18. Rodzinne Sekrety
*teraz na serio napisałam rozdział :) schowajcie te widły, proszę*
*albo nie. Bo właśnie spuszczam wam
na głowę bombę
historyczną. Da bumm! *
Henrietta z cichym westchnięciem odsunęła się gwałtownie od maski ciężarówki.
Optimus zaczął się powoli rozkładać, z widoczną ostrożnością transformował się na nogi.
Każdy element uzbrojenia, części samochodowych i kiszek robota przesuwał się powoli, a kiedy mógł już się rozsiądź to zajął miejsce krzyżując ze sobą nogi.
Wreszcie lider uderzył głową w strop schronu, a szpiciaste części na jej czubku zastrzygły jak uszy zdenerwowanego kotka.
Prime pochylił się mocno nad dziewczyną, która z wrażenia praktycznie upadła na tyłek i poprawił się próbując zmieścić w wysokim na tylko kilka metrów bunkrze - chodź imponująco dużym dla człowieka to wciąż za małym by pomieścić nawet siedzącego w tej chwili dziesięciometrowego robota.
- Wciąż robisz taką śmieszną minę, za każdym razem - skomentował na wstępie lider, składając ręce przed dziewczyną i opierając łokcie o kolana.
- Bo to... Za każdym razem jest tak samo niesamowite - odparowała ciemnoskóra, patrząc z dołu na Autobota, który spokojnie objął spojrzeniem zebrane wokół elementy pozaziemskiej technologii.
- To wszystko zaczęło się jeszcze wtedy, gdy uderzyliśmy o Ziemię. Rozwalona na kawałki Arka, rozbity na dziesiątki elementów silnik i ranna załoga... - zaczął Optimus spokojnie swoją opowieść -
Wiele dób minęło zanim odzyskaliśmy siły i oceniliśmy zniszczenia. Gdy tylko Megatron i jego Decepticony również stanęli na nogi postanowili odbić pozostałości frachtowca siłą. Kolejne lata traciliśmy na odpieranie ataków i odnajdywanie niezbędnych części. Straciliśmy tak dużo czasu, nie posuwając się ani o krok naprzód, że wreszcie pogodziliśmy się z porażką. Brakiem wyjścia, możliwości powrotu do domu.
Wreszcie też zdaliśmy sobie sprawę, że tak niezbędny nam kokpit statku i jego silnik jest daleko poza naszym zasięgiem. Nie mieliśmy możliwości naprawy Mostu, naszej technologii do teleportacji, nie mogliśmy więc podróżować między kontynentami i ocalić tych części, które były tak daleko.
Poddaliśmy się. Część z nas zabrała kilka z tych, które nam zostały by bronić je przed Decepticonami. Za bardzo baliśmy się, że mogliby wykorzystać je przeciwko nam. Lub... Wrócić na Cybertron bez nas...
- Przez wiele długich tysiący lat przegapialiśmy to, że ludzie zaczęli się kolonizować, uprawiać glebę i wreszcie to oni odnajdywali fragmenty Arki, tam gdzie my, jak nam się wydało nie mogliśmy dotrzeć.
Niejednokrotnie udawało nam się je odzyskać, pozostawiając po sobie ślady w starożytnych kulturach. Jednak z czasem, gdy człowiek zaczął rozumieć, a jego cywilizacja zaczęła się rozrastać przyjmując struktury podobne do tych, które pamiętałem z domu... Zaczęliśmy zawiązywać przyjaźnie.
Mnóstwo czasu spędzaliśmy w już wtedy bogatych lasach Amazoni, wraz z naszą częścią statku, jego rufą. Odkrył nas wtedy człowiek, młody Europejczyk imieniem Amerigo i zafascynowany tak nowym lądem jak i nami, odkrytymi przypadkowo, zaproponował nam byśmy razem z nim wyruszyli na dwór króla Portugalii... Choć z pozoru nie zamierzaliśmy się zgodzić to przekonał nas, że zna kogoś kto mógłby nam pomóc, kogoś kto miał już do czynienia z opisanymi przez nas odłamkami.
- Wyruszyliśmy więc do Europy, ja, Hot Rod i Bumblebee, w przebraniu zwierząt.
