku. Doszło do tego nocowania, swego rodzaju intymność, o której żadna nie pisnęła słowem, ale wciąż tam była, czy seks. Nie musiało tego być. Mogłyśmy...po prostu dłużej się spotykać i poczekać aż będziesz gotowa. A zamiast tego wszystko się ze sobą pomieszało, zostawiając związek na boku.

— Trudno mi na to odpowiedzieć. Nie jestem pewna — przyznała cicho. — Wiem tyle, że pomimo tych niepewności, które sama na siebie niepotrzebnie ściągnęłam, byłam tobą zainteresowana. Chciałam mieć cię dla siebie, tylko...bez tego cholernego związku, bo wizja bycia z kimś przyprawiała o niesmak przez moją przeszłość — odwróciła spojrzenie z powrotem do kubka. — Ale finalnie wiem, że potraktowałam cię niemal tak samo, jak sama byłam traktowana. Nie zasłużyłaś na to. Nie powinnam była tego mieszać, tylko z tobą porozmawiać, żebyśmy szły z tym wszystkim powoli, zamiast brać jak najwięcej i przyglądać się temu, kiedy byłabyś na tyle odważna, żeby powiedzieć mi stop. Przepraszam.

— Wciąż trudno mi to zrozumieć, wiesz? Nie chciałaś być ze mną w związku, ale jednocześnie chciałaś mieć mnie przy sobie na inne sposoby.

— Jestem samolubna — Lauren sama skwitowała własne zachowanie. — I bezduszna, kiedy tylko zechcę.

— Wiesz, to nie byłby problem poczekać...i zobaczyć, jak sprawy się między nami rozwiną. Naprawdę. Ale robienie z tego imitacji związku... — Alfa pokręciła głową, po czym ją spuściła ku dołowi, żeby Lauren nie mogła zobaczyć jej złamanego wyrazu twarzy. — Cały czas szukałam kruczków...czegokolwiek, co powiedziałoby mi co takiego jeszcze zrobić, żeby cię do siebie przekonać.

— To nigdy nie było twoją winą. Robiłaś wszystko dobrze. Zawsze szanowałaś moje granice — Jauregui przełknęła z trudem ślinę. — Nie było nic więcej, co mogłabyś zrobić. Problem leżał po mojej stronie i niestety musiałaś mną potrząsnąć, żeby dotarło. Tak samo nigdy nie wywarłaś na mnie presji. Gdybym tylko chciała, powiedziałabym: "nie" na propozycję związku. Ale finalnie tego nie zrobiłam, bo sama tego chciałam, tylko byłam już za bardzo zatracona w bagnie, które między nami wytworzyłam, że nie wiedziałam, jak się za to zabrać.

— Czujesz w ogóle jakąś różnicę po tym, jak rozmawiamy o czymś takim? 

— Zawsze z trudem przychodziło mi przyznawanie się do błędów. Więc teraz nie jest ani trochę łatwiej, ale...ratuję się myślą, że to się opłaci. Na sam koniec — zacisnęła wargi. — Przynajmniej trzymam się nadziei. A jak z tobą?

— Przed chwilą czułam jeszcze ulgę, ale teraz...podobnie jak u ciebie.

— To dopiero początek — przypomniała Lauren, wyraźne wymęczenie widniało w jej głosie.

— Myślisz, że dobrze nam idzie?

— Cóż, spodziewałam się gorszego początku. Na przykład wytykania sobie błędów, chociaż właściwie...mam więcej za uszami niż ty. Ale tego nie ma. Więc chyba jest całkiem nieźle.

— Wystarczy nam to? — Camila ułożyła tył głowy na oparciu kanapy z twarzą zwróconą ku kobiecie, która wyjątkowo nawiązała z nią kontakt wzrokowy. — Rozmowy o tym wszystkim.

— Mam nadzieję, że poznanie perspektywy drugiej przestrzeże przed tym, czego powinnyśmy wspólnie unikać, żeby nie powielać błędów. Jeśli ich nie będzie to powinno być łatwiej. Przynajmniej później. Taką mam nadzieję, ale to trochę mrzonkowe myślenie z mojej strony.

