7 Grzeszna Przyjemność

W drodze do pokoju hotelowego Mary w samochodzie Odasaku wcale nie panowała cisza. Zagłuszał ją w szczególności jeden osobnik siedzący na przednim siedzeniu obok kierowcy.

          - Twoja moc tak urządziła tamtego biedaka? - pytał Osamu z wyraźną ekscytacją w głosie i oku. Mary siedząca z tyłu opierała się o rękę patrząc na mijające budynki.

         - Tak - odpowiadała krótko jakby zmęczona albo obojętna. Z jednej strony dobrze było słuchać od czasu do czasu Dazaia. Shelley w ten sposób dowiedziała się, że ciało zostało "sprzątnięte" przez dwójkę mężczyzn z przodu auta dzięki czemu żadne morderstwo nie wyjdzie na jaw.

         - Wygląda na to, że nie oszczędzasz sobie na zadawaniu bólu twoim oprawcom, prawda? - spytał na co kobieta drgnęła lekko. To nie tak, że kontroluje personifikację czyichś lęków i niedoskonałości. Jest wytworem, który robi fizycznie to, co psychika w głowie swojego posiadacza. Wyje i mści się za urodzenie się takim tworem jakim jest. Zamiast odpowiedzi milczała wpatrując się jeszcze bardziej intensywnym wzrokiem na przemijające budynki i park. Mężczyźni na przodzie rzucili sobie porozumiewawcze spojrzenia. Temat był tak delikatny i niestabilny, że nie sposób było go utrzymać dłużej niż kilka chwil. 

         - Kupiłaś piękną suknie, panno Shelley - zmienił temat przeciągając się krótko na swoim miejscu. Jej oko znowu leniwie powędrowało w jego kierunku.

         - Zwykła sukienka - westchnęła ciężko. Każdy zakręt i nierówności na drodze powodowały lekki ból w jej ramieniu. Dyskomfort nie pozwalał jej się do końca skupić. Jednak kiedy tylko zobaczyła, że jej rozmówca odwraca się w jej stronę szybko odwróciła od niego wzrok speszona faktem, że chyba za długo się w niego zapatrzyła. Tym razem to ona była ofiarą jego gapienia się. Czuła jak zaczyna robić jej się gorąco i nerwowo.

         - Pasuje do twojego oka - dodał z lekkim, zawadiackim uśmiechem. Zesztywniała momentalnie oblewając się delikatnym różem na policzkach.

         - Zależało mi wyłącznie na zakryciu bandaży - wydukała pod nosem starając się nie przejmować się wzrokiem egzekutora, jednak było to trudniejsze niż myślała.

         - Hej, Odasaku! Nie sądzisz, że pani Shelley ma piękny kolor oka? - Dazai kompletnie zignorował jej słowa zerkając z rozbawieniem na przyjaciela. Ten oderwał na moment wzrok z drogi, aby spojrzeć na lusterko i odbicie Mary. Kobieta ponownie nie drgnęła tylko coraz bardziej sfrustrowana wbijała się w siedzenie.

         - Zgadza się, ma piękny kolor - odpowiedział Oda wracając do pilnowania jezdni. Shelley rzuciła na niego przelotne, zdenerwowane spojrzenie. Egzekutor obok Ody zaśmiał się dziecinnie pod nosem obserwując nieufną i skołowaną agentkę Zakonu Wierzy Zegarowej. 

Po kilkunastu minutach cała trójka znajdowała się już pod hotelem Mary. Powoli zaczynała odczuwać braki swojego lekarstwa. Czuła znajome zawroty głowy i nudności, lecz mimo otumanienia starała się tego nie okazywać przy dwójce mafiosów. W momencie kiedy mieli już wchodzić do środka, aby upewnić się, że wróci do pokoju cała i zdrowa (przy okazji pomagając jej w niesieniu zakupów jak na dżentelmenów przystało) telefon jednego z mężczyzn zaczął dzwonić. Jak się okazało była to komórka Odasaku. Szybko wyciągnął urządzenie z kieszeni posyłając reszcie przepraszający wzrok. Oddalił się o kilka kroków od nich odbierając wreszcie połączenie.

         - Pani Shelley? - egzekutor Portowej Mafii zbliżył się nieco do ciemnowłosej kobiety. Spojrzała na niego przez ramię, na którym nieoczekiwanie położył dłoń.

        - Tak? 

       - Jeśli zażyjesz już swoje leki pozwolisz się pokazać w sukni wieczorowej? - spytał z niewinnym uśmiechem na ustach. 

       - Nie - odpowiedziała szybko i bez zastanowienia się. Nie było się tutaj nad czym zastanawiać. Ten człowiek i tak ją zobaczy w sukni kiedy udadzą się do kasyna.

