2 Przypadkowy Nieprzypadek
Mary Shelley. Angielska agentka wysłana do Jokohamy w pościg za pewnym złoczyńcom nie związanym z Portową Mafią. Szczera, tajemnicza, smutna i samotna istota z bandażami na ciele o cichym, aksamitnym głosie i akcencie.
- Odasaku, co myślisz o słowach pani Shelley? - spytał samobójca odstawiając szklankę z lodem i alkoholem na lade. Jego rudy kompan zerknął na niego wytrącony z toku myślenia.
- Nie wygląda na osobę faktycznie łamiącą dane słowo - zgodził się po chwili. - Ale to nie oznacza, że powinniśmy jej ufać. Znamy ją zdecydowanie na krótko - dodał szybko na co ciemnowłosy westchnął.
- Nie chodzi mi o to. Chodzi mi o jej słowa, kiedy zapytałem czy jest samobójczynią - nakierował przyjaciela na swój tok myślenia. Oda odwrócił wzrok na wejście do baru. Jeszcze nie zauważył w nich znajomego okularnika. Następnie ponownie spojrzał na przyjaciela. - Mi te słowa zaimponowały. Niemal obaliła moje ideały, wiesz? Skoro życie jest samobójstwem to czym jest dla niej samobójstwo? Czy jest to tylko kolejna, prosta czynność podchodząca pod cały finał życia uważanego za zabijanie się powoli? Czy może coś innego? Czy może jest to forma przejściowa pomiędzy śmiercią a życiem?
- Shelley jest... Specyficzna. I takie też jest jej myślenie - skomentował Sakunosuke mrukliwym, zmęczonym głosem.
- Wygląda na to, że panna Shelley uważa, że aby żyć trzeba najpierw przejść stan nie - życia. Aby się urodzić trzeba zginąć, innymi słowy. Widzisz tutaj sens? - pytanie brzmiało bardziej jak zdanie, na które sam mówca znał odpowiedź. Dlatego też Odasaku nie przerwał przyjacielowi swojego wykładu a jedynie kiwnął bezdźwięcznie pozwalając mu kontynuować. - Dla panny Shelley życie w tym wymiarze jest jedynie aktem przejściowym. Prawdziwe życie zaczyna się dopiero po "samobójstwie".
- Życie po śmierci. Więc musi być osobą wierzącą w Boga - podsumował Oda przymykając delikatnie oczy, aby przetrzeć je palcami. Czuł się strasznie zmęczony całym dniem.
- Nie do końca o to mi-- - akurat wtedy do pomieszczenia weszła nowa osoba. Do grona dwójki przyjaciół dołączył wyczekiwany przez nich okularnik. Dazai zamilkł. Nie dokończył swojego zdania przy obecności Ango. Wraz z Odasaku postanowili nie mieszać w to swojego towarzysza. Skończyłoby się to niepotrzebną awanturą pomiędzy nieodpowiedzialnym Osamu a Sakaguchim.
Poza tym ciemnowłosy miał lepsze zajęcia niż użeranie się z okularnikiem. Myślami wypływał już do jutrzejszego dnia wypełnionego pracą. Najpierw misja z partnerem, potem papiery a następnie spotkanie z tajemniczą Mary Shelley. Najbardziej interesującą częścią jutrzejszego dnia będzie na pewno spotkanie z kobietą.
Następnego dnia Mary wstała wykończona nocnym przeglądaniem dokumentów i szukaniem informacji o obiekcie swoich poszukiwań. Było ich zaskakująco mało a jedynym zdjęciem uwieczniającym Rosjanina była niewyraźnie fotografia zrobiona z kamery pod pierwszym, większym supermarketem. Wynikało z niej, że Mary musi szukać mężczyzny wysokiego, z czarną peleryną, wysokimi butami, uszanką i ciemnymi włosami do ramion. Nie było na zdjęciu ukazanej twarzy.
Za oknem szykowała się siarczysta ulewa, co nie zwiastowało wygodnego śledztwa i spotkania z informatorem. Musiała się jedynie podprządkować panującym warunkom i za wszelką cenę unikać wody na swojej skórze. Przeciągnęła się zerkając na bandaże na szafce nocnej oraz... Coś jeszcze. Coś, czego nie kojarzyła znikąd. Na jednym z bandaży znajdował się znaczek. Wyglądał dziwnie i niespotykanie dla Shelley. Zbliżyła materiał do siebie przyglądając się odciśniętemu znaku. Była to mysz z szerokim, przerażającym uśmiechem i dużymi, pustymi oczami.