Alfa zwróciła spojrzenie na kubek z cieniem uśmiechu na wargach. Lauren nadal jej się przyglądała.

— Też mam taką nadzieję.

Alfa westchnęła cicho, ponownie zajmując miejsce na kanapie. Obawiała się, jakiego tematu podejmą się dzisiaj wspólnie z Lauren — chociaż ten pierwszy raz nie był taki najgorszy, sama perspektywa ciągłego wystawiania swoich uczuć na tacy była przerażająca. Camila pocieszała się jedynie myślą, że to wszystko powinno im się finalnie opłacić. W przyszłości.

Przynajmniej taką miała nadzieję — że będzie można mówić o przyszłości.

— Dzisiaj chyba twoja kolej, żeby zacząć — młodsza rzuciła przez ramię, zanim Lauren zdążyła zająć w stosownej odległości miejsce na tej samej kanapie.

— Prawda. Właściwie nie mam nad czym się zastanawiać, ale z drugiej strony...nie wiem, czy akurat ten temat nie powinien wyjść później.

— Och, przemyślałaś to — Alfa oblizała nerwowo wargi, zanim przesunęła spojrzenie na brunetkę. — W czym rzecz?

— Był taki moment, w którym widziałam, że nie powiedziałaś mi o wszystkim. Mam na myśli, nie powiedziałaś za wiele o tym, jak się czujesz z naszą sytuacją, po czym szybko wybaczyłaś, bo jak zwykle wina była po mojej stronie. Jest kilka luk, które wtedy zignorowałam.

— Och. No dobrze. Czego to dotyczyło?

— Powiedziałaś mi wtedy pierwszy raz o swoich uczuciach — Lauren cicho chrząknęła, nie patrząc w stronę Camili, która poczuła, że zrobiło jej się cieplej.

Świetnie. Rozmowa o seksie. Tego jeszcze brakowało.

— Pominęłam parę rzeczy, to prawda — przyznała powoli.

— Wiem, że całkiem szybko zaczęłyśmy rozmawiać na temat tamtej sytuacji w porównaniu do innych, ale... — Starsza wzięła głębszy wdech. — Przepraszam. Nie powinnam była reagować w taki sposób. Bez względu na to, jak mnie zaskoczyłaś i co czułam w tamtym momencie, nie zasługiwałaś na to, żeby być potraktowana w taki sposób. 

— Akurat przez tę część już wcześniej przeszłyśmy... — Przypomniała cicho Cabello.

— Wiem, ale to nie była jakaś kłótnia czy nieporozumienie. Zdaję sobie sprawę, że poczułaś się przeze mnie odrzucona. A nie powinnaś. Wiem, że dałam ci ku temu solidne powody moją reakcją, ale nigdy nie zasłużyłaś na takie traktowanie. Zawsze byłaś...nawet za dobra, jak dla mnie. Zawsze będę żałowała mojej reakcji, gdy powiedziałaś mi o swoich uczuciach.

— Zawsze jest druga strona medalu — Alfa oblizała z nerwów suche wargi. — Palnęłam czymś takim, zdając sobie doskonale sprawę z tego, że to nie było odwzajemnione. Przynajmniej wtedy. Nie chcę wpędzać cię w poczucie winy.

— Zasłużyłam sobie na to poczucie winy. Ale w każdym razie...nie po to o tym wspominam. Twoja reakcja, jak na tamten czas, strasznie mnie zaskoczyła. Przy czymś takim trudno mi uwierzyć, że domknęłyśmy ten temat. Pomijam na razie to, że powiedziałaś, że mi wybaczasz zdecydowanie za szybko.

Camila westchnęła ciężko. Ponownie poczuła ten dziwny ciężar w klatce piersiowej.

— Czego chciałabyś się dowiedzieć?

— Wszystkiego. Przede wszystkim tego, jak się z tym czułaś? Nie tylko w chwili, kiedy powiedziałam, żebyś wróciła do domu, ale również co czułaś później. I, cóż, chciałabym wiedzieć, pomimo wielu obaw, jakie przyniosło to konsekwencje, których pewnie nie widziałam.

— Cóż... — Przez krótki moment wargi Alfy pozostały rozchylone, ponieważ nie wiedziała, co powiedzieć. Było wiele rzeczy, o których Lauren nie miała pamięcia wiążących się z tamtą sytuacją. — Ja, uch...

