Bal

Zachodzące, majowe słońce było dziś naprawdę piękne. Powoli ciemniejące niebo, poważna muzyka orkiestry oraz cierpka woń wina, zmieszana z nieco duszącymi, kobiecymi perfumami nadawały balowi maskowemu w niemieckiej rezydencji przyjemnego klimatu.

II Rzesza stał pod ścianą, przysłuchując się rozmowie kilku krajów i obserwował bawiące się towarzystwo. Wzrok państwa błądził za jego najstarszym synem, gwiazdą tego wieczoru. Mężczyzna uśmiechnął się lekko pod wąsem, pijąc drobnymi łykami wytrawne wino. Czarujący, przystojny, silny, władczy - Republika Weimarska był świetną kopią ojca i jego największą dumą. Idealny następca. Uniósł lekko kącik ust, obserwując smukłą postać młodego mężczyzny, wprawiającego w śmiech inne kraje.

Jednak nikły uśmiech prędko został zastąpiony grymasem niezadowolenia, gdy dostrzegł, stojącego nieco z boku zgarbionego młodzieńca, patrzącego spod byka na towarzystwo. III Rzesza... Nie zachowywał się jak należyty dziedzic dumnego, germańskiego rodu. Już od dzieciństwa był jakiś... inny. Do niczego nigdy się nie nadawał. Choćby teraz: miał zająć się młodszym z dzieci Imperium Rosyjskiego, tym czerwonym wyrzutkiem, a stał jak słup pod ścianą. Mężczyzna zanotował w pamięci, by przykładnie go ukarać, gdy tylko bankiet się skończy. Bezużyteczność młodszego z braci szalenie go irytowała.

- ...co o tym sądzisz Cesarstwo? - zwrócił się do niego Imperium Osmańskie.

- Wybacz przyjacielu, zamyśliłem się. - poprawił maskę sępa na prostokątnej twarzy - Mógłbyś powtórzyć?

- Pytałem co sądzisz o Republice Weimarskiej i jego romansie z Austrią?

- Cóż za bajki opowiadasz? - parsknął cicho.

- Nie zauważyłeś jak blisko są? - Cesarstwo Austro-Węgierskie rzucił mu wymowne spojrzenie zza maski lisa.

- Kiepski żart. - odparł cierpko, nurzając usta w kieliszku wina – Ma swoją narzeczoną i to nią się zajmuje.

- On ma się tak do córki Imperium Rosyjskiego, jak ja do Imperium. - uśmiechnął się kwaśno Cesarstwo Osmańskie.

- Mogę was zapewnić, że on zna swoje obowiązki. - mruknął sucho Niemiec.

W duchu jednak poczuł niepewność. Czyżby pierworodny szedł w jego niesławne ślady? Wzdrygnął się lekko z obrzydzenia. Młodzieniec był do tej pory posłuszny ojcu i nie zdradzał ciągot do tego... ale lepiej będzie się upewnić, że nie zejdzie z właściwej drogi. Córka Imperium musiała zostać żoną Republiki, nie ważne co miało się wydarzyć! Zmarszczył brwi, szybko jednak wykrzywił twarz w podstępnym, pewnym siebie uśmiechu. Wiedział doskonale jak zagwarantować wierność syna przynajmniej do ślubu.

*     *     *

III Rzesza Niemiecka nigdy nie lubił bankietów. Zwłaszcza tych organizowanych przez jego ojca. Wszyscy ci ludzie, pełni fałszu, wiecznie noszący maski kłamstw na twarzach, te puste, bezsensowne rozmowy... Irytowało go to. Zdecydowanie wolał przebywać sam. Szczęściem ojciec umożliwiał mu to, skupiając całą uwagę na jego idealnym braciszku. Niemiec skrzywił się delikatnie, spoglądając w stronę Republiki Weimarskiej. Rozpieszczony synek tatusia... leniwy, egocentryczny, nędzny manipulant. Traktował młodszego brata jako całe zło świata, nierzadko obciążając go odpowiedzialnością za niepowodzenia. Rzesza może by się mu postawił, ale niestety nie on był wypieszczonym synalkiem z wyglądem i czarującym głosem.

