Rozdział III
Godzinę wcześniej:
Linsday patrzyła jak mężczyzna wziął LaRose na ręce i odbiegł z nią w las. Skupiła swój wzrok i dostrzegła nad nim jego nick; Leo.
Gdy oboje zniknęli jej z oczy, zeskoczyła z drzewa i pobiegła do swojego rannego towarzysza. Czarno-szary wilk skomlał, leżąc w trawie. W jego prawej, przedniej łapie tkwiła strzała.
Ten czworonóg był jej jedynym przyjacielem. Nie mogła znieść jego cierpienia. Wyjęła strzałę z jego łapy. Wilk zaczął wyć z bólu. Linsday korzystając z okazji wyjęła z ekwipunku leczniczą miksturę i szybkim ruchem wlała ją zwierzęciu do pyska. W przeciągu sekundy po ranie nie zostało już nawet śladu.
Linsday była Łowcą Nagród, znanym pod pseudonimem Angel&Devil. Miała raczej złą sławę. Zyskała ją poprzez swoje sadystyczne metody zabijania ofiar. Uwielbiała patrzeć jak ludzie cierpią. Jak można się domyślić, nie zyskała dzięki temu wielu przyjaciół. Linsday jednak nie dokuczała samotność. Z resztą przecież nie była sama. Od drugiego dnia towarzyszył jej, jej wilk.
Pogłaskała swojego pupila po głowie. Ten Leo zranił jej przyjaciela. Nie mogła mu tego darować. Początkowo to LaRose była jej celem. Teraz ważniejsza była zemsta na Leonie. Linsday obiecała sobie że zabije każdego kto stanie jej na drodze... drodze do zemsty.
Gdzieś indziej:
- Nigdy więcej... - Ledwo żywy ze zmęczenia Drake, oparł się o najbliższy pień drzewa i osunął na ziemię. - Co mnie podkusiło żeby polować na gobliny?! Na dodatek straciłem kolejnego konia! Ten nadziany pajac w okularkach przynajmniej dobrze zapłacił. Gdyby tak odjąć kosztu zakupu nowego konia, to może wystarczy mi na obiad.
Mówiąc te słowa, nie liczył że ktoś mu na nie odpowie. Drake często gadał sam ze sobą, przez to większość ludzi bierze go za wariata. Drake nie za bardzo się tym przejmował. Uważał że każdy ma swoje dziwactwa, a mówienie do siebie to przecież nic strasznego.
Drake Evans jest najemnikiem, znanym jako "Hunter". Przez jego nietypowy charakter i niebezpieczną pracę, mieszkańcy Endangred za nim nie przepadali. Nazywano go już dziwakiem, świrem, a nawet mordercą. Miarka się przebrała gdy okrzyknięto go potworem w ludzkim wcieleniu. Hunter miał dość wytykania go palcami, przez napotykanych przechodniów. Gdziekolwiek poszedł wszyscy odsuwają się od niego jakby był trędowaty. W końcu przeprowadził się do małej chatki w lesie, nieopodal miasta.
Drake leżał w cieniu drzewa, z głową opartą o jego pień. Ruchem ręki zsunął sobie kapelusz na oczy. Miękka ziemia pod jego plecami sprawiała że zrobił się senny. Ponieważ był bardzo zmęczony uznał że należy mu się chwila odpoczynku. Nagle dobiegł go dziecięcy krzyk, a raczej pisk małej dziewczynki.
AniaSt była jedną z najmłodszych graczy w "Masters of The Game", o ile nie najmłodszą. Jej avatar niewiele różnił się od jej prawdziwego ciała w realnym świecie. Miała te same blond włosy, sięgające do ramion, duże brązowe oczy, szczerbatą buźkę, pokrytą piegami, a nawet bliznę na środkowym palcu lewej dłoni (efekt zabawy strugaczką do kredek). Ubrana była w czerwoną, kratkowaną koszulkę i krótkie, niebieskie spodenki. Uznała że wygląda w tym jednocześnie uroczo i niebezpiecznie.
Ania po raz pierwszy zapuściła się tak daleko w las. Znudziło jej się już słuchanie gadania innych gracz, o tym że "Masters of The Game" nie jest dla małych dzieci, lub że nie przeżyje nawet minuty poza miastem. Chciała udowodnić im wszystkim o swojej sile. Nie tylko przeżyje, ale zabije potwora. Oczami wyobraźni widziała ich miny, gdy powróci do miasta z głową jakiejś bestii klasy szóstej, albo i nawet siódmej.
Zeskoczyła ze swojego wierzchowca.
