⑦⑨
Powracam i znikam na dłuższy czas z powodu sesji i zbliżającej się obrony pracy dyplomowej, pozostawiając was...
...z 28,1k słów.
———
Kiedy po sypialni rozległ się głośny, nagły dzwonek budzika, Camila sięgnęła po kołdrę, aby bardziej nakryć swoje ciało i w jakimś stopniu — być może tym sposobem — uchronić uszy oraz głowę przed donośnym dźwiękiem. Już i tak od pierwszej sekundy rozbudzenia jej skronie zaczęły boleśnie pulsować, żołądek był skręcony i całościowo nie miała wystarczającej siły, aby wykonywać zbyt gwałtowne ruchy.
Był to piękny start nowego dnia.
— Kochanie, wstajesz?
Cabello poczuła ciepło drugiego ciała za swoimi plecami, więc powoli się odwróciła po przetarciu oczu dłońmi i westchnęła cicho. Bez otwarcia powiek przysunęła się bliżej i wtuliła w swoją partnerkę, od której biło gorącem. Alfa zmarszczyła brwi, kiedy otarła swoje ramiona bezpośrednio o jej skórę.
— Jesteś naga?
— Nie tylko ja — dłoń Lauren wsunęła się we włosy brunetki, na co ta cicho zamruczała i wcisnęła twarz w szyję starszej, natomiast rękę, z którą nie miała co za bardzo zrobić po objęciu jej, pozostawiła w płaskiej przestrzeni między odkrytymi piersiami, muskając kciukiem bladą skórę.
— Nie idę do pracy — stwierdziła Alfa. — Chyba umieram.
— Nie, nie umierasz. To tylko kac — po tym krótkim sprostowaniu, Jauregui ucałowała bok szyi młodszej, który był niewątpliwie oznaczony po ich wczorajszej, drobnej eskapadzie.
— Umieram — powtórzyła młodsza. — Zostańmy w domu.
— Ktoś musi zarabiać — przez wargi Lauren przeszedł drobny uśmiech.
— Mogę postawić śniadanie, obiad i kolację, jeśli to cię przekona — Alfa przekręciła się nieznacznie na swoim miejscu, aby wygodniej zsunąć głowę i ostatecznie leżeć z policzkiem przyciśniętym nad jedną z piersi jej dziewczyny.
— Kusząca propozycja, ale nie zamierzam dawać komukolwiek wrażenia, że przez wczorajszy wieczór obawiam się pokazać twarz w pracy.
— Równie dobrze...mogłaś mieć po prostu kaca i nie przyjść z tego powodu.
— Wątpię, że ktokolwiek by tak pomyślał. Widziałam niejednokrotnie, że ludzie przyjeżdżali do pracy pół-pijani. Nie brali wolnego dlatego, żeby nikt się nie czepiał o pojedyncze zwolnienia na żądanie, w chwili, gdy ubiegali się o terminy urlopów.
— Nie ma sposobu, żeby przekonać cię do zostania? — Palce Cabello bezmyślnie zaczęły muskać skórę między piersiami starszej, gdy czekała na odpowiedź.
Zielone oczy powędrowały do dłoni Alfy, która zaczęła się poruszać.
— Możesz spróbować mnie przekonać.
— Pocałowałabym cię, ale obie mamy nieświeży oddech — Cabello wydęła dolną wargę, nieznacznie uchylając powieki i od razu napotykając swoje odbicie w lustrze, które znajdowało się na ścianie naprzeciwko tej strony łóżka.
Natychmiastowo poderwała się z łóżka, gdy w tym samym odbiciu zobaczyła fragment odkrytej szyi Lauren i równie szybko zwróciła swoje ciemne oczy na jej ciało, skanując wszystkie szkody, które były nadto widoczne. Zmarszczyła brwi, gdy śledziła zmartwionym spojrzeniem ślady, które w niektórych miejscach sięgały koloru czerwono-bordowego i mentalnie klnęła na swoje wczorajsze nieuważne zachowanie.
— Przepraszam — tym razem szeroko otwarte, czujne i przejęte oczy skrzyżowały się z zielonymi tęczówkami starszej kobiety. — Nie chciałam cię skrzywdzić. Mogę...um, mogę się tego pozbyć.
— Kochanie, mówiłam ci już, że nie masz mnie za coś takiego przepraszać. Nie skrzywdziłaś mnie — Lauren uniosła dłoń, aby zaczesać w tył kilka kosmyków włosów Camili za jej ucho, a następnie zostawić na dłuższą chwilę rękę na ciepłym, opalonym policzku. — I nie chcę, żebyś się tego pozbywała. Poza tym...z naszej dwójki nie wyglądam najgorzej — kiwnięciem głowy zasugerowała, aby Camila przyjrzała się swojemu odbiciu.
Wtedy odkryła, że najwyraźniej wczorajszego wieczoru Lauren niekoniecznie była tak dyskretna i zamiast zostawiać jakiegokolwiek rozmiaru malinki poniżej wysokości ramion, tak jak zrobiła to Camila, sporo pokrywało szyję Alfy. Co więcej, z jednej strony można było zauważyć trzy długie, proste linie po zadrapaniu paznokciami.
— Nie wiem, kiedy to zrobiłaś — Cabello zmarszczyła brwi, gdy przejeżdżała palcami po kreskach zdobiących jej skórę.
— Cóż, pamiętam tamten moment, ale to mało istotne — Lauren uniosła się nieznacznie, aby ucałować szczękę brunetki, która na chwilę przymknęła powieki pod wpływem dotyku swojej partnerki.
Nie trwał ten przyjemny stan, co prawda długo, ponieważ w Alfie aktywowała się na nowo opiekuńczość względem swojej partnerki, więc zaczęła obsypywać ją pytaniami, czy aby na pewno dobrze się czuje i czy nic ją nie boli. Lauren doprawdy doceniała to przejęcie za każdym razem, jednak widziała w takich momentach niepotrzebne nakręcanie się przez młodszą kobietę — nie chciała, żeby się martwiła. Już wcześniej wielokrotnie ją zapewniała, że gdyby było coś nie tak, z pewnością dałaby jej znać.
Ale Camila i tak za każdym razem podchodziła do tematu w ten sam sposób.
— A nie jesteś obolała? — Cabello przesunęła dłonią po policzku Lauren, przypatrując się uważnie jej twarzy z nieustannie zaniepokojonym spojrzeniem. — Bo nawet jeśli chociaż trochę czujesz dyskomfort, zawsze mogę...
Znając doskonale formułkę, jaką chciała przekazać, jej partnerka z premedytacją przyłożyła palec do jej ust, aby na moment się zamknęła i nie kontynuowała tematu.
— Kochanie, mówiłam ci już, wszystko jest okej — zapewniła młodszą.
— Tak, ale...
Tym razem Jauregui przyłożyła całą dłoń do jej warg.
— Camila, kochanie, nie nakręcaj się na przeprosiny i spekulacje, co może mi dolegać — tym razem powiedziała to bardziej stanowczo, bo wiedziała, że miękkim tonem nie dotrze do pełnego zapewnienia swojej dziewczyny, że nic złego jej nie zrobiła wczorajszego wieczoru. — Jeśli czułabym dyskomfort lub ból, powiedziałabym ci. Tak samo, jeżeli uznałabym, że wczoraj zrobiłaś coś zbyt mocno lub szybko, cokolwiek, powiedziałabym ci. Okej? Nie nakręcaj się. Wszystko jest w porządku — po tym wywodzie powoli usunęła dłoń i od razu złożyła prosty, krótki pocałunek na ustach Cabello.
— No dobrze — stwierdziła ostatecznie, po czym umiejscowiła się wygodniej na boku, aby mieć nieustanną możliwość obserwacji swojej partnerki. — Po prostu się martwię — gdy tylko Camila miała sposobność, ucałowała szczyt ramienia starszej brunetki.
— Wiem.
— Wydaje mi się, że będziesz miała przez długi czas te ślady — mówiąc to, oczy Cabello na nowo powędrowały do oddalonego odbicia pleców jej partnerki. Mimowolnie przybliżyła się do ciała Lauren i tym razem na dłużej przyłożyła wargi do jej ramienia, kiedy ciepła dłoń prześlizgnęła się na nagi bok. — Pewnie będą piec przy kąpieli.
— Jakoś to przeżyję — starsza przekręciła się wygodnie na brzuch, wsuwając dłonie pod chłodną poduszkę z głową zwróconą w stronę lustra. Widziała w odbiciu, że jej dziewczyna przygląda się uważniej i bezpośrednio śladom na plecach. — Za bardzo się martwisz, kochanie.
— Powinnam obchodzić się z tobą delikatniej — przy pomocy dłoni Camila strąciła z karku kobiety włosy, a następnie po pochyleniu go ucałowała, wzdychając przy tym cicho. — Może teraz akurat są to takie ślady, ale nie chciałabym kiedyś przypadkiem ci czegoś zrobić. Złamałam już łóżko, pamiętasz? — Gdy czekała na odpowiedź widocznie zrelaksowanej Jauregui, mozolnie pokrywała drobnymi pocałunkami czerwone ślady, które znajdowały się na całej długości jasnych pleców, wędrując jednocześnie dłonią wzdłuż tatuażu, który znajdował się na jej kręgosłupie.
— Pamiętam bardzo dobrze, jak złamałaś moje łóżko — zielone oczy uważnie śledziły odbicie swojej partnerki, która mozolnie schodziła coraz niżej z delikatnymi, lekkimi pocałunkami. — Ale ważne, że nie połamałaś mi żeber, co nie?
— Nie zrobiłabym tego.
— No widzisz, więc czym się przejmujesz? To nie tak, że wyrządziłaś mi jakąś wielką krzywdę. Kilka dni i śladów już nie będzie, kochanie — mimowolnie przymrużyła powieki, z jednej strony przekonana, że mogłaby zasnąć przez delikatność kobiety, a z drugiej przechodziła jej przez głowę kusząca myśl, żeby w produktywniejszy sposób się rozbudzić.
Cóż, nie tylko siebie, ale również Cabello.
— W takim razie chyba przeczę samej sobie — na moment Alfa przytknęła prawy policzek do skóry pleców kobiety, przez co mogła z łatwością złapać kontakt wzrokowy w odbiciu ze swoją partnerką. — Szczerze mówiąc, łatwo bym teraz zasnęła. Nie skusisz się na zostanie ze mną w domu?
Przez usta Lauren przebiegł drobny uśmiech, kiedy nieznacznie się uniosła, uważając przy tym, aby nie zrzucić z siebie młodszej brunetki, po czym westchnęła cicho. Pokręciła głową w odmowie, na co Cabello odrobinę się skrzywiła.
— Chwila, chwila — Alfa podniosła się prawie do siadu, kiedy zauważyła, że po osunięciu się kołdry ślady na skórze Lauren sięgały również pośladków. — Och, nie, co ja narobiłam?
— Nic nowego, to na pewno — odpowiedziała jej starsza, zerkając tym razem na kobietę przez ramię. — Nie martw się, gdyby był sztuczny, to może bym się przejęła, że będzie potrzebna jakaś poprawka przez twoją siłę.
— Zadrapałam skarb Miami. Dla mnie to brzmi raczej jak przestępstwo — Camila po raz kolejny złożyła pocałunek na jasnych plecach kobiety.
Lauren zaśmiała się na tę uwagę.
— Nie sądziłam, że tak cenisz sobie mój tyłek, kochanie.
— Bardzo wysoko cenię sobie całe twoje ciało. Można powiedzieć, że jestem fanką numer jeden.
— Hmm... — Na ustach Jauregui pojawił się uśmiech. — Skoro tak stawiasz sprawę, to może powinnaś zrekompensować mi wszystkie szkody?
Krzyżując na miarę możliwości spojrzenie ze starszą kobietą, Alfa złożyła kilka kolejnych pocałunków na jej plecach, kiedy jedna z dłoni powędrowała do talii, kreśląc kciukiem różne wzory na delikatnej skórze.
— Jakie masz propozycje na rekompensatę? — Z powodu pochylenia w niekoniecznie komfortowy sposób, głos Camili wybrzmiał na znacznie niższy niż normalnie przy tym pytaniu, na co Jauregui uniosła zaczepnie brew.
— Może najpierw zmień formę na drugą, a później będziemy kontynuowały nagocjacje w sprawie rekompensaty.
— Starczy nam czasu? — Cabello oblizała wargi, opadając na prawy bok, aby znaleźć się twarzą w twarz ze swoją partnerką.
— W najgorszym przypadku przyspieszymy tempo...nagocjacji — mówiąc to, Lauren zwinnie przełożyła jedną z nóg przez biodra młodszej kobiety, prawie na niej siadając.
— Skoro goni nas czas, masz pewność, że jesteś gotowa na nagocjacje o tej porze? — Silne, choć delikatnie wyglądające dłonie Camili prześlizgnęły się z tym pytaniem na plecy Jauregui, aby chwilę później zmienić ich pozycje. — Nie chcę przypadkiem znowu cię zadrapać — wyjaśniła na szybko, kiedy plecy starszej zetknęły się z ciepłą pościelą.
Słysząc zmianę w głosie swojej partnerki na bardziej czuły ton, Lauren nie potrafiła ukryć uśmiechu ani powstrzymać się przed chwyceniem za ciepłe policzki i pogłaskaniem ich opuszkami palców. Momentami zapominała o tym, że Camila cały czas, bez żadnej przerwy, traktowała ją z tak urokliwą delikatnością i ostrożnością — nie tylko w kwestii seksu, ale na co dzień. Przy takiej sytuacji, kiedy uderzało w nią zachowanie młodszej kobiety, zdawała sobie jednocześnie sprawę, że nie potrafiłaby się teraz odzwyczaić od naturalnej czułości Cabello.
Z pewnością nie przyznałaby tego na trzeźwo na głos, ale coraz bardziej opadała jej — jak się okazało po czasie — fasada, w której potrafi być nieustannie neutralna. Lauren bardzo dobrze pamiętała rozmowę z Camilą, w której młodsza próbowała zrozumieć schemat zachowania w ciągu dnia po tym, jak dochodzi między nimi bardziej intymnych kontaktów. Wtedy Jauregui zapierała się, że jest jej bez różnicy, czy Alfa będzie potrzebowała więcej uwagi, czy wręcz przeciwnie — więcej przestrzeni.
Teraz nie wyobrażała sobie nie mieć tej bliskości i związaną z nią niesamowitą czułością. Ta rozmowa miała miejsce wcale nie tak dawno, jednak gdy pomyśleć o niej w tej chwili, wydawałoby się, jakby minęły od niej długie miesiące.
Takie drobne rzeczy upewniały Lauren w przekonaniu, że coraz bardziej się zmienia pod wpływem Camili i chociaż przyznanie się do tego na głos byłoby może zawstydzające, z drugiej strony cieszyła się, bo czuła, że nieustannie, progresywnie dojrzewa w tym związku. Nie czuła się w żaden sposób blokowana, tylko zachęcana do otwierania się.
— Może sama powinnaś sprawdzić czy jestem gotowa?
—
— Więc...chwila. Jeszcze raz — Camila zmarszczyła brwi, dając sobie chwilę na zebranie myśli. — Przestawiłaś budzik, żebyśmy szybciej wstały, potem celowo mnie uwiodłaś, jak to sama nazwałaś, a kiedy zadzwonił drugi budzik to nie chodziło o koniec 5-minutowej drzemki?
Lauren pokręciła głową z uśmiechem.
— Tak.
— Więc to wszystko nie działo się w ciągu pięciu minut?
— Nie.
— Phew, prawie zaczęłam kwestiować własne morale — Alfa podrapała się po karku. — Nie strasz mnie tak więcej budzikami.
— Kochanie — kobieta celowo zatrzymała się przy partnerce — gotowa do wyjścia czy się rozmyśliłaś i nie jedziesz ze mną do pracy?
— A właśnie... Odnośnie tego, um... Czy może mogłybyśmy zamówić taksówkę?
— Taksówkę? — Jauregui zmarszczyła brwi. — Wiem, że ty masz kaca, ale ja mogę prowadzić. Wypiłam wczoraj tylko dwa piwa.
— Wiem, ale mimo wszystko...wczoraj piłyśmy.
— Jestem prawie pewna, że jedno piwo było nawet bezalkoholowe, bo chciałam spróbować innego smaku. Nie jestem pijana ani nie mam kaca, kochanie.
Alfa westchnęła cicho i bez słowa wetknęła dłonie do tylnych kieszeni spodni, które miała na sobie. Przez chwilę wędrowała spojrzeniem po podłodze, co znacząco zaskoczyło Lauren — dla niej było to oczywiste, aby nie prowadzić ani po alkoholu, ani na kacu. Czuła się pewnie i naprawdę była prawie całkowicie pewna, że jedno z piw, które wczoraj wypiła było bezalkoholowe.
Wcześniej nie miała do czynienia z trochę nietypowym podejściem Camili, chociaż była to tylko zwykła prośba, i miała gdzieś z tyłu głowy od razu myśl, że stało za tym coś więcej. Zaniepokoiła się bardziej jej postawą, dosłownie, aniżeli samymi słowami.
— Pójdę sprawdzić czy mam wszystko w torbie, a ty możesz zadzwonić po taksówkę, okej? — Powiedziała Lauren, głaszcząc przelotnie szczyt ramienia swojej dziewczyny, zanim odeszła w kierunku sypialni, żeby faktycznie sprawdzić, czy wszystko ze sobą zabrała.
— Dziękuję — ciche mruknięcie wydobyło się spomiędzy warg młodszej, kiedy pośpiesznie przeglądała kontakty w poszukiwaniu zapisanego numeru do jednej z linii taksówek.
Podczas drogi do miejsca pracy Lauren, ku jej zaskoczeniu, Alfa pozostała w ciszy. Oczywiście starsza rozumiała kaca, zapewne bardzo dotkliwego, który jej towarzyszył, jednak czuła się trochę zaniepokojona. Nie chciała rozmawiać o niczym teraz, dlatego większość drogi policzek Cabello bezpiecznie wspierał się na ramieniu Jauregui, natomiast opalone dłonie bawiły się jedną z jej rąk.
— Więc jaki masz plan? — Zapytała cicho Lauren, wiedząc, że znajdują się zaledwie kilka minut od jej pracy. — Chcesz wejść w moich ubraniach, nie mając żadnego makijażu na szyi po tych zadrapaniach, w okularach i pokazać, że nie pokłóciłyśmy się wczoraj?
Alfa westchnęła cicho, splątując ich dłonie.
— Myślałam bardziej o tym w ten sposób, że może jeśli wejdę z tobą nawet po kawę, a rozniosły się już plotki przez wczoraj, to może przynajmniej nikt nie będzie nic gadał na głos i cię denerwował skoro przyszłyśmy razem. Ale nie wiem, nie znam się. Mówiłaś, że się mnie nie wstydzisz, więc...
— Nie mam powodu, żeby się ciebie wstydzić. Nie zrobiłaś niczego złego, ale...o tym porozmawiamy później. Nie teraz — kobieta oblizała wargi. — Może twój sposób jakoś podziała, ale nawet jeśli usłyszę jakiś głupi komentarz to nie będę miała oporów, aby się wypowiedzieć krótko i na temat, żeby zajęli się sobą.
— Wiem, że porozmawiamy o wczorajszym wieczorze w domu, ale po prostu jeśli jest jakiś sposób, aby zminimalizować głupie gadanie po kątach, mogę spróbować. Nie chcę, żebyś niepotrzebnie się denerwowała w pracy.
W domu.
Ostatnimi czasy używały tego pojęcia bez rozdzielenia go na twój lub mój dom. Było zdecydowanie za wcześnie, aby mówić o jakiejś wspólnej przeprowadzce, to na pewno, ale z drugiej strony sama myśl nie była tak przerażająca. Wiadomo, na początku z pewnością, teraz nie są wcale długo razem — przynajmniej oficjalnie — ale Lauren przekonywała się, że każdego dnia łatwiej przychodzi jej myśl o dalszym kroku między nimi.
Nie sądziła, rzecz jasna, że w ciągu, na przykład, następnego miesiąca zamieszkają razem, ale potrafiła widzieć siebie z Camilą na stałe w jednym miejscu i mieć wspólną rutynę — od rana, przez powrót z pracy, do samego wieczora i tak od nowa, i od nowa. Jedyne, w czym tkwił problem to szczere ocenienie tego, czy to sama Lauren wychodzi nadto w przód, czy może taka jest po prostu kolej rzeczy. Nie mogła właściwie wybrać, czy patrzeć na ich znajomość na przestrzeni pół roku, od kiedy zaczęły się spotykać, czy może tylko brać pod uwagę kluczowy niecały miesiąc podczas którego oficjalnie się ze sobą związały.
Niby są to drobiazgi i może ukazywała się tutaj czepliwa natura Jauregui, ale dręczyło ją to, że nie potrafiła zdecydować się na perspektywę czasu, z którego patrzyła na swoją relację z Camilą.
— I tak mam trochę do pogadania w tej sprawie, bo to, co się wczoraj wydarzyło nie było w żadnym stopniu okej. Także i tak pewnie się zdenerwuję. A co do Alice i Franka...jeśli okaże się, że zamierzają zmienić nagle o tobie zdanie to najwidoczniej nie są warci żadnej relacji, która wychodzi poza pracę.
— Nie mów tak — poprosiła cicho Cabello. — Nie chcę być tą dziewczyną, przez którą ucina się znajomości.
— Jeżeli coś takiego by się wydarzyło, nie byłaby to w żadnym stopniu twoja wina. Jakim prawem ktoś ma cię negatywnie oceniać albo przekreślać za coś, na co nie masz wpływu? To tak samo, jakby zobaczyli cię i stwierdzili, że jesteś beznadziejna, bo masz brązowy kolor oczu. To absurd, Camz.
— Mówiłam, że nie chcę, abyś się denerwowała, a już jesteś zła.
— Bo to absurd, Camila. Na zdrowy rozsądek, takie podejście jest absurdem — Jauregui westchnęła cicho. — Nic z tego nie było, nie jest i nie będzie twoją winą — powtórzyła już spokojniejszym głosem, ściskając pociesznie dłoń swojej partnerki.
— Wiem, że nakręciłaś się już na stoczenie wojny w pracy. Znam cię nie od dzisiaj — drobny uśmiech pojawił się na wargach młodszej kobiety. — W takim razie, skoro wrócę do ciebie, kiedy ty będziesz toczyła bitwy przez najbliższe osiem godzin, masz jakieś sugestie, co chciałabyś na obiad? Mogę zrobić cokolwiek będziesz chciała.
— Zdam się na ciebie z obiadem. Cokolwiek zrobisz, wiem, że będzie mi smakowało — Lauren potarła kciukiem dłoń swojej partnerki. — Zawsze muszę być gotowa na stoczenie wojny.
Camila pokręciła lekko głową, wyciągając telefon, który dał znać o przyjściu nowej wiadomości.
— Tylko proszę, nie rozpętuj tej wojny sama — na szybko przejrzała treść SMS-a, którego otrzymała. — Dinah chce się ze mną spotkać za godzinę.
— To chyba dobrze? Może szybciej przejdzie ci kac, jeśli będziesz w ruchu i na powietrzu.
— Możliwe. Ale wyczuwam tutaj podstęp. Pewnie chce mnie zwyzywać za to, że zostawiłam ją z mamą.
— Okej, faktycznie, to bardzo prawdopodobne. Ale myślisz, że było tak źle?
— Z pewnością mama dociekała, dlaczego nie ma mnie w domu. Nie zdziwiłabym się, gdyby ich przez to męczyła.
— Mimo wszystko, na dłuższą metę nie uciekniesz od swojej mamy.
— Nie uciekam od niej...tylko staram się zachowywać bezpieczny dystans. Nie sądzę, że jestem gotowa na pytania dotyczące mojej przyszłości, a wiem, że jest uparta i nie odpuści.
— Czego jeszcze może od ciebie oczekiwać? Przejęłaś firmę, dobrze sobie radzisz. A to, że chcesz mieć trochę spokoju i po prostu nie ma cię w domu nie znaczy, że coś jest nie tak.
— Okej, źle się wyraziłam. Zadawałaby pytania o naszą przyszłość. Naszą-naszą. Jakoś nie przekonuje mnie rozmowa z mamą na ten temat, bo nie sądzę, że jest odpowiednią osobą do tego, aby na pierwszym miejscu wypowiadać się na temat mojego związku — Alfa zrobiła chwilową pauzę. — Oczywiście szanuję moją mamę całkowicie, ale wiem, że czasami przesadza. Chce być wszędzie, chce wiedzieć wszystko, natomiast ja wolę być bardziej prywatna.
— A co z twoją siostrą? Dinah też była tak wypytywana o jej związek z Normani?
— Tak, ale wtedy nie rozumiałam jej narzekań. Poza tym, istotną różnicą jest to, że Dinah siedzi cicho przy naszej mamie, a Normani nie boi się niczego i nie ma hamulców.
— W jakim sensie nie ma hamulców?
— Cóż... — Cabello oblizała szybko usta. — Moja mama bardzo ją lubi i mają dobrą relację, więc jak by nie patrzeć, Normani wie, że ciężko ją zrazić. Pamiętam sytuację, w której moja mama zapytała, czy tworzą już jakieś poważne plany na przyszłość. Dinah oczywiście udawała, że pytanie jej nie dotyczy, za to Normani spojrzała mojej mamie w oczy i powiedziała coś w stylu: "Cóż, ciężko coś powiedzieć. Jestem z twoją córką cztery lata, a nadal nie mam żadnej dodatkowej biżuterii na palcu, więc chyba zostajemy stabilnie w jednym miejscu". Wiesz, chodziło jej o zaręczyny.
— Okej, teraz to ma sens — Lauren nerwowo podrapała się z tyłu głowy. — Wątpię, żebym miała odwagę powiedzieć coś takiego do rodziny osoby, z którą się spotykam.
— Ktoś musi z ich dwójki radzić sobie z moją mamą. Dinah udaje taką cwaną, a tak naprawdę, gdy przychodzi co do czego, to siedzi z głową schowaną w piachu. Ja staram się zabijać pytania w zarodku. A teraz obrałam po prostu inną taktykę i odcinam się od źródła pytań — Cabello musiała przyznać przed samą sobą, że była trochę dumna z tej taktyki. Sprawdzała się. — Zobaczymy, co dalej będę musiała wymyślić, ale na ten moment nie chcę stawiać cię w takich sytuacjach z moją mamą. Nie chcę, żeby cię odstraszała.
— Ale z drugiej strony, Dinah i Normani są ze sobą dość długo. Za to my oficjalnie jesteśmy ze sobą niecały miesiąc. Naprawdę myślisz, że twoja mama zadawałaby tak niedyskretne pytania?
— Tak. Zdecydowanie. Wie, że jesteś ode mnie starsza i o ile. Już wcześniej napominała mi, że powinnam mieć dziecko w drodze, bo sama nie młodnieję.
Lauren prawie zakrztusiła się własną śliną, słysząc tę odpowiedź. Wielokrotnie przechodziły przez temat Sinuhe i jej bezpośredniości, ale nigdy nie padło pytanie, które mogłoby ją aż tak zakłopotać. Jasne, Camila często mówiła o tym, że jej mama ma tendencję do niewyczucia momentu i wypytywać o zaręczyny, ślub i dzieci, ale szczerze mówiąc, Jauregui brała te słowa trochę na dystans, uważając, że może odrobinę przesadza albo niepotrzebnie martwi się na zapas.
