⑧④

Słowa: +/- 5,7k.

———

Camila miała wrażenie, że przechodziła właśnie przez déjà vu.

Co prawda, to nie było do końca możliwe, ponieważ nigdy nie miała takiego rodzaju spotkania z Lauren, jednak miejsce oraz towarzyszące młodszej kobiecie nerwy były z kolei nadto znajome. Spotykały się w tej samej kawiarni, co za pierwszym razem — może stąd to odczucie.

Tak szczerze, Camila była niesamowicie zaskoczona, kiedy Lauren po paru dniach poszła za jej luźną sugestią i zapytała o spotkanie. Co prawda nie chciała sobie robić nadziei...ale wciąż trzymała się trochę pozytywnej myśli, że to wszystko między nimi jakoś się ułoży. Z drugiej strony, Lauren mogła po prostu chcieć odpowiedzi. W końcu Cabello zniknęła na niemal dwa miesiące. Może chciała pewnego rodzaju zakończenia między nimi, a do tego potrzebowała wyjaśnień.

Camila westchnęła cicho, wciskając plecy w oparcie krzesła, które zajmowała. Jej ciemne oczy wędrowały beznamiętnie po kawiarni, w której spotkała się z Lauren po raz pierwszy — w ramach takiego neutralnego gruntu. Podczas właśnie tej okazji Alfa doznała odczucia, że Lauren jest bardzo bezpośrednim człowiekiem, gdyby tak się zastanowić nad pytaniami, które tak bezwstydnie, choć słusznie zadawała.

Sama myśl o tym, że minęło tyle czasu od tamtego spotkania, Camila zrobiła w głowie szybkie przeliczenie.

Pół roku zajęło im dojście do takiej względnie koleżeńsko-przyjacielskiej relacji.
Pół roku trwały w czymś więcej.
Niespełna dwa miesiące były razem.
Niespełna dwa miesiące nie miały ze sobą kontaktu po zerwaniu.

Rok i niecałe cztery miesiące.

Nawet nie półtora roku, a Camila miała wrażenie, jakby przeszła przez więcej w takim krótkim czasie niż za czasów, kiedy podróżowała przez niemal 5 lat — bo od 18 roku życia, a wróciła świeżo po skończeniu 23.

Alfa zmrużyła nieznacznie powieki, odrobinę sztywniejąc, gdy z myśli wyrwał ją zapach.

Magnolia i wanilia.

Subtelnie kwiatowe perfumy.

Jednak przyszła.

Oblizując nerwowo wargi, Camila ułożyła przedramiona na niewielkim, okrągłym stoliku, utrzymując spojrzenie na karcie — nie chciała, żeby było po niej widać, jak bardzo rozchwiana była.

Lauren bardzo szybko ją znalazła, za czym przyszło krótkie przywitanie i rozproszenie słodko-kwiatowego zapachu wokół całego ich stolika.

— Hej — odpowiedziała w końcu Alfa, unosząc spojrzenie, co przywołało natychmiast zielone oczy. Nie spodziewała się, że aż tak odczuje intensywność wzroku Lauren. Ale może wynikało to z niewielkiej odległości, która między nimi była. Niemniej jednak przeszły ją dreszcze.

— Utknęłam w korku, myślałam, że nie zdążę — Jauregui sapnęła cicho, po czym odłożyła torebkę. — Zamawiałaś już coś?

— Nie spóźniłaś się. I nic nie zamawiałam — oblizała na nowo wargi. — Ale widzę, że kelner nas namierzył, więc pewnie zaraz podejdzie.

— I tak będę brała tylko kawę — starsza zaczesała w tył włosy, po czym westchnęła. 

Alfa nie mogła powstrzymać myśli, że może jest to jakiś celowy zabieg — aby szybko wypić kawę i ściemnić, że musi iść.

Prawda jest taka, że Lauren mogła mieć idealną wymówkę — Allyson i jej stan i konieczność pomocy.

Camila za to być może musiała pomóc w czymś Malcolmowi.

Obie były gotowe na wykorzystanie wymówek w razie gdyby ta rozmowa nie przebiegła tak, jak powinna.

— Ja chyba osłodzę sobie trochę dzień — Cabello wskazała brodą na menu na kilka sekund przed podejściem kelnera, u którego równie szybko złożyły zamówienie. — Długi dzień w pracy? — Zagadnęła z nadzieją, że takie pytanie znikąd nie wytworzy niezręczności.

Nie oszukujmy się, tak szczerze to nie wiedziała, jak zacząć ich faktyczną rozmowę, dla której się spotkały. Miała to wszystko gotowe w głowie — naprawdę, przygotowała się do tego. Jednak...rzeczywistość bywa zawsze inną kwestią. Trudniejszą kwestią do wykonania.

— Kiedy go nie ma? — Krótki, lekki śmiech bez humoru przeszedł przez wargi Lauren po tym pytaniu. — Przygotowujemy się do zmian kadrowych.

— Och? Dużo się zmieniło?

— Tak, jak przypuszczałyśmy z Liz, udało nam się przejść przez kilka wysłanych kontroli i Lucy poszła w górę, a ja będę przejmowała jej stanowisko. I tak pół na pół wykonywała moje dotychczasowe obowiązki z Liz w związku ze szkoleniami.

— To świetnie — szczery, drobny uśmiech pojawił się na ustach Camili. — Moje gratulacje. W końcu własne biuro i święty spokój. Pamiętam, jak czasami miewałaś straszne bóle głowy po 8 godzinach w chaosie i hałasie.

— Póki co czeka mnie jeszcze trochę tego chaosu i hałasu, zanim wszystko się ustabilizuje. Musimy się dotrzeć z Liz co do pracy. A na to trzeba mieć czas, którego zbytnio nie mamy... W końcu firma nadal musi działać na tych samych obrotach. A nawet na wyższych skoro już doszło do takich zmian.

