13 Potwór na Wybiegu
Mary obudziła się wraz z pierwszymi promykami słońca jakie zdołały sięgnąć jej postaci owiniętej w koc. Zamrugała kilka razy, aby przywyknąć do otoczenia i ziewnęła przeciągle. Przeciągła się jak kotka po udanym polowaniu i podrapała po włosach.
Zaraz... Coś jest tutaj nie na miejscu. Rozejrzała się po pokoju w poszukiwaniu wyznacznika godziny. Zegar na ścianie na przeciwko pokazywał godzinę ósmą rano. Nie mogła uwierzyć. Przetarła czoło na którym nie było ani grama zimnego potu. Nie oddychania szybko z przerażeniem. Dłonie nie trzęsły się z widzianego horroru nazywanego sennymi wspomnieniami.
No właśnie, tutaj leży problem. Zazwyczaj, jak nie zawsze budziła się o piątej bądź nawet wcześniej z powodu swoich koszmarów. Co dzisiaj było inaczej? Śnił jej się festiwal w środku nocy na którym królowały kolorowe światła, lampiony, stroje i dziwne postacie przypominające czasami jakieś gnomy a czasami zwierzęta. Wszystkie świętowały zarażając obecną wśród nich Mary poczuciem błogości i lekkości. Podobał jej się ten stan dopóki nie obudziła się.
Teraz bez swoich snów związanych z przeszłością czuła się potwornie dziwnie. Jakby oddała coś komuś, czego tak na prawdę nie miała zamiaru oddawać. To uczucie ze snu dalej w niej zostało. Czemu ten sen był taki piękny i radosny? Czemu był tak bardzo inny od reszty?
Pokręciła z dezaprobatą głową. Nie czas rozmyślać nad takimi rzeczami, pomyślała z przekąsem i wstała z materaca ponownie przeciągając swoje mięśnie i kości. Przypomniała sobie o obiecanym śniadaniu w kawiarni. Momentalnie w jej brzuchu zawitało znajome poczucie niedosytu i głodu. Jednak nie może wyjść ze swojego mieszkania w bieliźnie. Znowu musi założyć sukienkę? Wyglądałaby raczej dziwnie pojawiając się znikąd z samego rana w stroju na bankiet. W tym samym momencie usłyszała pukanie do drzwi. Postanowiła owinąć się szczelnie kocem pod którym spała i udała się do drzwi z kluczem. Ponowne pukanie w drewniane wejście.
- Pani Shelley? Przeniosłem co nie co dla pani - zaświergotał dobrze jej znany głos. Był to Dazai. Otworzyła lekko drzwi mimo wszystko chowając się za nimi lekko. Kiedy ich oczy się wreszcie spotkały mafioza posłał jej szeroki uśmiech. Zaraz obok niego stał Odasaku. - Dzień dobry, pani Shelley - dodał ukazując jej ubrania jakie zdobył. Wyglądały na nowe, dopiero kupione.
Było w całym kupionym zestawie kilka długich swetrów, bluzki, spodnie czy też sukienka podobna do tej jaką miała wcześniej Mary z koszulą. Oczywiście nie było pewności czy te ubrania są dobre, dlatego mężczyźni kupili na zapas inne takie same ubrania w innych, zbliżonych rozmiarach.
- Dzień dobry... Dziękuję - wydukała odbierając od Dazaia swój nowy nabytek.
- Odśwież się i ubierz żebyś mogła zejść na śniadanie - dodał na pożegnanie szatyn zanim zamknął drzwi dając jej chwilę prywatności. Westchnęła zerkając ostatni raz na ubrania zanim udała się do toalety na przemycie twarzy i zabranie ze sobą swoich leków. Przebrała się w długie getry w kolorze głębokiej czerni koszulkę białą oraz sweter w siwym odcieniu. Uczesała swoje włosy i upewniła się, że wygląda w miarę przyzwoicie.