Podrapała się po głowie mrugając kilka razy. Skąd to się wzięło na jej bandażu? Zerknęła na drzwi. Wstała z łóżka po cichu zbliżając się do nich. Sięgnęła do klamki, która dziwnym trafem po pociągnięciu jej w dół otworzyła drzwi. Kobieta dobrze pamiętała, że zamykała je na noc. Zmarszczyła brwi zaniepokojona dziwnym zdarzeniem. Odwróciła się za siebie, aby rzucić okiem na cały pokój. Nic nie rzucało się w oczy, jednak Mary była ostrożna. Przyodziała na siebie szlafrok i powoli z ogromną uwagą zaczęła przeszukiwać swój własny pokój hotelowy w poszukiwaniu dziwnych przedmiotów, bądź też rzeczy, jakie mogły zginąć.
Zaskakująco nic nie przybyło ani zniknęło z jej otoczenia, prócz dziwnego znaku na bandażu. Usiadła na łóżku z westchnieniem. Zaczęła owijać swoje ręce białym materiałem zakrywając niechciane wady na skórze. Ukryła również swoje oko i kawałek policzka wraz z nogami. Następnie udała się do łazienki (którą wcześniej przeszukała) gdzie zmieniła opatrunek na udzie oraz resztę ciała. Wróciła do pokoju głównego, gdzie ubrana i odświeżona zjadła małowartościowe śniadanie z kubkiem mocnej kawy. Siedziała przy oknie przyglądając się miastu. Sięgnęła przy okazji po tabletkę, którą popiła ciemnym napojem. Zerknęła na dokumenty leżące na parapecie mówiące o Fiodorze. Upiła kolejny łyk po czym wstała z krzesła i skierowała się do małej pułki z której wydobyła zestaw strzykawek i buteleczkę z przezroczystą cieczą. Odpakowała strzykawkę i wbiła ostry koniec przez wieczko buteleczki. Przygotowała zastrzyk, który samodzielnie sobie wstrzyknęła. Po wszystkim odchyliła głowę do tyłu wzdychając.
Odpoczęła dosłownie chwilę po czym pozbierała wszystko ze stołu, spojrzała przelotnie na zegarek, zgarnęła z haka na ścianie w przedpokoju płaszcz i włożyła na nogi buty. Zgarnęła ze sobą dokumenty po czym upewniła się, że zamknęła starannie drzwi. Klucz wrzuciła do kieszeni zmierzając do wyjścia z hotelu.
Następnym elementem jej dzisiejszego dnia było spotkanie z potencjalnym informatorem od którego miała dostać kilka potrzebnych wiadomości o swoim poszukiwanym obiekcie. W tym celu szła powoli i bez pośpiechu do wyznaczonego miejsca spotkania jakiego adres dostała w wiadomości od nieznajomego jeszcze mężczyzny. Przygotowana na wszelki scenariusz jaki mógł nastąpić nie denerwowała się. Przemieszczała się po chodniku co jakiś czas chodząc po krawędzi jak dziecko. Tylko że ona miała zimną i zastygłą twarz, jakby była zrobiona z porcelany.
Nagle gdzieś w oddali usłyszała strzały. Zatrzymała się, podniosła wzrok badając swoje otoczenie. Miała nadzieję na zlokalizowanie zamieszania, ale nic nie przykuło jej uwagi a ludzie dookoła wydawali się zbyt zajęci, aby usłyszeć to co ona. Bowiem aby usłyszeć ten dźwięk człowiek musiał być skupiony na słuchaniu, nie na galopującej rzeczywistości i przemijających ludziach dookoła. Mary miała do tego dość nietypowy talent, jednak ostatecznie stwierdziła, że ten szczegół nie jest warty jej uwagi. Powinno obchodzić ją tylko i wyłącznie postępowanie ze swoim śledztwem.