Amerigo okazał się zaufanym przyjacielem, a wraz z nim Leonardo da Vinci, który w swojej pracowni trzymał więcej odłamków niż oglądaliśmy wtedy od wieków. Młodzi podróżnik i wynalazca zaoferowali nam pomoc. Jeszcze nie zdając sobie z tego sprawy udało nam się założyć ledwie początek Zakonu, którego członkowie deklarowali zachować nasze istnienie w tajemnicy.
W ten sposób zyskaliśmy pomoc wspaniałych ludzi, różnego statusu i z różnych krain. Monarchowie wspierali finansowo nasze podróże przez morze, do towarzyszy, a uczeni pomagali odnajdywać i gromadzić wszystkie części silnika, które dostały się w ręce rozwijającej się wcześniej bez naszej wiedzy cywilizacji Europy.
- Decepticony jednak nie pozostały nam dłużne i nigdy nie miały tak naprawdę zamiaru zostać w swojej kryjówce.
Walka na pustkowach Ameryki Południowej, którą odbyłem wieki temu z Megatronem była ostatnią chwilą, w której widziałem Lorda Decepticonów. Nie pokazał się nawet podczas I ani II Wojny Światowej, w której jego podwładni mieli wielką pożywkę. Mieszali w waszej historii, tak w Ameryce jak i Europie, siejąc zamachy, wszczynając konflikty i niosąc spustoszenie. Przez ten czas, w którym jego poddani zaczęli znów walczyć znami o prawa do części Arki, on siedział w ukryciu i niejednokrotnie myślałem, że zgasł. Od zadanych przeze mnie ran.
Dopiero teraz, gdy Barricade zaczął cię szukać, a Decepticony zwiększyły aktywność pojąłem, że on wciąż żyje. I wciąż zależy mu na pokonaniu nas, Autobotów, w tym wyścigu. Walka pod Mostomi Denver i relacja Dino tylko mnie w tym utwierdziła.
Widzisz pomimo wsparcia członków Witwiccan, którą potomkinią była twoja matka i ty... Nasza ponowna nagonka by zdobyć cały silnik ostygła mocno. Przez te setki lat bowiem nie udało nam się odnaleźć najważniejszego.
Brakuje rdzenia.
Wszystkie te fragmenty, które tutaj widzisz są bez niego bezużyteczne.
Ostatecznie więc znów znaleźliśmy się w punkcie wyjścia, a Zakon wycofał się, zachowując nasze istnienie w tajemnicy, z pokolenia na pokolenie.
Podobnie jak Witwiccanie my również wycofaliśmy się po czterdziestym piątym roku. Europa była zniszczona wojną i wiele z naszej pracy cudem przetrwało, czego nie można powiedzieć o wszystkich z Zakonu. Poraz kolejny większość z nas uciekła do kwitnącej wtedy Ameryki Północnej. Aż do tysiąc dziewięćset dziewięsiątego piątego.
- Twoja matka, Teresa Bartholomew, była praprawnuczką jednego z członków Zakonu, wtedy oficera brytyjskiej armii, Arthura Bartholomewa, który znał nas już od I Wojny Światowej.
W wspomnianym przeze mnie roku twoi rodzice odmienili losy naszej wojny.
Chodź wtedy nie zdawaliśmy sobie z tego sprawy.
Teresa była ledwie świadoma historii swojej rodziny, znająca nas tylko z opowiadań dziadka i jego dzienników, nie wtajemniczona w Zakon i jego zasady. Ja natomiast zbierając kurz z dróg międzystanowych nie wiedziałem nawet o jej istnieniu.
Przyleciała zza oceanu by studiować w Waszyngtonie kryminalistykę. Choć, jak się wtedy przyznała mnie i Autobotom, przeniosła się z brytyjskich sił śledczych ponieważ dowiedziała się o znalezisku FBI.
Jej drobne śledztwo i praktyki w amerykańskim wydziale doprowadziły ją do Odłamka. I twojego ojca.
- 23 lata temu twój dziadek z Meksyku i jego syn, Diego Montemayor wykopali na ziemi uprawnej część tak niestabilną i niebezpieczną, że została uznana za materiał wybuchowy.
