1. Dom


Kiedy rozpada się dom trzeba zbudować nowy.

Nie da się poskładać z powrotem starego i posklejać go klejem Elmera.

[Stephen King]





Strzał.
Kolejny.
Zero reakcji.
Jeszcze jeden.
Wybuch. Fala ognia.
Płonie, wszystko płonie.
Płomienie trawią wszystko. Podmuch uderza, spychając w przestrzeń. Czerń i przez długi czas błogi spokój. Jeden płytki wdech. Powrót do rzeczywistości. Ból. Wszędzie ból. Niemiłosiernie pali, liże ciało Trawi je. Każdy oddech to tysiące igieł w płucach, które z minuty na minuty łaknie jeszcze więcej tlenu. I go nie otrzymuje. Pozwala pochłonąć się bezdennej ciemności, zatrzymując walczące jeszcze serce, na zawsze.





2187 rok, marzec.

Układ Słoneczny, Ziemia.





Kaidan nie miał pojęcia jakim cudem czas uciekał mu tak szybko pomiędzy palcami. Na Ziemi przebywał już ponad pół roku. Sześć miesięcy, podczas których odbudowa przekaźnika i naprawianie zniszczeń, dokonanych przez Żniwiarzy, postępowały w szybkim tempie do przodu. Może nie tak szybkim, jak wszyscy by tego chcieli, ale coś się zmieniało. Wszystko wkrótce powinno wrócić do normy. Prawie wszystko.

Opuścił prom i ruszył do budynku o monstrualnej wielkości, znajdującego się przed nim. Musiał się śpieszyć. Dziś miał wiele spraw do nadrobienia. Tali musiała mu zdać raport o stanie zdrowia quarian, by mógł przekazać go Radzie.
Wyminął świeżo odsłonięty pomnik, upamiętniający wydarzenia z 2186 roku. Żołądek zacisnął mu się w supeł, przełknął ślinę i opuścił wzrok. Kamienna Shepard, co najmniej cztery razy większa od swojego oryginału, stała prosto z bronią uniesioną powyżej głowy, pośród pozostałości po Żniwiarzach.

Jej posąg i jednocześnie jej grób. To tu spoczywały jej szczątki. Żałował, że nie było go wtedy na Ziemi. Chciał również oddać jej honory. Podniósł głowę w górę, spoglądając z tęsknotą na zastygłą w marmurze twarz.

To nie był jedyny taki pomnik postawiony w ciągu ostatnich miesięcy, ale zdecydowanie najbardziej go poruszał. Było ich pięć, każdy postawiony o mile dalej niż poprzednik. Przedstawiały one całą historię inwazji Żniwiarzy, od początku aż do samego końca.

Ludzie, którzy nie byli w stanie brać udziału przy naprawianiu przekaźników, postanowili wybudować posągi i w ten sposób chcieli mieć swój wkład w odbudowę planety.

Kaidan prężnym krokiem ruszył do przodu, potarł kark zamaszystym ruchem i wkroczył do budynku Kapitolu, w którym aktualnie pracował. Jednolicie białe ściany przywodziły mu na myśl szpital i na samą myśl ciarki przebiegły mu po plecach.
Wyminął kilku turiańskich żołnierzy, obecnie pełniących funkcję ochrony budynku. Obrócili się za nim i skinęli głowami.

Cieszył się, że po wojnie floty innych ras znalazły dla siebie miejsce i niemal doskonale współpracowali z ludźmi. Oczywiście oprócz krogan, którzy co rusz doprowadzali do przeróżnych zamieszek. Taka była ich natura.

Ziemska Rada obecnie przejmowała się coraz bardziej beznadziejną sytuacją turian i quarian, ponieważ zapasy jedzenia kurczyły się niemal błyskawicznie, a Ziemia nie posiadała warunków, by stworzyć wystarczającą ilość jedzenia, które nie byłoby szkodliwe dla dekstro.
Musieli jak najszybciej opuścić Układ Słoneczny i wrócić na swoje rodzime planety. Tu groziła im śmierć głodowa, powolna i bardzo okrutna. Już teraz mieli ograniczone racje żywnościowe a stan pogarszał się z dnia na dzień.