Po wszystkim opuściła swoje mieszkanie schodząc w dół do kawiarni. Pojawiali się w niej klienci, zapewne kierujący się do pracy. Szybko jednak zniknęła w zapleczu gdzie pomiędzy produktami i szafkami pracowników znalazła dwa małe stoliczki z czego jeden był wypełniony dwoma rodzajami ciast na talerzykach. Przy blacie wypełnionym kawami i herbatami stał Dazai a zaraz obok niego Odasaku. Przy czajniku znajdował się Yakumo witając Shelley tym samym leniwym, ale radosnym uśmiechem.
- Dzień dobry, Shelley. Wyspałaś się? - były to pierwsze słowa właściciela kawiarni skierowane do niej przez ramię, kiedy przygotowywał dla niej kawę.
- Tak... Dzień dobry - odpowiedziała siadając przy stoliku.
- Brzmisz na zdezorientowaną. Coś się stało? - Koizumi odwrócił się do niej z kawą w dłoniach. Podał ją jej wraz z mleczkiem i cukrem.
- Miałam... Dziwny sen - przyznała próbując ciasta na talerzyku, który znajdował się bliżej niej. Był bardzo dobry, jednak zdecydowanie odrobinę przesłodzony na jej standardy. Nie to ją martwiło. W jej głowie dalej widniał widok ze snu. Stragany, lampiony i postacie radośnie tańczące i bawiące się. Długowłosy zaśmiał się płynnie pod nosem. Zerknęła na niego a potem na Osamu, który prychnął ostrożnie pod nosem chcąc nie chcąc zwracając na siebie uwagę.
- Och? Yakumo nie próżnuje jak widzę - zaświergotał mafioza. Wspomniany przez niego mężczyzna odchrząknął wymownie.
- Co to ma znaczyć? - spytała Mary przeskakując wzrokiem z Osamu na Koizumiego. Brunet dalej patrzył rozbawiony na kierownika tego miejsca.
- Widzisz, pani Mona Liso, Yakumi jest człowiekiem obdarzonym piękną zdolnością - zaczął Dazai z dość dużym uśmiechem. Zaniepokojona twarz Mary skierowana była na człowieka przysiadającego się do niej. - Jego moc to Kwaidan, w wolnym tłumaczeniu właściciel kawiarni potrafi tworzyć sny i koszmary kiedy ktoś śpi - dodał dla jasności. Mary wydawała się zszokowana tą wiadomością. Nie spodziewała się, że taki niepozorny człowiek jak on może okazać się uzdolnionym.
- Nie musiałeś tego od razu mówić - upomniał się długowłosy drapiąc się po karku.
- Więc to twoja sprawka... - wymruczała pod nosem z dziwną, niezrozumiałą nawet dla siebie ulgą. Może była tak bardzo przyzwyczajona do koszmarów, że bardziej obawiała się normalnych snów?
- Tak... Ale chciałem tylko, abyś wypoczęła. Na pewno był to dla ciebie ciężki wieczór wczoraj - wyjaśnił swoje zamiary niewinnie. Westchnęła kontynuując jedzenie swojego słodkiego śniadania.
- To nic takiego. Dziękuję... - odpowiedziała niepewnie.
- Cieszy mnie to. Mam nadzieję, że zakupy się udadzą - Koizumi zwrócił się do Mary a potem także do jej towarzyszy.
- Ale... Nie mam pieniędzy - odparła zdając sobie sprawę z tej okrutnej prawdy.
- My mamy - odezwał się Odasaku zwracając na siebie uwagę wszystkich pozostałych. Mary nie chciała korzystać z funduszy swoich towarzyszy. Nie ważne jak bardzo potrzebowała stabilizacji musiała mieć swoje pieniądze.
- Nie chcę korzystać z waszych pieniędzy - odpowiedziała szybko kiwając przecząco głową. Odwróciła się jakby nieśmiale i nerwowo w stronę Koizumiego. Skrzyżowała z nim spojrzenie. - Chciałabym na dobry początek zacząć jakąś pracę - miała nadzieję, że te słowa wystarczą, aby mężczyzna zrozumiał jej przekaz. Tak też się stało. Uśmiechnął się do niej grzecznie z należytym zrozumieniem.
- Hmm... Myślę, że coś się tutaj dla ciebie znajdzie. Zobaczmy - wstał z krzesła podchodząc do szafki z której wyciągnął teczkę z dokumentami. - Mam wolne miejsce na księgową, sekretarkę, kelnerkę... - podawał to wszystko powoli dając czas do wyboru Shelley.
