3. Jak karoca do osła...
To mogłaby być zupełnie zwyczajna niedziela, nie wiele lepsza od poprzednich... Cioteczka chodziła od straganu do straganu na placu rynku, Hattie ciążyły torby wypchane owocami, rybami i mąką, a słońce grzało.
Incydent ze srebnym samochodem odszedł w niepamięć, a koszmar zostałby tylko beznadziejnym wspomnieniem...
Jednak tym razem dziewczyna ciągle czuła się obserwowana. I wcale nie czuła na sobie spojrzeń ludzi na rynku.
Ilekroć się rozglądała to miała wrażenie, że dosłownie każdy samochód się na nią gapi.
Wprawdzie miewała podobny lęk po stracie rodziców, z myślą "on tylko czeka, będę następna", a lampy świetle aut wyglądały jak oczy dzikich kotów...
Ale teraz to wróciło. Raz czy dwa mignął jej czarno-biały wózek, potem faktycznie wypatrzyła miejski radiowóz.
Już zaczęła myśleć, że to naprawdę wraca, ta paranoja.
Jednak miarka przebrała się, gdy po drugiej stronie ulicy odezwały się trąbienie, krzyki i pisk hamulców.
Odwróciła się od kramu, na którym ciotka wybierała kapustę by w porę zobaczyć - naprzeciw rynku, dalej, mieściła się stacja autobusowa - w tej chwili dwie osobówki i autokar zakorkowały się, hamując ruch, a na wyspę... Wjeżdzała ciężarówka. Tył jej naczepy błyszczał wprost do Hattie.
Aż się zapowietrzyła.
- Zaraz wracam - krzyknęła, kładąc torby na ziemię i całując ciocie w policzek, zbyt zajętą dyskusją ze sprzedawcą na temat ceny. Była naprawdę upartą kobietą i jej bratanica po cichu współczuła mężczyźnie.
Podbiegła na drugi koniec ryneczku by w porę zauważyć jak ciężarówka kluczy na tyłach stacji. Było tam kilka innych TIRów, ale starych i brudnych. A ta była potężna, chromowana, błotniki nie miały ani plamki z błota, a niebieski lakier z czerwonymi płomieniami chyba nigdy nie spotkał się z kurzem z drogi. Ta nowa ciężarówka pasowała tam jak osioł... Ba! Jak karoca do osła.
Poprostu stała tam sobie elegancko i wyglądała.
A Hattie poczuła jak jakaś dwudziestokilogramowa gula spada jej do żołądka.
Co teraz zrobi? Zamruga do niej światłami? Napewno nie stanie na nogach. Chyba?
Co jeszcze może taka dziewczyna jak ona zrobić?
Pogodzić się z losem? Jeżeli ten sen był prawdziwy? Jeżeli naprawdę widziała walczące roboty, a ta ciężarowka jest tą, która wtedy tam była?
Może czas przestać się bać, Hattie?
Co mogą ci zrobić? Zdeptać. Tymi wielkimi stopami.
I zmiażdżyć. Wystarczy, że te dziesięć metrów metalu spadnie na nią z hukiem bo się potknie.
Trzeba być idiotą żeby zadawać się z takim żywiołem.
To jak być strażakiem i rzucać się w ogień! Ale oni właśnie to robią...
Głupia intuicja! Nie pomagasz!
Hattie mentalnie zaparła się.
To przypadek. Ciężarówka zaraz stąd odjedzie.
A jeżeli nie...
A jeżeli nie. To ona sama do niej przyjdzie. Tak... Genialny plan...
***
Dokładnie o osiemnastej wyszła z domu. Powiedziała cioci, że idzie z koleżankami na małe spotkanie (tak, alkoholem - przed tobą kobietą nic się nie ukryje. Prawie nic) i jakby co to będą w kontakcie. Taką miała gorąca nadzieję.
Że zanim gigantyczny kolorowy robot rozgniecie ją zdąży napisać Cioteczce, że bardzo ją kocha.
Do rynku było daleko, bo razem ze stacją mieściły się bliżej centrum, więc dotarcie na miejsce zajęło jej dobre kilkadzieścia minut.
Kiedy dotarła na miejsce jakoś nie specjalnie, wewnątrz w serduszku, nie zaskoczyło jej, że karoca (czyt. Ciężarówka) dalej stoi.
