⑧①
Słowa: 24,5k.
———
Camila była przerażona.
A uwierz, że patrząc na jej status, pozycję w rodzinie oraz szerokiej maści obowiązki, z którymi świetnie sobie radziła, bardzo trudno było wzbudzić w Camili Cabello chociażby niewielką dawkę lęku.
Jednak teraz, stojąc pośród martwej ciszy, która w rzeczywistości trwała kilka sekund, ale w jej umyśle ciągnęła się długimi minutami, była całkowicie, bezapelacyjnie przerażona.
Paradoksem było źródło tego stanu — usłyszenie tych dwóch słów określających uczucia Lauren.
Kocha mnie.
Nie chodziło o sam sens słów.
Kocha mnie.
I nie chodziło o znaczenie tego wyznania.
Kocha mnie.
Chodziło o reakcję, której oczekiwała od Lauren zaraz po tym wyznaniu i która faktycznie sprawdziła się chwilę później.
Zniknęła jej z oczu, co nasuwało klarowną myśl:
Kurwa, prawdopodobnie mnie nie kocha.
Była w tym wątpliwość, być może bardzo irracjonalna, jednak to wciąż była wątpliwość tak potężna, że nie dało się wyrzucić każdego niepewnego: "Co jeśli...", które coraz bardziej podważało to, co usłyszała kobieta.
Wobec tego wszystkiego Camila pozostała sama w sypialni, zajmując miejsce na skraju łóżka, wpatrując się również bez celu we własne odbicie w lustrze, kiedy prawdopodobnie spanikowana Lauren uciekła do kuchni — Alfa upewniła się, że kobieta wciąż jest w domu. Szczerze powiedziawszy, to był jeden z niewielu momentów, kiedy nie wiedziała, jak wybrnąć z sytuacji, w której się znalazła. Zawsze próbowała utworzyć drogę do względnie neutralnego gruntu, gdzie obie strony były zadowolone — ale teraz Cabello nie miała bladego pojęcia, co zrobić.
Nawet nie wiedziała, czy chce coś zrobić, czy zostawić to wszystko w cholerę i chociaż raz dać Lauren do zrozumienia, że powinna sama ogarnąć bajzel, który ponownie utworzyła.
Ostatecznie Alfa podjęła dość typową dla siebie decyzję — która jednocześnie, i znowuż standardowo, będzie ją prześladowała i torturowała przez kolejne dni — ruszyła w stronę kuchni z mocno bijącym sercem, gulą w gardle i trzęsącymi się dłońmi. Od razu zauważyła zwróconą do niej plecami sylwetkę Lauren, która pochylała się nad blatem tuż przy jednym z niewielu okien, które znajdowały się w tej części pomieszczenia.
Niepewnym krokiem Camila podeszła bliżej, zatrzymując się zaledwie parę kroków dalej, przy zlewie — chcąc zająć czymś drżące dłonie, chwyciła czystą szklankę i nalała do niej wody, początkowo oferując ją brunetce, ale ona pokręciła głową na propozycję. Finalnie Alfa zaczęła popijać powoli wodę, raz za razem, wkopując się bardziej w martwą ciszę.
— Jest kilka scenariuszy, jak to się skończy... — Zaczęła powoli Cabello, utrzymując głos na poziomie szeptu, kiedy przesuwała nieustannie kciukami po kancie szklanki. — Pierwszy jest taki, w którym usłyszę od ciebie, że nie zamierzałaś tego powiedzieć, ale z sugestią, że...to nie jest w ogóle to, co czujesz. Kompletnie. W takiej sytuacji... — Oblizała nerwowo wargi. — Nie mam pojęcia, jak bym zareagowała. Prawdopodobnie po prostu bym wyszła, tworząc w głowie tłumaczenia, dlaczego tak jest i co znowu zrobiłam źle, że mówimy o jednostronnym uczuciu. Pewnie zaczęłabym kwestionować, czy w ogóle nadaję się do...jakiegokolwiek związku.
Camila spojrzała w dół, na szklankę, jakby miała dać jej kolejną odpowiedź. Oczywiście tak nie było, więc upiła kolejny łyk, aby dać sobie moment przerwy przed zbliżającą się wypowiedzią.
— Drugi jest taki, w którym nie zamierzałaś tego powiedzieć i twoja reakcja wynikała z tego, że...nie byłaś gotowa o tym mówić. A to jestem w stanie zrozumieć, bo sama znajdowałam się w takiej pozycji. I w dodatku...warunki, w których powiedziałam ci pierwszy raz o swoich uczuciach były...możliwie najgorsze, więc mogę zapewnić, że nie przebiłaś mojego braku wyczucia — Camila obróciła swoje ciało, aby swobodnie oprzeć pośladki o kant blatu. — Niemniej jednak...nadal jest duża różnica w tym, jak każda z nas zareagowała. Ja próbowałam zapewnić, że nie chciałam cię wystraszyć i nie chcę wywierać na tobie presji...a ty...po prostu wyszłaś, Lauren.
Kobieta odłożyła szklankę na bok, odwracając głowę z dala od swojej partnerki i nie oderwała od niej wzroku, aby uniknąć spojrzenia na Lauren i uzyskania niemej odpowiedzi już teraz — na któryś z tych scenariuszy.
— Trzecim scenariuszem jest cisza. A właściwie...ciągła cisza z twojej strony. Cisza, która nie powie mi nic. Cisza, która pozwoli mi podważać mnóstwo rzeczy, które próbowałam zrobić, aby ten związek dalej działał tak, jak powinien. Cisza... — Tym razem owinęła ramiona wokół siebie. — Cisza, która da mi do zrozumienia, że powinnam stąd wyjść i więcej nie wracać, bo...wychodziłoby na to, że chyba jesteś kompletnie nie do poruszenia. A zdążyłaś w ostatnim czasie mi to udowodnić, więc uniknięcie kolejnej konfrontacji chyba dostatecznie zabiłoby w zarodku wszelkie wątpliwości.
Alfa pozwoliła sobie na chwilę przerwy, zanim mogłaby odezwać się ponownie. Nie liczyła, że w tym czasie Lauren cokolwiek powie — odpowie — ale przynajmniej chciała dać sobie w ten sposób czas na ostatnie ogarnięcie nerwów, które targały jej ciałem. Jeszcze przez moment chciała zgrywać silną i nie do złamania, zanim prawdopodobnie wyszłaby z tego domu.
A ta ostatnia kwestia dawała niemo odpowiedź, że Camila obstawiała którąś z dwóch podanych opcji, które kończyły się...dość nieszczęśliwie.
— Nie widzę innych scenariuszy — dopowiedziała w końcu, spoglądając tym razem przed siebie, w kierunku salonu, ze skrzyżowanymi ramionami pod biustem. — Teraz jest moment, w którym albo coś mi powiesz, albo nie odezwiesz się wcale, co również da mi odpowiedź. Nie mam zamiaru...nie chcę znowu wychodzić na wyrozumiałą i dostać za to po dupie po raz kolejny, Lauren. Miałaś bardzo dużo czasu, żeby zastanowić się...właściwie nad czymkolwiek. A na razie nie słyszę żadnej odpowiedzi.
Odpowiedziała jej cisza.
Camila nie wiedziała, ile faktycznie ona trwała, ale kiedy uznała, że ma dość stawiania się w świetle naiwnej idiotki, odepchnęła ciało od wysepki kuchennej z zamiarem bezpośredniego ruszenia w stronę drzwi frontowych. W tamtej chwili nie myślała nawet o tym, co zostawiłaby za sobą — telefon, klucze od auta czy domu. Chciała jak najszybciej wydostać się z domu, w którym — jak dobrze to odebrała — nie było dla niej miejsca.
Możliwe, że nigdy nie było dla niej tutaj miejsca, ale przez złudną chwilę miała nadzieję, że kiedyś będzie na to szansa.
To, czego się nie spodziewała to dłoń, która dość szybko chwyciła za jej lewy biceps, zatrzymując przed wykonaniem kolejnego kroku. Przez ten ruch, Alfa zamarła w miejscu, zanim pozwoliła, aby ostatni raz przemówił przez nią najpierw rozsądek, a dopiero później naiwna nadzieja.
— Uważaj, Lauren. Jeśli zamierzasz powiedzieć coś tylko dlatego, aby mnie zatrzymać, bo nie jesteś przyzwyczajona do tego, że ktoś może zostawić ciebie, bo wcześniej to ty zawsze miałaś ostatnie słowo...zorientuję się. Prędzej czy później zorientuję się, że nigdy nie miałaś dobrego powodu, aby teraz mnie zatrzymać — nie potrafiła zmusić się do tego, aby spojrzeć na Lauren, więc twardo utrzymywała wzrok na ścianie. — Uważaj, bo jeśli coś takiego przechodzi ci przez głowę, prędzej czy później dowiem się i odejdę na dobre, Lauren.
Do dłoni, która dotychczas trzymała w stalowym uścisku biceps Alfy, dołączyła druga, która bardzo niepewnie splotła ich palce. Moc chwytu, która przyszła chwilę później sugerowała niemałą desperację, aby utrzymać Camilę w jednym miejscu, jednak w tamtej chwili nie zmieniało to bałaganu wokół nich i braku odpowiedzi.
— Wciąż nic nie mówisz, więc po co w ogóle mnie zatrzymałaś?
Cabello zwróciła nieznacznie głowę w stronę starszej, ale nadal nie miała odwagi na nią spojrzeć. Obawiała się, że w momencie zobaczenia wyrazu jej twarzy, rozklei się całkowicie i straci jakiekolwiek pozory silnej, które ledwie utrzymywała.
Lauren jedynie oplotła szczelniej dłoń wokół bicepsa brunetki, po czym przycisnęła ciało do całej długości jej ramienia, nieustannie zaciskając palce wokół palców Camili.
— Nie zostawiaj mnie — cichy szept dotarł do Cabello, która początkowo nie była pewna, czy w ogóle go usłyszała, ponieważ był on zniekształcony przez fakt, że wargi Jauregui były przyciśnięte do górnej części jej ramienia, kiedy wciąż kurczowo trzymała całą rękę młodszej w uścisku.
— Jeśli to jedyne, co masz mi do powiedzenia, to nie sądzę, że mamy w ogóle o czym rozmawiać — Camila zacisnęła na moment usta. — Miałaś tyle okazji, żebyśmy nie dotarły do tego momentu. Prosiłam o bycie wysłuchaną. Nie otrzymałam tego. Prosiłam o odpowiedzi. Nadal ich nie dostałam. Prosiłam o twój czas, ale ty wolałaś tkwić przy swoim sadystycznym sposobie na naprawianie związku poprzez odpychanie mnie coraz bardziej.
Alfa przełknęła z trudem ślinę, próbując zabrać dłoń z uścisku palców Jauregui, ale było to nieudane podejście.
— Czego więcej ode mnie chcesz? — Głos Cabello wyraźnie zadrżał. — Nie mam już nic więcej, co mogłabym dać. Nic więcej nie zostało. Wzięłaś wszystko, co mogłaś.
— Przepraszam.
— Pieprzysz bzdury, Lauren. Było dobrze, póki miałaś kontrolę nad sytuacją i to ja musiałam raz za razem ubiegać się o wszystko. Nawet o to, żeby w ogóle być z tobą w związku — zacisnęła zęby, aby nie wybuchnąć, bo wiedziała, że nie wyjdzie z tego nic dobrego, szczególnie dla niej. Nie myślała nawet o samej Lauren w tym momencie. — Przestało być fajnie i zabawnie, kiedy w końcu to ja mam coś do powiedzenia.
Nie dostała kontrargumentu.
Wiedziała, że ma rację. I była niemal pewna, że Lauren nie ośmieli się podważyć jej słów.
— Tyle razy próbowałam. Tyle razy szłam na kompromis, zanim mogłaś sama pomyśleć, co ty mogłabyś zrobić, żeby to mi było z czymkolwiek łatwiej. Tyle razy się starałam, a teraz dostałam na to wszystko cztery słowa. Bezsensowne: "Nie zostawiaj mnie" i kompletnie niepotrzebne "przepraszam".
Lauren owinęła się szczelniej wokół ramienia Cabello.
— Przepraszam, Camila — uniosła nieznacznie głowę, aby spojrzeć na wspaniale zarysowany profil młodszej kobiety. — Przepraszam, postaram się bardziej. Wiem, że... — Zatrzymała się na moment, czując, jak mocno zaczyna drżeć jej głos. — Wiem, że powinnam była robić więcej — tym razem przycisnęła policzek do kościstej, górnej części ramienia Cabello. — Przepraszam — poprawiła dłoń na bicepsie młodszej. — I...i to prawda, co powiedziałam wcześniej. O tym, co czuję.
Lauren ponownie uniosła głowę, kiedy nie otrzymała żadnej reakcji ze strony kobiety.
— Kocham cię, Camila — wyszeptała, a gdy nie dostała po dłuższej chwili odpowiedzi, czegokolwiek, poruszyła delikatnie palcami, aby przykuć uwagę Cabello. — Spójrz na mnie...proszę.
— Nie chcę...nie mogę na ciebie spojrzeć — Alfa ponownie przełknęła gulę w gardle. — I nawet nie wiem po co nadal trzymasz moje ramię — spuściła spojrzenie. — Poza tym jednym wieczorem, kiedy wypiłyśmy za dużo po moim przyjeździe z Nowego Jorku...nie pamiętam, kiedy ostatni raz z własnej woli byłaś tak blisko mnie. Odzwyczaiłam się od tego.
— Camz, to...
— Nie. To twoja wina. Ty to zrobiłaś — Cabello zacisnęła na chwilę wargi. — Tylko ty przyczyniłaś się do tego, że czuję się dziwnie, kiedy osoba, z którą rzekomo jestem w związku jest na tyle blisko.
— Przepraszam. Czy...czy, um, to wzbudza...dys-dyskomfort?
— Nie. To po prostu dziwne. Bardzo...obce.
— Obce... — Powtórzyła pod nosem, coraz dosadniej pojmując konsekwencje własnych działań. — Nigdy nie chciałam...n-nie chciałam do czegoś takiego doprowadzić.
— A na co ty liczyłaś? Że wszystko wróci do normy, kiedy pstrykniesz palcem, bo masz takie widzimisię, Lauren?
— Nie, ale... Nie zdawałam sobie sprawy...
— ...z wielu rzeczy. I nadal nie zdajesz.
— Przepraszam, Camila.
Nastała chwila ciszy, w której młodsza miała wewnętrzną debatę, czy użyć tego samego stwierdzenia, które słyszała tyle razy od swojej partnerki, czy może ugryźć się w język.
Ostatecznie postanowiła dać Lauren cząstkę tego, z czym musiała się mierzyć przez tyle czasu.
— Przeprosiny na mnie nie zadziałają.
Powieki Jauregui rozszerzyły się w chwili, gdy usłyszała te słowa, a dłoń, która była schowana w dłoni Camili zadrżała i poluzowała swój uścisk na kilka sekund.
— Camz, nie... Proszę, posłuchaj... — Kolejną rękę przesunęła z bicepsa do drugiego szczytu ramienia kobiety, chcąc przekręcić ją w swoją stronę, jednak Alfa uparcie stała w kompletnym bezruchu.
— A ile razy ja prosiłam? — Cień uśmiechu bez humoru pojawił się na wargach Cabello.
— J-ja... Ja, to... — Prawie potykając się o własne stopy, Lauren przesunęła się w bok, aby stanąć na wprost kobiety. Nie uzyskała jednak dzięki temu kontaktu wzrokowego, którego wyjątkowo łaknęła. — Wiem, że wcześniej...nie reagowałam dobrze i...i traktowałam cię nie fair. Często niesłusznie...ale... — Wzięła drżący wdech. — Przepraszam. Powinnam była cię wysłuchać, zamiast...zamiast zamykać się w sobie i odcinać się od ciebie. Przepraszam...
Camila nawet nie wiedziała, czy są jakieś odpowiednie słowa bądź reakcja na to, co dotychczas usłyszała. Była za bardzo zraniona, aby ugiąć się kolejny raz z rzędu, ale jednocześnie chciała wierzyć Lauren — w to, że coś ulegnie zmianie.
— Kocham cię, Camila — starsza ponownie spojrzała błagalnie na twarz Alfy, która nadal unikała z nią kontaktu. — Naprawdę. Przysięgam, nie kłamię. I nie mówię tego, żeby tylko cię zatrzymać.
Cabello westchnęła cicho i ponownie spojrzała w dół. Łatwiejszym sposobem byłoby odpowiedzenie tym samym, a później udawanie, że wszystko samo się ułoży.
— Nie wiem, co mam z tym zrobić — młodsza wzruszyła ramionami, zanim uniosła zaszklone spojrzenie z kontrastująco obojętnym wyrazem twarzy. — Kiedy pierwszy raz powiedziałam ci o swoich uczuciach, pomijając niefortunność sytuacji, w której byłyśmy, twoją pierwszą reakcją było wyrzucenie mnie ze swojego domu, zamiast zaprzestanie tego, co robiłyśmy i...porozmawianie ze mną — pokręciła ze zrezygnowaniem głową, nadal utrzymując wzrok w oczach Lauren. — Niedawno, kiedy tylko próbowałam powiedzieć to, co ty teraz, oburzałaś się i nie chciałaś niczego takiego ode mnie słyszeć — powoli uniosła wolną dłoń, wskazując nią na ślepo w stronę korytarza prowadzącego do sypialni. — A niecałe 10 minut temu powiedziałaś mi o swoich uczuciach po raz pierwszy i twoją jedyną reakcją była ucieczka i zostawienie mnie samą.
— Przepraszam — tylko to potrafiła z siebie wykrztusić na wszystkie fakty. — Przepraszam, że nie potrafiłam być inna. Nigdy nie byłam w takich sytuacjach i...
— A ja byłam? — Camila wcięła się natychmiast z jawnym wyrzutem. — Teraz nagle jestem w czymś ekspertem?
— Nie... — Jauregui spuściła głowę.
— Właśnie. Więc może z łaski swojej spójrz na mnie i powiedz chociaż raz coś z sensem — zażądała młodsza. — Bo na razie nie słyszę niczego z sensem.
— Ale... J-ja... Um, przecież...
— Wiesz, że powinnam już dawno stąd wyjść? Bo jedyne, co słyszę z twojej strony to czysty bezsens i plątanie się w słowach. Do niedawna byłaś ponad wszystko. Ponad to, co do ciebie mówiłam. Ponad moje uczucia. Ponad moją osobę.
— Proszę, nie wychodź — szybko spojrzała na twarz Camili. — Nie zostawiaj mnie.
— Widzisz, tutaj pojawia się problem. Powinnam stąd wyjść. Miałaś tak dużo czasu, żeby popracować ze mną nad rzeczami, które zaczynały się między nami psuć...albo nawet żeby zacząć ze mną bardziej otwarcie rozmawiać, a tymczasem spychałaś wszystko na później. I teraz mamy właśnie to "później" i nieszczególnie chcę słuchać starych wymówek i obietnic, że coś się poprawi, Lauren.
Alfa pokręciła głową z rezygnacją.
— Wiesz dlaczego? Wydaje mi się, że nie chcesz, żebym odeszła, dlatego, że przywykłaś do takiej idei, w której zawsze będę zaabsorbowana...wręcz wniebowzięta twoją osobą. W takim sensie, że zawsze będę tą głupią, naiwną Camilą, która zgodzi się na wszystko i zniesie jeszcze więcej, żeby nadal z tobą być, nie licząc się z tym, że powinnyśmy znajdować się na tym samym poziomie.
— To nieprawda.
— Czyżby? Wydaje mi się, że wciąż tkwisz w idei, że wszystko zniosę byleby dalej zostać w związku. Być może jest w tym moja wina, że zbyt wiele pokazywałam. Nie stopniowałam...i nie kontrolowałam tego, co się działo, jak na to reagowałam i co dalej z tym robiłam. Jestem wręcz przekonana, że dałam ci jasno do zrozumienia od samego początku, że stawiam cię znacznie wyżej niż samą siebie, a ty szłaś za tą wygodą do końca, biorąc ode mnie coraz więcej, ale jednocześnie dając bardzo niewiele...tylko tyle, żeby wystarczyło i nic więcej, Lauren.
— Wcale tak nie było. Nigdy nie uważałam się jakkolwiek za lepszą od ciebie, Camila. Mówiłam ci wielokrotnie, że jesteśmy sobie równe i nie sądzę, że świadomie zachowywałam się w taki sposób, aby dać ci do zrozumienia, że jest inaczej.
— Naprawdę? — Alfa uniosła brew. — Miesiącami nie byłaś w stanie zdecydować, czy w ogóle chcesz ze mną być, czy nie. Ale to przecież nie zmieniało tego, że brałaś ode mnie coraz więcej...do momentu, w którym wypadało dać szczeniakowi to, o co tak żałośnie prosił.
— Nie, wcale tak nie było, Camila. Dobrze wiesz, że nie byłam pewna, czy jestem gotowa na związek, ale nie wynikało to z tego, że takie było moje widzimisię. Nie chciałam czegokolwiek między nami zepsuć i wolałam odsuwać podejmowanie takiej decyzji. Bardzo dobrze wiesz, że obawiałam się tego, że mogłabym wszystko spieprzyć, zanim cokolwiek by się zaczęło.
— Nadal tego nie rozumiesz — Cabello pokręciła ponownie głową. — Byłoby inaczej, gdybyśmy zostały na innym poziomie znajomości. W rzeczywistości wytworzyłaś iluzję czegoś, co wyglądało jak związek, ale nigdy nim nie było, bo musiałaś miesiącami zastanawiać się nad tym, czy w ogóle warto podjąć się ryzyka — przełknęła ślinę. — Swoją drogą, każdy związek bywa ryzykowny. Nigdy nie wiesz, co będzie w przyszłości i nikt nie zapewni tego, że zawsze będzie pięknie i kolorowo.
— Nie odkładałam tej decyzji tylko dla swojego widzimisię. Miałam przede wszystkim na uwadze to, że jeśli zdecyduję się na związek bez pewności, że mogłabym się w nim odnaleźć narobię samych szkód. I nie mówię o sobie. Nie chciałam, żebyś...po pierwsze, musiała się jakkolwiek ze mną męczyć. Po drugie: nie chciałam, żebyś poczuła się przeze mnie odrzucona. Wiedziałam, że jest między nami spora różnica w podejściu...zawsze byłaś bardziej otwarta w możliwie każdym znaczeniu tego słowa, a ja zdystansowana. Po trzecie: nie chciałam przerzucać na nasz związek niepewności, które nadal gdzieś w sobie mam i z którymi staram się jakoś...iść dalej.
— Dlaczego więc nigdy nie mogłaś ze mną o tym porozmawiać? I nie mówię tutaj o jednorazowym otwarciu się i zamknięciu tematu na dobre. Zdarzały się chwile, w których powiedziałaś mi coś więcej, wytłumaczyłaś coś więcej, żebym mogła cię zrozumieć, ale nie da się załatwić wszystkiego garstką rozmów. Przeważnie po każdej takiej rozmowie ponownie zamykałaś się w swoim świecie i nie było możliwości, żeby do ciebie dotrzeć, Lauren.
— Nie wiem, co mogłabym na to odpowiedzieć — przyznała cicho starsza kobieta. — Przepraszam.
— To niczego nie załatwia.
— Wiem o tym, ale nie mam pojęcia, co innego mogłabym powiedzieć — przystąpiła nerwowo z nogi na nogę. — Nie chcę, żebyś wychodziła...a tym bardziej odchodziła, Camila.
— Co niby miałoby się zmienić, gdybym została? Nie załatwimy niczego w jeden wieczór — Alfa odchyliła nieznacznie w tył głowę. — Tyle razy słyszałam, że się postarasz i jakimś cudem wierzyłam w to za każdym razem, jak kompletna idiotka, a żadna zmiana nie nastąpiła.