Szybko znalazła się na miejscu spotkania. W ciemnej uliczce pomiędzy dwoma budynkami mieściła się osobliwa i mało odwiedzana knajpka. Weszła do niej ze spokojem. Rozejrzała się dyskretnie zauważając obiekt swojej podróży w kącie przy małym stoliczku. Mężczyzna po czterdziestce spoczywał nad smażonym kalmarem zajadając się nim pomimo okropnego zapachu papierosów i alkoholu w ciężkim powietrzu knajpy. Przy jedzeniu stała puszka z pierwszym tańszym alkoholem. Przysiadła się do nieogolonego informatora z większą "szopom" na głowie niż ona kiedy się obudzi. Zamówiła zwykły sok owocowy czując na sobie wzrok mrocznego i obrzydliwego mężczyzny.
- Pieniądze - wysapał ochrypłym głosem. Skrzyżowała z nim spojrzenia.
- Najpierw powód spotkania - oparła brodę na rękach pochylając się nad mężczyzną krępym i podejrzliwym. Zbadał ją wzrokiem, potem swoje otoczenie.
- Szczurów należy szukać w kanałach, panienko - odpowiedział z tak ogromną dawką jadu, że zmarszczyła brwi z wrażenia.
- Czyli jest ich więcej? - pytanie zabrzmiało bardziej jak ciekawe zauważenie pewnego nowego faktu.
- Zbiera stado - zgodził się wzruszając ramionami. Wypełnił usta kalmarem znajdując pretekst do siedzenia cicho a tym samym szukania swoich następnych słów.
- Co zamierzają zrobić? - na początku osobnik nie odpowiadał. Przeżuwał jedzenie nie przejmując się młodą kobietą, jednak czując jej narastające wpatrywanie się w jego postać westchnął, przełknął szybko zawartość ust i podniósł na nią wzrok.
- Coś złego, tyle wiem. Zbiera stado do swoich złych planów, ale jakich - przerwał na moment ponownie oglądając się na boki. - Tego nie wiem. To nie moja działka.
- Dokumenty - zarządała surowo. Odchylił się mierząc w nią jednoznacznym wzrokiem. Wysunęła z kieszeni połowę obiecanej sumy. Spojrzał na nią i na grube pieniądze obok jego talerza. Wyczyścił swoje zęby sprawnym językiem charakterystycznie przy tym nim pstrykając po czym wyjął zza łachmanów małą kopertę. Przesunął ją do Mary zabierając swoją niecałą zapłatę. Kiedy już miała zacząć pytać do stolika podeszła kelnerka z jej zamówieniem.
- Dziękuję - wydukała kiwając wdzięcznie głową za odchodzącą kobietą. Potem ponownie spojrzała na mężczyznę. Patrzył w okno z przerażeniem. Po chwili zauważyła, że osobnik patrzmy w kąt szyby, jakby coś się tam znajdowało. - Coś się--
- Koniec tego dobrego. Dawaj resztę kasy - warknął nie dając jej dokończyć. Zamiast tego wyciągnął przed siebie rękę wyczekując reszty gotówki. Bardziej od tego interesowało ją dziwne zachowanie informatora.
- Wszystko co wiesz za całą gotówkę - broniła się próbując tak wychylić się, aby zauważyć co zaniepokoiło towarzysza. Do tej pory rozmawiali cicho, jednak nagle mężczyzna wstał zza stolika, chwycił Mary za fraki porywając ją za sobą na równe nogi. Nieliczni goście, w większości biedni i pijacy, rzucili im zaskoczone spojrzenia.
- Powiedziałem coś! - sapnął prosto w jej twarz. Na uczucie alkoholu w jej nosie jeszcze bardziej się skrzywiła.
- Atakujesz mimo wszystko kobietę. Jak bardzo jesteś wyzbyty z kultury? - zza stolika przy oknie wstał jeden z gości. Do tej pory był nie zauważany przez innych. Miał on kruczo czarne włosy, dość bladą twarz, zakryte za okularami fiołkowe oczy. Miał dość magnetyczną aurę wokół siebie co wyjątkowo zaintrygowało młodą kobietę. Na tyle, że przyłapała siebie na gapieniu się prosto w tajemniczego mężczyznę.
