Strach i łzy

Obiecałam, że będzie raz w miesiącu.... Więc no cóż.... Ale to lenistwo tak skutecznie mi zabroniło, że wstawiam dopiero teraz... No i jeszcze pisałam takie zajebiste RP z zajebistą osobą... No ale rozdział jest!

Miłego czytania! ~<3

Następnego dnia rano. Naruto

Obudziłem się w łóżku Sasuke. Rozejrzałem się po pokoju, ale go nie zauważyłem. Cicho westchnąłem i usiadłem. Nie chciałem wracać do siebie.

- Sasuke..? - Szepnąłem. Nie usłyszałem odpowiedzi. - Sasuke? - Powtórzyłem głośniej.

- Hymmm..? - Wychylił się zza drzwi łazienki Sasuke.

- Która godzina?

- Około dziesiątej. Koło łóżka masz zegarek. - Zerknąłem na niego. Pokazywał dziesiątą jedenaście. Westchnąłem.

- A szkoła?!

- Nie wrzeszcz... - Mruknął. - Jest sobota idioto... - I zniknął za drzwiami. Westchnąłem i walnąłem się na łóżko. Dopiero teraz przypomniało mi się, że przecież nie jestem u siebie. Poczekałem z piętnaście minut aż Uchiha wyjdzie z kibla i znowu usiadłem.

- Przepraszam... Za problem... - Szepnąłem.

- Ta spoko. To nie aż taki problem. Idziesz skorzystać z łazienki?

- Myhym... Dzięki...

- Ta... Luzik. - Mruknął. Szybko czmychnąłem do łazienki i się ogarnąłem. Po, a ja wiem... Pięciu, góra dziesięciu minutach wyszedłem. - To co się stało? - Zapytał.

- Co masz na myśli? - Nie ogarnąłem o co mu chodzi.

- No co się wczoraj stało, że przyszedłeś?

- Pokłóciłem się z ojcem... - Mruknąłem.

- To jest powód, żeby uciekać?

- U mnie w domu... Tak? - Jęknąłem cicho. Spojrzał na mnie pytająco.

- W szkole wydajesz się być jakiś inny, wiesz?

- Myhym... Wiem, ale co mam poradzić... Przepraszam... I dziękuję... - Po tych słowach wyszedłem. Opuściłem jego posiadłość i pobiegłem byle dalej od ludzi. Miałem już serio dość. Nie chciałem, żeby ktoś wiedział... Żeby traktował mnie inaczej. Chciałem być normalny. Jak każdy inny. Mieć normalne życie. Jednak to już nie było możliwe. Danzo za bardzo mnie zniszczył i fizycznie i psychicznie. Nawet wyciął mi te cholerne blizny na twarzy. Tak długo to robił, aż nie stwierdził, że są idealne. To bolało. I to jak, ale nie mogłem się bronić. To i tak nic by nie dało. Nie miałem po co walczyć. Bałem się Danzo jak cholera, ale nawet gdybym to zgłosił, to kto by mi uwierzył jeśli nie miałem dowodów? Nikt... Umiałem więc tylko płakać, ćpać, pić, palić i użalać się nad sobą. Poza tym zgrywałem gangstera. I wszystko było pięknie. A teraz Uchiha wie... On na pewno domyślił się wszystkiego, bo jakże by inaczej. I teraz będzie interweniował. W tej sekundzie miałem ochotę się zabić. Jednak gdyby mi dalibóg nie wyszło miałbym po całości przejebane do końca życia. Wolałem nie próbować. Po paru godzinach wróciłem do siebie. Wręcz sprintem pognałem do pokoju i cichusieńko zamknąłem za sobą drzwi. Modliłem się, żeby ten zwyrodnialec mnie nie usłyszał. Odsunąłem się od drzwi. Upadłem bezwładnie na łóżko. Łzy ulgi spłynęły mi po policzkach. Już myślałem, że wszystko będzie dobrze. Już chciałem skakać ze szczęścia. Jednak w tym momencie drzwi do mojego pokoju otworzyły się szybko.

- Gdzieś Ty był przez całą noc gówniarzu?! - Wydarł się Danzo. Spuściłem głowę.

- Przepraszam... - Pisnąłem spanikowany. Bałem się go jak cholera.

- Gdzie byłeś?! - Wrzasnął.

- U kolegi... - Pisnąłem.

- On wie Ty zasrany gówniarzu?!

- N-nie... - Wyjęczałem. I tak walnął mnie w twarz po czym wściekły wyszedł. Złapałem się za policzek, a z oczu wypłynęło więcej łez. - Przepraszam... - Pisnąłem jeszcze.

To po prostu było takie kawaii~~~! ^

Mam nadzieję, że się podobało i przepraszam, że tak późno, i krótko. Ale następny będzie dłuższy! Obiecuję!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top