Camila potarła nerwowo szyję, przypadkowo hacząc paznokciami o wrażliwą skórę, pozostawiając krótką szramę. Jej oddech znacznie przyśpieszył, gdy na prędce próbowała znaleźć właściwe słowa, które jednocześnie nie doprowadziłyby do jednej, wielkiej kłótni między nimi. Miała poniekąd prawo się na nią wydrzeć z pretensjami, których uzbierała się całkiem pokaźna ilość.

Jednak nie chciała iść tą drogą, więc odnalezienie lepszych słów było nadzwyczajnie trudnym zadaniem.

— Czułam się, umm... — Chrząkając cicho, Camila skrzyżowała ramiona pod biustem i mocniej wbiła plecy w oparcie kanapy. — Odrzucona.

Lauren kiwnęła lekko głową, spoglądając na kobietę z wyraźnym zrozumieniem. 

— Wiem. O tym już wtedy zdążyłaś mi powiedzieć. Co poza tym pominęłaś?

Alfa oblizała nerwowo wargi, uciekając na dobre spojrzeniem od starszej.

— Przez jakiś czas byłam zła — wymamrotała ledwie wyraźnie, wskutek czego Lauren lekko nachyliła się w jej stronę. 

— Dlaczego byłaś zła?

Cabello zmarszczyła brwi. To wydawało się dość oczywiste.

— Pytam dlatego, żeby wiedzieć dokładnie, co cię rozzłościło. Wiem, że są za tym dość oczywiste kwestie, których mogłabym się łatwo domyślić, ale... — Westchnęła cicho. — Wcześniej moje domysły przysparzały więcej problemów, dlatego pytam nawet o rzeczy oczywiste.

— Och...

To miało sens, ale nie znaczyło równocześnie, że Camila wiedziała, jak rozwinąć temat.

— Cóż...byłam zła, umm... Nie myślałam wtedy o tym, że to był możliwie najgorszy moment, aby wspominać o czymś takim — sprostowała marnie, ponownie drapiąc się po szyi. — Byłam zła dlatego, że do tamtego momentu wydawało się, jakbyśmy miały wszystko to, co pojawia się przy związku. Po czym doszedł kolejny krok... — Urwała, poprawiając się w miejscu. — I może palnęłam głupotę, patrząc na czas i miejsce, ale... Byłam zła, że twoją pierwszą reakcją było kazanie mi wrócić do domu. Do tamtej chwili myślałam, że zmierzamy w dobrym kierunku, ale wtedy...kazałaś mi wyjść, zamiast chociaż wybrać ze mną rozmowę. Cokolwiek innego. Byłam zła, bo przez taką reakcję zwątpiłam też w to, czy widzimy tę relację w ten sam sposób. Poczułam się jak naiwna idiotka. A ty przez moment wydawałaś się...być zainteresowana mną tylko dla zabawy i uwagi z mojej strony. W końcu pierwszą reakcją było wyrzucenie mnie za drzwi, kiedy sprawy między nami nagle spoważniały.

— Dlaczego wcześniej o tym nie usłyszałam? A zamiast tego po prostu mi wybaczyłaś?

— Bo jestem idiotką — powtórzyła młodsza. — Rozwijanie tematu? Odpada. To mogło potencjalnie cię ode mnie odrzucić. Zbyt poważna rozmowa. Skoro wtedy nie mogłam liczyć na to, że ze mną porozmawiasz i wygodniejsze było wyrzucenie mnie za drzwi, to nie widziałam sensu w tym, żeby pogarszać sprawy zbędną paplaniną z mojej strony.

— Kurwa, Camila... — Lauren oparła zgięte łokcie o uda, po czym wtuliła twarz w dłonie w chwilowej bezradności. — Pamiętam, że dopytywałam. Pamiętam, że byłam zdziwiona tym, że tak szybko mi wybaczasz coś takiego. Zwróciłam na to uwagę. Wydawało mi się, że to znaczyło, że jestem w stanie znieść dłuższą rozmowę...przede wszystkim szczerą rozmowę między nami po tym, jak odpieprzyłam coś takiego. To nie była błahostka.

