Prolog.
-Czyli mówicie że mam wziąć tą wielką kasę i robote albo umre? - pytam się. Jest tutaj gorąco. Niestety nie mogę zmienić temperatury. Siedzę na krześle elektrycznym a jeden z ludzi. Chyba ludzi....w kapturach ma rękę na przycisku i jeśli go naciśnie to już po mnie.
-Tak. Jesteś bardzo mądra jak na człowieka i prawie powiadomiłaś zwykłych ludzi o naszych danych więc albo to albo to. - mówi jeden z nich.
-Dobrze. Nie myśl sobie że nie zauważyłam że te "przewody" które mają mnie zabić to są zwykłe czerwone i niebieskie nitki. I do tego idźcie na oryginalność. Metal? Możecie przecież do tego użyć poprostu złota. Dla was to nie jest różnica. - wstałam rwąc nitki.
-Znowu to samo. EJ! Wywalcie Garego wiecie gdzie. - mówi zakapturzony chyba facet.
-Zmieniając temat, jesteś z nami czy bez nas? - pyta się a ja przecieram ręką czoło
-Niech będzie........tak. AAAAAAAH! - krzycze ponieważ jakaś rura mnie wsała na góre.
W jednym momencie pojawiłam się w jakimś laboratorium i przede mną siedział. Pan prezydent? Czekaj. Wstałam i spojrzałam za jego plecy. TO JEST ROBOT! Wiedziałam! Ktoś otwiera drzwii do laboratorium. I to jest........
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top