14. Kwiatuszku, Wisienko
- Myślałam, że nie żyjesz - westchnęła i przytuliła się do palca srebrnego, który ten wystawił.
- Młoda, jeszcze wielu rzeczy o nas nie wiesz! - zaśmiał się - A ja, ja jestem nie do zdarcia...
Puścił jej oczko choć była pewna, że uśmiech na jego metalowej buzi nie był już taki wesoły jak jego nastawienie.
- Henrietto - odwróciła się gwałtownie do obcego mężczyzny. Will stanął nie opodal z innym żołnierzem i miał już na plecach narzuconą kurtkę wojskową - Pułkownik Thomas Asger, pseudonim "Grom".
Pułkownik wyciągnął rękę w jej kierunku, a ona trochę niepewnie ją uścisnęła. Głównie z nieśmiałości, ale zauważyła też, że skóra jej dłoni była pozdzierana i brudna, przez co czuła się jeszcze mniej pewnie.
Mężczyzna natomiast nie wyglądał jakby mu to przeszkadzało. Wziął jej dłoń dość ostrożnie choć była pewna, że facet potrafi nieźle zmiażdzyć kości w uścisku.
- Jestem Hattie - bąknęła - Po prostu Hattie.
- Hattie. Wyglądasz jakbyś miała zaraz zemdleć - Thomas nie uśmiechnął się, ale dostrzegła w niebieskich oczach błysk rozbawienia - Figis odprowadzi ciebie i sierżanta Williama.
Och, pomyślała, tak poprostu? Zanim się obejrzała kasztanowłosy złapał ją za nadgarstek i ruszył wślad za śniadym Figisem.
Odwróciła się tylko słysząc głos Sideswipe'a.
- Uuuu! - zawył - Spotkanie pierwszego stopnia z psem?
- Nie śmieszne - warknął Dino - Gdzie Ratchet?
- Tam gdzie zawsze... Optimus mu pomaga.
Ciężkie kroki odbiły się echem po sterylnej białej hali, a Autoboty rozeszły się. Czarny "wybawiciel" odszedł razem z Dino, a żółty zniknął gdzieś zostawiając Sideswipe'a samego.
Srebrny ostatni raz posłał jej smutny uśmiech, po czym złożył się i wyjechał na zewnątrz.
- Więc... Nie mówiłeś, że jest ich więcej - zaczęła obserwując profil Willa.
- Myślałaś, że jest ich tylko trójka? - patrzył na nią dłuższą chwilę - Jutro wszystkich poznasz. I odpowiedzi na wszystkie pytania również.
- Na przykład dlaczego Optimus się nie pojawił żeby nam pomóc?
- Mają ciekawsze rzeczy do robienia niż uganianie się za nastolatką - wtrącił Figis nawet się nie oglądając.
Hattie spojrzała na niego podejrzliwie bo nie spodobał jej się jego ton.
- Hattie, Figis. Figis, Hattie - zaczął Will, wchodząc pomiędzy te dwójkę.
Znów zapadła głucha cisza jednak Hatt miała zbyt wiele wątpliwości.
- Na przykład jakie rzeczy? - zapytała głośno, podczas gdy śniady żołnierz prowadził ich przez korytarze. Will spojrzał na nią zdziwiony - Na przykład jakie ciekawe rzeczy ma na głowie Optimus, że nie mógł nam pomóc?
- Jutro ci wszystko pokażemy - zbył ją Figis.
- Jutro poznasz wszystkie odpowiedzi - westchnął cicho Will, zanim dziewczyna coś odpowiedziała tak, że Figis by się wkurzył. Dała im tylko minutę ciszy.
- A Decepticonów też jest więcej? - zapytała. Will milczał - A ten, który chciał mnie żywą kim jest?
Figis zatrzymał się gwałtownie przez co niemal wpadła na jego plecy.
- Optimus wie? - zapytał patrząc na Willa.
- Mirage mu przekaże - Sierżant nawet na nią nie spojrzał.
- Halo! Ziemia! O jakim Decepticonie mówimy?!
- To nie ważne. Chodź musisz się wykąpać i wyspać - kasztanowłosy położył jej rękę na ramieniu - Poza tym. Nikt go nie widział od wieków... - zaczął ją lekko popychać - Chodźmy już do pok...
- Nie! - krzyknęła i wyminęła go, zakładając ramiona na piersi - O kim mówimy?! - cisza. Mężczyzni wymienili spojrzenia - Co to za Decepticony były na parkingu?! Ten monstrualny wilk i...
- Steeljaw. To twój najmniejszy kłopot...
- Moim najmniejszym kłopotem będzie jak następnym razem półknie mnie w całości i zrobi kłami krwawą mielonke?
- Hatt. Mirage będzie cię bronić.
- Tak jak kilka godzin temu? Jak zapcha mu gębę swoim cielskiem? - prawie krzyczała zdesperowana - Co wy przede mną ukrywacie!? I dlaczego dopiero teraz po mnie wróciliście!?
Nabrała głębokiego wdechu, a dwóch facetów siedziało cicho czekając aż się uspokoi. Nie zamierzała jednak się uspokajać.