Ruszył do windy wymijając grupę ludzi, starając się zignorować sposób w jaki na niego spojrzeli. Zakłopotany potarł czuprynę i starał się schować twarz, stając w kącie windy. Ciężko było mu się pogodzić z faktem, że był rozpoznawalny. Tak bardzo rozpoznawalny. Drugie ludzkie Widmo, jedyne żyjące. Wzbudzał sensację, choć starał się pracować bez rozgłosu. Jak Shepard to znosiła? Nigdy nie było po niej widać, że jest zmieszana swoją popularnością. Zacisnął szczękę. Nie mógł myśleć, że się nie nadaje do tej roli, choć często nachodziły go pewne wątpliwości.

Wjechał na jedno z wyższych pięter budynku. Tu wstęp mieli tylko nieliczni. Rada dokonywała w tym miejscu niezwykle ważnych dla całej rasy decyzji. Drzwi otworzyły się. Jednostajnym krokiem przeszedł przez nie i ruszył długim korytarzem. Echo jego kroków odbijało się od ścian. Tuż przed zaszklonymi drzwiami czekała na niego quarianka.
– Tali! – Uśmiechnął się do niej nieco niepewnie. Ostatnio widział ją kilka miesięcy wcześniej. Oboje mieli masę roboty. Przekrzywiła głowę w bok, wpatrując się w niego, a przynajmniej tak mu się wydawało.
– Cześć Kaidan – odpowiedziała swoim charakterystycznym quariańskim głosem.
– Masz raport? – zapytał po krótkiej chwili ciszy.
– Oczywiście. Quarianie pracują nad przekaźnikiem dzień i noc, ale słabniemy. Jest za mało jedzenia, Kaidan. Wiesz kiedy ostatni raz jadłam coś sytego? Sama nie pamiętam – odparła drżącym z emocji głosem.
– Jesteś Admirałem, powinnaś jeść więcej. Potrzebują cię. – Zmarszczył brwi wpatrując się w Tali. Ciężko było mu wyczytać jakąś podpowiedź z jej postawy, może gdyby nie miała kombinezonu.
Gdyby nie miała kombinezonu. Końcówki uszu gwałtownie poczerwieniały. Zmierzył ją wzrokiem i momentalnie spochmurniał.
Schudła i było to widoczne. Przełknął ślinę, starając się opanować nerwy.
– Jeśli ja zjem więcej, ktoś może nie dostać swojej porcji. Muszę zobaczyć się z radą. Czasu jest coraz mniej.
– Oczywiście – odparł i otworzył drzwi na specjalny kod, wpuszczając quariankę do środka.
– Dziękuję. Boję się, wiesz? – zagadnęła. – Przy przekaźniku jest mnóstwo pracy. Co najmniej rok – wyszeptała ostatnie słowa dużo ciszej.
– Znajdziemy sposób, by was szybciej odesłać – odpowiedział. Szli kolejnym, krętym korytarzem. – Kontaktowałaś się może z Liarą, Jokerem lub Garrusem? – zapytał z nadzieją.
– Nadal nie ma sygnału. Myślę, że dowiesz się pierwszy, jeśli kontakt będzie możliwy – odpowiedziała, obracając się w stronę mężczyzny. Przytaknął jej i zatrzymał się przed okazałymi, stalowymi drzwiami, których na każdej z dwóch skrzydeł widniał obraz kuli ziemskiej. Znał każdy szczegół rzeźbienia na pamięć. Chodził tędy tysiące już razy. Cóż, mógł nawet powiedzieć, że czasem śniły mu się te drzwi po nocach. I był to jeden z łagodniejszych snów, bo koszmary o inwazji, ataku Cerberusa na Cytadele, odbijaniu Ziemii u boku Shepard oraz zniszczeniu fregaty Palaven Pride, gdy tu wracał, nie należały do jego ulubionych snów.

Otworzył drzwi, tym samym wpuszczając Tali do środka. Przy półokrągłym stole siedziało pięciu ludzi. Każdy z nich sprawiał wrażenie zmęczonego obecną sytuacją. Kaidanowi niemal natychmiast udzielił się ich nastrój. 

