Przestępstwo

      Hotaru zmrużyła oczy i jęknęła cicho. Była podłączona do kroplówki. Nie pamiętała jak wróciła do apartamentu.
- Ooo... Obudziłaś się. - Misa podeszła do jej łóżka. - Nieźle nas nastraszyłaś.
- Gdzie Rhys?
- Siedzi przed komputerem i się nie odzywa od kiedy lekarz wyszedł - powiedziała cicho. - Ryuk gdzieś zniknął i zostałam z nim sama... To już wolałam siedzieć przy tobie.
- Dzięki za udawaną troskę - mruknęła i usiadła z jękiem.
- Nie powinnaś wstawać. - Wystawiła ręce, jakby chciała ją powstrzymać, ale zrezygnowała, gdy zobaczyła jej spojrzenie.
- Zawołaj Rhysa - powiedziała i podniosła bluzkę, gdy Misa zniknęła za drzwiami. Westchnęła widząc opatrunek. Chłopak wiedział gdzie celować. Jednym ciosem prawie się jej pozbył. Przeniosła spojrzenie na drzwi i uniosła kąciki ust, widząc minę chłopaka. - Nie patrz tak. Żyje i nic mi nie będzie.
- A gdybym nie przyjechał?
- Gdyby nie było ciebie, nie poszłabym.
- Co się właściwie stało? - dopytał podchodząc i siadając obok niej.
- Helen zdobył mój numer i wydzwaniał. Powiedział, że wyjeżdża i chce porozmawiać. Nie sądziłam, że umówi się z Jackiem i będzie chciał mnie zaatakować.
- To morderca, czego się spodziewałaś? - Hotaru popatrzyła na niego zrezygnowana.
- Toby i proxy też, a jakoś można z nimi porozmawiać. Tu przeważyła zraniona męska duma, a nie to, że jest mordercą.
- I tak zabiłbym go.
- Wiem. - Poklepała go po ramieniu. - Jak zrobisz to, nie używając Death Nota, to droga wolna.
- Czemu mam nie używać jego?
- Bo się w nim zatracisz - odpowiedziała bez ogródek. - A teraz odłącz mnie. Musimy się przenieść, skoro był tu lekarz.
- Leżysz tu do jutra. Już wszystko załatwione. - Wstał. - Przyniosę ci zalecenia lekarza, a ty nawet nie waż się tego odłączać. - Wyszedł, a Hotaru westchnęła.
- Okropny jest, co? - spytał Ryuk wchodząc przez sufit.
- Słyszałam, że zniknąłeś. Gdzie byłeś? - spytała podejrzliwie.
- Nigdzie, no wiesz... - Podrapał się po głowie uciekając wzrokiem. Oboje popatrzyli na drzwi, gdy Rhys ponownie przez nie przeszedł.
- Antybiotyk, osłona i leki przeciwbólowe. - Rzucił pudełka w jej nogi. - Plus masz dziś nie wstawać bez potrzeby, a kroplówkę masz przyjąć do końca.
- A jak mam z tym iść do toalety? - Chłopak speszył się.
- Zaraz zawołam Misę. - Wyszedł, a Shinigami zaczął się śmiać.
- Co cię tak bawi?
- Nie udało mu się bycie wrednym.
- Martwi się, a to znaczy, że mu zależy - odpowiedziała i przekręciła się, żeby opuścić nogi z łóżka.
- Ciekawe, czy oni się martwią - zagadał, a Hotaru spojrzała na niego nadawczo.
- Czyli tam byłeś - westchnęła.
- Co?! Nie powiedziałem tego.
- Nie musiałeś - odpowiedziała i zaczęła się rozglądać.
- Już jestem. - Misa weszła do pokoju. Hotaru popatrzyła zażenowana na Ryuka, a ten zaczął się śmiać.
      - Rhys... - Stanęła przy ścianie opierając się o nią. Nie sądziła, że jest aż tak słaba.
- Telefony są wyłączone. Wkurzało mnie jak się dobijali.
- Wyślij im smsa, że żyje i wyłącz je znowu.
- Nie chcesz się z nimi spotkać?
- Nie. Najpierw muszę nabrać sił i przemyśleć plan.
- Plan? - dopytała zdziwiona Misa.
- Nie wykonałam jeszcze zadania. Jack pewnie sądzi, że pozbył się mnie. Liczę na to, że Jeff poczuje się pewnie.
- Jest jeszcze Near i śledztwo L.
- Jeff ma dwadzieścia jeden lat, a mimo to nadal zachowuje się jak nastolatek. I sądzi, że jego partner zabił Fox. Obawiałbyś się L na jego miejscu?
- Myślisz, że spróbuję na niego zapolować?
- Raczej zabić, gdy L wejdzie mu w drogę.
- Idź się połóż. Powinnaś odpocząć.
- Tak, tak. - Poszła do siebie, a Misa odwiesiła worek z kroplówką jak wcześniej.
