Rozdział XXXIII
Tajemniczy chłopak, stojący na arenie wyglądał jak beznadziejny słabeusz. Ledwo był w stanie utrzymać miecz. No właśnie, miecz... Chudzielec odrzucił swoją, nieco zbyt dużą jak na jego gabaryty, broń. Nie zamierzał jej użyć - tak jak przypuszczał Roy. Mag ognie jednak za nic nie spodziewał się tego co było później.
Chłopak sprowokował swojego przeciwnika ruchem ręki. To podziałało na Najemnika jak płachta na byka. Ruszył na chudzielca, zataczając w powietrzu koła ostrzem miecza. Wtedy właśnie wydarzyło się oś zupełnie nieoczekiwanego. Chłopak rozłożył ręce jakby chciał nimi objąć przeciwnika. Zdziwiony najemnik zatrzymał się.
- To mag! - wykrzyknął Rotsu.
Roy był pewien że szczupły chłopak potrafi używać jednej z sześciu rodzajów magi. Wskazywał na to nietypowy ruch młodzieńca. Tylko że jaką magią władał? Rozłożenie rąk mogło wskazywać na magię wody.
Tak, to bez wątpienia mag wody - pomyślał Roy.
Przeciwnik chłopaka również tak założył, bo cofnął się o krok, przygotowując się do uniku przed falą wody. Mimo wszystko coś mu tu nie pasowało. Rozłożenie rąk wskazywało na to że atak będzie potężny, ale czy arena pełna piasku daje możliwość użycie takiego? Może to tylko podpucha?
Chłopak uśmiechnął się szeroko. Dla niego walka była już skończona. Najemnik dopiero po chwili zrozumiał co się święci. Błyskawicznie odskoczył do tyłu, ale było już za późno. Ręce chłopaka nagle zapłonęły niebieskim ogniem. Płomienie sięgały od dłoni, aż po same ramiona. Chudzielec zrobił długi wykrok w przód i gwałtownie się pochylił. Fala Błękitnego ognia z impetem uderzyła w najemnika, ten runął bez życia na piasek. Ku zdziwieniu wszystkich jego ciało nie zajęło się ogniem.
Mag ognia powoli się wyprostował. Spojrzał w kierunku trybunów
- Orzesz kurwa... - skomentował Roy.
Stanley gwałtownie wstał, by lepiej przyjrzeć się rannemu w małym ekranie telewizorka.
- Dlaczego on się nie zjarał?!
Jego pytanie zawisło w powietrzu. Nikt nie potrafił znaleźć na nie żadnej sensownej odpowiedzi.
- Kolejny cholerny mag... - mruknął do siebie Komentator. Po chwili zdał sobie sprawę że jego usta były zbyt blisko mikrofonu. - Znaczy... Po raz kolejny wygrywa mag! - Szybko się zrekompensował. - Brawa dla tego pana! Teraz na arenę proszeni są następni zawodnicy.
Roy był tak zaszokowany tym co przed chwilą wydarzyło się na arenie, że nawet nie odnotował jak Stanley klepnął go w ramię i ruszył do wyjścia z szatni. W przejściu minął go zwycięzca minionej walki. Tajemniczy mag ognia skierował się do ławki stojącej w kącie szatni. Padało na nią mało światła i była najdalej od ekranu, więc nikt na niej nie siedział. Chłopak z cichym westchnieniem położył się na ławce, jakby była cop najmniej łóżkiem w pięciogwiazdkowym hotelu.
Roy spojrzał na maga z dezaprobatą. Sprawiał wrażenie jakby jego wygrana w turnieju była pewna, a te walki to tylko głupie przedstawienie by się upewnić. Howard wstał i powolnym krokiem podszedł do chłopaka.
- Czego? - warknął mag, nie otwierając nawet oczu.
Howard wziął głęboki wdech by się uspokoić.
- Jak to zrobiłeś? - zapał. - Dlaczego tamten facet się nie spalił?
- Nie twój zasrany interes. - Ton chłopaka był złowrogi.
Takich typków Rotsu nienawidził najbardziej. Uważają że są najlepsi i wszystko musi im się należeć.