– Major Kaidan Alenko, Admirał Tali'Zorah – przywitał ich mężczyzna w wieku około siedemdziesięciu lat.
– Widzimy, że zapasy jedzenia gwałtownie maleją – powiedziała kobieta o ciemnym kolorze skóry, która podniosła wzrok nad ekranu na którym dotąd się skupiała.
– Tak jest. Quarianie głodują, sytuacja wygląda tragicznie. Spór z turianami będzie nieunikniony – odparła Tali z całkowitą powagą, trzymając ręce wzdłuż ciała.

Jej trójpalczaste dłonie co chwilę zmieniały swoje ułożenie, jakby w ten sposób próbowała ukoić nerwy. Kaidan współczuł jej niezwykle mocno, ale w ten sposób nie mógł jej uratować i to go przygnębiało. Jeśli nic nie wymyślą, quarianie i turianie będą powoli umierać i nikt nie będzie w stanie im pomóc. Bezczynność była przytłaczająca.

– Zawołajcie najlepszych genetyków i biotechnologów od roślin. Spróbujemy znowu wyhodować choć trochę, by utrzymać was przy życiu – odparł chudy jak patyk, wąsaty mężczyzna.
– To nic nie da. Próbowaliście kilkukrotnie, wasza gleba nie potrafi wyhodować naszego jedzenia. Potrzebny nam gotowy przekaźnik, tylko to może nam teraz pomóc – mruknęła quarianka, a jej głos drżał jeszcze bardziej.
– Tego nie damy rady przyśpieszyć. Pracują nad nim wszystkie rasy. Robimy wszystko co możemy, Admirał Zorah. Przykro mi – powiedziała kobieta, pochylając się, by lepiej widzieć quariankę. Jej mina potwierdzała jej słowa. Tali opuściła głowę i nic nie mówiła.

Kaidan obrócił na nią wzrok a następnie spojrzał na Radę spod byka.
– To wszystko, majorze. Możecie odejść – usłyszał. Zacisnął pięści, ale nic nie odpowiedział. Obrócił się, ponaglając gestem quariankę. Ta jednak nie ruszyła się z miejsca. Całkowicie zbity z tropu podszedł do niej. Podniosła głowę w górę i spojrzała na niego. Jej całe ciało się naprężyło. Czuł czyjś wzrok na plecach, byli obserwowani. Nie wiedział, co Tali po usłyszeniu tak złych wieści ma w głowie, ale nie mógł pozwolić jej zrobić niczego głupiego. Sam był wściekły. Liczył, że jego przyjaciółka nie postąpi lekkomyślnie pod wpływem negatywnych emocji.
– Cytadela – szepnęła. Podniósł brew wyżej i spojrzał na nią krzywym wzrokiem.
– Słucham? – Mruknął zdezorientowany.
– Cytadela – powtórzyła to tak, jakby miał wiedzieć co miała na myśli.
– Nie rozumiem – odparł. Pacnęła się otwartą dłonią w hełm i parsknęła.
– No właśnie! To jest tak proste, dlaczego wcześniej o tym nie pomyślałam. – Zaniepokojony Kaidan obejrzał się na członków Rady, którzy z zaciekawieniem przyglądali się wyczynom quarianki. Przełknął ślinę i powrócił wzrokiem na Tali.
– O czym nie pomyślałaś? – zapytał, wypuszczając powietrze ze świstem.
– Pamiętasz jak byliśmy z Shepard na Ilos? Musieliśmy dostać się na kanał? – zapytała. Oczywiście, że pamiętał. Wszystko pamiętał, pierwsza styczność z informacjami na temat Żniwiarzy. Wtedy był z nią, tak blisko. Tak bardzo blisko...