Koń zarżał jakby w ramach protestu. Ogier był jasnobrązowej maści, na czole miał charakterystyczną, białą plamkę. Jego ciemnobrązowa grzywa łopotała na wietrze.
- Nie, Cookie. - Ania pogłaskała konia po pysku. - Będziemy polować na potwory! Nie dam rady strzelać z łuku, siedząc ci na plecach.
Koń parsknął z niezadowoleniem.
Ania wyciągnęła z ekwipunku swój nowiutki łuk. W prawdzie nigdy z żadnego nie strzelała, ale nie raz widziała jak to się robi.
- Dobra, a teraz ciii... - przyłożyła wskazujący palec do ust, nakazując ciszę.
Ania nie musiała długo szukać swojej potencjalnej ofiary. To raczej ona znalazła ją, na dodatek przyprowadziła kolegów. Zanim Ania się obejrzała została otoczona przez dziwne stworzenia, przypominające skrzyżowanie wilka z ropuchą. Potwory miały ogromne paszcze. Gdyby chciały pożarły by ją jednym kłapnięciem szczęki. Jeden z stworzeń warknął, ukazując swoje pożółkłe kły, stanowiące 90% jego uzębienia. Nie było wątpliwości, kły były nie tylko wielkie, ale i również ostre.
Tych dziwnych stworzeń było pięć. Ania chwyciła za łuk, szybko nałożyła strzałę na cięciwę i wycelowała w pierwszą bestię. Niestety nie mogła naciągnąć cięciwy, tak jakby coś ją blokowało. Ania szarpała za nią z całych sił, ale ta pozostawała nieugięta. Jeden z potworów warknął groźnie. Dziewczynka zapiszczała z przerażenia.
Ania z całych sił pociągnęła za cięciwę. Łuk napiął się zaledwie do połowy, ale to był dla niej limit. Strzała przeleciała trzy metry i upadła pod stopami jednej z bestii. No cóż, nie tak to sobie wyobrażała. Za chwile zostanie rozszarpana przez te dziwne stwory. Ciekawe której są klasy. Ósmej? Dziewiątej?
Nagle uwagę stworów odwrócił czyiś przeciągły gwizd. Oczom Ani ukazał się dziwny mężczyzna. Ubrany w czarny płaszcz sięgający mu aż do kostek i białe skórzane spodnie. Na głowie miał czarny kapelusz, a twarz zasłaniała mu bandana, z ponad której widać było jego niebieskie oczy.
Na widok bestii, mężczyzna rozchylił obie strony swojego płaszcza, ukazując biały podkoszulek, bez rękawów. Na piersi nosił dwa skórzane pasy, z wieloma kieszeniami w których trzymał noże.
Obcy jednym ruchem ręki wyjął dwa noże i błyskawicznie rzucił nimi w kierunku Ani. Zanim dziewczynka zdążyła zareagować, oba świsnęły po dwóch stronach jej głowy, mijając ją o włos. Ostrza broni zagłębiły się w czaszkach najbliższych potworów. Bestie padły martwe.
Drake nie dostrzegł paska HP nad dziewczynką. To oznacza że jest ona graczem. Odkąd Gregory Mclean ogłosił że gra jest śmiertelną pułapką, graczom poznikały paski HP. Oznacza to że są podatni na rany tak jak w normalnym świecie. Zastanawiało go tylko co taka mała dziewczynka tu robi. Dostała grę od rodziców? Jeśli tak, to muszą być oni zdrowo pierdolnięci, żeby dać dziecku coś takiego. Wyobraził sobie jej rodziców wręczających jej grę mówiąc "Masz kochanie, miłego mordowania potworów!". Przecież na opakowaniu pisze "18+". Co ona czytać nie umie? Tak się kończy zaniedbywanie czwartej klasy.
No cóż. Przynajmniej skupił uwagę bestii na sobie. Niech ta mała stąd spada, bo może zrobić się nieciekawie. W prawdzie pożeracze nie należą do najsilniejszych, ale gdy jest ich więcej mogą stać się bardzo niebezpieczne.
Drake wyjął kolejny nóż i rzucił nim w potwora. Trzecia bestia z głowy. Zostały jeszcze dwie. Szybko zerknął na dziewczynkę. Ta głupia dziewucha zamiast uciekać, stała w miejscu jak kołek i gapiła się na niego z fascynacją.
Jeden z pożeraczy rzucił się na Drake'a. Ten nie dążył wyjąc noża. Błyskawicznie chwycił potwora za szyję. Siła z jaką bestia skoczyła na niego, sprawiła że Drake nie był w stanie utrzymać się na nogach. Upadł na plecy, wciąż ściskając gardziel potwora, leżącego na jego brzuchu. Bestia za wszelką cenę próbowała odgryźć mu głowę. Szczęki potwora kłapały zawzięcie, kilka centymetrów od jego twarzy.