Roy miał ochotę porządnym kopniakiem zwalić tego zuchwałego maga z ławki na której się wylegiwał. Zamiast tego postanowił dać sobie spokój. Jedynym co teraz może osiągnąć jest wywołanie niepotrzebnej walki w szatni. Zamiast tego wolał zachować energię by pokonać tego dupka na arenie, zakładając że spotkają się w półfinale. Przy okazji spróbuje wypyta go o ten dziwny niebieski ogień.
Howard wrócił na swoje miejsce. Spojrzał na ekran, by zobaczyć jak radzi sobie nowo poznany kolega.
Stanley walczył z jakimś żołnierzem. Jego przeciwnik był nieźle opancerzony. Nie licząc zbroi wyglądającej jak rodem ze średniowiecza, dzierżył w ręku obszerną, półtorametrową tarczę i wielki, mosiężny miecz, podczas gdy Stanley miał tylko zwykły miecz i napierśnik. W porównaniu do żołnierza postury niedźwiedzia wypadł jak ledwo widoczne chucherko. Mimo to jakoś sobie radził.
Żołnierz co prawda był znacznie lepiej wyposażony i bez wątpienia silniejszy, ale Stanley był szybszy - co i tak było taką przewagą że aż żadną. Łowca nagród mógł tylko odwlec nieuniknione. Prędzej czy później się zmęczy, a wtedy czeka go już tylko otwarta konfrontacja z miniaturą King Konga.
Żołnierz mozolnie uniósł miecz, by następnie z impetem opuścić go na przeciwnika. Ten bez problemu uskoczył przed atakiem i sam zadał przeciwnikowi cios w pierś. Ostrze jego miecza ześlizgnęło się ze zbroi mięśniaka nie pozostawiając na niej chociażby blizny.
Roy z niedowierzaniem wpatrywał się w wiszący na ścianie monitor.
- Legendarny item. - Usłyszał za plecami głos tajemniczego maga ognia.
Howard aż podskoczył. Zupełnie nie wiedział kiedy chłopak do niego podszedł, ani od jak długiego czasu tam stoi.
- Co powiedziałeś? - Rotsu pytaniem chciał odwrócić uwagę maga od tego że omal nie dostał zawału.
- Legendarny item - powtórzył chłopak. - Ta zbroja.
- Skąd wiesz? - zainteresował się Roy.
Młodzieniec wzruszył ramionami.
- Inaczej nie była by taka twarda.
- Możliwe - odparł Roy w zamyśleniu. - Ale dlaczego mi to mówisz?
- Mówiłem do siebie - odparł bezwiednie chłopak i wrócił na swoją ławkę.
"Aha" to był jedyny komentarz jaki przyszedł Howardowi do głowy. Mag pokręcił głową z niedowierzaniem i ponownie podszedł do chłopaka. Spróbował zapytać jeszcze raz, tylko trochę ostrzej.
- Jak to zrobiłeś?
- A co cię to obchodzi? - Usłyszał w odpowiedzi.
Roy teatralnie westchnął. Cofnął się o parę kroków i rozłożył ręce, imitując pozycję do ataku, jaki wykonał chłopak, podczas poprzedniej walki. Napiął wszystkie mięśnie, a jako ramiona zapłonęły żywym ogniem.
Chłopak spojrzał na niego z uznaniem i zaczął bić brawo.
- Ładne przedstawienie, tylko ugaś ten ogień zanim puścisz całą szatnie z dymem.
Rotsu spełnił polecenie i ponownie podszedł do maga.
- I jak? Teraz mi powiesz?
- Zimny ognień - odparł tamten.
- Co?
- Zimny ogień. Nauczyłem się nim władać parę dni temu. Jest znaczenie potężniejszy od zwykłego, ale nie da się nim nic podpalić - wyjaśnił. - Przy okazji wygląda fajniej.
- No tak, w końcu jest niebieski - przyznał Howard z miną eksperta.
Chłopak wskazał na ekran.
- Twój koleżka chyba sobie nie radzi - zmienił temat.
Roy spojrzał w monitor.
Rzeczywiście, Stanley powoli opadał z sił. Zadziwiająco szybko, Rotsu miał szczerą nadzieję że łowca nagród jednak stanie na wysokości zadanie i pokona tego napakowanego żołnierza. Najwyraźniej przecenił jego umiejętności, to całkiem zrozumiałe, w końcu jeszcze nigdy nie widział go w akcji.