— Zdążyłam po twojej reakcji zwątpić w parę rzeczy. Nie zamierzałam po tym wszystkim dorzucać sobie potencjalnych problemów. 

Lauren nawet nie wiedziała, jak to skomentować.

— W co jeszcze zwątpiłaś? — Z trudem przełknęła ślinę, gdy próbowała spojrzeć na Camilę, która miała zarumienione policzki.

Alfa westchnęła tylko pod nosem i ułożyła zgięty łokieć o boczne oparcie kanapy, po czym ułożyła na otwartej dłoni policzek, wpatrując się pusto w przestrzeń przed sobą. Wiedziała, że została jedna rzecz, którą mogłaby dodać w tym temacie, ale wypowiadanie się o nim nigdy nie było jej mocną stoną. 

Teraz wydawało się to wręcz niesamowicie niezręczne.

— Nie wiem czy jest sens o wszystkim mówić.

— Camila, ustaliłyśmy, żeby być ze sobą szczere. Skoro jest jeszcze jakaś wątpliwość, która za tobą chodziła po tym, co się wtedy wydarzyło, to chciałabym o niej wiedzieć — Jauregui oblizała nerwowo wargi. — Nie gwarantuję, że uda mi się dużo zaoferować z mojej strony...ale chciałabym chociaż na początek mieć świadomość tego, co się z tobą działo, a o czym nie miałam bladego pojęcia — młodsza kobieta niczego nie powiedziała, przez co Lauren odniosła wrażenie, że ta rozmowa zmierza ku końcowi. — Nie musimy przerabiać wszystkiego na raz, ale...prędzej czy później musiałybyśmy porozmawiać o tych rzeczach.

Alfa nerwowo przełożyła nogę przez nogę i zaczęła machać stopą, jednocześnie zastanawiając się nad tym, jak mogłaby opisać to, co siedziało jej w głowie. Tak, jak się tego spodziewała, im dalej w las, tym trudniej jest się w nim odnaleźć — zakładała, że z biegiem czasu może pojawić się więcej trudności podczas ich rozmów, ale inaczej jest spodziewać się czegoś takiego, a być w tym niedogodnym momencie i kombinować na bieżąco.

— Wydaje mi się, że akurat tamta wątpliwość, która ze mną została i tak niewiele teraz wniesie.

— Każda informacja ma znaczenie, Camila. Nie chcę niczego bagatelizować.

Po kolejnym westchnięciu młoda Cabello dała do zrozumienia Lauren, że się poddała.

— Cóż... — Alfa chrząknęła cicho. — Obie wiemy, że nie miałam żadnego doświadczenia. I, um, pomijając kwestię tego, że ci o tym wcześniej nie powiedziałam, to... Po tym, jak zareagowałaś przy tamtej sytuacji chcąc nie chcąc zawsze miałam gdzieś z tyłu głowy obawę, że dojdzie do tego ponownie — zacisnęła wargi. — Wydawało się to logiczne w tym sensie, że...skoro byłaś w stanie zadecydować o tym, że mam się wynieść sekundy po tym, jak powiedziałam ci o swoich uczuciach, to co za różnicę robi, żeby wyrzucić mnie ponownie według uznania przed, podczas czy po seksie, nawet jeśli nie palnęłabym niczego głupiego...

— Ale przecież rozmawiałyśmy o tym. I dałam ci do zrozumienia, że zdaję sobie sprawę z tego, że nie powinnam była reagować w ten sposób i to się nie powtórzy — Lauren zmarszczyła brwi i złączyła ze sobą dłonie, które podłożyła pod brodę, żeby nie pokazać, jak bardzo zaczęły drżeć. — Wydawało mi się, że powiedziałam o tym dość dobitnie. Wydawało mi się, że zrozumiałaś.

— Zrozumienie to jedno — Camila wypuściła krótki, drżący oddech.  — Ale jednak rzeczywistość była kompletnie inna. W końcu powiedziałam ci o moich uczuciach w takiej chwili, zdając sobie dosłownie sekundy później, że to było najgłupsze, co mogłam zrobić, nagle komplikując między nami sprawy... Ale poza moją świadomością w tym krótkim odstępie czasu... Dobiłaś mnie swoją reakcją, która...po prostu ze mną została do końca.