Choć znów może wydać ci się absurdalne, tak właśnie było.
Teresa i Diego poznali się pierwszy raz w laboratorium FBI. Podczas gdy twoja mama odbywała praktykę chcąc uzyskać doktorat, twój ojciec był przesłuchiwany w bomby, za jaką wtedy uważano przewiezony z Meksyku do Waszyngtonu Odłamek.
Ludzie wciąż próbowali rozwiązać tajemnice kosmicznego odpadu. Nie podejrzewali jednak, że jedna młoda kobieta znalazła się we właściwym miejscu, o właściwej porze.
Teresa po rozmowie telefonicznej ze swoim dziadkiem została uświadomiona wiedzą zbieraną w Zakonie od wieków. Dowiedziała się również, że i w jej domu znajdował się jeden z chronionych Odłamków.
Wtedy była już pewna, że Diego, ona oraz ludzie są zbyt narażeni na atak Decepticonów.
Zdawała sobie sprawę jakim zagrożeniem są dla niej i całej ludzkości. Wiedziała, że musi odnaleźć nas. Lub wywieźć fragment silnika tam, gdzie do tej pory Decepticony go nie znalazły.
Była jednak zbyt śmiała by przejmować się swoim bezpieczeństwem. Znalazłq przyjaciela w tym meksykańskim młodym mężczyźnie, twoim ojcu, i razem postanowili zabrać Odłamek do jedynego Autobota w Europie, Hot Roda, który pod swoją pieczą również ma odłamek...
Jednak to im się nie udało.
Nie dotarli z nim na drugi kontynent.
Być może w wyniku pewnej lekkomyślności twojej matki.
Postanowiła ona wykraść ówczesny obiekt badań z chronionego budynku siedziby FBI. I z pomocą Diego udało jej się to. Agenci musieli jednak odzyskać swoją własność.
Teresa i Diego zostali przestępcami, a na ich ślad natknęły się również Decepticony. W wyniku kolejnych zdarzeń Rdzeń stał się zbyt nie stabilny, alarmując przy tym nas, Autoboty rozsiane po kontynencie oraz wojska amerykańskie.
Zachłanne Decepticony rozpętały z nami walkę o Odłamek w mieście pełnym ludzi.
Odparliśmy ich atak, wygraliśmy bitwę, wraz z rządem i siłami wojsk.
Twoi rodzice natomiast wraz z siłami wywiadu pomogli ukryć Rdzeń tak by nikt z nas go nigdy nie znalazł.
Rząd Stanów Zjednoczonych postanowił udzielić nam pomocy i azylu. Utworzyliśmy niemal współczesną, praktycznie militarną wersję Zakonu znajdując nowych zaufanych przyjaciół i ludzi. Dzieląc się historią. Udało nam się też zacząć badania i działania w łączeniu fragmentów silnika oraz Arki, wreszcie przez te dwie dekady udało się nam osiągnąć sukces. Zrobić postępy!
Nie jesteśmy jednak w stanie odtworzyć Rdzenia!
Optimus odchylił się nagle do tyłu, zderzając głowę ze stropem, jednak tym razem nie przejął się tym. Uniósł klatkę piersiową jakby w głębokim oddechu, a dopiero ta czynność przypomniała ciemnoskórej dziewczynie, że wstrzymuje sobie dopływ tlenu.
- Zaprzyjaźniłem się na krótko z twoimi rodzicami i poprosiłem by dobrze zaaopiekowali się zdobytą częścią, gdziekolwiek ją podziali.
Zostali objęci wtedy ochroną świadków i na ich wspólną prośbę zamieszkali razem. Trzy lat później, jeszcze zanim się urodziłaś pobrali się. A potem pojawiłaś się ty - stalowy gigant uśmiechnął się delikatnie - to były takie drobne niuanse, którymi się z nami podzielili. Zawsze podkreślali, że chcą cię chronić przed Decepticonami, dopóki nie nadejdzie odpowiednia pora. O ich śmierci dowiedziałem się kilka lat temu, zbyt późno. I wciąż jest mi z tego powodu bardzo przykro.