— Na pewno sobie poradzicie. Zawsze dogadywałaś się z Liz. A poza tym ludzie cię słuchali. Takie zmiany...a właściwie już dwie zmiany, przez które przeszliście powinny ich zmotywować. W końcu skoro zachodzą zmiany, to znaczy, że faktycznie można pójść w górę, zamiast stać w miejscu. A dla niektórych to wystarczający powód, żeby się nie obijać.

Cień starego uśmiechu pojawił się u Lauren.

— Mam nadzieję, że zmiany zadziałają motywująco — potaknęła, spoglądając krótko na kelnera, który podstawił jej kawę, a Camili mrożoną herbatę z cytrynowym ciastem. — A jak twoja praca?

— Pracuję zdalnie.

— Och? 

— Siedzę przy projektach. Nie muszę stale siedzieć w biurze.

— Długo jesteś na pracy zdalnej?

Camila podrapała się nerwowo po policzku, po czym zaklęła w myślach, kiedy zielone oczy akurat skupiły na niej uwagę w tej samej chwili wykonania tego gestu.

— Prawie dwa miesiące.

— Sprawdza się praca zdalna? — Lauren nie planowała komentować tego zbiegu okoliczności, który aż bił po oczach i wręcz prosił się o dalsze rozwinięcie.

— Lepiej mi się pracuje, gdy jestem sama. W swoim świecie — brązowe oczy skierowały się na ciasto, które wyglądało tak apetycznie, ale jednocześnie przeszła jej na nie ochota.

— Jesteśmy trochę przeciwieństwami. Szkoda mi tego, że będę musiała rozdzielić tę część z całym zespołem między siebie a Liz dla siedzenia w biurze.

— Chyba trochę nimi jesteśmy — potaknęła cicho, a tuż po tym sięgnęła po mrożoną herbatę w wewnętrznej panice, bo miała wrażenie, że kończyły jej się dalsze teksty na podkładkę zwyczajnej rozmowy. — A jak u ciebie? Poza pracą? — Pytanie było ryzykowne, ale miała nadzieję, że Lauren pociągnie to w stronę neutralnego tematu.

— Trochę się zmieniło, ale w większości nadal są te same stare czasy — posłała młodszej dość słaby uśmiech. — Z zewnątrz niewiele uległo zmianie. Za to u ciebie widzę, że zaszły większe zmiany. Co u ciebie?

Alfa uciekła spojrzeniem do mrożonej herbaty. Presja dawała o sobie znać i miała nieodparte wrażenie, że zaraz pęknie i przerwie tę małą bańkę, w której trwały.

— Ale wciąż trochę się pozmieniało? — Powtórzyła pytająco słowa kobiety na poczekaniu, ale nie doczekała się w najbliższym czasie kontynuacji. — U mnie to zależy — wiedziała, że zaczyna przechodzić do sedna.

— Zależy? — Lauren nie śmiała dopytać od czego, ale spodziewała się, że i tak mogłaby dostać na to odpowiedź. 

— Chociaż cieszę się, że udało nam się spotkać...że w ogóle chciałaś się spotkać, to... — Na moment się zacięła i ponownie nerwowo podrapała policzek, który i tak był czerwony. — Nie jestem pewna, czy to spotkanie ma na celu, żeby wyjaśnić parę rzeczy, a po wszystkim, żebyś mogła...ruszyć dalej i zamknąć ten rozdział, czy może jest nadzieja na zaczęcie od nowa. 

Alfa niepewnie zerknęła na kobietę, która miała już spuszczone spojrzenie. Nie była pewna, jak odczytać jej wyraz twarzy.

— Której opcji się spodziewasz? Skoro już o tym rozmawiamy — głos Lauren zrobił się znacznie cichszy.

— Miałam wiele nadziei. Wcześniej. Ale na to muszę spojrzeć realistycznie — odsunęła talerzyk z ciastem, po czym chwyciła za szklankę z mrożoną herbatą, aby zająć czymś poddenerwowane dłonie. — Zdaję sobie sprawę, że cię zraniłam. Zwłaszcza na sam koniec. A potem urwałam ten kontakt, pozostawiając cię w...jednej wielkiej niewiadomej. 

— Więc myślisz, że chcę zamknąć ten rozdział? — Głos Lauren odrobinę zadrżał.

— Nie zdziwiłabym się, gdyby tak było. I przy tym powiedziałabym, że jest u mnie okej. Bywało lepiej, ale jest okej.

Spięty, urwany oddech ze strony starszej przykuł uwagę Cabello. W chwili, gdy tylko na nią spojrzała, kobieta odchyliła głowę, eksponując przy tym szyję i na moment przymknęła powieki.

— Obie wiemy, przy jakich warunkach się rozstałyśmy — zaczęła Lauren, nie zmieniając swojej pozycji ani nie otwierając oczu. — Wiemy również, co wyszło przed tym rozstaniem — widać było, że przełyka z trudem ślinę. — Skoro chylisz się ku opcji, w której chcę zamknąć ten rozdział, zaczyna zastanawiać mnie to, jak bardzo nieświadoma nadal jestem względem tego...względem tego jak rzeczywiście raniłam cię po drodze do tego rozstania. Ba, nawet jak bardzo raniłam cię jeszcze zanim byłyśmy razem.

Camila nie wiedziała, co powiedzieć. To milczenie spowodowało, że Lauren powróciła do normalnej pozycji siedzącej i niepewnie zerknęła w stronę dłoni kobiety, które miały aż białe knykcie od ściskania szklanki.

— Ja też cię zraniłam — bąknęła w końcu młodsza.

— Nie zaprzeczam temu. Ale jednak z jakiegoś powodu chylisz się ku temu, że raczej chodzi o domknięcie spraw między nami, Camila.