- Hotaru... Naprawdę pozwolisz mi zachować wspomnienia?
- Tak, ale dopiero, gdy będziemy się rozstawać.
- Dlaczego dopiero wtedy? To jest nie w porządku, że w każdej chwili możesz mi zabrać notatnik, a one znikną.
- Myślisz, że oddanie ci notatnika było dla mnie proste? - dopytała przenosząc spojrzenie na nią. - Ty i Light odebraliście mi wszystko, co miałam w tamtym czasie. Light wpisał mnie nawet do notatnika.
- Ja...
- Gdy zostaniesz właścicielką, będziesz znów mogła dokonać wymiany z Ryukiem. - Dostrzegła zdziwienie na jej twarzy. - Bez problemu zabiłabyś mnie i Rhysa, a na to nie pozwolę. Zrzeknę się notatnika dopiero, gdy będę pewna, że więcej nas nie zobaczysz. - Misa wyszła bez słowa, a brunetka odetchnęła. Okolice rany bolały ją strasznie. Zacisnęła zęby i zacisnęła powieki dopiero teraz. Nie chciała, żeby Misa widziała jej słabości. Tym bardziej żeby Rhys się martwił. - Celny jak na ślepego - mruknęła i sięgnęła po tabletki przeciwbólowe. Musiała jak najszybciej wrócić do formy.

      Minął tydzień, a Hotaru miała już dość. Misa grała jej na nerwach, a po Jeffie nie było śladu. Jakby nigdy nie pojawił się w mieście. Rhys przesiadywał przy komputerze i starał się sam coś znaleźć. Nie pozwalał się kobiecie nawet zbliżyć do tej sprawy. Mogła tylko leżeć i patrzeć w sufit. Przeniosła spojrzenie w bok, słysząc wibracje.
"Jak się czujesz?"
Przewróciła oczami i odetchnęła.
"Nie zaczynaj. Spotkamy się niedługo"
Nie musiała długo czekać na kolejną wiadomość.
"Kiedy?"
Wsadziła telefon pod poduszkę i przykryła oczy ramieniem. Cały czas myślała o ich ostatniej rozmowie. Kiedyś wmówiłaby sobie, że udawał, ale teraz... Patrzył jej prosto w oczy i był pewny siebie jak zwykle. Nie zachowywał się jak za pierwszym razem, gdy jeszcze nic o sobie nie wiedzieli. Znów wibracja.
"Czemu nie dałaś znać, że idziesz się z nim spotkać?"
- A jak myślisz? - westchnęła.
"A co zmieniłoby to?"
"Nie pozwoliłbym ci iść samej"
"Nie możesz walczyć z Jackiem"
"Nie mogę walczyć z Jeffem"
Znów schowała telefon. Nie miała ochoty ani sił na tą wymianę zdań.

      Stała w umówionym miejscu i czekała na niego. Sama nie wie ile to już dni minęło. Rana goiła się dobrze, a ona w końcu przekonała Rhysa, że najwyższy czas zacząć działać. Zaśmiała się, gdy zobaczyła auto, którym ostatnio uciekali agentom FBI. Otworzyła drzwi i pochyliła się, żeby widzieć kierowcę. 
- Czy to nie jest to samo auto, którym raz już jeździliśmy?
- Nie, są inne tablice i kilka innych szczegółów - odpowiedział, a Hotaru wsiadła. - Pomyślałem o ty. Nie traktuj mnie jak amatora.
- Nie traktuje, ale wydaje mi się, że była mowa o oddaniu go. - Tim uniósł kąciki ust i pochylił się w jej stronę. 
- Oddam, gdy nie będzie mi potrzebny. - Uśmiech jednak szybko znikł, a mężczyzna uniósł dłoń i pogłaskał ją po policzku. - Jak się czujesz?
- Już lepiej - odpowiedziała i cofnęła się lekko. - Ludzie się na nas patrzą. 
- Myślisz, że jesteś jedyną, która wsiada do auta chłopaka?
- Chłopaka? - powtórzyła za nim z lekkim uśmiechem.
- To pewnie było pierwsze o czym pomyśleli, gdy nas zobaczyli - odpowiedział i włączył się do ruchu.
- Gdzie jedziemy?
- Tam, gdzie nie ma kamer. 
- Za wiele mi to nie mówi.
- I tam, gdzie nic ci nie grozi. - Posłał je pojedyncze spojrzenie. - Tym razem będziesz musiała mi zaufać. - Brunetka nie odpowiedziała. Przeniosła wzrok na boczną szybę. 
      Zaparkowali na jednym z parkingów przy stacji paliw. Światło rozjaśniało tylko okolice samej stacji. Oni stali w mroku, w słabym świetle jednej z lamp, która częściowo chowała się za naczepą ciągnika siodłowego. 