– Tak – zamarł na chwilę. Zaczynał rozumieć o co chodzi quariance. Otworzył szerzej oczy.
– Myślisz, że to ma szanse? – zapytał zaskoczony własnym pomysłem.
– Nie mamy wyboru, musimy spróbować – odparła z nową porcją entuzjazmu. Obróciła się w stronę rady. – Mamy nowy plan, nie wiemy czy zadziała, ale to nasza jedyna szansa – powiedziała wyraźnie.
– Jaki to plan? – zapytał mężczyzna.
– Kiedyś Komandor Shepard dostała się na Cytadelę przez kanał na Ilos – powiadomiła ich. Spojrzeli po sobie i pokiwali głowami, jakoby coś o tym słyszeli.
– Cytadela jest nad Ziemią – przytaknął mężczyzna i obrócił się w stronę pozostałych członków Rady, by to omówić.
– Jeśli odwrócimy działanie tego przekaźnika, który znajduje się na Cytadeli, możliwe że dostaniemy się na Ilos a stamtąd uda nam się dotrzeć na Palaven i Rannoch – odparła z nadzieją w głosie.
– Zakładając, że nie zniszczył się podczas wybuchu na Cytadeli – wtrącił Kaidan, a gdy obrzuciła go pełnym oburzenia wzrokiem posłał jej przepraszający uśmiech.
– Tak zrobicie – pozwolił mężczyzna. – Kogo potrzebujecie? – zapytał po chwili.
– Najlepszych specjalistów od technologii z każdej rasy. Nie może być też ich za dużo, by sobie nie wchodzili w drogę – powiedziała Tali.
– Uda się – szepnął w jej stronę Kaidan i podał jej dłoń, którą mocno uścisnęła. Była pełna nadziei.

***

Dwa tygodnie później.

– Naprawdę to musisz być ty? – Pytanie wyszło z jego ust zanim zdążył je zatrzymać. Quarianka skinęła głową.
– Ktoś musi sprawdzić, czy przekaźnik zadziała. Zebrali się ze mną najbardziej zdesperowani z mojej rasy. Damy radę, Kaidan – odparła. Przestąpił z nogi na nogę.
– Skąd pozostałe floty i statki będą wiedziały, że dotarliście? – Obejrzała się na quariana, przechodzącego obok, rzucając mu przy okazji kilka wskazówek, po czym obróciła się z powrotem na Kaidana.
– Jeśli przekaźnik działa dobrze, będziecie w stanie się z nami skontaktować, gdy będziemy na Ilos i tylko wtedy – odpowiedziała z dużą pewnością siebie. Nie rozumiał jak może być tak spokojna. Po ostatniej misji, powinna zakładać raczej najgorsze. Spojrzał na nią wzrokiem, jakby miał widzieć ją po raz ostatni.
– Jeśli ci się uda, przekaż Garrusowi, Liarze i pozostałym, że nam się udało. I niech kiedyś przylecą na Ziemię – powiedział po czym zawahał się. Niepewnie sięgnął za pazuchę i wyjął stamtąd idealnie złożone zdjęcie. – Weź to, pokaż Vakarianowi. Niech wie gdzie ona spoczywa – dodał, a jego głos wydawał się być jakby wypruty z emocji. Rozłożyła zdjęcie i spojrzała na nie.
– Nie, Kaidan. Niech tego nie widzi, niech nie przypomina sobie – odparła i oddała mu zdjęcie pomnika. Kaidan zacisnął mocniej usta, kiedy tylko rozległ się dźwięk ponaglający pasażerów. Tali westchnęła, zrobiła krok w tył i pomachała mu ręką.
Nagle jakby zmieniła zdanie. Ściągnęła maskę z twarzy, ukazując mu swoją twarz, podeszła kilka kroków bliżej i stanęła na palcach, by sięgnąć jego głowy. Pocałowała go w policzek. Kaidan stał jak wmurowany, zapominając na chwilę jak się oddycha. Zupełnie się tego nie spodziewał. Przyglądał się zszokowany twarzy quarianki, dopóki ta nie założyła maski.
– Do zobaczenia, trzymaj się Alenko! – zawołała i pobiegła do wnęki.
– Powodzenia! – zawołał za nią.

Wpatrywał się z uśmiechem w jej maskę, wciąż widząc przed oczami quariańską twarz, dopóki właz nie został zamknięty, a quariański statek nie wzniósł się w powietrze, by po chwili zniknąć w przestworzach, kierując się na niewidoczną stąd Cytadelę.