        - Oj nie bądź taka! I tak będziesz musiała się pokazać w sukni na misji. Poza tym jeśli nie będę wiedział jak wyglądasz będę mógł cię nie poznać - rzucił niemal od razu na swoją obronę. Mary z westchnieniem odwróciła się do niego przodem. Patrzyła na niego surowym wzrokiem.

        - To słaba wymówka, Dazai. Będę miała na sobie moje bandaże, więc nie ma możliwości, abyś mnie nie poznał - skrzyżowała ręce na piersi. 

       - Ale skoro chcesz je zakryć to nie będę ich widział i cię nie poznam - kłócił się uporczywie dalej posyłając jej swój urokliwy uśmiech. 

      - Dazai--

     - Wybaczcie, ale muszę wracać. Dostałem nowe zlecenie - przerwał jej nagle rudawy mężczyzna wracając do towarzystwa po krótkiej rozmowie telefonicznej. Jego przyjaciel jak i agentka spojrzeli na niego z tym samym wybiciem ze swojego tematu i zdziwieniem. 

      - Och? Zlecenie tak nagle? - spytał Osamu zaskoczony. Oda kiwnął na zgodę wzdychając. - No dobrze. Pomogę w takim razie pani Shelley i wrócę do siedziby - dodał szatyn przejmując od Odasaku torbę z zakupami. Cicho pożegnali się i rozeszli w swoje strony. Droga do jej pokoju była znana im oby dwóm bardzo dobrze dlatego sprawnie i w ciszy doszli do celu podróży.

Mary mogła odetchnąć z ulgą widząc swoje upragnione leki. Od razu skierowała się w ich kierunku i popiła je wodą mineralną z półlitrowej butelki. Westchnęła czując jak zimny napój ochładza jej przełyk, klatkę piersiową i brzuch. 

       - Lepiej? - spytał mafiosa siadając na łóżku agentki. Spojrzała na niego przenikliwie, ale nie zbyt natarczywie.

       - Tak. Chociaż efekt nie jest natychmiastowy - odpowiedziała postanawiając przerwać kontakt wzrokowy. - Skoro już mnie odprowadziłeś i zadbałeś o moje zakupy to myślę, że możesz wracać. Oczywiście dziękuję za pomoc - dodała od niechcenia. Wyraźnie nie chciała już być w jednym pokoju z nim i z nikim innym. Potrzebowała pobyć sama ze swoimi myślami.

       - Oj poczekaj! Mamy przecież dużo do obmówienia i musisz mi pokazać jak wyglądasz w sukience - uśmiechnął się triumfalnie, wiedząc, że teraz dziewczynie trudno będzie mu odmówić. - Mam dość ważną informację dla ciebie. Odnośnie misji - wprowadził ją w ogólny zarys nowego pomysłu jaki wymyślił całkiem niedawno. Musiał przyznać, że szerokie znajomości Moriego czasami są w stanie uratować życie i je bardzo ułatwić. Wreszcie wyjął zza marynarki małe zdjęcie. 

Była na nim postać młodego mężczyzny z urokliwym uśmiechem. Obsługiwał klienta w wykwintnej restauracji. Włosy o kolorze kasztana upięte miał w kucyka. Brązowe, żywe oczy były przepełnione iskierakmi życia. Nienaganny ubiór kelnera. Dość wysoka postura. Nie był umięśniony a przynajmniej nie było tego po nim widać. Mary przyglądała się zdjęciu z uwagą. Coś przykuło jej uwagę. Wskazała palcem na szyję osobnika. Widniała tam blizna po poziomym cięciu i szwach.

        - Co to? - spytała zwracając uwagę na Dazaia. Ten również przyjrzał się wskazanemu fragmentowi. Zauważyła, że musiał to przeoczyć. Wydawał się zaskoczony jej znaleziskiem. - Wygląda na ślad po operacji. Widać ślady po szwach - dodała, aby nieco rozjaśnić sytuację mafiozie. Westchnął i podniósł na nią wzrok.

         - Nie zauważyłem tego wcześniej - przyznał bez przeszkód. - Ten człowiek to  Aleksandr Radiszczew. Kelner restauracji GryffinRoyals oraz nowy członek Szczurów - wyjaśnił zmierzając do sedna sprawy. Shelley przenosiła co jakiś czas wzrok z Osamu na osobnika na zdjęciu.

         - Znam go - odpowiedziała nieoczekiwanie. Zbiła tym samym Dazaia kompletnie z tropu. Wbijał w nią zszokowane spojrzenie. - Był także członkiem Zakonu Wieży Zegarowej. Jego jak i brata bliźniaka przyłapaliśmy na szpiegowaniu dla Szczurów. Od tamtej pory wzrosło nasze zainteresowaniem organizacją Fiodora - wyjaśniła spokojnym tonem głosu, choć widać było w niej skupienie i powagę. - Pytam o blizny, ponieważ nie miał ich a z informacji Zakonu był zdrowy jak ryba. Nie wymagał żadnej operacji.