- To porzucony tir, możemy wyjść - powiedział i wyszedł z auta, a Hotaru bez słowa zrobiła to samo. Podeszła do niego i oparła się o bagażnik jak on. Przeniosła spojrzenie w górę i uniosła kąciki ust.
- Jakbyśmy cofnęli się w czasie. 
- Tym razem nie jesteśmy na dachu, tylko na ziemi - odpowiedział z lekkim uśmiechem. - Dlaczego do niego poszłaś?
- Bo za pierwszym razem nie dałam mu szans powiedzenia czegokolwiek. Spaliłam jego prace nad którymi pewnie spędził trochę czasu... Liczyłam, że w ten sposób obejdzie się bez ofiar. 
- A zamiast tego ofiarą byłaś ty.
- Ale nic mi nie jest, więc... - Urwała, bo przyciągnął ją do siebie i przytulił. 
- Myślałem, że oszaleję... - Zacisnął ręce na jej ciele. - Nie potrafiłem ustać w miejscu... Miałem ochotę zabić Helena i Jacka... 
- Tim... - Objęła go i wtuliła czoło w jego szyję. - Nic mi nie jest - szepnęła czując jak dłonie mu drżą. Nie spodziewała się po nim takich emocji...
- Hotaru proszę... Przestań to robić... Porzuć bycie Fox i bycie detektywem... Nie igraj więcej ze śmiercią, bo w końcu cię dopadnie.
- Ja...
- Wiem. Musisz dokończyć śledztwo, a ja ci w tym pomogę. - Popuścił uścisk, a Hotaru podniosła wzrok. - Wystawię ci Jeffa. Zaplanujemy to tak, żebym ja nie złamał rozkazu, a ty wykonała zlecenie.
- Dobrze wiesz, że to nie wszystko. - Uciekła wzrokiem w bok. - Cały czas zostaje jeszcze Near.
- I jego wciągniemy w całe przedstawienie. Pozamykamy wszystkie sprawy, żebyś mogła być wolna. 
- Co? - zdziwiła się. - Co masz na myśli?
- Dobrze wiesz. - Puścił ją. - Tak jak kiedyś powiedziałaś, nigdy nie będziemy mogli być razem. Zrozumiałem to dopiero ostatnio, że to kim jesteśmy... Musiałaś prawie umrzeć, żeby do mnie dotarło. Sam kontakt ze mną jest dla ciebie zagrożeniem. Jestem poszukiwanym mordercą, a ty nadstawiasz karku, żeby mnie chronić. Ile lat straciłaś na gonitwę za marzeniami braci?  Pamiętam dobrze jak mówiłaś, czego pragnęłaś. Chciałaś być przy Lionelu... Nie zależało ci na niczym innym, tylko byciu przy bliskiej osobie. Później chciałaś spełnić to marzenie, będąc przy Mello, ale i tu Kira pokrzyżował ci plany. - Opuścił wzrok. - Teraz ja jestem tym, który ci przeszkadza. Gdy prowadziliśmy śledztwo Kiry, byliśmy obok siebie i wszystko wydawało się takie proste, ale tym razem jest zupełnie inaczej. Ukrywamy się przed sobą i spotykamy na chwilę, żeby porozumieć się w kwestii sprawy Jeffa. Nigdy nie będzie już takiej normalności jak przy Kirze... Ale masz Rhysa. Zależy ci na nim, a jemu na tobie. Znalazłaś trzeciego brata i nie musisz już robić tego, co do tej pory.
- Czyli to pożegnanie? - spytała bez emocji odsuwając się od niego.
- Jestem Proxy. Już nigdy nie będę posiadał w pełni wolnej woli. - Uciekł wzrokiem w bok. - Gdy zostałaś ranna, wpadłem na Tobiego. Okazało się, że widzi Ryuka... Byłem wściekły. Gdy tylko usłyszałem, że Rhys może nas zabić, spytałem o to, czy ma notatnik. Wtedy Toby spytał, czy bardziej martwię się o rozkaz niż o ciebie. - Hotaru przyglądała mu się z uwagą. Nigdy wcześniej z nią tak nie rozmawiał. Czy on naprawdę... - Dotarło do mnie wtedy, że przez ten cały czas... Byłem egoistą. Od kiedy dowiedziałem się, że coś wiesz i jesteś w to zamieszana... Patrzyłem na to, co mogę z tego zyskać. To że miałem cię obok też mnie cieszyło, ale...
- Ale ważniejsze było to, co zyskiwałeś - dokończyła za niego. Czuła złość, a zarazem smutek. - Skoro już wszystko mamy wyjaśnione, to co robimy?
- Najpierw musisz dojść do siebie.
- Doszłam do siebie. Jaki plan wymyśliłeś? - Dostrzegła jego spojrzenie, ale szybko uciekł nim w bok.
- Umówię się na spotkanie z Jeffem. Ty wyślesz tam Jane.
- On ją zabije, wiesz o tym?