— Nie ma na to jednego prostego wyjaśnienia, dlaczego wybrałabym bardziej realistyczną opcję — przygryzła nerwowo dolną wargę, ponownie uciekając wzrokiem do ściskanej przez obie dłonie szklanki. — Zraniłam cię. Zraniłam siebie. Mało kto chciałby próbować cokolwiek naprawiać po odrzuceniu — wzruszyła ramionami. — Mamy wspólny mianownik, chociaż dwie różniące się od siebie sytuacje. Odrzuciłaś mnie, kiedy powiedziałam pierwszy raz o swoich uczuciach. Ja zrobiłam to samo przez odejście. Pogorszyłam sytuację, bo nigdy dobrze o tym wszystkim ze swojej strony nie powiedziałam. A żeby było dobrze i zdrowo na przyszłość trzeba by było do tego wszystkiego wrócić... Co z kolei nie jest zbyt zachęcające. Zwłaszcza po tym, jak jedna strona robi uniki przez dwa miesiące.

— Zdaję sobie sprawę, że musiałybyśmy wrócić do wielu rzeczy, które miały miejsce — wcięła krótko.

— Pozostaje kwestia, czy w ogóle warto — Camila przygryzła widocznie dolną wargę przed kolejnymi słowami. — Czy według ciebie w ogóle warto... — Dorzuciła.

— Cóż... — Lauren powoli wypuściła powietrze z płuc. — Wiem, że miewałam wiele schematów, za którymi szłam z czystej łatwizny i wyćwiczenia...własnych reakcji. Gdybym chciała ruszyć dalej, nie potrzebowałabym wyjaśnień — uniosła kącik warg, jednak nie było w tym ruchu ani odrobiny humoru. — Mój umysł podsunąłby wszystkie możliwe wyjaśnienia bez konieczności spotkania z tobą, tego jestem pewna.

Alfa uniosła w obu dłoniach szklankę z mrożoną herbatę i wzięła kilka łyków, aby przedłużyć moment po słowach starszej, bo nie wiedziała, jak wprawdzie na nie zareagować. Tuż po odłożeniu szklanki z powrotem i chęci dalszego maltretowania jej w uścisku, wydarzyło się coś niespodziewanego.

Delikatne, ciepłe dłonie Lauren powoli sięgnęły do zaciśniętych palców, subtelnie wyciągając szklankę z ich uścisku, po czym splotła ich palce — w międzyczasie drugą, wolną ręką chwyciła pod stołem własne udo, które ścisnęła w stresie, nie wiedząc, jak Camila zareaguje na ten gest. Mogła spodziewać się nawet odtrącenia.

Brązowe oczy Cabello z nieśmiałością pomieszaną z fascynacją i zaskoczeniem przyglądały się ich złączonym dłonią, czując z każdą mijającą sekundą, jak jej policzki coraz bardziej się nagrzewają. Nie odważyła się spojrzeć w te zielone, nadal tak samo onieśmielające oczy, jak za pierwszym razem, kiedy je ujrzała.

Bała się, że pęknie na taki prosty, choć niespodziewany gest.

I tak nie mogła się powstrzymać przed naturalnym zgięciem palców, aby dłoń Lauren nie uciekła tak szybko, jak się pojawiła.

— Minęły praktycznie dwa miesiące... — Głos Lauren wyrwał Camilę z małej bańki, którą zdążyła wytworzyć. — Czy myślisz, że dałybyśmy radę spróbować...porozmawiać o tym wszystkim, żeby później wyjść na prostą?

Alfa przysunęła ciało nieznacznie bliżej ich splątanych dłoni i jednocześnie je uniosła bliżej własnej twarzy. Przez moment się zawahała — stare przyzwyczajenia dały jednak górę i przytknęła zewnętrzną część dłoni Lauren do własnego, rozgrzanego do niepokojącej temperatury policzka.

— Myślałam o tym każdego dnia — przyznała szeptem, mrużąc powieki, kiedy jej ciemne oczy wędrowały po całym stoliku, byleby nie mieć kontaktu z twarzą, a tym bardziej oczami starszej.

— Na-naprawdę?

Alfa przełknęła ślinę na drżenie w nieskalanym głosie Lauren. Niemal zamknęła całkowicie powieki.

Tęskniłam za jej głosem.

Szybko wzięła głębszy oddech dla opamiętania po tej myśli.

— Mhm — Camili nie było na więcej stać w obecnej sytuacji.

— Co w takim razie robimy? Chcemy spróbować?

Alfa przesunęła ich dłonie z policzka przed wargi, przez co Lauren mogła wyczuć gorący, nierównomierny oddech, a następnie jeszcze większy powiew z każdym słowem, które padło od kobiety.

— Chciałam tego w chwili, kiedy wyszłam za drzwi twojego domu — niemal wyszeptała, ale Jauregui udało się wychwycić całość. — Chciałam tego nawet w chwili, kiedy powiedziałam, że odchodzę.

Lauren kiwnęła jedynie głową.

— Dlaczego więc dwa miesiące? — Rzuciła w końcu pytaniem, które prześladowało ją przez cały ten czas.

— Nie byłam w stanie przyznać przed sobą własnych błędów. I własnych schematów, do których sięgałam — wzięła głębszy wdech. — To nigdy nie dotyczyło bezpośrednio ciebie, tylko mnie.

— Och.

— Czy... — Alfa oblizała wargi, zanim kontynuowała. — Naprawdę chcesz spróbować? Nie chcesz tego domknąć na dobre i ruszyć dalej?

— Jeśli to podlega wątpliwości to... Cóż, chyba źle oceniłam to, jak bardzo wcześniej cię raniłam przez te dwa miesiące — nerwowo potarła udo wolną dłonią. — Chcę spróbować.

W chwili, kiedy Lauren zdążyła wypowiedzieć ostatnie dwa słowa, Camila nie mogła się powstrzymać i przyłożyła rozgrzane wargi do wierzchu jej dłoni z zamkniętymi oczami. Sam gest trwał może sekundę czy dwie, ale sprawił, że każdą z kobiet przeszły dreszcze.