— Została do końca?

— Nie miałam tej wątpliwości tylko wtedy, kiedy dochodziło między nami do czegoś więcej po alkoholu. Byłam zbyt rozproszona po drinkach, żeby o tym pomyśleć.

— Camila... — Zabrakło jej słów. — To nie... Za każdym innym razem tak było? Myślałaś, że cię wywalę z domu?

Alfa ledwie przełknęła ślinę.

— Tak.

— To trwało do samego końca? Mam na myśli, dopóki się nie rozstałyśmy?

Alfa spuściła spojrzenie na podłogę.

— Tak.

— Nawet ostatni raz? — Głos Lauren zadrżał, bo pamiętała bardzo dobrze, że tamten raz był kompletnie inny.

— Tak.

Ale dla Camili pod względem wątpliwości jednak taki sam — na to wychodziło.

— Nigdy nie było tego po tobie widać.

— To zawsze była...po prostu myśl. Niepokojąca myśl. Ale za każdym razem spychałam ją na bok, chociaż to nie zmienia tego, że nie powinno jej pierwotnie być, kiedy jestem ze swoją partnerką, tak?

— Ja... Nawet nie wiem, co na to wszystko powiedzieć — głos Lauren był słaby, a ona sama czuła się tak, jakby miała zaraz zemdleć.

Jednak zanim mogłaby pogrążyć się w natłoku emocji, który przybył ze słowami Camili, pojawiła się nowa myśl, która stała się nadrzędna do wypowiedzenia na głos.

— Czy to jednocześnie znaczy, że za każdym razem nie czułaś się komfortowo, kiedy byłyśmy razem?

Alfa pokręciła głową.

— Nie, Lauren.

— Ale mimo wszystko, mówiłaś, że to zawsze było gdzieś w tle, tak? To wyklucza całkowity komfort w takiej sytuacji, bo jednak...

— Pomimo tego, że wiedziałam, że nie jestem w stanie się tej myśli pozbyć...za każdym razem miałam wybór, aby odmówić — tym razem zmusiła się, żeby spojrzeć na Lauren i utwierdzić ją w przekonaniu, że odpowiedź, którą jej dawała była szczera. Trochę pokręcona, patrząc na te wszystkie okoliczności, ale szczera. — Wiedziałam, że gdybym odmówiła to uszanowałabyś moją decyzję. Obie wiemy, że ostatecznie za każdym razem wyrażałam zgodę na to, co się między nami działo. Nawet jeżeli nie zawsze to była werbalna zgoda — wzięła większy wdech. — Wiedziałam w co się pakuję za każdym razem i co na mnie będzie prędzej czy później czekało po tamtym pierwszym incydencie. 

— Nigdy się nie przymusiłaś do zgody na seks? — Lauren przekręciła głowę, żeby również spojrzeć na kobietę. 

— Nie — zaprzeczyła ruchem głowy. — Sama to na siebie ściągnęłam. Jak sama wspomniałaś, dałaś mi dosadnie do zrozumienia, że nie dojdzie do takiej sytuacji, w której powiesz mi, że mam się wynosić, ale...wolałam na własne życzenie pozwolić tamtemu incydentowi tak na mnie wpłynąć. 

Barki Jauregui odrobinę opadły w uldze, że chociaż czegoś takiego całkowicie nie spieprzyła. Nie wiedziała, jak mogłaby spojrzeć w lustro, gdyby się okazało, że Camila zmuszała się do tego, żeby ze sobą sypiały — a najczęściej to właśnie Lauren inicjowała każdą taką okazję. 

— To...sporo do przetrawienia — wymamrotała starsza.

— Wiem i czeka nas jeszcze więcej — dorzuciła Alfa, wzdychając chwilę później. — Ale o czym bym nie mówiła, wina nie jest tylko po twojej stronie. Jasne, akurat problem, który ze mną jest wytworzył się przez twoją złą reakcję, ale...mogłam o tym z tobą porozmawiać. Wybrałam inaczej.