- Praca z dala od ludzi. Dla wspólnego dobra - oznajmiła momentalnie. Skończyła swoją porcję śniadaniową upijając łyk kawy zrobionej przez szefa kawiarni.
- Och, dlaczego? Jesteś--
- Niech będzie sekretarka - przerwała mu nie dając odpowiedzieć ostatniego słowa. Wreszcie skończyła swoje śniadanie i ruszyła do zlewu, aby umyć po sobie naczynia.
- Nie wiem jak bardzo byś chciała musisz skorzystać z naszej pomocy, Mona Liso. Nie możesz chodzić jedynie w tej pięknej sukience z balu, chociaż wyglądałaś w niej olśniewająco - zauważył nonszalancko Osamu puszczając jej zalotnie oczko. Odwróciła od niego wzrok skupiając się na myciu.
- Odpłacę to... Ten jeden raz jestem zmuszona was wykorzystać - odpowiedziała wymijająco i zamiast spojrzeć na napierającego w jej stronę Dazaia spojrzała na Ode.
- Nie musisz tego nazywać w ten sposób. Gdybyśmy nie chcieli ci pomóc nie zjawilibyśmy się tutaj - odparł wzruszając ramionami. Skończyła porządki wycierając dłonie w ręczniczek.
- Chodźmy, panno Shelley - wtrącił się ciemnowłosy z szerokim i serdecznym uśmiechem. Nie okłamiesz mnie tym uśmiechem, pomyślała zerkając na niego spod czoła. Nie skomentowała na głos jego słów a jedynie ruszyła z nimi do wyjścia uprzednio upewniając Yakumo, że zacznie pracę już od jutra.
Centrum handlowe nie było miejscem jakie uwielbiała ta kobieta. Zdecydowanie było tutaj za dużo ludzi. Strasznych ludzi, wytykających ją niekiedy palcem, odchodzącymi od niej czy też szeptających za jej plecami jak dziwnie i ponuro wygląda. Wszystkie te rzeczy próbowali tuszować jej towarzysze starając się zakłócać szepty, odwracając jej wzrok od skwaszonych min przechodni. Była im wdzięczna, ale jednocześnie zmęczona. Gnębiły ją wyrzuty sumienia. Biedny Odasaku i Osamu muszą na siłę chronić takiego wyrzutka jak ona.
Starała kupować jedynie rzeczy najpotrzebniejsze jej do przeżycia. Jak zarobi kupi sobie najwyżej kilka dodatkowych ubrań. Na razie wystarczyła jej biała koszula, spodnie i jedna para uniwersalnych butów jakie mogła wkładać na spacery i do pracy jako sekretarka w kawiarni. Wszystko robiła przy towarzystwie dwójki mężczyzn, jednak w pewnym momencie musiała prosić ich o zajęcie się czymś innym. Wybór bielizny i zabezpieczenia na zbliżającą się miesiączkę chciała zakupić sama. Z bólem serca przyjęła pieniądze Odasaku i ruszyła na samotne, kobiece zakupy.
Starała się robić wszystko szybko i sprawnie. Nie ociągała się i nie zostawała w jednym miejscu zbyt długo. Będąc przy dziale z biustonoszami poczuła delikatne klepanie po ramieniu. Lekko dygocząc odwróciła głowę w bok napotykając wysoką kobietę ze sztucznym uśmiechem, koszulą na której widniała plakietka z jej imieniem, nazwiskiem i napisem "W czym mogę pomóc?".
- Przepraszam panią bardzo, ale mam małą prośbę - zaczęła delikatnym i cichym głosem przepełnionym słodkością. Oho, kłopoty... - Mogłaby pani szybko zrobić zakupy i opuścić sklep? Nasi klienci... Niepokoją się przy pani - widocznie sprzedawczyni chciała zachować nienaganną twarz podczas kulturalnego wyganiania Mary z tego miejsca i wychodziło jej to. Uwaga dziwnym trafem nie zdziwiła Angielki. Nie ważne gdzie jest czy w Anglii czy tutaj takie uwagi były czymś do czego przyzwyczaiła się.