Żadna oczywiście tego nie przyznała, a tym bardziej nie dała po sobie poznać.

— My-myślałam, że... — Głos Camili zrobił się bardziej zachrypnięty z kotłujących się wewnętrz emocji i obawiała się, że faktycznie pęknie. — Nasze spotkanie na urodzinach Normani skończy się na uprzejmym, ale wymuszonym przywitaniu. I tyle.

Uniesione kąciki warg przez Lauren zwróciły uwagę młodszej, która mimowolnie skrzyżowała z nią spojrzenie — nie kryło się za nim cień humoru, wręcz przeciwnie. Ale nie potrafiła tego dokładnie odczytać. Może dwa miesiące temu byłaby jeszcze w stanie.

— To nie byłoby z mojej strony fair — cichy ton ze strony Jauregui był zadziwiający. Camila nie pamiętała, żeby często zdarzało się jej brzmieć w taki sposób. Zwłaszcza, że odniosła wrażenie, że za tym wyciszeniem szła jakaś doza niepewności. A akurat Lauren większość czasu była pewna tego, co mówi. 

— Należałoby mi się po dwóch miesiącach — skwitowała w odpowiedzi. — Skoro, um... — Chrząknęła delikatnie. — Skoro obie chcemy spróbować to...umm...chyba dobrze byłoby porozmawiać o tym, jak do tego podejść — zerknęła na starszą, która skinęła głową. — Na pewno nie będzie to kwestia jednego lub dwóch dni do przegadania, um, tego wszystkiego, co zaszło.

— Spotykanie się nie jest dla mnie problemem.

Alfa kiwnęła tępo głową, nie wierząc w ten nagły progres. Nie tak widziała dzisiejsze spotkanie.

— Można o tym wszystkim porozmawiać na wiele sposobów. Musiałybyśmy podejść do tego, em, jednomyślnie — Camila oblizała nerwowo wargi, zanim ponownie zabrała głos. — Mogłybyśmy zacząć od tego momentu, kiedy wszystko dobiegło...końca. Albo od samego początku wszystkiego. Albo od chwili, kiedy zdecydowałyśmy się wyjść poza przyjacielską relację. Jest...um, wiele możliwości, jak się do tego zabrać.

— Na sam koniec powiedziałaś wiele rzeczy z przeszłości — zwróciła uwagę starsza, nieświadomie muskając palce Camili swoimi w tym ciągłym uścisku. — Może warto byłoby zacząć od tych dwóch miesięcy. A potem przejść do tego, co zostało poruszone na koniec...przed rozstaniem. Później wzięłybyśmy się za całość. Domyślam się, że wymieniłaś mi wtedy tylko kilka przykładów. Co o tym myślisz?

— Brzmi rozsądnie — przełknęła ciężko ślinę. 

— Skoro już się widzimy...jak minęły ci te dwa miesiące? — Lauren wydawała się tak niepewna przy zadaniu tego pytania, że Camila przez moment musiała spojrzeć w jej kierunku, aby upewnić się, że rozmawia z tą samą kobietą, którą niecałe półtora roku.

Wydawała się taka inna, choć wciąż taka sama.

Jednak wciąż...jakby taka delikatniejsza.

— Ja, umm... — Palce Alfy nieświadomie mocniej objęły dłoń kobiety. — To nie tak, że planowałam dwa miesiące...nie planowałam, ile czasu to wszystko zajmie — głos Camili jest przyciszony, ale dzięki temu, że ich stolik jest ulokowany na uboczu kawiarni, nie ma problemu, aby Lauren ją słyszała. — Już wiesz, że...um, zablokowałam twój numer, a poźniej go usunęłam. Wiedziałam, że mogłabym pęknąć i zbyt szybko się pojawić.

— Pamiętam. Normani też nic ci na mój temat nie mówiła.

Cabello pokręciła zgodnie z tymi słowami głową.

— To nie tak, że nie byłam zainteresowana tym, co się u ciebie dzieje, ale...doszłam do wniosku, że muszę najpierw wziąć się za siebie, zanim zacznę interesować się kimkolwiek innym. A poza tym... — Jej dolna warga nieznacznie zadrżała. — Im więcej czasu mijało, tym większa szansa na to, że usłyszałabym, że po prostu...ruszyłaś dalej. 

— Teraz już wiesz, że tak nie było.

— Teraz tak — potaknęła, po czym przerzuciła uwagę na ich splecione dłonie.

— Ale jednak potrwało to dwa miesiące.

— Cóż...na początku sporo czasu zajęło mi zakceptowanie myśli o tym, że zdecydowałam się odejść. Bez tego nie mogłabym na miarę możliwości obiektywnie spojrzeć na rzeczy, które do tego doprowadziły. A było ich kilka. Nawet więcej niż na początku podejrzewałam — zacisnęła wargi, aby powstrzymać je od drżenia na wspomnienie pierwszych tygodni po rozstaniu. Miała wrażenie, jakby jej własne serce boleśnie się ścisnęło. 

Lauren z kolei poczuła lekkie drżenie dłoni Camili, jednak nie śmiała tego skomentować. Tak szczerze, czekała na takie reakcje — sama była przez dwa miesiące w jednej wielkiej niewiadomej i biorąc to pod uwagę, wiele prawdopodobnych scenariuszy utkwiło jej w głowie. 

Ale to rozmowa na inny czas.

— Myślałam, że potem będzie łatwiej — wzięła głębszy wdech. — Myliłam się. Gdy tylko przechodziłam od jednej kłótni do drugiej...do każdego nieporozumienia...i do wszystkiego co było pomiędzy dotarło do mnie, że... Cóż, jestem temu bardziej winna niż myślałam. A jednak odeszłam, zostawiając za sobą interpretację, że nie daję rady już tego wszystkiego znieść. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, do ilu rzeczy niewłaściwie podchodziłam. 

