Rozdział XXXVI

    - Zostało już tylko czterech zawodników - oznajmił komentator. - To oznacza że nadszedł czas na półfinał!
    Ma trybunach rozległy się gwizdy i wiwaty. Komentator odczekał chwilę, aż ucichną.
    - Wiem że wszyscy macie niedosyt po poprzednich walkach - kontynuował. - A zwłaszcza po walkach naszych półfinalistów. Magowie wykańczali swoich przeciwników w kilka sekund, a jeden nawet zrezygnował z pojedynku. To oznacza ciekawy finał.
    Ponownie przerwał mu wiwatujący tłum. Komentator grzecznie poczekał aż ludzie zamilkną.
    - Nie zapominajmy też o naszym, czwartym zawodniku - powiedział po chwili. - Żołnierz w niemal niezniszczalnej zbroi będzie nie lada wyzwanie dla każdego maga. - Przekartkował szybko notes, w którym maił rozpiski kolejności pojedynków i nazwisk zawodników. - Teraz nadeszła pora na walkę Mike'a z Johnem. Obaj zawodnicy proszeni są na arenę.
    Magowie opuścili swoją szatnię i ruszyli na arenę. Ustawili się na środku areny, parę metrów od siebie, jak wymagał tego regulamin. Obaj zawodnicy spojrzeli po sobie.
    Isey strzelił z kości palców. Nie spuszczał wzroku z przeciwnika. Był gotowy do walki. Postanowił atakować pierwszy. Ponieważ lód Mikea jest najlepszą możliwą kontrą na jego własną moc, dlatego właśnie liczy się pierwszy atak. John za żadne skarby nie może wdać się z białowłosym w otwarta konfrontację. I tak już na starcie jest na przegranej pozycji.
    Mike tymczasem zastanawiał się jaką strategię obrać tym razem. Wiedząc że jego rywal dysponuje mocą wody, czuł się pewniej. Na początku planował kończyć wszystkie pojedynki jednym atakiem, ale w końcu nie był by sobą, gdyby nie czerpał przyjemności z rywalizacji. Postanowił tym razem nieco dłużej zabawić się z przeciwnikiem, a mag wody był idealnym kandydatem na odrobinę frajdy. W razie niebezpieczeństwa szybko zmieni go w wielki sopel lodu i będzie po problemie.
    - Start! - krzyknął komentator.
    Obaj magowie zareagowali błyskawicznie. John natychmiast odskoczył w bok i posłał w stronę Mikea gigantyczna falę wody. Mag lodu skoczył w kierunku przeciwnika, ale nie zdążył go choćby dotknąć, gdy między nimi znalazła się pięciometrowa fala wody. W ostatniej chwili zdążył zamrozić falę, nim woda runęła mu na głowę.
    Teraz zawodników dzieliła wysoka na pięć metrów lodowa ściana. Mike przez kilka sekund stał bez ruchu, zastanawiając się co zrobić. Okrążenie przeszkody jest ryzykowne, gdyż jego przeciwnik pewnie tylko czeka, aż ten znajdzie się w jego zasięgu wzroku, by następnie unieszkodliwić go jakimś potężnym atakiem. Najgorsze jest to że Mike nigdy nie walczył z magiem wody, dlatego nie wiedział czego może się po nich spodziewać. Zwykle jak magowie wody dowiadywali się jaką mocą dysponuje wiali gdzie pieprz rośnie. W końcu go olśniło. Kucnął i położył prawą dłoń na piasku. Skoncentrował całą energię, jaką tylko mógł z siebie wydobyć w ręce. Po chwili piasek zaczął pokrywać się cienką warstwą lodu.
    Isey rozłożył ręce, gotów w każdej chwili przywołać strumień wody i przywalić nim w białowłosego, gdy tylko wychyli się zza ściany. Nagle poczuł że traci stabilność. Spróbował się ruszyć, ale obie nogi podjechały mu do przodu i runął na ziemię jak długi. Przywalił plecami o coś niemiłosiernie twardego, co raczej nie przywodziło na myśl piasku.
    - Co jest, kurwa? - mruknął do siebie mag, gdy spostrzegł że całe podłoże areny zmieniło się w lód. Spróbował się podnieść, ale gdy tylko podparł się na lodzie, ręka podjechała mu do przodu. W efekcie przywalił czołem w podłoże. Po kilku sekundach udało mu się wstać, ale nie miał pewności że zaraz z powrotem nie przytuli podłogi. Nogi co chwila podjeżdżały mu w tył, lub przód. Śliskie podeszwy jego trampek zdecydowanie nie pomagały mu utrzymać równowagi.