Westchnął ciężko, przechodząc pod ścianą w stronę balkonu. Nigdy tu nie pasował. Wszyscy tu skupiali się na rzucaniu pustych frazesów o gospodarczej wyższości narodu, ale to wszystko były mrzonki. Bez surowców z kolonii byli niczym, czego najwyraźniej otoczenie nie dostrzegało. Mężczyzna zgrzytnął zębami i przeczesał palcami kruczo-czarne włosy, uważając na swoją maskę czarnego orła. Rzesza miał wizję wielkiego narodu niemieckiego, bogatszego niż Anglia, potężniejszego niż Ameryka i większego niż Imperium Rosyjskie. Widział przed sobą drogę do wielkości, którą tak bardzo pragnął kroczyć. Nikt tego nie rozumiał, mało tego, jeszcze mu jej wzbraniano!

Żachnął się, wychodząc na balkon. Wieczór był w istocie przepiękny... hałas bankietu cichł znacząco za zamkniętymi drzwiami. Słowiki śpiewały ślicznie w krzakach oszałamiająco pachnącego bzu, a noc rozpościerała gwiaździsty płaszcz nad światem. Odetchnął pełną piersią, opierając ręce na barierce. Zdecydowanie było tu przyjemniej niż wśród nich.

Tak się zamyślił, że dopiero po chwili dostrzegł, że ktoś jeszcze prócz niego wybrał samotność od podchmielonego tłumu. W ogrodzie na dole przechadzała się kobieta w prostej, białej sukni z hiszpańskim dekoltem. Biało-srebrne włosy rozpuściła na ramiona. Tuż obok niej postępował mężczyzna w granatowym mundurze austriackim, z dwoma rzędami srebrnych guzików. Ona nosiła maskę białego orła, on natomiast kruka. Para rozmawiała cichutko, zachowując formy przyzwoitości. Widać było jednak, że nie była to ob ca sobie parka.

Rzesza prychnął cichutko, obserwując ich dłuższą chwilę. Jakieś państwa... zdecydowanie nie-germańskie. Wykrzywił twarz w pogardliwym grymasie. Miłość... nie rozumiał jej. I zdecydowanie nie chciał rozumieć. Uczucia sprawiały, że człowiek stawał się słaby, podatny na zranienie. Tracił kontrolę nad sobą, a to było niezwykle niebezpieczne, zwłaszcza dla takich jak on... Musiał mieć podniesioną gardę w każdych okolicznościach, niezależnie od tego co miało się stać.

Niespodziewanie usłyszał ciche skrzypienie drzwi. Natychmiast obejrzał się... i dostrzegł ją. Miała na sobie karminową, prostą suknię. Tak dziwnie wyglądała w europejskich ubraniach... Biało-czerwone włosy spięła jednak w tradycyjny dla swego narodu sposób, a poza tym nosiła na twarzy maskę białego lisa. Gdzieś czytał, że dla jej narodu było to święte zwierzę...

- Dobry wieczór... - rzekła ze śmiesznym akcentem, kłaniając się sztywno i unikając utrzymywania kontaktu wzrokowego.

- Dobry wieczór pani. - ukłonił się płytko, kładąc dłoń na piersi.

Stanęła obok niego, łącząc przed sobą ręce. Milczała, patrząc w delikatnie zachmurzone niebo. Niemiec założył ręce za plecami, odwracając wzrok. Nigdy nie czuł się przy niej pewnie. Ta kobieta... była zupełnie inna od wszystkich... niemal wszystkich jakie znał. Obawiał się jej, lecz zarazem intrygowała go jak diabli. Zimna niczym głaz, ale sprytniejsza i inteligentniejsza niż niejeden mąż - przestudiował dokładnie historię rewolucji meiji, jaką osobiście przeprowadziła na ziemiach swego konserwatywnego ojca. To było naprawdę coś, dowód na to, że należy się z nią liczyć. Był nawet skłonny uczynić z niej swojego sojusznika, ale... czy mógłby być jej pewien?

