3 września

Dzisiaj wracam do szarej rzeczywistości. Nie pisałam tak długo, bo nie działo się nic szczególnego. No może poza jednym.
Na mojej ostatniej w życiu kolonii młodzieżowej, spotkałam kogoś. To cudowny blondyn o błękitnych oczach i szelmowskim uśmiechu. Zdziwisz się, ale chyba mnie polubił. Tak wiem, co pisałam wcześniej. Ale on jest inny. Nie ubiera się modnie, ma włosy do ramion i nie jest jakoś strasznie umięśniony. Ale teraz najlepsze. Czyta książki rozumiesz?! To jak woda na słońcu! Po prostu niemożliwe. Ale nie ma się co unosić. Tylko rozmawialiśmy o książkach i nic więcej. No dobra. Jeszcze oglądaliśmy gwiazdy. Zawsze mnie fascynowały. Ten bezkres nad nami, ta świadomość, że nasza planeta jest tylko pyłkiem kurzu w ogromnym kosmosie.
Tak, więc nie uwierzysz, ale właśnie sprowadził się do Cound i będzie chodził ze mną do klasy. Fajnie będzie móc porozmawiać z kimś normalnym. Dowiedziałam się dopiero dzisiaj. Siedziałam sobie, jak zwykle w ostatniej ławce pod oknem, kiedy on wszedł do klasy. Nauczycielka przedstawiła go oficjalnie jako Owena Lynna. Kiedy skończyła jego prezentacje, Owen podszedł do mnie i usiadł obok. Unikał mojego wzroku, ale ja wcale nie byłam zła. Byłam wniebowzięta. Kiedy wszedł do klasy mało nie roześmiałam się z ulgi. Może ten rok nie będzie wcale taki najgorszy? Na przerwie przeprosił mnie, że mi nie powiedział. Twierdził, że do końca wakacji nie wiedział jeszcze, do której szkoły pójdzie. I tak zaczęła się nasza przyjaźń.

Na zawsze Twoja,
Mia.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top