Wystawa
Wyszła ze sklepu i spojrzała na szczęśliwego Ryuka. Siedział i objadał się jabłkami od tygodnia, jakby w piątek miał nastąpić koniec świata.
- Mogłabyś mi dać jedno po drodze - powiedział lecąc za nią. - Zjem tak, żeby nikt nie widział.
- Wytrzymasz - westchnęła. - Pochłaniacz je ostatnio, jakby kończył mi się czas życia.
- Myślisz, że umrzesz w piątek? - zarechotał. - Raczej ja będę tak znudzony, że wolę najeść się na zapas.
- Czyli nie idziesz - zaśmiała się pod nosem.
- Nie chcesz usłyszeć mojego zdania na temat jego obrazów. - Hotaru chciała coś powiedzieć, ale skupiła się na telefonie. Wyciągnęła go i westchnęła widząc, że dzwoni zastrzeżony numerem. Odetchnęła głęboko i odebrała.
- Tak, Near?
- Skąd pewność, że to ja?
- Tylko ty dzwonisz z zastrzeżonego numeru. Czego chcesz?
- Mam dla ciebie propozycję.
- Nie będę z tobą współpracować. - Od razu postawiłam sprawę jasno.
- Będę współpracował z japońską policją. Aizawa, Ide...
- Nie chce skończyć jak Mello, a dobrze wiemy, że ich nie uważasz za zagrożenie.
- Ciebie też nie. Nie dorównasz L.
- Tak jak ty - odpowiedziała unosząc kąciki ust. - Pozdrów Aizawe ode mnie.
- To mam dla ciebie sprawę. Sam nie mam na nią czasu, jeśli nie chcesz mi pomóc.
- Co to za sprawa?
- Policja w Kalifornii poprosiła L o pomoc, a wiem, że ty jesteś na miejscu.
- Chodzi o naśladowcę Jeffa the Killera?
- Czyli już zdecydowałaś. - Powiedział to takim tonem, że była pewna, że wiedział o informacjach jakie zdobyła. - Poleciłem im Deneuve. Wyśle ci numer do policjanta prowadzącego sprawę. - Rozłączył się, a Hotaru miała ochotę rzucić telefonem. Interesowała ją ta sprawą, ale Near wiedział, że nie odpuści, gdy on sam się nią nie zajmie.
- Wkurza mnie ten szczeniak.
- Mnie też, Ryuk - westchnęła i popatrzyła na numer.
- Pójdziesz tam?
- W końcu jutro czwartek. Mam jeszcze wolne. - Ruszyła dalej. - Będą mieli cały weekend, żeby znaleźć dla mnie wszystko, o co poproszę.
- Zrobisz z nich pachołków jak z proxy - zarechotał Shinigami.
- Tylko po to są mi potrzebni - odpowiedziała z lekkim uśmiechem.
Weszła na komendę i podeszła do dyżurki. Nie wyglądała jak ona. Pojedyncze pasma włosów wystawały spod czapki z daszkiem. Duże, okrągłe okulary zmieniały postrzeganie jej. Wiedziała, że wyglądała w nich jeszcze młodziej, ale to jej pasowało. Ciemne jeansy, czarny t-shirt z nadrukiem i szeroka bluza, która sięgała do połowy pośladka.
- Ehem... - chrząknęła zwracając uwagę policjanta.
- W czym mogę ci pomóc? Zgubiłaś telefon?
- Chce rozmawiać z detektywem Barnesem - powiedziała i zobaczyła rozbawienie na jego twarzy.
- A czego taka małolata chce od niego?
- Jestem z nim w ciąży - odpowiedziała, a ten osłupiał. - Kłamałam. Zaprowadzisz mnie do niego, czy mam go szukać po całym komisariacie?
- Już do niego dzwonię. - Odszedł do telefonu. - Nathan, jesteś zajęty? - Odczekał chwilę. - Jakaś małolata chce z tobą rozmawiać. - Znów przerwa. - Dobra. Powiem jej. - Odłożył słuchawkę. - Drugie piętro, gabinet 113.
- Dzięki. - Minęła go i skierowała się w stronę schodów. Nie miała problemu ze znalezieniem biura detektywa. Zapukała i weszła do środka. Stały tam dwa biurka, ale obecny był tylko wysoki szatyn. Stał przy oknie i machał rękami. - Śmierdzi już pod drzwiami. To nic nie da - skomentowała, a mężczyzna wyprostował się.
- Kim jesteś?
- Aż tyle masz na sumieniu, że nie wiesz, kto do ciebie przyszedł? - spytała z lekkim uśmiechem. Usiadła na biurko, które stało po drugiej stronie pomieszczenia. Ściągnęła okulary i czapkę, po czym poprawiła włosy. - Potrzebujesz pomocy, więc jestem.