- Być może Henrietto będziesz nam mieć to za złe... Jednak prawda jest taka, że tylko Teresa i Diego, twoi rodzice, wiedzieli gdzie on jest. Gdzie jest Rdzeń silnika Arki. I jest to jedyny niezbędny element, który połączył by cały ten złom do kupy - Westchnął Optimus, wydając z piersi ledwo słyszalny, gwałtowny pomruk złości i rezygnacji - Właśnie dlatego Decepticony ciebie szukają. Choć wygląda na to, że to my mamy przewagę to jestem pewien, że niestety, nieumyślnie, ściągnęliśmi do ciebie Barricade'a i pozostałych. To ja postanowiłem, żebyśmy cię odszukali. To ja kazałem Miragowi cię pilnować.
Chcieliśmy zaangażować cię w odpowiednim czasie, tak jak chcieli tego twoi rodzice...
Megatron jednak rzadko robi cokolwiek według moich przewidywań. Jest mi tak przykro, że wpadłaś w wir tych zdarzeń, wcale nie gorzej niż twoja mama...
Mimo to mam nadzieję, Hattie... Mam ogromną nadzieję, że nadal zechcesz nam pomóc. To nasza ostatnia szansa!
Arka jest niemal gotowa, tak część sprowadzona z Kanady, z Góry świętego Hilarego jak i ta w lasach Amazoni.
Potrzebujemy tylko silnika! Zdaję sobie sprawę, że wiesz już iż pogodziliśmy się z naszą stratą jednak Ziemia to wciąż nasze więzienie... Hattie? Jesteś naszą jedyną nadzieją, będziemy mogli wrócić do domu!
Do domu. Domu. Domu.
To słowo jeszcze długo odbijało się po głowie dziewczyny kiedy lider w końcu przestał mówić.
To słowo brzęczało i dzwoniło jak dzwonki na kościelnej mszy i jak wielkie dzwony na wieży.
Zamrugała kilka razy czując, że nie chce zemdleć, ale mając wrażenie jakby była pijana jednocześnie lecąc w powietrzu.
Czuła, że powinna coś powiedzieć. Wiedziała co chce powiedzieć.
Gdy jednak otworzyła usta z jej wysuszonego gardła wyszło tylko jedno
- Woah.
Gdy słowo opuściło jej usta i głowę stwierdziła, że to jest najlepsza reakcja.
- Woah! - powtórzyła już głośniej, aż w końcu krzyknęła z ulgą - Woah! To było tototo... było... Woah!
Musiała wstać i przejść się, zbyt ogarnięta szokiem. To nie tak, że go nie słuchała, nie.
Chłonęła dosłownie każde słowo jak jakaś gąbka.
Była jednak zbyt roztrzęsiona samym znaczeniem tej historii. I samej prośby Optimusa też!
- To było zajebiste. To była największa zajebioza jaką w życiu słyszałem!
Dziewczyna stanęła jak wryta, słysząc męski głos. Zupełnie zapomniała o obecności ubranego na czarno komandosa. W czasie opowieści Optimusa ten najwyraźniej dosiadł się do nich i teraz siedział po turecku z wielkim uśmiechem na twarzy.
Musiała jednak przyznać, że jego słowa były najtrafniejsze.
O wiele lepsze niż jej gdaczenie.
- Hattie, czy dobrze się czujesz?
Usłyszała cichy, zatroskany głos lidera.
- Jasne, tak! - odparła z uśmiechem i rozłożyła ręce.
Dopiero wtedy stan nieważkości uderzył ze zdwojoną siłą. A może to uderzyła w nią podłoga?
Usłyszała głuchy huk i poczuła ostry ból w ciele kiedy upadła, a jej głowa ciężko uderzyła o pierś komandosa, który już się nie uśmiechał.
- Hej, słyszył mnie? - jego głos dotarł do niej jak przez tafle wody.
Chciała się na nim skupić, uczepić i zostać jednak oczy same jej się zamykały zbyt zajęte obrazami rodziców, Decepticonów i kolorowych Odłamków przewijających się jak w kalejdoskopie.
Mózg próbował na nowo poukładać elementy, zrozumieć... Przypomnieć... Chcesz pomóc chcesz, przypomnij sobie!
- Hattie!? Hattie!