- Wolę, żeby zabił ją, niż ciebie. - Ich spojrzenia znów się spotkały, ale tym razem to Hotaru odwróciła wzrok i odetchnęła. - A jak chcesz zakończyć sprawę z Nearem?
- Nie wiem - odpowiedziała i schowała na chwilę twarz w dłoniach. Odetchnęła i wyprostowała się. - Musi pojawić się na tym samym spotkaniu.
- To ryzykowane.
- Zaryzykuję. - Popatrzyła pewnie na mężczyznę, a ten przytaknął.
- Hotaru... Przepraszam. - Brunetka popatrzyła na niego i pokiwała głową na boki. Podeszła i wtuliła się w niego. Przytulił ją i odetchnął wtulając policzek w jej włosy. - Dopilnuję, żeby nic ci się nie stało - szepnął. Hotaru nie odpowiedziała. Przymknęła oczy i po prostu cieszyła się tą chwilą. Możliwe, że to była ostatnia taka chwila.

      - Hotaru, nie ufam im - powiedział Rhys, gdy oboje stali na swoim miejscu.
- Zabije każdego, kto spróbuje nas zabić
- Razem pozbędziemy się ich - odpowiedział, a kobieta uśmiechnęła się i przytaknęła. Tą chwilę przerwał dźwięk obcasów. Brunetka od razu wzięła przygotowaną torbę i założyła maskę. Chłopak założył chustę na usta i kaptur.
- Witaj Jane - zaczęła Fox i rzuciła jej plecak. - Przebiesz buty. Jeśli pójdziesz w tych, to zabijesz całą naszą trójkę.
- Trójkę? - zdziwiła się i przeniosła wzrok na chłopaka.
- To mój partner. - Rhys tylko machnął ręką. - Zazwyczaj siedzi przed komputerem, ale dziś potrzebuję jego wsparcia. Jeff nie działa sam.
- On współpracuje?! - zdziwiła się, a Hotaru uniosła brew, choć kobieta nie mogła tego zobaczyć.
- Z niejakim Jackiem. Miałam już z nim styczność i wolę nie wychodzić przeciwko ich dwójce sama.
- A co z proxy? Też kręcą się w okolicy? - dopytała, a Hotaru zaśmiała się pod nosem.
- Tak, wiem. Wiem też, że ich znasz.
- Ja...
- Nie musisz się tłumaczyć. Rozumiem czemu utrzymałaś to w tajemnicy. Mam jednak układ z Maskym. Oni nam nie zagrażają.
- Jemu nie można ufać! - rzuciła robiąc krok do przodu.
- Kto powiedział, że mu ufam?
- No bo...
- On zrobi coś dla mnie, ja dla niego. Już wcześniej współpracowaliśmy, więc możesz być spokojna. Wiem, czego mogę po nim oczekiwać. - Jane nie odpowiedziała. Przebrała buty i cała trójka ruszyła przed siebie.
      Hotaru stanęła, gdy zbliżali się do miejsca spotkanie. Słyszała rozmowę, co trochę pomagało jej w zadaniu. Jack miał pewnie doskonały słuch, ale teraz sami zagłuszali wszytko. Pokazała Rhysowi, żeby został, a Jane, żeby szła za nią.
- Gdzie oni są? Już dawno powinni tu być. - Dało się słyszeć wzburzony głos Jacka.
- Przyjdzie. Co ty taki niecierpliwy? - Ucichli oboje, a Fox pokazała Jane, że idą dalej. - Są i oni.
- Proxy nie ma, ale ja powinnam starczyć wam do towarzystwa - powiedziała wychodząc z pomiędzy drzew i od razu dostrzegła jak Jack spiął się na dźwięk jej głosu.
- Mamy gości. - Jeff wstał uśmiechając się. Hotaru pierwszy raz miała możliwość przyjrzeć mu się z bliska. Jeansy i biała bluza z kapturem była jego znakiem rozpoznawczym. Czarne włosy były niemal takiej długości jak jej. Były jednak rzadsze i sterczały we wszystkie strony. Cześć opadała mu na twarz zasłaniając lewe oko mimo to, można było dostrzec groteskę, którą wyrażała. Nie miał rzęs, a krawędzie powiek były nierówne, jakby ktoś obciął ich część. Blada cera i blizy po oparzeniach... Najgorsze były jednak usta. Od kącików ust były poprowadzone rozcięcia do górnej kości, przez co większość zębów była na wierzchu, gdy się uśmiechał. Dla jednych mógł wyglądać niczym cień wyciągnięty z najgorszego koszmaru. Dla niej był jednak tylko skrzywionym chłopakiem. Wiedziała, co mu zrobili i bardziej ciekawiła ją historia reszty uszkodzeń. - Moja ulubiona fanka, Jane - zaśmiał się, przyglądając kobiecie po czym przeniósł wzrok na rudowłosą. - A ciebie nie znam.
- Twój kolega zna - podpowiedziała, a mężczyzna przeniósł wzrok na Jacka.