Poprostu weszła na teren i czmychnęła pod... Ogrodzenie.
Och. Westchnęła widząc zamkniętą bramę.
To dlatego sama nie wyjechała?
Zaśmiała się głupio. No przecież. Samochody same się nie prowadzą.
Chwilę zastanawiała się czy zamkniętą na kłódkę brame otworzyć... Ale w końcu stwierdziła, że jest za jasno. Słońce dopiero będzie zachodzić...
W końcu zdecydowała się naciągnąć kaptur bluzy na głowę i poszukać innego przejścia do tej klatki dla... No cóż, osłów. Naprawdę... Chyba wcześniej nie zamykali tej bramy bo po co? Odkąd pamięta stały tu tylko dwie stare przyczepy i trzy wozy ciężarowe, z czego jeden nawet nie miał kół. I silnika.
Ku jej westchnieniu ulgi udało jej się dostać na teren wspinając po koszu i torbach na śmieci.
Pięć minut później stała oko w oko z grillem tej bestii.
Mimowolnie zadrżała. Poczuła mdłości, a serce podeszło jej do gardła.
Ciężarowka właśnie zepchnęła auto osobowe, powodując zderzenie czołowe. Zderzenie, które odebrało jej...
- Aghr! - krzyknęła, uderzając nagle pięściami o kant nosa tego tira. Wokół niej było dotąd tak cicho, że czuła jeszcze jak powietrze wibruje od jej gniewu - Dlaczego ja!? Dlaczego!
Uderzyła jeszcze parę razy, przestała dopiero, gdy prawie skręciła nadgarstek na szprychach grilla.
Po raz pierwszy od dziesięciu lat mogła to z siebie wyrzucić! Od pogrzebu, od czasu, gdy czytała wszystkie gazety z artykułem o wypadku. Odkąd dowiedziała się, że tamten kierowca miał syna, żonę i psa i spędzi resztę życia w więzieniu.
Nagle poczuła jak łza spływa jej po policzku. Nie płakała od czasu drugiej rocznicy, gdy miała dziesięć lat - wtedy, razem z babcią, po pogrzebie dziadka, przeprowadziły się do Denver.
Owinęła się ramionami, usiadła na schodkach do kabiny i poczuła jakieś dziwne ciepło.
Poprostu się rozryczała.
Nie wiedziała ile czasu minęło kiedy tak płakała przy kole jakieś wielkiej obcej ciężarówki, ake wyrwał ją męski krzyk.
- Ej ty! Gówniaro! - poderwała głowę i otarła łzy dokładnie w momencie, gdy facet porwał ją do góry za ramię - Co ty tu robisz!? To teren zamknięty!
- Ja... Ja... - zapowietrzyła się z szoku - Ja nic nie... Przepraszam!
- Gówno! Powiesz to policji! - policji?! Jeszcze nigdy nie... Naeet kiedy wychodziła pić ze znajomymi nad jezioro, nigdy! - Już tu jedzie!
- Przepraszam! Proszę nie!
- Widziałem jak kopiesz ten wóz! Wiesz ile jest wart!? Stać cię na pokrycie kosztów!? Widziałem jak uderzasz i kopiesz go! Głupia gówniara!
Odwróciła się jeszcze na tira i... Chyba zwariowała! Lusterko się po ruszyło...
- Już są! Opowiesz wszystko na komendzie!
Mężczyzna, strażnik jak się domyśliła, wyprowadził ją siłą na wyspę dla autobusów, gdzue stał...
- O matko... - poczuła, że nogi odmawiają posłuszeństwa.
Czarno-biały mustang.
Stał tam.
- Wsiadaj!
Strażnik otworzył drzwi i wepchnął ją do środka.
- Kierowca tira zaraz zjawi się na komendzie - powiedział przez szybę pasażera do... Och, poczuła, że robi jej się zupełnie słabo, gdy zobaczyła, że na miejscu kierowcy siedzi funkcjonariusz.
Mustang miał kierowcę.
Ciężarowka miała kierowcę.
A ona głupia uwierzyła w jakiś cholerny pijacki sen!
I skopała maskę wartej Bóg wie ile maszynie! Wartej może i miliony?!
Zaczęła się poważnie bać, że kiedy kierowca odkryje choć jedną ryske zostawioną przez jej pięść...
To będzie koniec.
Jej i jej cioteczki.
Zwłaszcza jej.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top