— Mogłybyśmy...porozmawiać, tak na spokojnie — starsza zasugerowała z dozą rezerwy w głosie. — Może nie od razu o wszystkim, ale mogłybyśmy spróbować.
— Jeszcze 20 minut temu chciałam z tobą rozmawiać, Lauren. I jak ta wspaniała rozmowa przebiegła? Ja mówiłam swoje, ty trzymałaś się tego, co wbiłaś sobie do głowy. Tłumaczyłam ci wprost, że nie czuję się niczemu winna, bo nie przyczyniłam się do sytuacji, która wszystko zaczęła. Natomiast ty...trzymałaś się jakichś swoich irracjonalnych wątpliwości, ignorując jakiekolwiek zapewnienia z mojej strony, że ktoś obcy...ktoś, kogo dosłownie znałam przez pięć minut i pocałował mnie bez żadnej zgody czy uprzedzenia, nie powinien absolutnie wpływać na nasz związek. Tym bardziej ktoś taki nie przyczyniłby się do kwestionowania naszej relacji, Lauren. Powtarzałam to wielokrotnie, a ty tkwiłaś w swojej toksycznej bańce, w której widzisz, jak odchodzę, bo jestem naszym związkiem, a tym bardziej tobą "znudzona", co jest w rzeczywistości kompletną bzdurą.
— Próbowałam, Camila. Wiem, że...ta rozmowa nie potoczyła się za dobrze, ale...nie jest łatwo zmienić swoje myślenie.
— Tkwiąc w takim myśleniu z pewnością zapewnisz sobie to, że odejdę, Lauren. Nie mogę wciąż starać się za dwie osoby.
— Wiem o tym — Jauregui opuściła lekko głowę. — Popracuję nad tym. Naprawdę. Postaram się.
— Ile razy już to słyszałam? Jest w ogóle sens wierzyć w to, że cokolwiek zmienisz tym razem?
— Wiem, ale...sytuacja się zmieniła. Jeśli niczego nie zrobię...nie zmienię, to...dałaś mi jasno do zrozumienia, jak to się zakończy — zacisnęła wargi. — A nie chcę, żebyśmy szły taką drogą, więc wiem, że muszę sporo zmienić.
Camila westchnęła cicho, spoglądając ponownie na twarz kobiety. Bez celu błądziła po tej skruszonej minie, wiedząc, że i tak przystanie z własnej głupoty na danie ostatniej szansy. Miała głęboką nadzieję, że tego rodzaju terapia szokowa w końcu da jakieś rezultaty.
— Nie wiem, czy to w ogóle da jakiekolwiek efekty, skoro nie planujesz czegokolwiek zmieniać, bo uznałaś to za dobre rozwiązanie, tylko robisz to dlatego, że stoisz pod ścianą, Lauren.
Starsza kobieta natychmiast przesunęła obie dłonie na spięte bicepsy kobiety, przesuwając subtelnie palcami po jej ramionach z nadzieją, że brunetka nie nakręci się na kolejną niedogodność, która mogłaby sprowadzić ich do kłótni.
Albo w najgorszym przypadku — do ostatecznego wyjścia z domu Jauregui.
— Nie zaprzątaj sobie tym głowy — odpowiedziała jej szybko Lauren. — Dam sobie radę. Nie musisz nawet o tym myśleć.
— Nie wiem co mam teraz zrobić — przyznała szczerze młodsza, wzdychając cicho pod nosem. — I tym bardziej nie wiem co dalej.
— Może, um... — Jauregui wzięła większy wdech. — Nie róbmy niczego pochopnego. Możemy porozmawiać...tak na spokojnie o czymkolwiek zechcesz. Tylko nie róbmy niczego nieprzemyślanego, żeby nie tworzyć powodu do kłótni.
— Jest wiele kwestii, o których musimy porozmawiać.
— To prawda... — Starsza westchnęła. — Wiadomo, nie weźmiemy się za wszystko jednocześnie, możemy popróbować małymi krokami...na przykład od rzeczy, które zadziały się niedawno. Później możemy przemyśleć wspólnie, co zrobimy później.
Alfa spojrzała na twarz kobiety, nie będąc przyzwyczajona do stonowanej wersji Lauren. Może było to nawet niewłaściwe określenie, ponieważ starsza zawsze była powściągliwa i wycofana, gdy mowa była o otwieraniu się. Teraz można by uznać, że Camila widziała jej nową odsłonę — taką, która została utemperowana, zamiast uproszona oraz taką, która wydawała się skrępowana własną nieporadnością, co wnioskowała po mowie ciała, rozbieganym spojrzeniu oraz mimice.
Było to z pewnością nowe doświadczenie, jednak Cabello nie była w stanie utwierdzić się w przekonaniu, czy powinna uznać je za dobre, czy złe. Nigdy nie należała do tego typu osób, które lubiły kogoś tłumić czy "okiełznać" w takim sensie, aby wywołać gwałtowną zmianę zachowania pod własne oczekiwania oraz standardy. Ta sytuacja była do tego trochę zbliżona, ale z drugiej strony Camila nie miała w planach cokolwiek więcej wymuszać na kobiecie — po prostu przy swojej stanowczości i pokazaniu, że jest naprawdę na skraju odejścia, bo taka była prawda, a nie że była to próba manipulacji, Lauren poniekąd sama zmusiła się do tego, żeby w końcu coś zrobić.
Przynajmniej zrobić coś więcej niż dotychczas — bo dość oczywistym dla Cabello było to, że starsza robiła tylko tyle, aby było wystarczająco. Rzadko dawała od siebie coś więcej. Taką rolę przejęła Alfa i miała jej dość.
— Okej — przytaknęła ostatecznie Camila, zastanawiając się na szybko, za jaki temat wziąć się najpierw. — Dlaczego uciekłaś po tym, co powiedziałaś mi w sypialni? I jak mam w ogóle brać twoje słowa, skoro...no właśnie, uciekłaś, a poza tym to, co powiedziałaś było czymś, czego w ogóle nie dało się przewidzieć, że mogłabym usłyszeć. I nie mówię o dniu dzisiejszym...nie dało się przewidzieć, czy w ogóle coś takiego od ciebie usłyszę, Lauren.
Dłonie starszej natychmiast opadły bezwiednie wzdłuż jej własnego ciała, a tuż po tym cofnęła się o krok, tworząc między nimi dystans, na który pozwalała przestrzeń w tej części kuchni. Jedna z jej dłoni uniosła się do włosów, które w nerwowym geście zaczesała w tył, uciekając wzrokiem do salonu z zaciśniętymi wargami.
— Dlaczego uciekłaś i dlaczego usłyszałam o wszystkim dopiero teraz, Lauren? — Powtórzyła, odsuwając na bok pierwszą chęć wejścia w wyrozumiałą i cierpliwą stronę samej siebie. Przypomniała sobie dobitnie w myślach, że to Lauren narobiła większości tego bałaganu, więc mogłaby w końcu zostać przypartą do ściany na pytania, które nieustannie zaprzątały jej głowę.
Alfa skrzyżowała ramiona, kiedy nadal nie uzyskała żadnej odpowiedzi. Wystarczyłaby najprostsza, nawet i ta najkrótsza odpowiedź. Stanie w tej ciszy podsuwało tylko coraz więcej wątpliwości do tego, co usłyszała od swojej partnerki — ta pustka między nimi praktycznie zmuszała ją do podważania tego, co powiedziała niespełna pół godziny temu.
— Więc?
— Nie byłam gotowa o tym mówić — zaczęła cicho i powoli, widocznie dobierając słowa, jednak wciąż nie odważyła się spojrzeć na Camilę. — Jednak nie zmienia to faktu, że to, co powiedziałam o...swoich uczuciach jest prawdą. O czym zdążyłam ci już wcześniej powiedzieć.
— Nie byłaś gotowa, ale jednak to powiedziałaś, po czym uciekłaś. Dlaczego?
— To była pierwsza rzecz, która przyszła mi do głowy, kiedy zaczęłaś mówić o rozstaniu — skrzyżowała ramiona, jednak w przeciwieństwie do zamkniętej pozycji młodszej kobiety, Lauren próbowała objąć samą siebie dla odrobiny komfortu. — Oczywiście to też prawda, że...te uczucia za każdym razem stawały na drodze, abym odsunęła cię jeszcze bardziej od siebie. I przeszkadzały w tym, żeby tkwić przy...przy niemal jasnym wniosku, że wina jest po twojej stronie...z tym, co wydarzyło się w barze. Wcześniej przywykłam do takiego schematu, bo...po prostu nieustannie się powtarzał, a tutaj, z tobą...uczucia przeszkadzały trzymać się tego, że znowu przerabiam tę samą sytuację, co zwykle i jest na nią tylko jedno rozwiązanie.
— Więc to było takie oczywiste, żeby mnie rzucić, bo z twojej perspektywy cię zdradziłam?
— Tak i nie — blade palce przejechały nerwowo po pulsującej skroni. — Tak, bo zbyt dobrze znam ten schemat i miałam z nim już tyle razy do czynienia, że jest to zwyczajnie żałosne i pokazuje moją naiwność — na chwilę zerknęła na twarz Camili, jednak nie odważyła się utrzymać na dłużej kontaktu wzrokowego. — Nie, bo...część mnie chciała wierzyć, że może się zapędziłam i że to faktycznie nie jest to na co wygląda, ale... Zawsze wygrywały wątpliwości, bo było ich więcej i to nie przez twoje zachowanie, ale...po prostu miałam z tym tyle razy do czynienia, że uczenie się na własnych, wielokrotnych błędach przewyższało rozważenie innych możliwości.
— Mogłaś porozmawiać ze mną o tym wcześniej.
— To by pokazało moje wątpliwości i jakąś słabość — przełknęła ciężko ślinę. — A zawsze w takich sytuacjach postępowałam tak, aby nie pokazać, że mnie to rusza, bo po co mi widzieć satysfakcję na czyjejś twarzy po tym, jak świadomie zrobił coś, co mnie zraniło... Zawsze liczyły się chłodne kalkulacje, jaki zrobić następny ruch i...ile razy przetworzyć każdy scenariusz w głowie, żeby wyjść na kogoś...nie do poruszenia. Emocjonalnie.
— Naprawdę myślisz, że czerpałabym z czegoś takiego satysfakcję?
— Do tego jestem przyzwyczajona — podkreśliła. — Nawyk wygrywał nad tym, co o tobie wiem.
— Zawsze byłam z tobą szczera, Lauren. Dlaczego nagle miałabym to zmieniać? To nie ma sensu, tak na logikę. Z jakiego powodu miałabym zamieniać się w kogoś, kto porzuca stabilność dla chwili...z kimś obcym? Wiesz, że nigdy nie byłam czymś takim zainteresowana. Mówiłam o tym od początku naszej znajomości.
— To nie była nawet kwestia znalezienia jakiegoś powodu — zmarszczyła brwi, zanim dobrała następne słowa. — Kiedy ma się do czynienia z czyjąś zdradą, to potrafi zostawić po sobie ślad. Wymieniając najogólniejszą kwestię, można mówić o pojawieniu się niepewności na przyszłość. Taka niepewność pojawia się później w każdej kolejnej bliższej relacji, gdzie na początku po prostu kwestionujesz w głowie wybory partnera i zastanawiasz się, czy przy wyjściu do baru z grupką znajomych beze mnie nie dojdzie do podobnej sytuacji. Zdrady — Lauren wzięła większy wdech. — Potem okazuje się, że przeczucie było dobre. Faktycznie doszło do zdrady. W kolejnej relacji to samo. Schemat się powtarza do chwili, w której jest się pewną, że znowu do tego dojdzie.
— Nie dawałam ci powodów.
— Powody dawał mi schemat, który niejako się potwierdził — oblizała wargi. — Nie do końca, bo sytuacja okazała się inna, ale jak zareagować na jedną zmienną? — Zerknęła na Camilę. — Lepiej iść za znajomym schematem postępowania, bo wypchnie się w ten sposób wszelkie wadzące wątpliwości, dojdzie do szybkiego załatwienia sprawy i nie będę musiała o tym myśleć. Nie będę zmuszona do tego, żeby...zastanawiać się nad wątpliwościami, spędzać nad tym czas po pracy, odbierać sobie sen i zaburzać harmonogram dnia, kiedy jestem...kiedy właśnie pracuję. Nie muszę tego robić, bo od tego jest wypracowany schemat, żeby pozbyć się tej osoby i ruszyć dalej.
— Ale nie pozbyłaś się mnie.
— Na drodze stało to, co mówiłam wcześniej. Uczucia. I to schrzaniło wszystko. Cały plan, który pozwoliłby mi...ruszyć dalej.
— Myślisz, że byłoby lepiej, gdybyśmy wcześniej się rozstały?
— Na początku taki byłby mój schemat działania, żeby mieć lżej. Taka była...nawet nie myśl, ale jedna z opcji, do której mogłabym sięgnąć — oblizała nerwowo usta. — Ale im dłużej zastanawiałam się nad tą opcją, tym gorsza się wydawała.
— Dlaczego?
— Bo nie rezygnowałabym z relacji z osobą, którą mogłabym ot tak wymazać z głowy, z myśli, ze wszystkiego i bez problemu ruszyłabym dalej. Wizja rezygnacji stała się...inna.
— Jaka dokładnie?
Jauregui odchrząknęła cicho.
— Gdy wcześniej rezygnowałam, pozbywałam się problemu i balastu. Zapewniałam sobie wewnętrzny spokój, prędzej czy później, bo wiedziałam, że nie jestem już z kimś, komu nie warto ufać i na kogo nie warto tracić czasu — zacisnęła mocniej ramiona wokół własnego ciała. — Teraz rezygnowałabym z relacji i osoby, której odejście zraniłoby mnie bardziej niż zostanie i, pomimo oczywistego zranienia wcześniej, bo chodziło o zdradę...zostanie i po prostu zastanowienie się nad innymi opcjami, które mogłyby dać jakieś rozwiązanie było bardziej przekonywujące.
— Dlaczego odejście zraniłoby bardziej?
— Bo wyrzuciłabym do kosza cały ten czas, który poświęciłyśmy na zbudowanie związku. Bo...przed tym wszystkim to była jedyna relacja, która zapewniała mi pełny komfort, wyrozumiałość i poczucie, że warto ufać, nawet jeśli mam w głowie jakieś wątpliwości. Bo wiedziałam, co do ciebie czuję i kwestią czasu było oswojenie się z tą świadomością, a później...powiedzenie ci o tym i być może w przyszłości zaowocowałoby to otworzeniem jakiejś nowej możliwości dla nas. Mogłam właśnie dzięki tobie myśleć o przyszłości bez obawy, że zaraz coś się rozpadnie, pomimo tego, że miałyśmy wcześniej kłótnie i upadki. Odejście byłoby utratą tego wszystkiego.
Lauren ostatni raz spojrzała na twarz Camili, jednak teraz utrzymała z nią kontakt wzrokowy, nerwowo wbijając palce w ramiona.
— A jeśli stracę to wszystko, to co wtedy? Co mam zrobić? To nie jest jakiś film, w którym za rogiem czeka na mnie ktoś lepszy — jej dolna warga zadrżała. — Już i tak miałam więcej niż to, na co zasługiwałam. Jak mogłabym to zostawić ze świadomością, że nie znajdzie się inna osoba, która mogłaby zapewnić mi chociaż namiastkę tego, co obecnie mamy?
— Jednak wciąż twoją pierwszą reakcją była ucieczka, kiedy w końcu powiedziałaś mi od siebie coś więcej o swoich uczuciach. Nie rozumiem tego.
— Nigdy nie miałam z tym styczności. Tak samo...nigdy nie sądziłam, że mogłabym odważyć się, aby mówić o takim uczuciu — wypuściła spięty oddech. — Nigdy też nie wierzyłam w to, że faktycznie coś takiego poczuję przy tylu porażkach, gdy chodziło o relacje, w które wchodziłam — ponownie przełknęła ślinę, jednak z trudem, bo nadal miała gulę w gardle. — Taka niespodziewana konfrontacja z czymś, co powiedziałam, a z czym nie zdążyłam się jeszcze oswoić we własnej głowie...przyprawiło mnie o natychmiastowy dyskomfort i niepewność, a to są rzeczy, z którymi nie potrafię wygrać, więc...tak na szybko odejście od ciebie jak najdalej, żeby nie zobaczyć twojej reakcji i mieć z tego już jakieś pierwsze wnioski wydawało się najlepszym rozwiązaniem w tej patowej sytuacji.
— Lauren, ale nie może być tak, że za każdym razem twoim pierwszym instynktem jest ucieczka — Cabello zmarszczyła brwi i ciasno skrzyżowała ramiona pod biustem. — W życiu jest wiele niewiadomych i jeżeli jakkolwiek widzisz nas razem...w przyszłości, to...to przecież prędzej czy później pojawi się coś, z czym będzie trzeba się skonfrontować, chociaż żadna nie będzie tego chciała. Zawsze coś się znajdzie. Nie mogę za każdym razem być tą, która za tobą biegnie i jednocześnie próbuje trzymać wszystko w kupie.
— Wiem, że to zły nawyk. Wiem o tym i postaram się nad tym popracować — pokiwała w zgodzie głową na słowa młodszej. — Obie musimy sobie jakoś radzić. Nieważne co by się działo.
— Nie widzę, żebyś próbowała walczyć z tym nawykiem, Lauren — Alfa przystąpiła nerwowo z ciężarem ciała na prawą nogę. — W przeszłości bywały momenty, w których powinnyśmy współpracować i poradzić sobie z sytuacjami, z którymi miałyśmy styczność, a...wciąż zostawałam z nimi sama. Poniekąd. Raz za razem.
— Zdaję sobie z tego sprawę.
— Nie wydaje mi się, że zdajesz sobie z tego wszystkiego sprawy, Lauren — pokręciła głową ze zrezygnowaniem. — Powiedziałaś, że mogłaś myśleć o nas z zapewnieniem, że wizja jakiejś wspólnej przyszłości nie byłaby taka zła. Ale co będzie za, sama nie wiem, pięć lat? Skąd mam mieć pewność, że faktycznie weźmiesz się za to, co powinnaś i cokolwiek zmienisz?
— Wiele rzeczy może wydarzyć się za pięć lat, ale...rozumiem, wiem, że muszę się postarać.
— Chyba nie mówię o tym wystarczająco dosadnie — Camila westchnęła cicho i na moment odchyliła głowę, aby zebrać na szybko myśli przy braku kontaktu wzrokowego z partnerką. — Był moment, w którym myślałaś, że jesteś w ciąży, co jest poważnym tematem. Nie zamierzam potępiać twojej reakcji, bo wiem, że było w tym dużo paniki, co jestem w stanie zrozumieć, ale...pomimo całej wyrozumiałości, jaką miałam w tamtej sytuacji nie mogłam pojąć jednej rzeczy.
Alfa powoli obniżyła głowę i uniosła palec wskazujący.
— Wolałaś mnie odepchnąć, zamiast spróbować...chociaż spróbować w jakiś sposób odciążyć się i polegać na mnie jako swojej partnerce. Nie twierdzę, że miałabym w pełni decydujące zdanie, co trzeba zrobić w takiej sytuacji, ponieważ nie była mowa o moim ciele, ale wciąż...myślę, a przynajmniej myślałam, że jesteśmy na tyle odpowiedzialne i ufamy sobie do tego stopnia, że skoro pojawia się coś tak poważnego i trudnego do zadecydowania, to chociaż uda nam się porozmawiać. Poznać wzajemnie swoją perspektywę na ciążę. Porozmawiać o tym, jak się z taką sytuacją czujemy. Spróbować...porozmawiać o opcjach, jakie mogłybyśmy w ogóle brać pod uwagę.
Camila zacisnęła na moment wargi, po czym wypuściła ciężki, spięty oddech.
— Jaką mam gwarancję, że cokolwiek zmienisz w swoim podejściu za te przykładowe pięć lat, kiedy znowu mogłybyśmy znaleźć się w takiej sytuacji? I nie chcę tutaj brać w ogóle pod uwagę tego, czy byłaby to po prostu wpadka, czy nie — spojrzała na twarz Jauregui. — Co wtedy zrobisz? Co ja mam zrobić? Nie mogę za tobą biec, potem zgarnąć, usadzić w miejscu i potrząsnąć, bo musimy coś ustalić. Ty musisz po prostu ze swojej strony faktycznie chcieć ze mną porozmawiać, zamiast uciekać. A na razie...wolałaś zawsze się oddalać alb po prostu kompletnie mnie odcinać.
— Wtedy sytuacja też była inna, Camila... Nie byłyśmy do końca razem, więc trudno było przemówić sobie do głowy, że mamy na tyle stabilną relację, aby znaleźć wspólnie rozwiązanie na taką...na taką nagłą odpowiedzialność. Jedna decyzja w tą czy tamtą stronę i nie ma odwrotu. Nie w tym temacie.
— Ale właśnie o to chodzi — wskazała dłońmi w stronę Lauren. — Czy dałam ci do zrozumienia, że nie chcę z tobą być? Czy to może jednak było twoje założenie i odkładałaś tę decyzję? I czy to ja dałam ci do zrozumienia, że nie podejmę się odpowiedzialności, kiedy do zrobienia dziecka zawsze potrzeba dwójki? Czy to znowu było twoje założenie z góry?
Ramiona Alfy nagle opadły.
— Trafiłaś w samo sedno problemów. Zawsze źle zakładasz, co myślę, co uważam i czego chcę. Nigdy nie próbujesz podjąć się rozmowy, bo łatwiej jest założyć coś z góry, zepchnąć moje zdanie czy uczucia na bok, bo wtedy nie trzeba się niczym trudzić. Przecież wszystko jakoś się ułoży — sapnęła cicho. — I teraz w jakim miejscu jesteśmy z naszym związkiem? Powiedziałabym, że cholernie marnym, ale czy to znowu tylko moja wina, czy problem tkwi również w tym, że wolałaś zakładać coś nad wyraz, żeby unikać poważnych rozmów z osobą, z którą jesteś właśnie w tym rozpadającym się związku?
Pytanie, które zostało rzucone w powietrze standardowo nie odnalazło sensownej odpowiedzi, ponieważ Lauren zaniemówiła na ofensywne zachowanie kobiety. Przez cały ten czas, który były razem — ba, przez który się znały — Camila nigdy nie brzmiała tak pewnie, ale jednocześnie desperacko. Przynajmniej po części.
Bardzo łatwo można było wywnioskować, że desperacja odnosiła się jedynie do chęci uzyskania odpowiedzi. Jakichkolwiek. Byleby w końcu cokolwiek nadeszło po tak długim czasie ciszy ze strony Jauregui.
— Co ja mam z tobą zrobić? — Głos Alfy zadrżał, kiedy sięgnęła obiema dłońmi do rozpuszczonych włosów, nerwowo zaciskając przy nasadach kosmyków palce z gorącem na policzkach.
Miała wrażenie, że przeskakuje z jednego skraju w drugi. Od zdenerwowania do bycia blisko rozpaczy. Od niemal ulgi, bo Lauren cokolwiek mówiła, do frustracji, ponieważ ponownie zatkała ją odwaga w pytaniach Camili.
— Ja...
Głos uwiązł w gardle Jauregui, która nie wiedząc, co za bardzo zrobić czy odpowiedzieć, podeszła odrobinę bliżej kobiety i z niepewnością sięgnęła dłońmi najpierw do napiętych ramion kobiety, a następnie rozgrzanych rąk, które chwyciła między swoje palce i powoli opuściła do wysokości brzucha. Tuż po tym zacieśniła chwyt, przysunęła się jeszcze bliżej, po czym spojrzała niepewnie na twarz Camili.