         - Może uległ wypadkowi? Albo... Próbował popełnić samobójstwo, ale został uratowany i przewieziony do szpitala? - zasugerował z dziwnym błyskiem w oku. Westchnęła ciężko. Wszystko było możliwe. Wiedziała, że po tym incydencie Zakon niechętnie przyjmował już ludzi do swoich szeregów i wzmocnił swoje zabezpieczenia.

        - Więc do GryffinRoyals udamy się po informację od tego człowieka?

         - Łatwiej wydobyć z niego informację niż z zaufanego członka. Aleksandr na pewno posiada informację jakie pomogą ci w wytopieniu jego pracodawcy - odparł pewny siebie. - W najbliższą sobotę odbędzie się tam koncert. Wtedy możemy się udać do restauracji - dodał pochylając się do przodu, tym samym zbliżając się do Mary.

        - Będziemy zdani na siebie. Musimy uważać - odłożyła zdjęcie na szafkę nocną a sama udała się do małej kuchni, aby przygotować coś do picia dla siebie i ewentualnie Dazaia, jeśli na prawdę planuje zostać tutaj i myśleć nad pomysłem wydobycia z Rosjanina informacji i bezpiecznej ewakuacji z restauracji. 

Stojąc tak tyłem do salonu a przodem do czajnika z wodą na palniku usłyszała skrzypienie łóżka, kroki i szmery. Odwróciła się i zerknęła przez ramię co jej towarzysz kombinuje. Podszedł do jej niebieskiej sukienki obserwując jej zakup. Wreszcie skrzyżował z nią spojrzenia z uśmiechem.

        - Ładnie proszę? - zrobił kilka kroków do kobiety. Wiedziała, że znowu wraca do starego tematu. Czemu tak bardzo mu zależało? Nigdy się chyba nie dowie. Westchnęła ciężko wracając do pilnowania czajnika.

        - Nie - mruknęła krótko. - Poczekaj do soboty.

        - Ale to za pięć dni dopiero! - wydukał. Słyszała kolejne kroki zbliżające się w jej stronę. Nie drgnęła nawet na milimetr ze swojego miejsca. Po chwili była w stanie wyczuć jego tors przy swoich plecach oraz oddech bawiący się jej włosami za uchem. - Co mam zrobić żebyś ją założyła? - spytał ciszej niż wcześniej. 

         - Uzbroić się w cierpliwość. To wszystko - odpowiedziała czując narastający dyskomfort spowodowany nagłą bliskością Dazaia przy jej ciele. Pamiętając jak hipnotyczny wzrok mafiosy prawie spowodował zdradę jej sekretu pod bandażami unikała jego wzroku jak tylko było to możliwe.

         - Ale popatrz, musimy wiedzieć czy suknia zakrywa odpowiednio twoje bandaże i czy wygląda olśniewająco. Nie wątpię, że przymierzałaś ją w sklepie, jednak mam wątpliwości co do porad ludzi - odpowiedział masując dłonią jej ramię. Nawet nie poczuła, kiedy jego ręka pojawiła się tutaj! Używając jednego palca odwrócił ją poprzez początkowe delikatne wbijanie go w skórę kobiety. Kiedy się opierała mocniej wbił palec powodując nie mały ból u Mary. Normalnie człowieka nie zabolałby ten gest, jednak nie ją i nie jej ciało. Niechętnie odwróciła się do mężczyzny wbijając w niego nieprzyjazny wzrok.

        - Co z tego? Może i nie spytałam nikogo o zdanie, bo obsługa przytakiwałaby głowami dopóki mają z tego pieniądze - zasugerowała z dalej obecnym spokojem chociaż w środku jej poziom irytacji niebezpiecznie wzrastał. Dazai uśmiechnął się szeroko pochylając się nad nią.

        - W takim razie zmykaj do łazienki przebierać się aby dostać szczerą opinię na temat twojego wyglądu a ja zaparzę herbaty - wcisnął jej do rąk suknie po czym bezceremonialnie wyminął ją zajmując jej miejsce przy czajniku a ją delikatnie popchnął w stronę toalety. Mruknęła coś niezrozumiałego pod nosem po czym zgodnie z jego słowami udała się do pomieszczenia zaraz przy wyjściu z salonu. 