Nie pozostało mu już nic innego jak włączyć program na extranecie, który transmitował wydarzenie z Cytadeli na żywo i czekać, aż się zacznie. A strasznie tego nie lubił. Musiał zadzwonić do Vegi, poinformować go o tym, co postanowiła Tali. Musiał jednak zaczekać, aż James będzie dostępny, a to mogło trwać długi czas.

Teraz wolał siedzieć tutaj i obserwować widoki z samotnego satelity, unoszącego się nad Cytadelą, grobem kilkunastu tysięcy istot, kiedy Żniwiarze przenieśli ją na Ziemię niszcząc na niej każdą żywą osobę. Jeśli Cytadela przetrwa odesłanie wszystkich flot, ma szansę odżyć na nowo. Zostać łącznikiem Układu Słonecznego z całą Drogą Mleczną.

Mężczyzna poprawił się na krześle, pochylił nad kubkiem kawy i wpatrywał w ekran. Zauważył, że wokół niego panuje idealna cisza. Nietypowe zjawisko w centrum galerii handlowej. Rozejrzał się uważnie. Każdy człowiek w zasięgu jego wzrok, stał wpatrzony w ekran, który akurat miał w pobliżu. Od tej chwili zależały dalsze losy rozwoju Ziemii. Bo bez quarian i turian naprawa przekaźników potrwa dużo dłużej. Bez salarian będzie dużo ciężej. Asari także opuszczały Ziemię, by powrócić na Illium, tak samo kroganie, wracający na Tuchankę. Chociaż na myśl o wyjeździe tych ostatnich raczej nikt nie będzie tęsknił.

Przyłożył kubek do ust i zamarł w tej pozycji. Na ekranie pojawiła się quariańska fregata w której przebywała Tali. Z perspektywy kamery fregata wyglądała jak mała mucha, lecz w rzeczywistości widział, że była większa od Normandii.

Normandia. Maleńkie ukłucie w sercu na wspomnienie statku legendy.

W chwili, gdy quariańska fregata zbliżyła się do przekaźnika po wielkiej hali rozniósł się cichy pomruk. Każdy ze skupieniem obserwował to co właśnie się działo. Fregata podleciała do przekaźnika, przyśpieszyła i po kilku sekundach całkowicie zniknęła. Siedząc na miejscu obserwatora, było to nawet dość nudne doświadczenie. Ale siedząc w środku i przeżywając każdą sekundę osobno. Pamiętał jak to było, pamiętał ten strach.

Poderwał się gwałtownie na równe nogi i ruszył pośpiesznie do wieżowca. Musiał dostać informację, czy im się udało. Nie mógł dłużej czekać. Biegł ile tylko sił w nogach, byle dostać się jak najszybciej do Kapitolu.

Winda wlokła się niemiłosiernie, jakby specjalnie robiąc mu na przekór. Złośliwość rzeczy martwych.
Kiedy tylko zatrzymała się na odpowiednim piętrze, Kaidan wybiegł z niej, nie zwracając uwagi na niezwykle wesołą atmosferę panującym na piętrze.
W połowie korytarza zatrzymał się, spoglądając na rozweselonych ludzi. Rozejrzał się wokół korytarza zupełnie zdezorientowany.
– Co się stało? – zapytał przypadkowo spotkanego mężczyznę. Ten obejrzał się na niego, chwycił go za ramię w mocnym uścisku i posłał mu szczery uśmiech.
– Udało się! To jest dobry dzień! – powiedział i podprowadził Kaidana do małego ekranu w kącie korytarza. – Dotarł sygnał, są bezpieczni. Teraz pozostałe statki mogą przelecieć przez przekaźnik. Patrz i podziwiaj, młody człowieku, bo ten dzień także przejdzie do historii – dokończył i z dumą wypisaną na twarzy wpatrzył się w ekran.