— Wiem, że wiele razy bardzo źle reagowałam przez...wybieranie prostej ucieczki od problemu. A tym bardziej ucieczki od ciebie, kiedy powinnam postąpić wręcz przeciwnie — chrząknęła cicho, ponieważ jej głos ponownie zaczął niebezpiecznie drżeć. — Co do tego o czym mówiłaś...jestem pewna, że byłabyś...jestem pewna, że będziesz niesamowitym rodzicem. Tak samo zdaję sobie doskonale sprawę z tego, że jesteś odpowiedzialna i nie odwróciłabyś się do mnie plecami, gdybyśmy...gdybyśmy miały do czynienia z tak poważną czy jeszcze inną sytuacją.
Jauregui oblizała wargi, nawiązując kontakt wzrokowy z młodszą kobietą.
— Postaram się popracować nad tymi nawykami, ale one też wynikają z tego, że nigdy nie miałam nikogo, na kim mogłabym tak bardzo polegać. Nie miałam nikogo, od kogo mogłabym być zależna...
— Ale ja nie chcę, żebyś była ode mnie zależna — Camila ścisnęła lekko dłonie partnerki. — Rozumiem to, że jesteś bardzo niezależną kobietą pod wieloma względami i nie mam absolutnie żadnego zamiaru tego zmieniać. Chcę tylko, żebyś wbiła sobie do głowy, że nie musisz wszystkiego brać na siebie i warto się odciążyć...bo nie jestem obok tylko na dobre i przyjemne momenty. Jestem też po to, aby pomóc, wesprzeć i...po prostu postresować się razem z tobą, kiedy nadejdzie taki moment. Nie chcę odbierać twojej niezależności. Ale chciałabym, żebyś zrozumiała, że warto i...nawet lepiej będzie się trochę odciążyć i pogłowić się wspólnie nad problemem, z którym mamy styczność. Nie w pojedynkę.
— Och.
Alfa przyjrzała się uważnie reakcji widniejącej na twarzy Jauregui. Wydawała się autentycznie zaskoczona.
— Myślałaś, że zamierzam z czasem stłumić twoją niezależność?
— Nie myślałam o tym w taki sposób... W końcu wiem, jaką jesteś osobą, ale z drugiej strony...masz swoją inną naturę, jesteś Alfą i...sama nie wiem. Poza tym... — Spuściła spojrzenie do ich splecionych dłoni. — Nie jestem na tyle naiwna, żeby zakładać, że związek nie wymaga wyrzeczeń.
— Alfą? Wyrzeczeń? — Camila nie mogła uwierzyć w to, co słyszy. — Mój ojciec był Alfą, w moich oczach ma niemal dwa metry i jest potężnie zbudowanym mężczyzną...a moją mamę widziałaś na własne oczy. Przez te wszystkie lata mój ojciec nigdy nie próbował nikim rządzić, tym bardziej moją mamą, prędzej to ona taką rolę obejmowała i o wielu rzeczach decydowała. Nie był pantoflem, ale nigdy nie próbował zmieniać tego, jak chaotyczna, wymagająca i czasem trudna do zniesienia przez swój...dość silny i specyficzny charakter jest — zacisnęła na moment usta. — Mam wzorce od niego. Nigdy nie próbowałabym cię zmieniać, bo jestem Alfą i taki jest istniejący stereotym, więc "tak trzeba" postępować.
Lauren uniosła ponownie wzrok, napotykając tym razem łagodniejsze, choć zdezorientowane spojrzenie Camili.
— I wyrzeczenia brzmią zbyt poważnie. Wolałabym kompromisy, które miałyby dawać tylko dobre rezultaty. Jasne, niektóre będą większe czy mniejsze po którejś ze stron...ale wolę o tym rozmawiać, zamiast narzucać z góry, że masz całkowicie się zmienić, dla przykładu — oblizała wargi. — Jasne, teraz może to wszystko brzmi niemal jak przymus, ale to dlatego, że przez tak długi czas kompromisy wychodziły tylko z mojej strony...albo w największej części. Myślę, że teraz czas na to, abyś ty spróbowała jakieś wprowadzić, ale... — Westchnęła cicho, przerywając na moment. — Na koniec dnia nie jestem w stanie fizycznie, psychicznie czy jakimkolwiek innym sposobem zmusić cię do tego, abyś poszła na kompromis i spróbowała ze mną rozmawiać, zamiast uciekać albo odpychać mnie od siebie. To twoja decyzja czy w ogóle spróbujesz, żeby w ogóle przekonać się, jaki może być z tego rezultat, Lauren.
Lauren nie wtrąciła się ani razu, słuchając uważnie każdego słowa i w myślach nie dowierzając temu, jak bardzo na wyrost — w dodatku błędnie — wychodziła ze swoimi założeniami. Zawsze miała do czynienia z widokiem związków, w których powtarzał się ten sam schemat, czyli jedna strona miała "ważniejsze" zdanie od drugiej, że we własnym...zakładała, że po czasie wspaniałego, tak zwanego, "miesiąca miodowego" wszystko wywróci się do góry nogami i przestaną być sobie tak równe. Druga natura Camili sugerowała w myślach Lauren to, w jaką stronę ta relacja mogłaby zabrnąć — że to ona musiałaby się dostosowywać, a z kolei taki przymus dawałby wrażenie utraty niezależności, z której Jauregui zawsze była tak dumna.
— Myślałam, że znam cię lepiej — wyszeptała Jauregui. — A teraz wychodzi na to, że wiem tyle co nic.
— Wiesz o mnie bardzo dużo, ale...wydaje mi się, że takie rozmowy powinny wypłynąć znacznie wcześniej, a nie dopiero teraz — Alfa ponownie spojrzała na ich złączone dłonie i pewniej splotła ich palce. — Porozmawiałabym z tobą o tym wszystkim. Ale może za każdym razem uważałyśmy, że to za wcześnie na takie rozmowy. Zwłaszcza, że większość czasu jednak nie byłyśmy w związku, co dawało trochę wrażenie, że może być na to za szybko.
— Przepraszam...znowu — Lauren zamknęła powieki i zacisnęła z frustracji na samą siebie usta.
Camila tego nie skomentowała.
— Od samego początku wszystko spieprzyłam — dodała ciszej przez zęby. — Jedyne co ze sobą przynoszę to problemy — spojrzała na twarz swojej partnerki. — Nic dziwnego, że wolałaś zostawić wszystko za sobą. W końcu...ile można z tym wytrzymywać.
— Myślę, że po prostu się pogubiłaś. Sam początek naszej znajomości był dość...nieprzewidywalny. Tak samo jak każde kolejne nasze spotkanie. Ciężko było przewidzieć, gdzie to wszystko nas zaprowadzi — westchnęła cicho. — Jednak mogłaś już wtedy rozmawiać ze mną o tym, co czujesz. Zadawałaś tylko konieczne pytania, nic więcej. A teraz...okazuje się, że nie przebrnęłyśmy przez podstawy, bo cała ta otoczka niecodzienności naszej znajomości i całej relacji zawsze podsuwała inne kwestie na pierwszy plan.
— Nie tłumacz mnie, Camila — starsza odwróciła głowę, z dala od spojrzenia brunetki. — Spieprzyłam. Wiem o tym. I wiem, że...muszę się postarać, bo inaczej... — Przerwała, aby przełknąć ślinę. — Wyraziłaś się jasno, co z nami będzie, jeżeli nic się nie zmieni.
— Nie zmuszę cię do zmian, Lauren. Bo jeśli wiesz już teraz, że nie będziesz w stanie poradzić sobie chociaż z tym, żeby spróbować...to chyba wiemy, że nie ma sensu przyciskać cię do zmian, których po prostu nie chcesz.
— Mówiłam. Dam sobie radę. Nie musisz nawet o tym myśleć — odpowiedziała pośpiesznie, ponownie zerkając na Camilę. — Tylko nie wiem, co teraz. Jeszcze chwilę temu chciałaś odejść, a teraz jesteś nadto wyrozumiała... Nie wiem, co mam zrobić.
Lauren rozplątała lewą dłoń, aby sięgnąć do twarzy i przesunąć w nerwowym geście po czole. W tym samym czasie jej dolna warga drżała, nieustannie będąc gotowa wypuścić najcichszy szloch przez nadmiar emocji — a to był jakiś niedorzeczny rollercoaster.
— Cóż...skoro tak stawiasz sprawę to chyba nie ma konieczności, abym wychodziła. No chyba, że chcesz sobie to wszystko na spokojnie przemyśleć. Dużo rzeczy miało miejsce w bardzo krótkim odstępie czasu.
Lauren jedynie mocniej zacisnęła prawą dłoń wokół palców Alfy.
— Okej, rozumiem aluzję — cień uśmiechu przebiegł przez wargi młodszej kobiety.
— Nie wiem, co mam zrobić — powtórzyła Jauregui, ale tym razem szeptem, czując, jak panika na nowo ogarnia jej ciało. — Przepraszam.
— Chyba więcej nie zrobimy w jeden wieczór. Przynajmniej nie zrobimy niczego, co dałoby jakiś sensowny efekt. Obie...przechodziłyśmy ze skrajności w skrajność z naszymi emocjami.
— Przepraszam.
Tym razem, kiedy Lauren ponownie spojrzała na twarz Camili, w jej oczach pojawiły się łzy. Była o włos, żeby całkowicie się rozkleić — i nie dlatego, aby zmiękczyć jakkolwiek serce młodszej kobiety, ale nigdy nie musiała przechodzić przez coś takiego i nie była w stanie poradzić sobie z nadmiarem emocji i ciężarem, który wciąż znajdował się na jej barkach. Co też istotne, sam ciężar zdawał się zwiększać swoją wagę z każdą mijającą chwilą.
— Lauren...
Przez to, że głos Camili przez tę sekundę czy dwie zabrzmiał znajomie miękko i czuło, Lauren nie mogła dłużej wytrzymać i z ciężkim wdechem, który w ostatniej chwili pohamował szloch, który dokładnie w tamtym momencie przeszedłby przez jej wargi, pchnęła swoje ciało na Alfę, owijając niedbale wokół jej talii wolne ramię.
Te dłonie, które wciąż były ze sobą splecione trochę niekomfortowo wbijały im się w brzuchy, jednak nie powstrzymało to Lauren od tego, aby przysunąć się jeszcze bliżej i schować twarz w zagłębieniu szyi brunetki z drżącym oddechem i mocno bijącym sercem. Sama Camila była odrobinę zdezorientowana jej zachowaniem, ponieważ Jauregui nie miała w zwyczaju wykonywać tak gwałtownych ruchów — tym bardziej takich, które sprowadzałyby jakąś formę czułości między nimi. I nie było tak tylko ze względu na ich obecnie kruchą relację. Po prostu Lauren nie była typem osoby, która sięgałaby do takich gestów czy zachowań.
To zawsze była domena Camili, która teraz z czystego przyzwyczajenia — choć było to trochę przeczące, patrząc na to, jak długo były od siebie odseparowane na własne życzenie oraz bezradność — przełożyła wolne ramię przez górną część pleców starszej, przytrzymując ją z łagodnością w tym geście przy sobie.
— Jesteś zbyt cierpliwa — wymamrotała ledwo wyraźnie w szyję, po której przeszły dreszcze przez gorące powietrze i wibracje. — A ja zbyt samolubna, żeby przestać to wykorzystywać — poprawiła się w ramieniu kobiety, muskając czubkiem nosa rozpaloną skórę. — Przepraszam, że jestem taka samolubna.
— Mówiłam, że nie byłam ślepa. Nie zakochałam się w ideale.
Lauren natychmiast podniosła głowę, aby być twarzą w twarz z Cabello. Kompletnie nie spodziewała się, że powie coś takiego — a tym bardziej czegoś, co podkreślałoby ciągłe istnienie tych samych uczuć. Byłoby to oczywiście niedorzeczne, tak zakładać, że wszystko zniknie w kilka sekund, ale starsza kobieta nie myślała racjonalnie w tym całym emocjonalnym chaosie.
— Camz...
Tym razem pierwsze łzy zleciały po bladych policzkach Jauregui, która sekundę później rozłączyła ich dłonie, aby szybko przetrzeć twarz i na nowo objąć kobietę — tym razem używając obu ramion i z większą siłą, choć niezamierzoną. Przez kolejne niespodziewane rzucenie się przez Lauren, Camila nie miała za bardzo wyboru i musiała praktycznie usiąść na blacie, żeby mieć większą stabilność przy takich atakach.
— Nigdzie nie idę — powiedziała cicho Alfa, obejmując jednym ramieniem ponownie górną część pleców Lauren, a drugą dłoń ułożyła na jej głowie, delikatnie ją głaszcząc i przeczesując od czasu do czasu palcami ciemne kosmyki.
Starsza potrafiła tylko mocniej owinąć wokół jej ciała ręce, przyciągając maksymalnie do swojej klatki piersiowej. Chociaż sam natłok emocji, który zaczynał z niej stopniowo — choć jednocześnie bardzo powoli — schodzić, nie mogła wytrącić ze świadomości tego, że poza tym jednym wieczorem, kiedy wypiły za dużo po powrocie Cabello z Nowego Jorku nie była w stanie przypomnieć sobie ile czasu minęło od momentu, w którym była tak blisko niej.
Taka prosta bliskość wydawała się odległa, choć wciąż tak dobrze znajoma.
Po upływie kilku minut, gdy Lauren zdecydowała się unieść głowę i spojrzeć na Camilę, nie spodziewała się tego, że jej twarz będzie tak blisko, co poskutkowało chwilowym onieśmieleniem i zawstydzeniem, kiedy przypatrywała się jej w bezruchu ze wstrzymanym oddechem oraz ramionami wciąż ciasno owiniętymi wokół jej ciała.
W chwili, kiedy Alfa miała kontakt wzrokowy z partnerką, to dłoń, która dotychczas głaskała jej głowę, natychmiastowo się zatrzymała. Nie wiedziała, jak zareagować na taką bliskość i jednoczesne nawiązanie kontaktu z kobietą. Było jej jakoś tak łatwiej, kiedy nie musiały na siebie patrzeć. Sam dotyk był wystarczający po tak długiej separacji. Dodanie takiej formy komunikacji wydawało się nadawać cień intymności jaki miały wcześniej i która była dla nich obca od bardzo dawna.
Żadna nie wiedziała, jak się zachować.
Chociaż przy innych okolicznościach Lauren pewnie byłaby pierwsza do wykonania jakiegoś ruchu, tymczasem teraz jej oczy wydawały się spłoszone oraz ostrożne w tym samym czasie. Spłoszone, ponieważ taka bliskość nie była czymś codziennym i ciężko było przewidzieć, co mogłoby się wydarzyć, a tym bardziej jakie wyniknęłyby z tego konsekwencje. Z kolei ostrożne, bo musiała się pilnować i śledzić uważnie Camilę, bo wolała polegać na jej zachowaniu w takim momencie, zamiast pchać się tam, gdzie prawdopodobnie nie byłaby chciana.
Wolała nie zostać dobitnie odrzucona przez Cabello, gdyby popełniłaby głupi błąd i pochyliła się bardziej w przypływie odwagi. Wiedziała jednak, że gdyby dopuściłaby się takiego idiotyzmu w ich obecnym położeniu, to w zasadzie zasłużyłaby sobie na takie traktowanie po tak wielokrotnym odpychaniu Camili, kiedy próbowała wyciągnąć do niej dłoń.
Mimo wszystko wolała nie kusić losu, więc pozostawała dzielnie w tej samej pozycji, wędrując wzrokiem po twarzy brunetki, jakby widziała ją po raz pierwszy. Przez te cholerne wyłapanie spojrzenia sprzed chwili każdy kolejny ruch wydawał się niepewny i mógłby naruszyć jakąś niewidzialną granicę między nimi.
Wszystko między ich dwójką było zbyt kruche, aby pozwalać brawurze obrać stery.
— Patrzysz na mnie tak, jakbym miała uciec — młodsza przerwała napiętą ciszę szeptem.
— Bo nie wiem, czy tego nie zrobisz. Nie mogę cię zmusić do zostania.
— Nigdzie nie idę — powtórzyła jej, po czym spojrzała w dół, na blade ramiona owinięte wokół jej talii. — Poza tym ciężko byłoby wydostać się z takiego uścisku — uniosła ponownie wzrok na Lauren. — Trzymasz mnie blisko siebie.
— Trudno jest ot tak cię puścić, skoro niedawno byłam niemal pewna, że stąd wyjdziesz i już nie wrócisz.
— A jednak wciąż tutaj jestem — przesunęła na nowo palcami między kosmykami swojej partnerki. — Nie zmienia to faktu, że nowością jest...samo to, że trzymasz mnie tak blisko.
— Przepraszam — wyrwało się Lauren z automatu. — To nie powinno być nic nowego.
— Wiem o tym.
— Nie chcę cię puszczać — wymamrotała nieśmiało, poprawiając ramiona wokół ciała Alfy. — Ale jednocześnie nie chcę, żeby bycie tak blisko mnie stało się dla ciebie dziwne.
— Jest w tym coś znajomego — sprostowała szybko młodsza. — Jednak czas...zrobił swoją robotę.
Jauregui przygryzła wnętrze policzka, czując nieprzyjemny ścisk w klatce piersiowej na te słowa. Oczywiście w tym, co mówiła Camila była sama prawda i równie prawdziwe było to, że winowajca jest tylko jeden — Lauren. To jej decyzje sprowadziły ich do tego punktu, kiedy Camila raz za razem próbowała rozmawiać, tłumaczyć i próbować...tak naprawdę czegokolwiek, byleby przyniosło to tylko pozytywny rezultat.
Lauren wolała zamknąć się w swojej bańce, a teraz widziała na własne oczy — tym razem w pełnej świadomości — efekty, a raczej konsekwencje tego, do czego zaprowadził ją zszargany instynkt, za którym tak wiernie podążała.
— Tęskniłam za tobą — wyszeptała Jauregui, uznając, że nawet tak mała informacja zrobiłaby jakąś różnicę. — Zdaję sobie sprawę, że zachowywałam się, jakby było kompletnie inaczej — oblizała wargi, mimowolnie spoglądając przez ułamek sekundy na usta Cabello. — Ale tęskniłam za tobą. Zwłaszcza wtedy, kiedy byłaś na wyjeździe.
— Ja też... — Alfa przerzuciła spojrzenie na własną dłoń, która teraz zaczesywała w tył opadające kosmyki na czoło Lauren. — Tęskniłam — westchnęła cicho. — Co ja mam z tobą zrobić? — Pytanie pozostało bez odpowiedzi, więc dla zbicia czasu zahaczyła część włosów o ucho starszej.
— Nie wiem — wymamrotała po dłuższej chwili.
Kiedy Camila ponownie spojrzała na twarz kobiety, przyłapała ją na spoglądaniu na usta, na co jedynie uniosła brew, a wyraźnie speszona Lauren odwróciła natychmiast wzrok. To ponownie było do niej tak niepodobne.
— Czy myślisz, że w ogóle jest... — Pochyliła się odrobinę ku starszej. — Realna szansa na to, żebyśmy wróciły chociaż do części tego, co miałyśmy wcześniej?
Jauregui przełknęła ciężko ślinę, spojrzała krótko na brunetkę i kiwnęła głową. Nie była pewna, jak zareagować na to przybliżenie przez Cabello w jej kierunku. Nie chciała dokonać złego założenia — a akurat w jej przypadku było o to niesamowicie łatwo.
— Mam taką nadzieję — powiedziała w końcu, nerwowo splatając ze sobą palce na plecach Alfy. — Zawsze łatwiej jest coś zepsuć niż naprawić, ale mam nadzieję, że znajdziemy drogę powrotną.
— To prawda — przytaknęła Camila, przyglądając się raz jeszcze całej postawie kobiety. — Obym nie dawała sobie mydlić oczu — dodała szeptem, kiedy zsunęła dłoń z boku głowy Lauren do jej nagrzanego i czerwonego policzka. — Tęskniłam za tobą — powtórzyła, po czym ponownie przysunęła głowę w kierunku Jauregui, która nawet nie drgnęła. Pierwszy raz nie zamierzała się wychylać.
Ciepły kciuk musnął kilkanaście razy gładką skórę policzka, zanim powędrował niżej, zatrzymując się dopiero pod dolną wargą Lauren, która nie spuszczała wzroku z oczu swojej partnerki. Sam ruch wystarczająco dużo sugerował, jednak nie zmusiło to Jauregui, aby pisnęła chociażby słowem — czekała cierpliwie na rozwój sytuacji, wiedząc, że tym razem powinna trzymać się w tyle. Nie chciała spłoszyć Camili.
— To w porządku? — Dziwnie było zadać takie pytanie, niemniej jednak Cabello jak zwykle wykazała się taktem, o czym Lauren w życiu by nie pomyślała. Na pierwszy rzut oka zadanie pytania z oczywistą odpowiedzią wydawało się banałem.
— Tak.
Sekundy po tej krótkiej wypowiedzi, Camila zabrała kciuk spod wargi Lauren i pochyliła się po raz ostatni, całując ją z pełną świadomością pierwszy raz od...sama nawet nie pamiętała kiedy. Oczywiście pierwszy kontakt był dość niepewny dla obu stron, bo najpierw taka interakcja wydawała się dziwnie obca przez długą separację, jednak wspominana wcześniej tęsknota bardzo szybko przejęła stery — zamieniając niewinny pocałunek w zawzięty i nieustanny kontakt z wyraźną chęcią pójścia dalej.
Nie obyło się bez desperackiego chwytu u każdej kobiet za ciało drugiej — Camila zacisnęła palce na włosach partnerki, a z kolei ona w lewej dłoni trzymała zgniecioną koszulkę, natomiast palce prawej wbijała w ciepłą skórę, próbując przyciągnąć ją w ten sposób jeszcze bliżej. Było to nad wyraz zaskakujące, że obie reagowały z taką samą intensywnością na najmniejszy ruch, który popychał do częstszego i odważniejszego wędrowania dłońmi po ciele drugiej, poznając je na nowo — przynajmniej tak mogłoby się wydawać po tak długiej rozłące.
Gdy tylko zabrakło im powietrza, a oddychanie przez nos przestało być wystarczającą opcją, oderwały się od siebie gwałtownie, obserwując na szybko reakcję drugiej, aby wybadać, co może wydarzyć się dalej. Zarówno Lauren, jak i Camila miały niewątpliwie ciężki oddech, którego nie dało się tak szybko opanować, aby wyjść na jako-tako dyskretną, a w dodatku jeszcze większa czerwień na policzkach czy szyi zdradzała, że jedna wywarła wystarczająco mocny efekt na drugiej.
Oczy z kolei mówiły jedno — nie potrzeba było słów, ponieważ spojrzenie dawało oczywisty sygnał, że wystarczyła chwila, aby przenieść się z kuchni do sypialni, co przy użyciu zdrowego rozsądku mogło być rozwiązaniem, które pokomplikowałoby sprawy, jednak emocje oraz tęsknota brały górę.
Camila była pierwsza do przerwania chwili spokoju poprzez zsunięcie się z blatu, a następnie zwinne wsunięcie ramion wokół talii Lauren, która instynktownie przesunęła własne do górnej części jej pleców, po czym na nowo przyciągnęła ją do żarliwego pocałunku z jeszcze większym przylgnięciem do rozgrzanego ciała partnerki.
Normalnie łatwo byłoby pójść za takim zbiegiem wydarzeń i bez większego przemyślenia ruszać do przodu, krok za krokiem, nie myśląc o konsekwencjach, które czyhałyby na nie dopiero następnego ranka. Tak byłoby również o wiele prościej, zamiast zastanawiać się nad tym, co faktycznie mogłoby przynieść jutro — niedawno przerabiały podobną sytuację, tylko będąc najpierw nietrzeźwe, a później skacowane i sfrustrowane. Nie wyniknęlo z tamtych decyzji nic dobrego. Zaogniły tylko ich obecny konflikt.
Teraz Lauren spróbowała przerwać błędne koło, przy którym cały czas się znajdowały — odsunęła się od Camili na tyle, aby przerwać pocałunek, co wywołało dezorientację na jej twarzy.