Ach gdyby tylko wiedział, że Imperium Japońskie przeżywa identyczne rozterki! Intrygował ją ten wyrzutek, niechciany przez świat. Jednak nie jego samotność przyciągała uwagę poważnej kobiety. Fascynował ją skryty, strategiczny umysł i determinacja, jaką cechował się błękitnooki mężczyzna. Mroczny błysk spojrzenia, zdradzający sporą siłę wewnętrzną i nutę szaleństwa, mimo iż odstręczał innych, ją przyciągał. Trudno jej jednak było ocenić, czego się po nim spodziewać. Czy traktowałby ją jak równego sobie, zrozumiałby jej pragnienie uczynienia Japonii wielką?

*     *     * 

Cesarstwo schował flakonik z powrotem do wewnętrznej kieszeni, obserwując jak wino nabiera różowego odcienia.

- Zanieś to mojemu synowi i jego wybrance. - rozkazał, rozglądając się za Weimarem, który gdzieś się zapodział – Byle szybko.

- Oczywiście Wasza Wysokość. - wymamrotał z przejęciem młody kelner, układając kieliszki z różową cieczą.

II Rzesza odszedł prędko, zostawiając nieco przestraszonego chłopaka samego. Państwo było przekonane o powodzeniu swojego planu - jeśli tylko Republika i córka Imperium wypiją trunek, nie będą mogli nawet pomyśleć o kimś innym niż oni sami. I bardzo dobrze! Przynajmniej będzie mieć pewność, że Imperium pozostanie przy nim, bez względu na sytuację polityczną. Mężczyzna uśmiechnął się pod wąsem, zadowolony z samego siebie. Doskonale to przemyślał! Jednak dumny Niemiec nie wziął pod uwagę jednej, jedynej rzeczy: że swój plan zna tylko on sam...

Wszyscy doskonale wiedzieli jak bardzo Cesarstwo kocha Weimara i nie znosi III Rzeszy, toteż kelner nie miał wątpliwości, iż był świadkiem przygotowań do przeprowadzenia morderstwa. Nie było innej możliwości: dziwna karafka i ten rozkaz niezwłocznego doręczenia? Stary kraj po prostu zamierzał otruć znienawidzonego syna i pozbyć się problemu. Skóra cierpła na chłopaku, gdy z największą ostrożnością poszukiwał młodszego z braci. Bał się nawet oddychać w pobliżu kieliszków z trucizną.

Wreszcie jednak jego męczarnie się skończyły, gdy na bocznym balkonie dostrzegł Niemca w towarzystwie jakiejś kobiety. Podszedł do nich w milczeniu i przysunął tacę milczącym krajom, nadludzkim wysiłkiem zapanowując nad drżeniem ciała.

Na jego szczęście oba państwa były zbyt zajęte własnymi myślami, by się nim skupić. Oboje po paru chwilach chwycili za swoje kieliszki, spoglądając na siebie z ukosa. Chłopak skłonił się przed nimi, po czym wycofał się ostrożnie przed nimi, powstrzymując pragnienie położenia dłoni na mocno bijącym sercu.

Rzesza westchnął w duszy i spojrzał na wieczorny ogród. Tylko trochę i wszystko to się skończy... będzie mógł wrócić do siebie i zająć się czymś bardziej produktywnym...

Usłyszał ciche chrząknięcie z boku. Cesarstwo uniosła lekko swoje szkło, spoglądając na niego.

- Zum Wohl... – powiedziała z delikatnym akcentem.

Musiał przyznać, że nieco go zaskoczyła, lecz szybko zdołał wziąć się w garść i odparł cicho:

- Zum Wohl.

Delikatnie stuknęli się kieliszkami, po czym wypili. Delikatnie musujący alkohol wypełnił ich ciała przyjemnym ciepłem, jednak oboje zachowali te przyjemne uczucia dla siebie, w ciszy delektując się smakiem trunku. Nie zdawali sobie nawet sprawy, że właśnie przypieczętowali swój los...