— Obie dobrze wiemy, że pośród wszystkich kłótni czy nieporozumień odpowiadałam za 90% z nich.

— Nieprawda — odważyła się spojrzeć w jej zielone, zaskoczone oczy. — Większości w ogóle by nie było, gdybym potrafiła z tobą rozmawiać. A zamiast tego...wolałam mówić bardzo powierzchownie, dostosowywać się i przyjmując coraz więcej bez świadomości, jak wiele rzeczy na mnie ciąży. 

— Brak takich rozmów nie może być tylko twoją winą.

— Och, może. Robię to samo z moją rodziną. Tego byłam zawsze świadoma. Ale z tobą...myślałam, że postępuję inaczej. Ale ostatecznie oszukiwałam samą siebie. Typ relacji był inny, ale nie moje własne schematy działania.

— Sama nie mogę pochwalić się lepszymi wyborami. I pamiętam, jak wspominałaś o powierzchownym opowiadaniu o tym, co czujesz. 

— To nadal jest jedno, wielkie niedopowiedzenie — przyznała na jednym oddechu. — Wolałam dozować informacje, które ci przekazuję, a później pilnować się do samego końca z moim zachowaniem, żeby to, co sobie wyobraziłam całkowicie się nie posypało.

— Nigdy nie dałaś mi wrażenia, jakbyś kłamała. To mogłoby być chyba gorsze od niedopowiedzeń. 

— Sama nie wiem... Było tyle sytuacji, w których powinnam powiedzieć więcej, bo jednak...skoro coś się dzieje, jest źle, to mimo wszystko nie jesteś w stanie stwierdzić, jak się z czymś czuję. Muszę ci o tym powiedzieć. A jeśli już to wiesz, możemy robić progres. Skoro nie mówiłam o wszystkim, zostawał ze mną ciężar i...robił się bałagan. 

— Jaka to mogła być sytuacja?

Alfa oblizała nerwowo wargi.

— Przykładowo? — Lauren skinęła potakująco głową. — Taką sytuacją byłby moment, w którym pierwszy raz powiedziałam ci o swoich uczuciach. Obie wiemy, że powiedziałam wtedy, że było mi z tym źle, że byłam zraniona, że...to nie było fair. I tak samo wiemy, że później pilnowałam się z językiem.

— O czym już nie wiedziałam? — Napięcie w głosie starszej było nadto wyraźne.

— Na początku byłam zła. Na ciebie.

— Nigdy bym się nie domyśliła przy tym, jak się zachowywałaś i co mówiłaś.

— W tym właśnie tkwi problem — westchnęła cicho. — Byłam zawiedziona twoją reakcją. I chociaż wiedziałaś, że pilnowałam się z mówieniem o moich uczuciach po tamtej sytuacji to...w jakimś tam stopniu zmusiłam się do tego, żeby zacząć powoli o nich mówić. W końcu przedstawiłam ci taką wersję, w której...ewentualnie wszystko wróci na swoje miejsce. Zapewniałaś mnie, że nie zareagujesz na to źle — przełknęła ciężko ślinę i mimowolnie bardziej ścisnęła ich dłonie.

— Jaka była rzeczywistość?

— Nigdy mi się nie polepszyło.

Nawet poprzez dotyk na własnej dłoni, Camila mogła bez spojrzenia stwierdzić, jak bardzo kobieta zesztywniała na te słowa.

— Jedyne momenty, w których odrzucałam tamtą sytuację z głowy były wtedy, gdy miałam wypite przy ponownym mówieniu o swoich uczuciach.

— Czy to... — Lauren chrząknęła cicho. — Czy to zmieniło twoje uczucia, ale pomimo tego dalej o nich mówiłaś?

— Nie, nie zmieniło. Ale nigdy więcej bym o nich nie mówiła. Zostałam odrzucona. Żadne późniejsze zapewnienie z twojej strony nie miało znaczenia. Najchętniej nie pozwoliłabym sobie o tym pomyśleć. O tych słowach.

Camila nie musiała widzieć twarzy kobiety, żeby mieć świadomość  tego, jak bardzo była zszokowana tą informacją. Z pewnością będzie o wiele więcej takich chwil.

— Chociaż nie odrzuciłaś mnie bezpośrednio...myślę, że nawet jeśli nie udałoby nam się teraz i ostatecznie...po jakimś czasie każda poszłaby w swoją stronę to... — Na moment się zacięła. — Wydaje mi się, że jeśli ktoś inny powiedziałby mi o swoich uczuciach, nie bybłabym w stanie odpowiedzieć. Nawet jeżeli czułabym to samo.

Kątem oka Alfa zauważyła, że Lauren podparła skroń na wolnej dłoni i błądziła wzrokiem po blacie.

— Camila...

— Pomijając to, że sama postawiłam się w tej sytuacji z wyboru... To również przyczyniłam się do tego, że teraz jestem w takim bałaganie. Gdybym potrafiła o tym z tobą porozmawiać w tamtym czasie, nie miałabym tego problemu. Albo może dałoby się to jakoś odkręcić — zwilżyła wargi. — Sama to sobie zrobiłam. Poza tym, to nie jest jedyna strona z tamtej sytuacji, ale to nie jest ani czas, ani miejsce, żeby o tym dokładnie mówić. To był tylko przykład. Jeden z wielu sytuacji, które miały miejsce. Nie każda ma takie rozwinięcie, ale wciąż...są za nimi niedopowiedzenia z mojej strony.

— Nie wiem, co powiedzieć...

— Sama bym nie wiedziała, gdybym była na twoim miejscu — przyznała jej. — I, cóż, to wszystko zajęło mi tyle czasu, bo zwyczajnie...im bardziej zagłębiałam się w to wszystko, tym bardziej było mi wstyd. I jednocześnie...cóż, mijało więcej czasu, więc na co mogłam liczyć? Pojawić się z dnia na dzień, powiedzieć o wszystkim i liczyć, że wszystko jakoś się ułoży? — Westchnęła. — Musiałam spojrzeć prawdzie w oczy. Nie wiedziałam, jak zacząć z tobą jakąkolwiek rozmowę po tym, jak odeszłam.