— Chwila — powiedziała szybko na jednym oddechu, po czym oparła zgięty łokieć o szczyt ramienia młodszej, jednocześnie sięgając do roztrzepanych włosów, które nerwowo złapała między palce.
— Co się stało?
Na nagle słyszalną niepewność w głosie Camili, starsza kobieta sięgnęła drugą, wolną dłonią do jej szyi, w kojący sposób przesuwając końcówkami krókich paznokci po skórze, kiedy próbowała na szybko zebrać myśli — przynajmniej jakieś resztki tych brzmiących z sensem.
— Nie chcę, żeby... — Kiedy głos Lauren lekko się załamał, musiała odchrzaknąć, mówiąc chwilę później ze znacznie obniżonym tonem, który również zdradzał efekty wpływu Cabello. — Nie chcę powtórki z tego, że najpierw coś zrobimy, a następnego dnia wyjdzie z tego kłótnia, bo każda odbierze to inaczej — nawiązała po krótce do ostatniej wpadki i jednocześnie sprzeczki, która wyszła tuż po przyjeździe Alfy z Nowego Jorku.
— Och.
— Nie mówię, że to zła decyzja...obie jesteśmy dorosłe, ale nie chciałabym jutro mieć przez to kłótni albo jakichś niedomówień — wytłumaczyła ciszej, patrząc błagalnie na Camilę, aby w końcu coś powiedziała.
— Cóż...to na pewno nie jest droga do rozwiązania naszych problemów. Teraz to raczej...kumulacja tego wszystkiego i, umm... Jak sama mówiłaś, jesteśmy dorosłe, nie musimy się z tego tłumaczyć, ale z drugiej strony...raczej żadna nie wpadnie na pomysł, że jedna rzecz usunie każdy problem.
— To prawda... — Lauren poczuła delikatny dotyk na plecach przez ciepłe dłonie. Momentalnie zatrzymała ruchy tej, która znajdowała się na szyi Camili. — Ale czy to nie powinno być inne?
— Inne...? Co takiego?
— No...to — wykonała z nerwów przypadkowy gest dłonią wskazując raz na siebie, a raz na Camilę, zanim opuściła całkowicie ramię wzdłuż własnego ciała.
— Chyba nie rozumiem.
— Wcześniej było między nami inaczej — Jauregui potarła nerwowo skroń palcami. — Zawsze ty byłaś wokalna o...swoich uczuciach, a ja nie — odchyliła łagodnie głowę, uciekając przy tym spojrzeniem od pytającego wyrazu twarzy Camili. — Teraz...sytuacja trochę się zmieniła, bo też zaczęłam coś więcej mówić. Przynajmniej, um, właśnie teraz. I nie wiem czy... Znaczy...
Alfa przechyliła w bok głowę, niepewna do czego Lauren zmierza. Miała gdzieś między wieloma myślami krótki zamysł, jednak wolała brać go jako bardzo nieprawdopodobną nadzieję na pójście o duży krok dalej niż coś, co mogłoby faktycznie ocierać się o zaistnienie w rzeczywistości.
— Wiem, że to seks. Technicznie — Lauren zsunęła dłoń do własnego karku, który zaczęła pod wpływem nerwów i nagłej nieśmiałości drapać. — Ale podobno, kiedy dodaje się do tego kwestię...um, uczuć, to... To patrzy się na to inaczej. Znaczy, odbiera się to inaczej — spojrzała na twarz Camili, mając nadzieję, że znajdzie tam jakąś odpowiedź, ale młodsza kobieta wydawała się zdezorientowana, co wcale nie pomagało. — Czy nie? Nie znam się na tym.
— Nie jestem pewna... — Alfa przerwała na moment, próbując znaleźć odpowiednie słowa. Miała niemal pewność, że wie o czym mówi, ale powiedzenie tego na głos i świadomość, że to może być jedna wielka pomyłka oraz wtopa jednocześnie, sprawiały, że wolała jeszcze się powstrzymać przed potwierdzeniem domniemań. — ...czy myślimy o tym samym. Mówisz bardzo...naokoło.
— Wspominałaś o tym kiedyś — Cabello uniosła na te słowa brew. — Nie pamiętam już kiedy. Mówiłaś... — Przełknęła z trudem ślinę, patrząc błagalnie na brunetkę z nadzieją, że podchwyci temat. — Mówiłaś wtedy o tym, że uczucie jest jednostronne, bo wtedy nie mówiłam za wiele w tej kwestii i....mówiłaś wtedy o seksie, że sypiamy ze sobą, ale...ale oczywiście nie traktujemy tego jako jakieś przypadkowe pieprzenie i...jednocześnie, że nie traktujemy tego jako przeciwieństwo...tego...tego pieprzenia.
— Dlaczego wciąż mówisz naokoło zamiast powiedzieć wprost o co ci chodzi?
— Bo się na tym nie znam — odpowiedziała Lauren, jakby to było coś oczywistego. — I brzmiałoby to z mojej strony...głupio.
— A ja się znam? — Camila uniosła tym razem obie brwi w zaskoczeniu. — Jasne, rozumiem oczywiście, że nie mowa o zwykłym seksie czy pieprzeniu, tylko o kochaniu się, jeśli...faktycznie dobrze zrozumiałam, ale...dlaczego mówienie o tym miałoby brzmieć głupio?
— No nie wiem — Jauregui ponownie owinęła wokół siebie ramiona, uciekając spojrzeniem w bok. — Może dlatego, że nawet nie mam bladego pojęcia czy istnieje między tym wszystkim jakakolwiek różnica?
— Wydaje mi się, że różnica jest wtedy, kiedy rzeczywiście zechcesz jakąś przypisać do którejkolwiek z tych opcji, Lauren — chociaż nie miały kontaktu wzrokowego, Camila miała łagodne spojrzenie oraz wyraz twarzy.
— Jaka tutaj mogłaby być różnica? — Zapytała cicho starsza. — I czy to jest w ogóle opcja, która jest do wzięcia pod uwagę w naszej obecnej sytuacji?
— To zawsze była opcja do wyboru...po prostu wcześniej, tak mi się wydaje, nie było na nią miejsca przy tym, na jakim etapie była nasza relacja. Ale to nie znaczy, że nigdy takiej możliwości nie było — wytłumaczyła pośpiesznie Alfa, aby nie powiedzieć za dużo. — I ciężko jest mi narzucać różnice, bo chyba tylko ty możesz je wyznaczyć. Ale...
Cabello spojrzała w dół, oceniając po krótce jak niewielka odległość była między ich ciałami, kiedy zastanawiała się w tym samym czasie, jak dobrać odpowiednie słowa. Nie była przygotowana na taką rozmowę z Lauren, tym bardziej teraz. W tej chwili nie pomagały również wcześniej wytworzone scenariusze w jej głowie, jak taka rozmowa mogłaby przebiec. Jednak była wyraźna różnica między wyimaginowanym wizerunkiem otwartej Lauren, a znalezieniem się w sytuacji, gdzie jest to naoczny widok i trzeba zastanowić się nad słowami, aby jej nie spłoszyć.
A jednak można byłoby ją spłoszyć bardzo szybko i na nowo schowałaby się w swojej bezpiecznej przestrzeni. Camila wolała wykorzystać tę możliwość na tyle, na ile mogła — ale żeby właśnie to zrobić, musiała na szybko zastanowić się, jak prowadzić z nią rozmowę, aby nie uciekła.
Może tym razem nie tak dosłownie "uciekła".
— Na ten moment to, co miałyśmy było dla mnie bliskością — zaczęła powoli Cabello. — Co nie jest złą rzeczą, absolutnie. Ale ta bliskość...raczej dotyczyła tylko fizyczności. Jasne, miałyśmy przy tym jakieś momenty czułości, ale...to tyle — przełknęła ślinę. — To, co może wyróżniałoby tę kwestię, o której tak naokoło mówiłaś...byłaby intymność. Przynajmniej dla mnie. A wcześniej...starałam się ją omijać jak tylko mogłam, żeby nie obciążyć cię czymś, na co mogłabyś nie być gotowa albo...po prostu wprowadzać coś, na co nie było jeszcze między nami miejsca, bo na przykład...było na to za wcześnie.
Lauren kiwnęła powoli głową, zanim zwróciła się twarzą do partnerki.
— Czym jest dla ciebie ta intymność?
— Trudno...trudno jest opisać to tak z miejsca, ale...ale wydaje mi się, tak na szybko, że jest to między innymi sposób, w jaki się komunikujemy, na jakie drobne interakcje możemy sobie pozwolić i...i przede wszystkim, że jest przy tym wszystkim podobna reakcja w odpowiedzi, zamiast zaskoczenia, dezorientacji czy dyskomfortu.
— Myślałaś wcześniej o tym? O intymności i wszystkim co z tym związane?
— Cóż...no tak, ale... — Camila sięgnęła dłonią do szyi, która zaczęła ją swędzieć z nerwów. Głupi tik, głupi nawyk, głupie odsłanianie swojej nerwowości. — To zawsze była tylko myśl, nic więcej. Wiedziałam, że nie ma miejsca na spróbowanie czegokolwiek z tego zakresu między nami.
— Skąd to przekonanie?
— Skoro nie byłaś gotowa mówić o swoich uczuciach albo...nawet po prostu bardziej otwarcie ze mną rozmawiać, to na dobrą sprawę nigdy nie było sensu myśleć nad intymnością. Mogłaby tylko cię odstraszyć. Nie powiem, że było to proste, wybijać to sobie z głowy, bo jednak większość czasu...przez moją drugą naturę odczuwałam i odczuwam wszystko bardziej intensywnie, ale nigdy nie przekroczyłam tej granicy... Żebyś po prostu nie zamknęła się w sobie bardziej i zaczęła się ode mnie oddalać.
— A teraz? — Camila pozwoliła, aby Lauren chwyciła jedną z jej dłoni między swoje, głaszcząc ją opuszkami obu kciuków. — Widzisz miejsce na taką intymność między nami?
— Jak mówiłam, nie było na nią miejsca przez to, w jakim miejscu stałyśmy z naszą relacją, co też przekładało się na to, że nigdy nie było też odpowiedniego czasu na próby wprowadzania takiego elementu. Ale jeśli teraz myślisz o czymś takim, ale kryje się za tym jakaś "powinność", bo tak trzeba, skoro rozmawiamy o swoich uczuciach, to dla mnie ta rozmowa przepada. Nie było absolutnie tego tematu. Nie zamierzam cię do czegoś świadomie popychać, Lauren.
— Nie chodzi mi o jakąś powinność. Po prostu...dopytuję, bo naprawdę nie orientuję się w takich tematach i nie mam kompletnie pojęcia, jak prowadzić takie rozmowy. Dlatego...wolałam zapytać, co uważasz, bo...to przynajmniej jest dla mnie bardziej naprowadzające. I pomocne. Nic więcej. Nie chodzi o powinność tylko o to, czy chciałabyś tego spróbować? Intymności, mam na myśli. O to wszystko mi chodzi. Wiadomo.
— A czułabyś się w ogóle z tym komfortowo? — W końcu udało jej się wyłapać kontakt wzrokowy z Lauren.
— Trudno jest zapewnić, że czułabym się komfortowo z czymś, czego w ogóle nie znam — zacisnęła na moment wargi. — Ale to nie znaczy, że nie byłoby mi łatwiej spróbować. W końcu jestem z tobą. A z tobą...naprawdę wiele rzeczy jest o niebo łatwiejsze.
— Jesteś tego pewna? — Tym razem pytanie ze strony Camili przeszło niczym szept. — Lauren? — Sięgnęła wolną dłonią do talii kobiety, którą łagodnie objęła, przyciągając jednocześnie jej ciało bliżej własnego.
— Tak — wymamrotała po tym, jak wtuliła twarz w mostek młodszej kobiety z palcami kurczowo owiniętymi wokół ciepłej dłoni, którą nadal miała przy sobie. — Przepraszam, jeśli zrobię coś źle — dopowiedziała jeszcze ciszej, ale Alfa doskonale ją słyszała.
— Nie przepraszaj za takie rzeczy — nie mogąc się powstrzymać, Cabello ucałowała głowę partnerki, zanim pozwoliła sobie na pewniejsze objęcie jej wolnym ramieniem. — Wyjdźmy w końcu z tej kuchni. Chodź ze mną — powiedziała łagodnie, na co Lauren nie śmiała nawet oponować, bo tak szczerze powiedziawszy miała dość stania w miejscu, w którym prawie po raz drugi by się rozstały.
Nie zmieniało to jednak faktu, że po przekroczeniu progu sypialni, gdy weszła jako pierwsza, była odrobinę zdezorientowana — nie wiedziała, jak to wszystko ma wyglądać. Dlatego też ułożyła dłonie na biodrach, próbując utrzymać resztki w miarę pewnej siebie postawy, po czym spojrzała na młodszą kobietę, która domykała za nimi drzwi.
— I co teraz?
Brązowe tęczówki przelotnie na nią zerknęły.
— To nie będzie coś całkowicie nowego, Lauren — odpowiedziała spokojnym głosem. — Z praktycznej strony — poruszyła palcem wskazującym, dając Jauregui znać, aby podeszła bliżej. — Nie zaprzątaj sobie niepotrzebnie głowy drobiazgami — wyciągnęła dłoń, kiedy kobieta była wystarczająco blisko, po czym objęła jej talię, a na sam koniec musnęła czubkiem nosa delikatną skórę rozpalonego policzka. — Ale jeśli będziesz czuła się z czymś niepewnie albo niekomfortowo, powiedz mi od razu, dobrze?
Starsza kiwnęła jedynie głową w odpowiedzi. Tuż po tym powoli przesunęła dłońmi wzdłuż rozluźnionych ramion Alfy, zatrzymując się dopiero na ich szczycie, kiedy mogła swobodnie objąć jej kark i być tym samym jeszcze bliżej niż wcześniej. Taka bliskość wciąż była na swój sposób dziwna, ponieważ obie kobiety zdążyły się od niej odzwyczaić i taki powrót — tym bardziej z takim tłem — był na swój sposób stresujący. Trudno było zrobić coś, co niegdyś było czystym przyzwyczajeniem, a teraz trzeba było zastanowić się, czy to nie jest zbyt odważne posunięcie.
Mimo wszystko wciąż kroczyły na pewnej granicy i jakby się nad tym zastanowić, ta sytuacja nie powinna w ogóle zaistnieć, bo to naprawdę nie był ani dobry czas, ani miejsce w ich związku, aby ruszać z jednej strony o krok dalej, jednocześnie znajdując się tak bardzo w tyle.
To było tylko pozorne pójście naprzód w jednej sferze, kiedy każda inna była na cienkiej linii rozpadku.
Ale finalnie to całe gadanie nie miało najmniejszego znaczenia, bo i tak wygrywały emocje — w tym przypadku tęsknota — więc nie wycofywały się z tego nieznanego obszaru. Samo wpadnięcie głębiej w obecną sytuację nie było jednak takie trudne, przynajmniej w umyśle Lauren, która miała dotychczas wrażenie, że będzie miała większe problemy i wątpliwości. Okazało się kompletnie inaczej, bo dotyk ze strony Camili i to, co działo się później, krok po kroku, było mimo wszystko na tyle znajome, że nie była w stanie dostrzec różnicy. Miała wręcz wrażenie, jakby wpadły na dobry, wręcz bezpieczny tor z ich związkiem.
Bo przecież wszystko było takie znajome: sama sytuacja, dotyk i wszystko to, co działo się pomiędzy, dopóki spojrzenie Camili nie uległo zmianie, kiedy znajdowała się tuż nad jej nagim ciałem. Chociaż zawsze w takich chwilach było ono czułe, teraz Lauren wychwyciła w nim coś innego — nie mogła jednak okreslić co to dokładnie było, a tym bardziej co mogło zwiastować.
Ostatecznie z pełną świadomością to zignorowała. Nie chciała myśleć nad tym za dużo. Wolała na ten moment pozostać przy błogiej nieświadomości.
— Wszystko dobrze?
Lauren uchyliła powieki na dźwięk łagodnego szeptu. Zerknęła w dół, na kobietę, która w tym samym momencie odsunęła na dobre wargi od jej nagiego mostku.
— Tak.
Alfa podniosła się wyżej, aby być twarzą w twarz ze swoją partnerką.
— Na pewno? — Ciepła dłoń odgarnęła z bladego, rozpalonego policzka kilka ciemnych kosmyków.
— Na pewno.
— Powiesz mi, jeśli coś będzie nie tak? — Przed zadaniem tego pytania zsunęła kciuk pod dolną wargę Jauregui.
— Powiem — Lauren sięgnęła bladą dłonią do boku szyi kobiety, żeby musnąć go kilkukrotnie palcami. — Nie masz czym się przejmować — zapewniła raz jeszcze, zanim przesunęła dłoń na kark Camili, a następnie przyciągnęła do siebie jej ciało za pomocą jednego ruchu.
— Skoro tak mówisz — wyszeptała na jednym oddechu Alfa po tym, jak krótki, choć intensywny pocałunek do którego została porwana dobiegł końca. — Przynajmniej teraz nie wyglądasz już na taką zestresowaną — dodała, zanim uśmiech przebiegł przez jej wargi.
— Nie byłam zestresowana — Lauren od razu zaprzeczyła, jednocześnie bawiąc się palcami jednej dłoni włosami młodszej kobiety. — A ty? Stresujesz się?
— Nie — czubkiem własnego nosa musnęła nos Jauregui. — Jestem z tobą, więc nie mam czym się stresować. Może gdybym za dużo myślała o wszystkich rzeczach dookoła, to faktycznie bym się denerwowała. Jak z tobą?
— Ja? Stresować się? — Uniosła brwi, udając, że to absurd.
— Nie potrafisz kłamać, wiesz o tym? — Alfa pokręciła delikatnie głową, zanim sięgnęła dłonią do jednej z szuflad w krótkim poszukiwaniu plastikowej paczuszki, którą odłożyła na blat szafki. — To tylko ja — spojrzała ponownie na starszą kobietę. — Nie myśl o wszystkim za dużo. Nie ma potrzeby, żebyś niepotrzebnie się denerwowała — dodała cicho, po czym pochyliła się bardziej, aby przyłożyć na kilka sekund wargi do bladego, ciepłego czoła. — Wszystko dobrze? Jesteś tego pewna?
— Nie chcę niczego spieprzyć — przyznała ostatecznie Jauregui, zaciskając palce na napiętych ramionach partnerki, która wciąż wisiała nad jej ciałem.
— Nic takiego się nie stanie — zapewniła ją Camila, a następnie złączyła ich usta w kolejnym czułym, odbierającym oddech pocałunku. — Ale... — Kontynuowała, łapiąc na szybko powietrze w płuca. — Ale możesz trzymać mnie blisko siebie. Wtedy wszystko będzie dobrze — raz jeszcze ucałowała kobietę.
Lauren prześlizgnęła więc dłonie pod ramionami Alfy, przesuwając celowo paznokciami po żebrach, które napotkała z obu stron jej ciała, dopóki nie zatrzymała się na dolnej części spracowanych pleców partnerki. Aby ukoić własne nerwy nieustannie przesuwała po miękkiej, ciepłej skórze palcami, żeby jakoś odreagować niepewność, która nadal jej towarzyszyła przy czymś tak nowym.
Niemniej jednak ani nerwy, ani niepewność, ani lekka dezorientacja nie sprawiały, że chciała się z tego wycofać.
— Teraz jest o wiele lepiej — skomentowała Cabello, jeszcze raz pocałowała Lauren, ale tym razem krótko i słodko, zanim ponownie sięgnęła dłonią do szafki, żeby zabrać stamtąd prezerwatywę.
— Nie.
Camila natychmiast zwróciła uwagę na kobietę.
— Co się...
— Nie musimy ich używać — sprostowała na szybko, wiedząc, że mogło to nadać Camili wątpliwości. — Chyba że tak wolisz — wskazała krótkim kiwnięciem głowy w stronę szafki nocnej, do której młodsza wcześniej sięgała.
— To nigdy nie była kwestia tego, co wolę, ale twojego komfortu, Lauren — przypomniała łagodnie. — Nie chcę, żebyś ponownie miała zmartwienia, że coś mogłoby się wydarzyć.
— Wtedy nie byłyśmy pewne badań. Teraz znamy wyniki, więc... — Wzięła więcej powietrza w płuca. — Nie musimy ich używać. Nawet gdyby...coś się pomyliło, to sama wciąż się zabezpieczam.
— A będziesz w ogóle czuła się z tym komfortowo? Bo dla mnie to nie ma aż takiego znaczenia. Oczywiście...jest różnica między zabezpieczeniem, a jego brakiem, ale nie zamierzam przyczyniać się do twojego dyskomfortu teraz lub później.
— Jestem pewna — pogłaskała czulej plecy Alfy. — Inaczej bym o tym nie wspominała. Poza tym...to byłoby poniekąd znowu coś nowego w czymś nowym, prawda?
Cabello przyglądała się jeszcze przez chwilę twarzy partnerki, tak dla własnej pewności, czy nie znajdzie tam cienia wątpliwości.
— To prawda. Skoro jesteś pewna to...okej, w porządku. Nie musimy się zabezpieczać — potwierdziła ostatecznie, jednak zerknęła ponownie na szafkę. — W razie czego...gdybyś zmieniła zdanie to powiedz mi o tym. Zostawię ją na szafce. Tak na wszelki wypadek.
— O-okej.
Kąciki warg Alfy ponownie się uniosły.
— Nie denerwuj się — wyszeptała, obniżając swoje ciało do tego stopnia, że częściowo stykała je z tym należącym do jej partnerki. — Chodź tu do mnie — po nałożeniu ust na szyi Lauren, aby odrobinę ją rozluźnić, zaczęła wsuwać lewą dłoń pod jej głowę w taki sposób, aby kobieta wciąż była wygodnie ułożona na plecach i jednocześnie na jej ręce.
Jakiekolwiek wątpliwości, które Jauregui wcześniej miała, bardzo szybko zniknęły z jednego, prostego powodu — znalazła te różnice, o których mówiła Camila. Nie było to tak namacalne czy nachalne, jak sobie to początkowo wyobrażała. Wręcz przeciwnie.
Czasami był to dotyk — jedna dłoń podtrzymująca jej głowę, a druga wędrująca od uda aż po szyję z czułością, chociaż zdarzało się, że niejedna podróż po ciele była z premedytacją zaczepna i pieszcząca.
Czasami był to kontakt wzrokowy — coś, na co Lauren wcześniej nie zwracała najmniejszej uwagi. Co prawda nie wpatrywały się w siebie nawzajem niczym w obrazek, jednak prosty i częsty kontakt nawet dla czystego zapewnienia, że wszystko jest okej wprowadzał tę esencję intymności. Nie musiały prowadzić ze sobą jakiejś mini-konwersacji, aby mieć pewność, jak czuje się druga strona albo można było pominąć po prostu słowa na rzecz gestu mówiącego znacznie więcej.
Najczęściej jednak było to zamienienie bliskości na intymność — co przejawiało się utrzymaniem bliskiego kontaktu fizycznego, bez względu na to, co się działo, jednak za takim zachowaniem nie kryło się tylko zwykłe pożądanie, ale chęć bycia jak najbliżej swojej partnerki po tak długiej rozłące, co dawało przede wszystkim jakąś formę komfortu.
To wszystko było dla Lauren obce, ale jednocześnie znajome. Za każdym razem, gdy ze sobą sypiały, te elementy tam były, ale teraz można by uznać, że dodało się do nich większe znaczenie, zamiast traktować je powierzchownie — jako coś, co powinno być i tyle. Co najistotniejsze, kobieta nie czuła się z tym nieswojo. Trzeba przyznać, że czasami intensywne spojrzenie Camili było onieśmielające, ale zawsze znajdowała się w nim czułość, która dawała Lauren zapewnienie, że to nie jest nic nienormalnego i nie powinna niepotrzebnie wariować na nowość.
