Rozdział XXIV
Gabe cały czas martwił się że Leo jakimś cudem odkryje że Drake ma jego cenny miecz. W dodatku, gdy rudowłosy wszedł do baru, łucznik ruszył za nim. Byli sami, we dwójkę. Złodziej i okradziony przy jednym stoliku nie wróży nic dobrego.
Szedł za Nathanem i Lucy do hotelu. Przez całą drogę męczyły go złe przeczucia. W końcu zdecydował się odnaleźć swojego towarzysza. Westchnął i nagle zawrócił. Starał się to zrobić tak, aby łowca nagród i czerwonowłosa nie zauważyli że nie ma go za nimi. Wolał uniknąć zbędnych pytań.
Gdy już oddalił się na bezpieczną odległość puścił się biegiem w kierunku tawerny, do której wszedł Drake i Leo.
Tymczasem:
Leo celował w plecy Drakea. Gdy ten oddalił się tak, by łucznik mógł wygodnie strzelić, brunet wypuścił strzałę.
Najemnik Ruszył sprintem przed siebie, byle jak najdalej od wściekłego włócznika. Zerknął za siebie, w momencie, w którym łucznik strzelił mu w plecy. Rudowłosy obrócił się w biegu, błyskawicznie chwycił lecącą strzałę za drzewce i nawet nie zwracając na to większej uwagi, ponowił swoja ucieczkę.
Leonowi na ten widok oczy omal nie wyskoczyły z orbit. Wyczyn, którego właśnie dokonał ten - nawet nie będąc w "Top 10 Graczy" - niepozorny nożownik, graniczył z czymś niemożliwym. Nigdy nie widział czegoś podobnego, zresztą, nie tylko on. Dwaj żołnierze wydawali się równie zszokowani co on.
Najemnik biegł ile sił w nogach. Obejrzał się przez ramię, na Leona. Łucznik celował do niego z łuku. W momencie, gdy wypuścił strzałę, Drake instynktownie obrócił się w biegu i próbował zasłonić pierś ręką. Miał nadzieję że uda mu się ją jakoś odbić za drzewce, nim ta wbije się w jego ciało, lub przynajmniej zminimalizować szkody jaki może mu wyrządzić, przyjmując grot na przedramię. Po sekundzie znów obrócił się o 180 stopni, by wrócić do poprzedniej pozycji. Nie myśląc o niczym innym wznowił bieg, byle by tylko dotrzeć to labiryntu uliczek i ciemnych zaułków tuż przed nim.
Dopadł do najbliższego zakrętu i błyskawicznie zanurkował w jedną z wielu otaczających go uliczek. Przywarł plecami do ściany, ciężko sapiąc. Wychylił głowę ze swojej chwilowej kryjówki, by spojrzeć na swoich wrogów. Ku jego zdziwieniu, nikt nawet go nie ścigał. Najemnik odetchnąl z ulgą.
Został jeszcze jeden problem - rana po nagłym ataku Leona. Dziwiło go że nie czuł bólu. Był pewien że stała leciała idealnie w jego mostek, ale nie widział co się z nią później stało. Czyżby udało mu się ją odbić?
Wziął głęboki wdech. Wreszcie odważył się spojrzeć w dół. Ku jego zaskoczeniu nie było żadnej rany. Najemnik przez chwile nie rozumiał co się stało, dopiero po chwili zorientował się że wciąż trzyma w ręce ową strzałę.
Drakea zatkało.
- Z-złapałem ją?! - zapytał sam siebie. Następnie zwrócił się do trzymanej w ręku zdobyczy. - Złapałem cię?!
Strzała chyba nie miała ochoty na rozmowę, bo nie raczyła mu odpowiedzieć.
Parę metrów dalej:
- Gonimy go? - zapytał Oskar.
Gareth spojrzał na swój złamany miecz, następnie przeniósł spojrzenie na ranne ramię swojego towarzysza.
- Nie - odparł po chwili. - Mam lepszy pomysł.
Włócznik spojrzał na niego pytająco.