- Pomocy? Czekaj, czekaj. - Mierzył ją spojrzeniem. - Jesteś jakąś pomocnicą Deneuve?
- Ale ma minę - rechotał Shinigami. - Wziął cię za jakąś gówniarę.
- Ja jestem Deneuve - odpowiedziała i uniosła brwi, gdy mężczyzna zaczął się śmiać. Miał z czterdzieści lat, a palenie tytoniu i nieprzespane noce odbijały się na nim. Mimo sporej, wysportowanej postury, zmarszczki i wory pod oczami pokazywały niezdrowy tryb życia.
- Dobry żart. - Uspokoił się trochę. - Gdzie mam się z nim spotkać?
- Chłopak, który teraz jest L ma osiemnaście lat - powiedziała, a mężczyzna przestał się śmiać. Mierzył ją od góry do dołu nadal niedowierzając. - Jest trzecim, który podpisuję się pod pseudonimem L. Ja jestem drugim Deneuve. Szkolił mnie drugi L i sam Deneuve. Będziesz się dalej śmiać, czy przejdziemy do konkretów?
- Ty mówisz... - Podszedł bliżej. - Sory, nie chciałem cię obrazić. Po prostu... Wyglądasz jak jakaś nastolatka, a nie detektyw.
- Zamierzony cel. Pierwszy i ostatni raz spotykamy się w tym biurze. Wymyśl bajkę, którą sprzedasz innym, gdy wyrzucisz mnie po spotkaniu. Będę wynajmować pokoje w hotelu i tam będziemy się spotykać.
- Czekaj, czekaj. Ty i ja w hotelu? - Ryuk parsknął śmiechem tak głośno, że Hotaru lekko się skrzywiła.
- Ja i wszyscy, którzy zajmują się tą sprawą. Ty im dowodzisz z tego, co udało mi się ustalić.
- Nadal mi się to w głowie nie mieści. - Potarł brwi. - Ale zgoda. Przyprowadzę wszystkich członków zespołu, tylko kiedy?
- Jak zdobędziecie wszystkie informację, o które teraz poproszę. - Wyprostowała się opierając rękami za sobą. - Potrzebuję listę wszystkich ofiar Jeffa the Killera ze wszystkich stanów. Martwych i tych, co przeżyli spotkanie. Plus informacje o ich najbliższej rodzinie. Chce też informacje o ofiarach naśladowcy. Kim byli, co robili, informacje o rodzinie. Wszystko, co uda wam się zdobyć. - Zamyśliła się na chwilę. - Plus akta wszystkich podobnych zbrodni do dwóch lat przed pojawieniem się Jeffa the Killera.
- Po co ci to wszystko? - zdziwił się.
- Nie ma żadnych śladów, które pokierowały by nas w stronę naśladowcy. Jedynym sposobem dowiedzenia się czegoś, jest dowiedzenie się czegoś o pierwowzorze. Bardzo możliwe, że jest to ktoś, kto miał już z nim styczność. Może chce go wkurzyć i wywabić. Nie mam pojęcia. Po to mi informacje o ofiarach. Chce prześledzić kim byli, co robili, gdzie bywali. Wszystko. Może znajdziemy jakiś schemat w wybieraniu ofiar. Zawsze są same w domu. Góra dwie osoby. Pierwsza jest mordowana szybko, a drugą się bawi. Wygląda na to, że obserwuje ją wcześniej przez jakiś czas i doskonale wie, kiedy uderzyć.
- Skąd wiesz o tym wszystkim?
- Przyglądam się takim sprawą. Chciałam rozwiązać ją na własną rękę, ale ręce do pracy się przydadzą. - Wstała i schowała włosy pod czapkę. - Odezwę się w poniedziałek. Zobaczę ile udało wam się zebrać. Zajmijcie się najpierw informacjami o ofiarach naśladowcy.
- I to tyle? - zdziwił się policjant.
- A co jeszcze chciałbyś usłyszeć?
- Eee... Jak mam się do ciebie zwracać? Przecież nie Deneuve.
- Przy ludziach bezosobowo. W hotelu tak, Deneuve. Reszcie zespołu też się tak przedstawię, a teraz wywal mnie przed drzwi komisariatu.
- Mam cię wyprowadzić?!
- Tak. Bajkę dla nich już masz w głowie? - Mężczyzna nadal wyglądał na zszokowanego. - Oswoisz się z sytuacją. - Włożyła okulary. - A ja nie mogę siedzieć tu całego dnia.
- Tak, już. - Wrócił do biurka i schował do kieszeni paczkę papierosów. Wyszli z biura, a ten od razu złapał ją za ramię i poprowadził do drzwi.
- Mam papierosa na wymyślenie bajki - mruknął odpalając go nerwowo.
- Możesz powiedzieć wszystko. Nie obchodzi mnie to - rzuciła i odeszła widząc jak zaciąga się dymem.
