27. All Hail...?
Rechot Decepticona odbijał się echem od wykutych w skale ścian i tak samo dudnił w myślach dziewczyny jeszcze długo, długo po tym jak zniknęli nietoperzowi-robotowi z oczu - sprawiając, że jej młode silne serce wpadało w paniczny wręcz cwał uderzający w takt słów Ucie-kaj, Ucie-kaj, Ucie-kaj!
Przerażające znaczenie cytatu z komedii Dantego towarzyszyło ciemnoskórej w szczególności, kiedy Decept trzymający ją w garści wkroczył do ogromnej groty, która rozświetlona została białym światłem lamp - będących niegdyś częścią oświetlenia Statku Autobotów - a poustawianych teraz na każdej możliwej półce skalnej.
Męska jaskinia.
To było jedyne komplementujące określenie jakie dziewczyna mogła wymyśleć, gdyby ktoś ją zapytał o zdanie.
W rzeczywistości nie było tam nic co zasłużyłoby na miły komplement, a jedynie przypominało plan zdjęciowy z prawdziwego kina grozy.
Dziewczyna przełknęła ciężko ślinę obserwując jak pierwotna dzikość i szaleństwo Decepticonów miesza się ze współczesnością i trudnymi warunkami.
Pierwsze co rzucało się w oczy od wejścia to bałagan. Głazy i nieliczne półki skalne były rozwalone na kawałki, a ściany jaskini pokryte grubą warstwą graffiti - większość rysunków przypominała język na zbroi Autobotów, ale było też dużo angielskich zwrotów i sprośnych malunków kobiet-robotów.
Walały się stosy śmieci, w tym mnóstwo puszek po farbach do malowania i spreyu, reszta była dla niej zagadką.
Panował wewnątrz fetor rozkładu, a przebijał się przez niego metaliczny zapach krwi i rdzy i dziewczyna bała się, że to zapach ludzkiej krwi. Trudno jednak być pewnym gdy w jaskini pod ziemią przebywa jednocześnie kilka metalowych ciał, brudnych tankujących benzynę i zżartych korozją ciał.
Zaczynając od wejścia Hattie niemal skoczyła ze strachu słysząc mrożący krew w żyłach warkot ze strony Decepticona, którego w półmroku uznała za duży głaz.
Nie było to porównanie przypadkowe ze względu na olbrzymi rozmiar robota i postawę - leżał bowiem zwinięty w kłębek jak kot na rozwalonym w kawałki głazie robiącym za posłanie. Warczał jak pies, a poniżej walały się resztki gruzu, plastikowe pożarte torby, puszki i metalowe rdzewiejące beczki, z których ulatniał się odór. Z pyska natomiast był jednym z bardziej odrażających bestii jakie dziewczynie było oglądać. Przypominał Predatora, złote paciorki "oczu" chowały się za mnóstwem czarnych "warkoczyków" okalających brzydki, poszarpany pysk z dwoma wystającymi kłami jak u guźca. Metalowe zbrojenia na ciele trzeszczały i trzęsły się jakby otrzepywał sierść, a skałę na której leżał drapał ogromnymi szponami.
Nie było w nim nic z naturalnego piękna zwierzęcia, jak u Sleewjaw'a, nie - to była bestia, żywa figurka zlepiona z różnych części, które nie trzymały się kupy i w dodatku została stopiona ogniem.
Silne ogromne cielsko musiało być przynajmniej jeszcze raz takie jak Ironhide, albo Optimus - trudno było ocenić dopóki kreatura leżała, obszczekując Rycerzyka.
Kiedy minęli Cerbera, jak Hattie uznała go nazywać, wyłonił się kolejny makabryczny obraz.
Oprócz walających się śmieci i zniszczonych ścian, pod jedną z nich, obficie umalowaną na niebiesko i poszarpaną pazurami, stały dwie grube dzidy, na których nabite były głowy dwóch innych Cerberów.
Z czarnymi dziurami w czaszkach, wywalonymi metalowymi jęzorami (z czego jeden miał kolce, a inny rozwidlenie zakończone małymi kłami) z opadającymi na twarz ogonami albo dredami z metalowych paciorków, z przetrąconymi szczękami, ostrymi kłami i poszarpanymi na pół ranami na pyskach, wcale nie wyglądali lepiej niż ich żywy bliźniak. Wręcz przeciwnie, byli martwi, byli samymi łbami, a mimo to Hattie miała wrażenie że zaraz rozerwą ją żywcem.