„Dziwny staruszek" stwierdził Kaidan, spoglądając na niego z powątpieniem. Lecz gdy zobaczył jak wszyscy ludzie którzy żwawo ze sobą dyskutowali, teraz przepychali się byle dostać w zasięgu wzroku ekran, zrozumiał.
Tali przeżyła. Udało jej się, będzie mogła wrócić na Rannoch. Skontaktuje się z Liarą.
Układ Słoneczny nie będzie dłużej w izolacji. Tylko co dalej? Co z Radą, która stacjonowała na Cytadeli?

Obrócił wzrok na ekran i obserwował jak kilkadziesiąt wojennych statków zbliża się w stronę Cytadeli.
Nie wiedział co właściwie teraz będzie się działo. Zdezorientowany rozejrzał się po twarzach ludzi, by zatrzymać spojrzenie na jednym z Radnych Kapitolu, który stał tuż obok niego. Zapewne wybierał się na posiedzenie, ale jego uwagę przykuło wydarzenie na ekranie.
– Co się dokładnie dzieje? – szepnął Kaidan w jego stronę.
– Ze względów bezpieczeństwa każdy statek osobno przelatuje przez przekaźnik. Na początek turianie jak i quarianie na przemian, gdyż oni najgorzej znoszą pobyt na Ziemii, majorze – wyjaśnił mu patykowaty mężczyzna.

Kaidan skinął głową i na powrót skupił uwagę na przelatujących statkach floty turian i quarian. Poczuł się pusto ze świadomością, że Tali, która przez ostatnie dwa tygodnie była jego jedynym stałym towarzystwem, dziś wyleciała z Układu Słonecznego.

Monotonia przelatujących statków po czasie zdawała się być usypiająca, po pół godziny wpatrywania się w ekran odczuł nagłą frustrację, że nie wsiadł do żadnego z nich wcześniej. Widać, nie tylko jemu ta jednostajność nie pozwalała skupić pełnej uwagi, bo kilka osób zaczęło szeptać między sobą.
Kaidan nie odszedł, aż do końca.
Czekał kilkadziesiąt minut, odprowadzając wzrokiem każdy statek, tak jak większość pozostałych widzów. Pozostali, którzy nie uznali tego za godną ich osoby rozrywkę, rozeszli się by powrócić do swojej pracy.

Kaidan odetchnął głęboko, gdy do przekaźnika wleciał ostatni pancernik Asari i pozostały ostatnie trzy krążowniki.
Było niemal po wszystkim. Krążownik podleciał do przekaźnika i niemal w tym samym czasie na ekranie nastąpił wybuch. Statek złamał się w pół. Tak się przynajmniej zdawało Kaidanowi, bo tylko pół statku znajdowało się na wizji. Drugie pół jakby wyparowało.... Lub znalazło się po drugiej stronie przekaźnika.

Dotąd nie wiedział, że coś takiego mogło się stać. W kolejnej sekundzie podmuch ognia pożarł krążownik. Wokół Kaidana zawrzało. Ludzie zaczęli krzyczeć, ktoś przeklinał, jednak mężczyzna starał się zachować trzeźwy umysł.

Prawie się udało. Na drugą stronę dostali się turianie, quarianie, kroganie, salarianie i prawie wszystkie asari.
Musiał udać się do Radnych jak najszybciej. Być może da się kogoś jeszcze uratować, może uda mu się pomóc. Rozejrzał się w poszukiwaniu Radnego, ale nigdzie go nie dostrzegł.

Rzucił się więc pędem do przodu, w stronę windy. Był tak pochłonięty tym co musi zrobić, że nawet nie zauważył, gdy wpadł na wychodzącą kobietę.
Wypuściła wszystkie swoje elektroniczne papiery na podłogę, a sama wylądowała na kolanach. Kaidan przystanął i wrócił się, byleby jak najszybciej pomóc jej się pozbierać.
– Nie dotykaj tego, to ściśle tajne – ofuknęła go kobieta, pośpiesznie zbierając ważne dokumenty. Spojrzał na jej twarz i zdębiał.

