Rozdział V

  Rotsu cisnął w pysk Mantykory kolejną kulę ognia. Potwór zawył rozwścieczony.
  Jeszcze chwila i dostanie białej kurwy - pomyślał Rotsu. - I dobrze.
  - Choć tu! - krzyknął i cisnął w potwora jeszcze jedną kulą ognia. -Kici kici!
  Bestia ryknęła wściekle i ruszyła do ataku.
  Mantykora to potwór dziesiątej klasy siły. Ma ciało lwa, z ogonem skorpiona. Przeciętna Mantykora osiąga około cztery metry długości i dwa metry wysokości.  Jej ulubiony sposób zabijania to rozrywanie ofiar na strzępy, za pomocą trzech rzędów ostrych jak brzytwa zębów i pazurów wielkości... No po prostu ma duże pazury. Drugą z jego ulubionych metod na zabicie ofiary jest wbicie w nią swój kolec na końcu skorpioniego ogona. Jeśli ktoś jakimś cudem przeżyje spotkanie z półmetrowym kolcem, to wykończy go trucizna, którą jest nasączony.
  Mimo to Rotsu wciąż próbował doprowadzić bestię do szały i w końcu mu się udało. Mantykora straciła panowanie nad sobą. Oszalała skoczyła w kierunku maga. Ten w ostatniej chwili uskoczył w bok, unikając jego piekielnie ostrych szponów.
  - Zbroja Feniksa! - wrzasnął mag.
  Na te słowa Rotsu został otoczony przez ognistego avatara z płomieni. Jego nowa zbroja miała około pięciu metrów. Rotsu machnął ręką. Płomienny avatar zrobił to samo, tylko że bardziej efektownie. Płomienna ręka posłała potwora w powietrze.
  Mantykora błyskawicznie się podniosła i oślepiona furią ruszyła do ataku. Rotsu uskoczył w bok. Kiedy potwór znalazł się tuż obok niego, chwycił go za kark. Mag wbił bestie w ziemię. Pozostało tylko ją wykończyć.
  - Furia! - wrzasnął Rotsu.
  Wezbrał w swojej dłoni całą energię jaką posiadał. Jego avatar skurczył się o połowę. Już miał zadać ostateczny cios gdy nagle ogon Mantykory omal nie przebił mu czaszki. Kolec nasączony trucizną, przeciął powietrze z głośnym świstem. Rotsu w ostatniej chwili skontrował cios, ręką naładowaną ognistą energią. Po zetknięciu z pancernym ogonem bestii nastąpiła eksplozja. Fala ognia oderwała potworowi ogon, który poszybował w górę i upadł  gdzieś poza zasięgiem ich wzroku. Rotsu wciąż trzymał Mantykorę za kark, uniemożliwiając jej dalszą walkę. Pozostaje jeszcze tylko ją dobić. Magowi nie wystarczy już siły na kolejny atak "Furią". Musi się skupić, aby przywołać resztki swojej mocy. Na jego prawej dłoni pojawiła się kula ognia wielkości kuli do kręgli. Jeśli dobrze wyceluje, da radę zabić mantykorę. To ostatnia szansa.
  Nagle w maga ognia uderzyła fala wody. Rotsu wylądował na ziemi krztusząc się i plując.
  - Dzięki frajerze - powiedział jakiś mężczyzna.
  Przybysz ubrany był w ciemno niebieskie spodnie i czerwoną bluzkę z krótkim rękawem. Obok niego leżał biały, wełniany płaszcz. To jeden z niewielu egzemplarzy nie posiadających kaptura.
  Rotsu niemal natychmiast rozpoznał przybysza. To był John Brown, mag wody o pseudonimie Isey. Isey był jego odwiecznym rywalem. Obaj magowie znacznie się od siebie różnili nie tylko charakterem, ale i również wyglądem.  Isey miał długie, czarne i wiecznie rozczochrane włosy. Natomiast Rotsu również miał czarne włosy, tylko że obcięte na krótkiego irokeza, zawsze starannie ułożone. Rotsu był ciemniejszej karnacji, jakby właśnie wyszedł z codziennej wizyty solarium, a Issey był blady jak kreda. Charakterem również bardzo się różnili. Rotsu, wybuchowy, porywczy, wszystko woli załatwić siłą, podczas gdy Issey był raczej spokojny i opanowany, wzelkie spory woli załatwiać dyplomatycznie. No wyjątek stanowi Rotsu, jemu trzeba był spuścić wpierdol kiedy tylko nadarzała się okazja.