— Przez cały ten czas myślałam, że po prostu odpuściłaś, bo sprawiałam za wiele problemów — przyznała z gorącem na policzkach starsza z kobiet. — To miało sens. Zawsze miałam wrażenie, że jesteś względem mojego zachowania pobłażliwa i że trochę za bardzo mnie idealizowałaś, niezależnie od sytuacji... Aż w końcu miałaś dosyć. Dałaś mi to do zrozumienia. Bycie osobno mogło tylko przekonać cię jeszcze bardziej do tego, że warto sobie odpuścić kogoś takiego, jak ja.

— Nie chodziło o to. To były...bardziej moje własne problemy, które to wydłużały. I wstyd, który szedł za każdym kolejnym odkryciem, ile miałam w kolejnej kłótni winy. Albo ile winy już na mnie spoczywało jeszcze przed tą kłótnią, ale moje poprzednie niedopowiedzenia do niej doprowadziły. 

— Nigdy bym się tego nie spodziewała.

— O to właśnie mi chodziło. Nieświadomie. 

— Chyba mnie zatkało.

— To był tylko przykład. Wiadomo, to nie jest ani czas, ani miejsce, żeby się z tym rozwijać — Alfa delikatnie ścisnęła ich dłonie, dodając otuchy drugiej kobiecie. — Jak tobie minęły te dwa miesiące?

Lauren przełknęła gulę w gardle, a jej jasne oczy powędrowały na stół. Spojrzenie miała niepewne, dlatego wolała uniknąć kontaktu wzrokowego. Natomiast w myślach przeklinała tę łatwość w zebraniu myśli, a tak okrutną trudność w wypowiedzeniu słowa.

Wiedziała jednak, że nie może zbyt długo czekać. A poza tym musiała być szczera — nie planowała podkoloryzowywać rzeczywistości. Było jej ciężko. Popełniła w trakcie tych dwóch miesięcy gastkę zawstydzających błędów. To nie był dobry czas.

— Po tym, ile razy do ciebie dzwoniłam i pisałam może...pokazać, że nie było za ciekawie, skoro mimo wszystko odezwałam się jako pierwsza. O ile dotarły do ciebie wszystkie powiadomienia po odblokowaniu mojego numeru — przyznała cicho te jedyne słabe chwile, które były tak zawstydzające. Czuła się jak desperatka.

— Takie rzeczy chyba trafiają do jakichś innych plików niż standardowo... Poza tym, nie szukałam niczego po odblokowaniu twojego numeru, więc nie znam treści tych wiadomości...czy też tego, co mogłaś nagrać na poczcie głosowej, o ile...rzeczywiście się nagrałaś.

— Może to i lepiej — krótki, jawnie nerwowy śmiech wydostał się z gardła Jauregui. — Nie było łatwo, to na pewno — zwilżyła wargi, zerkając na ich złączone dłonie. — Zdałam sobie sprawę z kilku rzeczy, które wymagały poprawy. Tak samo...teraz już wiem, jak wiele razy nie traktowałam cię fair czy na tyle poważnie, kiedy...ty zawsze tak robiłaś — zgryzła wnętrze policzka. 

— Chyba obie jesteśmy winne wystąpieniu wielu nieprzyjemnych sytuacji...

— To nie zmienia tego, że zawsze podchodziłaś do nas na poważnie, a ja próbowałam żyć w swojej bańce ze starymi przekonaniami, że...cóż, że ostatecznie coś się spieprzy i odejdziesz — Lauren wzięła głębszy wdech. — Co finalnie się ziściło, ale głównie dlatego, że nie potrafiłam wyciągnąć wniosków i wyjść całkowicie poza strefę własnego komfortu.

— To nie było fair — Camila potwierdziła delikatnym tonem, przez co Lauren na nią spojrzała. Nie spodziewała się komentarza. 

Camila, którą pamiętała nie wychylałaby się ze swoimi przemyśleniami. Większość czasu tkwiła w swoich myślach. 

— Teraz zdaję sobie z tego sprawę.

— To dobrze. Pewnie później do tego wrócimy...sporo o tym myślałam. 

— Zakładam, że masz jakieś wnioski?

Alfa spuściła lekko głowę przed odpowiedzią.

— Zawsze starałam się być dla ciebie dobra i zrobić wszystko byleby uniknąć jakiegokolwiek...skrzywdzenia cię. A tymczasem odkryłam, że w rzeczywistości byłam na tym samym lub podobnym poziomie co ci, którzy tak bardzo cię zranili w przeszłości. Moje trudy wydawały się...niezauważalne.

— Nie doceniałam tego, wiem — Lauren przytaknęła cicho. — Doszłam do podobnych wniosków w tej kwestii — powoli uniosła spojrzenie, ale tym razem chciała zobaczyć twarz Camili. — Chyba zrobiłam mniejszy progres niż ty, ale...przez te dwa miesiące próbowałam tak samo przemyśleć sobie wszystko, co się między nami działo, zwłaszcza te złe chwile i...nadal pracuję nad tym, żeby nie wypowiadać się tak, żeby dać znać, co o czymś sądzę, ale też co czuję, bo tego zdecydowanie zabrakło.

Camila nie odpowiedziała, jedynie delikatnie ścisnęła ich dłonie. Wydawałoby się, jakby dawała jej otuchy po tym wszystkim, wiedząc doskonale, że wyrażanie się w takiej odsłonie naprawdę nie było mocną stroną Lauren. 

Ale równie dobrze Lauren mogła za wiele sobie dopowiedzieć w tym momencie.