– Emma? – zapytał niepewny. Kobieta znieruchomiała i spojrzała na jego twarz. Widocznie go rozpoznała, gdyż zakłopotana odgarnęła włosy za ucho i zarumieniła się.
– Alenko, dobrze cię widzieć w całości – wykrztusiła. Kilkanaście miesięcy po rzekomej śmierci Shepard zaczął się z nią spotykać, ale nic z tego nie wyszło. Emma była dobrze wykształconą lekarką z wieloma specjalizacjami i pracowała dla Przymierza, ale po dłuższym czasie stwierdzili, że nie pasują do siebie. To była dobra decyzja.
– Cieszę się, że przeżyłaś – westchnął i już miał zamiar podać jej datapad z ważnymi danymi, gdy w oko wpadło mu kilkanaście znanych mu zestawień. Poczuł jak lodowaty pot, niczym kubeł zimnej wody, oblewa mu plecy. Momentalnie zapomniał, że się gdzieś śpieszył i po co. Na datapadzie wyświetlało się DNA Shepard, wraz ze wszystkimi jej danymi z nieśmiertelnika i wykazem funkcji życiowych z datą dzisiejszą. Nie było mowy o pomyłce. Znał je wszystkie na pamięć.

Z szeroko otwartymi oczami spojrzał na kobietę. Czuł, że serce bije jak oszalałe. Wyrwała mu z ręki sprzęt, wyminęła go i ruszyła przed siebie niemal truchtem. Ruszył za nią z zaciętym wyrazem twarzy i zablokował jej dalsze przejście.
– Co to było? Musisz mi powiedzieć! – warknął, telepiąc się na całym ciele.
– Pomyłka w systemie, właśnie szłam to załatwić – skłamała bez mrugnięcia okiem. Znał ją jakiś czas, wiedział kiedy kłamała. Wziął głębszy wdech
– Dlaczego uciekałaś, skoro to pomyłka? – zapytał już spokojnym głosem.
– To są tajne informacje, nawet pomyłki nie powinny być dostępne do twojego wglądu – warknęła i chciała go wyminąć, gdy pokręcił głową. Musiał wyglądać przerażająco z niezwykle spokojnym, lecz morderczym wzrokiem, wpatrując się w kobietę. Widział, że zaniepokojona ogląda się za siebie.
– Jestem Widmem Rady, to jest do mojego wglądu – syknął i wyjął rękę, oczekując.

Kobieta westchnęła, potarła skroń i zaprzeczyła głową.
– Niech Radny Duke to potwierdzi, wtedy wszystko ci pokaże – zażądała. Niechciał jej zmuszać, więc chcąc czy nie chcąc musiał udać się w miejsce, doktórego dopiero zmierzał.
– Dostanę je, ale powiedz mi tylko, czy to co widziałem tam, to naprawdępomyłka? Proszę, powiedz – wyszeptał Kaidan, patrząc w jej oczy bez mrugnięcia.Wypuściła powietrze ze świstem, rozejrzała się na boki.
– To ściśle tajne – przypomniała, pokręciła głową na boki z niedowierzaniem,jakby była pod wrażeniem jego zaciętości. – To nie była pomyłka. To wynikiodbierane ze stazy kriogenicznej, w której obiekt został umieszczony ponad półroku temu – odparła. Kaidan czuł, jakby ziemia osuwała mu się pod stopami.Próbował wziąć oddech, ale nie mógł opanować drżącego ciała.

Mógł się spodziewać naprawdę wielu niemal niemożliwych zdarzeń. Ale nie czegoś takiego.







Koniec na teraz! 
Dedykowane dla pzietek, bo męczył mnie o kontynuację :D

Tęskniłam za Wami bardzo, bardzo! 

Oficjalnie cały profil został zawieszony na czas nieokreślony, ale jak obiecałam, że rozdział we wrześniu to rozdział we wrześniu. 

Nie wiem kiedy możecie spodziewać się kolejnych rozdziałów. 

Zapewne po rozdziałach w Wilku i In Another World. 

Komentarze i gwiazdeczki bardzo pomagają w napisaniu kolejnego rozdziału <3

I wcale nie kończyłam tego wczoraj. Wcale...

Tradycyjnie zapraszam wszystkich na grupy FB: 

Shakarian - Polska i Mass Effect: Andromeda - PL

Do następnego <3









Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top