- Jak ty to przeżyłaś?! - spytał wyciągając skalpel.
- Chybiłeś. Lekarz bez problemu zatamował krwawienie.
- Lekarz? - zdziwił się.
- Czyli ty jesteś Fox - odezwał się Jeff skupiając jej uwagę na sobie. - Słyszałem, że jesteś brunetką.
- Brunetka, ruda... Mogę być też blondynką. To nie problem. - Jeff zaśmiał się na jej słowa.
- A co robisz z nią? - Wskazał na kobietę palcem.
- Wykonuje zlecenie, a było nim spotkanie z tobą.
- I to tyle? Nie będziesz próbowała mnie złapać? Zabić?
- Po co? - spytała i zobaczyłam zdziwienie na jego twarzy. - Chodziło o wykonanie zlecenia i udowodnienie czegoś pewnemu dzieciakowi. Dotarłam do ciebie przed L, a to znaczy, że wygrałam z nim.
- L? Rywalizujesz z L? - dopytał śmiejąc się.
- Nie. Udowadniam jego następcy, że jeszcze daleko mu do L, który umarł podczas śledztwa Kiry.
- A kto powiedział, że damy ci odejść? - dopytał Jeff i uśmiechnął się złowieszczo. - Chętnie dowiem się, kto kryje się za tą tandetną maską.
- Pamiątka z Japonii. Mam do niej sentyment. - Wyciągnęła rękę w stronę Jane. - Poproszę resztę zapłaty. - Ta wyciągnęła kartę i podała rudowłosej.
- Nic ci po niej. Zabije nas obie, gdy będzie mieć taką ochotę.
- Liu też tak mówił - odpowiedziała i przeniosła spojrzenie na Jeffa. - Ja wiem, że rodziny się nie wybiera i brat mógł cię wkurzać, ale żeby załatwić tak sąsiadkę.
- Skąd ty...
- To wiem? - wyprzedziła kobietę. - Naprawdę myślisz, że uwierzyłam na słowo jakiejś kobiecie z ulicy, że da mi pół miliona za odnalezienie mordercy? - Schowała kartę. - Drogo sobie ceniła spotkanie z tobą, nie uważasz? - zwróciła się do mężczyzny.
- Skąd znasz Liu? - spytał z powagą, aż poczuła jak ciarki przeszły jej po plecach. Potrafił być przerażający, gdy chciał.
- Wiesz, że chciał cię zabić? Wykorzystywał Ninę, żeby zwrócić twoją uwagę i zbliżyć się do ciebie.
- Nina to był nieudany eksperyment.
- Dobrze wiedzieć - odpowiedziała i wyciągnęła telefon. - W końcu. Już myślałam, że się nie pojawi.
- Kto? - zdziwiła się Jane.
- Sam L - odpowiedziała, a Jeff zaczął się śmiać.
- Myślisz, że ty albo on, możecie mnie złapać?
- Nigdy nie chciałam cię złapać - odpowiedziała i spojrzała za siebie, widząc Rhysa, który podszedł do niej. - Zawsze chodziło tylko o rozwiązanie zagadki.
- Jeff, wiejmy - powiedział Jack podchodząc do niego. - Proxy ją też chronią, nie staną po żadnej ze stron.
- Nie panikuj. Gdyby chciała nas zabić, już zrobiłaby to. - Zaczesał włosy do tyłu odkrywając twarz, choć część włosów znów znalazło się na dawnym miejscu. - Czego tak naprawdę chcesz Fox?
- Mówiłam. Wygrać z następcą L.
- Czyli to na niego czekasz.
- Jak na groteskowego mordercę, to głupi nie jesteś - odpowiedziała i zobaczyła jego szeroki uśmiech.
- Czyżbym zaciekawił Panią detektyw?
- Nie. Byłeś ciekawy, dopóki nie poznałam prawdy o tobie, Jeffreyu Woodsie. - Zaśmiała się widząc jak uśmiech znika z jego twarzy. - Przeprowadzka i zmiana otoczenia źle na ciebie wpłynęła. Później kłótnia z innymi nastolatkami. Jednego nawet zraniłeś nożem. Jak na nastolatka całkiem ciekawe osiągnięcie. Później wszystko poszło w złą stronę. Pozwoliłeś, żeby brat poszedł siedzieć za ciebie, a potem dałeś się podpalić. Wylądowałeś w szpitalu, ale wróciłeś do żywych. W aktach nie ma jednak mowy o uszkodzeniu powiek i rozcięciu policzków.
- O tym nigdzie nie znajdziesz informacji - zaśmiał się i zaczął iść w ich stronę. Pierwszy zareagował Rhys, który wyciągnął broń i wymierzył w niego.
