Rozdział XLII
Sławek biegł w kierunku zabójcy. Gdy ten go spostrzegł rzucił się do ucieczki.
Przez kilka minut lawirowali tak między ciasnymi uliczkami miasta. Mr X zerknął przez ramię. Sławek wciąż zmniejszał dystans między nimi. Zabójca zaczął rozważać podjęcie walki. Końcowo zrezygnował z tego pomysłu. Nie znał umiejętności wroga, a po ostatnim pojedynku przekonał się, że ten niepozorny blondyn jest całkiem niezły.
Sławek z niemałą konsternacją patrzył jak jego niedoszła zdobycz, paroma szybkimi ruchami wspiął się na dach pobliskiego budynku. Wziął głęboki wdech i podbiegł do dużej, leżącej na ziemi, drewnianej skrzyni. Podparł się o nią rękami.
- Dobra, już to kiedyś robiłem - mruknął do siebie. - Co z tego, że w grach?
Teoretycznie, to teraz też był w grze. Tylko, że był sobą i nie miał joysticka.
Blondyn wspiął się na skrzynie. Z niej skoczył na ścianę przeciwnego budynku, chwytając rękami barierkę balkonu. Podciągnął się na poręczy, następnie przełożył przez nią prawą nogę. Po chwili stał już na betonowym balkonie. Ostrożnie wszedł na barierkę. Wyciągnął ręce do góry, łapiąc za rymnę. Zmówił krótką modlitwę, by ta nie oderwała się od dachu. Podskoczył, próbując dosięgnąć czegokolwiek, na czym mógłby się podciągnąć. Kurczowo wbił palce pod wystające dachówki. Po kilku sekundach udało mu się wdrapać na dach.
Wyprostował się, przeczesując wzrokiem okolicę. Mr X stał na sąsiednim budynku. Zdawał się go nie zauważyć.
Sławek wziął mały rozbieg. Ruszył pędem przed siebie. Biegł wzdłuż ciągnącej się obok dachu rynny. Miał wrażenie, że śliskie dachówki osuwają mu się spod nóg. Przeskoczył nad krawędzią dachu i wylądował na boku kolejnego. Błyskawicznie wstał i podbiegł do Mr X-a. Chwycił go za kark, jednocześnie kopiąc w łydkę, z taką siłą, że pod mężczyzną ugięło się kolano. Sławek dodatkowo przywalił mu łokciem między łopatki. Zdezorientowany zabójca jęknął cicho z bólu.
- O cholera... - Do Sławka dopiero teraz dotarło czego właśnie dokonał. - Zostałem asasynem!?
Nagle poczuł, że traci grunt pod nogami. X podciął mu nogi, a ten spadł na plecy. Z przerażeniem stwierdził, że jego płaszcz nie za bardzo przyczepiał się do śliskich dachówek. Zabójca z rozpaczliwym wrzaskiem zjechał z dachu i runął w dół.
Wpadł prosto do drewnianej przyczepy wypchanej po brzegi sianem.
- Tego w asasynie chyba nie było - jęknął, wygrzebując się ze stogu siana.
Parę minut później:
Sławek wrócił na miejsce w którym ostatnio widział dwójkę swoich towarzyszy. Ku jego zdziwieniu nie spotkał tam, ani Mirajane, ani Kevina. Zdezorientowany rozejrzał się dookoła.
- Mira! - krzyknął, z nadzieją, że przyjaciółka go usłyszy. Odczekał kilka sekund, ale nikt mu nie odpowiedział. - Mira! - Ponowił próbę, robiąc krok do przodu. Niechcący kopnął coś, co z brzdękiem potoczyło się po podłodze. Spojrzał na tajemniczy przedmiot. Był to sztylet, bez wątpienia należący do Mirajane. W dodatku na jego ostrzu widniały plamy krwi. To napełniło Sławka przerażeniem. - Mirajane! Gruby! Fuck!
Ruszył przed siebie, nie przestając wołać swoich towarzyszy. Jego myśli nawiedzały mroczne wizję, obrazujące to, co mogło się im stać.
Przyspieszył kroku, obiecując sobie w duchu, że znajdzie i uratuje Mirajane. Kevina przy okazji też. Miał tylko szczerą nadzieję, że obaj wciąż żyją.
Tymczasem:
Mirajane patrzyła na plecy oddalającego się Sławka, nie do końca wiedząc jak zareagować. Do głowy przychodziło jej tylko jedno pytanie; po co on go do cholery goni?
Westchnęła teatralnie i odwróciła się do Kevina. Ku swojemu zdziwieniu nigdzie go nie dostrzegła. Mag jakby zapadł się pod ziemią, co w sumie brzmi jak ciekawy pomysł na technikę dla jego mocy.