- Przepraszam za kłopoty, już idę do kasy - odpowiedziała odchodząc od kobiety z wybranym pierwszym lepszym biustonoszem swojego rozmiaru. W koszyku miała już wybraną dolną część garderoby, więc wedle swojego planu udała się do kasy płacąc za wszystkie rzeczy. Wyszła ze sklepu w towarzystwie nienawistnych spojrzeń przepełnionych odrazą.
Następnie udała się do kolejnego przystanku w jej zakupach, gdzie zdobyła odpowiednie zabezpiecznie przed miesiączką po czym postanowiła przetelefonować do Dazaia i Odasaku. Skoro wszystko na jej liście było odhaczone mogli wreszcie wrócić do jej przytulnego kąta w kawiarni Yakumo. Zamiast tego dostała wiadomość zwrotną, aby przyszła do sklepu obok, gdzie mężczyźni byli czymś zajęci.
Tam znalazła ich błądzących między działami. Oda trzymał już w dłoni torebkę z zakupioną rzeczą. Na moment Mary straciła z oczu Osamu, ale nie przejęła się nim. Zajęła się bardziej zainteresowana zbliżającym się rudowłosym.
- Dla ciebie, Shelley - odpowiedział krótko wręczając jej torbę. Początkowo nie przyjęła jej i tylko patrzyła na nią tempym wzrokiem. Kiedy podniosła wzrok na niebieskie oczy mafiosy ten wcisnął jej prezent bez czekania na jej odpowiedź.
- Nie mogę tego przyjąć... - odparła pewnym siebie tonem. Dopiero potem zajrzała do środka zauważając przyjemny w dotyku szalik w czarnym kolorze.
- Nie możesz czy nie chcesz? Według mnie powinnaś to przyjąć - skomentował wzruszając ramionami. Wtedy też poczuła ciężar na swoich ramionach. Coś okryło jej ręce i plecy. Było to ciepłe i przyjemne... Podobało jej się. Był to płaszcz w kolorze zgniłej zieleni sięgający do kolan i z szerokimi rękawami. Oprócz tego spoczęły na niej ręce Dazaia odwracające ją do lustra.
- Przyjmiesz to wszystko, Mary. Wyglądasz w tym strasznie uroczo, wiesz? - spytał z niewinnym wyrazem twarzy. Dziewczyna, czy tego chciała czy nie, zarumieniła się jak to zazwyczaj robiła słysząc tak miłe słowa. Odwróciła głowę w bok nie patrząc na lustro.
- Daj spokój, Dazai. Wracajamy już, siedzenie tutaj nic dobrego nie wniesie - odpowiedziała zauważając kolejne pary oczu wbijających się w nią z odrazą. Osamu zerknął na owe spojrzenia i westchnął.
Dlaczego ludzie są tak obrzydzeni na widok Mary? Przecież on też ma bandaże i nigdy nie spotkał się z takim zachowaniem wobec siebie. Wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej przyciągał ludzi. Zapewne dlatego, że był przystojny i młody. Ale Angielce nic nie brakowało. Nikt nie był w stanie zauważyć jej pięknego, jasnego, niebieskiego oka, rysów twarzy odmładzających ją jeszcze bardziej?
- To miłe, ale na prawdę nie musisz mi sprawiać prezentów - wyrwała go z zamyślenia. W tym czasie Mary zdarzyła ściągnąć płaszcz z siebie i wbić wzrok w Dazaia. Ostatecznie nie widząc z jego strony reakcji uciekła z jego pola widzenia oddając płaszcz tam gdzie był.
- Tak ranić moje serce - westchnął wreszcie z wypisaną agonią na twarzy. Spojrzał na nią jak wracała w stronę mężczyzn. - Chociaż powiedz czy ci się podobała - mruknął chcąc usłyszeć jej wypowiedź.
- ... Im więcej zakrywa tym lepszy - odpowiedziała cicho po czym wyszła za sklepu a pozostała dwójka zaraz obok niej. Zakupy można uznać za udane. Teraz Mary będzie musiała ułożyć sobie mniej więcej swoją sytuację i ponownie zacząć śledztwo.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top