- Przecież nie atakuje. - Podniósł ręce do góry. Teraz jeszcze bardziej przypominał marę z sennych koszmarów. - Chciałem pokazać moje dzieło. Bo widzisz Fox... Po tym jak mnie odratowali moje ciało nie zachowywało się tak jak chciałem. Mięśnie twarzy nie reagowały. Nie mogłem się uśmiechnąć szeroko, mimo że bardzo chciałem. - Znów pokazał swój przerażający uśmiech, a Hotaru zrozumiała o czym mówił. Uśmiech był tylko iluzją, dzięki rozcięcią policzków.
- A co z powiekami?
- Były strasznie ciężkie i cały czas przymknięte. Denerwowało mnie to.
- Czemu zaatakowałeś Jane?
- Za bezczynność - odpowiedział, a dziewczyna cofnęła się o krok. - Obserwowała i spoglądała z ciekawością w stronę naszego domu. Nie kiwnęła palcem, żeby pomóc mi czy Liu, gdy zabierała go policja. Biernie obserwowała wszystko, dlatego... Pozwoliłem jej patrzeć. - Zaczął się cicho śmiać. - Mogła patrzeć jak czyniła to do tej pory, gdy mordowałem jej rodzinę. - Uspokoił się. - Skoro mi życie dało drugą szansę, to stwierdziłem, że i ja dam jej taką, ale jak widzisz nie uczy się na błędach. - Hotaru przeniosła wzrok na Jane. Chciała coś powiedzieć, ale w tym momencie oświetliło ich światło reflektora z helikoptera, a podmuch wiatru uderzył we wszystkich.
- Jeffie the Killer! Jesteś aresztowany! - Głos Neara rozbrzmiał przez megafon. Hotaru przeniosła wzrok na Rhysa, ale ten już trzymał telefon. Pokazał kciuka, a helikopter zachwiał się i skręcił w bok. Wiatr uspokoił się, a szum oddalił.
- Czas nam się skończył. Żegnaj Jeff. - Mężczyzna nie zdążył odpowiedzieć, bo oboje z Rhysem ruszyli w las.
      Stanęli dopiero, gdy dotarli do miejsca kolejnego spotkania. Hotaru złapała się za miejsce rany, czując ból. Rhys wyglądał dużo gorzej. Oparł się rękami o kolana ciężko oddychając.
- Moje płuca...
- Musisz częściej wstawać od komputera - zaśmiała się i poklepała go po plecach.
- Jak rana? - spytał, widząc gdzie się trzyma.
- Nie jest źle. Mogło być gorzej. - Wyprostowała się i przeniosła spojrzenie na postać biegnącą w jej stronę.
- Nic wam nie jest - powiedział z ulgą Toby i przeniósł wzrok na chłopaka. - Ty jesteś Rhys. Fajnie, że w końcu możemy się spotkać. - Wystawił rękę w jego stronę. - Chłopak popatrzył najpierw na Hotaru, a później na niego. Podszedł dwa kroki i uścisnął jego dłoń. Chciał odpowiedzieć, ale szum helikoptera zbliżał się w ich stronę. Toby złapał się z chustę, a Rhys za kaptur. Tylko Hotaru stała niewzruszona. Patrzyła jak helikopter staje nieopodal. Śmigła powoli hamowały, a silniki zgasły. Ciszę przerwał odgłos otwieranych drzwi. Najpierw wyszło dwóch agentów FBI, w tym ten młody, którego Fox już spotkała, a na końcu Near. Po chwili dołączył też do nich trzeci agent, który robił za pilota i Roger. Stanęli na przeciw trójki, która nie odrywała od nich wzroku.
- Panienko. - Roger zwrócił się do niej pierwszy kłaniając się. Kobieta zrobiła to samo.
- Milo Pana znów spotkać.
- Czemu to zrobiłaś? - spytał Near, a Hotaru uśmiechnęła się ciesząc, że nie mógł tego zobaczyć.
- Nie dałam ci informacji po to, żebyś mógł go złapać i przypisać sobie wszystkie zasługi. Chciałam pokazać, że wygrałam, a ty zostałeś z niczym.
- Wypuściłaś wolno seryjnego mordercę! - krzyknął młody mężczyzna.
- Ależ ty nadgorliwy. Naprawdę myślisz, że miałam szansę go złapać?
- Był tuż obok - wtrącił się drugi z agentów.
- Mogłam go jedynie zastrzelić, a to żadne rozwiązanie.
- Zawsze lepsze niż kolejne ofiary w niewinnych.
- Ty też jesteś niewinny? - dopytała i ściągnęła maskę, żeby spojrzeć mu prosto w twarz. 
- Ja nie zabijam niewinnych - odpowiedział pewnie.
- A winnych już tak? - dopytała i uśmiechnęła się wrednie. - A uznano ich winę przed czy po śmierci?
- Zostaw ich - wtrącił się Near. - To ze mną chciałaś rozmawiać, inaczej nie wystawiłabyś się tak. A tym bardziej nie pokazałabyś się z mordercą. To była zwykła prowokacja. 
- Choć jeden zauważył - powiedziała zrezygnowana. 