Nie, jest stanowczo za gruby, by tak nagle rozpłynąć się pod ziemią - pomyślała. - Ale, skoro nie zniknął, a tu go nie ma... to gdzie on do cholery jest?
Mirajane rozejrzała się dookoła, poszukując grubaska wzrokiem. Nie wiedziała czy ma szukać na własną rękę, czy zaczekać na Sławka. Zabójca powinien niedługo wrócić. Jej zdaniem, nie uda mu się schwytać Mr X-a. Sławek może i jest silny, ale nie dorównuje swojemu przeciwnikowi. X słusznie zajmuje trzecie miejsce w liście największych przestępców. Obserwowała ich pojedynek i doskonale widziała, że niebieskowłosy nie walczył na sto procent. Lekceważył Sławka, zdając sobie sprawę, iż jest on tylko porywczym chłystkiem, przeceniającym swoje umiejętności. Fakt, blondyn całkiem nieźle radzi sobie w walce wręcz, ale to nie wystarczy.
Zrozumiała również, że Mr X z jakiegoś powodu oszczędził Sławka. Mógł bez problemu zabić go na miejscu, a jednak tego nie zrobił. Fakt, zadał mu dość poważną ranę, ale to i tak był przejaw litości. Widocznie nie chciał jego śmierci. To po części wyjaśnia, dlaczego teraz przed nim uciekł. Teraz Mirajane miała tylko nadzieję, że blondyn nie przeciągnie struny, a X nie zmieni zdania i jednak pozbawi go życia.
Zanim zdecydowała co dalej począć, drogę zagrodzili jej trzej żołnierze. Wyrośli jakby spod ziemi. O ich obecności zorientowała się, gdy jeden z nich znacząco odchrząknął. Dwaj inni celowali w nią ostrzami swych mieczy. Broń trzeciego wciąż spoczywała w pochwie, ale mężczyzna przezornie trzymał dłoń na rękojeści.
- Czego chcecie? - warknęła Mirajane. To pytanie było całkowicie zbędne, gdyż dobrze wiedziała dlaczego się tu znajdują.
- Jest pani aresztowana - odparł jeden z żołnierzy. - Proszę nie stawiać oporu i udać się z nami.
- Może jeszcze kawę do tego? - odparła sarkastycznie dziewczyna. Zanim któryś z żołnierzy zdążył odpowiedzieć, ta chwyciła najbliższego z nich za wyciągniętą rękę. Odsunęła się od ostrza trzymanego przez mężczyznę miecza. Błyskawicznie wyjęła zza pasa sztylet i zatopiła go w szyi przeciwnika.
Żołnierze co prawda mieli na sobie zbroje, częściowo chroniące ich przed obrażeniami, ale na swoje nieszczęście nie byli zaopatrzeni w hełmy. Ich głowy i szyje były całkiem odsłonięte.
Mirajane wyszarpała sztylet z ciała mężczyzny. Następnie pchnęła go wprost na dwójkę jego towarzyszy. Szybko odwróciła się, gotowa do ucieczki, jednak na drodze stanęli jej dwaj kolejni żołnierze. Zrobiła wykrok do przodu i wcięła spory zamach. Wycelowała ostrze sztyletu w czaszkę stojącego bliżej mężczyzny. Ten bez trudu chwycił ją za przegub. Nim dziewczyna zdążyła się osłonić, kopnął ją z kolana prosto w brzuch.
Mirajane z jękiem, wypuściła sztylet z ręki, osuwając się na kolana. Ból na chwilę przyćmił jej umysł. Zanim się zorientowała, miała już ręce skute za plecami.
Stojący za nią żołnierze chwycili ją pod ramiona i unieśli w gorę, pomagając jej wstać. Dziewczyna walczyła z porażającym bólem, oraz mdłościami. W końcu zdobyła się na dość nieprzyzwoity gest. Spojrzała przed siebie. Mężczyzna który ją uderzył, stał teraz plecami do niej. Na ten widok gwałtownie cofnęła prawą nogę i wymierzyła mu kopniaka w krocze. Rozległ się głuchy trzask. Ku zdziwieniu Miry, jej stopa napotkała opór w formie metalowego ochraniacza. W efekcie to ją zabolały palce u stopy. Syknęła cicho, cofając nogę.
Mężczyzna odwrócił się zaskoczony. Po chwili na jego twarzy zagościł triumfalny uśmiech. Mirajane uważnie mu się przyjrzała. Chciała go zapamiętać, by później sowicie mu się odpłacić. Najbardziej charakterystycznym znakiem, jaki dostrzegła, była niewielka blizna tuż nad lewym okiem żołnierza.
- Chciałabyś suko - powiedział, po czym z całej siły zdzielił ją otwarta dłonią w twarz. - Zabrać ją do szefa! - Rozkazał reszcie. Żołnierze bez wahania wykonali rozkaz.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top