7. Wielkie pragnienie, małe wyjaśnienie...
Obudziło ją głośne pojękiwanie ze strony srebrnego.
Była tak wycieńczona, że najpierw pomyliła to z wyciem psa sąsiadki Cruz, ale gdy tylko odwróciła się na drugi bok - również jęcząc głośno - i omal nie spadła z kanapy...
Dopiero wtedy przypomniała sobie gdzie jest i dlaczego.
A Sideswipe, widząc, że stanęła na nogi, zaczął wyć jeszcze głośniej.
- Cicho bądź! Co się dzieje? - podeszła do niego ostrożnie, krzywiąc się z bólu, ale ten zakrył tylko oczy ramieniem i zaczął jojczyć.
Przez chwilę myślała, że może dostał zwarcia? Zawału? (roboty mogą mieć zawał!?)
I w końcu pomyślała, że nawiedziły go pustynne duchy... Cóż, nie znała się na robotach.
Rozejrzała się po garażu zdając sobie sprawę, że Optimus również zniknął i została sama z cierpiącym robotem.
- Pojechał na patrol - wydukał Sideswipe, a po chwili zawył - Oleeeeju!
Aż dostała ciarek. Brzmiał jak prawdziwy duch. Albo typowy żul i pijak, który wbrew swojej woli wytrzeźwiał i już nie miał niczego w ustach!
- A skąd ja ci wytrzasnę olej? - założyła ręce na piersi i wzruszyła ramionami, ignorując protest żeber i (prawdopodobnie) zmiażdżonych łopatek. Z przykrością stwierdziła, że czuje się znacznie gorzej niż w nocy.
Srebrny tylko odsłonił swoje niebieskie ślepia i przez dłuższą chwilę przyglądał się jej, jakby nie był pewien czy to właśnie ona jest jego ostatnią deską ratunku.
Po chwili ciężko podniósł nogę i wskazał stopą rząd metalowych półek pod ścianą.
Z głośnym westchnięciem zaczęła przeszukiwać brudne, zakurzone kanistry.
- Olej, olej... - mruczała wściekła - Dlaczego nie mogą pić wody!? Co to jest olej! Nie mają rzepakowego!?
Wrzasnęła stając na nogi i patrząc tępo w kanistry.
- Znajdź olej mineralny, malutka
- stęknął Side, wracając do pozycji męczennika i ignorując resztę komentarzy.
- Booli... Booooli! I pić się chceeee... - Sides dukał za jej plecami, co zresztą bardzo ją bawiło. Był jak duże dziecko!
Szukała jeszcze chwilę, rozpoznając płyn do spryskiwaczy i (chyba) smar, ale reszta pojemników była tak zaklejona, że w ogóle nie mogła rozpoznać zawartości...
- Trzecia półka od dołu, po prawej. Tak, ta zielona...
Złapała wskazany baniak i dopiero po chwili krzyknęła wystraszona. Will stał za nią i śmiał się cicho.
Czerwone ferrari musiało chyba wjechać na trybie niewidce bo nic nie słyszała, a samochodu też nie było widać.
- Czy Sideswipe aż tak dał ci w kość? - zapytał łapiąc od niej kanister i jeszcze drugi, z półki - Trzeba mu to dać do wypicia. Naprawdę nic nie wiesz o samochodach?
- Nie lubię samochodów - burknęła, uważnie obserwując czy na środku nie stoi jeden taki, niewidzialny.
- Nie ma go tutaj - odpowiedział Will, kładąc kanistry na ziemię przy ciele robota - Wysadził mnie i dołączył do lidera - przyglądał się jej jeszcze chwilę, otwierając korek - Możesz zacząć jeść. Ja muszę oczyścić ranę...
Patrzyła chwilę na twarz Side'a, widząc, że ten się krzywi choć Will jeszcze nic nie robi.
Do tej pory narzekał na ból więc... Cokolwiek było w baniaku mógł się tego bać?
Przypomniała sobie ile razy sama zaliczyła obtarcia i porozcinane ręce podczas zabawy i jak cioteczka bezlitośnie odkażała każdą ranke.
Coś pchnęło ją i sama podeszła do robota, kładąc mu ręce na naramienniku. Pomyślała, że jak na gigantyczne istoty z kosmosu są całkiem fajne. Dopóki nie są autami...
- Podaj mi tą szmate...
Wzięła szmate i oddała ją Willowi, obserwując jak mężczyzna ostrożnie zaczyna oblewać długą, ciętą ranę wzdłóż żeber robota. Side stęknął i poczuła jak się spina.
- Czują ból. Tak jak ludzie - wyjaśnił Will - Są tacy jak my.
- Współczuję - powiedziała Hattie do Side'a - Ja sama chciałabym być czasem zwykłą tylko maszyną...
- Gdybyśmy byli tylko maszynami, bez woli i bez wspomnień... Nie żyli byśmy w społeczeństwie - szepnął srebny i zacisnął oczy, gdy Will zaczął szmatką upychać i osuszać ranę - Nie mieli byśmy bliskich, którym ufamy.