  Isey wycelował w Mantykorę otwartą dłonią. Wokół potwora pojawiła się wodna kopuła, która zaczęła napełniać się wodą. Bestia uwięziona w bance pełnej wody, rozpaczliwie próbowała wydostać się na zewnątrz. Na próżno.  W końcu zabrakło jej powietrza i po prostu się utopiła.
  Rotsu patrzył na to wszystko z obrzydzeniem.
  - Pieprzony psychol! - Słowa te były skierowane w stronę Iseya.
  Mag wody tylko wzruszył ramionami.
  - Ja przynajmniej nie palę ludzi żywcem.
  - Że co?! -Oburzył się Rotsu. - Ludzi? Nigdy nie zabiłem żadnego gracza! A to "palenie żywcem" trwa zaledwie trzy sekundy!
  - Mniejsza... Dzięki za darmowe punkty! - Isey odwrócił się na pięcie i ruszył przed siebie.
  - Czekaj dupku! - Rotsu błyskawicznie zdjął rękawice i wycelował otwartą dłonią w maga wody.
  Isey odwrócił się do swojego rywala żeby rzucić jakąś ciętą ripostą, gdy fala ognia pomknęła w jego stronę. Płomień uderzył mężczyznę prosto w twarz. Niestety Rotsu miał za mało siły żeby trwale go uszkodzić. Isey zamrugał, rozglądając się niepewnie. Nie licząc spalonych brwi i palącej się czupryny jego włosów, nic mu się nie stało. Zaklną cicho i ugasił włosy na prędce wyczarowaną wodą.  
  Rotsu wściekł się jeszcze bardziej. Wciąż miał wilgotne dłonie, co znacznie osłabia jego magię. Wodna fala Iseya niemal całkowicie pozbawiła go ognia. Był przemoczony do suchej nitki. Jego czarne, dresowe spodnie oraz jego czarna bluza ociekały wodą. Na szczęście miał na sobie, swoje ulubione białe rękawiczki, które osłoniły jego dłonie przed całkowitym zmoczeniem. Rękawiczki były ognioodporne, więc miało mógł używać swojej magi, mając je na rękach.
  Isey wezwał kolejną falę wody, która z impetem uderzyła w maga ognia. Twarz miał całą osmaloną po spotkaniu z płomieniami Rotsa, przez co wyglądał jak Tarzan-dresiarz.  
  - Zdychaj! - wrzasnął, zalewając swojego przeciwnika kolejną falą wody.
  - Bul bul bul... - odpowiedział topiący się Rotsu.
    Mag ognia desperacko walczył o przetrwanie, podczas gdy Isey wciąż zalewał go wodą. Magowi zaczynało brakować powietrza.
  Nagle za bohaterami rozległ się potężny huk. Po chwili jakiś człowiek dosłownie spadł z nieba i z głośnym trzaskiem wylądował na ziemi. Przybysz z nieba raczej nie był żadnym aniołem. Przynajmniej na takiego nie wyglądał. No chyba że anioły mają około dwóch metrów wzrostu i tatuaże w kształcie węży na rękach. Jedno jest pewne, ten gość zrobił by furorę na siłowni. Przy jego tężyźnie obaj magowie poczuli się onieśmieleni. Mężczyzna był ubrany w fioletowy bezrękawnik z głębokim kapturem i czarne dresy. Długie brązowe włosy związane miał w koński ogon.
  - Martwy jak nic - stwierdził Isey.
  Rotsu w odpowiedzi wypluł spora dawkę wody.
  - Z drogi! - wrzasnął ktoś za nimi.
  Gdy się odwrócili ujrzeli drugiego mężczyznę, biegnącego ku nim. Wybiegł z lasu, kilka metrów dalej. Zapewne to on był sprawcą tej eksplozji. Zaraz za nim pędziły dwa smoki.
  - Osz w dupę! -Isey odwrócił się i zaczął uciekać.
Rotsu próbował pójść w jego ślady, ale gdy tylko wstał, poślizgnął się na mokrej trawię i runął twarzą na ziemię.  Wygląda na to że nie dla wszystkich ten dzień skończy się pomyślnie... i czy w ogóle ktoś dożyje do końca tego dnia?


Kolejny rozdział zaliczony. W następnym wracamy do tych postaci. A teraz mały komunikat:
Jak już pewnie zauważyliście (lub nie) z tytułu książki zniknął napis "(zapisy)". Co to znaczy? Otóż to oznacza że nareszcie mamy komplet! Dwadzieścia ambitnych postaci!
Koniec komunikatu. Pozdrawiam, Sucharowicz.

 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top