— Och.
— Więc teraz rozumiesz, dlaczego unikam źródła tych niezręcznych pytań? Moja mama nie ma wstydu, jeśli chodzi o tę kwestię.
— Yeah...
— Oczywiście to tylko takie gadanie przez moją mamę. Dla mnie oczywistością jest to, że zdecydowanie za wcześnie na to, aby w ogóle podejmować się tego tematu w najbliższej przyszłości. Poza tym, osoba, z którą miałabym rozmawiać na poważnie o naszej przyszłości jesteś ty, także... Po prostu staram się jej unikać, w sensie moją mamę, żeby oszczędzić nam niepotrzebnego dyskomfortu i niezręczności. Nic więcej.
— Ale...skoro twoja mama już o czymś takim wspomniała, to co, oczekuje od ciebie...sama nie wiem, mieć gromadkę dzieci? Jakąś piątkę czy coś?
Camila wzruszyła ramionami.
— Nie wiem. Nawet jeśli by chciała, to nie jest jej decyzja. Sama nie widzę siebie z bardzo dużą rodziną. Ale znowu, to nie jest czas, aby myśleć o tym dłużej i na poważnie. Jeśli doszłoby między nami do takiej rozmowy i musiałybyśmy jakoś się określić, jestem pewna, że znalazłybyśmy komfortowe rozwiązanie dla każdej z nas — ścisnęła lekko dłoń Lauren. — Ale nie ma co o tym teraz myśleć. Zaraz będziesz w pracy, a i tak masz dzisiaj dużo na głowie — na miarę możliwości pasów, Cabello przechyliła się, aby ucałować policzek kobiety. — Chcesz podejść do waszej kawiarenki? Chyba wzięłabym na drogę powrotną jakąś herbatę, a ty? Bierzesz kawę?
— Jasne, możemy podejść. Może wezmę kawę — odpowiedziała tylko na bezpośrednio zadane pytanie, zostawiając na później jakiekolwiek analizowanie dojrzałego podejścia kobiety do tak poważnego tematu.
Musiała jednak teraz przyznać, że spadł jej niewidoczny kamień z serca, o którego istnieniu nie miała do tego momentu pojęcia. Ponownie dostała potwierdzenie, że Camila traktuje je z jednej strony poważnie, ale z drugiej strony nie przyśpiesza między nimi tempa.
Może faktycznie to nie był odpowiedni czas na popchnięcie dalej tej rozmowy, ale Lauren była niewątpliwie wdzięczna za podejście swojej partnerki.
— Zapłacę za kurs, ale czy może pan poczekać na mnie kwadrans? Będę jeszcze wracała tą samą drogą — głos Camili ponownie rozbrzmiał w taksówce.
— Nie ma problemu.
— To świetnie, dziękuję — po niewielkim pomieszczeniu rozgległo się piknięcie, gdy przyłożyła telefon, aby zapłacić kartą za przejazd. — Idziemy? — Tym razem Alfa zwróciła się ku Jauregui, która kiwnęła głową i wyszła w stronę biura z dłonią splecioną z ręką swojej partnerki.
— Jeśli chcesz, możesz usiąść, a ja pójdę zamówić. Wiesz, jaką chcesz herbatę?
Po uzyskaniu krótkiej odpowiedzi, Lauren ruszyła z cichym westchnięciem do lady, ciesząc się, że nie było aż tak dużej kolejki. Nie była jeszcze tak mentalnie przygotowana na zderzenie się z zachowaniem współpracowników, jak to pokazywała Camili, ale miała nadzieję, że uda jej się przetrwać przez ten dzień.
Mimo wszystko, na samą myśl o tym, że miałaby mieć do czynienia z jakimiś nieprzyjemnymi spojrzeniami tylko dlatego, bo ktoś rozniósł plotkę na temat jej dziewczyny — w dodatku w kwestii, na którą nie ma ona żadnego wpływu — żołądek Lauren niepokojąco się zaciskał z nerwów. Miała gdzieś nadzieję, że może nie będzie z tego sensacji, bo może jednak znajdzie się więcej osób, które nie zamierzają traktować Camilę jako trendowatą, skoro prawda była taka, że druga, wilcza natura w żaden sposób nie odejmowała jej człowieczeństwu.
Co więcej, Camila miała tak unikalny charakter, że często bywała znacząco bardziej wyrozumiała niż sama Lauren. Zawsze wiedziała, co powiedzieć, kiedy powiedzieć i jak powiedzieć, a to była cecha, którą nie byle każdy mógł posiadać, a co dopiero właściwie nią operować. Potwierdzało to chociażby zachowanie Alfy w taksówce.
— Wszystko w porządku? — Padło pytanie ze strony Lauren, gdy już podeszła z powrotem do Camili, która miała odrobinę zmarszczone brwi, stojąc pod ścianą ze skrzyżowanymi ramionami.
— Tak — odebrała od kobiety zapakowaną herbatę. — Trzymam kciuki za prezentację. Wiem, że sobie poradzisz.
Powieki Jauregui znacząco się rozszerzyły.
— Nie wiedziałam, że będziesz o tym pamiętała.
— Jak mogłabym zapomnieć? — Aby trochę się rozproszyć, Camila skupiła wolną dłoń na zakręcaniu kilku końcówek włosów Jauregui, gdy jej oczy były skrzyżowane z zielonym spojrzeniem. — To pierwsza prezentacja od kiedy zajęłaś to stanowisko. Wiem, że masz pokazać tym, co są wyżej, że wprowadziłaś zmiany i praca z zespołem zrobiła się produktywniejsza i przynosisz dla nich większy zysk.
— Och.
— Jestem pewna, że dasz sobie radę. Zawsze wiesz, co powiedzieć — Cabello uśmiechnęła się delikatnie. — Przynajmniej zawsze wiedziałaś, co powiedzieć do mnie i widzisz, jak skończyłam. Zakochałam się w tobie. Więc nie mam wątpliwości, że oczarujesz ich prezentacją.
— Camzi... — Lauren wysunęła dolną wargę i mimowolnie przysunęła się bliżej, więc jej ciało odrobinę napierało na brunetkę. — Jesteś cudowna. Dziękuję.
— Nie masz za co mi dziękować — Alfa zwinnie przełożyła dłoń z włosów kobiety na jej plecy, które łagodnie pogłaskała. — Swoją drogą, jestem pewna, że miałam chwilowy kontakt wzrokowy z Karen i chyba przechodziła tędy Alice. Żadna nie zareagowała w dziwny sposób na mój widok, więc może jedyne, co cię dzisiaj czeka to prezentacja.
— Tak czy siak muszę urwać łeb Karen za to, że wzięła wczoraj ze sobą Lucy. Wiem, że zrobiła to specjalnie, więc nawet jeśli nie czeka mnie wielka wojna, mam bitwę do wygrania — oparła delikatnie policzek o ramię Cabello. — Widzimy się w domu, tak?
— Tylko nie daj się złapać na kamerach — Camila przyłożyła wygięte w uśmiechu wargi do głowy partnerki. — Oczywiście, widzimy się w domu. Zrobię coś dobrego do jedzenia. Jeżeli wpadłby ci do głowy pomysł, że chciałabyś zjeść coś konkretnego, daj mi znać. Pewnie będę się widziała z godzinę z DJ, a potem przejrzę, czy muszę coś dokupić w sklepie.
— Dobrze — Lauren uniosła nieznacznie głowę. — Okej, leć do taksówki, bo ci odjedzie. Jesteśmy w kontakcie.
— W porządku. Trzymam kciuki. Pójdzie ci świetnie z prezentacją, pamietaj — żeby nie robić wokół siebie szumu czy przyciągać zniesmaczone spojrzenia, Camila złożyła szybki i krótki pocałunek na ustach Lauren, zanim była zmuszona się od niej odsunąć i wyjść.
—
Do: Princesa
Treść: Lauren, wiem że jesteś w pracy i musisz przygotować się przed prezentacją, ale potrzebuję twojej pomocy na minutę.
Do: Princesa
Treść: Dinah nie powiedziała mi, że przyjeżdża z nią MOJA MAMA. Nie mogę się tak pokazać. Masz jakiś golf?
Od: Princesa
Treść: Nie masz przypadkiem podkładu w łazience? Chyba mam gdzieś czarny, cienki golf. Powinien być gdzieś między dresami a bluzami.
Do: Princesa
Treść: Nie mam żadnego, został tylko twój, a jest praktycznie biały, więc nie mogę go użyć. Mogę pożyczyć golf, w takim razie?
Od: Princesa
Treść: Ach, te problemy, kiedy masz białą dziewczynę. I tak, jasne, możesz wziąć golf, o ile go znajdziesz.
Do: Princesa
Treść: Kocham moją dziewczynę, bez względu na to, czy jest biała, czy nie, ale jeśli użyłabym twojego podkładu to czuję, że ktoś wziąłby mnie za prześmiewczą rasistkę.
Do: Princesa
Treść: Znalazłam golf, dziękuję.
Od: Princesa
Treść: Nie jesteś rasistką. Poza tym, czy przy tej pogodzie to nie będzie dziwne, że przyjdziesz w golfie? Jest ciepło.
Do: Princesa
Treść: Kontrolujemy temperaturę ciała, więc upał na dworze na mnie nie wpływa. Nie powinnam podpaść.
Od: Princesa
Treść: Skoro tak uważasz. Baw się dobrze w takim razie x
Do: Princesa
Treść: To urocze, że myślisz o spotkaniu z moją mamą jako o czymś, co ociera się o dobrą zabawę.
Trzymam kciuki za prezentację, powodzenia. x
—
— Dlaczego ubrałaś golf?
Camila posłała krótkie, znaczące spojrzenie młodszej siostrze, która zmarszczyła brwi, odchylając się na krześle.
— Wyglądasz, jakbyś była na kacu. Ile przechlałaś?
— Cicho — wymamrotała Alfa, zerkając w bok, aby zlokalizować odległość, w której stała Sinuhe. Na szczęście jeszcze nie wróciła.
— Ciężka noc? — Dinah wytknęła w prześmiewczy sposób dolną wargę, zanim wykorzystała roztargnienie brunetki i pociągnęła za górną część golfu. — Chyba nie wyglądasz jak trup, bo tak zachlałaś, tylko Lauren cię tak załatwiła.
— Dinah! — Camila szybko poprawiła kołnierz. — Zamknij usta, kiedy mówisz.
— Nie obwiniaj mnie za swoje schadzki z Lauren — prychnęła młodsza. — Teraz to nic dziwnego, że wcale nie spieszy ci się do domu.
— Dinah Jane, za chwilę...
— Co mnie ominęło?
Alfa momentalnie zamilkła, kiedy usłyszała głos matki. Pokręciła tylko głową i machnęła ręką, z nadzieją, że Sinuhe nie będzie dociekać, a zamiast tego porozmawiają o czymś neutralnym i będzie mogła wrócić do domu.
Do domu.
— Co u ciebie, mamo? — Zapytała ją, próbując ukryć zdegustowanie na widok ciasta, które może w inny dzień wyglądałoby dla niej kusząco, jednak teraz prawie przyprawiało o odruch wymiotny.
— U mnie nic się nie zmienia. Za to widzę, że u ciebie ciągle coś się dzieje.
— Och, nie. U mnie również nic się nie zmienia — widząc głupawy uśmiech DJ, Alfa posłała jej spojrzenie spode łba z nadzieją, że nie palnie żadnej głupoty.
— Więc celowo unikasz mnie cały tydzień czy może się przeprowadziłaś, ale postanowiłaś mnie o tym nie informować?
Camila przyłożyła dłoń do skroni, subtelnie ją pocierając.
— Miewam coraz więcej pracy, więc wracając do domu potrzebuję spokoju. Ciszy i spokoju.
— Od tego każde ma swoje dźwiękoszczelne sypialnie. Nie gadaj bzdur — Sinuhe skarciła córkę. — Zamieszkałaś z Lauren? Przyznaj się.
— Nie chodzi tylko o samą ciszę. Przez spokój rozumiem minimalną liczbę osób. A akurat w domu zawsze ktoś jest — oblizała nerwowo wargi. — Mamo, nawet nie zaczynaj. Mam po prostu cięższe tygodnie w pracy i potrzebuję spokoju. A wiem, że twoje wizyty wymagają...dużo energii. Wolałam zapewnić wam mniej ponurą atmosferę, dzięki chwilowej nieobecności.
— Camilita, jak zwykle mówisz dużo bezsensownych słów. Ja słyszę jedno: uciekłaś do Lauren.
— Mamo...
— No co? A mylę się?
— Po to się dzisiaj widzimy? Żebyś tylko o to wypytała? Nie masz mi nic więcej do powiedzenia?
— Uważaj na swój ton, Karla Camilita. Jestem twoją matką. Interesuje mnie twoje życie. Sama mówiłaś, że jesteś w związku, więc rozumiem przez to, że zajmuje on dużą część twojego codziennego życia. Oczywiste więc jest, że będę dopytywać i dociekać, czy wszystko w porządku.
Camila zacisnęła wargi i przez dłuższą chwilę wstrzymała powietrze w płucach. W pierwszej chwili, miała ochotę prosto z mostu powiedzieć matce, żeby przestała dopytywać, bo nie chce za każdym razem być osaczana pytaniami. Jednak z drugiej strony, wiedziała, że gdyby nie złe samopoczucie, które sama na siebie ściągnęła, podeszłaby całkowicie inaczej do tej rozmowy.
Zdecydowanie była tym rozdrażnionym typem człowieka podczas kaca.
— W ogóle nie zrozumiałaś tego, co powiedziałam ci na samym początku, mamo — zaczęła łagodniejszym tonem. — Mówiłam ci już wcześniej, że jeśli będę chciała rozmawiać o Lauren, to ja zacznę temat. A wiem, jaka ty jesteś. Nie dziw mi się, że wolałam spędzić tydzień gdzieś indziej, zamiast po powrocie z pracy, gdzie naprawdę mam kocioł, miałabym od ciebie serię pytań o mój związek — westchnęła cicho. — Wiem, że chcesz dobrze, ale nie mam zamiaru odpowiadać na każde twoje pytanie. Tak samo, związek z Lauren nie zajmuje każdego aspektu mojego życia. Miłoby było usłyszeć pytanie, jak się czuję, jak w pracy, ale wiem, że uczepiłaś się tylko jednego i będziesz drążyła.
— Dlaczego nagle jesteś taka drażliwa?
— Okej, mamo... — Dinah chciała położyć dłoń na ramieniu kobiety i faktycznie poratować siostrę, ale szybko się wycofała na widok zdeterminowanego spojrzenia Sinuhe.
— Nie jestem drażliwa. Po prostu mówię ci, jak to z mojej strony wygląda. Zawsze to robisz. Zadajesz te pytania, które naprawdę można by pominąć — Camila ponownie westchnęła, przecierając dłonią twarz. — Nie jestem jak większość mojego rodzeństwa. Wolę ciszę, spokój, mało zainteresowania wokół mnie. A powrót do domu i bombardowanie pytaniami wydaje się dla mnie bardziej dobiciem na koniec dnia niż czymś przyjemnym.
— Cóż, może w takim razie zmienimy temat, co wy... — Dinah ponownie nie dokończyła zdania, kiedy Sinuhe pokręciła głową.
— Nie zamierzałam cię atakować, Camilita. Słyszałam, że podobno jesteś szczęśliwa w tym związku, dlatego wolałam wybierać pytania w tym temacie, żebyś nie wracała myślami do pracy... — Najstarsza zrobiła chwilową pauzę. — Poza tym, może niekoniecznie myślisz o tym na trzeźwo, ale niedługo zbliżają się twoje urodziny, a to zawsze drażliwa kwestia.
— Każdy miewa urodziny, mamo.
— Tak, ale nie obchodzisz sama tego dnia urodzin. W dodatku...jesteście nadal w konflikcie.
— Jeśli jesteś zainteresowana, w tym roku zmieniam podejście.
— Na jakie?
— Nie zamierzam dzwonić do niego, jak każdego innego roku i słyszeć sekretarkę, na którą później muszę się nagrywać z życzeniami i nie doczekuję się żadnej odpowiedzi zwrotnej. Nie dzwonię. Nie fatyguję się. I nie chcę niczego na urodziny.
— Huh — Sinuhe skrzyżowała ramiona pod biustem.
— Co?
— Więc nie mogę rozmawiać z tobą o pracy, bo powiesz, że chcesz mieć spokój. Twoje urodziny też nie pasują. A gdy zapytam o ciebie i Lauren to się wściekasz. Widzisz tutaj rozwiązanie?
— Może bym się nie wściekała, gdyby twoje pytania nie dotyczyły zaręczyn, ślubu i dzieci. A co do pracy, nie pamiętam, kiedy faktycznie o nią zapytałaś. Wiem, że zostawiliście nam firmę pod opiekę, ale dobrze wiesz, że bycie właścicielem nie równa się z siedzeniem w biurze do czwartej po południu i powrotem do domu. Zwłaszcza, że staram się robić nowe projekty.
— Może następnym razem zamiast być taka czepliwa, spotkaj się ze mną wtedy, kiedy nie będziesz na kacu.
Alfa chrząknęła cicho, spoglądając przelotnie w stronę DJ, która jedynie się skrzywiła.
— Wiem, jaka jesteś. Zawsze byłaś ciekawska. I rozumiem to, ale za każdym razem, kiedy się spotykamy masz mnóstwo pytań, które dotyczą przyszłości, a ja po prostu chcę być tu i teraz. Zwłaszcza, gdy chodzi o mój związek, mamo.
— Jeszcze raz, ile lat ma Lauren?
— Kończy 30 w tym roku. Co to ma do rzeczy?
— Znasz ją lepiej, oczywiście, ale w końcu przyjdzie czas, w którym będziesz musiała wyjść ze swojej bańki na bycie "tu i teraz".
— Widzisz, znowu zaczynamy to samo — krótkim gestem dłoni, Alfa wskazała raz na siebie, raz na Sinuhe. — To mój związek i nie chcę żadnych rad, mamo. Nie potrzebuję ich. Jeżeli będę sobie tego życzyła to nawet do własnej 50-tki nie będę miała na palcu obrączki.
— A ty znowu się nakręcasz i zaczynasz być ofensywna, dziecko — Sinu zwróciła się po tych słowach do DJ. — Wiesz o co jej naprawdę chodzi?
— Nie — blondynka pokręciła głową. — Może zmienimy temat, co? Obie jesteście uparte, a ja nie zamierzam tutaj siedzieć i słuchać prawie-kłótni, tylko dobrze zjeść i mieć przyjemną atmosferę.
— Ale musisz mi przyznać rację, że Karla jest dzisiaj wyjątkowo ofensywna.
— Nie wiem, mamo. Może jest na kacu. A może po prostu ma gorszy dzień. Powiedziała trochę prawdy.
Sinuhe uniosła brew.
— W jakiej kwestii powiedziała prawdę?
— Traktujesz nas jednakowo i czasem to dobrze, ale...chociaż mi i Normani mało co przeszkadza, Camila może czuć się osaczona takimi bezpośrednimi pytaniami. Nie zapominajmy, że nie jest z Lauren razem aż tak długo.
— Przez lata fundowałam jej podróże, chyba należy mi się trochę informacji? Czy to już za duże wymagania z mojej strony?
— To nie jest to samo. Wtedy chciała prywatności. Teraz też chce prywatności. I to w porządku — Dinah westchnęła cicho. — Nie sądzę, że kiedykolwiek zobaczysz zmianę w Camili i zacznie być bardziej rozgadana. Taka jest i nie powinnaś celowo ciągnąć jej za język. Przynajmniej czasami warto odpuścić — puściła dyskretnie oczko do siostry. — Ale mniejsza o to, zmieńmy już temat. Nie chcesz urodzin, ale co chcesz dostać? Wiem, że jeśli nic nie dostaniesz to będziesz się dąsała.
—
Lauren była zmęczona — to jest pewne.
Prezentacja, którą musiała perfekcyjnie omówić przed szefostwem wyszła jak najbardziej dobrze. Co najważniejsze, byli zadowoleni liczbami, które pokazywały produktywność i zysk. Tylko to, tak naprawdę, miało znaczenie.
Szczerze mówiąc, chyba dzisiaj był to pierwszy raz, kiedy Lauren tak bardzo chciała wrócić do domu, a wizja tego, że ktoś na nią w nim czeka stała się niebywale kusząca. To nie tak, że rzeczywiście musiała prowadzić wojnę ze współpracownikami, jednak nie zmieniało to faktu, że jej społeczna bateria już się wyczerpała i mogła jedynie chętnie znieść towarzystwo swojej dziewczyny, nikogo więcej.
Kiedy Jauregui przekroczyła próg domu, zdziwiła się, gdy nie usłyszała żadnego dźwięku. Wątpiła w to, że Camila nadal była na spotkaniu z DJ i Sinuhe. Ze zmarszczonymi brwiami ściągnęła z siebie cienką marynarkę, którą odwiesiła na wieszak, odstawiła torbę na ziemię i weszła wgłąb w domu. Po drodze zostawiła w misce klucze od domu, zanim zwróciła uwagę ku salonowi, który jednak nie był pusty.
Uśmiechając się łagodnie, Lauren powoli podeszła do kanapy, na której drzemała Camila. Była mizernie owinięta kocem, ponownie przebrana w coś lżejszego, jednak nie miała zbyt zadowolonej czy spokojnej miny. Sięgając dłonią do ramienia młodszej, kobieta kilka razy stuknęła w nie palcami, dopóki Cabello nie poderwała się gwałtownie do półsiadu, rozglądając się gorączkowo.
— Która godzina?
— Po czwartej.
— Och — Alfa przetarła leniwie twarz przy pomocy dłoni. — Dzień dobry — westchnęła cicho. — Już wstaję. Obiad jest gotowy, tylko muszę wstawić go do piekarnika na 20 minut.
— Nie musisz się spieszyć, dopiero wróciłam. Jak twój kac?
— Ani trochę lepiej.
— Brałaś tabletkę?
— Tak, zanim poszłam spać. Niewiele pomogła.
— Coś na to wymyślimy — Lauren powoli się wyprostowała. — Pójdę się przebrać, za chwilę wracam.
— Jasne, wstawię obiad w międzyczasie.
Chociaż Camila była trochę pół-przytomna, na widok Lauren powróciły do niej obawy, jak przebiegnie ich rozmowa na temat wczorajszego wieczora. Wiedziała, że nie zrobiła niczego złego na spotkaniu ze znajomymi starszej kobiety — ona sama wielokrotnie to powtarzała — jednak wstydziła się swojego późniejszego wybuchu w jej stronę. Nie powinna jej obwiniać, a część tego, co powiedziała brzmiała, jak pretensje, chociaż Lauren nie mogła kontrolować tego, co robią i mówią inne osoby.
Właściwie podsumowując wczorajszą rozmowę po spotkaniu, z jednej strony Camila oczekiwała Lauren od tego, aby kontrolowała sytuację z Lucy, a z drugiej chciała, aby trzymały się od siebie z daleka. I to nie było do końca w porządku, zdawała sobie z tego doskonale sprawę. Miała za co przepraszać, bo nie była względem swojej partnerki fair i musiała w końcu się określić.
— Wszystko w porządku? — Camila początkowo wzdrygnęła się na dźwięk głosu Jauregui, a następnie jej delikatny dotyk na swoich plecach.
— Nie do końca, ale i tak niedługo sobie wyjaśnimy wczorajszy dzień — przyznała cicho. — Nie wiem, jak ta rozmowa przebiegnie. Ale w każdym razie, zrobiłam pizzę. Nie wydaje mi się, żebym wcześniej robiła ten przepis u ciebie, a nauczyłam się go podczas moich wcześniejszych podróży.
— Tylko porozmawiamy. Nie wydaje mi się, że trzeba się czegoś tutaj bać — Jauregui przysunęła się bliżej, aby ostrożnie objąć młodszą brunetkę w talii. — Pizza brzmi dobrze. Świetnie pachnie.
— Kiedy chciałabyś o tym wszystkim porozmawiać? — Pytając, Camila nakryła dłonie kobiety swoimi.
— Nie ma to dla mnie znaczenia. Jeżeli tak się denerwujesz, możemy nawet teraz, żeby mieć to z głowy.
— Dobrze. Ale najpierw, jak było w pracy? Jak poszła ci prezentacja?
Camila przekręciła odrobinę głowę, żeby zerknąć na twarz swojej partnerki.
— Prezentacja się udała, tak mi się wydaje. Byli zadowoleni statystykami, a to ma dla nich największe znaczenie — uśmiechnęła się lekko. — A co do reszty dnia...Alice i Frank zachowywali się normalnie. Później Alice na boku przeprosiła, jeśli jej reakcja mogła cię w jakiś sposób urazić. Powiedziała, że była po prostu zaskoczona. Karen czapnęłam i opieprzyłam z góry na dół — przysunęła się bliżej ciała Cabello. — A Lucy skutecznie mnie unikała przez cały dzień, będąc zamknięta w swoim biurze.
— Och. To chyba dobrze, że Alice i Frank byli dość...neutralni?
— Dobrze dla nich. Jeśli byłoby inaczej, mówiłam ci, że ta znajomość poza pracą szybko by się zakończyła. Absurdem byłoby patrzenie, jakby było coś z tobą nie tak — zacisnęła na moment wargi. — Jedyna osoba, która mogłaby mieć coś do powiedzenia jestem ja. I to tylko dlatego, że to ja jestem z tobą w związku, a nie ktoś inny.
— Nie chciałabym, żebyś z mojego powodu zmniejszała ilość swoich znajomych. Czy coś poza tym wydarzyło się w pracy?
— Jeżeli decydowałabym o przerwaniu kontaktu z kilkoma osobami to z pewnością nie z twojego powodu, tylko dlatego, jak oni zachowali się względem ciebie. Poza tym...nie, nic takiego się nie wydarzyło. A co? Zauważyłaś coś rano?
— Muszę wyciągnąć pizze z piekarnika — Alfa chrząknęła łagodnie i dała kobiecie znać, aby się odsunęła, żeby nie została poparzona. — Wczoraj...nie zachowałam się względem ciebie fair — zaczęła cicho kolejny temat w rozmowie, ignorując świadomie pytanie zadane przez Jauregui, gdy przekładała jedzenie na talerze, a następnie ułożyła na stole wszystkie przygotowane sosy.
— Wczoraj i tak sporo sobie wyjaśniłyśmy — zielone oczy ze skupieniem przyglądały się ruchom kobiety, dopóki nie nastał moment, w którym mogły swobodnie usiąść na kanapie.
— Spróbuj pizzy bez sosu na początek. Chciałabym wiedzieć, czy w ogóle ci smakuje — Cabello uśmiechnęła się lekko. — Do dzisiaj nie jestem pewna, czy całkowicie odwzorowałam przepis pani, od której go brałam, bo nie znała ona angielskiego, więc pokazała mi składniki i dużo gestykulowała — wytłumaczyła po krótce. — A co do tematu, może trochę sobie wyjaśniłyśmy, ale wiem, że to nie jest do końca w porządku, żebym oczekiwałam od ciebie ciągłych reakcji, kiedy ona coś zrobi i jednocześnie chciała, abyś poza pracą trzymała się od niej jak najdalej. To samo siebie wyklucza.