- Niech by cię szlag. Nie zbliżaj się już do mnie - jej informator wypuścił ją z rąk, zmierzył groźnym spojrzeniem i wyszedł z knajpy uprzednio płacąc za swój posiłek. Shelley odprowadziła go wzrokiem po czym usiadła na swoim miejscu analizując zdobyte wiadomości przy napoju. Całkiem niespodziewanie przysiadł się do niej jej wybawiciel, który zdołał speszyć kompletnie oprawce. Posłał jej czarujący uśmiech kiedy podniosła na niego oczy i szybko je przekierowała na bok.
- Dziękuję - odparła upijając kolejny łyk soku.
- To żaden problem. Nic ci nie jest? - spytał badając ją swoim wzrokiem, co nie umknęło jej uwadze. Urok i aura osobnika nagle zawstydziła kobietę odejmując jej pewność siebie. Momentalnie poczuła się niewygodnie ze swoimi bandażami i tym, co zakrywają.
- Nie... Ten mężczyzna tylko mnie pociągnął za ubrania, to wszystko - pokiwała przecząco głową. Szlag, jeśli dalej tak pójdzie zapomni o informacjach.
- Na prawdę jest człowiekiem pozbawionym kultury - skomentował nieznajomy pochylając głowę w geście niedowierzania.
- Mogę poznać twoje imię? Chciałabym wiedzieć jak poprawnie ci podziękować - zaproponowała wiedząc, że jeśli będzie siedzieć tutaj dłużej z tym mężczyzną na pewno straci z oczu powód swojej wizyty tutaj.
- Michaił. Jestem Rosjaninem - aż cisnęło jej się na język aby spytać co tutaj robi i jak brzmi jego nazwisko, ale... Był zwykłym człowiekiem. Nie może zajmować się takimi osobami podczas misji.
- A więc Micho... Mika... - z jej mimo wszystko brytyjskim akcentem wypowiedzenie tego imienia okazało się przeszkodą trudną do pokonania.
- Michaił - powiedział wolniej i wyraźniej posyłając jej ten sam uroczy uśmiech co wcześniej.
- Mi... chaił... Dziękuję, Michaił - odparła szeptem.
- Dokładnie tak - pokiwał głową. - To nic takiego.
- Muszę iść - wystrzeliła nagle szybko dokańczając sok. Wstała zza stolika co uczynił również Rosjanin. - Miłego dnia panu życzę - dodała z grzeczności i zbierając swoje dokumenty chciała odejść, jednak została zatrzymana przez mężczyznę. Złapał ją za rękę przez co spojrzeli na siebie. Zaczarowana przez jego aurę i te nieziemskie oczy użyła na nim swojej mocy. Obleciały ją ciarki. W tym samym momencie, kiedy Michaił ucałował jej dłoń pojawiła się nad nim ciemna, ogromna kula ciemności widziana jedynie przez jedną osobę. Ciemnowłosy ukrywał w sobie ogromne pokłady złych emocji porównywalne do tych, jakie Mary widziała u Dazaia.
- Nawzajem - odparł podnosząc na nią wzrok. Ocknęła się i ukryła swoje przerażone zaskoczenie. Kiwnęła głową na pożegnanie wyślizgując swoją dłoń spod jego palców po czym z ostatnim obejrzeniem się za siebie ulotniła się z knajpki. Sparaliżowana magnetycznością tajemniczego mężczyzny przyspieszyła w swojej drodze powrotnej.
Tymczasem Michaił wyszedł za nią po kilku minutach. Rozejrzał się. Na twarzy nie posiadał najmniejszego uczucia. Sam chłód i obojętność. Skręcił w głąb ciemnej alejki gdzie przy koszach na śmieci zauważył kałuże. Zabarwiona była ona na czerwono. Powolnym i niemal dostojnym krokiem obszedł kosze znajdując źródło posoki na ziemi. Pomiędzy śmieciami i workami leżał postrzelony w głowę człowiek. Szeroko otwarte oczy utraciły blask życia i zaszły mgłą. Był to mężczyzna z baru, ten sam, który rzucił się na Shelley. Ten sam, który zaczął zdradzać plany Dostojewskiego. Teraz leżał martwy w otoczeniu śmieci i brudu jak bezpański kundel. Dopiero na ten szkaradny widok pozbawiona emocji twarz Michaiła zmieniła swoje oblicze. Teraz na jego ustach widniał iście diabelski uśmieszek.