— Pracuję też nad przeszłością, zanim się poznałyśmy. I jak ona na mnie wpłynęła...i, cóż, dalej wpływa, niestety... Miałaś z tym rację na sam koniec — oblizała spierzchnięte usta. — Nad wieloma rzeczami pracuję jednocześnie, więc niestety nie mogę się pochwalić jakimiś odkryciami poza dwoma — wzruszyła ramieniem, chociaż tak naprawdę jej serce niemal wyrywało się z klatki piersiowej z nerwów. — Ale staram się. I przykładam. Chociaż muszę przyznać...ciężko jest dopuścić do siebie myśl, że wiele rzeczy wynika z mojej winy. 

— Sama nie skończyłam swojej pracy nad tym wszystkim... To nadal proces — próbowała ją pocieszyć, chociaż posępny wyraz twarzy Lauren nie uległ pomimo tych słów zmianie. — Co z rzeczami, którymi możesz się pochwalić?

— Jedna jest dobra, druga raczej zła.

— Złe wiadomości zawsze lepiej przykryć czymś dobrym. Co takiego złego odkryłaś?

Lauren zrobiła nadto długą pauzę przed odpowiedzią. Myśleć to jedno — wypowiedzieć się na ten temat to drugie. Chociaż rozmawiała już o tym, to jednak przyznawanie czegoś takiego osobie, której kwestia faktycznie dotyczy jest...inną rzeczywitością.

Normanie Lauren próbowałaby wymigać się od tego pytania. Albo przynajmniej spróbowałaby wcisnąć jakąś gadkę, żeby przełożyć tę rozmowę na później.

Teraz było inaczej — musiało być inaczej. 

A Lauren była zdeterminowała, żeby to inaczej było lepsze niż to, co wcześniej miały. Dlatego też skupiła mętne przed sobą, w jakimś przypadkowym martwym punkcie, zanim słowa odpowiedzi wyszły z jej ust. 

Nie mogła spojrzeć na Camilę. Nie chciała widzieć jej reakcji.

— Moim odkryciem jest to, że na ciebie nie zasługuję. Tym bardziej nie zasługiwałam wcześniej.

— Lauren... — Nie wiedziała, co powiedzieć poza jej imieniem.

— Przywykłam do tej myśli — ton głosu miała neutralny, chociaż boleśnie rozpalało ją od środka. — Dziwnie jest po prostu powiedzieć to osobie, którą to odkrycie dotyczy.

— A co z tym dobrym? — Probowała przejść dalej, bo naprawdę nie wiedziała, jak odpowiedzieć na wypowiedź kobiety.

Nie chciała ani potakiwać, ani zaprzeczać.

W obu przypadkach byłoby to kłamstwem.

Tkwiły w jakimś popierdolonym środku.

— Co z dobrym odkryciem? — Ponowiła pytanie i tym razem Lauren niemal od razu dała jej odpowiedź.

— Zawsze byłaś zbyt dobra, żeby być prawdziwa — zamrugała kilkukrotnie, żeby odpędzić ewentualne łzy. — I zawsze byłaś zbyt dobra, żeby ten związek się udał.

— Mówiłaś, że chcesz spróbować to ze mną jakoś poskładać i naprawić — przypomniała jej Alfa, nieświadomie pewniej trzymając się za dłoń kobiety.

— Staram się. Ale nie wiem, czy to wystarczy. Bardzo wysoko postawiłaś poprzeczkę. Ale to nie zmienia tego, że chcę spróbować.

— We dwójkę zawsze jest raźniej. I być może łatwiej — kąciki warg Camili drgnęły w minimalnym uśmiechu, kiedy zielone oczy natrafiły na jej twarz. — Wiem, że wydarzyło się między nami wiele złego, ale...pomimo tego i całego przytłoczenia, które w sobie tłamsiłam... — Wzięła nerwowy wdech, ponieważ nawet po takim czasie te jasne oczy przyprawiały ją o dreszcze. — Byłam z tobą szczęśliwa.

— Minęło tyle czasu, a ja nadal nie mogę zrozumieć, co cię przy mnie tyle czasu trzymało.

Cóż, na to jest wiele odpowiedzi, na które chyba obie nie jesteśmy gotowe — pomyślała Camila, zanim próbowała jakoś stłumić narastające między nimi napięcie. Trudno było z tego jakoś płynnie wybrnąć, aby przejść do omawiania, jak podejdą do rozwiązywania ich wątpliwości oraz problemów, zamiast rzucać nimi i rozwiązywać je właśnie teraz.

— O ile pamięć mnie nie myli, ładnie pachniałaś, więc nie mogłaś być taka zła.

Ku zaskoczeniu Camili, kobieta się zaśmiała. Wydawało się to tak szczere, bo znała ten śmiech — z tych dobrych czasów. Nie był wymuszony.

Chyba faktycznie udało jej się wybrnąć i przerwać napięcie. Przynajmniej na jakiś czas.

— No tak, i dobrze wyglądałam, więc tym bardziej nie mogłam być taka zła — dopowiedziała, zabierając dłoń z uścisku, aby przetrzeć obiema własną twarz i przy okazji zaczesać w tył włosy. — Obie przez to narobiłyśmy sobie niezłych kłopotów.

— Niektóre kłopoty były miłe — Camila machnęła ręką, udając, że nie brakuje jej tego drobnego kontaktu, które przez parę minut miały ich dłonie. — Byłam z tobą szczęśliwa — powtórzyła poważniej. — Obie gdzieś zabłądziłyśmy. I nie potrafiłyśmy zawrócić. Jeśli obie się do tego przyłożymy, to na pewno uda się znaleźć jakąś nową, zdrowszą drogę do pójścia naprzód.

— Jak zwykle masz jakaś pozytywną perspektywę. Akurat to się u ciebie nie zmieniło.

Och, zdziwiłabyś się, jak wiele uległo zmianie.


— Więc jak oceniasz wasze spotkanie?

Lauren nałożyła nogę przez nogę i skrzyżowała dłonie pod biustem. Jej spięte plecy wbijały się w oparcie sofy, a rozbiegane spojrzenie przebiegało po każdym kącie znanej przestrzeni.