— Chciała zdradzić ci przepis? — Lauren wzięła pierwszy kęs bez użycia żadnego z domowych sosów, jak poleciła Camila. — Jest naprawdę dobra — przyznała, pomrukując cicho.
— Byłam w tym miasteczku...a właściwie we wiosce kilka tygodni i zauważyłam, że kiedy miała mniejszy ruch, robiła ciasto na bieżąco, na powietrzu, więc można było obserwować. Obok miała wielki, kamienny piec. Na dolnych półkach trzymała ciasto do wyrośnięcia, a że regularnie podkładała drewno, przy jej stoisku było nieustannie piekielnie gorąco. Któregoś dnia po prostu próbowałyśmy jakoś porozmawiać i dała mi przepis. Pewnie dla niej nie było to nic takiego, po prostu miała mniejszy ruch, więc pogadała z jakąś turystką dla zbicia czasu.
— Musiałaś dobrze zapamiętać przepis, bo takiej pizzy nie spotkasz tutaj, w mieście — przyznała Jauregui. — Przynajmniej ja nigdy nie spotkałam. To ciasto jest cienkie, ale jednocześnie puszyste.
Camila spojrzała na swoje dłonie.
— Może dobrze, że cię nie było, jak robiłam ciasto, bo musiałam je klepać dłońmi. Nadal mam czerwone od wewnętrznej strony — podrapała się za uchem z głupkowatym półuśmiechem. — Więc aprobujesz pizzę?
Lauren kiwnęła głową.
— Klepałaś? — Uniosła pytająco brew. — Cóż, jeśli nie byłybyśmy teraz razem to zapytałabym cię, czy będziesz moją dziewczyną, jeżeli to równa się z robieniem tej pizzy od czasu do czasu — puściła oczko młodszej kobiecie. — To chyba wystarczająco aprobująca odpowiedź?
— Wtłaczałam powietrze. Szczerze mówiąc, nie wiem, czy to rzeczywiście ma większy wpływ na ciasto, ale tak nauczyła mnie tamta pani. A samą wiadomość przyjmuję.
Alfa sięgnęła w tej chwili ciszy po szklankę, upijając kilka łyków soku, zanim cicho sapnęła i ponownie zwróciła się do Lauren, która namoczyła kawałek pizzy w jednym z sosów.
— Naprawdę nie chcę się z tobą kłócić — zaczęła ponownie temat, uważnie przyglądając się Lauren. — Wiem, że wczoraj byłam ofensywna i defensywna jednocześnie, ale... Cóż, jestem pewna, że gdyby była inna, zachowywała się normalnie, nie miałabym nawet żadnego problemu z tym, abyście widywały się przyjacielsko poza pracą. Naprawdę. Jestem wyrozumiała i nie chcę przyczyniać się do tego, abyś odsuwała kogoś ze swojego życia. Ale, znowu...ale ona działa na mnie tragicznie. Nie wiem, czy zdarzyło mi się spotkać człowieka, który tak szybko wyprowadza mnie z równowagi, co ona.
Lauren kiwnęła głową w zrozumieniu, wierząc słowom Camili, że gdyby Lucy była inna, rzeczywiście nie byłoby problemu z dalszym podtrzymywaniem kontaktu. Wiedziała, że jej partnerka była w stanie dać tyle zaufania ze swojej strony.
— Może to przez to, że wczoraj wypiłam. Może to przez sposób, w jaki się o mnie wypowiadała... Może to jeszcze coś innego, ale ostatecznie, kiedy robi coś podobnego, nie potrafię zachować spokoju. I najgorsze jest to, że widzę w tym ciągłe próby docierania do ciebie, a przecież... — Zaczęła gestykulować jedną z dłoni. — Nie jesteście razem. To zamknięty rozdział. Przynajmniej dla ciebie. Jesteś z kimś innym. Miała przestać, a wciąż próbuje — Camila zrobiła chwilową pauzę. — Nie powinnam była wczoraj zrzucać na ciebie winę, a wiem, że zrobiłam to w jakimś stopniu, a przecież nie masz na nią wpływu, ale... Może się powtarzam, ale czy to takie dziwne, że nie chcę, aby kręciła się wokół ciebie?
Lauren odczekała dłuższą chwilę, aby mieć pewność, że Camila nie ma nic więcej do dodania. Kiedy zauważyła, że zerknęła na nią wyczekująco, pierwszy raz sięgając po własną pizzę, kiwnęła krótko głową, wiedząc, że nadeszła jej kolej.
— To nie jest dziwne, że nie chcesz, aby znajdowała się przy mnie — odpowiedziała na sam początek na pytanie partnerki. — Trochę rozumiem, dlaczego tak zareagowałaś poprzedniego dnia. Właściwie i tak za każdym razem lepiej ją znosisz niż...sama nie wiem, szczerze wątpię, żebym była tak spokojna, jak ty, gdybyśmy znajdowały się w odwrotnej sytuacji — Lauren przyznała cicho. — Nie jestem na ciebie zła za wczoraj. Ale to dobrze, że teraz potwierdzasz mi to, że faktycznie nie obwiniasz mnie za jej zachowanie i jednocześnie za coś, na co nie mam niestety wpływu.
Starsza zrobiła chwilową pauzę, zbierając na szybko myśli. Wczorajsza sytuacja jej nie zdenerwowała, a bardziej zaniepokoiła. Po raz kolejny miała dobitny dowód na to, jak Camila jest niepewna w ich związku i nie wiedziała, co może z tym zrobić.
Jasne, obiecała, że postara się ją bardziej zapewniać, że wszystko jest między nimi okej, ale z pewnością nie jest to jedyna rzecz, która da Camili większą pewność. Szczerze powiedziawszy, Lauren nie wiedziała, co więcej powinna zrobić.
— Nie chciałam z tobą dzisiaj porozmawiać dlatego, bo mnie wczoraj rozzłościłaś, ale z powodu tego, co powiedziałaś później...i co mnie zmartwiło — Lauren oblizała nerwowo usta. — Powiedziałam ci, że postaram się ze swojej strony bardziej cię zapewniać, że między nami wszystko dobrze, tylko im dłużej o tym myślałam, tym bardziej oczywiste było dla mnie to, że łatwo możesz stwierdzić, kiedy jest źle, a kiedy jest między nami dobrze. Ale wciąż, nawet jeżeli bym cię częściej zapewniała, że wszystko jest w porządku, nie sądzę, że podziała to na twoją... — Zamilkła na moment, dobierając w głowie odpowiednie słowa. — Sama nie wiem, jak to określić. Wczoraj kolejny raz zobaczyłam, jak niepewnie czujesz się w naszym związku. I nie wiem skąd te obawy i na czym dokładnie one polegają, ale wydaje mi się, że jeśli nie uda mi się tego zrozumieć, ten problem będzie wracał. A Lucy będzie tylko pośredniczyła w tym, abyś ponownie czuła się na niepewnym gruncie, zamiast być głównym powodem.
— Nie wiem, jak mam na to odpowiedzieć — głos Camili był odrobinę zachrypnięty.
— Zależy mi na tym, aby wiedzieć, bo może teraz Lucy pośredniczy w tym, jak się czujesz z całą wczorajszą sytuacją, ale jeśli jest za tym coś więcej, przy następnej okazji znajdzie się inny czynnik, który sprowadzi nas do tej samej rozmowy, Camila — westchnęła cicho, zaczesując nerwowo włosy.
— Nie znam się na związkach — młodsza brunetka odłożyła talerz z resztą pizzy, wiedząc, że na ten moment straciła apetyt. Na następny raz, jeśli będzie miała jakąś poważną rozmowę z Lauren, z pewnościa poczeka na rozpoczęcie jej po posiłku. — Nie chcę być dla ciebie ciężarem. Próbuję być dobrą dziewczyną. Dobrą partnerką.
— Chwila, chwila — Lauren gorączkowo zagestykulowała dłońmi, również odkładając jedzenie i skupiając się całkowicie na Cabello. — Po pierwsze, nie jesteś żadnym ciężarem. Po drugie, już teraz jesteś dosłownie idealną dziewczyną. Po trzecie, sama nie jestem ekspertem w związkach i wielu rzeczy nie wiem, dlatego właśnie rozmawiamy. I po czwarte, co się dzieje? Skąd to wszystko się wzięło?
Camila przełknęła ciężko ślinę, podciągnęła zgięte nogi całkowicie na kanapę i zaczęła nerwowo bawić się własnymi palcami. Nie miała pojęcia, jak ubrać w słowa to, co miała w głowie. Może to był jej największy problem i może to nad tym powinna pierwszorzędnie popracować.
— Może dla ciebie jest to całkiem oczywiste, bo masz tylko jedną naturę. Jesteś człowiekiem, a ja...jednak mam drugą, która jest w ciągłym konflikcie — Camila zaczęła powoli, starannie dobierając każde słowo z nadzieją, że tym razem jej wytłumaczenie zabrzmi sensownie i jednocześnie Lauren odbierze je tak, jakby tego chciała, a nie na opak. — Jako człowiek rozumiem, że istnieją pewne granice, które powinno się szanować, jak chociażby spędzanie czasu wolnego. Wiem, że masz swoich znajomych i czasami to z nimi chcesz się spotkać, a nie ze mną, a innego dnia wolisz mieć dzień tylko dla siebie. Rozumiem to i szanuję, jak wiele innych, takich oczywistych, granic, których nie powinno się przekraczać.
— Okej... — Lauren przysunęła się na tyle do kobiety, aby przerzucić luźno ramię przez jej zgięte w kolanach nogi. — A co na to mój wilczek?
Cabello uniosła zaskoczona brwi.
— Twój wilczek?
— Przypominam, że przy pierwszym spotkaniu z moją siostrą szybko zmieniłam ci imię na Wilczek.
Młodsza uśmiechnęła się lekko.
— Faktycznie — po chwili ciszy kiwnęła głową, gdy Lauren zasygnalizowała ruchem dłoni, aby kontynuowała. — Także jest ta jedna strona, która zachowuje spokój i szanuje te wszystkie granice — powtórzyła raz jeszcze, po czym klasnęła lekko w ręce. — Po czym moja druga natura mówi mi coś kompletnie innego. Więcej pisania do ciebie, więcej telefonów do ciebie, częstsze spotykanie się ze sobą w wolnym czasie. Problem jest w tym, jak bardzo natarczywe to jest i jak bardzo muszę to tłamsić, żeby znaleźć jakiś złoty środek między jedną a drugą naturą, żeby nie wyjść na jakąś obsesyjną dziewczynę.
Widząc, że oczy Camili zrobiły się przez chwilę zaszklone, Lauren zaczęła przesuwać powoli dłonią po jednym z jej ud z łagodnym półuśmiechem i czułym spojrzeniem. Cierpliwie czekała, aż trochę się uspokoi i będzie w stanie kontynuować — przeczuwała, że jest tutaj kolejny wątek, ale po prostu czasami młodsza kobieta potrzebowała przerwy. Zwłaszcza, gdy wypowiadała się o swojej drugiej stronie, która zawsze znacząco rozchwiewała jej emocje.
— Właściwie... — Alfa zaczerpnęła więcej powietrza w płuca, powoli się uspokajając. A przynajmniej tylko na chwilę. — Właściwie ciągle błądzę i zastanawiam się, czy to pośrednie zachowanie jest odpowiednie czy też nie. Brak wiedzy, żeby stosownie to ocenić wcale nie pomaga, więc często jestem tym sfrustrowana i na domiar złego co jakiś czas zdarza się podobna sytuacja do tej, co wczoraj — westchnęła cicho. — I może jako tako udało mi się wczoraj przy niej zachować w miarę spokojnie, ale...
— Ale?
— W głowie...wewnętrznie pojawiają się sugestie ze strony mojej drugiej natury, które musiałam stłumić.
— Jakie na przykład? — Głos Lauren był łagodny.
Camila oblizała powoli usta.
— Dość jednoznaczne. Wypierdalaj od mojej dziewczyny — podrapała się nerwowo po karku przed kontynuacją. — Po prostu nie odzywaj się i spierdalaj od mojej dziewczyny. Wystarczy, że musiałam zaakceptować to, że razem pracujecie, a ty pojawiasz się jeszcze tutaj. Nie jesteście razem — wciągnęła odrobinę policzki w nerwach, czując w klatce piersiowej ciężar, który pojawiał się za każdym razem, gdy jej wilcza natura bardziej przejmowała ster nad emocjami. — Lauren jest ze mną. Jest moja. Więc spierdalaj i wypierdalaj i nie chcę więcej widzieć twojej twarzy, jeżeli nie jest to konieczne tylko wtedy, kiedy odbieram Lauren z pracy.
Zaciskając mocno usta, Cabello spojrzała ukradniem na kobietę, która miała spokojny wyraz twarzy, a jej dotyk nadal był tak samo subtelny oraz czuły.
— Jest coś jeszcze poza tym?
Alfa przerzuciła wzrok na własne dłonie.
— Nigdy nie wiem, czy zachowuję się dobrze. Nigdy nie jestem pewna, czy rzeczywiście znalazłam ten złoty środek, czy tylko tak mi się wydaje. Nigdy nie mam pewności, że mówię lub robię coś dobrze — Camila przetarła nerwowo czoło. — Nie chcę cię stracić przez to, że próbuję znaleźć się między jednym a drugim, a okaże się, że może oczekujesz ode mnie jeszcze czegoś innego. Nie chcę popełnić błędu.
Lauren przesunęła dłoń z uda brunetki w dół, aby chwycić najpierw za jeden z jej wolnych nadgarstków, a następnie spleść ich palce. Uniosła odrobinę głowę, wzdychając cicho — tego z pewnością się nie spodziewała.
— Pamiętasz, jak mówiłaś mi, że im więcej czasu będziemy spędzały razem, tym prawdopodobnie bardziej będę wyeksponowana na efekty partnerstwa? — Zapytała na początek.
— Tak.
— Mamy nieprzerwany kontakt i podobnie próbuję tłumić te efekty — oblizała pośpiesznie wargi, spoglądając w brązowe oczy swojej dziewczyny. — Wychodzi na to, że obie próbujemy znaleźć złoty środek. Nie chciałabym wyjść na zaborczą wariatkę któregoś dnia — prychnęła lekkim śmiechem, natomiast Camila łagodnie ścisnęła jej dłoń. — Wracając dzisiaj do domu...
Lauren poprawiła się w miejscu, aby jej ciało było bezpośrednio skierowane do Cabello, nie przerywając chwytu, w którym tkwiły ich dłonie. Chciała mieć jak najlepszy kontakt z kobietą, żeby widzieć jej reakcję.
— Wracając do domu byłam pewna, że moja bateria co do interakcji społecznych całkowicie się na dzisiaj wyczerpała. Wiesz, wystarczy mi na dziś ludzi i gadania — przebiegła kciukiem po skórze młodszej brunetki. — Ale ty byłaś wyjątkiem. Nawet jeśli miałam w głowie myśl, że czekała nas obecna rozmowa i może niekoniecznie będzie ona całkowicie przyjemna, cieszyłam się, że będę mogła spędzić z tobą czas.
Camila kiwnęła łagodnie głową, nie ośmielając się przerwać.
— Mówiłam ci już wcześniej, że akceptuję twoją drugą naturę. Poza tym, widziałam cię dosłownie w każdej formie i przypomnę, że zaczęłyśmy naszą znajomość od pokazywania tego, co niecodzienne — zasugerowała tym niesubtelne pojawienie się po raz pierwszy w formie wilka przez Alfę. — Może powinnyśmy przestać hamować swoje zachowanie?
— Cóż, ciężko byłoby nie wyjść na namolną dziewczynę, kiedy moja wilcza strona chce być z tobą 24/7. Nie widzę tutaj możliwości na jakiś rozsądny kompromis. A to tylko jeden przykład.
— Co na to twoja pierwsza natura? Też chce spędzać ze mną więcej czasu?
Camila zsunęła się odrobinę po kanapie z nagłymi rumieńcami na policzkach.
— Jestem w ciebie kompletnie zapatrzona. Jak mogłabym nie chcieć? — Wymamrotała pośpiesznie, unikając kontaktu wzrokowego z Jauregui.
— Nie musimy się spotykać tylko w weekendy. Możemy częściej — zasugerowała Lauren. — I nie widzę problemu z tym, że będę się chciała z kimś spotkać. Jeśli przypadnie coś w dzień, w którym chciałabyś się ze mną zobaczyć, wymyślimy coś. Poza tym, jeżeli będziesz planowała przyjechać, a ja będę wiedziała, że nie będzie mnie do późna, po prostu dam ci znać, żebyś niepotrzebnie nie czekała i się nudziła. Masz klucze, więc to nie jest żaden problem — uśmiechnęła się lekko. — Tylko uprzedzaj mnie, kiedy zamierzasz być tutaj przede mną, bo nie chciałabym dostać zawału któregoś dnia albo zaatakować cię znienacka, bo pomyślę, że to włamywacz albo jakiś zbok.
— Mówisz poważnie?
— Tak. Już kiedyś przez przypadek kopnęłam cię w jaja przy treningu, pamiętasz?
— Nie chodziło mi o to — młodsza odchrząknęła cicho. — Mam na myśli częstsze spotykanie się. Czy to...nie będzie jakaś przesada? Albo złamanie jakichś zasad?
— Zasady są takie, jakie obie ustalimy. Wspólnie. I jeżeli obie chcemy tego samego, nie widzę tutaj przesady — drugą, wolną dłoń Lauren ułożyła na zgiętym kolanie brunetki, po czym ułożyła na jej wierzchu brodę. — Wiem, że mówiłam dużo wcześniej, abyśmy tak bardzo nie skupiały się na partnerstwie i co ono znaczy, ale nie chodziło mi jednocześnie o to, żebyś ukrywała się przede mną ze swoją drugą naturą. Jeżeli czegoś chcesz lub potrzebujesz, chciałabym, żebyś ze mną o tym porozmawiała, a znajdziemy jakieś rozwiązanie. Jestem w tej samej sytuacji, co ty i też próbuję maskować pewne rzeczy, ale wiem, że prędzej czy później coś spieprzę. I ty pewnie też. Ale to nie znaczy, że nie uda nam się dojść do porozumienia — celowo próbowała utrzymać kontakt wzrokowy z Camilą. — Nawet jeśli zdarzy nam się nieraz pokłócić, nie znaczy to, że z automatu przestajemy być razem, okej? Nigdzie się nie wybieram. Jestem z tobą. Tylko z tobą.
— Och, umm... — Alfa nerwowo oblizała wargi. — Chyba przejmujesz rolę idealnej dziewczyny — wymamrotała, pocierając bok szyi, zanim objęła ramionami ciało Lauren, które łagodnie na nią opadło, gdy ta wzięła ją do uścisku.
— Nie stałam koło ideału, ale... — Jauregui ułożyła głowę pod brodą młodszej kobiety. — Obie możemy przynajmniej postarać się być lepsze, a do tego wydaje mi się, że potrzebujemy komunikacji. Jeżeli nie będziemy rozmawiać...prędzej czy później to wyjdzie na wierzch.
— Chyba zapomniałam o tym, że powinnam ci mówić o swojej drugiej naturze. I tak samo nie przyszło mi na myśl, aby sprawdzać, co z tobą — Camila czule przebiegła palcami po zakrytym ramieniu brunetki. — Za bardzo skupiłam się na tym, żebyśmy co jakiś czas regularnie trenowały, a nie sprawdzałam, jak się z tym wszystkim czujesz.
— Sama zapomniałam o tym samym — Lauren przesunęła dłoń na zasłonięty mostek brunetki, bawiąc się przy pomocy opuszków palców kołnierzykiem jej koszulki. — Od tego momentu musimy częściej o tym rozmawiać, zamiast wszystko w sobie dusić.
— To było moje zadanie, żeby tego przypilnować — ciepłe palce Camili chwyciły delikatnie szczękę starszej i nieznacznie ją uniosły, żeby mogły mieć kontakt wzrokowy. — Przepraszam.
— Nawet nie waż się przepraszać, Camila — Jauregui wywróciła lekko oczami. — Obie musimy robić to samo.
Młodsza uśmiechnęła się jedynie, nieprzerwanie przyglądając się twarzy Lauren — czasami robiła to w dziwny sposób, bo tak, jakby widziała ją po raz pierwszy. Tym razem również miała to czujne i jednocześnie czułe spojrzenie, do którego Jauregui nadal nie przywykła. Nie była pewna, czy kiedykolwiek udałoby jej się do tego przyzwyczaić.
Oczywiście to nie tak, że czuła się niekomfortowo, ale zdecydowanie inaczej. Raczej w dobrym sensie. Po prostu nikt nigdy nie patrzył na nią w taki sposób i szczerze powiedziawszy była już teraz pewna, że bez względu na to, co przyniesie im przyszłość, nie znajdzie na swojej drodze nikogo, kto robiłby to w ten sam sposób. Camila była jedyna w swoim rodzaju z takimi drobnymi zachowaniami.
— Tak bardzo cię kocham — wyszeptała Alfa, sunąc kciukiem między policzkiem a szczęką starszej. — Czy to będzie dziwne po prawie tygodniu spędzonym u ciebie, że stęskniłam się za tobą, chociaż byłaś tylko w pracy?
— Nie, zdecydowanie to nie jest dziwne — uśmiech zagościł na ustach Lauren. — A nawet jeśli ktoś by tak stwierdził, to jest nas dwójka.
— Tak?
Starsza kobieta sięgnęła wyżej dłonią, przesuwając ją z mostku do szyi i zaczęła muskać ciepłą skórę w tym miejscu.
— Też się za tobą stęskniłam — dopowiedziała równie cicho. — Ale jeżeli komuś o tym powiesz, to złapię cię za jaja i nie będzie to przyjemne, jak ostatnim razem.
Alfa nie mogła powstrzymać lekkiego śmiechu, podczas którego odchyliła w tył głowę, przyciągając bliżej siebie partnerkę, która całkowicie poddała się jej dotykowi. Co więcej, owinęła ramiona wokół ciała starszej kobiety niczym bluszcz, ciesząc się z ciepła, jakie od niej biło.
— Jesteś idealna, Lauren.
Jauregui zmrużyła powieki.
— Dziwny kink, ale ok. Nie oceniam.
— Dziwne co tym razem?
Lauren pokręciła głową.
— Mówiłaś, że robiłaś research.
— Um, cóż... — Cabello przesunęła dłonią po własnym policzku. — Nie kojarzę tego słowa. Musiałabym sprawdzić w historii, czy gdzieś się przewinęło.
Starsza pierwszorzędnie zmarszczyła brwi, zanim powoli się podniosła do pełnego siadu ze zdziwionym spojrzeniem.
— Co powiedziałaś?
— Że nie kojarzę tego słowa.
— Nie to.
— Że muszę to sprawdzić?
— Sprawdzić gdzie? — Na to pytanie Camila zrobiła minę pełną niezrozumienia. — Camila, co ci powiedziałam, że jest fundamentalną rzeczą do zrobienia?
— Em...
— Camila...
— Nie wiem...
— Co robimy, kiedy szukamy na necie rzeczy, których ktoś inny ma nie zobaczyć?
— Usuwamy historię przeglądania?
— Nie — Jauregui sapnęła cicho. — Włączamy tryb incognito i VPN, żeby nic się nie zapisało i nie być śledzonym po necie.
— Och, faktycznie. Coś wspominałaś. Zapomniałam jak się go włącza. W sensie ten tryb.
— Jeśli nie usunęłaś historii, a ktoś ma dostęp do twojego konta to wiesz, że i tak się zorientuje, co wyszukiwałaś?
— Jeżeli nie wejdą w historię to się nie dowiedzą...
— Strony internetowe pokazują ostatnie wyszukiwania, a poza tym masz reklamy i na niektórych przeglądarkach masz kafle z ulubionymi stronami, czyli tymi, które ostatnio były kilka razy odwiedzane — Lauren zauważyła, że uszy Camili zaczynają czerwienieć. — Polecam więc usunąć historię przeglądania i przypomnieć sobie tryb incognito, jeżeli ktoś ma dostęp do twojego konta albo laptopa.
— Nie, nie...nie jest tak źle — wymamrotała młodsza, sięgając po telefon, który miała podłączony do tego samego konta na przeglądarce. — To nie jest...umm... — Zmarszczyła brwi, gdy pośpiesznie przeglądała pierwsze słowa każdej ze stron, którą w ostatnim czasie odwiedzała. — Ha... Haha. Nie ma tutaj nic ciekawego.
— Może usunęłaś porno, ale obie wiemy, że zadajesz Google dziwnie precyzyjne pytania, więc jeśli któreś dotyczą czegoś, czego nie chciałabyś, żeby ktoś inny widział, polecałabym to usunąć.
Camila spojrzała przez krótki moment na kobietę.
— Gdzie jest usuń całą historię przeglądania?
Chociaż Camila była postępowa w zakresie swojej pracy, Lauren miewała czasem wrażenie, że niewiele potrafi zrobić na telefonie. Jasne, wiedziała na ich temat wiele istotnych kwestii, ale niekoniecznie rozumiała pewne oczywistości — zwłaszcza te, które dotyczą chronienia swojej prywatności. Właściwie młodsza kobieta była pierwszą osobą, której Jauregui musiała tłumaczyć tryb incognito.
Po uporaniu się z problemem z historią przeglądania, obie kobiety dojadły chłodną — i już niekoniecznie tak aromatyczną — pizzę. Dało się wyczuć, że atmosfera zrobiła się znacznie lżejsza, pomimo tego, że nie znalazły dokładnego rozwiązania na powstały problem, ale przynajmniej Lauren znała jego źródło, a Camila została zapewniona w tym, że nie powinna ukrywać swojej drugiej natury.
Nawet taki drobny krok zdecydowanie zmniejszył ciężar znajdujący się na barkach — dodatkowo Cabello została poratowana przez interwencję dotyczącą przeglądarki, więc przynajmniej mogła od teraz spokojnie spać.
— Chciałam cię jeszcze o coś zapytać — zagadnęła Lauren po tym, jak zapełniła do końca zmywarkę, którą częściej używała od jakiegoś czasu. Przeważnie nie miała tylu naczyń, aby w ogóle się fatygować i ją włączać.
— Zamierzałam powiedzieć to samo. Ale mów pierwsza.
— Chodzi mi o dzisiejszy ranek. Nalegałaś na taksówkę i to rozumiem, ale miałam dziwne wrażenie po twojej postawie i minie, że coś jest nie tak. Mylę się?
Alfa westchnęła cicho, po czym podeszła bliżej, aby zająć jedno z siedzeń przy wysepce kuchennej. Przez chwilę wędrowała spojrzeniem po marmurowym blacie, nie będąc pewna, ile jest w stanie powiedzieć — a właściwie, ile powinna powiedzieć na ten moment.
— Kiedy byłam młodsza, byliśmy całą rodziną na urodzinach jakiejś cioci. Wtedy byłam ja, Mateo i Ariana, która została adoptowana jako pierwsza... — Odchrząknęła cicho. — Byłam zbyt młoda, żeby zrozumieć wtedy wiele, jednak między dorosłymi, którzy mieli już wypite, pojawił się cięższy temat — złożyła ze sobą dłonie. — Zanim moja mama była w ciąży z bliźniakami, mną i Mateo, miała wypadek samochodowy. Jechała razem z tatą na jakieś spotkanie, jednak na początku trasy wjechał w ich auto pijany kierowca. Względnie mieli tylko kilka zadrapań, ale gdy przyszedł czas na dokładniejsze badania...z czasem okazało się, że moja mama miała poważne problemy z powodu wypadku z zajściem w ciążę. A zawsze chciała mieć dużą rodzinę, tak samo, jak mój tata.