- Nawzajem, panno Shelley - wyciągnął z kieszeni pendriva i obracał go uważnie w swoim palcach. Przyglądał się urządzeniu z ogromnym rozbawieniem i ekscytacją.
Mary wyszła z alejki lekko rozkojarzona i nieswoja. Chciała jak najszybciej znaleźć się w swoim pokoju hotelowym z dala od ludzi i miasta. Nie. Najlepiej chciała już wrócić do swojego małego domku w Anglii. Cisza, spokój, bezpieczeństwo...
Przystanęła jednak i poklepała swoje policzka. Nie może teraz się poddawać tylko dlatego, że jej serce ma problemy emocjonalne. Musi skupić się na danym jej zadaniu, wykonać je i dopiero wrócić do rodzinnej Anglii.
- Pani Shelley - obok niej rozbrzmiał znajomy głos. Odwróciła się ma pięcie i ujrzała obok siebie nikogo innego jak Osamu. Stał tuż przy jej ramieniu z szerokim uśmiechem. Zamrugała kilka razy na jego widok. Na prawdę tutaj był. - Wyglądasz blado. Coś się stało?
- To nic. Co tutaj robisz? - spytała momentalnie ożywając się.
- Właśnie wracam z misji. Pamiętasz, mieliśmy się dzisiaj spotkać - odparł na co kobieta pochwyciła jego rękaw i pociągnęła za sobą.
- Musimy o czymś porozmawiać - wyjaśniła. Tak na prawdę chciała, aby jej umysł nie pracował nad rozwiązaniem tajemnicy magnetycznego Michaiła a nad sprawą Dostojewskiego. Im szybciej tym lepiej, prawda? W tej kontroli mogła jej pomóc obecność Dazaia.
- Chodzi o naszą umowę? - mafioza nie opierał jej się. Posłusznie pozwolił się prowadzić do jej hotelu za rękaw utrzymując swój wzrok na jej niższej postaci.
- Tak. Musimy omówić kilka spraw. Spotkałam się z informatorem o moim celu podróży. Skoro zaczynamy współpracę musimy wymienić się dostępnymi informacjami, racja? - zaproponowała kiedy znajdowali się już na ulicy, na której położony był hotel. Skręciła jeszcze kilka zakrętów dalej i znalazła znajomy budynek. Weszła bez przeszkód do środka wydobywając z kieszeni kluczyk do pokoju. Otworzyła drzwi i przepuściła w nich swojego gościa znalezionego na ulicy.
Wyjęła zza płaszcza dokumenty, które odłożyła na stół a sama nabrała kilka dłuższych wydechów i wdechów po czym odwróciła się do przybysza. Dazai cały czas obserwował ją bacznie nie wiedząc jaki może być następny krok dziewczyny.
- Na początek. Zrobić coś do picia? - spytała krzyżując spojrzenia ze swoim gościem. Ten zatrzymał swoje oczy dłużej na jej i w ciszy analizował postać kobiety. Był czujny, widziała to po jego zachowaniu. Pod luzackim i niemal lekceważącym podejściem ukrywał się prawdziwy strateg i intelektualista.
- Poproszę herbatę - posłał jej ostatecznie uśmiech na który Shelley szybko zareagowała i uciekła bez większego pośpiechu do małej kuchni oddzielonej od reszty pokoju wyspą. Postawiła czajnik z wodą na palniku i naszykowała w szklankach torebki herbaty. Zajęta przygotowywaniem napoi dopiero po chwili poczuła jak czyjeś sprytne dłonie rozwiązują bandaże na jej oku. Pochwyciła ręce Dazaia zatrzymując go od kompletnego pozbycia się z jej twarzy białego materiału.
- Co robisz? - spytała odwracając się do niego powoli. On zaś w swoich palcach trzymał skrawek bandaża na którym znajdował się dziwny symbol, którego pochodzenia Mary nie znała.
- Pani Shelley coś ukrywa? - spytał Japończyk z wyrazem twarzy tak dumnym z siebie jak nigdy wcześniej. Wyglądał jak detektyw, który samodzielnie odgadł bardzo trudną zagadkę. Jednym ruchem dłoni wysfobodziła materiał z jego objęć i zawiązała ponownie na swoim miejscu.