— Niby dobrze. 

— Ale...?

— Czuję się odrzucona.

— Dlaczego? Camila mówiła, że chce spróbować jeszcze raz.

— Powiedziała, że zakładała, że nie chcę się z nią widzieć. Ani rozmawiać. I dała mi przez to do zrozumienia, że podejrzewała, że prędzej zrezygnuję, bo tak bardzo mnie zraniła, zamiast...spróbować to wszystko naprawić.

— Co w tym założeniu Camili sprawia, że poczułaś się odrzucona?

— Wiedziała, co do niej czuję. Mówiłam o tym wielokrotnie. Co prawda na sam koniec...ale mówiłam. 

— Myślisz, że ci nie uwierzyła?

Lauren zacisnęła wargi, zanim spojrzała na kobietę.

— Takie odniosłam wrażenie... Powiedziałam jej, że... — Chrząknęła, gwałtownie ucinając własną wypowiedź. — Powiedziałam, że ją kocham. A ona założyła po tym, jak mnie zostawiła, że chyba tak sobie tym rzuciłam i nie chcę tego naprawić.

— Wydajesz się być zła.

— Jestem bardziej...zawiedziona. Wcześniej ludzie mnie porzucali albo robili rzeczy, przez które musiałam ich odrzucić na dobre. Ale nie było w tym mowy o takich uczuciach z mojej strony. Z Camilą było inaczej, ale i tak założyła, że wolałabym wybrać zostawienie tego wszystkiego za sobą, zamiast spróbować jeszcze raz.

— To sprawia, że myślisz, że ci nie uwierzyła?

— A jak inaczej na to spojrzeć?

— Z tego, co mówiłaś, powiedziałaś jej to w trakcie kłótni, kiedy zdążyła dać ci do zrozumienia, że chce odejść. Może wzięła to za działanie pod wpływem paniki? 

— Ale czy to nie to samo, co uznanie, że po prostu mi nie wierzy?

— Rozmawiałyście o tym, że jesteście w sobie zakochane. Musiała wiedzieć, przynajmniej z tego, co mówiłaś, że ją kochasz, tylko nie jesteś gotowa o tym mówić. Mogła wierzyć w twoje uczucia nawet wtedy, kiedy nie mówiłaś o nich otwarcie, ale kiedy zdobyłaś się na rozmowę o nich w takiej sytuacji...mogła również to uznać za zbyt gwałtowne zachowanie. Nawet jak na ciebie. Mogła założyć, że tak naprawdę nie byłaś gotowa o tym mówić i prędzej czy później, jak nad tym pomyślisz, to się wystraszysz.

— Ale... — Głos Lauren szybko wygasł.

— Miewałaś tendencje do uciekania przed poważnymi deklaracjami.

— To akurat prawda — przyznała niezbyt chętnie. — Moje popierdolone nawyki.

— Próbujesz przełamać te nawyki.

— Wiem — westchnęła i bardziej wtopiła się w sofę. — Mam nawet w głowie... 

— Hmm?

— Po naszej rozmowie z Camilą pojawiło mi się tyle nowych możliwości. Chcę być lepsza. Chcę traktować ją lepiej. Chcę być...a przynajmniej spróbować przy moich możliwościach...taka, jak ona była dla mnie od samego początku. Idealna. Zbyt dobra, żeby być prawdziwa. Ale to tylko...głupia myśl. Praktycznie fantazja, patrząc na to całe gówno, z którym się zmagam.

— Dobrze jest mieć pozytywne myśli. Nawet jeżeli teraz wydaje ci się to przesadzone, lepiej iść w tę stronę, niżeli podtrzymywać przekonanie, że z pewnością nic się nie uda. 

— Jest w tym jakaś tam prawda. Ponownie, zresztą. Ale...i tak wiem, że to tylko głupia fantazja. Nie wiem, czy ktoś byłby w stanie dorównać jej poziomowi. Tym bardziej ktoś taki, jak ja.

— Lauren, patrzymy realistycznie i pozytywnie. Siedziałaś zbyt długo pośród samych negatywów.

— Wiem, wiem... — Machnęła ręką. — Poza tym zauważyłam, że Camila się zmieniła. Może niekoniecznie tak całkowicie, bo w końcu nagle się spotkałyśmy po takim czasie, więc to też może być ta kwestia, ale...wydawała się zdystansowana, choć jednocześnie mówiła więcej o tym, co myśli, niż bym się spodziewała. Wcześniej zawsze była wycofana w wypowiedziach. Może coś uległo zmianie.

— Sama również się zmieniłaś. I wiadomo, zawsze to też mogło wynikać z tego, że obie dość niespodziewanie dowiedziałyście się o tym, że każda ze stron jednak jest chętna, aby spróbować odnowić kontakt. Nie zawsze łatwo wrócić w stary rytm. Tym bardziej o to trudno, kiedy nie przegadałyście tego, co was zabolało.

— Możliwe. Ale jeśli okazałoby się, że jednak Camila zrobiła się bardziej otwarta i wokalna... — Wypuściła powietrze ze świstem. — Jeżeli zabierze się za moją dupę po całym tym gównie, przez które musiała przejść z mojego powodu to jestem skończona.

— To trochę mało realistyczne, żeby tak się wzięła za sprawy, skoro wyraziła chęć spróbowania jeszcze raz. A dla was nawet byłoby i lepiej, gdybyście obie mówiły o tym, co czujecie. Może być tak, że nieraz się przez to pokłócicie, ale szczerość jest kluczowa. Komunikacja jest kluczowa.

— Co nie zmienia faktu, że moje dupsko jest łatwym celem. Nie miała ze mną łatwo — przerzuciła spojrzenie do okna z westchnięciem. — Póki co mogę jedynie od czasu do czasu pocieszać się głupią fantazją, że mogłabym być dla niej lepsza.

———

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top