*     *     *

- ... za świetlaną przyszłość pokoju dla nas wszystkich! – zakończył swój toast Weimar, uśmiechając się do wszystkich.

II Rzesza obserwował dyskretnie syna z cienia pod ścianą. Narzeczeni stuknęli się lekko szkłem i wypili sprawnie. Mężczyzna przyglądał im się dłuższą chwilę, jednak... nic się nie wydarzyło. Nawet drobna zmiana nie zaszła w ich postawie czy zachowaniu. Kraj zmarszczył się niemożliwie, zagryzając wąsa. Powinni natychmiast poczuć gwałtowną fascynację swoją osobą, a zaraz potem niezwykle wielką moc, przyciągającą ich do siebie. A jednak nawet na siebie nie patrzyli! Co tu się stało? Przecież jego dostawca nigdy wcześniej nie zawiódł...

Chyba, że trunek do nich nie doszedł... Zaklął w myślach, rozglądając się za sługą. Cholerny świat... Jeśli tylko go znajdzie, to obedrze go ze skóry! Prychnął cicho, z niezadowoleniem. Tylko komu się to dostało? Rozejrzał się nieco nerwowo, ruszając na powolny obchód. Nie dostrzegał tu nigdzie nikogo, kto mógł się opić jego specyfikiem...

Czystym przypadkiem znalazł się przy wejściu na balkon, skąd usłyszał ciche, czułe szepty. Nieznacznie zerknął przez szparę w drzwiach i aż otworzył szeroko oczy z zaskoczenia. Przy balustradzie stało dwoje młodych ludzi: kobieta w biało-czerwonej sukni i mężczyzna w czarnym przebraniu. Trzymali się za ręce, nie zważając na swoje maski, które upadły na ziemię. Patrzyli sobie w oczy, rozmawiając cicho, drżącym od uczucia szeptem.

Cesarstwo był wstrząśnięty. Nigdy nie widział swego syna tak pewnym siebie, rozmownym, pełnym pasji! Zawsze był mrukliwy, nieprzystępny i niechętny. Zupełnie jakby coś go odmieni... Kraj zadrżał, czując narastającą furię. Scheiße! Ten imbecyl przyniósł kieliszki niewłaściwej parze! Jak tylko go znajdzie... Zgrzytnął zębami, jednak pohamował nieco swój gniew. Na karę przyjdzie czas we właściwej porze... Teraz trzeba zapanować nad szkodami. Przyjrzał się uważniej parze stojącej na balkonie, by po chwili unieść kącik ust w krzywym uśmiechu. Ta Azjatka była bardzo sprytna, a teraz, gdy mikstura związała ją z jego miękkim synem... kto wie, może będzie można wysłać go do niej z kolejną misją dyplomatyczną? Jeśli wyśle z nim kompetentnego sługę, który popchnie go nieco we właściwym kierunku, nie tylko pozbędzie się widoku tej marnej imitacji jego potomka, ale też pozyska sobie niezłego sojusznika! Skinął głową do swoich myśli, wycofując się ostrożnie.

Za plecami zostawił niecodzienną parę. Nie wziął nawet pod uwagę tego, że to o czym szepczą, może zaważyć na jego losie, a cóż dopiero na biegu przyszłych czterech dekad historii. Któż bowiem spodziewał się, że miast wyznawać sobie miłość, można planować dominację nad światem?

- Zedrzyjmy z ich twarzy Maskę Dumy. - rzekł mrocznie III Rzesza. Jego niski ton głosu sprawił, że serce Japonii zatrzepotało w jej piersi, a mściwy uśmiech zjawił się na jej twarzy.

- Z rozkoszą czarny orle. - rzekła cicho

Mężczyzna przycisnął delikatnie jej dłonie do ust, patrząc w jej oczy z uwielbieniem.

Cesarstwo Niemieckie nawet nie podejrzewał, że swoimi działaniami zbudził do życia przerażające duo, które już niedługo miało wstrząsnąć posadami świata i zmienić zupełnie bieg kolejnych czterech dekad historii.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top