Bała się ich. I podświadomie wyobrażała sobie jak makabryczna w skutkach musiała by być walka Autobota z tą kreaturą. Zaczęła się trochę cieszyć, że dotąd Cerber nie brał udziału w żadnej walce.
Z drugiej strony... Skoro te tu były martwe to z pewnością dzięki któregoś z Autobotów, nie? Poczuła nagłą ulgę.
Fracture minął martwe pomniki bez wzruszenia.
Skierował się jeszcze dalej i dziewczyna zaczęła się w końcu bać, czy jest tu coś jeszcze gorszego i mroczniejszego.
Kiedy się zbliżyli Czarno-pomarańczowy przerwał na chwilę wgapianie się w ścianę i odwrócił się do zbliżającego się Rycerzyka.
- Sporo czasu Ci zajęło dotarcie tutaj, Złamańcu - uśmiechnął się wrednie Decepticon, którego nazywali Rampage.
Poczym znów wrócił do swojego zajęcia, którym było gapienie się w zawaloną graffiti ścianę.
Ciemnoskóra go nie winiła, nie mogła sobie wyobrazić by mieli tutaj jakieś inne zajęcia do zabicia czasu.
Obok siedzieli Barricade oraz Blackout, który sprawiał równie mocne wrażenie spokoju co szaleństwa. Oraz kawałek dalej plątał się Tancor, szukający czegoś wśród puszek.
- Może po drodze troszkę ją przetrącił - Barricade siedział na podeście z kamienia, opierając wyciągnięte ręce o kolana.
To była pierwsza luźna postawa w jakiej było jej dane zobaczyć Decepticona. Decepticona, który się ze smakiem oblizał próbując dostrzec jej skulone ciało pomiędzy paluchami kompana - Powiedz... Przetrąciłeś? Złamałeś jej coś? Pociąłeś? A może - zarechotał nagle - Może wsadziłeś?
Jaskinia pełna Conów rozbrzmiała ich głośnym śmiechem... Gwałtowne i silne uczucie niepokoju wbiło się wraz z rechotem robota i nie puszczało. Jakiekolwiek resztki jej pewności siebie uleciały w przestrzeń natomiast brutalnie wstrząsnęło nią przerażenie. Ciało zaczęło drżeć w tłumionej resztkami rozsądku panice.
Znalazła się zdana na łaskę psychopatów z kosmosu.
- Lord Megatron chciał ją w całości. Więc dostanie ją w całości - odparł bez entuzjazmu Rycerzyk.
- Może później da nam się nią trochę pobawić - westchnął Rampage i ku zdziwieniu dziewczyny złapał za puszkę z czerwoną farbą i zaczął obsmarowywać ścianę hasłami rodem ze słownika kiboli.
- Mam nadzieję, że coś dla nas zostawi - Cade znów się oblizał, nawiązując z nią kontakt wzrokowy - Namęczyłem się żeby ścierwo złapać więc nagroda mi się należy.
- Zobaczymy.
To był cały komentarz Fracture'a.
Jego największy spokój, świdrujące karmazynowe optyki i słowa Nietoperza o tym konkretnym Decepticonie nie dawały dziewczynie złudnej nadziei, że może liczyć na jego pomoc.
Bez względu na wszystko była tutaj zdana tylko na siebie.
I poraz pierwszy naprawdę dopuściła do siebie myśl, że to może być koniec.
Nie była na to gotowa.
Ale mimo to czuła, że tutaj może się skończyć wszystko.
Rycerzyk zbliżył się nagle do największego ze stojących jeszcze kamieni. Przez chwilę ciemnoskóra zastanawiała się co dalej, jednak szybko się okazało co Con ma w planach.
Ledwo otworzył dłoń, a dziewczyna spadła na zimny, mokry kamień, a ból po upadku opanował całe jej ciało.
Rechot Conów odbijał się w jej głowie wciąż i wciąż, dopóki nie ośmieliła się wrzasnąć że mają się zamknąć.