W międzyczasie Dazai wyciągnął swój telefon i napisał do kogoś wiadomość. Z tajemniczym, ale jednak satysfakcjonującym uśmiechem odłożył go na swoje miejsce w kieszeni nie czekając na odpowiedź nadawcy jego wiadomości. Czekając, aż Angielka wyjdzie w sukni zalał dwie herbaty. Był cierpliwym człowiekiem, tego nauczyło go życie w mafii lecz czasami nie potrafił zapanować nad swoją ciekawością. Oczekując tak Mary przez kilkanaście minut zaczął się nudzić. Podszedł do drzwi i zapukał w nie.

       - Potrzebna pomoc? - spytał nasłuchując dźwięków z wnętrza łazienki. Był w stanie usłyszeć mamrotanie kobiety pod nosem i westchnięcia co jakiś czas. Po kilku chwilach drzwi się otworzyły ujawniając wreszcie jej postać w nowej odsłonie. 

Mary miała na sobie ciemną, podchodzącą pod czerń, granatową sukienkę długą do ziemi. Góra, od brzucha po końce rękawów trzy czwarte była zdobiona koronkami. Dekolt nie był duży, bardziej skupiał uwagę na barkach Mary. Cały jej urok zabijały obecne na twarzy, szyi i rękach bandaże. Jednak mimo to Osamu znalazł drogę do promiennego i urokliwego uśmiechu wyciągając przed siebie dłoń.

         - Niech ci się przyjrzę w świetle - odparł czekając, aż ciemnowłosa chwyci jego dłoń. Zaskoczona jego gestem przyjęła rękę i dała się zaprowadzić do pokoju głównego. Stojąc tak w jednym miejscu czekała na opinie mafiosy. Ten wyraźnie się nie spieszył. Zamiast podać prosty komentarz patrzył na nią jak na obraz zaczynając w końcu chodzić wokół niej. Stawiał kroki powoli i cicho, jak kocur oceniający siły zapędzonej w kąt myszy. Jednak w tym przypadku nie było tutaj drapieżnika i ofiary. Był to wzrok jaki jest zdolny obdarzyć innego drapieżnika... Płci pięknej. 

Mary za to nigdy wcześniej nie czuła się bardziej oceniana przez niegrzeczne gapienie się niż teraz. Jej słabe i obłudne serce biło szybko starając się wytrzymać zalotny wzrok i ruchy Dazaia. Nie wiedziała jak powinna się czuć w takiej sytuacji. Czuła zmieszanie, stres, nadzieję czy chociażby chęć ocenienia swojego obserwatora. Szczupła sylwetka, wysoka i pewna siebie postura, zagadkowe i magnetyczne oko. Blada skóra, duże, męskie dłonie, ciemne włosy nie dostające zapewne zbyt dużo uwagi od właściciela i eleganckie nogi sunące z wyuczoną uwagą i gracją po ziemi.

        - Urokliwe ręce - zatrzymał się za nią dłonią wędrując z jej odpowiedniczki w górę do łokcia i przedramienia. - Niska i skromna postura z delikatnymi ramionami - był to moment, kiedy jego dłoń spotkała się z bandażami oraz nagą skórą na ramieniu Mary. - Aksamitna skóra - pną się palcami po jej szyi. - Urocze usta i mały nosek - opuszkiem palca zahaczył o jej wargę a nos delikatnie stuknął. - Hipnotyczne i głębokie oko - oddalił dłoń od jej twarzy. Wreszcie przeniosła spojrzenie na lustro, które wcześniej nie zauważała. Stała przed nim z Dazaiem przemieszczającym się na przód. Z tego też powodu jego ramiona i krawat zasłoniły odbicie. Zdążyła w nim zobaczyć jedynie jego i swoje rosnące rumieńce.

O zgrozo, rumieńce. Wykwitły na jej policzkach z chwilą kiedy osobnik zaczął dotykać jej ust, była tego pewna. Od tego momentu czuła ciepło dookoła niej i w środku. Jakby jej wnętrze było gotowane.

       - Odpowiedni biust--

       - Pardon? - spojrzała na niego z czystym oburzeniem. Przenosiła swoje niebieskie oko z jego twarzy na dłonie, którymi chciał dotknąć jej okrągłości. Zaśmiał się posyłając jej rozbawione spojrzenie. Odchrząknął cicho oblizując przy tym usta zanim ponownie przemówił.

        - Piękna talia - zniżył dłonie do jej, faktycznie, czarującej tali. - Kuszące, kobiece biodra - odważył się zjechać jeszcze niżej. Drgnął swoimi palcami chcąc znaleźć je na tyle Mary, jednak ta szybko go powstrzymała w jeden, ale skuteczny sposób. Jej kolano spotkało się z jego kroczem w dość brutalny sposób. 

        - Urocza gra, ale chyba mnie przeceniasz, panie Dazai.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top