- Odkryłam to dzisiaj rano. Tak samo jak otwarte drzwi podczas kiedy przed spaniem je zamykałam. Ktoś musiał się do mnie włamać i zrobić to - wyjaśniła beznamiętnie i obojętnie.
- Dość podejrzane. Znam ten symbol. Spotkałem go już kilka razy w podziemiach - odparł mafioza opierając się o wyspę. Tym razem trzymał ręce schowane w kieszeniach spodni. Mary zanurzyła się w myślach. Czy ta informacja mogła by jej pomóc?
- Hmm... Informator z którym się dzisiaj spotkałam mówił, że on zbiera stado w kanałach... W dodatku znak ma podobiznę szczura bądź myszy - myślała na głos zaczynając masować bandaże na nadgarstach. Łączyła ze sobą wątki, które ostatecznie przyjęły jeden, wspólny obraz. - Wie, że siedzę mu na ogonie i bawi się ze mną.
- Mówisz o nim? - wtrącił się Osamu, który podczas jej dedukcji zdążył pójść po dokumenty i przeczytać je. Wskazał na zdjęcie poszukiwanego mężczyzny z jego imieniem i nazwiskiem obok.
- Tak. Według moich danych to właśnie jego mam odnaleźć, dowiedzieć się czego chcę i jakie ma plany - zgodziła się odwracając się za siebie, aby wyłączyć bulgotającą wodę w czajniku. Zalała wrzątkiem torebki z herbatą.
- Fiodor Dostojewski... Poszukam coś w dokumentach mafii, jednak wątpię, aby informacji było o nim dużo - odparł mafioza przeglądając pozostałe papiery. Kobieta ominęła go i położyła szklanki na stoliku pomiędzy dwoma kanapami. Usiadła na jednej gestem zapraszając do siebie towarzysza. Posłuchał jej dołączając do niej. Na stoliku była przygotowana ewentualna cukierniczka.
- Od informatora dostałam to - wyciągnęła spod kamizelki kopertę. Dazai sięgnął ręką po kolejną wskazówkę, jednal Mary nie dała mu tej satyfakcji i sama otworzyła ją. Ze środka niespodziewanie wyciągnęła małe urządzenie. Przyjrzała się pendrivowi i spojrzała na wspólnika. - Nagranie samego Fiodora podczas tajnego spotkania - wyjaśniła po chwili ciszy.
- Informator był członkiem jego "stada"?
- Z tego co mi wiadomo to tak. Musimy otworzyć nagranie - zasugerowała ze spokojem sięgając po mały tablet na szafce. Dazai zauważył też leżącego nieopodal laptopa, którego nie użyła najpierw dziewczyna. Mądre posunięcie.
- Obawiasz się wirusa - powiedział kiedy Mary włączyła urządzenie i podpięła pendriva. Z chwilą, kiedy pozwoliła na przetwarzanie danych na ekranie pojawiły się dość duże zakłócenia a tablet przestał reagować na dotyk.
- Okłamał mnie. Albo jego szef przewidział zdradę - odparła próbując w jakiś sposób ratować swój tablet z okrutnych łap wirusa. - Na szczęście nie miałam tutaj wiele potrzebnych rzeczy - westchnęła zrezygnowana po kilku próbach ratowania swojego dobytku.
- Skoro w taki sposób zabezpiecza swoje sekrety na prawdę musi planować coś dużego - zasugerował Dazai upijając łyk herbaty. Shelley odłożyła tablet na bok, wyjęła z niego baterię i kartę pamięci. Wyrzuciła wszystko do kosza, który był potem wynoszony przez obsługę hotelu do kontenerów.
- Dlatego też budzi podejrzenia Zakonu - dodała Shelley zrezygnowana. Liczyła na jakieś informacje a tutaj takie rozczarowanie na nią spada. Znikąd pomocy i informacji. Wiadomości ma stosunkowo mało, aby znaleźć i wytropić Rosjanina. Podziemia są zbyt rozległe, aby na czas je przeszukała.
Nasuwa się pytanie co teraz pocznie ona jak i złączony z nią układem Dazai.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top