Mimo to zdawała sobie sprawę, że ostatnia forma ochrony - ręką Decepticona - zniknęła i teraz jest sama, bezbronna na ogromnym głazie, z którego upadek w najlepszym przypadku oznacza śmierć na jej warunkach.
W najgorszym połamanie nóg i umieranie wedle okrutnych fantazji chorych robotów.
Upadła na kamień z płaczem na czubku nosa i zwinięta w kłębek zakryła głowę ramionami.
Następne kilka chwil w ciemności poświęciła na głębokich wdechach żeby uspokoić skołatane nerwy.
Decepticony również uspokoiły się, śmiechy ucichły i każdy odszedł żeby zająć się "sobą" wypełniając przestrzeń powarkiwaniami i syczeniem farby w sprayu.
Odsłoniła ręce żeby zobaczyć gdzie znajdują się roboty, a kiedy zyskała pewność że żaden nie zwraca na nią uwagi...
Pociągnęła nosem i szybko wstała, żeby rozejrzeć się za drogą ucieczki.
Jakakolwiek by ona nie była, czuła że musi się stąd wydostać.
Choćby po to by w mysiej dziurze przeczekać aż ktoś ją uratuje.
Ktoś musi.
W głębi serca liczyła, że jednak Autoboty i Will nie spiszą ją na straty...
Że sama nie spisze siebie na straty...
Ledwo doczołgała się do krawędzi kamienia i spojrzała w dół, gdzie skryta w mroku podłoga tylko potwierdziła jej obawy...
A w tym czasie niemal zupełną ciszę w jaskini przerwało głośne przejmujące wycie.
Urwało się gwałtownie gdy tylko Steeljaw wszedł do jaskini na dwóch nogach, kryza na jego karku lśniła lekko w półmroku a wilcza twarz robota szczerzyła w uśmiechu.
- Pokłońcie się! ALL HAIL LORD MEGATRON!
Zgodnie z ostatnimi słowami wilka jaskinia zatrzęsła się od ogromnego huku.
I następnego.
Dziewczyna ze zdziwieniem oglądała wszystkie Decepticony łącznie z Cerberem skupiają swoją uwagę na czymś co wydaje ten przeraźliwy dźwięk.
Równomierny chód mogła porównać o uderzeń gromu i była pewna, że gdzieś na świecie każdy krok "Megatrona" ciska pioruny.
A potem z ogromnym jękiem podsumowała jak bardzo się myliła.
Mogło być coś gorszego i straszniejszego niż to co widziała do tej pory.
Ściany groty zaczęły pękać i odłamywać się kiedy przez korytarz przepchnął się w końcu on.
Ogromne cielsko przewyższało co najmniej o głowę Cerbera.
Co najmniej.
Ogromne trzypalczaste łapy z ostrymi szponami kruszyły ziemię przy każdym kroku jak przy wystrzale z armaty.
Wielki ciężar kołysał się lekko, a gruby ogon uderzał o resztki korytarza rozwalając go doszczętnie. Całość wieńczyły krótsze łapy przednie i gigantyczna ogromna szczęka.
Szczęka najeżona rzędami ostrych jak noże kłów.
Stanął wreszcie, zdawało się ciemnoskórej że nawet dyszy ciężko. O ile roboty w ogóle oddychają.
Duże czerwone oczy w czaszcze Lorda nie przypominały karmazynu ani czerwieni ferrari Mirage'a... Nie przypominały żadnej czerwieni którą by znała i potrafiła nazwać. Były tak mordercze, że czuła jakby głębia koloru zmieniała się od ilości krwi którą podświadomie Decepticon z niej wysysał i kolor ten przelewał się. Śmierć.
Wielki zmechanizowany dinozaur patrzył nią jakby już zadawał jej śmierć.
A potem wrzasnął na zszokowaną i sparaliżowaną strachem ofiarę tak zwierzęcym wrzaskiem prehistorycznego gada, że prawdziwe Tyranozaury mogły się schować i posikać ze strachu.
Dokładnie tak jak Hattie, opluta wydzielinami z pyska brutalnego robota, zeszczana ze strachu i wrzeszcząca i skulona z przerażenia.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top