— Wpłynęło to na ciebie bardziej niż sądziłaś?
— Tak... Wiadomo, ostatecznie mają nie jedno, ale dwójkę biologicznych dzieci, ale ta ciąża i tak miała ciągłe komplikacje, a w dodatku przez drugą naturę mojego taty był moment, w którym lekarz powiedział mu, że może zdarzyć się sytuacja, w której będzie musiał wybrać — przygryzła wnętrze policzka, biorąc większy wdech przez nos. — Dzieci czy matka. Na szczęście nie musiał, ale wszystko zaczęło się od wypadku. Później w ogóle nie mieli szans na dzieci, stąd przyszły decyzje o adopcji.
— Sama uważam, że osoba, która wsiada za kierownicę będąc pod wpływem czegokolwiek nie myśli o konsekwencjach. Wiem też, że nigdy bym nie prowadziła w takim stanie. Wiem, ile mogę wypić, aby następnego dnia nie mieć żadnego promila we krwi. Mam nawet to urządzenie do pomiaru.
— Alkomat?
— Właśnie. Także...kiedy mówię, że mogę prowadzić, uwierz, że nie zrobiłabym czegoś tak nieodpowiedzialnego, okej? — Lauren podeszła powoli do kobiety, po czym ucałowała czubek jej głowy, pieszczotliwie przesuwając palcami między brązowymi, kręconymi kosmykami. — Będę pamiętała, co mi teraz powiedziałaś — raz jeszcze ucałowała kobietę, ale tym razem w czoło. — Dziękuję za wyjaśnienie. A teraz...miałaś jakieś pytanie?
— Moje jest na kompletnie inny temat — Alfa przetarła nerwowo kark, nie będąc pewna, jak powinna zacząć. — Chociaż też dotyczy dzisiejszego ranka.
— Okej, w takim razie, co się stało? O co chodzi, kochanie?
— Cóż... — Ponownie dłonie Cabello zaczęły nerwowo i bez celu przesuwać się po marmurowym blacie, gdy oczy powędrowały na widok za oknem. — Nie wiem, jak mam to powiedzieć.
— Najlepiej wprost, żeby nie było niedomówień, Camz — Lauren oparła się o ten sam blat, spoglądając na skupioną twarz swojej dziewczyny.
— Jak się czujesz po dzisiejszym poranku?
Starsza zmarszczyła brwi.
— Dobrze, dlaczego pytasz?
— Dzisiaj trochę się zapomniałyśmy — chrząknęła cicho. — Byłyśmy dzisiaj razem, rano, ale przez większość tego czasu, tak mi się wydaje, nie użyłyśmy prezerwatywy. I wiem, że robiłam badania, wszystko jest okej, byłam w odpowiedniej formie, żeby nic się nie wydarzyło, ale... — Oblizała nerwowo wargi. — Obie to wiemy i nie musimy powtarzać sobie lekcji biologii, że gdybym była w płodnej formie, mogłabym nawet przerwać przed końcem, a i tak mogłybyśmy po prostu wpaść, także... Chcę sprawdzić, czy dobrze się czujesz, bo ostatnim razem, kiedy byłyśmy w podobnej sytuacji, przyszłam tutaj, a ty byłaś poddenerwowana, z trzema testami ciążowymi w szafce i umówiona na wizytę u ginekologa.
— Nie myślałam o tym, szczerze mówiąc. Może dlatego nie czuję na razie żadnego niepokoju, ale być może za jakiś czas coś strzeli mi do głowy, że będę rozważała wszystkie możliwe, negatywne scenariusze. Tego nie wiem.
— Nie chciałabym, żebyś niepotrzebnie się stresowała. Sprawdzam cię teraz, bo nie chciałabym powtarzać tamtej sytuacji i pozwolić na to, żebyśmy się od siebie znowu odsuwały.
Lauren kiwnęła krótko głową, układając skrzyżowane ramiona pod biustem.
— Na zdrowy rozsądek na co dzień podwójnie się zabezpieczamy. Nie dość, że byłaś w bezpłodnej formie, nadal biorę antykoncepcję, więc nawet jeżeli znalazłby się cień szans na ciążę, antykoncepcja cały czas działa z mojej strony.
— Wiem, Lauren, ale... Cóż, martwię się po tamtej sytuacji, że nie zawsze będziesz rozważała zdrowy rozsądek. I rozumiem to, oczywiście. Nie chcesz teraz dziecka. Tak samo, jak ja. Wiem, że może być takim moment, w którym nie będziemy brały pod uwagę racjonalnego wytłumaczenia — Alfa zrobiła chwilową pauzę. — Ale wiem, że twój lęk może być większy, bo z naszej dwójki na ten moment to ty byłabyś w ciąży, nie ja, jeżeli coś by się stało. Dlatego sprawdzam, co się dzieje, jak się czujesz i co myślisz.
— Nie...nie powinno się nic stać.
— Jestem pewna, że nic się nie stanie, wiemy to z badań, a tego nikt nie sfabrykował, ale im dłużej o tym rozmawiamy, już teraz słyszę po twoim głosie, że nie jesteś tego taka pewna, Lauren.
— Nie mogę być niczego pewna, bo nie mamy w ogóle czegoś takiego, jak sprawdzona w 100% antykoncepcja. A akurat dziecko, samo bycie w ciąży, są dla mnie tematami, o których nawet nie chcę myśleć na tę chwilę. Nie chcę wpaść. I nie chcę stać przed wyborem, czy powinnam kontynuować ciążę, czy ją przerwać. Tak samo, jak na razie nie chcę nawet myśleć o tym, jak bardzo musiałoby się zmienić moje życie przez ciążę, którą bym zachowała. To nie jest zmiana na chwilę, tylko na długie lata.
— Tak samo nie chcę myśleć o dziecku na ten moment, ale w takiej sytuacji wolałam zacząć tę rozmowę, zamiast zamiatać ją pod dywan. Nie chcę udawać, że wszystko z tobą w porządku, wiedząc że z pewnością byłabyś zestresowana samymi możliwościami. Nawet tymi, które niekoniecznie są uzasadnione, ale w głowie brzmią wystarczająco sensownie, żeby się wystraszyć możliwą ciążą, Lauren.
— Mam wrażenie, że im dłużej będziemy o tym rozmawiać, to zapeszymy.
— Niczego nie zapeszymy, Lauren. Jesteśmy bezpieczne, nie ma żadnego dziecka w drodze. Ale wydaje mi się, że powinnyśmy czasem o tym porozmawiać, bo wiem, że bardzo obawiasz się ciąży i...sama nie wiem, nie chcę udawać, że nie masz tego lęku, tylko otwarcie o nim rozmawiać. Zależy mi na twoim komforcie.
— Cóż...wiem, że dzisiaj się zapomniałyśmy, chociaż nie do samego końca, ale nie sądzę, że jestem gotowa na to, aby przestać używać podwójnego zabezpieczenia.
— Wiem — Camila uśmiechnęła się łagodnie. — I to w porządku. Nie musisz być na to gotowa. Nie zamierzam od teraz cię na coś nagabywać. Nic z tych rzeczy. Ale zaczęłam tę rozmowę, bo chcę, żebyś była ze mną szczera. Mimo wszystko...ciąża nie powstaje sama. Potrzeba do tego dwóch osób, także wolę nie robić z tego tematu tabu.
— Nie traktuję tego jako tabu, ale po prostu niechętnie widzi mi się rozmowa na temat dzieci, bo samo to brzmi poważnie, a nie jesteśmy razem długo — Lauren zaczęła niespokojnie chodzić po kuchni.
— Może nie jesteśmy razem długo. Oficjalnie. Ale nie znamy się pół miesiąca. Nie chcę cię wnerwiać rozmową na temat ciąży, zabezpieczenia, czegokolwiek w tym zakresie. Zależy mi na tym, abyś wiedziała, że możesz ze mną porozmawiać nawet o najdrobniejszej niepewności. Nawet jakiejś głupiej myśli — Camila powoli wstała z miejsca. — Cokolwiek by to nie było, chciałabym, żebyś ze mną porozmawiała. Wymyślimy coś — ostrożnie podeszła do kobiety, po czym powoli uniosła dłonie, aby ułożyć je na zakrytych bicepsach Jauregui. — Wydaje mi się, że z czasem będę musiała nauczyć się, w jaki sposób cię uspokoić. Wyciszyć. Dać ci komfort. Nie chcę ograniczać się do umiejętności, które mogę wykorzystać, kiedy masz zły dzień w pracy. Myślę, że będę musiała nauczyć się pewnych rzeczy, aby dać ci komfort w tak trudnym temacie.
— Camz... — Wymamrotała cicho, wchodząc pewnie w objęcie młodszej kobiety z twarzą schowaną między jej ramieniem a szyją.
— Nie chcę cię straszyć tą rozmową. Ale...już dawno ci mówiłam, że traktuję nas poważnie — Alfa wyszeptała, obejmując talię partnerki. — Nie w tym kontekście, że dokładnie za rok zamierzam rozmawiać z tobą o zaręczynach, ślubie i zakładaniu rodziny. Bardziej w kontekście: "Jeśli czegoś nie wiem, chcę się nauczyć, ale żeby wiedzieć, czego nie wiem, muszę z tobą porozmawiać, aby zrozumieć i robić coś dobrze". O ile to ma sens — zaśmiała się cicho. — Chciałabym, żebyśmy po prostu umiały ze sobą rozmawiać nie tylko na lekkie tematy.
— Czasami brakuje mi na ciebie słów. Ale w dobrym sensie — ramiona Lauren szczelniej owinęły się wokół Cabello. — W takich momentach żałuję, że nie poznałam cię wcześniej.
— No nie wiem, jeśli spotkałabyś mnie za szybko, mogłabym być jeszcze w erze trądziku i byciu nielegalną zdaniem niektórych.
— To akurat nie ma znaczenia. Poza kwestią nielegalności. Nie chciałabym przez ciebie wylądować za kratami.
— Teraz tak mówisz, bo nigdy nie miałaś okazji zobaczyć zdjęć z czasów, kiedy byłam młodsza.
Lauren odsunęła głowę od ciała brunetki na tyle, aby móc na nią spojrzeć. Przy pomocy lewej ręki, chwyciła delikatnie jej szczękę, a następnie zaczęła przesuwać po niej palcami w czuły sposób.
— Tak długo, jak byłabyś taka sama jako człowiek, nie sądzę, że zdjęcia mają jakiekolwiek znaczenie.
—
Lauren była trochę zestresowana. Z kilku powodów.
Po pierwsze, dzisiaj były urodziny Camili i nie miała pojęcia, czy trafiła z prezentem. Poza tym, kobieta wcale nie pomogła w wyborze go, więc tak naprawdę Lauren kupiła go na ślepo, nie będąc pewna, czy rzeczywiście będzie się jej podobał.
Po drugie, Camila nie chciała niczego wyprawiać i generalnie mówiła, że tego dnia zamierza mieć spokój, a jednak Lauren była w samochodzie, tuż przed jej domem, przygotowując się do wyjścia, aby ten spokój na jakiś czas przerwać.
Po trzecie, Lauren nigdy nie potrafiła dobrze dobrać prezentu i uważała, że urodziny są trochę dziwnym czasem — głównie dlatego, że sama czuła się głupio, kiedy ktoś życzył jej wszystkiego najlepszego. Przecież to tylko kolejny przeżyty rok. Nic wielkiego. A właściwie...dzięki urodzinom była rok bliżej śmierci.
Kiedy już kobieta zebrała się w sobie, co trwało co najmniej pięć minut, drzwi frontowe otworzył jej Malcolm. Zerknął krótko na to, co ze sobą przyniosła, po czym się uśmiechnął i wpuścił ją z krótkim przywitaniem.
— Wiesz, gdzie jest Camila?
— Ostatnim razem widziałem ją z książką, jak szła do ogrodu. Wątpię, żeby od tamtego czasu poszła gdzieś indziej — zamknął drzwi za kobietą. — Powodzenia z nią.
— Co? Dlaczego powodzenia?
— Camila jest jak Grinch...tylko urodzinowy — pokręcił głową z niesmakiem. — Ale powodzenia, bawcie się dobrze.
To wcale mi nie pomogło — przeszło przez myśl Lauren, zanim skierowała się w stronę ogrodu.
Sylwetka Camili znajdowała się w zacienionym miejscu na hamaku. Normalnie już dawno by wyczuła obecność starszej kobiety, która była zdziwiona brakiem reakcji. Jednak nie myśląc o tym za wiele oparła pokrowiec, który ze sobą miała o stolik, który znajdował się za hamakiem, zanim pojawiła się w zasięgu wzroku Cabello.
Śpiącej Cabello.
Lauren uśmiechnęła się na widok spokojnej twarzy. Przekręciła nieznacznie głowę na bok, chłonąc dość uroczy widok okularów brunetki, które ledwie znajdowały się na jej nosie oraz książki, która była rozłożona na jakiejś stronie na zakrytym mostku. Po dłuższej chwili Jauregui zdecydowała się bezpiecznie zdjąć okulary Camili oraz zabrać książkę, pamiętając o zaznaczeniu strony, zanim odłożyła wszystko z powrotem na stolik.
Gdy ponownie wróciła spojrzeniem do ciała brunetki, zauważyła, że uchyliła zaspane powieki, spoglądając na nią mozolnie. Zaraz za tym uśmiech przebiegł przez jej wargi, kiedy przeciągnęła się na możliwości hamaka i westchnęła pod nosem.
— Hej — Lauren odezwała się jako pierwsza.
— Dzień dobry — Alfa potarła leniwie oczy przy pomocy dłoni. — Hmm... Czy mi się wydaje, czy wyglądasz, jak moja dziewczyna, ale ze znacznie krótszymi włosami?
Jauregui kiwnęła głową, aby zrobiła trochę miejsca, po czym zwinnie ułożyła się na plecach na hamaku, natomiast młodsza przekręciła się na bok, opadając częściowo na ciepłe ciało partnerki. Z innej perspektywy można by uznać, że uczepiła się ciała starszej niczym bluszcz z wyraźnie zadowoloną miną.
— Nie wydaje ci się — odpowiedziała cicho Lauren, zaczesując w tył ciemne włosy Cabello, aby dokładnie widzieć jej twarz. — Wciąż jestem twoją dziewczyną, ale z krótszymi włosami.
— Dużo krótszymi — zwróciła uwagę. — Miałaś je za połowę pleców, a teraz masz tylko trochę za ramiona. Przynajmniej z tego, co zauważyłam.
— Dobrze zauważyłaś. Czuję się tak, jakbym schudła z dobre 10 kilo.
— Więc w końcu będziesz krócej pod prysznicem — Camila pamiętała, jak Lauren wielokrotnie narzekała na długie mycie włosów.
— Nareszcie. Ile można? — Jauregui prychnęła cicho. — Ale mniejsza o to. To nie jest dzień, żeby mówić o moich włosach — udało jej się wychwycić spojrzenie Alfy. — Więc co mogę ci życzyć w urodziny? Masz wiele rzeczy, bądźmy szczere.
Cabello zakryła twarz ręką, krzywiąc się trochę na wspomnienie o dzisiejszej dacie i co ona znaczyła. Naprawdę nie lubiła swoich urodzin i od kilku lat nakazywała każdemu, aby nie próbował robić najmniejszego spotkania z tego powodu. Ciężko było mieć jakieś pozytywne odczucia do takiego dnia, kiedy dzieliło się je z kimś innym — i jednocześnie przy tej okazji, kiedy zbierała się rodzina, często słyszała głupie, choć krzywdzące przyrównywanie Mateo do niej.
— Chyba najbardziej uniwersalne i trafne byłoby, hmm... — Lauren zsunęła dłoń z włosów młodszej do jej policzka, który zaczęła czule muskać. — Życzę ci bycia szczęśliwą. Chyba to klucz do tego, aby mieć dobre dni; aby powodziło ci się w pracy; aby cieszyć się nie tylko z dużych osiągnięć, ale też małych rzeczy. Bez bycia szczęśliwą z pewnością każdy dzień byłby męczący, o ile chciałoby ci się wstać i go jako tako rozpocząć.
— Już teraz jestem szczęśliwa — wyszeptała. — Mam dobre dni, kiedy jestem z tobą.
— Nie możesz się powstrzymać, co? — Lauren pokręciła głową na urzekające uwagi swojej partnerki. — Życzę ci bycia szczęśliwą bez względu na moją obecność. To może być tylko dodatek.
— Mówię tylko fakty — poprawiła się w swoim miejscu, aby bez problemu ucałować kącik ust Jauregui. — Ale dziękuję. Za życzenie.
— Mam coś jeszcze poza życzeniem.
— Lauren...
— No co? Byłaś zła, że nie powiedziałam ci w zeszłym roku, kiedy ja mam urodziny, więc próbuję to jakoś odpokutować — wolną dłonią sięgnęła do kieszeni spodni, wyciągając niezapakowany, ale przyciągający uwagę prezent. — Proszę.
— Kupiłaś mi kostki do gitary? — Ostrożnie przejęła kilka sztuk, które Lauren jej podała. — Okej, to mogę zaakceptować. Dziękuję. Z pewnością się przydadzą. Ale, chwila, co na nich jest?
Alfa uważnie przyjrzała się beżowym, imitującym swoim motywem drewno kostkom, które miały po obu stronach krótki napis: "— CC". Podobały się jej, oczywiście, wyglądały schludnie, ale między palcami wydawały się również solidne, tylko nie do końca rozumiała skrót.
Cóż, domyślała się, że to jej inicjały, ale było to trochę niespodziewane ujęcie.
— Nie pamiętasz tego? — Lauren uniosła brew. — Cóż, cholera, teraz wyjdę na sentymentalną — starsza zaśmiała się lekko. — Kiedy pierwszy raz przysłałaś mi coś do pracy, a były to miętówki podpisałaś się w ten sposób. Napisałam do ciebie od razu, jak je zobaczyłam, ale to było coś w stylu: "Znalazłam miętówki, wiesz coś na ten temat?". Zdezorientowałaś mnie, bo napisałaś, że to ty je wysłałaś, a było to dla mnie akurat oczywiste... Po prostu chciałam do ciebie zagadać — zrobiła chwilową pauzę. — Na temten moment, jak mówiłam, byłam trochę zdezorientowana tym, że się nie połapałaś, ale z perspektywy czasu jest to śmieszne.
— Aż mi głupio, bo nie pamiętam tego, jak ty. Cóż, może poza kupnem tych miętówek i twoją próbą zabicia mnie w samochodzie.
— Próbą zabicia?
— Wepchnęłaś mi na pożegnanie język do gardła, przez co zadławiłam się twoją gumą do żucia. Którą zresztą połknęłam chwilę później.
— Okej, teraz coś mi świta, ale...ale nie zrobiłam tego specjalnie!
— Więc przypadkiem wepchnęłaś mi język do gardła, Lauren? — Cabello uniosła znacząco brwi.
— Dobra, widzę, że zaczynają się tutaj pomówienia w moją stronę. Nie mów jeszcze, że ci się nie podobało — prychnęła cicho, klepiąc lekko ramię Alfy. — Za karę nie dostaniesz drugiego prezentu na urodziny.
— To żadne pomówienia — raz jeszcze się podniosła, aby ponownie ucałować kącik warg swojej partnerki. — Jaki drugi prezent? Myślałam, że kostki do gry są prezentem.
— Tym razem akurat nie jestem pewna, czy dobrze trafiłam — Jauregui powoli wyplątała się z uścisku, aby bez problemu wstać, po czym wskazać gestem dłoni do Cabello, żeby zerknęła dla siebie.
— Pokrowiec? Na gitarę? — Alfa szybko usiadła na hamaku.
— Domyślam się, że prędzej czy później kupisz sobie nową.
Wszyscy pamiętali o wpadce, którą spowodowała Dinah Jane.
Ale dla tych, którzy być może jeszcze się nie orientują — przy jednym z niewielu wieczorów, kiedy całe rodzeństwo Cabello znalazło czas, razem ze swoimi partnerkami, postanowiło zrobić maraton różnych gier. Oczywiście nie obyło się bez alkoholu i dużej ilości smacznego, choć niekoniecznie zdrowego jedzenia.
Podczas gry, w której osoby poza tą prezentującą, miały zgadnąć jaką jest postacią, przyszła kolej na DJ, która niekoniecznie stała pewnie na nogach. Po kilku frustrujących próbach, aby w końcu ktokolwiek odgadł, że jest Shakirą, potknęła się o stolik, straciła stabilność w nogach i upadła prosto na gitarę.
Nie obyło się bez braku krwi z powodu przerwanych strun, które zaatakowały udo blondynki. Jednak sama wymiana tej części nie byłaby taka trudna, gdyby nie roztrzaskane drewno prostej gitary należącej do Camili, którą dostała lata temu od Alejandro. To na niej nauczyła się pierwszorzędnie grać.
— Nie wiem, co powiedzieć...
— To tylko pokrowiec — Jauregui wzruszyła ramionami. — Wiem, że twój stary ma pełno dziur, zepsuty zamek i generalnie nie jest w najlepszej kondycji. Pomyślałam, że przydałoby się coś nowego, nawet jeśli bardzo podobnego, skoro i tak będziesz miała nową gitarę — uważnie obserwowała każdy krok młodszej brunetki w stronę pokrowca.
— To bardzo praktyczny prezent i takie najbardziej lubię, ale nie musiałaś, Lauren — uśmiechnęła się pod nosem, wiedząc, że jej partnerka tego nie zobaczy. — Mówiłam, że nie musisz mi niczego kupować... — Urwała w połowie zdania w momencie, kiedy chwyciła za tę część pokrowca, która skrywałaby gryf gitary. Natychmiastowo odwróciła głowę w stronę Jauregui.
Pokrowiec nie był pusty.
— Lauren...
— Hm? — Uniosła brew, po czym wsunęła dłonie do tylnych kieszeni spodni. — Jest coś w środku?
— Nie zrobiłaś tego...
Jauregui przeniosła spojrzenie na ziemię.
— Otwórz pokrowiec w takim razie.
Pierwsze, co zauważyła Camila to ten sam model, który wcześniej miała oraz sam kolor główki i gryfu — oba czarne, wyglądające dzięki temu na znacznie smuklejsze niż w rzeczywistości były. Im bardziej rozpinała pokrowiec, tym więcej identycznych szczegółów wyłapywała do pewnego momentu.
Pamiętała bardzo dobrze, że wokół otworu użyła lata temu czarnego markera, robiąc zapełniony trójkąt przy trójkącie, bo nie podobała jej się pustka, która otaczała tę część gitary. Pierwotnie nie miała ona niczego szczególnego w sobie, jednak Lauren zadbała o to, aby została przemalowana w dokładnie ten sam sposób — tylko tym razem nie markerem, ale farbą, która została przykryta lśniącym lakierem.
Szczerze powiedziawszy, Camila nie wiedziała, co powinna myśleć o tym prezencie, kiedy gitara znajdowała się w jej dłoniach. Od momentu zniszczenia poprzedniej wielokrotnie zapewniała zarówno DJ, jak i samą siebie, że to tylko rzecz, którą może sobie na nowo kupić. Tkwiła również w przekonaniu, że nie ma żadnej więzi z tą konkretną gitarą, a ma jedynie sentyment do tego typu instrumentu, bo nauka gry była drobną tradycją między nią a Alejandro, która ich do siebie zbliżyła i pokazała z czasem, jak bardzo podobni do siebie są.
Jednak teraz, widząc lekko odświeżoną, choć taką samą jednocześnie, gitarę poczuła, że jej serce zabiło trochę mocniej i zrobiło jej się jakoś tak cieplej na wszystkie wspomnienia, które z nią dzieliła. Gitara była również nieodłącznym elementem, który zabierała ze sobą w podróże wokół świata — gdy czuła się bardziej osamotniona, zamiast użalać się nad sobą wolała sięgnąć po instrument.
— Nie wiem, czy ma to jakąś wartość, ale... — Głos Lauren był cichy, kiedy wyciągnęła z kieszeni pewien dodatek, który latami zdobił gitarę. — Próbowałam znaleźć takie same, ale było o to ciężko, więc... Cóż, może znajdziesz podobną naklejkę.
— Pamiętam, że byłam wtedy w Tajwanie — wzięła od kobiety zbitek naklejek z Pikachu. — W miejscu, gdzie zostawałam na noc było robione ognisko, miałam ze sobą gitarę i jeden chłopiec powiedział łamanym angielskim, że wygląda trochę pusto, po czym dał mi naklejkę, którą pewnie dostał z gumami do żucia. Mała rzecz, ale bardzo dobrze rozpamiętuję tamto ognisko.
— Mam tylko nadzieję, że nie przesadziłam — kiedy Camila na nią spojrzała, Lauren kiwnęła brodą na gitarę, którą chwilę później młodsza odłożyła ostrożnie na pusty hamak razem z naklejkami. — Nie znam się na gitarach, chociaż czytałam przed wyjściem do sklepu, żeby wyjść na mądrzejszą przed sprzedawcą.
Cabello ostatni raz spojrzała z nieodgadnionym wyrazem twarzy na gitarę, zanim niekontrolowanie jej dolna warga zadrżała. Bardzo szybko poczuła dłonie Lauren na ramieniu.
— Hej...
— Chyba oszukiwałam się, mówiąc, że nie mam sentymentu do tamtej gitary — wyszeptała, tuląc się do partnerki z twarzą schowaną w jej ciepłej szyi. — To ulga, że znowu mam ją przy sobie — nie dokończyła tego, co chciała dalej powiedzieć, ponieważ obawiała się, że głos się jej załamie.
— Wiesz, jak to działa... Jeśli zaczniesz płakać, to ja też — powiedziała żartobliwie, zmieniając trochę atmosferę między nimi.
— Nie płaczę, ty płaczesz — usłyszała w odpowiedzi od Cabello, na co się uśmiechnęła, bo słyszała w jej słowach cień rozbawienia. — Dziękuję.
— Więc jak? Przeszło ci z tym, że nie powiedziałam, kiedy mam urodziny w zeszłym roku?
— Podsumuję wszystkie argumenty i dam ci później znać o werdykcie — drobny śmiech wydostał się spomiędzy warg Alfy, kiedy odchyliła w tył głowę, aby być twarzą w twarz ze swoją dziewczyną. — Pamiętaj, że spędziłam z tobą twoje urodziny w zeszłym roku, nie mając pojęcia, że tamtego dnia faktycznie je miałaś. To mało wybaczalne posunięcie z twojej strony.
— Nienawidzę urodzin — z głupkowatym uśmiechem, Lauren przyłożyła obie dłonie do policzków kobiety. — To co? Pakujemy gitarę, wracamy do środka i zamawiamy coś do jedzenia?
— Zostajesz? — To pytanie miało bardziej wydźwięk nadziei, że starsza zamierza zostać u Cabello, co zdarzało się bardzo rzadko.
— Mhm... Mogę nawet zostać na noc — pogłaskała zarysowane policzki Alfy — jeżeli chcesz.