- Nerwowy ten policjant, co? - zaśmiał się Ryuk.
- Ma zdobyć dla mnie informacje i śledzić kogoś w razie potrzeby. Do tego chyba się nada.
- Okrutna - zarechotał. - A co z twoim malarzem?
- Nic. On ma swoją pracę, a ja swoją.
- I myślisz, że nie będzie zadawał pytań?
- Dla dobra sprawy nic nie zdradzę.
- Właśnie. Przy nim zachowujesz się czasami jak nie ty. Przy tym policjancie nie miałaś tak.
- Nie zawracaj sobie tym głowy Ryuk. Jak ci się podoba, to patrz. Jak nie, to zawsze możesz lecieć do mieszkania.
- Jestem ciekawy co z tego wyniknie - odpowiedział jej.
Hotaru odetchnęła i przejrzała się jeszcze raz w drzwiach szafy. Pierwszy raz duże lustro przydało jej się do tego, żeby sprawdzić, czy dobrze wygląda.
- Ale się wystroiłaś - zaśmiał się Shinigami i stanął za nią. - Ale pasują ci takie ciuchy. I nie wyglądasz jak dziecko.
- Dzięki Ryuk - odpowiedziała skupiając wzrok na sobie. Góra sukienki wyglądała jak bluzka koszulowa z krótkim rękawem. Potem szerszy pasek i plisowana spódnica. Góra była beżowa, a może trochę pod ecru podchodziła. Góra spódnicy była w identycznym kolorze, który zaczynał ciemnieć, żeby na dole być brązowa. Do tego czółenka w kolorze skóry na pięciocentymetrowym obcasie. Wyprostowała włosy, które sięgały jej teraz za piersi. Lekki makijaż podkreślający oczy. Była zaskoczona, że aż tak jej zależało, żeby dobrze wypaść. Zarzuciła ramiączko małej torebki na ramię i wzięła czarny żakiet do ręki. Taksówka zaraz miała być. Z Helenem miała zobaczyć się dopiero w galerii, więc chyba zaczynała się stresować. Wyszła z mieszkania, gdy dostała smsa.
Weszła do galerii i od razu dostrzegła, że w środku były podwójne drzwi, przed którymi stał ochroniarz.
- Dzień dobry. Szukam Helena.
- Daj sobie spokój dziewczyno. Nie ze mną te numery - powiedział, a brunetka zmarszczyła brwi.
- Więc idź i mu powiedz, że przyszła Lilian. - Mężczyzna spiął się i zmierzył ją od góry do dołu.
- Już nie musisz. - Jego głos dobiegł zza niej. Oplótł jej talię ręką i musnął w policzek.
- Witaj Helen. - Uśmiechnęła się, a on odpowiedział jej tym samym.
- Chodźmy stąd. - Poprowadził ją na zaplecze. Jeden z pokoi wyglądał jak poczekalnia i tam się zatrzymali. - Lilian... Wyglądasz olśniewająco - powiedział i musnął wierzch dłoni, którą trzymał.
- Dziękuję. - Uniosła kąciki ust czując, że policzki znów ją lekko palą. Sam Helen wyglądał też zupełnie inaczej. Dopasowana czarna koszula z długim rękawem i czarne proste spodnie. Wydawał się wyższy i chudszy, ale też przystojniejszy. Włosy w końcu wyglądały na ułożone, a czarne pasma otaczały jego jasną cerę.
- Gotowa?
- To ty powinieneś być gotowy.
- Będziesz przy mnie, więc znajdziesz się na językach wszystkich. - Pogłaskał ją po policzku.
- Dopóki nie zaczną we mnie celować, nie są straszni. - Helen zaśmiał się na jej słowa.
- Ludzie nie potrzebują broni, żeby ranić.
- Niech próbują. - Popatrzyła mu prosto w oczy. - Mam strasznie twardą skórę. - Złapał ją za podbródek.
- A wydaje się taka delikatna - powiedział ciszej pochylając się, ale w ostatnim momencie cofnął się. Poprowadził ją z powrotem pod drzwi, których pilnował ochroniarz.
Sama sala wystawowa nie była duża, ale znalazło się w niej sporo obrazów. Każdy miał w sobie coś niepokojącego. Mrocznego. Jednak ostatni... Sprawił, że przeszły ją ciarki. Były na nim tylko czerwone barwy. Jedna z nich...
- I co sądzisz? - spytał brunet wyrywając ją z zamyślenia.
- Jest niepokojący - powiedziała i przeniosła wzrok na niego. - O czym myślałeś malując go?
- O złu najogólniej mówiąc. - Popatrzył jej prosto w oczy. - Chciałem, żeby na głównym planie był szkarłat krwi.
- Ciężko było go osiągnąć? - Mężczyzna uniósł kąciki ust, ale gdy tylko otworzył usta, żeby coś powiedzieć, dobiegł do ich uszu inny głos.
