1 Cierpienie Istnienia
_______
•~__|==°==|__~•
"Najgłębiej cierpią ci, którzy zostali wśród żywych." - Frankenstein
Piękna i tajemnicza kobieta przemierzała ulicę Jokohamy. Jej długie do łopatek włosy falowały spokojnie na wietrze podczas kiedy kroczyła po nie za wysokim murze. Rozłożone na boki ręce zakryte rękawami jasno - brązowego płaszcza działały niczym tyczka dla człowieka chodzącego po linie. Wzrok miała opuszczony pod nogi, aby nie potknąć się o własne stopy. Stawiała krok po kroku pewnie i solidnie, ale powoli oraz bez pośpiechu. Usta trwały w niewzruszonej prostej linie lekko wyginającej się w dół tworząc smutny wyraz twarzy młodej kobiety. Blada skóra odbijała światło zachodzącego słońca w krajobrazie morza.
Nagle zatrzymała się. Podniosła wzrok i poprawiła czerwoną wstążkę zawiązaną przy czarnym kołnierzu koszuli zakrytej pod białą kamizelką w pionowe, ciemnoniebieskie paski. Długa, za kolana z przodu a do kostek z tyłu, czarna sukienka z opiętą górą a rozkroszowanym dołem powiewała u jej nóg melodyjnie z wiatrem. Odwróciła się w stronę morza. Westchnęła głęboko. Złączyła dłonie za plecami podziwiając widok przed sobą.
Jokohama. Nadmorskie miasto położone na południe od Tokio. Miasto bogate, rozbudowane i pełne ludzi. Tych dobrych jak i złych. Królowały tutaj dwie organizacje. Portowa Mafia oraz Zbrojna Agencja Detektywistyczna. Poza tym występuje tutaj kilka mniejszych gangów czy ugrupowań.
Przypominała sobie słowa z jakimi opuszczała swoją ojczyznę. Agatha Christie przedstawiła jej plan misji. Wytropienie Fiodora Dostojewskiego i zdobycie informacji o jego zamiarach. W tych czasach nie był on jeszcze sławnym łotrem, jednak budził pewne... Podejrzenia, jak to ujęła Christie.
Masowała swoje nadgarstki zamyślona. Były one pokryte bandażami, podobnie jak nogi i oko. Kto wie czy skrywała ich więcej pod ubraniem. Masowała je jakby chciała się w delikatny sposób pozbyć łaskotania bandaży na skórze.
Ostatecznie zeskoczyła ostrożnie z murku oglądając się na jeden i drugi koniec ulicy. Jej uwagę przykuła para mężczyzn. Szli w jej stronę i gdyby nie jeden element charakterystyczny nigdy by ich nie zauważyła. Jeden z nich miał bandaże podobnie jak ona. Na moment zapatrzyła się w nieznajomego analizując jego wygląd i tworząc dla siebie profil pamięciowy.
Ciemne włosy, czarny garnitur ze spodniami, krawatem i płaszczem. Biała koszula z ciemną marynarką podwinięta była do łokciu ukazując bandaże.
Towarzysz nieznajomego miał bardziej jasne ubranie i ciemno rudawe włosy z magnetycznymi, niebieskimi oczami. Obaj dyskutowali żywo dopóki ich spojrzenia nie skrzyżowały się z jej. Nie odwróciła wzroku. Dalej odważnie przeskakiwała okiem z jednego na drugiego dopóki coś momentalnie nie zmusiło ją do upadku na jakże twardą kostkę.
Czuła pulsujący, ostry ból w łokciu i biodrze. Otworzyła swoje przymknięte oko zaciskając mocno zęby, aby nie krzyknąć. Gdzieś za plecami usłyszała głośne, dziecięce "przepraszam". Odwróciła się w tamtym kierunku, aby zobaczyć grupkę chłopców przepychających się brutalnie przez tłum na ulicy. Wypuściła w ust zatrzymane powietrze podnosząc się mimo bólu oraz chwilowego szoku. Nie zerkając na otoczenie rozpoczęła masowanie swojego łokcia.
- Wszystko w porządku? - przerwała rozcieranie bólu w obolałej części ręki i niepewnie podniosła wzrok. Nad nią stał ten ciemno rudawy mężczyzna a jego towarzysz kucał obok niej ciekawie przyglądając się jej ręce.
- Tak... To nic takiego - wydukała powolnym, ale dość przyjemnym dla ucha głosem. Był on słaby, jakby na granicy głośnego szeptu.
- Ta młodzież. Nigdy nie patrzą gdzie biegną kiedy widzą ulubioną zabawkę na wystawie - skomentował ciemnowłosy z uśmiechem. Przeniosła na niego wzrok. On zaś patrzył a to na jej twarz a to na bandaże na jej dłoniach. Ostatecznie podniósł się i wyciągnął do niej rękę. - Musisz uważać, panno nieznajoma - zaśmiał się pod nosem czekając, aż niepewnie złapie go za dłoń. I tak też zrobiła. Z pomocą zabandażowanego mężczyzny wstała na równe nogi otrzepując się z brudu.