— Oczywiście, że chcę — nie mogąc się powstrzymać, złączyła na chwilę ich usta. — Możemy zamówić dużo jedzenia i zrobić ten... Jak to się nazywa, co ludzie robią na YouTube?
— Z jedzeniem? — Lauren zmarszczyła brwi. — Mukbang?
— Tak, właśnie. Mukbang. Tylko bez publiczności.
Jauregui pokręciła ze śmiechem głową, kiedy Camila przyglądała się ekspresji na jej twarzy z niebywałą czułością, mając na końcu języka tak wiele słów, które chciałaby o niej powiedzieć, ale wiedziała jednocześnie, że nie oddadzą one tego, jeden do jednego, co czuła.
— Brzmi jak dobry plan.
—
Camila naprawdę cieszyła się z tego, że Lauren postanowiła zostać na noc. Gdyby tak się uprzeć, mogłaby na palcach obu dłoni zliczyć, ile razy tutaj zostawała na tak długo. Oczywiście nie miała do niej żadnego żalu, rozumiała to, że czuła się bardziej komfortowo w swoim domu, bo poza ich dwójką nikogo więcej w nim nie było, a trzeba przyznać, że w domu Cabello zawsze ktoś się krzątał.
Takie drobne decyzje pokazywały, jak bardzo podobne do siebie były — Alfa tak samo, jak jej partnerka najbardziej ceniła sobie prywatność i spokój w miejscu, gdzie miała przede wszystkim odpoczywać. Ponadto, obie miały zbliżoną strukturę dnia w pracy. Owszem, różniły się stanowiskami, które obejmowały, jednak obie były w pewnym stopniu pracoholiczkami i perfekcjonistkami, co na dłuższą metę było męczące, dlatego, że zawsze wolały wszystko wiedzieć i mieć pełną kontrolę nad wieloma rzeczami. A do tego, potrzeba przede wszystkim czasu, dedykacji i niewątpliwie cierpliwości.
Obie tak samo nie znosiły wyżywania się na współpracownikach albo osobach, które pod względem hierarchii istniejącej w firmach, były usytuowane na niższych stanowiskach. Jasne, jeśli ktoś robił coś źle albo wiecznie powtarzał ten sam błąd, trzeba powiedzieć o tym w twarz, bez silenia się na bycie nadto miłą, ale najczęściej takie sytuacje były wykorzystywane przez innych, aby po prostu wyżyć się na drugiej osobie czy podbić własne ego — tak na zasadzie, "skoro ja potrafię, jestem lepszy".
Im więcej czasu mijało, Camila robiła się bardziej zaciekawiona i podekscytowana jednocześnie, aby dowiedzieć się, co jeszcze je łączyło, a co poróżniało. Znowuż, gdyby tak o tym pomyśleć przez dłuższą chwilę, nie wyobrażała sobie na tę chwilę bycia z osobą, która traktowałaby chociażby dom jako skupisko codziennych czy cotygodniowych spotkań w dużych grupach, przy głośnej muzyce z litrami przelanego i wypitego alkoholu.
Potrząsając delikatnie głową, brunetka odwiesiła ręcznik do twarzy na swoje miejsce. Z pewnością nie zamierzała rozważać teraz wszystkich: "co by było, gdyby...", skoro za drzwiami czekała na nią Lauren, jej partnerka.
— Już myślałam, że utknęłaś — usłyszała stosunkowo niski głos swojej dziewczyny zaraz po przekroczeniu progu sypialni. — Pod prysznicem albo gdzieś indziej.
Brązowe oczy prześledziły pośpiesznie stojącą przy łóżku sylwetkę kobiety, która miała na sobie luźno zawiązany szlafrok. Powoli do niej podeszła, pokonując kilka stopni i zasłaniając za sobą cienki, ciemny materiał, który był przyczepiony do baldachimu.
— Nie utknęłam — sięgnęła po butelkę wody stojącą na niewielkiej szafce nocnej. — Dlaczego się nie kładziesz? — Zapytała starszą, zanim wzięła kilka łyków.
— Czekałam na ciebie.
Cabello uniosła kącik warg.
— To moja sypialnia. Możesz tutaj robić cokolwiek zechcesz i nie musisz przy tym na mnie czekać — odpowiedziała znacznie ciszej, ponieważ Lauren zdążyła zarzucić ramiona na jej barki, więc nie było potrzeby, aby mówić głośniej. — Zmęczona, co? — Trzymając jedną dłoń na dolnej części pleców Jauregui, przy pomocy drugiej wielokrotnie przejechała palcami między jej rozpuszczonymi włosami.
— Lepiej mnie nie zachęcaj, bo zrobię tutaj kipisz — starsza zaśmiała się krótko, poddając się subtelnemu dotykowi partnerki. — Nie, nie jestem szczególnie zmęczona. Więc... Jak minęły ci urodziny?
Brązowe oczy napotkały zielone.
— Idealnie — Cabello odpowiedziała szczerze. — Nic wielkiego. Żadnego większego spotkania, balonów, tortu czy śpiewania "Sto lat". Po prostu...spokojny, powolny dzień...z tobą, a później jeszcze z jedzeniem.
— Jesteś zadowolona w takim razie?
— Oczywiście — nie mogąc się powstrzymać, złożyła krótki pocałunek na ustach Jauregui. — Będę musiała się nagłowić, co zrobić, kiedy przyjdą twoje urodziny.
— O nie... Chyba sam fakt, że nie powiedziałam ci w zeszłym roku o moich urodzinach mówi przez siebie, jaki mam do nich stosunek.
— A to nie jest tak, że powinno się świętować okrągłe liczby? Przecież kończysz... — Nie mogła dokończyć, ponieważ dłoń Lauren zwinnie zablokowała jej usta.
— Nie mówmy tej paskudnej liczby na głos — tuż po tym zabrała rękę z twarzy Cabello. — Nawet nie chcę myśleć o tym, jak stara już jestem.
— Nie jesteś stara — Camila tym razem przy pomocy obu ramion objęła ściśle talię partnerki. — Jesteś piękną kobietą — wyszeptała nieśmiało, po czym ucałowała blady policzek starszej.
Lauren pokręciła z niemałym niedowierzaniem głową z cichym westchnięciem.
— Jesteś słodka — skomentowała zgodnie z prawdą w odpowiedzi. — Chociaż nie mam na to wpływu, żałuję, że nie poznałam cię wcześniej.
— Mogłabym powiedzieć to samo. Ale i tak mogło być gorzej — na ustach Alfy pojawił się łagodny uśmiech. — Poznałam cię niedługo po moich 23 urodzinach. Teraz mam 24 lata.
— Tak, ale źle wyliczyłyśmy różnicę wieku między nami. Przynajmniej na tamten czas.
— Ach, no tak. Miałaś wtedy 28, ale nie miałaś jeszcze wtedy urodzin, tylko później w tym samym roku, o których mi nie powiedziałaś... Więc teraz masz 29 i jeszcze parę miesięcy, a... — Cabello urwała na moment widząc spojrzenie swojej partnerki. — A będziesz miała okrągłą liczbę tego roku.
— Rocznikami daje to zamiast pięciu lat różnicy, sześć.
— Dobra, dobra, to akurat mało istotne. Zaraz znowu nakręcisz się na gadanie, że to za duża różnica — przyciągnęła bliżej siebie Jauregui. — Już za późno, jesteśmy razem. Jestem twoją dziewczyną i nie zamierzam się odczepiać.
— Ale to akurat... Okej, mniejsza o to.
Camila przybliżyła się jeszcze bardziej, aby ponownie złożyć na wargach partnerki krótki pocałunek.
— Chociaż raz wygrałam tę bitwę — młodsza uniosła z zaskoczeniem brwi. — Magia urodzin, huh. Kładziemy się w końcu?
— Niczego nie wygrałaś. Jeszcze — mówiąc to, Lauren sięgnęła do luźnej pętli, która trzymała śliski szlafrok w miejscu, rozplątując ją zwinnie, dzięki czemu materiał się rozsunął.
Camila, która chwilę wcześniej odrobinę się odsunęła, aby starsza brunetka mogła poradzić sobie z szlafrokiem, powróciła spojrzeniem do jej sylwetki, gdy tylko odsunęła do połowy kołdrę znajdującą się na łóżku. Jej powieki znacząco się rozszerzyły, a kolejne reakcje nadeszły bardzo szybko — chrząknęła znacząco, odwróciła w bok głowę, a prawą dłonią chwyciła mocno bok własnej szyi, którą zaczęła w nerwowym tiku pocierać.
— Coś się stało? — Oblizując usta, Lauren nieznacznie przekręciła głowę na bok, przyglądając się czerwieni, która momentalnie wpełznęła najpierw na policzki jej dziewczyny, później szyję, a na sam koniec nawet czubki uszu.
— To twoja piżama?
Głos Cabello równał się z szeptem, kiedy nieustannie wpatrywała się w pustą przestrzeń, mając jednocześnie przed oczami obraz, który przedstawiał bardzo skąpy komplet bielizny. Chociaż widziała go przelotnie i zaledwie przez może dwie sekundy, zapamiętała bardzo dobrze, że czarny materiał był tak bardzo prześwitujący, że przebijała się przez niego kremowa skóra Lauren, aczkolwiek jednocześnie były miejsca, które zostawały złośliwie i z czystą premedytacją ukryte przed oczami.
— Hm, jeszcze nie wiem. Może w ogóle nie będę jej miała — nieustannie przyglądając się twarzy Cabello, kobieta przybliżyła się na tyle, aby jej skąpo ubrana klatka piersiowa naparła delikatnie na ciepłe ciało partnerki. — Wszystko dobrze? — Dopytała, pieszczotliwie przesuwając palcami po gorącym i zarumienionym policzku Camili.
Musiała upewnić się, że w tej chwili na wierzch wychodziła nieśmiałość kobiety, która nadal naturalnie przychodziła w takich sytuacjach, czy może była zbita z tropu sugestią i nie była co do niej pewna.
— T-tak... — Przeniosła spojrzenie do podłogi, jednocześnie wtulając policzek w gładką dłoń Jauregui.
— Jesteś pewna? — Otrzymała drobne kiwnięcie głową. — Spójrz na mnie, Camila.
Kiedy Alfa wykonała polecenie, jej powieki były odrobinę przymrużone, a samo spojrzenie od początku skupione było na ustach starszej. Lauren uśmiechnęła się lekko, nieustannie głaszcząc nagrzany policzek, zanim przybliżyła głowę na tyle, aby bez problemu pocałować partnerkę. Tym razem jednak nie było to zaledwie niewinne muśnięcie, tylko trwały, długi pocałunek, przez który odebrało Camili na kilka sekund oddech, nim zaczęła oddychać przez nos.
Młodsza kobieta ufnie przycisnęła swoją klatkę piersiową do Lauren, zdając sobie doskonale sprawę z tego, jak bardzo szybko i mocno biło jej serce w tym momencie. Czasami tęskniła za momentami jak ten, kiedy miały czas i mogły skupić się tylko na sobie.
— Moje kochanie — słowa Lauren były słodkie oraz czułe, kontrastując z tym, co zrobiła sekundę później, czyli stanowczym pocałunkiem, który od samego początku pozwolił jej na przedostanie języka między miękkie wargi Camili, odpowiadającej natychmiastowo z taką samą pasją.
Na tym się nie skończyło. Dłonie starszej kobiety wykorzystując swoją wolność, z pewnością w dotyku, prześlizgnęły się przez talię Alfy do jej pleców, które naprzemiennie z biodrami i pośladkami masowała oraz ściskała według swojego widzimisię, wywołując tym niejednokrotne westchnięcie od Cabello między kolejnymi pocałunkami. Na ten moment była już pewna, że pierwsza reakcja Camili była przejawem chwilowej nieśmiałości, a nie niepewności w konkretnej sytuacji. Czasami wystarczyło tylko trochę ją rozruszać, aby bardzo sprawnie nadążała za tempem Jauregui.
Potwierdzały to również dłonie Cabello, które również śmielej eksplorowały ciało drugiej kobiety. Początkowo przesuwała palcami wzdłuż jej zakrytych ramion, docierając do szyi, którą w niewielkim stopniu owinęła palcami wytatuowanej ręki, trzymając przy sobie partnerkę. Drugą postanowiła po chwili gdybania umieścić w znacznie skróconych włosach, pozwalając samej sobie na pewny chwyt, choć nie na tyle mocny, aby wyrwać któryś z kosmyków.
Co by się nie działo, Alfa nie pozwoliłaby sobie, żeby jej partnerce spadł włos z głowy przez coś, co zrobiła. Można było odnieść się do tego na wiele metaforycznych i rzeczywistych sposobów.
Lauren, z drugiej strony, była pozytywnie zaskoczona ruchem ze strony Camili, a nawet trochę pod wrażeniem, że jakimś cudem pchnęła się dalej w swoich działaniach niż zazwyczaj. Nie miała jednak nawet najmniejszego problemu ze stabilnym i mocnym chwytem we włosach, który tak dobrze kontrastował z wytatuowaną — pamiętała ten szczegół nadto dobrze bez patrzenia — dłonią, subtelnie, powściągliwie i spokojnie pieszczącą skórę jej szyi.
Zaskakując młodszą kobietę, po dłuższym czasie Lauren zdecydowała się przesunąć dłoń z pośladka, który dotychczas okupowała wzdłuż uda, zatrzymując się prawie w połowie jego długości i przyciągając je do własnego biodra. Krótko po tym wymamrotała do młodszej krótkie: "Hop", na które zareagowała bez skomlenia, pierwszorzędnie otaczając ramionami jej barki, aby zostać stabilnie uniesiona.
Trzymając Camilę w pewnym uścisku, z jedną dłonią podtrzymującą po umiłowane pośladki, a drugą środek pleców, Jauregui wsunęła najpierw jedno, a później drugie kolano na materac łóżka, przesuwając się progresywnie na jego środek, będąc jednocześnie w trakcie kolejnego rozpalającego pocałunku, który musiała przerwać w chwili, gdy plecy Alfy zetknęły się z łóżkiem. Uśmiechając się na widok niewielkiej dezorientacji młodszej brunetki, Lauren ucałowała po kolei gorące policzki oraz czubek opalonego nosa, zanim podniosła się i całkowicie opuściła łóżko.
Tym razem znacząco skołowana Camila, która zdążyła jakiś czas temu przejść do drugiej formy, przekręciła głowę w bok, śledząc zamglonym spojrzeniem piękne ciało swojej partnerki. Nie rozumiała, dlaczego odeszła tak daleko, zabierając ze sobą bijące od niej ciepło oraz pobudzający, choć czuły dotyk.
Lauren z kolei dała sobie chwilę, napajając się widokiem brązowych oczu, które nieustannie ją obserwowały. Przez spojrzenie przemawiało, co jest jasne i zrozumiałe, pożądanie i tego się spodziewała, chociaż interesowało ją bardziej przyjrzenie się uczuciom, które również przebijały się przez te piękne węgliki. Właśnie to zawsze łaknęła tak obserwować, choć nie miewała do tego wielu okazji, czego żałowała, bo za każdym razem warto było na własne oczy widzieć, że ktoś spogląda na nią w taki sposób, aby czuła się dobrze z własnym ciałem, atrakcyjnie czy seksownie, ale jednocześnie szło za tym ciepło, które przypominało, że jest przez kogoś kochana.
Biorąc większy wdech, Lauren zsunęła z siebie szlafrok, co również planowała zrobić po opuszczeniu łóżka, a następnie wślizgnęła się zwinnie do czekającej brunetki, która nie przestała się jej przyglądać nawet do momentu, w którym starsza przełożyła nogę przez jej ciało i usiadła lekko na jej brzuchu, opierając plecy o zgięte w kolanach nogi Cabello.
— Uciekłaś ode mnie — wyszeptała Camila, pozostając bez ruchu, kiedy obie dłonie Jauregui błądziły po jej brzuchu, naprzemiennie jeżdżąc po materiale koszulki, jak i gołej skórze. — Bardzo dobrze wiesz, że nie znoszę być daleko od ciebie. Zrobiłaś to z premedytacją — zauważyła.
Przez wargi Jauregui przebiegł cień uśmiechu, gdy jednocześnie puściła oczko do swojej dziewczyny.
— Może lubię na ciebie patrzeć, kiedy wiem, że już za mną tęsknisz po pięciu sekundach rozłąki?
— To nie to. Za dobrze cię znam — Alfa oblizała pośpiesznie wargi.
— Czyżby? — Z uśmiechem pochyliła się nad Camilą, gdy ta chwilę później zaczęła na zmianę głaskać i masować jej nagie uda. — To dlaczego uciekłam?
— Lubisz na mnie patrzeć. A nawet nie... Lubisz mnie obserwować — na moment przestała oddychać, licząc, że przy takiej bliskości Lauren ją pocałuje, ale celowo tego nie zrobiła. — A jeszcze przyjemniejszym dodatkiem dla ciebie jest obserwowanie mojego zachowania, kiedy wracasz.
— Hmm... Nie jesteś w błędzie, ale dlaczego myślisz, że lubię cię obserwować?
— Lubisz przyglądać się temu, jak na ciebie patrzę — korzystając z małej odległości między ich twarzami, Camila przytknęła na chwilę swoje usta do ust partnerki. — To pierwsza wyjaśniająca myśl. Druga byłaby raczej domniemaniem.
— Jaka jest druga?
— Wiesz, że zawsze jestem rozdarta, kiedy jesteś ode mnie za daleko — powoli traciła oddech. — Może aż za bardzo podoba ci się obserwowanie, jak próbuję się kontrolować, kiedy mnie prowokujesz — oblizała na prawie ostatnim oddechu wargi, a jej głos stopniowo słabł. — Może cię to podnieca.
Lauren w odpowiedzi jedynie się uśmiechnęła, jednak Camila nie mogła odgadnąć, co chodziło jej po głowie w tej chwili, zwłaszcza kiedy gwałtownie się odsunęła, wracając do poprzedniej siedzącej pozycji. Biorąc porządny haust powietrza w płuca, Alfa zaczepiła palce o jej biodra, które napierały tym razem nie tylko na brzuch, ale przy takim ułożeniu również na mozolnie uwypuklającą się przez dresowe spodenki erekcję.
— Nie mówię tak, nie mówię nie — skwitowała ostatecznie starsza, sięgając w tył dłońmi, aby sama poczuć pod palcami silne uda Cabello.
W takiej pozycji zdecydowanie się wyeksponowała, jednak była z Camilą. Wyjaśniała już kwestię spojrzenia, które wyrażało jednocześnie pożądanie i głębsze uczucia i przez to Lauren była również przekonana, że czułaby się tak samo komfortowo oraz pewnie z własnym ciałem pod wpływem jej obserwacji nawet wtedy, gdyby żaden materiał nie zakrywał ciała.
A akurat jeżeli chodziło o ten ostatni aspekt, nie zdarzyło się w życiu Lauren bycie z osobą, która swoim zachowaniem, słowami czy konkretniejszymi czynami sprawiała, aby czuła się tak pewnie — bez dwóch zdań, niepodważalnie i bezapelacyjnie wiedziała, że tylko Camila potrafiła na nią tak wpłynąć.
Biorąc to wszystko pod uwagę, czerpała w tym momencie przyjemność z każdej mijającej sekundy.
— Za każdym razem widzę, jak próbujesz kontrolować swoją drugą naturę — zaczęła ponownie, nie zmieniając swojego położenia na ciele Alfy. — A tyle razy ci mówiłam, że nie musisz tego robić.
— Nie chciałabym wyrządzić ci krzywdy.
— Nie wyrządzisz — ta krótka odpowiedź wybrzmiała pewnie w ustach Jauregui. — Wiem, że zrobienie mi krzywdy nie znajduje się nawet na liście rzeczy do zrobienia.
— To nie jest takie proste... Nawet ten wieczór po spotkaniu z twoimi znajomymi był...po prostu mną, człowiekiem, ale pełnym jakiejś frustracji. Nie umywa się to do tej wersji mnie, kiedy dopuszczam pewne instynkty czy działania z drugiej natury.
— Skąd możesz być pewna, że nie będę w stanie tego znieść, skoro nigdy nie próbowałaś dopuścić swoją wilczą naturę do kontroli? — Uniosła pytająco brew. — Rozumiem więcej niż czasami zakładasz. Jasne, to inne tempo, większy pokład siły i intensywniejsze doświadczenie. Ale to nie znaczy, że czegoś się boję.
— Nazywasz to w ładny sposób, ale raczej samo doświadczenie raczej byłoby zbliżone do określenia, które wyraża to samo, a za którym nie przepadam — na te słowa Lauren przekręciła głowę, czekając na ciąg dalszy. — Pieprzenie się. W dość prymitywnym sensie, patrząc na drugą naturę.
— Hmm... — Starsza była trochę zaskoczona, że faktycznie użyła tego wyrażenia, bo przeważnie unikała go za wszelką cenę. — Nawet jeśli to byłoby pieprzenie się, to co z tego? — Wzruszyła ramieniem. — Jesteśmy razem. W związku. Dobieranie adekwatnego nazewnictwa na to, co robimy nie ma większego znaczenia — rzuciła myślą. — Ale nawet, jeżeli byśmy zostały przy pieprzeniu się, to przy tym, jak je traktujesz zmieniłabym trochę określenie, tak mimo wszystko...
— Na jakie?
— Może wciąż pieprzenie się, ale z uczuciem.
— Och?
Jauregui na moment spoważniała.
— Wiesz...
— Wiem — Alfa wcięła szybko, podnosząc się odrobinę w górę. — Pozostaje pytanie, czy naprawdę jesteś pewna dopuszczenia drugiej natury?
— A zająknęłam się w którejś wypowiedzi? — Wyzywająco odwzajemniła spojrzenie naprzeciw złotym tęczówkom.
— Do samego końca mnie prowokujesz... — Po napiętej postawie ramion Alfy można było śmiało przypuścić, że była blisko rzucenia się na swoją partnerkę, jednak przy końcu swojej wypowiedzi momentalnie brązowy kolor raz jeszcze zagościł w jej oczach, a tuż po tym opadła z cichym sapnięciem na plecy.
— Co jest?
— Nie mam nic w pokoju... — Poddenerwowana przesunęła dłońmi po twarzy. — Nie wiedziałam, że będziemy... Nie mam tutaj żadnych prezerwatyw — bąknęła, na co Lauren spojrzała na nią z dziwnie zmartwionym spojrzeniem, którego młodsza nie zrozumiała.
— Poczekaj, masz tu coś... — Zignorowała to, co powiedziała przed chwilą Cabello, a następnie sięgnęła dłonią w stronę jej głowy. — Co to? — Szybko sięgnęła do włosów, a później za ucho młodszej.
Zdezorientowana Alfa przyglądała się poczynaniom partnerki, zanim zrozumiała o co jej chodziło. Zaledwie kilka sekund później z głupkowatym uśmiechem zza ucha Camili została
"wyciągnięta" znajoma foliowa paczuszka, którą pomachała jej przed oczami.
— Magia — Lauren była widocznie z siebie zadowolona.
— Od dawna wiedziałam, że jesteś magikiem w łóżku, ale to już trochę inny poziom.
— Bardzo dobrze, że doceniasz moje starania — starsza zaśmiała się cicho. — W takim razie druga i ostatnia na dzisiaj sztuczka może ci się jeszcze bardziej spodobać.
— Och, czyżby? Nie wiem, czy coś przebije tą? Niedosłownie.
Jauregui przygryzła język z jeszcze szerszym uśmiechem, kiedy przesunęła palce trzymające paczuszkę, dzięki czemu Camila mogła zobaczyć, że w rzeczywistości trzymała dwie, zamiast jednej.
— I jak?
— Nie dziwne, że się w tobie zakochałam. To przeznaczenie — wymamrotała pośpiesznie, zanim odebrała z dłoni Jauregui obie prezerwatywy, które odłożyła w bezpiecznej odległości na materacu, po czym chwyciła za szczękę partnerki, aby dać jej znak, żeby się przybliżyła, co zrobiła chwilę później. — Nie musimy tracić więcej czasu przy tych okolicznościach — z łatwością udało jej się przyciągnąć Lauren do pocałunku, na których chętnie odpowiadała z taką samą zawziętością i gwałtownością, kiedy ciepłe i ciekawskie dłonie ponownie eksplorowały jej ciało. — Okej, gdzie jest to zapięcie? — Dość szybko Camila zdała sobie sprawę, że nie może rozpiąć jej stanika.
Lauren przygryzła wargę, aby nie zaśmiać się z czułością.
— Z przodu, kochanie.
— Chociaż bardzo doceniam i uwielbiam ten strój, w tej chwili go nienawidzę, bo utrudnia mi zobaczenie czegokolwiek — wymamrotała, sprawnie odpinając stanik, a następnie przekładając go przez ramiona starszej kobiety, żeby nic im nie przeszkodziło.
— Taka była intencja, żeby cię zdenerwować — Lauren ponownie się zaśmiała, ale szybko ucichła, ponieważ Cabello szybko i zwinnie zamieniła ich pozycje, więc teraz to ona leżała na łóżku.
— Chyba nie jestem trudna do rozpracowania. Znasz moje słabości — patrząc na miarę możliwości w oczy partnerki, Alfa ściągnęła najpierw koszulkę, pod którą nie miała nic więcej ubranego, a następnie gumkę do włosów z nadgarstka, żeby związać włosy, bo miała przeczucie, że niedługo będą bardziej wadzić niż być pożyteczne w rozpuszczonej formie. — Co cię tak bawi?
— Później ci wytłumaczę, jak interpretuje się związywanie przez kogoś włosów, gdy chodzi o seks.
— Człowiek uczy się całe życie — wymamrotała pod nosem. — Ale mniejsza o to. Czas na więcej rozbierania niż przedłużania, bo pozostało mi niewiele zarówno cierpliwości, jak i wstrzemięźliwości przy tobie. Dzięki tobie.
— Ha! Teraz moja kolej, żeby ukraść tekst i powiedzieć: "Nie dziwne, że się w tobie zakochałam". — Mówiąc to sięgnęła łapczywie dłońmi do spodenek Camili, aby pozbyć się ich jak najszybciej, co młodsza kobieta zrobiła chwilę wcześniej z ostatnią częścią jej ubioru.
— Jesteś tego pewna, Lauren?
— Czego tym razem?
— Nie tego, co przed chwilą powiedziałaś. Czy jesteś pewna tej drugiej natury...
— W takich momentach wydaje mi się, że powinnam jeszcze bardziej cię przycisnąć i sprowokować, żebyś nie miała wątpliwości — pogłaskała policzek Cabello. — Jestem pewna — dodała ciszej, krzyżując spojrzenie ze złotymi oczami, co poskutkowało słodkim pocałunkiem ze strony Alfy.
— Okej, okej, tylko muszę... — Nie dokończyła, bo skupiła się na przełożeniu jednej z wolnych poduszek w przestrzeń między tą, na której znajdowała się głowa Lauren a twardą część łóżka, która nad nią była.
— Co robisz?
— Nie chcę, żebyś uderzyła w łóżko głową, jeśli przesunęłabyś mi się za bardzo w górę — wyjaśniła krótko, po czym sięgnęła po prezerwatywę, z którą szybko i sprawnie sobie poradziła, zanim ponownie pochyliła się nad brunetką.