W tym wszystkim jednak zaskakujące dla Jauregui było to, co stało się później, po wszystkim. Obie leżały pośród nadto przyjemnej ciszy, będąc przebrane w piżamy po prysznicu — z czego Camila leżała na swojej połówce z jednym ramieniem wspierającym własną głowę. Samo patrzenie na regularny ruch klatki piersiowej przy każdym oddechu i widoczny relaks na opalonej twarzy podsuwał Lauren myśl, że może faktycznie znajdą wyjście z tego całego bagna.
— Śpisz? — Wyszeptała starsza, po przekręceniu się na bok, aby być zwróconą do swojej partnerki.
— Nie — Camila zgięła jedną z nóg w kolanie, przekręciła głowę do Lauren i na sam koniec uniosła odrobinę powieki.
— O czym myślisz?
— O tobie.
Normalnie przy takiej odpowiedzi serce Jauregui zabiłoby mocniej, dlatego że za tymi słowami zawsze kryło się coś dobrego. Teraz zabiło mocniej ze stresu, nie będąc do końca pewne, czy rzeczywistość ponownie nie uderzyła w młodszą kobietę.
— O czymś dobrym? — Dopytała, nieśmiało przybliżając się bliżej.
Cabello otworzyła szerzej powieki i przez kilka sekund przyglądała się twarzy swojej partnerki.
— Żeby to się nie kończyło.
Lauren nie odważyła się zapytać, czy chodzi o ten spokojny moment, w którym teraz były, czy może odnosi się do ich związku, który wciąż wisiał na włosku.
— A ty? — Wyciągnęła do starszej dłoń, pokazując gestem palców, aby bardziej się przybliżyła. — O czym myślisz? — Dopytała, kiedy Lauren przerzuciła nogę przez jej udo, po tym, jak wczepiła się wygodnie w jej bok.
— Teraz? Żeby nic się nie kończyło — wyszeptała, nie przerywając przy tym kontaktu wzrokowego z Cabello.
— Nie musi — Alfa powoli splotła ich palce. Zaraz po tym uniosła głowę, aby przyciągnąć kobietę do pocałunku. — Nic nie musi — wymamrotała w usta Lauren, przykuwając całkowicie jej uwagę, zanim z powrotem ułożyła głowę na swoim ramieniu.
— Proszę mnie nie zaczepiać — starsza uniosła kąciki warg. — Jeszcze raz mnie tak pocałujesz, a nie dam ci spokoju. Zepsujemy spokojną atmosferę.
— Może nie chcę spokoju.
Lauren uniosła na te słowa brew.
— Och, czyżby?
— Spokój będę miała, jak zasnę — przesunęła kciukiem po bladej skórze dłoni Jauregui. — Do tego czasu nie chcę spokoju.
— Ktoś tutaj przestaje być subtelny.
Alfa rozplątała ich dłonie, aby sięgnąć do materiału koszulki, którą Lauren na sobie miała, po czym chwyciła go między palce i przyciągnęła do siebie, nakłaniając jednocześnie kobietę do tego, aby jeszcze bardziej się zbliżyła.
— Ty rzadko bywasz subtelna — powiedziała jej młodsza z lekkim półuśmiechem na wargach. — Jak dobrze pamiętam, to po spotkaniu twoich znajomych dałaś mi dość niesubtelnie do zrozumienia, co byś ze mną zrobiła — uśmiech Cabello jeszcze bardziej się powiększył, kiedy przypatrywała się zaskoczeniu i lekkiej dezorientacji na twarzy Jauregui. — Jednak nadal te obiecanki nie doszły do skutku.
— Chwila, chwila — Lauren odrobinę się odsunęła. — Inaczej jest coś mówić, a faktycznie to zrobić. Zwłaszcza, że to byłby twój pierwszy raz, Camila.
— Jakie to ma znaczenie?
— No...cóż, duże. W końcu nie da się tego cofnąć. A poza tym...znowu, inaczej jest o czymś mówić, a tego doświadczyć. Dla kobiet niestety pierwsze razy bardzo często są bolesne albo niekomfortowe albo jedno i drugie. Faceci mają o tyle łatwiej pod tym względem. Cóż, przynajmniej z przedniej strony.
— Zdajesz sobie sprawę z tego, że mam wysoki próg bólu?
— Camila, ale to jest pierwszy raz. To nie jest uszczypnięcie w ramię — całkowicie usiadła z wyprostowanymi plecami. — Poza tym, moment, pogubiłam się. Skąd ten nagły przeskok w temacie?
— Wiem, że to nie jest uszczypnięcie. I chyba nie znajdzie się lepszych okoliczności — wzruszyła ramieniem na tyle, na ile pozycja leżąca jej pozwalała. — Ale to nie znaczy, że chcę, żebyś się do czegoś zmuszała. Nie o to przecież chodzi.
— Jesteś z tym poważna? — Tym razem Lauren zmieniła całkowicie ton głosu. Sytuacja przestała być dla niej zabawna. — Przemyślałaś to w ogóle? Takich rzeczy nie da się cofnąć.
— Przemyślałam i nie żartuję — zerknęła na starszą. — Skąd ta powaga?
— Bo to jest ważne, Camila — Jauregui zaczesała w tył włosy. — Nie rób rzeczy, których będziesz żałować.
— A powinnam czegoś takiego żałować?
— Nie. Nie wiem — z głośnym westchnięciem odwróciła wzrok od Alfy. — Nigdy nie byłam nikogo pierwszym razem.
— Byłaś. Moim.
— I dobrze wiemy, jak to się skończyło — skomentowała szybko. — Nie chcę znowu czegoś spieprzyć. A wiem, że najpewniej odwaliłabym jakąś manianę.
— Z naszej dwójki to ty wydajesz się niepewna — Camila poprawiła się w swoim miejscu. — Nie musimy niczego robić.
— Nie o to chodzi. Po prostu... — Zacisnęła na moment wargi. — Naprawdę to przemyślałaś? Nie cofniemy czasu.
— Mówiłam ci już — młodsza uniosła brew. — Więc...o jakiej zabawce wtedy dokładnie mówiłaś? Masz niemałą kolekcję.
— Camila!
Lauren zakryła z zażenowaniem twarz dłońmi i wzięła kilka głębszych oddechów, ale śmiech Cabello wcale nie pomagał w tym, aby chociaż trochę się uspokoiła.
— To nie jest zabawne — próbowała spiorunować spojrzeniem swoją partnerkę. — Nie zamierzam wyciągać żadnej zabawki.
— Co, dlaczego? Mówiłaś...
— Wiem co mówiłam — uniosła dłoń, aby powstrzymać Cabello przed dalszym wywodem. — Ale to nie jest rozwiązanie na pierwszy raz. Chyba nie chcemy dodawać do tego wszystkiego dodatkowego oraz kompletnie niepotrzebnego bólu i dyskomfortu, co nie?
— Nie wiem, jak zamierzałaś jej użyć — wzruszyła ramieniem. — To ty jesteś tutaj ekspertem.
Jauregui pokiwała tylko ze zrezygnowaniem głową, zanim z mocno bijącym sercem przybliżyła się ponownie do ciała Camili — jednak tym razem zawisnęła bezpośrednio nad nią, utrzymując przy tym bezpośredni kontakt wzrokowy.
— Koniec żartów — zaczęła. — Jeśli coś będzie nie tak, masz mi powiedzieć. Jeśli poczujesz jakiś dyskomfort, a tak pewnie będzie, masz mi powiedzieć w tej samej chwili. Jeśli poczujesz jakiś ból to znowu masz mi o tym powiedzieć — starsza mówiąc te słowa miała w pełni poważny ton głosu i wyraz twarzy. — Rozumiemy się? Nie interesuje mnie twoje bycie Alfą czy wysoki próg bólu. Masz mi o takich rzeczach mówić. Jasne?
Camila ułożyła dłoń na mostku.
— Oczywiście.
Lauren przymrużyła podejrzliwie powieki.
— Mówię poważnie, Camila — powtórzyła raz jeszcze. — Jeszcze jedna sprawa. Jest taka możliwość, że będziesz krwawiła. Mówię o tym, bo nie wiem, czy zdajesz sobie z tego sprawę, a nie chcę, żebyś spanikowała — przełknęła ślinę. — Ale jest również możliwość, że nie będziesz. Co by się nie działo, niezależnie od sytuacji, nic złego się z tobą nie dzieje, okej?
— Rozumiem — kiwnęła lekko głową. — Okej.
— A teraz...myślałaś, z czym czułabyś się najbardziej komfortowo?
— Chyba dałaś mi wcześniej wystarczające zobrazowanie.
— Wiem, pamiętam, ale nie wiem, czy ze wszystkim czułabyś się komfortowo. Dlatego pytam.
— Za dużo nad tym myślisz, Lauren — skrzyżowała spojrzenie ze swoją partnerką. — Nie interesują mnie technikalia. Wiem i interesuje mnie tylko tyle, że jestem z tobą.
Cóż, z pewnością tego rodzaju odpowiedź nie ukoiła nerwów Jauregui.
— Okej, um... — Blada dłoń potarła nerwowo kark. — Powiesz mi, jeśli coś by się działo, tak? — Dopytała, kiedy odważyła się wesprzeć na zgiętych ramionach i tym samym przylec do ciała Cabello.
— Tak — ciepłe palce musnęły rozpalony policzek Jauregui.
— Okej...okej, w porządku — starsza odsunęła się gwałtownie, siadając prosto. — Okej — powtórzyła po tym, jak ułożyła dłonie na częściowo odkrytych udach Camili. Przesunęła powoli palcami po miękkiej, rozgrzanej skórze, czując od czasu do czasu ruch wyćwiczonych mięśni. — Pamiętaj, że zawsze możemy przestać. W każdej chwili, okej?
— Okej — Alfa nie mogła powstrzymać lekkiego śmiechu, a samo rozbawienie jeszcze bardziej się wzmogło, kiedy jej brązowe oczy przyglądały się Lauren, która zaczęła związywać włosy. — Robi się poważnie — wskazała na nią palcem z ciągłym uśmiechem widniejącym na usta. Powoływała się na wcześniej wypowiadane słowa swojej partnerki.
— Mhm, bardzo zabawne — potaknęła głową, wywracając jednocześnie oczami, ale ostatecznie miała na wargach lekki półuśmiech. — Nie potrzebuję rozproszenia.
— Tak teraz sobie o tym myślę...bardzo rzadko widuję cię w związanych włosach — zagadnęła, ciągnąc temat, bo widziała po mowie ciała Jauregui, że ta wciąż jest zestresowana. Mimo wszystko nie chciała tej biednej kobiety denerwować jeszcze bardziej, a miała świadomość tego, że przejmuje się ona bardziej niż sama Cabello.
— Bo bardzo rzadko zdarza się tak, że ich nie dotykasz — sprostowała faktem starsza. — Prawie zawsze coś z nimi robisz z nudów.
— Zabrzmiało jak zarzut — Alfa zmrużyła powieki. — Już nie powiem na głos, jakie ty masz upodobania — dodała ciszej, bo Lauren zdążyła na nowo zawisnąć nad jej ciałem, więc i tak doskonale ją słyszała.
— Nigdy się z tym nie kryję — z ciągłym rozbawieniem, kobieta przesunęła czubkiem nosa po ciepłym, opalonym policzku w czułym geście, a na sam koniec złożyła na nim drobny pocałunek. — Pamiętaj to, o czym ci mówiłam — przypomniała po raz kolejny, jednocześnie zaczesując z wyraźną czułością grzywkę brunetki w tył, aby nie opadała jej na oczy.
— Pamiętam — Camila przesunęła dłońmi po napiętych ramionach Jauregui, zatrzymując się na ich szczycie tylko po to, aby prześliznąć palce pod rozciągniętą i zdecydowanie za dużą koszulkę, którą miała na sobie jej partnerka. Chciała mieć, mimo wszystko, kontakt z jej skórą, nawet jeśli był on tak znikomy.
— I niczym się nie denerwuj — wyszeptała łagodnym głosem, przyglądając się mimice na twarzy Cabello. — I nie stresuj. Nerwy w niczym nie pomogą — przesunęła ramię tak, aby bez problemu wygiąć nadgarstek i móc dzięki temu głaskać policzek młodszej. — Nie będziemy się z niczym spieszyć. Mamy czas — zapewniła. — Nie chcę cię skrzywdzić przez niepotrzebny pośpiech.
— Wiem o tym wszystkim — Camila pogłaskała czule jej kark, aby dać trochę bardziej do zrozumienia, że wszystko jest w porządku. Dziwnie było oglądać taką wersję Lauren. Przeważnie była bardzo pewna siebie i wiedziała, czego dokładnie chce. Zwłaszcza w takich momentach.
— Tylko się upewniam — pochyliła się bardziej, żeby złożyć na ustach młodszej krótki pocałunek. — Pamiętaj, że...
— Tak, tak. Pamiętam. Jestem zrelaksowana — wcięła Alfa, uśmiechając się przy tym lekko. — Nie denerwuj się tak, Lauren.
— Nie, to... — Odwróciła na chwilę wzrok, przygryzła dolną wargę, po czym na nowo powróciła do oczu partnerki. — Pamiętaj, że cię kocham.
Tym razem Camila natychmiastowo przestała się uśmiechać i zrobiła się poważna. Nie tego się spodziewała. Nie miała co prawda powrotu do chwili, kiedy to były na przeciwnych miejscach i to ona powiedziała jako pierwsza o swoich uczuciach, ale... Nadal, to wydawało się tak bardzo nieprawdopodobne, przyrównując po krótce tamten moment, który miał miejsce tyle miesięcy temu do tego, co działo się obecnie.
Oczywiście Alfa szybko powróciła do rzeczywistości na widok czerwonych policzków starszej, która wciąż musiała czuć się nieswojo z mówieniem o czymś takim — co też nie było dziwne. Rozumiała ją całkowicie. To i tak był ogromny progres w stosunkowo krótkim czasie, że odważyła się to powiedzieć ponownie. Dlatego też Camila przesunęła dłonie do rozgrzanych policzków, utrzymując je w czułym uścisku, po czym krótko ją pocałowała.
— Ja ciebie też — wyszeptała sekundę po odsunięciu się od ust Jauregui, która nie wydusiła z siebie żadnego słowa więcej. Najpewniej nie wiedziała, co takiego mogłaby powiedzieć w takiej sytuacji. W końcu to wszystko było dla niej nowe.
I biorąc to pod uwagę Camila wcale jej nie winiła ani nie oczekiwała zbyt wiele. Pozwoliła na to, aby Lauren we własnym zakresie znalazła drogę, aby czuć się komfortowo z całą obecną sytuacją na własnych warunkach — wciskanie tekstów, jak powinna się przy tym wszystkim czuć lub co powinna robić wydawało się nie na miejscu. Wolała dać jej wolną rękę.
I to chyba faktycznie na swój sposób podziałało. Jednak pomimo tego, że Lauren początkowo była cicha i niepewna, bardzo szybko skupiła całą swoją uwagę, czułość i wszelkiej maści atencję na Camili, podkreślając tym, jak ceniła jej ciało, a przede wszystkim osobę. Czasem były również bardziej urocze momenty, podczas których mamrotała cicho pod nosem, że docenia przestrzeń, którą kobieta jej zaoferowała.
Nie mówiąc nic starała się pokazać jak najwięcej swoim zachowaniem — nawet wtedy, kiedy stopniowo ściągała ze swojej partnerki ubrania, szybko wędrowała po odsłoniętej skórze dłońmi, podtrzymując wysoką temperaturę albo całkowicie do niego przylegała, dając od siebie ciepło. Podobnie było dalej, kiedy wyczuwała momenty, w których warto zapytać dla czystej pewności, czy Camila czuje się komfortowo z tym, co robiła na daną chwilę — nie próbowała być natarczywa i pytać tysiące razy, ale jednocześnie potrzebowała krótkiej wiadomości, że może kontynuować, bo nie chciała zrobić czegoś bez jej pozwolenia, co mogłoby poskutkować żałowaniem podjęcia się kolejnego kroku przez Cabello.
Lauren znalazła również takie momenty, które wykorzystywała dla czystego humoru, aby odjąć od całego zamieszania tego poważnego tonu. W końcu skoro Camila tak dobitnie dawała jej wcześniej znać, że otoczka wokół tego, co się dzieje nie ma takiego znaczenia, Jauregui uznała, że warto rozjaśnić od czasu do czasu atmosferę.
Z tego właśnie powodu podniosła w pewnej chwili głowę, oblizała pośpiesznie usta i zmrużyła lekko powieki, kiedy wyłapała kontakt wzrokowy ze zdezorientowaną Cabello, która niemal natychmiast przybrała taki wyraz twarzy, jakby miała rzucić w nią pretensjami.
— Kochanie... — Zaczęła Jauregui, przecierając lekko wierzchem dłoni lśniącą brodę. — Uwierz, że uwielbiam twoje nogi, tym bardziej uda, ale próbujesz mnie zabić — wskazała luźno palcem na jeden z policzków, który był niesamowicie czerwony przez to, że przez tak długi czas pozostawał zgniecione przez muskularne udo. — A wiesz, mam robotę do wykonania. I potrzebuję do tego swobodnego ruszania szczęką. I językiem.
— Nie nabijaj się — prychnęła Cabello, ale miała na ustach uśmiech, kiedy to mówiła. Chwilę później sięgnęła dłonią w górę i za siebie, aby chwycić między palce deskę łóżka.
— O nie, nie, nie — Lauren wskazała na nią palcem. — Dłonie na dół. Znowu połamiesz mi łóżko — szybko wspięła się po jej ciele, znajdując się w ekspresowym tempie twarzą w twarz ze sobą partnerką.
— Więc za co mam złapać?
— Nie wiem, ale na pewno nie za łóżko, które możesz złamać w pół sekundy.
— Jakoś twojej głowy nie roztrzaskałam, a nie była tam skąd właśnie przyszłaś te pół sekundy — odpyskowała, po czym wysunęła czubek języka, na co Jauregui cicho sapnęła, ciesząc się w duchu, że zapadła między nimi tak lekka atmosfera.
Nawet lepsza niż podejrzewała.
— Nie roztrzaskałaś, bo masz same korzyści z tego, że moja głowa, a przede wszystkim szczęka, jest w jednym kawałku — uniosła wyzywająco brew, przyglądając się jednocześnie z uwagą reakcji Cabello na te słowa. — Maltretuj poduszkę.
— Mówiąc o twojej głowie... — Palec wskazujący Camili zrobił kółko w powietrzu, odwzorowując niedbale kształt głowy jej partnerki. — ...to chyba nie powinnam jej teraz mieć przed twarzą, prawda? — Na to retoryczne pytanie Lauren uniosła z zaskoczeniem brwi, nie spodziewając się takiej bezpośredniości.
— Cóż...
Alfa przytknęła dłoń do jej ust, odbierając możliwość na wypowiedzenie kolejnego słowa.
— Nie przemęczaj się, czeka cię jeszcze trochę pracy — drugą dłoń ułożyła na czubku głowy Jauregui i delikatnie na nią naparła. Tylko do tego stopnia, aby wyłapała aluzję i powróciła między jej uda.
Taka luźna atmosfera trwała do samego końca — co Lauren akurat wyjątkowo cieszyło, bo przynajmniej ten jeden raz była niemal przekonana, że niczego nie spieprzyła. Miała tylko nadzieję, że pomimo względnie dobrych okoliczności, Camila nie zacznie tego wszystkiego żałować, kiedy dojdzie do niej rzeczywistość — i to, jak kruchy ich związek jest.
— Na pewno wszystko dobrze? — Zielone oczy śledziły własny palec, który błądził po ciepłej i opalonej skórze brzucha partnerki, rysując przypadkowe wzory, kiedy reszta jej ciała przylegała do boku Cabello.
— Mhm — Alfa przekręciła na bok głowę, dzięki czemu była twarzą w twarz z kobietą. — Mówiłam ci to trzy razy.
— Tylko się upewniam — pogłaskała całą dłonią jej brzuch. — Żadnego dyskomfortu? Albo bólu?
— Nie. To akurat mówiłam cztery razy. W sumie jeśli by tak policzyć, łącznie mówiłam o tym dziewięć razy, biorąc pod uwagę pytania w trakcie.
— Zapytałabym jeszcze raz tyle tylko po to, żeby mieć pewność, że wszystko z tobą w porządku — wymamrotała po tym, jak ułożyła bok głowy na mostku młodszej. — Próbowałam być delikatna, ale...trudno było wyczuć, czy faktycznie jestem delikatna, czy tylko tak mi się wydaje — dodała ciszej i tuż po tej wypowiedzi Cabello ucałowała czubek jej głowy.
— Byłaś delikatna — potwierdziła szeptem, podrapując łagodnie paznokciami kark Jauregui, co zawsze lubiła, choć nigdy nie mówiła o tym na głos. — Nie zaprzątaj sobie głowy takimi rzeczami. Nie zrobiłaś nic źle — próbowała zapewnić Lauren, która lekko się przekręciła, aby móc spojrzeć na jej twarz. — Naprawdę, okej?
— Jeśli coś będzie nie tak...później, to powiesz mi, tak?
Cabello westchnęła cicho, zanim przesunęła wyżej dłoń — z karku do cześciowo rozpuszczonych włosów.
— Dam ci znać — drobnym gestem dała do zrozumienia kobiecie, aby się przybliżyła. — Chodź do mnie — wyszeptała, zanim złączyła ich wargi przed jakimkolwiek protestem ze strony Jauregui. Mimo wszystko, nie wstawała po wszystkim, żeby umyć zęby, czy coś, a nie wiedziała, czy Camila nie czułaby się dziwnie z własnym posmakiem na języku.
Ostatecznie wszystko wskazywało na to, że kobieta nie ma nic przeciwko — wręcz przeciwnie, bo przyciągała jeszcze bliżej ciało Lauren, dopóki nie leżała na połowie jej ciała, z nogami owiniętymi wokół jednego z nagich ud i dłońmi wspartymi na materacu, aby całkowicie nie przygniatać swojej partnerki. Akurat czegoś takiego Jauregui się nie spodziewała, aczkolwiek nie śmiała oponować na każdorazowe pogłębienie pocałunków, które bardziej się zaogniały, a ciepłe i ciekawsko wędrujące dłonie Cabello zaczęły wsuwać się pod materiał koszulki, muskając opuszkami skórę pleców starszej.
— Coś nie tak? — Ciche pytanie przeszło przez usta Alfy, kiedy wyczuła pod dłońmi lekkie spięcie u partnerki.
— Nie, nie... Po prostu...to raczej nie jest dobry pomysł, żebym robiła cokolwiek więcej, bo nie chciałabym tym razem cię skrzywdzić. A o to mogłoby być już bardzo łatwo — wytłumaczyła pośpiesznie, próbując ignorować świadomość gorąca na policzkach, które musiały być czerwone.
— To słodkie, że nadal myślisz o robieniu czegoś dla mnie, Lauren — kobieta sięgnęła jedną z dłoni do twarzy Jauregui, muskając palcem czubek jej nosa z łagodnym półuśmiechem oraz wyraźnie czułym spojrzeniem. Tuż po tym drobnym geście przybliżyła bardziej twarz, nie przerywając kontaktu wzrokowego, który tym razem stawał się intensywniejszy z każdą mijającą sekundą. — Ale chyba czas zająć się tobą — nieznacznie, choć wystarczająco sugestywnie poruszyła nogą, która była uwięziona między udami Jauregui. — Jednak musiałabyś mnie pokierować co robić, bo nie wiem, czy lubisz coś konkretnego, czy nie, a byłam zbyt rozproszona, żeby zapamiętać cokolwiek z tego, co robiłaś — w dosadny i bezwstydny sposób spojrzała na usta starszej, które nieznacznie się rozchyliły, gdy zrozumiała sens jej słów.
— Mówisz poważnie? — Dopytała lekko drżącym głosem, co wywołało niewielki uśmiech u Cabello, która doskonale to zachwianie usłyszała.