- Na pewno nic ci nie jest? - spytał rudowłosy ponownie na co kiwnęła bezdźwięcznie.
- Masz jakieś imię?
- ... Mary - odparła poprawiając bandaże na poszkodowanej ręce. Kiedy ciemnowłosy miał zadać kolejne pytanie odezwało się małe urządzenie w kieszeni płaszcza kobiety. Wzdrygła się wyjmując je i zerkając kto do niej dzwoni. - Przepraszam - tymi słowami pożegnała się odchodząc od nich szybkim, choć delikatnie kulawym krokiem. Po drodze odebrała połączenie którego dwójka przyjaciół nie słyszała już. Stali tak odprowadzając ją wzrokiem.
- Nie jest stąd - zaczął ten ciemniej ubrany wkładając zmęczony dłonie do kieszeni.
- I nie wygląda na typową turystykę - dodał wyższy pod nosem.
- Ale na pewno jest ciekawą osobliwością. Oraz wygląda na... - na usta mężczyzny z bandażami wypłynął tajemniczy uśmiech. Jego towarzysz zauważył to. Wiedział co ten gest oznacza, co było powodem jego głębokiego westchnięcia.
- Nie rób niczego co będziesz potem żałował, Dazai - ostrzegł go jaśniej ubrany. Ten zaś zaśmiał się odwracając wzrok na towarzysza.
- Nie martw się - poklepał przyjaciela po ramieniu. - Może zdążymy to załatwić przed spóźnialskim Ango?
- Może.
Dazai wraz z Odasaku zmienili swoje plany i postanowili śledzić tajemniczą Mary. Wypatrywali wśród ludzi jej charakterystycznych czarno - niebieskich włosów bądź też brązowego płaszcza jaki miała na sobie. Przemieszczała się bokiem, z dala od największych tłumów dalej prowadząc rozmowę przez telefon w języku angielskim.
Wreszcie przystanęła, rozłączyła się i ponownie rozmasowała łokieć. Najwyraźniej upadek był bardziej bolesny niż na jaki się wydawał. Beznamiętnie ruszyła dalej przed siebie doprowadzając dwójkę mafiozów do hotelu w którym się znajdowała od niecałych trzech dni. Nie było to miejsce ani ekskluzywne ani biedne. Był to raczej przeciętny hotel nie wyróżniający się niczym spośród innych budynków.
- Wiemy gdzie mieszka - stwierdził Odasaku zwracając oczy na towarzysza. - Więc możemy wracać. Na dzisiaj wystarczy.
- Oj Odasaku. Nie jest turystyką, jest podejrzana i inna a ty chcesz zostawić to bez odpowiedzi? Nie zaintrygowała cię? Poza tym... Sam wiesz czego chcę - pytał niższy z nich wpatrzony w wejście hotelu gdzie Mary zniknęła kilka chwil temu.
- Dazai wystarczy na dzisiaj. Ango zaraz przyjdzie a nas nie będzie--
- Możesz wracać, ja jeszcze rozejrze się za nią - przerwał mu Osamu. Oprócz zwykłego podejrzenia mógł być zainteresowany jej wyglądem a raczej bandażami. Czyżby skrywały pod sobą to samo co w przypadku Dazaia? Czy może tajemnicza Mary miała inny powód noszenia ich?
- Jaki masz plan? - wyleciało z ust Ody po westchnięciu. Ciemnowłosy uśmiechnął się szeroko do przyjaciela.
- Plan jest dość prosty i szybki - mafioza przedstawił swojemu towarzyszowi pomysł na dostanie się do pokoju kobiety. Był ryzykowny, ale skoro Osamu był jednym, który to wymyślił to powinno się udać. A przynajmniej tak przypuszczali kierując się spokojnie do hotelu i recepcji.
Przywitała ich tam przemiła i sympatyczna kobieta za biurkiem. Uśmiechnęła się do mężczyzn promiennie.
- Dzień dobry. W czym mogę pomóc? - spytała umieszczając ostatecznie spojrzenie na Odzie. Ten odchrząknął zanim odpowiedział recepcjonistce.
- Jesteśmy przyjaciółmi Mary. Moglibyśmy się dostać do jej pokoju? - spytał uprzejmie przysuwając się do biurka. Jego celem było zobaczenie w dzienniku hotelowym nazwiska poszukiwanej i numeru pokoju.
- Pod jakim nazwiskiem jest pani Mary? - spytała recepcjonistka zmuszając tym samym przyjaciół do drugiego kroku w ich błyskotliwym planie.
- Mary-- - zaczął niższy z nich, ale nagły atak niewidzialnego bólu kazał mu przerwać. Udając poważne duszności i okropne kłucie w sercu pochylił się z grymasem na twarzy.
- Proszę pana? - recepcjonistka wyszła zza biurka podchodząc bliżej Dazaia.