- Czego chcesz Hotaru? - spytał wprost, a ich spojrzenia się spotkały.
- Spytać jak ci idzie nauka, bo z tego co zauważyłam, to jeszcze daleko ci do Lionela. Nadal wysługujesz się wszystkimi i posyłasz niewinnych ludzi na śmierć. Ilu niewinnych agentów już zabiłeś? 
- Każdy z nich pracował nad sprawą i każdy liczył się z ryzykiem.
- Którego ty nie ponosisz, bo nie wystawiasz nosa z kwatery. Stephen Loud zastrzelony. Anthony Carter, dźgnięty nożem, zmarł w szpitalu. Halle Bullook, śmierć w wypadku samochodowym podczas pościgu. A to tylko resztka agentów, która przetrwała śledztwo Kiry. Nie chciało mi się zapamiętywać wszystkich nazwisk. 
- Aż tak cię boli, że Lionel nie wybrał cię na swojego następcę? - spytał i uniósł kąciki ust. - Jak widać miał ku temu powody. Nie nadajesz się do bycia L. Działasz poza prawem. Zadajesz się z przestępcami i mordercami, niczym Mello. Obwiniasz mnie za jego śmierć, a gdzie sama byłaś, gdy wyjeżdżał po Takadę? 
- Czyli ty nic nie wiesz - zaśmiała się, a zdziwieni agenci popatrzyli na siebie. Chyba oczekiwali innej reakcji. 
- Panienko Hotaru... Lilian proszę. - Starzec przyłożył rękę do serca. - Zakończ tą walkę, zanim kolejne z was ucierpi. Moje serce zniosło już za wiele złego. Śmierć twego ojca, Lionela, Watariego... Mello i Matta. Wystarczy już ofiar, które oddały życie za pseudonim twojego ojca. - Rudowłosa uniosła kąciki ust.
- Ja z nim nie rywalizuje, Rogersie. Nigdy też nie chciałam być L, dlatego Mello działał na własną rękę. W ten sposób chciał udowodnić swoją wartość, bo wiedział, że gdyby współpracował ze mną otwarcie, Near zarzuciłby niekompetencję, którą teraz on sam pokazuje na każdym kroku. Nadal jest tym samym dzieckiem, które postanowiło zostać L. Nadal nie potrafi nic sam zrobić, mimo że miał czas, żeby się szkolić. - Przeniosła wzrok na chłopaka. - Nie zasługujesz na bycie L i chce, żebyś to wiedział. Będzie mnie cieszyć każda twoja porażka, tak jak ta z Jeffem. 
- A ty nie sługujesz na to, żeby być córką L - odpowiedział i zobaczył jej uśmiech. 
- Czyli wszystko sobie wyjaśniliśmy. - Spojrzała na Rhysa, a ten przytaknął. - Czas na nas.
- Nie ma mowy! - Młody agent wyciągnął broń i wycelował w nich. - Nie złapaliśmy Jeffa, ale możemy złapać innego mordercę. - Hotaru położyła dłoń na ramieniu Tobiego, gdy ten chciał chwycić za siekierę. 
- Jesteś młody... Bardzo młody Bruce - zwróciła się do niego, a ich spojrzenia się spotkały. - Może to tylko zbieg okoliczności, a może uważasz, że to imię nadano ci do wielkich rzeczy i będziesz niczym Bruce Wayne, hmm? Zdradzę ci tajemnicę. Rodzice nadali ci je, bo lubili film Batman, a nie dlatego, że chcieli, żebyś był jak on. Więc opuść broń, zanim stanie ci się krzywda.
- Nic nie rozumiem z tego, co mówiliście, ale dlaczego... Dlaczego chronisz mordercę?
- Masz dowody na to, że jest mordercą? - dopytała, a na jego twarzy pojawiła się wściekłość.
- Niszczysz wszystko... L mi pokazał... Widziałem, co robisz!
- I uważasz, że masz prawo osądzać kogoś? Że twój zawód pozwala ocenić, czy ktoś jest winny? Znałam już jedną taką osobę. Jako syn głównego detektywa uważał, że ma prawo oceniać innych. Ty znasz go z imienia Kira.
- Skoro jesteś tą dobrą, to oddaj go ręce policji.
- Nigdy tak nie powiedziałam. - Stanęła przed Tobym. - Jeśli mnie zastrzelisz, jest twój. - Widziała zwątpienie na jego twarzy. - Potrafisz ocenić, czy jestem winna? A może wahasz się, bo jeszcze nigdy nikogo nie zabiłeś?
- Bruce, zastrzel ją - powiedział Near, ku zdziwieniu reszty. - Jeśli tego nie zrobisz, będzie chronić tych, których my ścigamy. 
- Czyli się nie myliłam - zaśmiała się pod nosem. - Mi zawsze przypominałeś bardziej Kirę, niż L. 
- Hotaru... - szepnął Toby.