- Udamy się do kwatery sił zbrojnych tego miasta - wyjaśnił Gareth. - Tam opowiemy im o najemniku i tym drugim. Jeśli nie zdążą zamknąć miasta, to chociaż reześlą listy gończę. W końcu uda się ich złapać.
- A co z nim? - Oskar wskazał na Leona.
- Zostaw go, nie jest nam potrzebny - stwierdził żołnierz.
Leonowi kamień spadł z serca. Czyli żołnierzom chodziło o Drakea. Bał się że przyszli tu po niego i Lucy. Zastanawiało go tylko kim jest "Ten drugi" - jak to określił szermierz. Mimo ogromej ciekawości jakoś nie miał ochoty spytać o to tej dwójki.
Łucznik patrzył jak obaj żołnierze oddalają się pogrążeni w rozmowie, zostawiając jego samego na pastwę losu. Uznał że zostawienie rannego cywila w środku miasta jest nie podobne do stróżów prawa.
Gdy żołnierze zniknęli mu z pola widzenia otworzył ekwipunek i wyjął z nich bandaże, oraz środki dezynfekujące. Następnie oczyścić ranę i ozwinął sobie bandaż wokół rannej nogi.
Gabe biegł w kierunku tawerny, do której weszli Drake i Leo.
Przez całą drogę zastanawiał się czy najemnik jest bezpieczny. Gdyby łucznik jakimś cudem dowiedział się o kradzieży miecza, było by nie ciekawie. Poza tym, Drake to Drake - nawet jeśli Leo o niczym nie wie, zapewne sam wpakuje się w inne kłopoty.
W końcu dotarł do celu. Wpadł do tawerny, ale nie zastał tam rudowłosego najemnika. Zamiast niego dostrzegł samotnego łucznika, stojącego przy ladzie.
Brunet zdawał się go nie zauważyć. Był odwrócony do niego tyłem, więc są szansę że Gabe zdąży wyjść z baru niezauważony.
Podróżnik wycofał się powoli w kierunku drzwi. Przed wyjściem rozejrzał się po pomieszczeniu, by upewnić się że Drakea tam nie ma. Ostatni raz zerknął na łucznika. Tym razem spojrzał mu prosto w oczy. Mężczyzna patrzył na Gabea z uśmiechem. Brunet był łudząco podobny do Leona, ale to nie był on.
Gabe westchnął z ulgą. Bał się że łucznik odzyskawszy swój miecz, pozbył się Drakea. W takim wypadku mógłby podzielić los towarzysza.
Moment, skoro tu ich nie ma... - pomyślał Gabe. - To gdzie oni są?
Przez głowę przemknęły mu setki scenariuszy, w większości kończyły się nieprzyjaznym dla niego losem. Pochłonięty własnymi przypuszczeniami, opuścił lokal. Nagle czyiś głos wyrwał go z zamyślenia.
- Rusz się, a cię zastrzelę - ostrzegł Leo, celując do niego z łuku.
Gabe zamarł. Z otwartymi ustami wpatrywał się w przeciwnika. Łucznik był w fatalnym stanie, nie mówiąc już o jego wyglądzie. Blady, ledwo trzymał się na nogach. Poczochrane włosy, sterczały w nieładzie na wszystkie strony. Lewa nogawka jego spodni była skąpana we krwi.
- C-co ty robisz? - zapytał przestraszony Gabe. Postanowił sprawiać wrażenie że nie ma pojęcia co zrobił Drake, choć nie musiał specjalnie udawać.
- Pójdziesz ze mną - rozkazał Leo.
- Chyba będę musiał odmówić - zaczął ostrożnie Gabe. - Śpieszę się do...
- Stul pysk - warknął łucznik.
- Nie rozumiem o co ci...
- Stul pysk! - powtórzył nieco głośniej Leo.
- Ale...
- Jeśli cenisz swoje życie, zamknij mordę - polecił łucznik, mocniej naciągając cięciwę.
Gabe zamilkł. Ostatecznie zdecydował się być posłuszny, dopóki nie będzie miał okazji na ucieczkę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top