Prolog
Zaczęło się to od nadchodzących urodzin małego chłopca. Imię jego było nieznane dla innych. Nazwali go Evan.
- Skarbie, już za parę dni twoje urodziny. Cieszysz się?
Chłopiec spojrzał na swojego ojca. Oczywiście, że był uradowany swoimi urodzinami. Z resztą który dzieciak by się nie cieszył?
- Oczywiście! Już nie mogę się doczekać pizzy, muzyki, balonów i oczywiście wystąpienia animatroników! - wykrzyczał radośnie.
Mężczyzna spojrzał na swoją małą pociechę. Chciał dla niego jak najlepiej.
- To nie fair, że on ma wyprawiane siódme* urodziny w pizzerii, a mi nie chciałeś zrobić nawet w domu!
- Michael... Ile razy mam ci mówić, żebyś nie przesadzał. Twój brat niedługo będzie miał urodziny, więc zrób coś, żeby je miło zapamiętał! Ciągle tylko narzekasz... Nie będę dalej z tobą rozmawiał, bo spóźnię się do pracy - powiedział i zaczął się szykować - Elizabeth, pójdziesz ze mną.
- Tata ma rację. Bądź milszy dla braciszka! - odezwała się Elizabeth i również zaczęła się szykować.
Zdenerwowany Michael pobiegł do swojego pokoju. Oczywiście! Jego młodsze rodzeństwo dostaje wszystko, a on? Nic!
Spojrzał na maski animatroników, które leżały w rogu jego pokoju i uśmiechnął się. Oh, on już sprawi, że jego braciszek zapamięta te urodziny.
Wyjrzał przez okno. Elizabeth i ojciec już pojechali. Ubrał maskę i wyszedł z pokoju. Zaczął od pukania w jego drzwi.
Potem od puszczania nagrań ze śmiechem Freddy'ego.
Potem od straszenia z maską...
Robił tak, aż do jego urodzin.
- Kochanie, jesteś gotowy na urodziny? - zapytał William (ojciec).
- J-ja... Chyba nie. Nie chcę - powiedział Evan.
- Beksa - mruknął pod nosem Mike.
- Skarbie, nie bój się. Będą twoi przyjaciele, tort, prezenty, baloniki i oczywiście animatroniki!
Animatroniki... Gdyby tylko William wiedział, że tej nocy je znienawidzi.
Impreza z początku szła zgodnie z planem. Dzieci się bawiły, Evan otwierał prezenty. William odszedł na chwilę, ponieważ Henry go wolał. Razem z nim właściwie posiadali tę pizzerię. Henry znał się na robotyce, a William załatwiał zazwyczaj papierkową robotę i wystrój całego lokalu.
- I jak ci się podoba, braciszku? - zapytał Michael z maską Foxy'ego na głowie.
- Właśnie Evan, jak ci się podoba? - zapytał tym razem kolega Michaela z maską Chicki.
- T-To byłeś ty?! Braciszku, dlaczego mnie straszyłeś? - zapytał przerażony chłopiec.
- Zawsze kochał ciebie i Elizabeth! Nie wiem co zrobiłem, żeby zasłużyć sobie na takie odrzucenie?!
Michael nie myślał już trzeźwo. Wziął swojego młodszego brata i włożył go do paszczy śpiewającego Freddy'ego.
- Jak się teraz czujesz, co?! - wykrzyczał.
- Michael, trochę przesadzasz. Wyjmij dzieciaka. - odezwał się jeden z kolegów Michaela.
- Nie! Smarkacz zasłużył!
Nagle zaczął do nich podchodzić William.
- Michael do cholery! Wyjmij Evana stamtąd, bo coś mu się stanie! - tym razem William zaczął biec w ich stronę.
Michael wystraszony nie zdążył zareagować, ponieważ usłyszał trzask. Obrócił się powoli w stronę brata i to był błąd. Ten widok zapamięta na lata.
Krew spływająca z paszczy radośnie spiewajacego miśka, jego brat zwisający bez ruchu...
- EVAN! - William prawie zabiłby się o stolik i paru ludzi, ale biegł szybko w stronę martwego już dziecka.
- Co się dzieje? - zapytał Henry Emily.
Cała sala uchichla. Było słychać jedynie szloch Williama nad Evanem.
Michael zabił brata...
- J-ja... - zaczął, ale od razu uciekł wgłąb pizzerii.
- Braciszku? Tato, co się stało Evanowi? Dlaczego się nie rusza? - zapytała Elizabeth, ale William się nie odezwał.
Wstał niespodziewanie i ruszył w kierunku Henry'ego.
- To wszystko przez ciebie! Animatroniki miały być bezpieczne! - zaczął krzyczeć.
- Nie przewidziałem, że ktokolwiek będzie właził do ich paszczy! Nie krzycz na mnie do cholery!
Goście zostali odesłani do domów. W pizzerii zostali tylko Henry, William, Michael i jego trójka kolegów, Elizabeth i córka Henry'ego, martwe ciało Evana i policja. Pizzeria została zamknięta, a śmierć Evana została uznana za wypadek. Michael nie został oskarżony, tak samo jak Henry, co nie spodobało się Williamowi. Razem z dziećmi wrócili do domu, gdzie przeżywali żałobę.
O dziwo William nie był zły na Michaela, tylko na Henry'ego.
Takim oto sposobem powstała Masakra W Pizzerii Freddy'ego Fazbear'a...
*Niektóre informacje mogą się różnić od tych prawdziwych, bo niestety nie znam każdego szczegółu. W razie jakiś poważnych błędów, śmiało piszcie w komentarzach.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top