— Za każdym razem, gdy mówisz coś takiego, odnoszę wrażenie, że próbujesz na siłę mnie odciążać — głos Lauren był ciężki i zachrypnięty. — Nie chcę się targować, ale więcej jest w tym wszystkim mojej winy, a nie twojej.

— Nie do końca — na te słowa Lauren przekręciła głowę w kierunku kobiety, która spoglądała na własną dłoń, którą trzymała na jednym z ud. — Nie mogłaś czytać mi w myślach. Tym bardziej nie mogłaś wyczytać moich emocji. Gdybym chciała, już dawno bym cię tego nauczyła — Alfa zacisnęła mocno wargi przed wypuszczeniem drżącego oddechu. — Ale wolałam się ubezpieczyć w ten sposób. Gdybyś nawet przypadkiem czegokolwiek się dowiedziała...tłumaczenie tego byłoby dla mnie bardzo niewygodne.

— Dlaczego to takie niewygodne? Nie, żeby coś, ale znajdujemy się w kiepskiej sytuacji. Sama mówiłaś, że wiele rzeczy potoczyłoby się inaczej, gdybyśmy postawiły na komunikację.

— Wiem, ale tak samo powiedziałam, że jestem przyzwyczajona do zajmowania się wszystkimi dookoła do tego stopnia, że zajmowanie się samą sobą marnie wychodzi. Właściwie wcale się sobą nie zajmuję, więc... Rzucanie się na poważne rozmowy było kolejnym zaniedbaniem, chociaż zdawałam sobie za każdym razem sprawę, że tylko ja na tym tracę, a tobie wmawiam, że wszystko już jest w porządku.

— Wiedziałam, że jestem samolubna, ale gdybym cokolwiek wiedziała... — Lauren urwała, milknąc na dłuższą chwilę. — Wiem, że przynajmniej wtedy, kiedy było między nami coraz gorzej to w końcu coś bym z tym zrobiła. Próbowałabym coś z tym zrobić. Byłabym na tyle samolubna, żeby żyć w swojej bańce, udając że wszystko jest okej, ale w końcu bym z niej wyszła.

— Obie jesteśmy temu wszystkiemu winne — skwitowała Alfa. — Najczęściej ty coś odwalałaś, a ja próbowałam zamiatać sprawę pod dywan. Obie kwestie sprowadziły nas do tego, że się rozstałyśmy — kobieta musiała odchrząknąć, ponieważ jej głos mógł się załamać na wspomnienie dnia, w którym się rozeszły. — Przynajmniej teraz próbujemy inaczej. Mam nadzieję, że to inaczej będzie równało się z tym, że będzie lepiej.

— Masz rację — Lauren kiwnęła głową. — Też mam taką nadzieję. 

Między kobietami nastała cisza, która chociaż ten jeden raz nie była aż tak dobitnie niezręczna. Każda z nich była pogrążona w myślach, więc można nawet wysunąć sugestię, że za tą ciszą był cień komfortu. Wyciszenia i komfortu.

Camila zastanawiała się nad tym, jak ich sprawy potoczą się dalej od tego momentu. Wbrew pozorom było tylko kilka takich większych sytuacji, o których powinny porozmawiać. Reszta wydawała się kwestią, którą dało się zbiorczo i jednorazowo omówić. 

Patrząc na to realistycznie, zaczynało brakować nowych tematów, w których każda mogłaby powiedzieć o swoich odczuciach. Tak samo, poza tym, że rozmawiały o wspomnianych uczuciach, to tak szczerze Camila nie widziała żadnego scenariusza, jak zabrać się za ten wypowiedziany bałagan. Nie wystarczyło przecież wspólnie się przeprosić, złapać się za dłonie i wrócić do siebie.

To nie mogło tak działać.

Lauren z kolei zaczynała obawiać się tego, w jakim kierunku idą ich rozmowy. Prawdą było, że przerażała ją myśl o kolejnym zbliżającym się spotkaniu z Camilą, które dotyczyło omówienia ich starych problemów, ale jeszcze bardziej przerażające było to, że powstanie z tego rutyna. 