— Mhm — dla rozładowania napięcia, musnęła swoim nosem czubek nosa partnerki. — Chyba, że nie chcesz, żebym czegoś takiego dla ciebie robiła — dodała ze świadomością, aby podkreślić, że nic więcej nie musi się już między nimi dziać. Mimo wszystko to był wieczór pełen wrażeń — bez względu na to, jakie właśnie wrażenia brałoby się pod uwagę.
A było w czym wybierać.
— Żartujesz sobie? — Jauregui zmarszczyła brwi, dając krótki słowotok bez przemyślenia. — Gdybym miała taką okazję, usiadłabym ci na twarzy miesiące temu.
Kiedy do uszu Lauren dobiegł gardłowy śmiech Camili, zrozumiała co właściwie przeszło jej przez usta. Natychmiastowo się zawstydziła, bo nie powinna wyrażać się w taki sposób, więc żeby oszczędzić sobie większego zażenowania, odsunęła się od ciała brunetki, kładąc się na własnych plecach z ramieniem zakrywającym jej czerwoną niczym pomidor twarz.
— Nie powinnam była tego mówić — wymamrotała niewyraźne w ramię, nie odważając się, pomimo przylgnięcia przez Cabello do jej ciała, na odsłonięcie twarzy.
— Dobrze wiedzieć — usłyszała rozbawienie w głosie partnerki. — Ale wydaje mi się, że na sam początek lepiej na razie odstawić praktykowanie...siadania mi na twarzy. Schlebia mi to, ale bardzo możliwe, że przypadkowo zostawiłabym ślady na twoich udach po uścisku moich dłoni, a chyba nie chcemy narobić ci siniaków, bo źle wyważyłam siłę, prawda?
— Camila... — Błagalny i zażenowany ton wcale nie zadziałał.
— Ale z tego co widzę, położyłaś się tak, żeby zacząć, więc... — Alfa usiadła po tym, jak zwinnie przesunęła się bliżej nóg partnerki. — Mówiłam poważnie o tym, że nie musimy niczego więcej robić, ale jeśli...wciąż chcesz, to potrzebowałabym wskazówek, bo nie chciałabym nieświadomie zrobić czegoś, co ty wiesz, że tego nie lubisz. O ile to brzmi sensownie.
Jauregui powoli przesunęła ramię — przynajmniej na tyle, aby spojrzeć na twarz Cabello, która ponownie wyglądała nadto niewinnie, co wcale nie odzwierciedlało kontynuacji pomysłu, z którym sama wyskoczyła.
— Ale nie upierdolisz mnie kłami, co nie?
Alfa zmrużyła powieki po tym, jak celowo zmieniła kolor tęczówek z brązowych na złote.
— Teraz jak o tym wspominasz, to rzeczywiście zarobisz gryza — szybko chwyciła w jedną dłoń najbliższy spód uda starszej, bez żadnego wysiłku unosząc jej ciało aż do połowy pleców, aby spojrzeć sugestywnie na odkryty pośladek — przynajmniej w dużej części odkryty z powodu skąpej bielizny.
— Żartowałam! — Jauregui próbowała się wyrwać, ale trudno było opuścić uścisk palców Cabello. — Naprawdę!
— Może jednak nie? — Alfa lekko się nachyliła w kierunku pośladka. — Jesteś pewna? Bo ja jestem przekonana, że skrycie lubisz coś takiego. Nieraz mnie użarłaś i jeszcze ani razu porządnie ci nie oddałam, Lauren. Teraz mam okazję.
— Camz, nie — wymamrotała, wysuwając po tym dolną wargę, co w oczach jej partnerki było nadto słodkim widokiem, a to poskutkowało natychmiastowym odpuszczeniem tematu. — Jesteś pewna tego pomysłu? — Zapytała chwilę później, kiedy nie było już między nimi tego samego humoru, tylko ukierunkowanie na powagę.
— Inaczej bym o nim nie wspominała — odpowiedziała wymijająco, z nadzieją, że oszuka jednocześnie własny umysł, który podsuwał scenariusze, jak bardzo źle mogłaby wypaść i zawieść tym samym Jauregui. — Tylko...tak jak mówiłam, nie wiem...nie wiem, co dokładnie robić, więc musiałabyś mnie pokierować — między dobieraniem kolejnych słów przysunęła się do brunetki na tyle, aby być z nią twarzą w twarz. — Nie chciałabym zrobić czegoś źle...a przynajmniej nie chciałabym zrobić czegoś, czego może wiesz, że nie lubisz.
— Po pierwsze... — Gdy tylko Camila była w zasięgu dłoni, Lauren złączyła je za ciepłym karkiem, przyciągając ją dzięki temu jeszcze bliżej. — Już teraz widzę, że się stresujesz. Nie masz czym. Niczego konkretnego od ciebie nie wymagam — zapewniła cicho, czekając aż dostanie chociażby kiwnięcie głową od Alfy. — Po drugie, jasne, mogę cię jakoś nakierować, ale wydaje mi się, że przede wszystkim powinnaś sama zobaczyć, jak będziesz czuła się z całą sytuacją. Dopiero później można myśleć o tym, co mogłabyś dla mnie zrobić — pogłaskała jej kark. — Po trzecie, jeśli już będziesz czuła się dość komfortowo, wydaje mi się, że dobrym pomysłem byłoby...danie ci wolnej ręki. Popróbowanie różnych rzeczy — czegokolwiek, co wpadnie ci do głowy. Dopiero później można przejmować się szczegółami.
— Okej, postaram się...o tym wszystkim pamiętać — przełknęła ciężko ślinę, gdy jej ciało coraz bardziej dawało po sobie znać, że stres wcale się nie zmniejsza. — W razie czego...daj mi znać, jeśli miałabym zrobić coś innego. Nie chciałabym, żeby to było dla ciebie całkowicie okropne.
— Nie zakładaj najgorszego — przywarła na moment ustami do ust partnerki w krótkim, czułym pocałunku. — Jeżeli coś byłoby nie tak, też masz mi o tym powiedzieć, okej? — Dopytała łagodniejszym, choć wciąż poważnym głosem.
— Okej. Więc...okej — Cabello oblizała nerwowo wargi, nie wiedząc, jak zacząć. Lauren wychwyciła tę niepewność, jednak tylko domysłem był powód — zakładała, że kobieta nie wie, co powinna zrobić na sam początek.
— Najpierw zacznij od tego, co już znasz — poleciła cicho, ponownie przyciągając do siebie partnerkę, aby rozluźnić i jednocześnie rozproszyć ją kilkoma pocałunkami.
Camila zdała się na sugestię kobiety, początkowo robiąc to, co było już jej znane — dopieszczając każdy kolejno odsłonięty fragment ciała Lauren pocałunkami bądź delikatnym choć pewnym dotykiem. Idąc taką drogą stresowała się znacznie mniej niż gdyby miała od razu przejść do czegoś całkowicie dla niej nowego.
Jednak nawet wtedy, gdy znajdowała się pomiędzy nagimi, bladymi i wyćwiczonymi udami, Lauren wystarczająco ją zapewniała, że niczego złego nie robi, co poskutkowało uzyskaniem trochę większej pewności i pozwoleniem sobie na to, aby pokazać również własną ciekawskość — wędrując ustami oraz językiem według swojego uznania na sam początek, dla zwykłego zapoznania, żeby dopiero później wprowadzać krótkie i w niewielkiej liczbie sugestie ze strony partnerki. Jauregui najwidoczniej takie podejście musiało odpowiadać, bo bez względu na to, co Cabello robiła, utrzymywała dłoń na szczycie jej głowy, aby mieć większą pewność, że nagle się nie odsunie.
Camila nie odważyłaby się w jakikolwiek sposób zasugerować, że odnajduje się w tym wszystkim — chociaż kilka form tego rodzaju fizyczności miała już za sobą i była z nimi jakoś zaznajomiona — ale na sam koniec miała wrażenie, że przynajmniej wpadła na jeden z niewielu dobrych pomysłów. Zamiast skupiać się na samej nowości seksu oralnego, użyła również swoich palców — nadal nie uznając się za jakąś ekspertkę, jednak chyba dobrze wyczuła moment, aby spróbować poruszać palcami w tym samym momencie, kiedy język mocniej napierał na łechtaczkę. Samo operowanie dłonią i językiem jednocześnie nie było tak łatwe, jak sobie na tamtą chwilę to wyobrażała i najpewniej samo tempo oraz ruchy były niesamowicie niezdarne, ale końcem końców poczuła wokół palców znajomy uścisk mięśni, a chwilę po tym ta sama dłoń, jak i broda zrobiła się sugestywnie śliska i lśniąca, dając potwierdzenie, że chyba nie poszło jej to tak tragicznie, jak zakładała.
Co zaskakujące, nawet wtedy Lauren zachowywała czułość przy tym, jak się zachowywała względem swojej partnerki czy nawet przy drobnych gestach, które robiła, kiedy po raz ostatni próbowały się ogarnąć po tak męczącym wieczorze — czasami był to przedłużony dotyk na ramieniu, delikatniejsze muśnięcie któregoś z policzków, a jeszcze częściej przypadkowe, krótkie pocałunki na szyi, karku, skroni czy na wcześniej wspominanych policzkach. Co prawda niewiele przy tym wszystkim mówiła, utrzymując między nimi całkiem komfortową ciszę, żeby każda na spokojnie mogła dopuścić do głowy to, co miało miejsce w tak krótkim czasie — może oczywiście nie wszystko do nich docierało, bo pewne kwestie wolały zostawić na później, zamiast zmagać się z nimi teraz.
Najdziwniejszą częścią wieczoru był jednak moment, zanim obie zdecydowały się całkowicie odprężyć i spróbować zasnąć. Nigdy wcześniej nie było między nimi tak przesłodzonej chwili — głównie z racji tego, że Camila założyła dużo wcześniej, że Lauren mogłaby czuć się niekomfortowo przy takich sytuacjach, dlatego nigdy nie pozwalała sobie na zbytnie rozczulanie. Jednak być może to było błędne założenie albo Lauren po prostu zrobiła wyjątek i wyszła na moment ze swojej strefy komfortu.
— Kocham cię.
Alfa zmrużyła odrobinę powieki, aczkolwiek złociste tęczówki wciąż obserwowały twarz partnerki, która była tak samo ułożona na boku.
— Jeszcze raz.
— Kocham cię.
— Jeszcze.
— Kocham cię.
— Jeszcze raz.
— Wcześniej mówiłaś, że to ostatni raz.
— To teraz. Ostatni raz.
Na wargach Lauren pojawił się niewielki, bo nieśmiały półuśmiech.
— Kocham cię.
— Ostatni raz. Proszę?
— Mówiłaś przed chwilą, że tamten był ostatni — głos miała rozbawiony, ale mimika twarzy wskazywała na rozczulenie widokiem w połowie śpiącej brunetki.
— Ostatni raz. Tym razem obiecuję.
— Kocham cię.
Camila ostatkami sił uchyliła całkowicie powieki, żeby nawiązać pełny kontakt wzrokowy z zielonymi tęczówkami.
— Kocham cię, Lauren.
Bez dalszego przyglądania się reakcji kobiety, Alfa całkowicie zamknęła oczy, powoli oddając się nadającemu senności ciepłu bijącemu od nagrzanej kołdry, poduszki i samej Lauren, która przybliżyła się teraz na tyle, aby przełożyć jedną z nóg przez udo młodszej, wciąż zachowując wygodę nawet przy leżącej na boku pozycji.
Cisza, która między nimi nastała po ostatnich słowach wydawała się na tyle trafiona w punkt, że żadna nie śmiała powiedzieć niczego więcej — najlepszym rozwiązaniem, aby podtrzymać pierwszy taki przesłodzony moment między nimi, było zachowanie dla siebie słów, wygłuszenie wszelkich dręczących myśli i pójście za kuszącym snem, zapamiętując i honorując ostatnie nieskalane wspomnienie z tego dnia.
—
Camila była zmęczona.
Miewamy taki moment w naszym życiu, kiedy wszystko aż za dobrze się układa — i nie rozumiejąc tego w taki sposób, że na coś takiego nie zasłużyliśmy, po prostu...jest to wręcz podejrzane, jak dobrze nam idzie. Wtedy zaczynają się pojawiać pierwsze myśli o możliwym upadku, który pewnie nadejście tuż za rogiem. Później kontynuujemy przewidywanie coraz gorszych scenariuszy, kiedy poprzednie się nie spełniły. Na siłę wrzucamy się w błędne koło negatywnych myśli, umniejszając to, co obecnie mamy, zamiast czerpać z tego jak najwięcej.
Camila miała mieszane uczucia względem tych dobrych czasów, które nastały. Jej sytuacja była dość specyficzna, ponieważ na zdrowy rozsądek pośród wszystkich dotychczasowych wydarzeń nie było czasu, a tym bardziej miejsca na wrzucenie gdzieś dobrych — pozytywnych — chwil. W dodatku im dłużej one trwały, tym bardziej plątała się między rozbieżnymi myślami: jedne mówiły, aby korzystać z tego, co miała, natomiast drugie widziały tę niezgodność i doszukiwały się możliwie najgorszych powodów, dlaczego takie dobre momenty nastały.
Oczywiście wszystko dotyczyło związku z Lauren, który po ich ostatnim spotkaniu...wrócił do samego początku. Tego dobrego początku — gdzie miały swoją rutynę, nie było powodu do kłótni, panowała neutralna, a najczęściej przyjemna atmosfera. Wszystko było wręcz wspaniałe, a to coraz częściej kłuło Camilę w serce, kiedy przypominała sobie o wszystkich obietnicach, w które tak naiwnie wpadła, że coś ulegnie zmianie i najpierw przebrną przez wszystkie możliwe kłótnie i trudne dyskusje, zanim ochłoną i spróbują wspólnie znaleźć rozwiązania na naprawę związku. A nawet nie tyle co samego związku, ale po prostu relacji, która coraz bardziej się komplikowała.
W końcu żadna sobie nawzajem nie ufała — zbyt wiele rzeczy zdążyło się wydarzyć, aby mówić o magicznym oraz cudotwórczym powrocie tych silnych aspektów, które były podstawą ich pierwotnej wersji znajomości — więc jak można być takim głupcem, aby mydlić sobie oczy, że wszystko wraca do normy z dnia na dzień? Spokojne wieczory, kiedy były w siebie niemal wtulone podczas oglądania telewizji w absolutnie żaden sposób nie przywrócą zaufania.
Nawet gdyby to wszystko podsumować — nie brakowało tylko zaufania. Elementów, które tworzyłyby silną, zdrową relację brakowało znacznie więcej i można by rzucić tutaj dokładną listą, ale byłaby ona niewątpliwie długa i nadal by nic, do cholery, nie wniosła.
Wobec takiego stanu rzeczy, Camila chciała zacząć rozmowę na konkretny temat, jednak nieustannie go odkładała. Do samego końca liczyła na to, że na przestrzeni tych kilkunastu dni Lauren tknie chociaż jeden temat, jak to obiecała tyle razy — jednak nic takiego nie nadeszło, kiedy Cabello cierpliwie czekała, łudząc się, że kobieta odważy się przebić bańkę, którą sama stworzyła.
Niestety nic takiego ostatecznie się nie wydarzyło, a sama Camila nie wiedziała, jak podejść do rozmowy, która do prostych z pewnością nie będzie należała — po wielu próbach zakończonych fiaskiem na zasadzie posiadania chęci, ale nie odezwania się ani słowem, kobieta postanowiła zaskoczyć Lauren wizytą na dwa dni przed umówionym spotkaniem, licząc na to, że magiczne słowa: "Musimy porozmawiać" popchną ją do dalszych działań. Nie była to perfekcyjna strategia, aby się przełamać i zacząć ciążący nad nią temat, ale zawsze to było jakieś rozwiązanie, prawda?
I tak jak się spodziewała, Lauren była niewątpliwie zaskoczona, kiedy użyła dzwonka przy drzwiach jej domu tuż po pracy. Początkowo zwiątpiła czy nie pomyliły jej się dni i faktycznie już teraz miała się widzieć z Camilą, ale nie zmieniało to faktu, że wpuściła ją do środka bez cienia wątpliwości — ciesząc się jednocześnie, że akurat trafiła na dość spokojne popołudnie, więc nie miała nic konkretnego do zrobienia i niezapowiedziana wizyta nie pokrzyżowała jej żadnych planów, bo nawet ich nie miała.
Same plusy.
Do czasu.
— Nie spodziewałam się, że dzisiaj przyjdziesz, więc nie mam za wielu opcji na jedzenie do zaproponowania — napomknęła Lauren, będąc odwrócona do Camili plecami, ponieważ szła w stronę kuchni. — No chyba, że zamówimy coś na... — Gdy tylko zwróciła się ku kobiecie, zmarszczyła brwi i na chwilę zamilknęła. — Wszystko okej? Blado wyglądasz, Camz.
Alfa chrząknęła cicho i spojrzała w dół, na własne dłonie, które parę sekund później włożyła do kieszeni.
— Chciałam z tobą porozmawiać — palce w kieszeni chwyciły drobny przedmiot, który od dłuższego czasu był tam ukryty.
— Okej? Stało się coś? — Jauregui oparła dłonie na blacie kuchennym, skupiając całą uwagę na nietypowo wycofanej sylwetce młodszej kobiety.
— Tak — Alfa przetarła wierzchem wolnej dłoni czoło, na którym miała wrażenie, że zaczyna zbierać się pot. — Przekładałam to od...jakiegoś czasu — zaczęła niepewnie, po czym wyciągnęła drugą dłoń z kieszeni, chowając w jej środku ten sam przedmiot. — Umm...
Gdy tylko Camila rozprostowała palce, ukazując niewielkie pudełeczko Lauren, ta natychmiast zbladła i poczuła, że jej kolana odrobinę się uginają. Nie była pewna, jak odebrać widok takiego przedmiotu — głównie dlatego, że kojarzył się on tylko i wyłącznie z jedną kwestią.
I na pewno nie było na nią teraz, kurwa, miejsca.
— Ca-Camila, co jest grane?
— To, um... — Cabello oblizała nadto suche wargi, po czym wypuściła głośny, spięty oddech. — Od początku. Kupiłam go parę miesięcy temu... — Mówiąc to otworzyła pudełeczko i skierowała jego zawartość w kierunku kobiety, aby dokładnie zobaczyła jego zawartość.
Lśniący pierścionek.
— Kupiłam go, myśląc sobie... Cóż, kiedy zapytałam, czy zechciałabyś udać się ze mną na randkę, trochę nietypowo, umm, uklęknęłam... — Nie mogła powstrzymać skrzywienia się na tamto wspomnienie. Trzeba przyznać, że teraz wstydziła się takiego podejścia do wyjścia na randkę. — Czas mijał...wszystko szło względnie dobrze i razem z tym przychodziły pytające myśli, w jaki sposób podejść do samej kwestii związku. Oficjalnie — ponownie przetarła czoło, a drugą dłonią zacisnęła palce na pudełku, jednocześnie je zamykając. — Pomyślałam, może pierścionek, jako po prostu gest byłby dobrym rozwiązaniem... Głupio było zapytać wprost skoro wybrałam taką krętą drogę, aby zapytać o randkę.
Lauren nie miała bladego pojęcia, gdzie to wszystko zmierza — z jednej strony pojawiła się myśl, którą nieustannie próbowała odrzucić, bo brzmiała zbyt dobrze, aby miała prawo istnieć.
— Więc kupiłam go i czekałam na dobry moment...który nie nadszedł, jak obie dobrze wiemy. Inaczej to wszystko się potoczyło, dlatego odłożyłam pierścionek.
— Dlaczego teraz mi o tym mówisz?
Alfa zamiast odpowiedzieć od razu, podeszła odrobinę bliżej, aby przysiąść lekko na stołek barowy oraz odłożyć czarne, matowe pudełeczko na blat.
— Wtedy myśląc o pierścionku miałam intencję zbudowania związku — powtórzyła, dając sobie trochę więcej czasu na kwestię, która była sednem dzisiejszej wizyty. — Teraz...teraz to... — Ponownie odchrząknęła i splotła nerwowo palce, spoglądając jednorazowo na pudełko, zanim skupiła się na Lauren, która była niesamowicie skołowana. — Mówię o tym, bo teraz traktuję ten pierścionek, który...chciałabym ci zostawić jako...nadzieję na to, że może uda nam się znaleźć drogę powrotną. Do siebie.
Lauren pokręciła delikatnie głową, kompletnie nie rozumiejąc sensu ostatnich słów od Cabello.
— Chwila. Nie za bardzo rozumiem o co ci chodzi. Skąd ta...droga powrotna? Jestem zdezorientowana.
Alfa zamknęła na moment powieki, wzięła trzy głębsze oddechy, po czym skrzyżowała spojrzenie z kobietą, wiedząc, że teraz nie ma odwrotu. Posłała jej przed odpowiedzią na pytanie i rozwianie wątpliwości uśmiech, jednak nie miał on w sobie humoru, a tym bardziej nie nadawał żadnego komfortu.
— Chcę się rozstać, Lauren.
Początkowo to krótkie zdanie wcale do Jauregui nie dotarło. Wydawało się tak absurdalne, że miała wrażenie przez dobrą minutę czy dwie, że albo się przesłyszała, albo jej głupi umysł wymyślił sobie taką odpowiedź, zamiast zaakceptować fakt, że wyszła z ust Camili.
To był, kurwa, absurd.
— Słucham?
— Chcę się rozstać, Lauren — powtórzyła ciszej, nie przerywając kontaktu wzrokowego. — Wiem, że to...
Alfa nie dokończyła, milknąc całkowicie, kiedy Jauregui uniosła pośpiesznie dłoń, dając jej znak, aby się zatrzymała.
— Przyszłaś po to, żeby dać mi pierścionek... — Wskazała palcem w stronę zamkniętego pudełeczka. — Pierścionek, który wygląda jak typowo zaręczynowy, po czym...po czym mówisz mi o jakiejś nadziei, tylko po to, żeby na sam koniec mówić o rozstaniu? Dobrze cię zrozumiałam?
— Tak — głupio jej było potaknąć, ale nie zamierzała cofać swoich słów. — Nie wydaje mi się, że istnieje dobry sposób na...rozejście się. Próbowałam wymyślić coś, co nie brzmiałoby podle.
— Nie brzmiałoby podle? — Lauren wyszła z kuchni, stając kilka kroków od Cabello z dłońmi przytwierdzonymi do własnych bioder. — Camila, przyniosłaś mi pierścionek, który wygląda jak zaręczynowy, po czym mówisz mi o czymś takim. Skąd w ogóle pomysł o rozstaniu? — Pokręciła głową w niedowierzaniu. — Nie ma takiej opcji. Co ci przyszło do głowy?
Alfa tylko cicho westchnęła.
— Lauren, nie dotrzymałaś swojej obietnicy — przypomniała jej cicho. — Nie ruszyłaś na własną rękę żadnego tematu, który mamy do omówienia. Zamiast tego utworzyłaś jakąś bańkę...złudną rzeczywistość, w której nagle, tak z dnia na dzień, jest między nami wszystko dobrze. Obiecałaś, Lauren.
— Camila, minęło zaledwie parę dni. Przecież to jest sporo rzeczy do przemyślenia.
— Nie miałaś tylko kilku dni na przemyślenie wszystkiego. Nasze problemy absolutnie — podniosła odrobinę głos na starszą. — Lauren, te problemy absolutnie nie trwają te "zaledwie parę dni". Miałaś bardzo dużo czasu. Przez te kilka dni mogłaś tylko zastanowić się nad tym, który temat wybieramy na początek i jak go zacząć. Nic więcej. A tymczasem nie zrobiłaś niczego.
— To nie tak, że wcale taki powrót do normalności ci się nie podobał — napomknęła kąśliwie.