- Czy gdybym nie poszła na ten głupi wyścig w ogóle byście po mnie wrócili?! - wybuchła - Przez ostatnie dni odchodziłam od zmysłów, tak bardzo ta historia jest popieprzona! A wy zostawiliście mnie z tym samą!
- Hatt...
- Ty i Optimus! I co wspólnego z tym wszystkim ma moja mama?! - zamierzyła się z pięścią na policzek Lennoxa - Skoro nie chcecie nic mówić, a traktujecie mnie tylko jako marionetke to trzeba mnie było w ogóle nie ratować z tej rzeki! Albo odrazu odstawić do domu! Wtedy napewno bym zapomniała!
- Ale jakoś nie zapomniałaś, prawda? - Will podniósł głos żeby ją przekrzyczeć - A ratowaliśmy ci teraz tyłek nie dlatego, że wyszłaś z domu tylko dlatego, że wskaz... Dlatego, że Cade... - zapowietrzył się na chwilę i zrobił duże oczy - Dlatego, że coś zrobiłaś!
Will i Hatt mierzyli się spojrzeniem w ciszy i oddychali ciężko.
- Super! - krzyknęła.
- Super!?
- Super! - przepchnęła się obok mężczyzn i wysforowała naprzód.
- Wiesz w ogóle dokąd iść? - usłyszała pewien zwątpienia głos Figisa za plecami.
- Wciąż naprzód i naprzód... - westchnął Will co sprawiło, że dziewczyna stanęła jak wryta - Figis? Zostawisz nas?
- Okej. Widzimy się na obiedzie! - krzyknął na odchodne.
- Co za typ - mruknęła kiedy tylko zniknął z pola słyszenia.
- Tak on... Lubi mówić głośno to co myśli - Will zbliżył się do niej - Przepraszam.
- Nie chciałeś rozmawiać przy nim? - spytała z nadzieją.
- Nie. Jesteśmy na miejscu - pokonali już sieć korytarzy i znaleźli się w holu oświetlonym słabym światłem.
Rozejrzała się wokół dostrzegając tylko trzy drzwi. Will podszedł do pierwszych z brzegu i otworzył je, zapraszając dziewczyne do środka.
- Co to za miejsce? - zapytała ostrożnie wchodząc do małego pokoju.
- Cześć techniczna bazy. Kiedyś stanowisko i część mieszkalna operatora albo... Woźnego? Ostanie pomieszczenie z łóżkiem i prywatną łazienką...
- I ja mam tu spać? - usiadła na łóżku pod ścianą. Na przeciwko były mniejsze drzwi, a obok biurko zagracone jakimś złomem. Między jednym, a drugim meblem miała jakiś metr wolnej przestrzeni. Mogło być gorzej, prawda?
- No, nie na zawsze. Nie wiem czy wiesz, ale dochodzi szósta rano. Chcemy tylko byś doszła do siebie... Możemy wrócić do części mieszkalnej - westchnął sierżant - Ale... Wspólne łazienki, wspólne pokoje... Pełne samotnych facetów...
Urwał znacząco, patrząc nie na nią tylko na ścianę.
- Czy ty próbujesz się tu wkręcić na noc? - przymrużyła oczy, z rozbawieniem stwierdzając, że na jego policzkach wykwitł rumieniec.
- Co? Ja? Nie! Znaczy tak, ale nie... Nie mógłbym - Zaczął się jąkać - Regulamin i nie, narzucam się nie. I miałbym! Miałbym konsekwencje znaczy... Yhm. Tak, nie powinienem...
Ze wszystkich sił starała się nie uśmiechnąć jednak nie wytrzymała. Parsknęła śmiechem wprawiając Willa w jeszcze większe zakłopotanie.
- To nie jest śmieszne - mruknął, zdając sobie najwyraźniej sprawę jak zabrzmiało jego tłumaczenie.
- Naprawdę? Naprawdę coś ci zrobią jeżeli zostaniesz tu na chwilę? - zaczęła rechotać ze śmiechu, aż coś kazało jej się wstrzymać... - Will...
Nie dokończyła bo mężczyzna rzucił się na łóżko obok niej i przytulił mocno. Zanim zdążyła złapać oddech czy choćby się obronić kasztanowowłosy już ze śmiechem zaczął ją łaskotać.
- Will... Will! Proszę, nie! Ahr! - turlała się na boki, aż uderzyła głową o jego podbródek - Oj! Will?
- Tfu! - podniósł się do siadu i przetarł usta dłonią - Sam zgniły banan...
- Yhh! - udała oburzoną i odsunęła się od niego - Nie podoba ci się mój nowy szampon?
Zaczęła teatralnie głaskać tłuste i śmierdzące kosmyki.
- Wolę, nie wiem, kwiat wiśni - zaśmiał się głośno na widok jej miny.
- Kwiat wiśni? Serio? A wiesz do czego służy mydło i dezodorant? - zamachała dłonią przed nosem, udając, że oczyszcza atmosfere - Kąpiel wskazana!
- To może jednak wrócimy do mojego pokoju? - zapytał już zupełnie poważnie - Tutaj nie ma nawet ciuchów na przebranie. A co dopiero mydła...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top