- Na mój znak, uciekasz w las. Ja z Rhysem ich zatrzymamy. 
- Ale...
- Nic mi nie będzie. - Odetchnęła i uniosła kąciki ust. - To co zrobisz Bruce? Zabijesz mnie i  zostaniesz mordercą? Czy może nie wykonasz rozkazu?
- Sam cię zastrzelę. - Drugi z agentów wyciągnął broń. - Ktoś kto chroni morderców, sam nie może być dobry. - Wycelował i huk wystrzału rozniósł się po okolicy. Mężczyzna padł, a w tym czasie Hotaru zastrzeliła młodego mężczyznę. Razem z Rhysem wycelowali w ostatniego agenta, a ten uniósł ręce. Rudowłosa spojrzała za siebie kątem oka. Toby zniknął między drzewami, a ona dała znak Rhysowi, że mogą opuścić już broń.
- Brawo Rhys. Właśnie zostałeś takim samym mordercą jak ona - powiedział Near bez emocji.
- Jakoś mi to nie przeszkadza - odpowiedział z uśmiechem i oboje ruszyli w stronę, w którą uciekł Toby.
- Wiecie, że nie utaję tego. Zabiliście dwóch agentów FBI!
- Żegnaj Near - odpowiedziała Hotaru i machnęła mu, nawet się nie obracając. 
      - Nic wam nie jest?! - spytał wychodząc w ich stronę, gdy tylko zobaczył ich między drzewami. 
- Near nie ubrudzi sobie rąk - odpowiedziała. - Gdzie Masky i Hoodie?
- Czekają dalej, gdyby Jeff wpadł na jakiś głupi pomysł. - Przytaknęła i przeszli dalej. Brian stał pod jednym z drzew z opuszczoną głową, a Masky ruszył w ich stronę, ale po trzech krokach stanął. 
- Wszystko zgodnie z planem? - spytał Masky, a Toby opuścił głowę. 
- Powiedzmy - odpowiedziała Hotar. - Masz coś?
- Near zablokował większość hoteli, ale znalazłem jeden mały.
- Nie mieliście rezerwacji? - dopytał Masky.
- Mieliśmy, ale trochę się skomplikowało - odpowiedział Rhys posyłając mu pojedyncze spojrzenie.
- Co się... - Przerwał, gdy Rhys podniósł rękę.
- Czego? - odebrał.
- Jesteś jeszcze młody i wiele nie rozumiesz, ale dam ci szansę. Dołącz do mnie, a przypiszemy oba morderstwa Hotaru.
- Coś jeszcze?
- Ona tobą manipuluje i wykorzystuje do własnych celów. 
- Za dziesięć sekund, będziesz miał moje dokładne położenie - odpowiedział i rozłączył się. - Wyciągnął kartę i złamał telefon w pół. 
- Czego chciał? - spytała Hotaru.
- Pogadać, żeby nas namierzyć. Jedziemy? - Przytaknęła.
- Powiecie, co się tam stało? - spytał Masky.
- Musiałam zabić agentów, żeby ochronić Tobiego - odpowiedziała kobieta. 
- Co zrobiłaś?! - Hoodie zaczął się śmiać pod drzewem, widząc reakcję przyjaciela. 
- Dlatego stara rezerwacja odpada. Jest na dane, które może znać Near. Wolę nie ryzykować, że wpadnie z większą ilością agentów. 
- Dobrze rozumiem, że teraz szukają cię agenci FBI i mordercy? - dopytał stojący pod drzewem mężczyzna. 
- Prawdopodobnie tak, a przynajmniej na razie. Przeżył jeden z agentów i Near wie, że musi przy nim zgrywać pozory. Słowem jednak nie wspomniał o Death Note, więc zrobi tylko to co musi. 
- Brak mi słów na ciebie - powiedział Masky i stanął tuż przed nią. - Miałaś to zakończyć i odciąć się od tego świata, a nie niszczyć ostatni most do tamtego. 
- Nie. To ty tego chciałeś.
- Jesteś...
- Jak chcesz mi coś powiedzieć, to przestań kryć się za maską - przerwała mu.
- Odwieziemy was - odpowiedział obracając się do niej plecami. - Lepiej, żeby waszej trójki nikt nie widział, a Near nie wie jak wyglądam ja i Brian. 
- Proponuję, żeby tą noc spędzić razem - wtrącił się Brian. - Jeff kręci się w okolicy i może zaatakować, gdy będą sami. 
- Wy jedziecie ze mną. - Masky wskazał na kobietę i Rhysa. - Ty Brian weź Tobiego. Pojedziemy innymi drogami i spotkamy się w hotelu. Pasuje ci to? - spytał kierując wzrok na rudowłosą.
- Dobry plan - odpowiedział i lekko uniosła kącik ust. Mężczyzna nie odpowiedział. Ruszył jako pierwszy w stronę samochodów, a cała reszta podążyła za nim. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top