— Po prostu czekałam, Lauren — westchnęła ponownie młodsza. — Cierpliwie czekałam, obserwując jak zatracasz się w tej bańce i zastanawiałam się, kiedy uznasz...czy kiedykolwiek uznasz, że warto z niej wyjść i wrócić do, kurwa, rzeczywistości, która usłana różami nie jest.
— Camila, ale to wciąż tylko kilka dni. Rozstanie brzmi dość ekstremalnym rozwiązaniem. Ba, to nawet nie brzmi na rozwiązanie!
— Lauren, nie wywiązałaś się z tego, co powiedziałaś. Z tego, co mi obiecałaś. Jak głupia dałam się na to nabrać. Nasze problemy zaczęły się ponad miesiąc temu. Bardzo dobrze wiesz, ile rzeczy poszło nie tak przez cały ten okres. Wystarczyło wybrać pierwszy temat. Jakby nie patrzeć...w praktyce zalążkiem tego wszystkiego była zdrada, do której istnienia mamy kompletnie inne zdanie.
Lauren nic nie odpowiedziała.
— Lauren, spójrz na nasz związek. A nawet nie na to, na naszą relację. W jakim ona była stanie, zanim zdecydowałyśmy...ty zdecydowałaś się na związek? Właściwie to ty w pewnym momencie zadecydowałaś o tym, że chyba w końcu zasłużyłam sobie na ten związek po tylu miesiącach — Camila wskazała palcem na pierścionek, po czym gwałtownie wstała. Tuż po tym przyłożyła złączone ze sobą dłonie do warg, zastanawiając się nad kolejnymi słowami, znajdując się jednocześnie w takiej pozycji, jakby próbowała się modlić. — Spójrz na naszą relację: Jak ona wyglądała? Zaczęło się od tego, że podjęłam bardzo pochopną decyzję, kiedy dosłownie wpadłam ci pod koła. Cieszyłam się jak głupia, kiedy zwróciłaś — kiedy zwracałaś kiedykolwiek — na mnie uwagę.
Alfa tym razem zebrała się w sobie i spojrzała na partnerkę, kontynuując.
— Cieszyłam się, kiedy postanowiłaś pokazać się w moim domu po tym, jak podałam ci adres. W dodatku byłam za to wszystko niesamowicie wdzięczna, pokazując pewnie nieraz, jak bardzo jestem ujęta twoją osobą i onieśmielona samym faktem, że chcesz ze mną rozmawiać, że się ze mną spotykasz, nawet wtedy, gdy były to czysto koleżeńskie spotkania. Później udało nam się utworzyć bardziej stabilną relację. Przyjacielską. Poznawałyśmy się coraz bardziej. Starałam się zrozumieć całą twoją osobę, ale jednocześnie byłaś zawsze tak bardzo zamknięta w sobie, pomimo tego, że niby coś o sobie mówiłaś, że coraz częściej nie widziałam ani szansy, ani sposobu na to, aby jakoś się do ciebie przebić. Nie wiedziałam czy to wynika z tego, kim jestem, z mojej drugiej natury, czy może dlatego, że jesteś po prostu osobą, która nie jest ufna. Później okazało się, że przeszłość bardzo się na tobie odbiła, co próbowałam zrozumieć i nie mam zamiaru umniejszać wyrządzonych ci krzywd i kwestionować wpływu, jaki to wszystko na tobie miało. Ale... — Zatrzymała się na moment. — Ale ten wpływ nadal istnieje, nadal tutaj jest i nie potrafisz z nim wygrać.
Camila uniosła brwi z pytającym wyrazem twarzy. To był moment, w którym spodziewała się jakiejś reakcji — jakiegoś słowa, piśnięcia, czegokolwiek. Jednak dała już nie taki krótki monolog i oczekiwała jakiegoś odzewu.
Jednak ponownie się zawiodła i żadna odpowiedź ze strony Lauren nie nadeszła, co tylko ją rozjuszyło, przez co zaczęła nerwowo kręcić się między korytarzem a kuchnią, próbując rozejść wzrastającą w niej złość oraz tym samym przekładać bardzo możliwe wystąpienie wybuchu.
— Spójrz na naszą relację — powtórzyła niczym mantrę, nie patrząc na Jauregui, bo wtedy z pewnością dałaby upust emocjom. — Uprosiłam się o związek, dostałam ten związek, ale...tak naprawdę to, co się działo w ostatnim... No spójrz na to, co się działo w ostatnim ponad miesiącu. Przyszłam do ciebie po urodzinach urządzonych w barze, mówiłam ci, że ktoś mnie pocałował. Nie powiedziałam, że ja kogoś pocałowałam, tylko że ktoś to zrobił...że ktoś uznał to za, kurwa, dobry pomysł, chociaż mówiłam, że jestem w związku.
Alfa sapnęła tylko cicho pod nosem, nie słysząc żadnego wtrącenia. Liczyła na jakiekolwiek, bo przecież wcześniej Lauren tak bardzo czepiała się określenia, którego użyła w barze — bo zamiast powiedzieć "mam partnerkę", Camila użyła słów "mam dziewczynę", które czasem bywało mylące.
— I nieważne, w jaki sposób to powiedziałam — bo jednak dałam do zrozumienia wprost, że jestem w związku i koniec. Tyle w temacie. Aczkolwiek...ty, oczywiście ty stwierdziłaś, że różnica określenia zmienia całkowicie kontekst i założyłaś z góry, że cię zdradziłam, że tego chciałam albo...być może myślałaś, sama nie wiem, że zrobiłam to z premedytacją. Po wszystkim odsunęłaś się ode mnie, całkowicie odcięłaś, wyjechałam w międzyczasie do Nowego Jorku, o czym dużo wcześniej wiedziałaś i przy tym wszystkim uznałaś, że zamiast spróbować załagodzić jakoś sytuację przed tym długim wyjazdem, to lepiej pójść z całym tym szambem dalej. Nieustannie się kłóciłyśmy, doskakiwałyśmy sobie do gardeł i... Nie zamierzam tego oceniać, bo również powiedziałam wiele rzeczy, których żałuję i których nigdy nie powinnam mówić bądź sugerować.
Alfa przystanęła na moment, dając sobie chwilę, aby spokojnie nabrać powietrza w płuca, bo ten monolog był niewątpliwie męczący, kiedy wspominając tak paskudne momenty próbujesz przedstawić w racjonalny sposób tragiczny stan ich relacji, ale jednocześnie pieczenie klatki piersiowej i gula w gardle utrudniają dalsze obrazowanie tego wszystkiego.
— Po czym wracam...widzę się z tobą, jeszcze przy takim zakończeniu naszej ostatniej rozmowy, gdy byłam jeszcze w Nowym Jorku... Więc wracam, pijemy wino, potem praktycznie... — Wzięła kolejny większy wdech. — Nienawidzę tego słowa, ale potem praktycznie pieprzymy się po pijaku, następnego dnia mówisz mi, że to był błąd, nie odzywasz się do mnie...potem jednak znowu chcesz się ze mną zobaczyć, a ja mam już tego wszystkiego dość i nie wiem, co mam z tym wszystkim zrobić i przestaję też widzieć jakiekolwiek inne rozwiązanie poza rozstaniem. Mówię ci o tym wszystkim, Lauren... Tłumaczę ci to wszystko, daję ci trochę ultimatum, chociaż zawsze miałaś wybór i ostatecznie wyminęłaś to wszystko, bo zrobiłaś coś jeszcze innego — nie wybrałaś żadnej z opcji, które przedstawiłam. Wybrnęłaś z tego, mówiąc nagle, że mnie kochasz. Nie kwestionuję tego.
Tutaj znowu się zatrzymała, aby spojrzeć na kobietę i dać jej do zrozumienia tak ważną rzecz, którą jeszcze raz powtarza.
— Nie kwestionuję tego, Lauren. Ale później...znowu się kłócimy, dochodzi między nami do jakiejś mini-konfrontacji i znowu nastaje to wrażenie, jakbyśmy rozwiązywały jeden z naszych problemów, jednak tamta rozmowa była tak otwarta i poplątana, że niewiele z niej wynika. To wszystko kończy się podjęciem nowego kroku, o którym wcześniej nigdy nie było mowy — oderwała tym razem ze skrępowaniem wzrok od Jauregui. — Nie seks. Nie pieprzenie. Coś nowego. Kochanie się. Po czym...jak głupia, ponownie, z tą nieszczęsną nadzieją zastanawiam się w tej otoczce, czy to w ogóle w porządku, że nagle zachowujesz się tak, jakbyśmy wróciły do starych, dobrych czasów. Siedzę w tym wszystkim i udaję, że to akceptuję.
Alfa potarła w nerwach twarz, ścierając z kilku miejsc pot.
— Udaję, że to akceptuję — powtórzyła celowo. — I jednocześnie cierpliwie czekam na to, aż odważysz się poruszyć jakikolwiek temat...a jest ich mnóstwo. Równie dobrze mogłaś powiedzieć, że potrzebujesz więcej czasu, bo nie wiesz, jak się za to zabrać. Zrozumiałabym, naprawdę jeszcze bym to zrozumiała. Ale ty znowu nie powiedziałaś nic. Wolałaś po tym wszystkim wpaść w tę bańkę, zamiast spróbować rozwiązywać problemy.
Teraz Alfa wskazała na Lauren dłonią z nadzieją, że jeśli teraz zwróci na nią całkowicie uwagę, to może w końcu, tak między wierszami monologu, uzyska jakąkolwiek reakcję czy uwagę — bo kurwa wciąż żadnej nie uzyskała.
— Powiedz mi, czy patrząc na taką relację i na to, jak potoczył się nasz związek, widzisz jakieś inne rozwiązanie niż rozstanie? Bo ja nie widzę. Nie twierdzę, że jest to najlepsza opcja, ale jednocześnie wydaje się rozsądna, żebyśmy chociaż...zrzuciły z siebie presję, że trzeba ratować związek, w którym nadal się jest. Bo może będzie lepiej i łatwiej dla nas, jeśli spróbujemy odepchnąć od siebie myśl, że jest się w związku, zaakceptujemy to, że on się zakończył i postaramy się jakoś ochłonąć. I to tylko po to, żeby pomyśleć po tym wszystkim, co zrobiło się źle, spróbować znaleźć nowe perspektywy na wszystko, co dokładnie poszło źle i dlaczego to tak się zakończyło. No i oczywiście, przy optymistycznym podejściu, może uda się wyłapać jakieś wnioski z tego, co się wydarzyło, bo naprawdę jest kilka sytuacji, których nie mogę sobie wybaczyć, Lauren.
Alfa opuściła ramiona, które przy tej części wypowiedzi nieustannie się poruszały, gdy gestykulowała dłońmi.
— Nie mogę sobie wybaczyć, że odpuściłam, tym samym stawiając ciebie wyżej niż siebie i praktycznie mój własny szacunek... — Pokręciła głową, urywając tę myśl. — Spójrzmy na sytuację, która niby jest już zamknięta. Wybaczyłam ci wtedy, ale tak naprawdę nigdy o tym nie zapomniałam. Wyrzuciłaś mnie ze swojego domu, kiedy powiedziałam ci o swoich uczuciach, Lauren. I nie chcę mówić o tym w dramatycznym kontekście, bo nie wyrzuciłaś mnie brutalnie, ale z drugiej strony, kiedy ktoś ci mówi, że cię kocha, jednocześnie uprawiając seks, co samo w sobie nie jest dobrą kombinacją...przyznaję. Ale mimo wszystko nie da się wyrzucić kogoś w takiej sytuacji w miły, uprzejmy sposób, prawda? A ja i tak, kiedy mi o tym powiedziałaś, próbowałam zadbać jeszcze o twój, już nie swój, tylko o twój komfort, gdy ty założyłaś z góry w tym samym czasie, że planuję kontynuować to, co dotychczas robiłyśmy.
Alfa powróciła do chodzenia po domu.
— Chciałam ostatkami własnego...własnej...nawet nie wiem, jak to określić. Próbowałam znaleźć krztę troski w ogarnianiu tamtej sytuacji na bieżąco, poprzez zadbanie o twój komfort i mieć pewność, że na pewno cię nie skrzywdzę, jak się odsunę. Równie dobrze mogłam przecież odsunąć się, zacząć kłótnię i powiedzieć wprost, że to nie jest fair z twojej strony, aby tak mnie traktować. Mogłam powiedzieć tak wiele rzeczy, a tymczasem co zrobiłam? Zraniłaś mnie, wyrzuciłaś mnie, potem powiedziałaś, że przepraszasz, a ja wybaczyłam z miejsca... Na co zresztą zwróciłaś uwagę, a ja głupia i tak wybaczyłam od razu z tą głupią, paniczną myślą, że może... Ale tylko może, jeśli teraz ci wybaczę, to wciąż ze mną zostaniesz i będę miała dzięki temu szansę gdzieś w przyszłości uzyskać to, czego tak bardzo chciałam — związku z tobą. Poza tym, chyba same uczucia, o których wtedy ci powiedziałam sugerowały, że tylko tego mogłoby mi brakować, prawda?
Alfa przełknęła ostatni raz ślinę, pozbywając się guli, która dotychczas jej towarzyszyła w gardle, ponieważ te wspomnienia bolały — chociaż były przeszłością, nadal pluła sobie w brodę za brak odwagi, aby powiedzieć Lauren wiele rzeczy w twarz. Teraz, kiedy miała za sobą tę część, jej ciało zaczęło się bardziej wyciszać, wskutek czego ponownie zajęła miejsce na stołku barowym, będąc przy tym lekko zgarbiona.
Nie łudziła się już, że Lauren cokolwiek do niej powie — a tym bardziej, że odpowie. Po prostu jechała dalej z tematem, który przerobiła w głowie niezliczoną ilość razy. Chciała to domknąć raz, a dobrze, aby już więcej nie patrzeć na odbicie z myślą, jak żałosna jest, stawiając tak nisko standardy względem samej siebie.
— Teraz, jak o tym myślę, to chyba postradałam resztki rozumu, żeby tak szybko to załatwić, zamiast powiedzieć ci w twarz tak wiele rzeczy, dając przede wszystkim do zrozumienia, jak bardzo mnie zraniłaś i jak bardzo nie fair było twoje zachowanie i że...pomimo tego, że byłam w stanie zrozumieć, że nie byłaś gotowa na usłyszenie czegoś takiego, co jest oczywiste w takiej sytuacji, ale...to wciąż nie było coś, co powinnaś zrobić. To nie było zachowanie... Lauren, nie miałaś po prostu prawa potraktować mnie w taki sposób...jak człowiek drugiego człowieka. Po ludzku. Zraniłaś mnie, odrzuciłaś mnie, ale nie miałaś prawa zrobić tego w taki sposób — wiedziała, że się powtarza, ale chyba tylko takie działanie mogło podkreślić esencję tego, co najbardziej ciążyło jej na sercu z tamtego wydarzenia. — Rozumiem, gdybyś potraktowała mnie w taki sposób, wyrzucając z domu, gdyby to była jakaś...zemsta. Gdybyś miała do mnie jakiś żal, bo ja odrzuciłam cię pierwsza, ale... Ale przecież zawsze starałam się robić wszystko pod ciebie. Starałam się robić wszystko, aby utrzymać twoją uwagę, aby pielęgnować tę relację. A w zamian za to wszystko co takiego od ciebie dostałam?
Zerknęła spod byka na Lauren.
— Nie miałaś prawa zrobić mi czegoś takiego, ale nigdy nie miałam odwagi ci tego powiedzieć. Dlaczego? Wiesz dlaczego? — Zadała pytanie retoryczne ze świadomością, że odpowiedzi nie uzyska.
I tym razem znowu się nie myliła.
Znowu zaczęła się irytować, więc przymknęła powieki, próbując pohamować ponowną, kuszącą chęć wybuchu. Bo w końcu ile minęło czasu? Ile tak naprawdę już mówiła, mówiła i mówiła o jednym i tym samym, a tego odzewu nadal nie było?
Przecież Lauren nie była niemową.
Więc co jest grane?
Finalnie Camila ponownie wstała z dłońmi przyciśniętymi do wilgotnych oraz piekących od przygryzania i oblizywania warg, podchodząc bliżej kobiety z wyrzutem na twarzy, którego Lauren nigdy wcześniej nie widziała, odzywając się ponownie.
— Byłam tak bardzo przyzwyczajona przez tyle miesięcy znajomości do tego, że jesteś zamkniętą osobą...że nigdy nie odważyłam się...bałam się odważyć, aby zapytać, co z naszą relacją — wskazała na ślepo w stronę pierścionka ukrytego w pudełeczku leżącym na blacie. — Bałam się zapytać, czy może to jest czas na kolejny krok. Byłaś tak bardzo zamknięta, że wiedziałam...zakładałam z góry, że przy tym jak zamkniętą osobą jesteś, odrzucisz mnie, bo te pytania są zbyt poważne, że to wszystko za szybko się rozwija, pomimo tego, że nasza znajomość trwała od kilku miesięcy. Zawsze miałam tę niepewność, kiedy coś się spieprzyło...zwłaszcza wtedy, kiedy ty coś złego zrobiłaś, ty mnie zraniłaś i wykazywałaś skruchę i przy tym był jednocześnie moment takiego...większego otwarcia się, gdy próbowałaś się tłumaczyć, powiedzieć jak bardzo żałujesz oraz przepraszasz. Zamiast skorzystać z takiej szansy i wykorzystać taką okazję na to, że teraz, właśnie tutaj, jest to jeden z niewielu momentów, kiedy po tym, jak coś spieprzyłaś robisz się otwarta i próbujesz cokolwiek naprawiać, wycofywałam się jeszcze bardziej. Zamiast to wykorzystać, bałam się pociągnąć temat dalej, więc powiedziałam najogólniej to, co czułam, nie wdając się w szczegóły, bo...naprawdę bałam się, że jeśli powiem za dużo i za bardzo wykorzystałabym taki moment to za pstryknięciem palców ciebie już nie ma. Znikasz. Ciebie już nie ma. Niczego już nie mamy. Odstraszyłam cię. Koniec. Miesiące przywiązania stracone, bo przegięłam, powiedziałam za dużo, wyraziłam i zachowałam się nie w taki sposób, w jaki powinnam.
Alfa ponownie pokręciła głową, ale tym razem to czyste zrezygnowanie, które wykrzywiało jej wargi było skierowane do samej siebie.
— Przyzwyczaiłam cię do tego, Lauren. Dałam ci na to przyzwolenie, co było moim błędem. Więc...jaki widzisz w tym sens? Bo ja nie widzę żadnego. Na co dzień byłaś zamknięta. Otwierałaś się najczęściej wtedy, kiedy coś spieprzyłaś, a ja zamiast to wykorzystać, przedłużyć temat i zobaczyć, co mogę z tym zrobić...i może finalnie pokierować całą sytuacją tak, żeby na koniec, ze świadomością, że otworzyłaś się przede mną, doznałabyś wrażenia, że warto bardziej mi zaufać. Może doznałabyś wrażenia, że możemy nawet z patowej sytuacji wrócić wspólnie, umacniając naszą relację, a tymczasem... Za każdym razem dawałam ci wrażenie, że jestem na twoje zawołanie, że jestem tą, która zawsze wybacza, zrozumie...która jest otwarta, zaczyna tematy, pozwala kończyć ci natomiast większość z nich według uznania. I to są moje błędy przyzwolenia, które ci dałam i których żałuję. Nie tylko do tej konkretnej sytuacji. Jest naprawdę...wiele innych. Ale sęk w tym...gdzie tutaj dalej sens? Powiedz mi proszę.
Cisza.
Odpowiedziała jej cisza.
— Widzisz? Słyszysz? Znowu jest to samo. Nie słyszę nic. Naruszam granicę, więc zamykasz się w sobie bardziej. Widzisz o czym mówię? Widzisz? — Zaczęła gestykulować dłońmi, jednak Lauren nadal ją obserwowała bez żadnego komentarza. — Teraz pozwalam sobie na więcej, więc ty siedzisz cicho, jak mysz pod miotłą, kiedy na co dzień nie jesteś tą myszą...pod miotłą. Na co dzień jesteś silną, niezależną kobietą. Więc co się dzieje teraz? Widzisz?
Żadne pytanie nie otrzymało odpowiedzi albo chociażby jakiejkolwiek reakcji. Przez cały ten czas Lauren miała ten sam, niezmiennie zaskoczony wyraz twarzy. Nie było po niej widać nawet złości, smutku czy jakiegoś żalu.
Tylko zaskoczenie.
— Ale gdyby nie to, że tak bardzo się wycofywałam, to pewnie nie byłybyśmy nawet w związku, bo zrezygnowałabyś z tego wcześniej. Ale kto wie? Możemy się tylko tego domyślać.
Po ostatniej kwestii, emocje ponownie zeszły z Camili. Chociaż kobieta wciąż jej nie odpowiadała, rozsądek młodszej zaczął podpowiadać, że kolejny wybuch niczego nie zmieni — że po prostu nie zadziała. Więc czy był sens jeszcze bardziej się wkopywać? Mimo wszystko...Camila przechodziła przez emocjonalny rollercoaster.
Po chwili niezręcznej ciszy, kiedy to Cabello wyraźnie się uspokoiła, postanowiła na nowo się odezwać. Dziwiła się co prawda temu, jak wygadana się stała — przechodziła własne oczekiwania, bo w domu zakładała, że szybciej się wyłamie i popłacze i tak zakończy się cała ich rozmowa. Bywały też scenariusze, że temat zamknie się na słowach o rozstaniu, a później szybko ucieknie, bo nie poradzi sobie z reakcją Lauren.
Była godna podziwu względem własnej wytrwałości.
— Nie jestem... — Alfa odchyliła odrobinę głowę. — Myślisz, że naprawdę mogłybyśmy spróbować tego rozwiązania? Odejścia od siebie, żeby odciążyć się z tej presji, że próbujemy ratować związek, w którym nadal jesteśmy? I...spróbować, tylko spróbować przejść do myśli, że chcemy ratować związek, którego na ten moment już nie ma...ale który, jeśli faktycznie się przyłożymy gdzieś w przyszłości, to może będzie on lepszy, bo naprawimy błędy, poprawimy niedoskonałości, które były przy pierwszej próbie. Na ten moment... — Camila potarła nerwowo szyję, myśląc na szybko nad właściwymi słowami. — Na ten moment wydaje mi się, że...nawet gdybyś chciała, to poruszyłabyś jakikolwiek temat, Lauren. Myślałam o tym naprawdę często... Tak szczerze...
Wyraz twarzy Alfy złagodniał.
— Wydaje mi się, Lauren, że tak naprawdę nie wiesz, gdzie zacząć... Nie wiesz, o czym pomyśleć najpierw, co zrobić jako pierwsze. Um...jednocześnie myślę, że nie jestem na tyle... — Oblizała wargi, nawiązując kontakt wzrokowy, ale nerwy, które powróciły na te kilka chwil prawie targały jej ciałem. — Nie jestem na tyle kompetentna, aby akurat z czymś takim cię poprowadzić, bo nadal jest wiele rzeczy z twojej przeszłości, które wpływają na ciebie i...są one też konsekwencją twoich zachowań, działań, słów, wszystkiego... I wydaje mi się, że powinnaś znaleźć kogoś, kto byłby w stanie...profesjonalnie wskazać ci drogę, gdzie zacząć. Chociaż poprowadzić cię na start — Camila powoli spuściła spojrzenie do podłogi. — Po prostu wydaje mi się, że ani ty nie wiesz, i tym bardziej ja nie wiem, gdzie powinnaś zacząć. A skoro obie nie wiemy — tak mi się wydaje — to może powinnaś...spróbować innego rozwiązania i nie mówię tego...
Cabello splotła ze sobą własne dłonie, ale teraz za plecami i raz jeszcze zmusiła się, aby spojrzeć w oczy Lauren, dając zapewnienie o szczerości kolejnych słów.