— Chyba wystarczy już tych przygotowań, co? — Jauregui jak zwykle zarzuciła ramiona na barki kobiety, jednak tym razem po chwili zostały one pokierowane niżej, praktycznie pod pachy i wokół pleców młodszej, na co uniosła pytająco brew.
— Tak będzie ci łatwiej mieć pewniejszy chwyt. Obiecuję, już nic więcej nie wymyślam — ucałowała czoło brunetki, zanim przesunęła się od razu do jej mostku, żeby mieć później łatwiejszy dostęp do nagich piersi, przy których planowała się zatrzymać na znacznie dłuższy moment.
— O nie, nie... — Słowa Lauren przyciągnęły uwagę Cabello. — Koniec tych rozgrzewek. Chodź tutaj do mnie.
Unosząc kącik warg z myślą, że czasami Jauregui miewała mniejszą cierpliwość od Camili, młodsza kobieta podciągnęła się wyżej, ułożyła jedno ze zgiętych przedramion na poduszce przy głowie partnerki, a na koniec powróciła do jej ust z niezmiennym żarem, kiedy w odpowiedzi zostały owinięte wokół jej bioder jasne, silne uda. Nie przerywając pocałunku, użyła drugiej, wolnej dłoni, aby bez dalszego przeciągania chwycić za erekcję i nakierować się w ten sposób w odpowiednim kierunku, zanim zaczęła napierać delikatnie, aczkolwiek stabilnie i nieprzerwanie miednicą w przód.
Tak, jak za każdym innym razem na samym początku podchodziła do Lauren z taktem, subtelnością i próbowała wykazać się ostatkami wstrzemięźliwości, żeby dać jej czas na przyzwyczajenie się do sytuacji. Za bardzo obawiała się skrzywdzić delikatne ciało swojej partnerki, aby od samego początku narzucić zastraszająco szybkie tempo.
Jednak jak mogła się tego spodziewać, Jauregui nie żartowała w poprzednich słowach i zanim Camila znalazła się w połowie drogi, przyciągnęła ją całkowicie przy pomocy siły w swoich nogach, biorąc na tyle z zaskoczenia, że młodsza przerwała pocałunek. Przełykając ciężko ślinę, zerknęła na twarz Lauren w poszukiwaniu cienia dyskomfortu czy bólu, ale niczego takiego nie znalazła — jedyne, co zobaczyła to zdeterminowane i przepełnione taką samą ilością pożądania oraz czułości oczy, które miały znacznie jaśniejszy odcień zieleni i wiedziała, że nie przyszedł on całkowicie naturalnie albo z powodu przygaszonych świateł LEDowych promieniującymi od dolnych części łóżka. To była jedna z niewielu chwil, kiedy to, co łączyło obie kobiety — partnerstwo — pokazywało fizyczne znaki, jak silne w rzeczywistości było to, co między sobą utworzyły i co pielęgnowały każdego dnia.
Camila uśmiechnęła się jedynie na ten widok, po czym porwała partnerkę do kolejnego pocałunku, celowo przytrzymując ją w miejscu, aby po tym gwałtownym przyciągnięciu mogła odrobinę przyzwyczaić swoje ciało, zanim zaczęłaby poruszać biodrami. Wiedziała, że Lauren nie ma wiele cierpliwości, jednak wiedziała, że jeśli dostanie od niej w pełni zielone światło, ciężko będzie jej się powstrzymywać po tak długiej prowokacji w stosunku do drugiej natury.
— Cierpliwości — wyszeptała Cabello, kiedy Lauren już od samego początku próbowała narzucić szybsze tempo w ruchu bioder młodszej.
— Nie mam cierpliwości — sięgając przez długość pleców Alfy, brunetka zaczepiła palce jednej dłoni o jej napięty bark. — Miałyśmy się pieprzyć.
— Tak, ale z uczuciem — podkreśliła w odpowiedzi. — Co znaczy, że i tak na pierwszym miejscu jest twój komfort. Nie zamierzam skrzywdzić twojego ciała, bo...
Lauren uniosła odrobinę głowę, zamykając usta kobiety swoimi na kilka długich sekund.
— Chcesz mnie?
— Odpowiedź jest dość oczywista...w naszej pozycji.
— Więc nie marnujmy więcej czasu — przyciągając do pocałunku Alfę, przy pomocy prawej dłoni sięgnęła w okolice jej bioder, aby dać znak, żeby ponownie się ruszyła.
Lauren miała jakieś pojęcie na temat tempa, z jakim miałaby teraz do czynienia, tak samo wiedziała bardzo dobrze, że kobieta może wyglądać niepozornie, choć miała olbrzymie pokłady siły w każdej części swojego spracowanego ciała. Nie musiała mieć zaledwie cienkiego paska skóry, minimalną ilość tłuszczu i niesamowicie odznaczające się mięśnie, żeby radzić sobie z podnoszeniem ciężarów, których Lauren w życiu by nie ruszyła z miejsca.
Jednak jak zapowiedziała to Camila, przy wcześniejszym jednorazowym wybryku dała zaledwie upust swojej frustracji, przebywając z Jauregui w pełni ludzkiej formie. I miała rację, nie umywało się to w żadnym stopniu do ich obecnego położenia, ponieważ już od początku progresywnie szybko zmieniała tempo, które w zaskakująco krótkim czasie odbierało starszej oddech.
Co więcej, delikatny dotyk Cabello, który dotychczas był obecny, zmienił się na pewniejszy, aby trzymać swoją partnerkę w miejscu dla bezpieczeństwa, co samo w sobie było kolejną nowością. Na tamten moment Lauren była pewna, że z takim tempem, siłą i jednocześnie wyczuciem jeszcze nigdy się nie spotkała. Wiedziała bardzo dobrze, że Alfa wstrzymuje dużą część swojej energii, bo w innym wypadku mogłaby ją łatwo połamać, więc bardziej zaskakiwała niebywale szybkim tempem niż mocą uderzeń jej bioder — pomijając fakt, że starsza już teraz była pewna, że tył jej ud jest zajebiście czerwony, a następnego dnia będzie czuła pieczenie w obcisłych spodniach.
— Wszystko dobrze? — Usłyszała ciężki szept ze strony Camili, ale była tylko w stanie chwycić mocniej za górną część jej klatki piersiowej, natomiast nagrzaną twarz w opaloną szyję. — Jesteś cudowna — mówiąc to, zatrzymała stopniowo ruchy, co spowodowało niezadowolenie ze strony jej dziewczyny.
— Nie... — Wymamrotała, przyciągając ją nogami.
— Nigdzie się od ciebie nie ruszam — zapewniła, po czym przełożyła ciężar ciała na zgięte na poduszce przedramiona oraz zmieniła ułożenie kolan, by jedno z nich było przy biodrze Jauregui, natomiast drugie pozwalało na zwiększenie prędkości i siły kolejnych ruchów. — Moja Lauren — wyszeptała, ponownie napierając biodrami na ciało swojej partnerki, czując doskonale bijące od niej ciepło. Wiedziała, że długo nie pociągnie. — Moja słodka Lauren — złote tęczówki przyjrzały się fragmentowi widocznej twarzy kobiety, zanim powróciła do rzeczywistości i zwiększyła tempo swoich ruchów.
Wzdychając po raz kolejny, Lauren odchyliła odrobinę głowę na poduszce, dzięki czemu mogła poczuć subtelne, choć żarliwie pocałunki na swojej szyi, wciąż kusząco kontrastujące z tym, jak szybko poruszała się jej dziewczyna. Szczerze powiedziawszy, nastał już moment, w którym Jauregui nie była pewna, kiedy rusza w przód, a kiedy do tyłu, ponieważ między tymi działaniami był tak krótki odstęp czasu.
Ale to nie tak, że zamierzała narzekać.
— Camz... — Nie była pewna, co stało się z jej głosem, bo był zarówno cichy, jak i zachrypnięty, co nie zawsze dobrze szło ze sobą w parze.
— Jestem blisko — poinformowała po chwili starszą, zanim ponownie zassała między wargami słonawą skórę jej szyi.
W obecnym stanie umysł Lauren niekoniecznie potrafił tak sprawnie formować dostatecznie zrozumiałe wypowiedzi, więc przed powiedzeniem czegokolwiek wiedziała po języku ciała partnerki, kiedy była na sekundy przez orgazmem, jednak nawet po tym, jak przekroczyła jego próg, nieprzerwanie poruszała biodrami, dzięki czemu Jauregui była zaraz za nią.
Z ciężkim oddechem, Camila uniosła się odrobinę, wycofała się, żeby przypadkiem nie przysporzyć dyskomfort kobiecie, po czym pośpiesznie zajęła się zużytym zabezpieczeniem, zanim ponownie znalazła się nad jej ciałem. Lauren natychmiastowo zobaczyła zmianę w spojrzeniu partnerki — nie miało znaczenia to, czy tęczówki miały brązowy, czy złotawy kolor, tylko sposób, w jaki obserwowała ją tak, jakby widziały się po raz pierwszy i chciała zapamiętać jak najwięcej detali.
— Żadnego bólu? Dyskomfortu? — I tak oto wróciła opiekuńcza strona Alfy, która widocznie ignorowała leniwy uśmiech Jauregui, skoro zadała to pytanie.
— Jest dobrze — przełożyła swoje ramiona, aby objąć szyję Camili. — Bardzo dobrze — jej uśmiech poszerzył się, gdy palec wskazujący Cabello zaczął wędrować w okolicy ust. Nie mogąc się powstrzymać, ostatecznie uwięziła go między zębami, łapiąc bezpośredni kontakt wzrokowy z młodszą brunetką.
— Diablica — wymamrotała z czułością, bardzo szybko tracąc koncentrację na oczach partnerki na rzecz jej warg. Z łatwością zabrała z powrotem palec spomiędzy zębów, aby dotknąć miękką, gładką i zaczerwienioną powierzchnię opuszkiem.
— Chcę więcej.
Słysząc to, Camila nie mogła ukryć podobnego uśmiechu, który wciąż okalał twarz Jauregui.
— Na taką powtórkę potrzebowałabym kilku minut — przyznała. — Ale to nie znaczy, że nie możemy wymyślić czegoś innego w międzyczasie — powoli wycofała dłoń od ust Lauren, które chwilę później oblizała.
— Co proponujesz?
— Moje dłonie ani trochę się nie zmęczyły. Mogę ich używać do woli — ucałowała krótko czubek brody swojej dziewczyny. — Więc... Co na to powiesz, Lauren?
— Podoba mi się ten pomysł — wplątała dłoń w kilka luźnych kosmyków Alfy.
Camila uniosła na chwilę kącik warg, gdy wędrowała wzrokiem po twarzy kobiety.
— Jesteś taka piękna — wyszeptała bez przemyślenia przed pozostawieniem drobnego pocałunku na ustach Jauregui. — Nie mogę się na ciebie napatrzeć — dodała, schodząc jednocześnie z każdym kolejnym pocałunkiem wzdłuż ciepłej szyi, a następnie mostku, nie pomijając tatuażu, który znajdował się wzdłuż jednego z wystających obojczyków.
— Zawsze jesteś taka słodka, kochanie — Lauren zaśmiała się gardłowo, bo w tym samym czasie usta brunetki znajdowały się pomiędzy jej piersiami, zahaczając o tatuaż niewielkiego liścia, a sekundy później początku skrzydeł, które pokrywały jednocześnie część jej żeber, jak i otulały swoim dopasowanym kształtem nagi biust.
— To tylko prosta obserwacja — Cabello zerknęła po raz ostatni w zielone oczy, zanim zmieniła tor swojej wędrówki, dzięki czemu końcówki jej zębów zahaczyły o srebrny piercing na chwilę przed zamknięciem ust wokół jednego z jasnych sutków.
Lauren westchnęła jedynie, odprężając na nowo ciało ze świadomością, jak Camila obchodziła się za każdym razem z jej piersiami — wiedziała, że miała wyważony dotyk, który nie był ani zbyt delikatny, żeby łaskotać, ani zbyt mocny, żeby wywołać cień bólu szarpnięciem. Co więcej, kolejny raz przymknęła powieki, gdy jedyna wolna dłoń kobiety zaczęła wędrować w dół jej brzucha, do wytatuowanego uda, aż do miejsca, w którym najbardziej potrzebowała dotyku.
Chociaż Camila próbowała tego zaledwie raz i cała tamta sytuacja wyszła trochę z przyjemnego przypadku, zapamiętała maksimum informacji, które mogły przesądzić o tym, jakie doznania miałaby Lauren. Wiedziała, że nie powinna jej drażnić, dlatego mając w głowie ich pierwszą rundę seksu, przyłożyła dwa palce do wejścia partnerki, zwinnie przedostając się dalej bez napotkania oporu.
Na moment powędrowała głową wyżej, żeby pociągnąć brunetkę do dłuższego pocałunku, który od samego początku odwzajemniła, łapiąc w drobnych przerwach więcej powietrza w płuca z powodu ruchu palców Cabello. Pomimo tego, że mogłaby znieść intensywniejsze tempo, doceniała to, że była znacznie ostrożniejsza, inaczej następnego dnia mogłaby odczuć gorsze skutki ich wieczornej eskapady.
— Moja piękna Lauren — szepnęła Alfa, teraz nieustannie obserwując mimikę twarzy kobiety, kiedy przypomniała sobie, aby czasami podkurczyć palce i spróbować naprzeć opuszkami na miękki i gąbczasty w dotyku punkt, który udało jej później kilka razy odnaleźć, wywołując niejedno westchnięcie spomiędzy ust Jauregui.
— Camz — przy mocniejszym chwycie za bark, wbiła kilka paznokci w jej skórę.
— Wiem — ostatni raz ucałowała wargi brunetki, zanim powróciła z pocałunkami oraz innymi pieszczotami do jej piersi, czując wokół palców kilka pierwszych spazmów mięśni. — Mamy czas. Nie ma pośpiechu — wyszeptała, dostosowując się z wolniejszymi ruchami pod możliwości, które dawało jej ciało partnerki przed kolejnym orgazmem.
Szczerze powiedziawszy, Camila nie potrafiła odwrócić od Lauren wzroku. Raczej rzadko zdarzało się, aby mogła bez rozproszenia przyjrzeć się jej twarzy w tak intymnym momencie, a chciała dowiadywać się coraz więcej na jej temat — od rzeczy podstawowych i ogólnych po te, które mieściły się tylko za drzwiami sypialni. Była pewna, że ten widok nigdy się jej nie znudzi. Dużo wcześniej przechodziły jej przez głowe pewne dosadne i stawiające kolejne deklaracje myśli, jednak nie pozwoliła sobie wypowiedzieć żadnej na głos, wiedząc, że jest na nie za szybko, pomimo tego, jak oczywiste były.
Każdy, kto przebywał przez jakiś czas z Camilą i Lauren w jednym pomieszczeniu mógł łatwo wywnioskować po takim spotkaniu, że młodsza momentami się zapomina i patrzy na swoją partnerkę — lub wykonuje nieświadomie drobne gesty w jej kierunku — które dają jasny przekaz, że traktuje ją jako tą jedyną. Nie musiała czegokolwiek mówić. Ba, mogła być zaangażowana w rozmowę z kimś innym od Jauregui, jednak i tak zawsze powracała do niej spojrzeniem, utrzymując stały kontakt, aczkolwiek nie będąc przy tym przylepą. Nie eksponowała się z niczym, ale jednocześnie w pewnych chwilach zapominała o fasadzie, którą powinna przybierać.
— Co... — Camila została przywołana do rzeczywistości, gdy po wyjęciu palców starsza kobieta prawie natychmiastowo zamieniła ich pozycje. Zdezorientowana Alfa uniosła obie dłonie w górę, nie wiedząc, co na początku z nimi zrobić. — Mmm... — Zamknęła szczelnie powieki, kiedy Lauren pochyliła się do niej, biorąc do pocałunku i jednocześnie zjeżdżała ciepłymi dłońmi w dół napiętego brzucha w oczywistym celu, na koniec owijając łagodnie palce jednej z rąk wokół Cabello. — Jesteś pewna, że nie będziesz później obolała?
— Tego nie jestem pewna, ale to nie znaczy, że zmieniam nasze plany — odpowiedziała, przesuwając pierwszy raz po całej długości tworzącej się erekcji dłonią, zahaczając opuszkami palców o wrażliwą główkę, co wywołało donośne westchnięcie ze strony drugiej brunetki.
Camila oblizała powoli usta, przez chwilę obserwując poczynania partnerki, zanim natrafiła na własną dłoń, którą jeszcze chwilę temu używała — skupiając się na lepkiej, przezroczystej...sama nie wiedziała, jak to nazwać. Nie przypominała sobie, aby w poprzednich latach edukacji ktoś nadał temu poprawne określenie. W przypadku mężczyzn przy orgazmie oczywiste było pojawienie się spermy, natomiast określenie u kobiet albo było nadal niesprecyzowane, albo na szczeblach edukacyjnych mogło być to pewnym tabu, choć całkowicie niesprawiedliwym.
Jednak nie wnikając bardziej w nazewnictwo, przyglądała się własnym palcom z zaciekawieniem, co nie umknęło uwadze Jauregui. Uniosła nieznacznie brew, zastanawiając się, co zamierza zrobić — pamiętała, że ostatnim i właściwie za pierwszym razem, gdy próbowały tej formy seksu, Camila po prostu wytarła dłonie z naturalną ekspresją na twarzy.
— Jesteś ciekawa — wymsknęło się starszej, a to natychmiastowo przyciągnęło uwagę Alfy.
Krótka odpowiedź ze strony Cabello odrobinę zaskoczyła.
— Tak — oblizała nerwowo usta. Oczywiście miała pojęcie, co mogłaby zrobić. — Wszystko, co ciebie dotyczy wzbudza moje zainteresowanie i zaciekawienie — dodała. — I staram się być otwarta na...naukę.
— Wiem, że się starasz, kochanie. Bardzo dobrze ci z tym idzie — przyznała szczerze Lauren, zanim przygryzła policzek, kiedy dłoń Camili drgnęła w stronę jej twarzy.
— Czy to nie będzie przesada? — Młodsza nabrała wątpliwości.
— Jak dla mnie nie, ale to jednocześnie nie znaczy, że masz próbować czegoś, czego nie jesteś pewna. Albo po prostu czegoś, z czym wiesz, że nie czułabyś się komfortowo — wykorzystała chwilę, aby sięgnąć po drugą prezerwatywę, którą sprawnie otworzyła, a następnie zaczęła zakładać na Alfę. — Poza tym, nie musisz się z niczym śpie...
Głos uwiązł w gardle starszej, kiedy zobaczyła, jak Cabello musnęła wilgotnym palcem swoją dolną wargę, którą później powoli oblizała ze zmarszczonymi brwiami. Przez chwilę złapały bezpośredni kontakt wzrokowy, pozostając w całkowitej ciszy, która nie została przerwana nawet wtedy, gdy młodsza kobieta ponownie przysunęła dłoń, aby przesunąć na miarę możliwości dyskretnie językiem po obu opuszkach.
Prawdę mówiąc, była zdezorientowana tym, co czuły jej kubki smakowe, które nie potrafiły znaleźć dobrego odniesienia, jak i jeszcze bardziej zaciekawiona, a to przełożyło się na kolejne małe próby, dopóki względnie nic nie pokrywało jej szczupłych palców.
— Sama mówiłaś, że to nie jest przesada — wymamrotała. — A dziwnie na mnie patrzysz.
— Obserwuję. I staram się usiedzieć w miejscu i na ciebie nie skoczyć — pokręciła głową z niedowierzaniem. — A właściwie nie tyle na ciebie, co na penisa.
Camila nie mogła powstrzymać drobnego śmiechu, pomimo tego, że zdawała sobie sprawę, że Lauren najprawdopodobniej nie żartuje. Kiedy tylko przestała, wsparła się na jednej dłoni i uniosła do pozycji siedzącej, prześlizgując ramiona przez talię brunetki.
— Nic cię przed tym nie powstrzymuje — ucałowała nagie ramię swojej dziewczyny. — Czy to nie... — Urwała w połowie pytania, gdy Lauren przyciągnęła jej twarz do siebie, kończąc finalnie w krótkim pocałunku.
— Co nie?
Alfa podrapała się po karku.
— Chciałam zapytać, zanim mnie pocałowałaś, czy to nie będzie teraz dziwne dla ciebie? W końcu, no wiesz...
— Nie — za krótką odpowiedzią podążył kolejny pocałunek, jednak tym razem od samego początku starsza kobieta wsunęła język między miękkie wargi, gdy chciwe dłonie sunęły błądząco po silnych ramionach Cabello. Nie minęła nawet dłuższa chwila, a przybliżyła się bardziej do gorącego ciała partnerki i uniosła biodra z palcami jednej ręki podtrzymującymi i nakierowującymi erekcję. — Powoli, okej?
Camila pokiwała gorączkowo głową, po czym momentalnie jej czoło opadło w miejsce między barkiem a szyją Jauregui na ponowną bliskość między nimi, którą mogła się dłużej nacieszyć.
— Lauren... — Chciała powiedzieć coś więcej, ale zabrakło jej słów w tej samej sekundzie, gdy ich biodra napotkały się na miarę możliwości pozycji, w której się znajdowały.
Starsza kobieta wsunęła palce jednej z dłoni w związane włosy Cabello, kiedy drugą podtrzymywała odrobinę pozycję swojego ciała podczas powolnego ruchu biodrami raz za razem. Nie mogąc się powstrzymać, sama oparła policzek o głowę partnerki, nie tyle ze zmęczenia, co chęci uzyskania jeszcze większej bliskości między nimi.
— Poczekaj — Alfa zacisnęła odrobinę palce na boku brunetki.
— Co się stało? — Jauregui natychmiastowo odchyliła w tył głowę, żeby spojrzeć na jej twarz.
— Rozłóż...nie, złe określenie — młodsza odchrząknęła cicho. — Spróbuj rozprostować nogi — mówiąc to, ułożyła drugą rękę na szczycie uda partnerki. Przez cały ten czas wspierała się na całkowicie zgiętych w kolanach nogach.
— Jeśli to zrobię, nie będę miała na czym się wesprzeć, żeby ruszyć ciałem — zwróciła uwagę, chociaż uniosła się odrobinę i na miarę możliwości zmieniła ułożenie nóg, przez co mogła swobodnie objąć talię Cabello.
— To nic. Nie musisz tego robić — wyjaśniła, układając na środku pleców Lauren obie dłonie. — Ja się tym zajmę — rozszerzając bardziej własne nogi, przygarnęła do siebie kobietę, przez co nie tylko znajdowały się bliżej, ale ta pozycja pozwoliła jej na bycie trochę głębiej, co samo w sobie może nie było ogromną ilością, jak by się przyjrzeć, ale nie zmieniało to tego, że obie nie potrafiły pohamować westchnięcia. — Czy, um, wygodnie ci?
Jauregui chwyciła jedną dłonią kark brunetki, natomiast drugą wczepiła w okolice odrobinę odznaczającej się łopatki, aby mieć dzięki temu pewniejszą stabilność, pomimo tego, że ich klatki piersiowe były ze sobą ściśnięte w tej nowej sytuacji.
Na samo pytanie Camili pokiwała lekko głową przed zmrużeniem powiek i przyłożeniem policzka do jednego z boków szyi młodszej. Chociaż nie wcisnęła się całkowicie w jej szyję, mogła i tak wyczuć szybki i mocny puls, który przez nią przechodził pod wpływem tego, co się działo. Na swój sposób było to dla Lauren kojące — nie sądziła, że kiedykolwiek tak pomyśli.
— Nie będziemy się śpieszyć — wyszeptała Alfa, owiewając gorącym oddechem część szyi oraz ramienia wczepionej w nią partnerki.
Ostatni raz poprawiając chwyt wokół ciała Lauren, młodsza kobieta zaczęła obiecane tempo, naprzemiennie poruszając własnymi biodrami albo partnerką, dając momentami wrażenie, jakby mozolnie się kołysały w stabilnym uścisku. Camila bardzo dobrze wiedziała, po całym tym czasie spędzonym z brunetką, że coś takiego jest dla niej niejako nowością, dlatego postanowiła nie gadać za dużo, aby pozostawić między nimi komfortową ciszę — którą oczywiście co jakiś czas przerywały, aby odreagować reakcje ich ciał.
Trzeba przyznać, że obie tęskniły za takimi momentami, chociaż nie minęło aż tak dużo czasu — cóż, przynajmniej ich zdaniem. Każdy związek jest inny i tak, jak mówi się, że większość par na samym początku nie potrafi trzymać rąk przy sobie, tak Camila i Lauren wciąż miały między sobą kilka barier. Obie nie posiadały żadnego doświadczenia czy wiedzy, gdy chodziło o utrzymywanie związku — i, jasne, technicznie Jauregui była wcześniej z Vives, ale już dawno zobaczyła, że to, co ma teraz z Camilą jest esencją tego, czym związek powinien być.
Więc w chwilach takich, jak ta czuły ulgę, że mogły znaleźć czas i odwagę, aby odnowić tę intymność między nimi. Nie można zaprzeczyć temu, że za tą intymnością kryła się ogromna ilość pasji i głębokich uczuć, jednak rzadkość występowania jej w takiej mierze miała za sobą dwa powody.
Lauren nie chciała popychać swoją partnerkę w coś, czego nie była pewna i wolała dać sobie na wstrzymanie, aby Camila mogła odnaleźć się krok po kroku w tej — wciąż nowej — relacji. To, czego najbardziej Jauregui chciała uniknąć, to dać jej do zrozumienia, że w ich związku jedna strona zawsze ma być bierna i zgadzać się na to, aby pewne rzeczy po prostu się działy, a druga ma coś narzucać albo nieustannie sugerować. Miała nadzieję, że za tym sposobem kobieta zyska więcej pewności siebie i z czasem Lauren będzie mogła uczestniczyć w sytuacjach, w których to Camila sugeruje.
Być może to działało, bo Lauren już zakodowała w głowie mały postęp, który pokazał się, gdy Cabello zasugerowała zmianę pozycji — nie była ona jakoś szczególnie dramatyczna, ale sęk w tym, że sama o tym powiedziała.
Camila natomiast zdawała sobie sprawę, przynajmniej z własnej, subiektywnej perspektywy, że w momencie dochodzenia do tych chwil intymności między nimi, powstaje przekierowanie również w stronę uczuć, emocji, których wyrażanie nie było mocną stroną Lauren. Młodsza brunetka nie chciała dopuścić do sytuacji, w której zbliżenia między nimi zaczną wywierać w którejś chwili niekomfortową presję, aby określiła się w swoich uczuciach. Wolała dawać więcej przestrzeni swojej partnerce — pozwalać na dowolne i według własnego uznania zapoznawanie się z ciągłymi nowinkami w gestach, które czasem między nimi występowały podczas zwykłego dnia. Chciała osiągnąć tym wspomnianą przestrzeń, ale ponadto i przede wszystkim komfort, że nie ma tutaj pośpiechu — że zegar nie tyka i nie będzie tak, że w konkretnej chwili Lauren będzie musiała zmusić się do opowiedzenia o konkretach związanych ze swoimi uczuciami.
Pobudki miały trochę przeciwne, jednak można było śmiało stwierdzić, że każda chciała z nich na swój sposób dobrze — nie chciały niczego przyśpieszać, co było i jest adekwatne do tempa, które utrzymywały między sobą w uścisku, dopóki nie dały upustu napięciu, które dotychczas mozolnie się budowało.