- Hattie! Obudź się natychmiast, Boże!
Odłamek, odłamek, przypomnij sobie, już go kiedyś widziałaś!
Poczuła ciepło i lepkość gdzieś na swoich ustach, po czym ktoś silnie szarpnął ją za ramiona.
- Hattie? - jego ciepły, przestraszony głos rozbrzmiał cicho, a ona odruchowo chciała go znaleźć.
Silny uścisk na dłoni zmusił ją do otwarcia oczy, które spotkały się z czekoladowymi tęczówkami Willa.
Sierżant zmarszczył brwi i odwrócił się gwałtownie do tyłu.
- Coś ty jej naopowiadał, do cholery jasnej!?
Chciała wiedzieć do kogo tak krzyczy, ale gdy podniosła głowę sparaliżował ją ból czaszki.
Jęknęła i upadła znów na kolana Komandosa.
Ledwie mogła zobaczyć cokolwiek poza twarzami obu mężczyzn i w dodatku kolejnych dwóch stojących nad nimi.
- Nie krzycz tak, Will - wtrącił się pułkownik Grom.
- Co się stało? - spytała, nie mogąc przypomnieć sobie niczego poza uśmiechniętym Optimusem.
Ach, właśnie, pomyślała nie widząc stalowego giganta. Podniosła się trochę, ale dopiero wychylając się poza ramię mężczyzn zobaczyła, że wielka ciężarówka stoi tyłem do nich.
- Optimusie, przepraszam... - sapnęła odruchowo.
Chciała się podnieść, ale nogi ugięły się pod jej ciężarem przez co upadła w ramiona Williama, a ten objął mocno.
- Źle wyglądasz, zabierzemy cię lekarza, okej? Obejrzy cię...
- Nie, nie... - próbowała wyrwać się, nagle zdając sobie sprawę, że nie ma wokół nich żadnych świecących na niebiesko części. Żadnych odłamków. Musieli ją zabrać z tego kosmicznego muzeum... - Nic mi nie jest. Serio, puść...!
Już pamiętała.
Musiała to odnaleźć teraz, póki nie jest za późno!
Znów podjęła próbę stanięcia nogi i tym razem prawie się utrzymała.
Oparła się o kasztanowłosego, który objął ją mocniej żeby nie upadła.
Próbowała złapać oddech, kiedy zakręciły jej się czarne plamy przed oczami, ale w efekcie tylko zakrztusiła się ogniem w płucach.
Nie ważne, tłumaczyła sobie, teraz muszą jechać do domu. Muszą jechać teraz.
- Znowu nie może oddychać. Może pocałuj ją jeszcze? - usłyszała śmiech Figisa więc prychnęła gniewie.
Co on tu robi? Nie, to teraz nie ważne... Muszą ruszać, teraz!
Zrobiła jeden krok i drugi, ignorując protesty mężczyzn.
- Jedziemy. Optimusie, musimy jechać! Wiem gdzie... Ugh - potknęła się o własne nogi...
- Dokąd? - zapytał Will, gdy znów upadła w jego ramiona.
- Do domu!
- Jesteś za słaba, Hattie - usłyszała głos lidera z kabiny ciężarówki.
Spojrzała na tira i spojrzała na pułkownika Thomasa, który zbliżył się do niej z troską.
- Zabierzemy cię do lekarza...
- Nie! Nie mamy czasu, wiem gdzie jest! Musimy jechać! - krzyknęła zdesperowana, czując narastający ból w czaszce.
- Jechać gdzie? Hattie?! Gdzie jest co? - krzyknął Will, odwracając ją do siebie tak, że prawie stykali się nosami.
- Odłamek - odparła spokojnie, uspokojona nagle jego nastawieniem - Wiem gdzie jest Odłamek.
Przez chwilę nikt się nie odezwał. Do czasu...
- Napewno złapałeś ją zanim huknęła głową o podłogę?
Odezwał się przepełniony wątpliwościami Figis.
Hej, urwipołcie, wróciłam na trochę!
Miśki, dziękuję za te przytulaski i kopniaki, a teraz lećcie
Lećcie i ogłaszajcie, że się trochę poprawiłam! 🙈🙉🙈🙉🙈
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top