— Nie mówię tego złośliwie albo żeby cię poniżyć czy zrobić coś podobnego. Wydaje mi się, że powinnaś pomyśleć o tym, żeby... — Wzięła głęboki oddech. — Wyciągnąć rękę ku profesjonalnej pomocy, żeby zobaczyć...nad czym najpierw powinnaś się zastanowić i może ten ktoś...jeżeli faktycznie byś kogoś szukała, to...może ten ktoś spróbowałby ci dać wyraźniejszy obraz na wytłumaczenie konsekwencji, z którymi obie się teraz zmagamy. Tym bardziej ty. Wydaje mi się, że to, co doświadczyłam ja; to, co doświadczyłaś ty i to, co doświadczył nasz związek przez konsekwencje tej przeszłości są, tak naprawdę, tylko szczytem góry lodowej, która ma dużo większe znaczenie. I dopóki nie spróbujesz na własną rękę, ale za pomocą wskazania dobrego albo...jakiegokolwiek kierunku przez kogoś profesjonalnego gdzie zacząć i w jaki sposób spróbować zajrzeć pod ten wierzchołek góry lodowej, to nie będziesz w stanie zrobić progresu. Takiego prawdziwego. Bo póki co myślę, że próbujemy coś dobrego zrobić...ale to, co się dzieje...ten schemat, który zaczynamy powoli mieć będzie nieustannie powracał, dopóki nie zechcesz z własnej woli popracować ze sobą i z kimś profesjonalnym. Dopóki to nie będzie z własnej woli i nie będziesz prawdziwie chciała zmian, nie będzie czego ratować, bo prędzej czy później ten schemat, który kończy się rozpadem związku będzie powracał, Lauren.
Lauren tylko stała.
Niczego nie powiedziała.
Camila westchnęła ciężko, nie wiedząc, co mogłaby powiedzieć, aby w końcu uzyskać od niej jakąś reakcję. To przestawało mieć sens — jedyne, co tak naprawdę uzyskała po dzisiejszej wizycie to czyste sumienie i ciut mniejszy ciężar na barkach oraz w głowie.
— Chcę się rozstać, Lauren — powtórzyła na próbę, pamiętając, że to ostatnia rzecz, która poruszyła wcześniej starszą kobietę.
— Nie.
Alfa uniosła zaskoczona brwi. Uzyskała chociaż coś. Marne, ale to zawsze jakieś "coś", prawda?
— Nie?
— Nie — Lauren powtórzyła głośniej, zanim na jej twarzy pojawiła się gwałtowna zmiana.
Camila nigdy nie była świadkiem jakiegoś mocnego załamania kobiety. Wiedziała, że miewała takie chwile, jak każdy, ale zawsze potrafiła kontrolować się do tego stopnia, aby pozwalać sobie na ukazywanie słabości i innych emocji, które mogłyby być przez większość uznane jako niedoskonałości czy mankamenty za zamkniętymi drzwiami. Teraz, na własnych oczach, Camila mogła zauważyć, jak szybko następowało przejście z nadto długo zaskoczonego wyrazu twarzy do załzawionego, rozbieganego spojrzenia, drżących warg, czerwonych policzków oraz czubka nosa.
— Lauren, nie rozumiem o co... — Kobieta zatrzymała się gwałtownie z pytającą wypowiedzią, kiedy ciepłe ramiona owinęły się wokół jej talii i pleców, przyciągając bliżej z palcami gniotącymi biały materiał, który Camila na sobie miała. To był nieoczekiwany zwrot akcji.
— Nie zostawiaj mnie — usłyszała po raz ostatni w miarę zrozumiałe słowa ze strony Jauregui, zanim wcisnęła twarz w miejsce złączające szyję z barkiem.
— Lauren...
— Nie. Po prostu nie — wybełkotała pośpiesznie. — Nie możesz mnie zostawić — Camila coraz słabiej rozumiała słowa, które wypowiadała. — Powiedz, jaka mam być, a wszystko pozmieniam.
Ostatnie słowa najbardziej zwróciły uwagę Cabello.
— Nie o to chodzi. Nie rozumiesz — Alfa przymknęła powieki, oplatając jednocześnie ramiona wokół ciała Jauregui. — Nie słuchałaś. Nie o to mi chodziło, Lauren... To nie jest rozwiązanie. Nie masz się zmieniać pode mnie.
— Ale mogę, tylko powiedz mi co — wtuliła bardziej policzkek do boku szyi Cabello. — Ale mnie nie zostawiaj.
— Lauren, to nie jest... — Młodsza zatrzymała się na moment, nie wiedząc, czy jest inny sposób, aby łagodnie przekazać dość oczywisty wniosek wynikający z tego, co powiedziała już na samym początku wizyty. — Mówiłam, że chcę się rozstać. Lauren, to nie było...pytające. Nie wpłyniesz na moją decyzję. Przykro mi.
— Nie — odsunęła odrobinę głowę na nieakceptowalne słowa, po czym nią pokręciła. — Nie, nie, nie. Nie, Camila, nie.
— Nie chciałabym, żeby to było niepotrzebnie dramatyczne rozstanie — próbowała zasugerować Lauren dobre intencje, ale szczerze wątpiła, że to podziała. — W końcu...chciałabym, żeby po wszystkim...kiedy uda nam się uspokoić i przemyśleć związek, który miałyśmy, to...mam przynajmniej nadzieję, że się spotkamy i uda nam się podejść do nowej próby inaczej.
— Camila, przecież cię kocham — tym razem starsza była twarzą w twarz z Alfą. Zacisnęła jeszcze mocniej palce na materiale, jakby w obawie, że kobieta mogłaby w każdej chwili się odsunąć i odejść na dobre. — Kocham cię. To nie wystarczy? Powiedz mi, proszę, co będzie wystarczające.
— Lauren... — Zacisnęła wargi. — Nie wątpię i nie kwestionuję twoich uczuć. Ale nie powinnaś szukać w taki sposób przykładów szybkich zmian bylebym tylko dzięki nim została. To jest...złe na wiele sposobów. I chyba tego nie dostrzegasz.
— Skoro to, że cię kocham nie wystarczy, to co mogę jeszcze zrobić? — Błądziła błagalnie po opalonej twarzy Camili. — Chciałaś, żebym rozmawiała. Możemy porozmawiać. Teraz. Na jakikolwiek temat. Wiem, że jest ich dużo. Możemy nawet teraz...
— Lauren, nie — wcięła delikatnie. — Teraz jest na to trochę za późno. To miało wyjść od ciebie, tak jak obiecałaś. Teraz rozmowa o naszych problemach...mogłaby narobić większych szkód.
— Wiem, że zraniłam cię, kiedy rozeszłyśmy się po tym, jak Mateo pierwszy raz zaczął się pojawiać. To była dla mnie niesamowicie ekstremalna sytuacja i nie byłam w stanie wymyślić innego sposobu poza ucieczką. Wiem, że to było nie fair, bo nie byłaś temu winna, dlatego przepraszam, że nie zachowałam się inaczej — Alfa została zbita z tropu nagłą kontynuacją. — A co do tego wieczoru, kiedy powiedziałaś mi o swoich uczuciach... Kompletnie się tego nie spodziewałam, pomimo tego, że zawsze byłaś otwarta. Nie przeszło mi przez myśl, że mogłabyś coś takiego czuć względem mnie i...wiem, że znowu źle zareagowałam. Powinnyśmy wtedy o tym porozmawiać. Spanikowałam, Camila, ja...
— Stop, Lauren, stop.
— Przepraszam, że tak cię potraktowałam — starsza opuściła spojrzenie na podłogę. — Wiem, że to nie naprawi...
— Lauren, nie. Nie będziemy o tym rozmawiać. Mówiłam ci...to tylko może teraz pogorszyć sytuację. Chcesz tego?
Pytanie znajdujące się na samym końcu powstrzymało Jauregui przed dalszym słowotokiem.
— Rozmowa na nie. Kocham cię na nie. To...t-to co mam zrobić?
Alfa przyjrzała się zapłakanej twarzy kobiety.
— Weź głębokie oddechy i spróbuj się uspokoić.
— Nie mogę być spokojna. Wiem, że brzmię jak desperatka — pociągnęła nosem. — Ale nie jestem głupia. Wiem, że jak stąd wyjdziesz to nie wrócisz.
— Lauren, mówiłam ci, że mam nadzieję na to, abyśmy po uspokojeniu się i przemyśleniu wszystkiego...
— Nie jestem głupia, Camila — na szybko przetarła mokre policzki wierzchem dłoni, po czym jeszcze szybciej na nowo chwyciła za ciało młodszej, aby przypadkiem nie wykorzystała tego momentu jako idealną szansę na ucieczkę. — Jeśli wyjdziesz to nie masz do czego wracać.
— S-słucham? Nie rozumiem.
Co się dzieje?
— A do czego tutaj wracać? Jedyny powód, dla którego ktokolwiek wracał albo był obok, zawsze był seks. Nic więcej. Więc celuję naprawdę nisko z moimi oczekiwaniami. Nie masz żadnego racjonalnego powodu, żeby wracać do kogoś takiego po tym wszystkim, co zrobiłam. A spieprzyłam wiele dobrych rzeczy.
O dziwo odpowiedź przyszła Camili z łatwością.
— Może masz rację. Nie mam racjonalnych powodów do powrotu — przyznała cicho, a to przykuło uwagę zielonych oczu. — Ale mam nieracjonalne. To, że wiele się między nami zepsuło nie zmienia moich uczuć. A wciąż cię kocham i traktuję jako partnerkę — oblizała wargi. — Więc mam powody, a przede wszystkim nadzieję, że one wystarczą i może...zaczniesz myśleć w takich samych kategoriach, co ja.
— Może jeszcze do tego wszystkiego powiesz mi, że po rozstaniu mamy pozostać przy przyjaźni? — Lauren dała do zrozumienia, że kompletnie nie wierzy w jakąkolwiek moc czy sprawczość tych nieracjonalnych powodów. — Potrzebuję tylko wiedzieć, co mam dokładnie zmienić, żeby chociaż tego nie spierdolić i wszystko wróci do normy. Szybciej niż myślisz. Muszę tylko wiedzieć, co jeszcze dokładnie mam zmienić, Camila.
Młdosza nie miała bladego pojęcia, jak na to odpowiedzieć. Coraz wyraźniej widziała, że nie dociera do Lauren różnica jaka jest między nią a każdą inną osobą, która zraniła ją w przeszłości. Leciała schematem, tylko teraz najwyraźniej na wzgląd własnych uczuć próbowała coś na siłę — i przede wszystkim na szybko — zmienić. Chyba tylko to robiło jedyną różnicę.
— Pomóż mi z tym, proszę.
— Jak to sobie wyobrażasz? — Zapytała z czystej ciekawości, jednak czuła niepokój, gdy myślała o tym, jaką mogłaby dostać odpowiedź. — Dam ci dokładne instrukcje, które wykonasz i wszystko wróci do normy?
— Potrafię się dostosować — potaknęła ruchem głowy. — Muszę się dostosować.
— Lauren, nie. Nie ma takiej opcji.
— Dlaczego? — Zacisnęła mocniej palce na jej koszulce na plecach. — Możemy uniknąć całej tej kwestii rozstania.
— Chyba znam cię słabiej niż podejrzewałam — Alfa zmieniła całkowicie temat, zaskakując po raz kolejny Lauren. — I zmusza mnie to do zastanawiania się, czy tak wiele rzeczy przede mną ukryłaś o swojej przeszłości, czy naprawdę nie jesteś świadoma tego, co ci ludzie z tobą zrobili.
— Powiedziałam ci o wszystkim — odpowiedziała szybko. — Naprawdę. I tamta rozmowa nie ma teraz znaczenia. Nie powinnyśmy akurat teraz rozmawiać o kimś innym, tylko o nas.
— Lauren, gdybym podała ci instrukcje i oczekiwała, że w taki sposób się...nawet nie do mnie, ale pode mnie dostosujesz to byłby to jednocześnie wstęp do toksycznej relacji. Brakowałoby tylko tego, żebym nadużywała picia czy stosowała przemoc, aby znaleźć się w sorcie tego rodzaju ścierw, które ze świadomością krzywdzą osoby, które rzekomo tak bardzo kochają.
— To trochę ekstremalne porównanie, przecież... Tylko musisz mnie trochę naprowadzić. Przynajmniej trochę bardziej niż wcześniej. Wtedy będzie mi łatwiej — pociągnęła ponownie nosem. — Wtedy będę bardziej wystarczająca.
— Wystarczająca?
Camili odebrało po tym słowa.
To wszystko zaczynało mieć coraz większy sens w głowie. Te konsekwencje przeszłości były jeszcze bardziej dramatyczne niż dotychczas zakładała. Najgorsza była jednak kompletna nieświadomość Lauren w tym wszystkim.
Jak mogła tego nie widzieć?
To wyglądało tak, jakby była zaprogramowana na dostosowanie się pod kogoś, kiedy właśnie ten ktoś był na granicy odejścia. To było gorsze niż desperacja, którą można by było bardziej zrozumieć i nawet wykazać ku temu empatię — bo miała prawo do tego, żeby czuć się źle i próbować wszelkimi sposobami prosić o ostatnią szansę.
Jednak to, co działo się teraz wykraczało poza normy akceptowalnych prób ratowania związku. Coś takiego krzyczało o pomoc — ale nie dla związku, tylko dla Lauren, bo była w tym wszystkim niesamowicie zagubiona.
To było nawet zbyt łagodne określenie.
Lauren wręcz tonęła w niemym krzyku o pomoc dla siebie, jednak nie będąc tego absolutnie świadoma.
— Nie powinnaś mierzyć się miarą bycia albo niebycia wystarczającą dla kogoś. Nieważne kto by to nie był — zaczęła Camila, jednak głos miała spokojny i delikatny, bo obawiała się, że gwałtowniejszą reakcją mogłaby wyrządzić więcej szkód. — Posłuchaj uważnie, okej? Dam ci krótką instrukcję, jak na to spojrzeć.
Lauren zbyt ochoczo pokiwała głową, chyba mając w tym nadzieję, że w końcu przekonała do swojej racji i swojego podejścia Camilę.
Była w niemałym błędzie.
— Pierwsza. Rozstajemy się — mówiąc to, kojącym gestem przesuwała po górnej części pleców starszej. — Druga. Rozstanie nie ma absolutnie związku z kwestią bycia czy niebycia wystarczalną ani niczym podobnym — zrobiła krótką przerwę, aby mieć pewność, że te słowa dotarły do Lauren, która pokiwała głową, aby kontynuowała. — Trzecia. Rozstajemy się dlatego, że nie potrafimy znaleźć sposobu na rozwiązanie naszych problemów. Musimy najpierw ochłonąć, spojrzeć na miarę możliwości obiektywnie na wszystkie wpadki, a na sam koniec zastanowić się, jak możemy o nich porozmawiać.
Jauregui zmarszczyła brwi.
— Ale możemy o tym porozmawiać teraz. Może nie o wszystkim, jest tego dużo, ale...
— Lauren, nie. Po kolei, tak jak mówię — podkreśliła pewniejszym tonem, zanim znowu przeszła do łagodniejszego. — Czwarta. Dajemy sobie w tym wszystkim czas — poczuła, jak Lauren ponownie zaciska na jej ubraniach palce. — Piąta. Rozstanie nie jest przyjemne. Ale to nie znaczy, że mamy udawać przy nim, że wszystko wróci na sto procent do normy. Nie znaczy również, że mamy udawać, że wcale nas to nie rusza. To w porządku, aby odreagować, wypłakać się, zrobić cokolwiek innego. Na rozstanie nie ma złej reakcji.
— Camila, nie... — Łzy ponownie pojawiły się w połowie monologu w oczach Lauren.
— Lauren, tak, rozstajemy się. Nie masz na to wpływu. Przykro mi, naprawdę mi przykro, ale taka jest moja decyzja i na ten moment najlepszym rozwiązaniem z twojej strony byłoby...gdybyś po prostu mi na to pozwoliła. Nie chcę również robić z tego wielkiego dramatu skoro mam nadzieję, że po pewnym czasie uda nam się spróbować ponownie.
— Nie wrócisz. Jestem tego pewna. Mówiłam, nie słuchasz... Tutaj nie ma do czego wracać...do kogo wracać.
— Też o tym mówiłam i chyba jesteś jedyną z naszej dwójki, która nie słuchała uważnie — pomimo takiej odpowiedzi, głos Camili nadal był na granicy kojącego.
— Uczucia nie zapewnią powrotu do kogoś, kto tyle razy cię odrzucał i krzywdził w przeszłości, Camila. To byłby samosabotaż.
— Bycie z tobą, pomimo wielu rzeczy, które próbowałyśmy w trakcie naszej znajomości naprawiać, nigdy nie było samosabotażem.
Tym razem Lauren nie była w stanie powstrzymać ust, które drżały i z jej gardła podczas brania gwałtownego wdechu wydostał się dźwięk przypominający szloch.
— Lauren... — Kolejny szloch rozniósł się po pomieszczeniu na dźwięk tak miękkiego sposobu na wypowiadanie jej imienia. — Moja Lauren — powtórzyła cicho, przytulając do siebie kobietę z brodą opartą o jej głowę. Camila pozwoliła na to, aby wypłakała się na jej ramieniu, nie przejmując się tym, w jakim stanie będzie po tym wszystkim ubranie. — Moja słodka Lauren — wymamrotała, kołysząc ich ciałami, kiedy po upływie kilku minut, przynajmniej tak zakładała, coraz rzadziej wstrząsały Lauren niespodziewane konwulsje.
Po upływie kolejnych minut Camila miała wrażenie, że nastał między nimi w końcu ten spokojny moment po zejściu wszystkich emocji, które popychały do gwałtownych reakcji, szybkich słów i nieprzemyślanych planów. Wszystko wydawało się wyciszać, kiedy stały przy kuchni, wtulone w siebie po raz ostatni — przynajmniej w praktyce. W teorii wciąż widniał powrót, tylko brakowało określenia czasu, po którym na nowo się spotkają.
— Lepiej? — Camila wymamrotała cicho, kiedy Lauren uniosła głowę i złączyła ich policzki z bardziej unormowanym oddechem.
— Kto teraz będzie mnie uspokajał? — Zapytała, klnąc w myślach na drżenie głosu przy ostatnim słowie.
Dłonie Alfy szybko na to zareagowały i ponownie kojąco błądziły po jej plecach oraz karku, wciąż przytrzymując przy tym blisko, więc Lauren mogła jeszcze poczuć ostatki komfortu, który przychodził z obecnością młodszej kobiety.
— Wiesz, że łamiesz mi tym serce, prawda? — Ponownie zapytała na jednym oddechu. Gdyby chciała być złośliwa to odsunęłaby się od Cabello, ale tego nie zrobiła, tworząc z tego retoryczne zapytanie niżeli kąśliwą docinkę.
— Nie tylko twoje, uwierz mi — odpowiedziała szeptem, kiedy była twarzą w twarz z Lauren, która mogła zobaczyć zbierające się łzy w jej oczach i czerwony czubek nosa.
— Wiem, że narobiłam wiele złego... — Camila obawiała się, w którą stronę starsza zamierza z tym iść. Nie chciała powrotu do początku, kiedy zdążyła się już uspokoić. Chyba nie byłaby już w stanie znaleźć pomysłu na w miarę neutralne rozejście. — Ale naprawdę cię kocham — lewą dłonią musnęła ciepły, opalony policzek. — Proszę, nie zapominaj o tym.
— Nie zapomnę — Alfa kiwnęła delikatnie głową, czując, że zamieniła się miejscami i to teraz ona przestaje tracić względny spokój. Była na skraju rozpadu poprzez płacz. — Też cię kocham. I to bardzo — dodała na jednym oddechu, ale to i tak nie powstrzymało spłynięcia pierwszych łez. — Pamiętaj o tym.
— Postaram się — różnica w ich odpowiedziach również dużo sugerowała. — Camila, miałaś być tą opanowaną — wymamrotała, gdy delikatnie ścierała mokre ślady z gorących policzków młodszej.
— Wiem, wiem — oblizała wargi, zanim wpełzł na nie drobny półuśmiech, który wytworzył jeszcze szerszy u Lauren, rozjaśniając atmosferę. — Chyba lepiej, żebym już poszła. Nie chcę się rozklejać, bo wtedy trudno byłoby zachować...zachować względny spokój między nami.
O dziwo Lauren była pierwsza do przerwania uścisku — co prawda z wyczuciem, delikatnością oraz przeciąganiem tego odsunięcia, ale był to niespodziewany zwrot akcji. Z drugiej strony Camila chyba nie byłaby już w stanie zrobić tego na własną rękę.
— Wygląda na to, że znowu będę musiała przywyknąć do robienia sobie śniadań...i przez to wcześniejszego wstawania — zagadnęła ze śmiechem bez humoru, wspominając niezliczoną ilość dni, kiedy Camila przyrządzała posiłek i najczęściej przynosiła go do łóżka, nawet w dni, kiedy obie musiały iść do pracy.
— Cóż...ja przynajmniej odpocznę od twojego głośnego budzika — Alfa posłała przy tym Lauren słaby półuśmiech na to słodko-gorzkie wspomnienie, ale wywołało to już bardziej szczery śmiech od starszej.
— Nie każdy ma taki dobry słuch, jak ty.
Jauregui skrzyżowała ramiona pod biustem, utrzymując na wymęczonej twarzy uśmiech, który chociaż trochę ją rozjaśniał.
— Wcale nie masz dużo gorszego. Słyszysz wszystko, nawet to czego nie trzeba, tylko nie swój budzik — Camila wsunęła dłonie do tylnych kieszeni spodni przed chrząknięciem. — W takim razie widzimy się później, tak? — Chciała zrobić krok w stronę Lauren z wysuniętym znacząco ramieniem, ale starsza pokiwała głową.
— Jeśli to zrobię to jest bardzo duże prawdopodobieństwo, że zatrzymam cię tutaj na dłużej niż powinnam — przyznała cicho z mniejszym uśmiechem, ale wciąż uśmiechem na ustach. — Podejrzewam, że jakimiś kajdankami tak dla pewności, że nie masz jak uciec.
— No tak — Camila zignorowała ukłucie w klatce piersiowej na to drobne odrzucenie. — Kajdanki. Domyślam się, że przez powód dzisiejszej wizyty nie dostałabym tych z futerkiem.
Lauren uniosła brew z zaskoczonym wyrazem twarzy i niemałymi wypiekami na policzkach.
— Pudełko spadło mi na głowę. Musiałam zapakować z powrotem całą zawartość.
— Och, no tak.
— Miałyśmy o tym później porozmawiać — przypomniała Cabello. — Ale chyba przełożymy na jeszcze później tę rozmowę.
— Chyba tak.
— Swoją drogą... — Zaczęła bez celu wskazywać palcem w powietrze. — Było tam wiele rzeczy, których ogólne istnienie normalnie bym kwestionowała, gdyby nie spadły mi na głowę niczym oświecenie z nieba...a w sumie to szafy.
— Okej, to już znak, że nasze spotkanie dobiega końca — Lauren machnęła na nią ręką, po czym wskazała na drzwi. — Żegnam. To nie rozmowa na teraz.
— Na później?
— Na później, ty ciekawskie jajo.
Camila zaśmiała się pod nosem, kiedy dłoń Jauregui wypychała ją delikatnie do drzwi. Przed przekroczeniem progu, odwróciła się odrobinę, aby ostatni raz spojrzeć na jej twarz.
— Do zobaczenia, Lauren.
— No cześć — odpowiedziała roztargniona przez ostatnią zmianę tematu. — Widzisz co z ciebie na sam koniec wychodzi — dodała, zanim pomachała jej ostatni raz z uśmiechem przed zamknięciem drzwi.
Obie jeszcze przez chwilę miały wspominany nadto często przy tych okolicznościach uśmiech na wargach, dopóki nie dotarła do nich niechciana i brutalna rzeczywistość, że kolejny rozdział dobiegł końca.
———
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top