Camila oparła spocone czoło o rozgrzany szczyt ramienia partnerki z ciężkim oddechem, nie przerywając uścisku wokół jej nagiej talii. Przymknęła w chwili nagłego spokoju powieki, dając sobie tak samo, jak Lauren więcej czasu na uspokojenie mocno bijącego serca, które w tym momencie, można powiedzieć, wyrywało się w jej stronę.
Nikły półuśmiech pojawił się na ustach Alfy, kiedy poczuła, że jej partnerka zaczyna czule głaskać jej plecy. Był to niewielki, ale kochany gest.
— Mmm... — Z zadowolonym westchnięciem, Cabello zaczęła sunąć bez celu dłońmi po ciele partnerki przy nieustannym geście głaskania, który od niej otrzymywała. — To jest aż zbyt przyjemne, princesa — wymamrotała, unosząc kilka sekund później głowę początkowo po to, aby pocałować Lauren, ale plan znacząco się zmienił, kiedy natrafiła na rumiane policzki i wyraźnie zawstydzone spojrzenie, które bardzo rzadko zdarzało jej się widywać. — Hmm? — Unosząc jedną dłoń, Camila chwyciła za brodę partnerki z nadzieją, że nakieruje bezpośrednio jej wzrok na siebie.
Po chwili poświęconej próbom, zmarszczyła brwi w niezrozumieniu na reakcję kobiety, dopóki nie dotarło do niej, w jaki sposób się do niej zwróciła. Nie przypominała sobie, tak na szybko, żeby wcześniej zwróciła się do niej bezpośrednio z tym określeniem — przeważnie tkwiło ono gdzieś w głowie Cabello i przy kontakcie w telefonie.
— To źle, że tak się zwróciłam?
Tym razem Lauren na nią zerknęła.
— N-nie — zająknęła się przez ulotny moment. — Jasne, że nie.
Camila zwilżyła wargi czubkiem języka.
— Moja słodka Lauren — wyszeptała przed krótkim, choć czułym pocałunkiem, który został natychmiastowo odwzajemniony. Po przerwaniu, brązowe oczy celowo zostały nakierowane na zielone. — Mi princesa.
Starsza chrząknęła cicho, po czym przekręciła na bok głowę z wyraźną nieśmiałością.
— Jedno słowo — powiedziała z niedowierzaniem Cabello. — Jedno słowo i jesteś cała w rumieńcach i zawstydzona. To coś nowego.
— Cicho — wymamrotała Jauregui, nie odważając się spojrzeć na partnerkę.
— To bardzo rzadki widok, musisz przyznać.
— Jeśli nie przestaniesz gadać to zaraz się rozstaniemy — opierając łokieć o ramię Alfy, zakryła dłonią twarz na tyle, na ile mogła.
— To byłyby bardzo niefortunne warunki, Lauren. W końcu na mnie siedzisz — zrobiła chwilową pauzę. — A właściwie na czymś konkretnym, co jest moją własnością, także...
— Camila — prostując się momentalnie, starsza przestała zakrywać twarz, aby przyłożyć rękę do ust swojej dziewczyny. — Testujesz mnie.
— Nie-pf-pfaw... — Cabello odchyliła skutecznie głowę, aby dobrze się wysłowić. — Nieprawda. Uczę się. Dowiaduję. Rzeczy. Na twój temat. Jak na przykład ta sprzed chwili.
— Cicho.
— Nigdy nie będę cicho — uśmiech pojawił się na jej ustach. — Chcę dowiedzieć się jeszcze więcej na twój temat, princesa — mówiąc to, przesunęła czule palcami po policzku partnerki.
— Koniec tego — Lauren ponownie przyłożyła, choć niezdarniej, dłoń do warg Camili. — Skoro rozpad związku cię nie rusza, to bądź świadoma tego, że to był twój ostatni seks w życiu. Zamierzam cię udusić.
Alfa zmrużyła nieznacznie powieki, po czym uniosła dłoń, pokazując dwoma palcami, że zaraz ją uszczypnie i nie będzie to nic przyjemnego.
— Nie odważysz się — rzuciła wyzwaniem starsza, na co Cabello uniosła brwi, zanim sugestywnie spojrzała w miejsce swojego przyszłego ataku. — Uszczypniesz mnie w sutek, a odgryzę się w tym samym miejscu i po pośladkach. Mocno.
Camila poruszyła sugestywnie brwiami, przybliżając jedną z dłoni do piersi, jednak zanim zetknęłaby się ze skórą w tym miejscu, przekierowała ją, przez co łagodnie pogłaskała odkryty bok i żebra partnerki, która pokręciła głową, ale zabrała własne ręce z jej ust — co było sukcesem.
— Coś się rozjuszyłaś, Lauren — Alfa wysunęła dolną wargę z rozbawieniem rozjaśniającym całą jej twarz. — A tak swoją drogą, przeżyłam już atak twoich zębów na moich pośladkach. Obu — pokręciła głową. — Pamiętaj, że... — Opuszkiem palca trąciła czubek nosa swojej partnerki. — Grozisz Alfie, princesa.
—
Ciało Camili niespokojnie drgnęło, wybudzając ją z lekkiego snu. W pierwszej chwili zerknęła w bok, aby upewnić się, że Lauren wciąż znajduje się bezpiecznie na drugiej połówce łóżka — i tak było, widziała jedynie jej ciemne włosy i plecy zakryte szarą koszulką, ponieważ była od niej odwrócona. Niestety nawet przypatrywanie się sylwetce kobiety przez kilka następnych sekund nie wypchnęło niepokojącego uczucia, które zatliło się w klatce piersiowej Alfy.
Spojrzała wyżej, na szafkę nocną, z której mogła dostrzec godzinę na zegarze. Pozostało jeszcze kilka minut w zapasie, zanim wybiłaby północ. Zadrżała na krótką myśl o osobie, która mogłaby się jeszcze dzisiaj pojawić. Miała nieodparte wrażenie, że to niepokojące uczucie stanie się rzeczywistością, z którą będzie musiała się zmierzyć.
Pewnie wiesz, o co chodzi.
Czasami doznajemy wrażenia, jakby coś złego miało się wydarzyć — można nazwać to intuicją, przeczuciem, cieniem swiadomości, czymkolwiek jeszcze — i najgorszą częścią jest to, jak realne wydaje się owe wyobrażenie w głowie.
Camila wypuściła drżący oddech, powoli opuszczając łóżko, a następnie skierowała się w stronę zamkniętego balkonu — tuż po wyjściu na chłodne powietrze upewniła się, że drzwi są szczelnie zasunięte, aby żaden dźwięk nie zbudził jej śpiącej partnerki. Z dziko biegnącym spojrzeniem i kontrastująco prostą, sztywną postawą podeszła do metalowej barierki, ściskając ją w dłoniach — znajdując się centralnie na środku, pośród ciszy, spokoju oraz niepewności z oczami skierowanymi na rząd podobnych domów i fragment lasu, który rozciągał się po jej prawej stronie.
Nie musiała niczego mówić, niczemu się przysłuchiwać ani niczemu się przyglądać, aby poznać dokładny moment, w którym znajoma postać pojawiła się po jej lewej stronie, nonszalancko opierając się o tę samą barierkę balkonu. Wiedziała, że kto jak kto, ale on nie robił niczego przypadkowo — z pewnością samo stanie po jej lewicy, a nie prawicy określiłby w jakiś prześmiewczy, ironiczny sposób, patrząc na to, że nie został Alfą i został zepchnięty na własne życzenie.
— Nie zadzwoniłaś.
Camila wzięła spokojny oddech, po czym przymknęła na chwilę powieki, zanim ułożyła w głowie właściwą odpowiedź.
— Co roku dzwonię do twojej poczty głosowej, a nie bezpośrednio do ciebie — jak po złości głos miała zrównoważony, cichy, całkowicie nieprzejęty, choć wiedziała, że jest to tylko fasada. — Skończyły nam się tematy do rozmów.
— Dlaczego nie zadzwoniłaś?
Pokręciła nieznacznie głową.
— Przyszedłeś wymusić na mnie osobiście przekazywane życzenia urodzinowe, Mateo? — Tym razem spojrzała na profil jego spiętej twarzy. — Jeśli się nie mylę, przez ostatnie lata mną gardziłeś, a ja jak głupia dzwoniłam, ale przekroczyłeś wyraźną granicę, grożąc mojej partnerce kilka miesięcy temu.
— Partnerce... — Prychnął cicho, krzyżując ramiona na klatce piersiowej. — Na którym etapie już jesteście? Ma cię na wyłączność? Unikasz rodzinę tylko po to, aby spędzić z nią więcej czasu? Czy może już masz obsesję?
— Nie ja jestem osobą, która unika rodziny — zaznaczyła surowszym tonem, zrażona nieuzasadnionymi pytaniami ze strony mężczyzny. — Nie uważam cię za kogoś, komu musiałabym odpowiadać na którekolwiek z tych pytań. I tak nic cię nie obchodzi. Po co więc przyszedłeś?
Tym razem Camila odsunęła się od barierek i zwróciła ciałem w stronę bliźniaka. Uważnie przyjrzała się całej jego sylwetce, widząc w niej coś niepokojącego — po postawie, ledwie zauważalnych drgawkach i pocie, który gdzieniegdzie dało się wychwycić na jego skórze. To nie była figura Mateo w pełnej formie.
— Mama będzie niezadowolona, jak się dowie, że nie dzwoniłaś.
Alfa przewróciła oczami na zbyteczną uwagę.
— Jesteś żałosny, Mateo. Wracam do siebie.
Zanim wykonała jakikolwiek ruch ciałem, aby zwrócić się w stronę okien i drzwi balkonowych, spocona, silna dłoń owinęła się u spodu jej szyi. W pierwszej chwili zaciągnęła się powietrzem, wyraźnie zaskoczona, przed przywołaniem na twarz neutralnego wyrazu, który wytrąciłby Mateo po raz kolejny z równowagi — co równało się z błędami przez niego wykonywanymi, dającymi drobne zachowania, dzięki którym mogłaby go zrozumieć.
— Co się z tobą dzieje, Mateo?
Pytanie było bardzo ogólnikowe.
Camila wiedziała jednak, że prędzej czy później Mateo wpadnie na ten sam tor myślenia: zmienił się nie do poznania na przestrzeni lat, wychodząc z radosnego ekstrawertyka do paranoicznie zachowującego się agresora, który nie potrafi rozwiązać w inny sposób swoich problemów. A była pewna, że z niejednym się zmagał, tylko nie potrafił wbić sobie do głowy, że jest dla niego ratunek i szansa powrotu do osób, które mogłyby go wspierać.
Z drugiej strony, Camila zdawała sobie sprawę, że niesamowicie impulsywne zachowanie Mateo nie jest bezpodstawne w tym sensie, że chciał na sobie uwagę — krzyczał swoimi gestami, ponieważ nie potrafił znaleźć właściwych słów.
Jednakże nie było to wytłumaczenie, które mogłoby akceptować łapanie własnej siostry za szyję pod wpływem jakiegoś wewnętrznego drygu, który go drażnił.
— Znalazłem go — głos mężczyzny był czymś na podobę zdesperowanego szeptu, a kiedy oczy rodzeństwa się napotkały, jego spojrzenie zrobiło się rozbiegane i dzikie, jak u przerażonego zwierzęcia, które próbuje uciec.
Tylko uciec od kogo? Od czego?
— Kogo, Mateo?
— Wiesz, że ma córkę? — Na krótką chwilę zacisnął mocniej swoją dłoń, jednak był to bardziej nerwowy gest niż zamierzona próba podduszenia Alfy. — A wiesz kogo my nie mamy?
Camila miała dość — przestała rozumieć cokolwiek z tego, co robił i mówił do niej Mateo, a w dodatku była zmęczona i nie chciała ryzykować obudzenia Lauren. Nie chciała spędzić ani minuty dłużej z bliźniakiem przy takim postępowaniu z jego strony, dlatego odważyła się zrobić coś, czego nie robiła od dawna — wykorzystała przywilej połączenia, które między nimi było i bez jego pozwolenia mogła poznać rozbiegane myśli, a przy pomocy dotyku wspomnienia dokładnych wydarzeń, w których brał udział.
Z kimkolwiek innym nie byłaby w stanie wychwycić obrazu — co mówiła już dawno temu Lauren — jednak fakt, że byli oni bliźniakami otwierał dodatkową możliwość, która w momencie skorzystania z niej natychmiastowo przeraziła Camilę, chociaż w tych kilku sekundach jej umysł nie potrafił posegregować bałaganu...a właściwie chaosu, który poznała i zobaczyła z głowy Mateo.
Po wyrazie twarzy Alfy, mężczyzna musiał zrozumieć, co przed chwilą zrobiła i panikując przez te parę następnych sekund, dołożył drugą dłoń do jej szyi, ścisnął i nią potrząsnął, przed ostatnimi słowami, które Camila od niego usłyszała przed zaplanowaną na szybko ucieczką:
— Miałaś mnie nienawidzić.
—
Zamykając za sobą drzwi balkonowe, ciche westchnięcie opuściło wargi młodej kobiety, zanim potarła wolną dłonią szyję w drodze do łóżka. Bez pośpiechu wspięła się po niewielkiej ilości schodów, odsłoniła materiał opadający z baldachimu i powróciła na swoje miejsce na materacu. Miała w głowie mętlik, którego wiedziała, że nie uda się teraz poskładać — najbardziej denerwowało ją to, że ciało chciało pochłonąć się w objęciach snu, natomiast umysł chciał rozwikłać zagadkę, jaką był Mateo.
— Co się stało, kochanie?
Cichy szept wybudził leżącą Cabello z kolejnego natłoku chaotycznych myśli. Natychmiastowo przekręciła głowę w prawo, napotykając zielone, wciąż zamroczone snem oczy.
— Obudziłam cię? — Zapytała Alfa, mimowolnie sięgając do włosów partnerki, które przeczesała.
— Nie. Obudziło mnie przeczucie.
— Przeczucie?
— Tak. Przeczucie, że coś się stało — nie przerywając obserwacji twarzy Camili, starsza zmarszczyła brwi. — Wiesz, czasem masz przeczucie, że coś złego mogło się komuś wydarzyć i chociaż nie wiesz co i czy jest to sensowne, towarzyszy ci nieustanny niepokój.
— Hmm... Chyba coraz bardziej uwydatnia się w tobie moja druga natura — spostrzegła krótko. — Miałaś dobre przeczucie — nie widziała sensu w kłamstwie. — Mateo tutaj był. Nie w sypialni, ale na balkonie. Rozmawialiśmy...chociaż nie nazwałabym tego najlepszą konwersacją roku. Poza tym, zachowywał się dziwniej niż zwykle.
— Wolałabym nie mieć dobrego przeczucia w tej chwili — Jauregui uniosła się do siadu. — Chcesz o tym porozmawiać?
— A chce ci się słuchać ze wszystkich ludzi o Mateo? W dodatku o tej porze?
Starsza przesunęła dłońmi po twarzy, zanim westchnęła przeciągle.
— Przyznam, że nie mam powodów, aby darzyć go sympatią, jednak widzę po tobie, że coś jest nie tak. Że coś cię gryzie. Bardziej niż zwykle, gdy chodzi o Mateo.
— Nawet nie wiem, od czego zacząć, bo tak namieszał mi w głowie, chociaż był tutaj zaledwie kilka minut.
— Może od początku waszej rozmowy? Jeśli chcesz o tym porozmawiać — Lauren powróciła z plecami na łóżko, jednak upewniła się wcześniej, aby mieć znacznie wyżej poduszki, wskutek czego znajdowała się w komfortowej, pół-leżącej pozycji.
Alfa przygryzła wnętrze policzka, kiwając zgodnie głową, zanim zebrała się za przedstawienie tego nieoczekiwanego spotkania, pozostawiając podobny mętlik w głowie partnerki, co sama obecnie miała.
— Dlaczego powiedział ci, że miałaś go nienawidzić?
Dobre pytanie — skwitowała w myślach Cabello.
— Nie mam pojęcia... Znaczy, w pewien sposób od lat dawał mi solidne powody, które mogłabym wykorzystać i tłumaczyć się nimi przy twierdzeniu, że go nienawidzę — skrzyżowała ramiona pod biustem, wędrując wzokiem po omacku, po półmroku panującym w zasłoniętym łóżku. — Ale bez względu na to, jak między nami bywało, nigdy nie przeszła mi przez myśl nienawiść. Mogłam mówić inne krzywdzące czy izolujące go ode mnie rzeczy, ale nie to.
— Chyba nie rozumiem tego konfliktu między wami. Widocznie trwa od lat. Poza tym, jak mógł dawać ci ot tak powody, dla których miałabyś go nienawidzić?
— Uwierz mi, Lauren, że sama próbuję zrozumieć ten konflikt. Jestem pewna, że z naszej dwójki, to on mnie nienawidzi, chociaż w przeciwieństwie do Mateo nie zrobiłam celowo czegoś, co mogłoby spowodować takie odczucia.
— W takim razie byłoby to nieuzasadnione?
— Zawsze bardzo się od siebie różniliśmy — zaczęła cicho Alfa. — I choć przez wiele lat byliśmy blisko i Mateo był dla mnie niewątpliwie wsparciem, zwłaszcza biorąc pod uwagę mój introwertyczny charakter, nie nadawałam się do bycia w centrum uwagi, kiedy była potrzeba powiedzenia czegoś, on stał za mną murem — zrobiła chwilową pauzę. — Mateo był moim przeciwieństwem. Krzykliwy ekstrawertyk, który miał pełno znajomych, przyjaciół, świetny mówca, potrafił skupić uwagę wszystkich na sobie bez żadnego problemu. Tak samo, jako dziecko był okazem zdrowa, a z kolei ja zawsze byłam chorowita. Nawet przed narodzinami moja mama była powiadomiona wielokrotnie przez lekarza, że nie rozwijam się prawidłowo. Po porodzie skończyłam w inkubatorze. Nie potrafiłam przez długi czas samodzielnie oddychać i miałam początkowo problemy z sercem, a później wyszła jeszcze wieloletnia, słaba odporność.
— Jednak to wciąż nic złego, że byliście swoimi przeciwieństwami. A na stan zdrowia nie miałaś wpływu.
— To prawda, ale kiedy odbywaliśmy swoje treningi, które miały nas przygotować do serii testów, które z nas będzie Alfą, bez wątpienia każdy, włącznie z Mateo, wierzył, że to on nią będzie. Zawsze chwalił się swoimi postępami, natomiast ja pozostawałam na uboczu, do momentu, w którym musieliśmy się wykazać — westchnęła cicho na wspomnienie kilku wydarzeń z tamtych dni. — I to nie tak, że tylko się biliśmy... To był złożony proces, który miał ukazać cechy i umiejętności, które pozwalałyby na danie tego tytułu.
— Obie wiemy, że przegrał.
— Tak i niestety to nie była kwestia szczęścia po mojej stronie. Cała jego praca i wychwałki dały mu...można powiedzieć, cios w twarz i od tamtego momentu robił i mówił przykre rzeczy, które dawały mi do zrozumienia, że nie akceptuje mnie jako Alfę, że nie zasługuję na ten tytuł, że nie jestem wystarczająco dobra i że nigdy się w tym nie odnajdę. Minęło trochę czasu i przez presję, którą odczuwałam... Wiesz... — Zerknęła na partnerkę. — Z jednej strony rodzina miała podejście: "Skoro jesteś Alfą, wykaż się", a z drugiej Mateo był niczym mały diabeł na ramieniu i zgarszał mi to wszystko... W końcu postanowiłam wyjechać. Dla siebie.
— Własne ego nie powinno stawać na drodze... — Lauren pokręciła głową. — Chociaż rozumiem, że pewnie wielokrotnie mocniej uderzyła w niego przegrana, kiedy był tak bardzo pewny, że wygra ze słabszą siostrą. Z pozoru słabszą.
— W dodatku tą cichą, wycofaną, tak bardzo odbiegającą od podręcznikowych cech, które Alfa powinna mieć.
— Tylko teraz pozostaje pytanie... Według tego, co powiedziałaś, faktycznie, ma urażoną dumę i ego, być może cię nienawidzi i chciał, abyś czuła to samo...tylko co to wszystko ma do znalezienie kogoś? Kogo znalazł?
— Tutaj historia całkowicie się zmienia. Weszłam w jego wspomnienia, żeby się dowiedzieć, bo za bardzo zaniepokoiło mnie jego zachowanie.
— Mówiłaś mi, że nie możesz dostać się bezpośrednio do wspomnień. W pogłębionej komunikacji.
— Z tobą nie. Z moim rodzeństwem nie. Nawet z biologicznym bratem bym nie mogła, ale istnieje taka możliwość tylko dla bliźniaków. Albo wiesz, trojaczków i tak dalej... Tylko nasza dwójka jest w stanie to zrobić i zobrazować pewne wyrwane wspomnienia, ale nie jest to takie proste. Weszłam do jego głowy, owszem, ale jednocześnie nie wiedziałam, czego szukać. Zakodowałam wiele obrazów, których nie potrafię do teraz posegregować...chociaż im dłużej nad tym myślę, tym więcej układa się w jakąś spójną całość.
— Co zobaczyłaś w takim razie?
— Cóż, do tego... — Chrząkając cicho, Cabello podrapała się nad brwią. — Pamiętasz, jak opowiadałam ci o wypadku samochodowym moich rodziców, kiedy wyjaśniałam, dlaczego mam taki, a nie inny stosunek do picia alkoholu i jazdy samochodem następnego dnia?
— Um, tak. To ma ze sobą związek?
— Chyba tak. Jeśli dobrze zrozumiałam to, co zobaczyłam i czego się dowiedziałam — zrobiła chwilową pauzę. — Wcześniej pominęłam kilka istotnych informacji, kiedy opowiadałam ci o tym wypadku, bo uznałam, że to nie jest moja historia, ale przy takiej sytuacji musiałabym trochę dopowiedzieć.
— Okej...jeśli chcesz mi o tym powiedzieć, to jasne, słucham.
— Trzy osoby o tym wiedzą. Cóż, poza jakimiś moimi wujkami i ciotkami... Więc... Ariana, która była świeżo po procesie adopcji, Mateo i ja podsłyszeliśmy o tym wypadku na jednym ze spotkań rodzinnych. Jeden z wujków zbyt wiele powiedział na głos, a że miał wypite, nie patrzył, czy ktoś, kto nie powinien podsłuchuje. Nie znaliśmy szczegółów, więc przez kolejne dni wypytywaliśmy rodziców, którzy opowiedzieli nam całą historię z tego wydarzenia.
Camila zerknęła krótko na partnerkę, zanim sięgnęła do jednej z jej dłoni, aby zacząć nerwowo bawić się palcami — można powiedzieć, że był to charakterystyczny tik, który dawał jakiś komfort.
— Wypadek. To, czego ci nie powiedziałam to to, że do tego wypadku samochodowego doszło, kiedy moja mama była w ciąży. Ósmy miesiąc — zwilżyła wargi. — Jak mówiłam, ani mamie, ani tacie z zewnątrz nic się nie stało, jednak dziecko... Można powiedzieć, że na tym etapie to było prawie całkowicie rozwinięty noworodek i, um, niestety nie przeżył. Nie jestem pewna, co mojej mamie dolegało po poronieniu, jednak miała problemy z zajściem w kolejne ciąże i ta bliźniacza, moja i Mateo, była niespodziewaną i ostatnią możliwością na posiadanie biologicznych dzieci.
Lauren przesunęła wolną dłonią po boku kobiety w kojącym geście, nie wcinając najmniejszego komentarza.
— To wiele zmieniło. Gdyby nie doszło do tego wydarzenia, dziecko by przeżyło i jednocześnie Mateo i ja nie musielibyśmy ze sobą konkurować w przyszłości. W dodatku to była dziewczynka. Sofia... — Alfa westchnęła cicho. — Istotne dla tej sytuacji są dwie rzeczy. Pierwsza, ta historia zmieniła coś w Mateo. Nie wiem, czy poczuł taki obowiązek, ale... Ech, domyślam się, że tak właśnie było... Więc...możliwe, że poczuł obowiązek, aby na przyszłość stać się męską figurą do naśladowania. Stąd też te intensywne treningi i przekonanie, że skoro nie było dane dziewczynie...kobiecie być Alfą przez pijanego kierowcę i nieszczęśliwy wypadek, on jako najstarszy z biologicznych dzieci zrobi wszystko, żeby dumnie sprawować tę funkcję. Możliwe, że ten aspekt również wywarł efekt na naszej relacji, kiedy nie został Alfą, tylko ja...kobieta.
— A druga rzecz?
— O ile dobrze rozumiem, znalazł tego pijanego kierowcę. Po tylu latach. Na czas wypadku zbiegł z miejsca i nigdy go nie odnaleziono. Biorąc pod uwagę mamę, która poroniła przy moim ojcu, nie miał czasu, aby za nim ganiać, tylko próbował zająć się nią na tyle, na ile mógł, zanim przyjechało pogotowie — Cabello złączyła ich dłonie. — Znalazł go po takim czasie. Podejrzewam, że ten moment, w którym mówił o córce tego mężczyzny znaczy, że również i ją odnalazł. Być może ma z nią kontakt.
— To wszystko, co widziałaś w jego wspomnieniach?
— Nie. Widziałam kobietę. Możliwe, że to właśnie córka tego mężczyzny. Podejrzewam, że najprawdopodobniej Mateo bardzo dobrze wie, gdzie mieszkają i z jakiegoś powodu uznał, że warto ścigać ich po takim czasie, ale...
Zrobiła dłuższą pauzę.
— Hm?
— Przy tym kontakcie z Mateo odniosłam wrażenie, że zrobił coś złego. Tak naprawdę złego. Nie wiem, czy temu mężczyźnie, czy tej kobiecie, ale zrobił coś, co jest z nimi związane. I chociaż on jest winny, Mateo nie powinien ingerować w życie prawdopodobnie nieświadomej córki tego kierowcy. Nie wiem, naprawdę nie wiem, co planuje albo co zrobił, ale to jest coś, co...
Alfa zacisnęła wargi, zanim skrzyżowała spojrzenie ze swoją partnerką.
— Po raz drugi przez całe nasze życie tak bardzo mnie przeraził — przełknęła ciężko ślinę. — Za pierwszym razem przeraził mnie, kiedy ingerował w twoje życie, ale to... To, co poczułam teraz wydaje się być jeszcze gorsze i...w dodatku ten tekst, że miałam go nienawidzić... Lauren, naprawdę, mogłabym zwyzywać go od najgorszych, ale wiem, że Mateo jest bardzo inteligentny i nie popełnia aż tak przypadkowych błędów. Jeśli coś wygląda perfidnie na potknięcie, najczęściej nim nie jest.
Jauregui przysunęła się bliżej kobiety, rozkładając ramiona ze świadomością, że Camila będzie potrzebowała bliskości, komfortu i pocieszenia po tej części ich wieczora. Bez słowa owinęła się wokół ciepłego ciała młodszej, której zachowanie tak łatwo przewidziała — bo natychmiastowo się w nią wtuliła, z twarzą schowaną pod brodą Lauren — i przymknęła powieki.
— A co jeśli celowo narobił ci taki mętlik w głowie, bo sam go ma? — Rzuciła luźno myślą do Alfy.
— To znaczy?