Stanley upadł na jedno kolano, oparł się na mieczu, walcząc z pokusą do kontynuowania pojedynku. Zerknął w górę. Zobaczył szerokie ostrze miecza przeciwnika tuż nad swoją głową. Błyskawicznie przeturlał się na bok i skoczył na równe nogi. Kątem oka dostrzegł jak ostrze przeciwnika wbija się w ziemię. Łowca mocniej zacisnął dłoń na rękojeści własnego miecza.
To już dawno przestała być zwykła turniejowa walka na pokaz, dla publiczności, czy by przejść dalej. Nie chodzi już o nagrodę za wygraną, teraz obaj walczyli o życie. Stanley doskonale zdawał sobie sprawę że przeciwnik od początku próbuje go zabić. Ataki jakie wyprowadzał miały natychmiast uśmiercić przeciwnika, prawie nie dając mu szans na przeżycie. Teraz Stanley musiał przejąć inicjatywę, by dożyć do następnego pojedynku.
Łowca nagród błyskawicznie się wyprostował, gwałtownie wypychając miecz przed siebie. Celował w szparę między hełmem, a zbroją przeciwnika. Wiedział że drugiej takiej szansy już nie będzie. Teraz albo nigdy. Musi zabić by przetrwać.
Czas jakby zwolnił. Stanley kurczowo zaciskał palce na rękojeści miecza, jednocześnie wyprowadzając nim cios. Ostrze powoli, ale nieuchronnie zbliżało się do celu. Jeszcze niecała sekunda i pojedynek będzie rozstrzygnięty. Mięśniak padnie martwy, a on będzie bezpieczny. Rozważał nawet czy po walce nie wycofać się z turnieju. Miał już dość ocierania się o śmierć jak na jeden dzień.
Nagle poczuł potężne ból pod żebrami. To żołnierz kopnął go tam z niezwykłą prędkością. Łowca nagród wypuścił miecz z rąk, ale było już za późno. Nagły wstrząs zmienił trajektorię lotu broni i ostrze odbiło się od hełmu przeciwnika.
Stanley padł na ziemię. Ból był tak ogromny że nie był w stanie się podnieść. Gdy spojrzał przed siebie, zobaczył żołnierz idzie do niego powolnym krokiem.
- No i mamy zwycięzcę! - oznajmił komentator, ale mimo to mięśniak się nie zatrzymał.
Łowca nagród chciał skapitulować, ale ledwo mógł się ruszyć, a głos uwiązł mu w gardle. W końcu zebrał się w sobie i udało mu się coś powiedzieć. Ale zbyt cicho, by ktoś poza przeciwnikiem zdołał go usłyszeć.
- Pod-poddaje... - Nie dokończył, bo miecz żołnierza przebił mu klatkę piersiową. Szerokie, mosiężne ostrze przeszło przez jego ciało na wylot. Zgon nastąpił od razu. Jeszcze tylko przez kilka sekund łowca nagród wstrząsnęły pośmiertne spazmy, później jego ciało zamarło na zawsze.
- Nie! - wrzasnął Roy ile sił w pucach. Jego ciało zapłonęło żywym ogniem. Magiem ognia zawładnął nieujarzmiony gniew. - Zabije skurwiela! - Krzyknął i skierował się na arenę. Zamierzał zignorować turniejowe zasady zabraniające walki poza areną i spalić żołnierz żywcem.
Nagle niebieski płomień z impetem uderzył go w plecy, wpychając na ścianę. Howard przygrzmocił głową o białe kafelki i runął na ziemię. Otaczający go ogień znikł, a on sam na chwilę stracił przytomność.
Chłopak władający niebieskim ogniem podszedł do niego i uderzył go parę razy otwarta dłonią w policzek. Rotsu otworzył oczy nie do końca rozumiejąc co się przed chwilą wydarzyło.
- Co się...?
- Nie bądź idiotą - przerwał mu chłopak. - Ledwie go znałeś, a poza tym ten dupek to mój przeciwnik. Zmierzysz się z nim w półfinale, chyba że wpierw go zabiję.
- Masz rację - przyznał z niechęcią Howard. - Ale jeśli go oszczędzisz nie licz na litość z mojej strony.
- O to się nie martw - mruknął mag. - Poza tym... teraz chyba twoja kolej.
Faktycznie, teraz to on miał walczyć.
- Wrócę tu za minutę - oznajmił Roy. Podniósł się z podłogi i powolnym krokiem ruszył do wyjścia z szatni.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top