- Helen, a ty nadal tutaj! - Hotaru od razu zauważyła jak twarz bruneta przyjęła obojętny wyraz twarzy. Szatyn podszedł do nich, a kobieta poczuła jak dłoń mężczyzny lekko zaciska się na jej tali.
- Mógłbym spytać o to samo - odpowiedział, a tamten uśmiechnął się lekko.
- Przygruchałeś sobie kolejną, a co stało się z poprzednią... No jak ona miała? - zamyślił się.
- Czego chcesz, Liu? - spytał Helen.
- Przyszedłem pogadać ze znajomym. Całkiem przypadkiem dowiedziałem się o tej wystawie. Emm... Jak masz na imię? - Zwrócił się do kobiety.
- Lilian - odpowiedziała i zobaczyła zdziwienie na jego twarzy.
- Lilian, wiesz z czego jest ten obraz?
- Z płótna i farb, ale mogę się mylić - odpowiedziała wywołując jeszcze większe zdziwienie na twarzy młodego mężczyzny.
- Liu, daj nam spokój - wtrącił się Helen. Brunetka nie słyszała u niego jeszcze tak stanowczego tonu.
- No weź. Chcę cię pochwalić przed kolejną fanką - zbagatelizował jego słowa, otrząsając się z sytuacji. - Więc widzisz tą czerwień, która wygląda niczym krew? To prawdziwa krew. - Uśmiechnął się wrednie.
- I? - spytała brunetka unosząc brew, a mężczyzna wyglądał na zupełnie wybitego z tropu. Za to Helen zaśmiał się pod nosem.
- Jak już skończyłeś się kompromitować, to pozwól, że zajmiemy się czymś ciekawszym niż rozmowa z tobą. - Poprowadził kobietę dalej. Przepuścił ją pierwszą i zniknęli na innej sali. Paliło się tam parę świateł, a wszystkie obrazy były zasłonięte. - Przepraszam za niego - powiedział i stanął pod ścianą.
- Dobrze się czujesz? - spytała stając przed nim.
- Tak, po prostu... - Przyłożył dłoń do czoła. - Chciałbym, żeby on zniknął i przestał mieszać się w moje życie. - Hotaru zrobiło się go szkoda. Naprawdę sytuacja między nimi wyglądała na napiętą. Do tego ten cały Liu chciał ją zniechęcić do Helena, dlaczego?
- To twój wieczór. - Przyłożyła dłoń do jego policzka. - Nie pozwól mu go zniszczyć. - Uśmiechnął się lekko i otulił jej dłoń. Odsunął ją od swojej twarzy, tylko po to, żeby musnąć ją.
- Cieszę się, że jesteś dziś przy mnie. - Popatrzył jej prosto w oczy. - Co powiesz na lampkę wina po tym wszystkim?
- Tobie tego nie odmówię - odpowiedziała, a mężczyzna wyprostował się.
- Wróćmy więc tam i zakończmy to jak najszybciej. - Brunetka przytaknęła mu z uśmiechem.
Gdy znaleźli się znów na sali po Liu nie było śladu. Helen rozmawiał z wieloma osobami, które były zainteresowane jako sztuką. Hotaru towarzyszyłam mu, co jakiś czas odpowiadając na pytania lub uśmiechając się. Wreszcie większość rozeszła się, a część została, żeby ustalić z właścicielem cenę za wykupienie obrazów. Hotaru przeszła z brunetem do pomieszczenia, w którym znaleźli się przed wystawą. Uśmiechnęła się, gdy pomógł jej ubrać czarny żakiet. Sam założył czarną marynarkę.
- Masz ochotę na krótki spacer? Znam ciekawe miejsce niedaleko.
- Dziś jest twój wieczór. - Złapała się jego ramienia. - Więc prowadź.
- Ciekawi mnie, czy zawsze jesteś tak uległa?
- Nie - odpowiedziała od razu uśmiechając się. Helen również uniósł kąciki ust i poprowadził ją. Nadal czuł palący gniew w piersi. Omal nie wybuchł przy niej przez Liu, a ona nie zapytała o nic, czemu?
Stanęli przy barze, a brunet znów obejmował jej talię. Kobieta zaczęła się zastanawiać czy nie robi tego, żeby zaznaczyć reszcie, że jest z nim i mają trzymać się od niego z daleka.
- Czego się napijesz?
- Głupio mi to przyznać, ale... - Przerwała widząc wzrok mężczyzny. - Nigdy nie piłam alkoholu.
- W Japonii nie piją?
- Piją - zaśmiała się pod nosem. - Po prostu nigdy nie miałam okazji ku temu.
- Dobrze, więc ja ci coś wybiorę. - Przeniósł wzrok na bar. Podał dwie nazwy barmanowi, ale kobieta nawet nie próbowała ich szukać. Usiedli przy małym stoliku, który chował się za filarem. - Może opowiesz mi swojej młodości w Japonii?