Drake z całej siły zacisnął dłonie na gardle potwora. W końcu ten zaczął słabnąć, aż w końcu całkowicie opadł z sił. Drake zdjął prawą rękę z szyi potwora. Sięgnął pod swój płaszcz. Przez cielsko bestii leżące na jego klatce piersiowej, nie mógł wyjąć noża. Pozostało tylko jedno. Puścił gardło stwora i gwałtownie unosząc kolana przerzucił go sobie przez głowę. potwór upadł na grzbiet i niemal natychmiast wstał. Drake błyskawicznie przeturlał się w bok, o włos unikając odgryzienia głowy przez potwora.
Drake skoczył na równe nogi. W prawej dłoni trzymał nóż, którym następnie poderżnął bestii gardło. Spojrzał na dziewczynkę, która ku jego zdziwieniu wciąż jeszcze żyła. Wszystko za sprawą konia, który, jednym, celnym kopniakiem w pysk posłał ostatniego pożeracza na deski. Drake dla pewności rzucił w ogłuszonego potwora nożem.
- Dzielny konik! - Dziewczynka pogłaskała ogiera po pysku.
- Co to kurwa miało być?! - wydarł się Drake. - Dlaczego nie uciekałaś kretynko?
- A po co ty tu przylazłeś?! - zapytała Ania. - Zabiłeś moją zdobycz! Przez ciebie muszę szukać innych potworów!
- Że co... - Urwał gdy pojął sens jej słów. - Żartujesz sobie tak?
- Oczywiście że nie - oburzyła się dziewczyna. - Musze zabić potwora!
- Ja pierdole... - Drake uderzył się otwartą dłonią w czoło. - Idź się poucz na kartkówkę z dodawania, czy coś...
- Mam już dziesięć lat! Jestem prawie dorosła! - wykrzyknęła Ania. - Poza tym mam gdzieś szkołę. Wolę żyć tutaj, jako profesjonalna podróżniczka!
Drake przyjrzał jej się krytycznie.
- W spodenkach, tak?
- A co to przeszkadza?
- No nie wiem... - Drake udał że się zastanawia. - Zimne wieczory, poza domem... Przedzieranie się przez las, no wiesz, krzaki itp.
- Nic mi nie będzie, jestem twardsza niż ci się wydaje - oznajmiła.
- Ehh... - westchnął Drake. - Żałuje że cie uratowałem.
- Poradziła bym sobie sama. - stwierdziła dziewczyna.
- Yhm... I niby co byś zrobiła? Stanęła byś potworowi w gardle? - zadrwił Drake.
- Nie! - Ania tupnęła nogą. - Zastrzeliła bym go!|
Drake zaczął się śmiać. Widział jak dziewczyna nie była w stanie naciągnąć łuku. W sumie to nie ma w tym nic dziwnego, dziesięcioletnie dziecko nie ma wystarczająco siły. Może to i lepiej że jej się nie udało. Nie miała nawet ochraniacza na przedramię. Gdyby cięciwa uderzyła ją w gołą skórę... Chyba oczywiste jakby się to skończyło.
- Jakoś niezbyt dobrze ci wychodzi to strzelanie - zauważył.
- Bo mam zepsuty łuk - powiedziała.
- Masz zepsuty mózg - poprawił ją Drake.
Twarz Ani przybrała purpurowy odcień.
- A ty... - Nie potrafiła znaleźć odpowiedniej riposty.
Nagle zerwał się gwałtowny wiatr, ściągając Drak'eowi kapelusz z głowy, ukazując jego rude włosy. Na ten widok dziewczynka zaczęła się śmiać.
- Co cię tak bawi? - zapytał zirytowany Drake.
- Ruda małpa! - odpowiedziała Ania.
- Stul pysk! - warknął.
- To już wiem dlaczego nie masz kolegów - zachichotała Ania. - Bo rudy nigdy nie ma przyjaciół.
W tym momencie Drake stracił panowanie nad sobą. Zamachnął się i wymierzył dziewczynce potężny policzek. Rozległo się głuche plaśnięcie. Dziewczynka zachwiała się pod siłą uderzenie i oszołomiona upadła na tyłek. W jej oczach zebrały się łzy. Nie minęło kilka sekund, kiedy dziewczynka zwijała się w trawie, wyjąc z bólu.
No cóż - pomyślał Drake. - Raczej nie został bym przedszkolanką.
Drake zdecydował że weźmie to smarkulę do swojego domu, a gdy odpocznie zaprowadzi ją do miasta.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top