I być może rutyna z rozmowami o swoich uczuciach brzmi wręcz świetnie, tak za każdym razem strach, który towarzyszył przed każdym z tych spotkań mógłby zacząć odwrotnie działać — bo mogłoby w końcu dojść do momentu, w którym każda z nich będzie miała dość rozmów na temat każdego ciężaru leżącego na sercu i któraś ze stron zrezygnuje, zanim zdążą wymyślić rozwiązanie.

Lauren nie wiedziała, jak przerwać takie błędne koło, bo chociaż niosło ono pierwotnie wiele dobrego, to jednocześnie ciągnęło za sobą ryzyko, że któraś na dobre spasuje.

— Camila?

Alfa wzdrygnęła się lekko, po czym zerknęła zaskoczona na kobietę siedzącą obok. Nie spodziewała się, że jako pierwsza przerwie ciszę.

— Hmm?

— Wiem, że... — Zielone oczy zaczęły błądzić po pomieszczeniu, jednak tym razem Lauren była zwrócona w stronę Cabello. — Wiem, że czeka nas jeszcze trochę tematów do omówienia, w których i tak znajdzie się moja wina przez to, jak się zachowywałam albo reagowałam... Ale... — Wzięła głębszy wdech. — Nie zasłużyłaś na takie traktowanie z mojej strony.

Alfa zacisnęła wargi, nie wiedząc, co powiedzieć. 

— Nie miałam prawa ściągać na ciebie własnych problemów. Nie powinno cię dotykać moje paskudne zachowanie. Sama powinnam doprowadzić się do porządku, ale zawsze to odkładałam, a za to ty musiałaś znosić moje wpadki — spuściła spojrzenie na materiał kanapy. — Wiem, że to tylko takie głupie gadanie, ale naprawdę chcę się postarać. Będę się starać. Ale tym razem nie na siłę.

Camila instynktownie kiwnęła głową, gdy umysł podsunął jej kilka fragmentów monologów, które kobieta rzucała tuż po otrzymaniu wiadomości o rozstaniu. Chciała zrobić wszystko — zmienić się całkowicie — byleby Camila została. To nie było zdrowe podejście.

To wydawało się właściwsze — przede wszystkim bezpieczniejsze dla każdej z nich. Faktycznie niektóre rzeczy uległy zmianie.

— I wiem, że to tak samo puste słowa, ale... Przepraszam za to wszystko — w końcu spojrzała w brązowe tęczówki, które wydawały się jeszcze bardziej zdziwione. — Wiem, że się powtarzam, ale naprawdę przepraszam. Nie zasłużyłaś na takie traktowanie. 

— Lauren... 

Poza imieniem kobiety, nic więcej nie padło z ust Cabello.

— Zasłużyłaś na przeprosiny. Wiem, że są do dupy, ale przynajmniej tyle mogę na razie od siebie dać — kącik warg Jauregui drgnął ku górze. — Przeprosiny niczego nie wymażą, ale jest to jakiś start. Tak mi się wydaje.

Camila nadal nie wiedziała, co mogłaby na to wszystko odpowiedzieć.

— Nie wiem, czy dałam ci to do zrozumienia, ale nie oczekuję, że na koniec tych naszych rozmów wszystko sprowadzi nas do tego, że wrócimy do siebie — oblizała nerwowo wargi, odchodząc spojrzeniem od twarzy młodszej. — Na razie chcę mieć za nami wszystkie spory i jeśli się uda...mam taką nadzieję...nie będzie między nami problemów. I wyrzutów względem drugiej. Tylko to jest moim celem.

— Och.

— I to nie jest... — Ponownie zmusiła się, żeby utkwić wzrok w ciemnych oczach kobiety. — Nie próbuję tym ponowić tego schematu z tym, żeby odpychać związek. Tym razem nie chcę pchać cię w coś, co ja uważam za dobre. Nie mogę oczekiwać od ciebie tego, co wcześniej. Moje pomysły tylko doprowadziły do tego, że miałaś wszystkiego dosyć. Wystarczy...iść krok po kroku. Powoli. Bezpiecznie. Dla każdej z nas.

— Czy...umm... — Camila odchrząknęła cicho. — Zakładasz, że nie będziemy razem?

— Nie chcę mieć zbyt wysokich nadziei — odpowiedziała wymijająco starsza. — Zobaczymy, gdzie nas to wszystko zaniesie.

———

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top