- Nie ma o czym opowiadać - odpowiedziała uciekając wzrokiem w bok.
- To aż tak bolesne wspomnienia? - dopytał, a kobieta wróciła do niego spojrzeniem. Podziękowała kelnerowi, który przyniósł lampki i lekko odetchnęła.
- Nie jest to przyjemna opowieść, same wspomnienia są już zbyt odległą przeszłością, żeby nadal bolały.
- Chciałbym wiedzieć o tobie jak najwięcej. - Położył dłoń na jej palcach. - Ale nie chce, żebyś wracała do nich, jeśli będziesz przez to cierpieć. - Uniosła lekko kąciki ust. Widziała, że chce znać jej historię, choć nie chciał naciskać.
- Jeśli chcesz posłuchać o Japonii, to musisz wiedzieć, co działo się ze mną wcześniej. - Przymknęła oczy i nabrała powietrza. - Moja matka umarła niedługo po urodzeniu mnie. Mój ojciec, gdy nie skończyłam jeszcze czterech lat. Straciłam do sierocińca, który założył. Tam zadbał o mnie jego przyjaciel, który prowadził go. Tam poznałam też i wychowywałam się z dwoma braćmi, o których ci wspominałam. Gdy miałam trzynaście lat okazało się, że mam ciotkę w Japonii. Siostrę mojej matki. Ta zapragnęła mnie wychować, bo tradycją tak nakazuje. Trafiłam tam nie wiedząc nic o tym kraju, a nawet nie znając dobrze języka. Miałam miesiąc czasu, żeby pogodzić się z tym, że muszę opuścić miejsce, które uważałam za dom. - Zrobiła przerwę. Wiedziała, że nie może mu powiedzieć wszystkiego. Dopóki mu nie zaufa, może znać tylko okrojoną wersję.
- Może wznieśmy toast. - Podniósł wolną ręką swoją lampkę. - Za dom. - Hotaru przytaknęła z uśmiechem i spróbowała różowego wina, które dostała. - I jak?
- Słodkie. Nie sądziłam, że wino może być tak dobre.
- Nie każde, ale wybrałem coś specjalnego dla fanki słodkości. - Brunetka zaśmiała się i popatrzyła do niego.
- Reszta opowieści nie jest tak przyjemna - westchnęła lekko. - Szybko okazało się, że Ciotka przyjęła mnie wyłącznie ze względu na spadek po moim ojcu. Dostawała określoną ilość pieniędzy miesięcznie. Zaczęła wieść dostatnie życie, a na byłam tylko niewygodnym problemem. - Zerknęła tylko na niego. Przyglądał się jej skupiony. - Szybko zaczęła używać mnie do rozładowywania swoich frustracji i złych nastrojów.
- Biła cię? - dopytał.
- Zależało od sytuacji - odpowiedziała. Złapał ją za dłoń, a ta uśmiechnęła się. - Przywykłam i nauczyłam się jej schodzić z drogi. Musiałam wytrzymać tylko do końca liceum. Później mogłam pójść w swoją stronę.
- Jesteś niesamowicie silna - powiedział i znów mógł spojrzeć w jej oczy.
- Miałam cel i żeby go spełnić byłam w stanie przetrwać wszystko - odpowiedziała i spoważniała. - Dostałam się na studia i byłam coraz bliżej swojego celu, ale wtedy niespodziewanie w Japonii znalazł się mój starszy brat, Lionel. Umarł nim skończył się pierwszy rok, a ja zrozumiałam, że mam dość tego kraju. Niecały miesiąc później wróciłam do sierocińca. Chciałam się spotkać z młodszym bratem. Zabrać go stamtąd, gdy skończy szesnaście lat i zaopiekować się nim. Niestety uciekł tydzień przed moim przybyciem.
- Udało ci się go odnaleźć? - dopytał, widząc jej smutek.
- Trzy lata później, tak się zaszył. Skontaktowałam się z nim, a nawet spotkałam. - Zamknęła oczy. Znów słyszała Mello, który mówi o ich wspólnej współpracy.
- Lilian... - Helen objął ją i przytulił. Wtuliła się w niego czując, że właśnie tego teraz potrzebowała, a może nawet pragnęła. Zawsze to ona była tą, która dbała o sobie... O innych. Nigdy nie było nikogo, kto postanowiłby się zająć nią. - Wystarczy na dziś - szepnął gładząc ją po plecach.
- To już prawie koniec - odpowiedziała po chwili. - Wyprostowała się. - Samochód w którym był zapalił się. Zginął na miejscu.
- To był wypadek?
- Żeby udowodnić kogoś winę trzeba mieć dowody. Jeśli jakieś były, to zniszczył je ogień. - Helen pogłaskał ją po policzku.