— Może to: "Powinnaś mnie nienawidzić" miało specjalnie wywołać u ciebie zamartwianie się całą tą sytuacją, bo tak naprawdę to krzyk o pomoc. Może naprawdę planował albo zrobił coś, z czego nie potrafi się wykręcić.
— To brzmiałoby jak podstępne zagranie w jego stylu — przyznała Camila, będąc coraz bardziej przekonana do tej sugestii, która im dłużej nad tym myślała, tym bardziej prawdopodobna się wydawała.
— Ale dzisiaj już nic z tym, co się wydarzyło, nie zrobisz — Jauregui złożyła pocałunek na głowie partnerki. — Nie przeszłoby mi nawet przez głowę, że musieliście przejść przez tyle rzeczy.
— Wiem, wiem... To przeszłość i nie rozumiem, dlaczego Mateo usilnie próbuje ją przywrócić. Teraz pewnie będzie się przede mną ukrywał.
— Jestem pewna, że prędzej czy później go znajdziesz — starsza zaczęła przeczesywać ciemne włosy kobiety. — Rozmowa na ten temat pomogła czy tylko pogorszyła sprawę?
Alfa westchnęła cicho.
— Na pewno jest mi lżej, że nie tylko ja o tym wiem — jedną z rąk prześlizgnęła w przestrzeń między ramieniem, a żebrami Jauregui. — Twoja obecność również daje dużo dobrego.
— Pamiętaj, że jestem obok nie tylko dla tych dobrych chwil — wyszeptała Lauren, przekręcając głowę, aby ucałować skroń swojej dziewczyny.
— Wiem, wiem... — Uśmiechnęła się w odpowiedzi. — Bardzo cię kocham — dodała ciszej. — Może lepiej zmieńmy temat? Wystarczy mi takich niespodziewanych wrażeń.
— Jasne, nie ma problemu — Lauren odrobinę się odsunęła od ciepłego ciała Cabello, żeby móc spojrzeć na jej twarz. — Skąd wiedziałaś?
— Hm? Skąd wiedziałam co?
— Skąd wiedziałaś, że mnie kochasz.
Alfa mimowolnie rozszerzyła usta, autentycznie zaskoczona pytaniem. Nie podejrzewała, że kiedykolwiek usłyszy coś podobnego i — szczerze powiedziawszy — niewiele się nad tą kwestią zastanawiała. Po prostu wiedziała.
— No co? Chciałaś zmienić temat, a poza tym jestem ciekawa — Lauren ułożyła się wygodnie na boku, podpierając głowę na otwartej dłoni.
— Po prostu...nie spodziewałam się takiego pytania — Alfa przekręciła się na plecy, patrząc przez dłuższą chwilę w kierunku sufitu. — A miewałaś takie przeczucie, że wiesz? Mam na myśli, czy był taki moment, w ktorym podejrzewałaś, że jestem w tobie zakochana...albo po prostu, że to oczywiste, że cię kocham.
— Na co dzień pewnie bym tego nie wyłapała, ale z perspektywy czasu wydaje mi się, że gdzieś w połowie tego czasu, kiedy tylko się umawiałyśmy miewałam wrażenie, że...cóż, że być może się we mnie podkochujesz.
Cabello uniosła brwi.
— Dopiero wtedy?
— Teraz to ja jestem zaskoczona — Lauren podrapała się po policzku. — Bardzo się pomyliłam w czasie?
— Powiedziałabym, że znacząco się pomyliłaś, ale twoja odpowiedź mówi mi również, że dobrze się ze wszystkim kryłam... Na miarę możliwości — zatrzymała się na chwilę. — Pamiętasz ten czas, kiedy przerwałyśmy kontakt przez Mateo? I po jakimś czasie przyszłaś do mnie, bo miewałaś problemy ze snem?
— Za pierwszym razem, kiedy do ciebie przyszłam po przerwie w kontakcie? — Alfa potaknęła ruchem głowy. — To tak, pamiętam.
— Więc...
— Chwila. Już wtedy byłaś we mnie zakochana?
— Nie tak bym to ujęła — Cabello zwróciła swoje oczy w stronę twarzy brunetki. — Przez jakiś czas wiedziałam, że coś czuję, ale nie potrafiłam tego nazwać. Wiesz, mogłam źle interpretować ekscytację, że cię znalazłam, poznałam i że utrzymujemy kontakt, i tak dalej... — Oblizała nerwowo wargi. — Pamiętam, że tamtego dnia, kiedy przyszłaś poza rozmową ze mną zrobiłaś wiele rzeczy, których nie musiałaś. Dosłownie pomogłaś mi wyjść z sypialni, pilnowałaś mnie, kiedy jadłam i w dodatku odprowadziłaś z powrotem pod drzwi pokoju.
— Wtedy pojawiła się myśl, że może się zakochałaś?
— Nie — młodsza westchnęła cicho na tamto wspomnienie. — Już wcześniej miałam mieszane uczucia i po tamtej sytuacji nie olśniło mnie na zasadzie: "Zakochałam się". Pamiętam, że wracałaś już wtedy do domu, a ja leżałam w łóżku, dziwiąc się twoim zachowaniem względem mnie i przeszła mi przez głowę myśl, że...że to nic dziwnego, że przyszłaś i zobowiązałaś się do jakiejś opieki nade mną, choć przyszłaś w innej sprawie, bo przecież to ty — Camila wychwyciła spojrzenie partnerki.
Na krótką chwilę nastała między nimi cisza przed kolejnymi słowami Alfy.
— Przeszła mi przez głowę prosta myśl. Przecież jesteś Lauren. A ja przecież kocham Lauren.
— Nigdy bym się nie domyśliła, że...czułaś to względem mnie od tak dawna.
— Cóż...jak widać nie miałam etapu, w którym zdawałam sobie sprawę, że jestem w tobie zakochana. Starałam się nie analizować tych mieszanych uczuć, które mi towarzyszyły od naszego pierwszego spotkania i z każdym kolejnym się rozwijały. Nie chciałam popełnić błędu... A potem proste, nieoczekiwane spotkanie i twoje zachowanie względem mnie po tym wszystkim przywołało coś takiego. Nie mogę powiedzieć, że mną to nie wstrząsnęło.
— Ale...to tyle miesięcy. W ciszy. Nie mogę...nie mogę sobie wyobrazić ukrywania czegoś takiego tak długo.
— Obie wiemy, że mój debiut przy powiedzeniu ci pierwszy raz o uczuciach nie był najlepszy... — Cabello prychnęła krótkim śmiechem. — Wydaje mi się, że tamten wieczór był punktem kulminacyjnym i być może miałam w podświadomości przekonanie, że nie dam dłużej rady tego ukrywać. Sama nie wiem. To by wiele tłumaczyło, patrząc na to, że powiedziałam ci o moich uczuciach tak bezwiednie.
Widząc poważniejszy wyraz twarzy u partnerki, Lauren sięgnęła wolną dłonią do jej zakrytego mostku, przesuwając po nim delikatnie palcami w czułym geście.
— Sama zareagowałam źle w tamtym momencie, kiedy powiedziałaś mi o swoich uczuciach — przypomniała cicho młodszej.
— Wiem, rozmawiałyśmy o tym, ale... Czasem żałuję, że powiedziałam ci to tamtego wieczoru, bo nie dość, że pokomplikowało to między nami sprawy, nie sądzę, że czułam się wystarczająco gotowa, aby mówić o swoich uczuciach. Może to się wyklucza, ale możliwe, że wtedy jedna część mnie miała dość trzymania tego w tajemnicy, kiedy rozsądek wolał wybrać inny moment...dogodniejszy moment.
— Nie uporałyśmy się z tym tak źle. Mam na myśli, później. Nie przekładałyśmy tego w nieskończoność... Tamta sytuacja chyba wzmocniła u nas konieczność komunikacji i pokazała, że bez niej daleko nie zajdziemy — przesunęła rękę wyżej, do policzka Cabello. — Teraz jest między nami bardzo dobrze, także chyba wyniknęły plusy z twojego wyznania. Chociaż... Muszę przyznać, jestem strasznie zaskoczona, jak długo trzymałaś to w sobie.
— Masz rację. Później lepiej nam szły rozmowy, kiedy chodziło o coś poważniejszego — Alfa uśmiechnęła się lekko przed ponownym spojrzeniem na partnerkę, która odwzajemniła ten pokrzepiający gest. — A co z tobą? Kiedy widziałaś, że się we mnie zakochałaś?
W tej samej chwili, kiedy to pytanie padło, jakimś sposobem głos Lauren uwiązł w jej własnym gardle, a ciało całkowicie opadło na materac — teraz leżała na brzuchu z twarzą skutecznie schowaną za włosami i przy niewielkiej pomocy poduszki.
— Teraz sama jestem ciekawa, princesa.
— A czy ty wiedziałaś, zanim ci o tym powiedziałam?
— Domyślałam się — to zwróciło uwagę Jauregui na tyle, aby przekręciła w bok głowę, ponownie odsłaniając swoją twarz. — Ale nigdy nie była to całkowita pewność.
— Kiedy zaczęłaś to podejrzewać?
— Nie było konkretnego momentu. Powiedziałabym, że raczej proces...bywały dni, kiedy widziałam, że zachowywałaś się bardzo codziennie, a w kolejnych coś ulegało zmianie. I nie dlatego, że miałaś gorszy lub lepszy dzień, ale bardziej... — Zaczęła gestykulować dłońmi. — Zmieniały się drobne rzeczy, kawałek po kawałku. Jednego dnia byłaś znacznie bliżej mojego ciała na przestrzeni całego czasu, który się widziałyśmy. Drugiego to było więcej dotyku. Takiego, można powiedzieć, czułego, ale wydaje mi się, że nie do końca byłaś go świadoma. Na przykład rozmawiałyśmy o czymś i byłam w kuchni, a ty podeszłaś, nadal kontynuując ze mną konwersację, ale jednocześnie patrzyłaś, jak coś smażę i głaskałaś moje plecy czy ramię.
Lauren zacisnęła wargi, czując niemałe zawstydzenie. Nie była przygotowana na usłyszenie czegoś takiego — poza oczywistym faktem, że nigdy nie znalazła się w takiej sytuacji, co ta, nie sądziła, że jej zachowanie bywało tak oczywiste. A przynajmniej Camila przedstawiła je trochę tak, jakby wystarczyła chwila obserwacji i skupienia, aby czytać z niej, jak z otwartej książki.
Przez cały ten czas sądziła, że z ich dwójki jest tą bardziej skrytą, a tymczasem sama nie domyśliła się przez długie miesiące, że Camila ją kocha — nie, że się w niej podkochuje, tylko pewnym jest, że mowa o miłości, zamiast zauroczeniu.
— Innego dnia był to sposób, w jaki na mnie patrzyłaś. Oczywiście nie wgapiałaś się we mnie, ale jak rozmawiałyśmy czy po prostu coś napomknęłam tu i tam widziałam, że nie patrzysz przelotnie, tylko skupiasz na mnie swoją uwagę. Tak samo bywały też dni, w których był to twój głos. Sposób, w jaki się do mnie odzywałaś. Twój głos był wtedy...łagodniejszy. Nie w takim sensie, że szeptałaś, ale... Sama nie wiem, jak to wytłumaczyć. Czego jestem pewna, przy żadnej okazji nie słyszałam, abyś używała takiego tonu względem kogoś innego — mimowolnie uśmiechnęła się pod nosem. — Czasami te zachowania przeplatały się ze sobą w różnych kombinacjach. I w tych dniach miałam te domniemania, prawie pewność, że coś jest na rzeczy. Że coś się między nami zmienia. Ale później wracały te, powiedzmy, "normalnie" dni, w których traciłam tę pewność. Także...nie było w moim przypadku konkretnego wydarzenia, tylko drobne zachowania i reakcje, które wyłapywałam.
— Nie zdawałam sobie z tych rzeczy sprawy — przyznała cicho Lauren. — A właściwie to myślałam, że z naszej dwójki to ja jestem tą, która bardziej się wycofuje. Oczywiście poza pewnymi ekscesami z mojej strony, ale... Na ogół wydawało mi się, że niczego po mnie nie widać.
— Może już wtedy byłyśmy tak blisko ze sobą, że nie zauważyłyśmy tego, jak łatwo potrafimy zrozumieć się bez słów.
— Z tego, co powiedziałaś wychodzi na to, że ty potrafiłaś więcej zobaczyć i zrozumieć, a ja byłam totalnym ślepcem.
— Nieprawda — Camila wyciągnęła ramię, aby z łatwością przesunąć dłonią po w dużej mierze odkrytym ramieniu brunetki. — To tylko domniemania... Z naszej dwójki to ty wiesz, o jakim czasie możemy mówić.
— Nie było konkretnej sytuacji, przez którą wiedziałam, że się w tobie zakochałam — wymamrotała, po uniesieniu się na zgiętych ramionach. — To był długi proces, podczas którego przyglądałam się temu, jak mnie traktujesz, bo wciąż miałam obawy, że bywasz zbyt dobra, aby nasza relacja trwała długo przez wątpliwości, które cały czas miałam za plecami przez przeszłość — zatrzymała się na moment. — I chociaż był to długi proces, w którym przyglądałam się rozwojowi spraw między nami, jednocześnie odpychałam oczywiste wnioski, czyli uczucia, które stopniowo się rozwijały. Tłumiłam je na tyle, na ile byłam w stanie z obaw, o których dobrze wiesz.
— I to jest w porządku. Każdy jest inny — zapewniła partnerkę Alfa, widząc krótki grymas, który ozdobił jej twarz. — Każdy ma inne tempo.
— To prawda, tylko u ciebie wszystko jest jasne. Natomiast ja...wciąż wiele tłumię, bo jednak nie oszukujmy się w znaczących różnicach... Zapytałam cię, kiedy wiedziałaś, że mnie kochasz — pokręciła odrobinę głową. — A ty zapytałaś mnie, kiedy wiedziałam, że się w tobie zakochałam. Wciąż pozostaje z tyłu rozwinięcie tego "bycia zakochaną".
— Mówiłam ci już, co o tym sądzę, Lauren — Cabello przysunęła się bliżej i celowo chwyciła między palce szczękę kobiety, aby mieć z nią bezpośredni kontakt wzrokowy. — Mówisz o tym, że coś jest, nawet jeżeli tego nie nazywasz. I to w porządku. Wiem to, co powinnam — oblizała wargi. — Wystarczy, że na ciebie spojrzę i wiem. Twoje zachowanie jest dla mnie zapewnieniem, co czujesz. Dopóki nie dasz mi powodu, aby w to powątpiewać, w co, cóż, wątpię, że nastąpi...mówienie szerzej o twoich uczuciach względem mnie i nazywanie ich po imieniu jest jedynie wyborem. Opcjonalnym wyborem — musnęła kciukiem blady policzek. — Nie traktuję tego jako obligatoryjne rozwiązanie.
— Zdajesz sobie sprawę, że gdyby zamiast mnie był tutaj ktoś inny, już dawno by ci powiedział o swoich uczuciach? Zwłaszcza po usłyszeniu tego, co właśnie powiedziałaś.
— Nie interesuje mnie ktoś inny, Lauren.
— Nie wiem, czy do końca rozumiesz, ale... Naprawdę chciałabym być inna...mniej złamana, żeby nie mieć problemu z mówieniem o swoich uczuciach.
— To nie ma znaczenia, czy jesteś złamana, czy nie. Sama wciąż jestem przerażona tym, co czuję. Chyba jeszcze bardziej mnie to stresuje, że wiesz i mogę o tym uczuciu swobodnie mówić niż wtedy, kiedy trzymałam to w tajemnicy miesiącami...co też wiele samo przez się mówi — westchnęła. — Myślałam, że od momentu, kiedy wiesz, będzie mi łatwiej, ale jest wręcz przeciwnie. Nadal jestem nerwowa chwilę po tym, jak wymsknie mi się powiedzenie, że cię kocham. Tak samo są momenty, kiedy robię się nerwowa, bo z jednej strony pogodziłam się z tym, co czuję względem ciebie, ale z drugiej, kiedy nagle mnie pocałujesz, nie wiem, co mam ze sobą zrobić. Czasami moje zachowania się wykluczają, bo mam mętlik w głowie, zamiast jakiegoś sensu i ładu przez to, że to uczucie jest tak intensywne.
Lauren złączyła ze sobą własne dłonie, wciąż pozostając oparta na przedramionach. Zacisnęła mocno wargi, kiedy do głowy napływały myśli, że nie takiej odpowiedzi oczekiwała — a mówiąc precyzyjniej, że nie takiej się spodziewała.
— Liczyłam bardziej na to, że powiesz coś w stylu: "Z czasem będzie łatwiej".
— Może byłoby inaczej, gdybyśmy dłużej ze sobą były. Mam na myśli, oficjalnie, bez żadnych dezorientujących kombinacji. Może gdyby mijało pół roku od kiedy jesteśmy parą, a nie od kiedy zaczęłyśmy się umawiać, mogłabym powiedzieć, że zaadaptowałam się nie tylko w naszym położeniu, ale również z własnymi uczuciami. Jak na razie wszystko wciąż wydaje się świeżą sprawą.
— Czy... — Jauregui ponownie przekręciła się na bok, będąc zwrócona twarzą w stronę swojej dziewczyny. — Nie masz wrażenia, że zaczyna się robić między nami poważnie? Mam na myśli, naprawdę poważnie. Nie przeraża cię to?
— Hm... — Alfa schowała jedno z ramion pod chłodną poduszkę, na której opierała dotychczas głowę. — Chyba można było spodziewać się tego, że zacznie robić się poważnie. Sama wiele razy zapewniałam, że nie stronię się od zaangażowania. I wydaje mi się, że im dłużej będziemy razem i utrzymamy tę szczerość między nami, tym łatwiej przyjdzie nam odnalezienie się na kolejnym, nowym gruncie.
— Zawsze znajdujesz dobre odpowiedzi — starsza pokręciła z niedowierzaniem głową.
— Cóż, nie jestem tak dobra, jak ty w marketingowych chwytach, ale wciąż umiem wybrnąć i zaprezentować się od lepszej strony, kiedy trzeba — puściła oczko partnerce, która zaśmiała się cicho, przed przysunięciem bliżej swojego ciała do Cabello. — Ale w tym przypadku to nie jest żaden blef, tylko prawda — dodała na chwilę przed tym, jak ciało Lauren przyległo do jej boku. Natychmiastowo zmieniła swoje położenie, kładąc się na plecach, aby swobodnie prześlizgnąć ramiona wokół zakrytej talii starszej, łapiąc przy tym trwały kontakt wzrokowy.
— Czasami nie mam na ciebie słów — przyznała Lauren, odsuwając przy pomocy palców grzywkę Camili na boki. — Muszę znaleźć więcej sposobów, żebyś była przy mnie szczęśliwa.
— Przecież już jestem.
— To nie znaczy, że mamy stać w jednym miejscu — dzięki obniżeniu głowy mogła bez problemu złożyć krótki, choć czuły pocałunek na ustach Alfy.
— Jestem najszczęśliwa wtedy, kiedy nikt nie wchodzi między nas, a za rogiem nie czai się kolejny problem — wyszeptała Camila z wciąż przymkniętymi powiekami po pocałunku.
— Brzmi jak definicja spokoju. A spokój bywa nudny — raz jeszcze pocałowała młodszą brunetkę. — A chyba obie nie chcemy, żebyś się znudziła, hm?
— Muszę przyznać, że... — Oblizując czubkiem języka wargi, Camila prześlizgnęła jedną z dłoni, która znajdowała się na plecach kobiety pod materiał koszulki, muskając opuszkami ciepłą skórę. — Lubię rutynę. Tym bardziej by mi się podobała, gdyby była z tobą.
Kręcąc głową po raz — właściwie Lauren nie była pewna, który był to raz — enty, zaśmiała się cicho, chociaż była to bardziej nerwowa reakcja. Nie podpuszczała w żaden sposób swojej dziewczyny, ale w przeszłości niejednokrotnie zderzyła się z sytuacją, gdzie okazywała się "zbyt nudna". Nie doprowadziła do tej rozmowy specjalnie, bardziej wyszła ona z większego przypadku, uwydatniając — choć w niedosłownych wyrażeniach, bardziej między wierszami — kolejny kompleks, jeśli tak mogła nazwać jeden z wielu cieni, który za nią podążał.
Jednak w tym momencie wypuściła nerwowy śmiech nie dlatego, aby zmylić kobietę, ale po prostu przez jej głowę przeszła myśl, której zdecydowanie się nie spodziewała.
Niewiele się nad tym zastanawiając, pochyliła się ponownie, aby ucałować partnerkę z nadzieją, że w ten sposób uciszy cichy, irytujący, wewnętrzny głos, który stwierdził, że taki moment podpadałby pod idealny, żeby spróbować powiedzieć więcej o własnych uczuciach.
Racjonalna, kierująca się zdrowym rozsądkiem strona Lauren nie potrafiła na to przystać, skoro nadal była w strzępach i jedyne, co trzymało ją razem to niewidzialne plastry, które nie uwalniały wszystkich efektów tego, jak wiele razy jej serce zostało podeptane.
—
Lauren obudziła się z powodu potrójnego użycia dzwonka przy drzwiach, który momentalnie znienawidziła, patrząc na godzinę — były okolice 6 rano. Niechętnie jednak wstała, ubrana w krótkie spodenki i przydługą koszulkę, i ruszyła w stronę drzwi, które bez wahania otworzyła. Liczyła jednak na to, że napotka...cóż, kogokolwiek, a tymczasem przy wycieraczce znajdował się ogromny bukiet czerwonych róż z białą notką wciśniętą między kwiatami.
Zdawała sobie sprawę z tego, jaki dzisiaj dzień. Była umówiona znacznie później, po pracy, na wyjście z Camilą, ponieważ mijał równy miesiąc od kiedy są razem w związku — młodsza kobieta przyczajała się do tematu od dłuższego czasu, aż w końcu Lauren wzięła sprawy w swoje ręce i przycisnęła ją do rozmowy, wyciągając z niej wątpliwości, czy powinny obchodzić ten dzień w jakiś sposób. Okazało się, że Cabello nie chciała robić z tego wielkiej okazji, jeżeli jej partnerka sobie tego nie życzy — miała na uwadze to, że jej poprzedni związek trwał niecałe dwa miesiące i nie chciała poprzez świętowanie wywołać u niej jakichś nieprzyjemnych wspomnień, o ile cokolwiek obchodziła z Lucy.
Ostatecznie doszły do porozumienia, że nie muszą robić czegoś wielkiego, ale spotkanie się jest jak najbardziej okej — postawiły wobec tego na pierwsze wyjście do kina, bo nigdy nie poszły za taką formą atrakcji wspólnie. A właściwie, precyzując, to Lauren zabierała Camilę do kina na jakikolwiek film chciała.
Mimo wszystko, Lauren nie spodziewała się tego, że Camila przyśle kogoś lub sama przyniesie do niej kwiaty o tak wczesnej porze — obie dzisiaj pracowały i bardziej obstawiała otrzymanie czegokolwiek w późniejszej części dnia.
Kręcąc głową, wciągnęła kwiaty do środka i upewniła się na szybko, że naczynie, które dla nich znalazła utrzyma wszystkie, a ilość wody jest wystarczająca. Gdy tylko ustawiła je w wolnym kącie, który dawał wystarczającą dawkę słońca, odwróciła się w stronę ekspresu do kawy, nie widząc sensu w tym, aby powrócić do snu, skoro i tak niedługo musiałaby wstawać.
Zamiast tego, czekając aż kawa całkiem spłynie do filiżanki, sięgnęła po notkę, która miała dłuższą treść od tej, której się spodziewała — najwyraźniej Camila obrała sobie za cel zaskoczenie Jauregui.
Moja słodka Lauren,
Wiem, że dotarłyśmy zaledwie do pierwszego miesiąca razem,
ale już teraz mam nadzieję, że czeka nas jeszcze więcej takich wyjść,
żeby świętować, nawet zwykłym obiadem czy kolacją, że między nami
jest lepiej niż tylko dobrze.
Wiem również, że to nie jest praktycznie pierwszy miesiąc, który z tobą
spędziłam, ale ze wszystkich, poza tym, w którym cię odnalazłam i
zobaczyłam po raz pierwszy, jest najlepszy, bo nareszcie dotarłyśmy
do stabilności i pełnej szczerości między nami.
Mam nadzieję, że czeka na nas nie tylko duża ilość miesięcy, ale lat,
przez które będziemy szczęśliwe (chociaż pewnie nie powinnam
tego pisać tak wcześnie).
Mam również nadzieję, że po minięciu tego miesiąca łatwiej będzie
przychodziło nam rozwiązywanie problemów, jakiekolwiek by
nadchodziły. Wiem, że bez względu na okoliczności, jeżeli będziesz
obok mnie, będę miała pewność, że wszystko będzie dobrze.
Nie mogę się doczekać, aż znowu cię zobaczę.
Te quiero mucho, princesa.
— CC
Lauren nie mogła się powstrzymać i przeczytała notatkę kolejne trzy razy, trzymajac jedną z dłoni na mostku, czując bardzo dobrze, jak mocno bije jej serce. Nie reagowała tak bezpośrednio z powodu słów, które czytała, ale ich znaczenia i tego, co znajdowało się między wierszami. A to, co udało jej się zrozumieć wskazywała na to, że Camila nie dość, że jest z nią szczęśliwa, to w dodatku po zaledwie miesiącu w związku jest pewna tego, że żadne problemy nie powinny ich rozdzielić, ponieważ ma nadzieję, że ich wspólna podróż będzie trwała latami.
Po raz kolejny Lauren musiała przyznać nowość, z którą nie wiedziała, jak sobie poradzić — mówiła to już Camili, ale chyba warto powtórzyć raz jeszcze: nikt poza nią nie widział w Lauren partnerki. Było to widać w zachowaniu oraz losowych sytuacjach, które łącznie pokazywały, że dla osób z przeszłości, Jauregui była jedynie jakimś pionkiem do zabawy.
Z kolei Camila pierwsze, co w niej zobaczyła to partnerkę — nie potencjał czy zalążek kogoś, kto mógłby dopiero być tą partnerką w przyszłości. Wiedziała od razu i wytrwale pozostawała przy Lauren, nie oczekując wiele, ale idąc jednocześnie na ślepo z jej tempem, aż w końcu wspólnymi siłami dotarły do związku.
Jauregui zacisnęła wargi i przekręciła w bok głowę, bezwiednie obserwując to, co eksponowało jej okno. Wiedziała, że im dłużej będzie myślała nad notką od kobiety, tym pewniejsze będzie całkowite rozklejenie się przed pójściem do pracy i faktyczne rozpoczęcie dnia.
Pomimo walki, którą momentami prawie przegrywała — na co wskazywało wprawdzie zaszklone spojrzenie, które dzielnie utrzymywała na widoku za oknem — pojawił się jeszcze jeden problem. Z pozoru prosty, ponieważ była to jedynie myśl w formie pytania, które powodowało u Lauren zaciśnięcie się gardła. Była pewna, że nie mogłaby się do nikogo odezwać w tym stanie bez wybuchu płaczem z powodu kumulujących się emocji.
A właściwie nie tyle co emocji, ale jednego uczucia, które zawarte było w nurtującym jej głowę pytaniu.
Jak mogłabym cię nie kochać?
———
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top