- Hm... Gotowe - stwierdził Will, wstając - Skontaktuje się z bazą, prześlą leki i zaopatrzenie, skoro mamy zostać dłużej... Hattie... Tak, znam twoje imię... Pomożesz mu to wypić?
Niecałą godzinę później Sideswipe był czysty, napojony i zadowolony wylegiwał się, cicho nucąc pod nosem.
Hattie i Will tymczasem z pustych torebek po hot dogach rozpalili małe ognisko w koszu na śmieci.
Przez brudne, zabite deskami szyby przebijało popołudniowe słońce, a dziewczyna czuła, że w tej chwili czas mógłby się zatrzymać...
- Więc... Jak poznałeś Autoboty? - zaczęła coraz bardziej ośmielona.
- W zasadzie to one znalazły mnie. Coś o tym wiesz, prawda - zaśmiał się Will - Najpierw były Decepticony. Widzisz, też jestem żołnierzem. Akurat byłem na misji pokojowej... A one sobie od tak przyleciały na Ziemię...
- Tylko po co? Żeby przejąć władzę?
- Szukają Odłamka... - wtrącił się Side.
- Czego? - spytała lecz robot nabrał nagle wody w usta. Poczuła, że coś jest nie tak - Czekaj, szukają? - zapytała znowu patrząc na robota. Kątem oka dostrzegła, że Will robi dziwną minę...
- Szukali. Ale to inna opowieść... - zwróciła uwagę na zmianę w głosie robota, który zbyt szybko wrócił do fałszowania gwizdaniem
- O co chodzi, Will? - naraz zaczęła czuć się dziwnie.
- Decepticony obrały sobie mnie i mój oddział za cel - ciemnowłosy podjął opowieść - Ale nie daliśmy im się. Wygraliśmy bitwę. A w następnej brały już udział Autoboty i udało nam się pokonać jeszcze więcej Conów... Od tamtego czasu Autoboty pomagają nam, ludziom, pokonać niedobitki Megatrona...
- Kiedy to było? - Zapytała. Próbowała ocenić wiek mężczyzny bo wyglądał młodo. Mówił, że jest żołnierzem, ale brązowa skórzana kurtka, brak broni i młoda twarz z lekkim zarostem nie uwiarygodniły jego wersji.
- Transformery byli na Ziemii od wieków, ukrywali się. Hattie, ja poznałem Autoboty jakieś półtora roku temu. Jesteśmy teraz bardzo zżyci.
- Masz... Dwadzieścia trzy lata? - strzeliła pierwszą liczbę, która przyszła jej na myśl.
- Dwadzieścia pięć. I cztery miesiące.
Po kręciła swoimi ciemnymi włosami. Ten facet i ta sprawa byli dziwni.
- Przez prawie dwa lata nie możecie złapać takich robotów jak Barricade? Potrafią rzucać autobusem, ale nie mogą złapać takiego nieprzyjaciela? - nie podobała jest ta cisza - Po co one wciąż są wśród nas, Will?
- Ponieważ nasza planeta nie daje się do życia - stwierdził robot.
Od tak skomentował oczywisty fakt. Rozumiała, że nie mogą wrócić do siebie, ale jednak... To im nie dawało powodu by uganiać się za przeciętnymi dziewczynami czy robić ustawki na terenach budowlanych.
- Ale dlaczego ja? - spytała - Czemu uwziął się na mnie?
- Po prostu znalazłaś się w złym miejscu o złym czasie. Skoro Cade siedzi ci już na ogonie to Optimus chce zrobić wszystko by cię z tego wyplątać...
- Jeździsz nim? Z nim znaczy?
- Co? Ah, czasami... Przyzwyczaisz się.
- Do czego? Do jazdy z nimi? Nie ma mowy... Czekaj, oni nas tu wczoraj przywieźli?
- Nie, wczoraj udało mi się znaleźć pick up'a. Stoi na zewnątrz.
- Niebieski samochód? - spytała przypominając sobie wydarzenia z wczoraj.
- Zwykle mają wolną rękę do akcji, a my jesteśmy gdzieś w pobliżu. Na przykład kiedy chcemy wjechać kosmiczną ciężarówką na strzeżony parking? I musimy przekupić strażnika... A potem robimy co chcemy. Kiedy wyjeżdżają na misję, rzadko im towarzyszymy. A kiedy zacznie się walka najlepiej w ogóle nie plątać im się pod nogami.
- Dzięki za radę - mruknęła, krzywiąc się. Szkoda, że nie wiedziała o tym kiedy wracała z nad jeziora albo gdy zachciało jej się odbijać maskę jakieś ciężarówce.
- Nie ma za co - zaśmiał się z grymasu dziewczyny - Co jeszcze chciałabyś wiedzieć?
- Jak wrócić do domu. I czym jest odłamek.
Nachyliła się w stronę mężczyzny i posłała mu groźne spojrzenie brązowych jak czekolada oczu. Cioteczka patrzyła na nią w ten sposób zawsze, gdy jako dziecko nie chciała zjadać warzyw.
I z ulgą patrzyła jak z twarzy Willa znika wesołość.
Kocham cię, cioteczko, za te grymasy!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top