- A jak wylądowałaś tutaj?
- Studia, praca. Później coraz to różniejsze zlecenia. Pojawiałam się i znikałam w różnych miejscach. I tu się tak znalazłam.
- Czyli miałem szczęście - powiedział i znów uniósł lampkę. - Za piękną i silną kobietę, którą spotkałem na swojej drodze. - Hotaru zaśmiała się, widząc jak teatralnie to zrobił. Chciał ją rozbawić. Upiła dwa łyki i przeniosła spojrzenie na niego.
- A ty jak znalazłeś się tutaj?
- Chcesz posłuchać o mojej przeszłości?
- Skoro już zaczęliśmy od takich tematów.
- Cóż. Nie miałem kolorowego życia. Tak naprawdę do czternastego roku życia dni zlewały się ze sobą. Byłem cieniem na szkolnych korytarzach. Każdą wolną chwilę spędzałem na szkicowaniu, a rodzice po prostu byli. Mieli syna, który nie sprawiał problemów. Niczego więcej ode mnie nie oczekiwali. - Okręcił nóżką od lampki. - Później jeden z kolegów z zajęć wrobił mnie w kradzież. Był tym, na którym wszyscy się wyżywali, a wtedy wszystko przeniosło się na mnie. - Tym razem to brunetka zmniejszyła między nimi dystans. Splotła swoje palce z jego i poczuła jak lekko je zaciska. - Miałem tego dość. Z dnia na dzień wiedziałem, że jeśli czegoś nie zrobię, to zniszczą mnie. - Zrobił krótką przerwę. - Uciekłem i starałem się przeżyć. Początki były ciężkie, ale udało mi się wyjść na prostą.
- Czyli teraz moja kolej na toast. - Hotaru uniosła kieliszek. - Za mroczne początki i mężczyznę, który pokonał przeciwności losu. - Brunet zaśmiał się i uniósł lampkę.
- Jesteś pierwszą osobą, której o tym opowiadam - powiedział i napił się wina. Zobaczył uważny wzrok brunetki. Zastanawiał się przez chwilę, czy to odpowiedni moment, ale zwlekając nic nie osiągnie. Otulił dłonią jej policzek. Zbliżył się i zatrzymał, gdy miał jeszcze szansę zmienić zdanie. Ona jednak nie odsunęła się. Patrzyła mu prosto w oczy. Musnął jej usta i napawał nimi przy każdym ruchu, każdym zetknięciu. To była tylko chwila, ale oboje spojrzeli sobie prosto w oczy, gdy znów dzielił ich niewielki dystans. Jakby cały świat zatrzymał się, choć to po prostu on przestał ich interesować.
Hotaru leżała w łóżku, mimo że było już południe. Myślała o wczorajszym wieczorze. Lubiła jego towarzystwo. Był inny. Inny niż Lionel. Inny niż Mello. Inny niż Tim. Odetchnęła. Nie chciała go porównywać. Chciała, żeby był po prostu Helenem. Tym którego ciężko rozgryźć. Który łapie za dłoń i przytula, gdy tego potrzebuje. Pocałował ją... Nawet to robił z taką delikatnością.
- Ej, Hotaru. - Shinigami wleciał do pokoju. - Ty nadal w łóżku?
- Jest weekend Ryuk - westchnęła. - Mam dwa dni wolnego. W poniedziałek znów zaczynam śledztwo, a do tej pory wszystko w hotelu będzie przygotowane. Mogę odpocząć.
- I nie chodzi o randkę z malarzem?
- Jabłka ci się skończyły? - spytała, w ten zaśmiał się.
- Nudziłem się wczoraj.
- Już, już. - Odkryła się i wstała. - Pójdę po nie. - Podeszła do szafy i przebrała się. Nie chciała, żeby ktoś ją poznał, więc ubrała szeroką bluzę z kaptur.
- Znowu się chowasz?
- Widział mnie policjant, Helen i jego stary znajomy. Im mniej osób dostrzeże mnie z torbą jabłek tym lepiej.
- Zawsze możesz powiedzieć, że to dla ciebie.
- Ryuk - popatrzyła na niego rozbawiona. - Nikt normalny nie zjada tyle jabłek. - Zabrała czapkę i wyszła. Założyła ją, chowając pod nią włosy i zarzuciła kaptur. Kłębiące się chmury odwracały wzrok od niej. Dziś wiele osób szykowało się na deszcz.
Podjechała pod hotel swoim autem. Policjanci już stali i czekali na nią. Czwórka. Aż czy tylko czwórka? Wysiadłam z auta i podała kluczyki chłopakowi z obsługi.