    Ledwo był w stanie utrzymać się na nogach, a co dopiero walczyć. Teraz pozostały mu dwie opcje. Pierwsza; podjąć się samobójczej walki na lodzie. Druga; zrobić coś głupiego. Bez wahania wybrał drugą opcję, a w tym wypadku głupią decyzją było by na przykład zmarnowanie większość energii przed finałem, ale lepsze to niż odpaść w półfinale.
    Postanowił użyć niedawno wypracowanej, sekretnej techniki. Zacisnął dłonie w pięści i zamknął oczy. Stał tak chwilę nieruchomo, napinając przy tym wszystkie mięśnie. Po chwili poczuł że jego krew staje się cieplejsza. Przez ciało przeszła mu nagła fala gorąca. John gwałtownie wciągnął powietrze do płuc. Nagle nogi podjechały mu do przodu, a on sam wyrżnął plecami o oblodzony piasek areny.
    Mimo nagłego upadku zdołał osiągnąć swój cel. Jego ciało robił się coraz bardziej gorące, a w żyłach zdawała się płynąć wrząca woda.
    - No, teraz to mogę walczyć! - Isey uklęknął na jedno kolano, przykładając dłonie do podłoża. Przywołał niewielki strumień gorącej wody. Dookoła niego zaczęła unosić się para, a lód znikał tak szybko jak się pojawił.
    Tymczasem Mike zastanawiał się nad dalszym przebiegiem walki. Mógł zakończyć pojedynek w  kilka sekund, ale jeszcze nie zdążył się nim nacieszyć. Z drugiej strony, przed nim wciąż walka finałowa. Niestety większe szanse ma żołnierz w niezniszczalnej zbroi, niż mag ognia. Mike przekonał się o tym, gdy Rotsu omal nie puścił z dymem całej areny. Żołnierz praktycznie stał w centrum ognia, a po kilku sekundach podniósł się jakby nigdy nic. To udowodniło, że choć nie można odmówić Howardowi siły, jego moc nie mogła mierzyć się z epicką zbroją.
    Po szybkiej analizie sytuacji, postanowił zakończyć tę walkę. Obrócił się w lewo i szybkim krokiem ruszył wzdłuż lodowej ściany. Gdyby jeszcze przez trzy sekundy pozostał tam gdzie wcześniej, to już by nie żył.
    W miejscu w którym uprzednio stał, ogromny strumień wody stopił lód w ścianie i trysnął na pół długości areny, by rozprysnąć się na wejściu do szatni, z taką siłę, że z drzwi pozostały tylko drzazgi.
    - Oż cholera! - skomentował Mike.
    Z dziury w lodzie wyszedł John. Przeciągnął się, jakby właśnie wstał z łóżka, następnie wbił wzrok w Mikea.
    - Nie tylko ty masz asy w rękawie - powiedział.
    - Ja nie mam rękawów - zauważył mag lodu.
    Isey wywrócił oczami.
    - Tak się tylko mówi.
    John bez ostrzeżenia wyprostował prawą rękę, a z jegodłoni, niczym z gejzera, trysnął gigantyczny słup wrzącej wody. Mike błyskawicznie machnął ręką, a między nimi pojawiła się ściana lodu. Nie była tak imponujących rozmiarów jak poprzednia, ale zawsze coś. Tak jak wcześniej, woda bez trudu stopiła lód.
    Białowłosy rzucił się na ziemię, osłaniając rękami głowę, ledwo unikając trafienia. Nie mógł uwierzyć, że jego przeciwnik jest w stanie wytworzyć takie ciśnienie wody. Gdyby jednak Mike dał się trafić prawdopodobnie ocknął by się dopiero za tydzień. Jeśli w ogóle by si e obudził.
    No trudno - pomyślał mag lodu. - Trudna sytuacja, wymaga radykalnych środków. Podniósł się powoli i spojrzał na Iseya. Ten spokojnie czekał, aż przeciwnik dojdzie do siebie. Widocznie poczuł że jest na wygranej pozycji i czekał an otwarta konfrontację, by móc definitywnie zmiażdżyć rywala.
    Obaj magowie spojrzeli na siebie porozumiewawczo. John wyprostował obie ręce i wezwał najsilniejszy wir wodny, jaki był w stanie stworzyć. Chwilę wcześniej zobaczył tylko jak Mike ściąga rękawiczkę.
   
   
   
   
   
   

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top