- Kluczyki zostaw w recepcji - powiedziała unosząc lekko kącik ust. Chłopak uśmiechnął się widząc banknot. Przeszła pod wejście i skupiła spojrzenie na czekających mężczyznach. Barnes oczywiście palił papierosa. - Czekacie na zaproszenie? - spytała i ruszyła do środka. Widziała zdziwione miny policjantów i szybkie zadeptanie papierosa. Dziś wyglądała normalniej niż ostatnio. Jeansowe rurki, biała bluzka i długi czarny płaszcz. Do tego dopięła prostą grzywkę, która zakrywała całe czoło i okulary przeciwsłoneczne. Podeszła do recepcji i uniosła kąciki ust.
- Był rezerwowany apartament na nazwisko Davies - zwróciła się do mężczyzny.
- Już sprawdzam. - Skupił się na monitorze i spiął po chwili. - Apartament jest już gotowy. Całe piętro zostało też przystosowane na pani prośbę.
- Dziękuję. - Przyjęła trzy karty do pokoju. - Poproszę o dorobienie jeszcze dwóch.
- Oczywiście. Na jutro będzie gotowe. - Kiwnęła głową i ruszyła w stronę windy.
- Eee... No ten...
- Porozmawiamy w windzie - rzuciła przez ramię. Stanęła i poczekała aż drzwi otworzą się. Stanęła w rogu i przyglądała się wszystkim mężczyzną. - Więc... - Ściągnęła okulary. - To wy do tej pory prowadziliście to śledztwo? - Mężczyźni przenieśli spojrzenie na Barnesa.
- Tak. Tylko nasza czwórka - odpowiedział jej. - Deneuve... Em, muszę cię powiadomić, że policję nie stać na opłacenie takiego hotelu - powiedziała, a Hotaru zaśmiała się.
- Wiem, ale mnie stać. Potrzebujemy kwatery, a takie hotele są najlepsze. Dbają o prywatność swoich klientów i informację o tym, kto i gdzie przebywa nie wypływają dalej.
- Chwila. - Przerwał im najmłodszy z nich. - Mam uwierzyć, że ona jest jednym z najlepszych detektywów na świecie?
- Nie musisz - odpowiedziała i uśmiechnęłam się wrednie. - Zawsze możesz zrezygnować ze śledztwa i zjechać windą w dół, gdy my wyjdziemy. - Widziała jak zaciska pięści. - A jak zależy ci na rozwiązaniu sprawy, to musisz się pogodzić z rzeczywistością taką, jaka jest. Naśladowca zabija od czterech miesięcy, a wy nie poszliście ani krok na przód. - Winda piknęła, a brunetka minęła ich wychodząc. Barnes ruszył pierwszy za nią. Dwóch z policjantów zawahało się, ale też podążyło za nimi. Otworzyła drzwi, na których drzwiach nie było numeru. Usłyszała klikanie w klawiaturę i uniosła kąciki ust. - Rhys, jeszcze nie skończyłeś?! - krzyknęła i usłyszała jego westchnienie.
- Musiałaś mnie rozpraszać! - odpowiedział niezadowolony. Hotaru przeszła do pomieszczenia, w którym siedział chłopak. Wszędzie walały się puszki po energetykach i orzeszkach.
- Ile już tu siedzisz? - westchnęła widząc bałagan.
- Od soboty. Musiałem przygotować całą sieć i ją zabezpieczyć. - Nie odrywał wzroku od monitora i walczącej postaci. - Niestety są tylko cztery komputery. Mam domówić piąty?
- Nie zaszkodzi, a co z telefonami?
- Są na ławie. Mam je na podglądzie. Będę wiedział gdzie jesteście i z kim się kontaktujecie. Jeśli ktoś będzie chciał je zhakować, szybko go złapie.
- Ten dzieciak z tobą współpracuje? - spytał zdziwiony detektyw.
- Znajdź lepszego informatyka ode mnie, to wrócimy do tego dzieciaka - odpowiedział bez emocji, a Hotaru zaśmiała się.
- Poznajcie Rhysa. Najlepszy haker jakiego znam i cudowne dziecko z Wammy House.
- Z tym cudownym dzieckiem to bym nie przesadzał - odpowiedział jej.
- Drugiego takiego nie ma. - Potarmosiła jego i tak roztrzepane włosy. Dobrze wiedziała, że był. Rhys zawsze brał z niego przykład i brał na wzór, zamiast L'a ja inni. - Posprzątaj tu zaraz.
- Tak, tak - odpowiedział, gdy kobieta ruszyła. Przeszła do salonu, który teraz był pozbawiony części mebli. Znalazł się tam ciąg biurek z komputerami i ściana z ekranami. Oparła się o jedno z biurek i przeleciała wzrokiem po policjantach.
- Dagie Davies, tak mam teraz oficjalnie na imię. Poza tym pokojem nie wypowiadanie pseudonimu Deneuve. Pracujemy tylko tu. Nie wynosicie żadnych informacji stąd i nikomu nie mówicie, o tym gdzie przebywamy.
- Czemu wszystko jest takie tajne? - dopytał blondyn ze zmęczonym spojrzeniem.
- Dla mojego i waszego bezpieczeństwa. Jak już wspominałam waszemu przełożonemu, nie jestem pierwszym Deneuve i pewnie nie ostatnim.
- Musimy przebywać na komisariacie. Przecież nie pozwolą nam przesiadywać tutaj - wtrącił się drugi z policjantów. Był młodszy od blondyna, ale starszy od najmłodszego, który był tak zestresowany, że pewnie nie odezwie się jeszcze przez dłuższy czas.
- Nie do końca - odpowiedział mu Barnes. - Rozmawiałem już z komisarzem i zezwolił na przebywanie w miejscu wyznaczonym przez Deneuve.
- Czyli to mamy załatwione - stwierdziła. - Chce poznać wasze imiona. Najlepiej byłoby, gdybyście nawet nie nosili odznak.
- A jeśli ktoś nas złapie podczas akcji? - dopytał blondyn. - Przecież nie możemy jeździć radiowozami po cywilnemu.
- Wogóle nie będziecie nimi jeździć. Rhys! - krzyknęła w stronę pokoju, w którym był.
- Co jest?
- Potrzebuję pięć aut.
- A twój Douge?
- Mój Douge, to mój Douge. Nie mam zamiaru go rozwalić na jakiejś akcji!
- Mogę sprowadzić twojego forda.
- To ogarnij to.
- Dene... Eeee...
- Dagie - podpowiedziała mu.
- Tak, Dagie - odchrząknął główny detektyw. - Jeśli mogę spytać, skąd masz na to wszystko pieniądze?
- Taki plus bycia drugim najlepszym detektywem na świecie - odpowiedziała mu unosząc lekko kąciki ust.
- A tym razem pracujesz charytatywnie? - dopytał policjant, któremu widocznie nie pasowało to, gdzie się znalazł.
- Sprawy dla pieniędzy to jedno - westchnęła. - Takie sprawy jak ta, robi się dla rozwiązania zagadki. - Uśmiechnęła się wrednie. - Znalezienie sprawcy, narzędzia zbrodni, dowodów. Jeśli jednak nie czujesz się na siłach i nie masz na to ochoty. - Wskazała ręką korytarz. - Tam są drzwi. Wyjdź i nie wracaj.
- Chętnie popatrzę, jak gówniara potyka się o własne nogi - odpowiedział jej, a Barnes zakaszlał w rękę.
- Skoro już wiemy, kto się lubi, a kto nie, to może przedstawmy się.
- Skoro jest tak świetna, to pewnie już nas sprawdziła - rzucił szatyn.
- Nathan Barnes, Blaze O'Conor, Derek Brown, Simon Miller. - Wskazała wszystkich po kolei. - Sprawdziłam tylko papiery z komisariatu, ale chciałam być miła. - Wzruszyła ramionami.
- Jak mamy ci ufać, skoro my nic o tobie nie wiemy? - ciągnął dalej Simon.
- Nie musicie. Będę prowadzić to śledztwo z wami lub bez was. To wy potrzebowaliście pomocy i zgłosiliście się do L.
- Wystarczy Miller. Dobrze wiemy, czemu tu jesteśmy. Sami nie jesteśmy w stanie nic zdziałać.
- Macie informację dla mnie? - spytała kobieta, gdy policjanci milczeli dłuższą chwilę.
- Nie wszystko. Mamy listę ofiar Jeffa z połowy stanów. - Hotaru odetchnęła.
- Komputery są wasze. - Podeszła do ławy, gdzie leżały telefony. Były przy nich karteczki z cyframi. - Wzięła jedynkę, a dwójkę rzuciła głównemu detektywowi. - Jadę coś załatwić. Rhys jest do waszych usług. Dzwońcie dopiero, gdy będziecie mieć wszystko związane z Jeffem i na tym się skupcie.
- Czyli my mamy pracować, a ty wolne? - spytał niezadowolony Simon i zobaczył jej uśmiech.
- Ja płacę za wszystko i dostarczam sprzęt, a wy odwalacie czarną robotę. - Zniknęła w przejściu i poszła do Rhysa. Objęła go ręką, ku jemu niezadowoleniu i szepnęła mu na ucho. - Prześwietl tego niezadowolonego. - Otworzył kartę z jego legitymacją. - Zgadza się. - Musnęła jego policzek. - I do roboty.
- Przestaniesz tak robić?!
- Jak znajdziesz dziewczynę - odpowiedziała mu i usłyszała, jak rzuca za nią puszką, która walnęła w ścianę. Wyszła z pokoju i odetchnęła. Nie podobał jej się ten policjant. Coś z nim było nie tak. Czemu tak bardzo nie chciał tu być? Co ukrywał?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top