- Czasami ma ataki. Przyniosłaby pani lód? - poprosił Odasaku trzymając swojego przyjaciela, aby nie upadł. Spanikowana i przerażona kobieta kiwnęła energicznie głową uciekając na zaplecze.
Zostali sami. Osamu zaprzestał udawania korzystając z okazji, aby się rozejrzeć i kiwnąć głową do towarzysza. Ten pochwycił dziennik z gośćmi hotelu i zaczął szukać zameldowania Mary.
- Tyle zachodu po głupi numer hotelowy? - westchnął ktoś za ich plecami. Odwrócili się z paniką na twarzach. Zostali nakryci na jednej, wielkiej grze aktorskiej. Na korytarzu stała ich zguba. Mary patrzyła na nich domykając drzwi toalety damskiej. Musiała się tam znajdować przez cały czas kiedy odgrywali scenę.
- Nakryłaś nas - Osamu podniósł niewinnie dłonie w górę z uśmiechem. Przez chwilę po prostu patrzyła na nich po czym westchnęła i zaczęła odchodzić od nich. Tak po prostu. Kiedy już mieli ją zapytać o coś zatrzymała się.
- Chodźcie, chyba że chcecie kontynuować cyrk - wydukała przez ramię. Mężczyźni spojrzeli po sobie. Rudowłosy odłożył ostrożnie dziennik i ruszył z towarzyszem za kobietą, która dalej lekko kulała.
Korytarz wydawał się długą wyprawą na koniec świata dla przyjaciół. Szli za Mary utrzymując dystans, który gwarantował im bezpieczeństwo. W końcu jest im kompletnie obca. Kto wie, może ma jakąś groźną moc? Cisza otaczająca całą trójkę wydawała się jednym wielkim koncertem. Nie koniecznie przyjemnym. Raczej ciężkim, nieprzyjemnym i niewiarygodnie głośnym spektaklem nie stworzonym dla ich uszu. Może czas go przerwać?
- Boli cię noga? - na ten błyskotliwy pomysł wpadł Oda kończąc na jakiś czas koncert ciszy. Kobieta przystanęła przy drzwiach z numerem sto dwadzieścia jeden. Wyjęła z kieszeni kulcz do zamka.
- Trochę. Ale to nic poważnego. Za jakiś czas przestanie - odparła beznamiętnie przekręcając srebrne świecidełko w zamku tym samym otwierając drzwi.
- Może jest skręcona? - zaproponował rudowłosy wchodząc zaraz za nią do środka. Osamu przyglądał im się i rozglądał szukając czegoś dziwnego i podejrzanego w pokoju. Problem polegał na tym, że pomieszczenie wyglądało kompletnie normalnie.
- Gdyby była skręcona kulałabym bardziej - zostawiła klucz na małym stoliku rozpłaszczając się zostając w samej koszuli, kamizelce i sukience.
- Racja...
- Co was tutaj sprowadza? Podejrzewam, że z jakiegoś powodu musieliście mnie śledzić, prawda? - spytała sięgając po dwie szklanki z małego i skromnego barku.
Wiedziała nawet o tym, że ją śledzą a mimo to nie zatrzymała ich na ulicy. Musiała być spostrzegawcza i inteligentna.
- Jesteś zbyt tajemnicza, Mary. Wyglądasz na kobietę, która jest pod wieloma aspektami niezwykła - zaczął śmiało ciemnowłosy przechadzając się po pokoju kiedy lokatorka nalewała im jednego z alkoholi w barku. - Na przykład to - zatrzymał się wskazując na jej owinięte nadgarstki. - Zaintrygowało mnie to.
- Chodzi ci o bandaże? Pełnią jedynie swoją rolę. Zakrywają uszkodzenia ciała - odpowiedziała niewzruszona. Tym razem to Odasaku obserwował i słuchał dialogu. Przyjął podaną przez kobietę szklankę.
- Jesteś samobójczynią? - spytał Osamu, podobnie jak jego przyjaciel, przyjmując napój.
- Nie, chociaż często miewam samobójcze myśli. Zwłaszcza, kiedy odczuwam zbyt wiele bólu - odparła. Mężczyźni zauważyli ten charakterystyczny błysk w jej oku. Taki zmęczony, zamglony i smutny blask wydobywający się z człowieka równie zmęczonego i smutnego. - Chociaż... - zatrzymała się nagle w swoich myślach. Przeniosła wzrok na okno obok siebie. - Myślę, że jednak jestem samobójcą. Trzymanie się przy życiu w takim świecie jest doprawdy czystym samobójstwem - szybko wróciła spojrzeniem na swoich gości. Natchniony jej słowami wydawał się ten o ciemniejszych włosach, znany jedynie ogólnie kobiecie.
- Co jest powodem takich smętnych myśli? - bez przekonania o swoim bezpieczeństwie Oda uniósł szklankę do ust wąchając trunek. Nie wyczuł żadnej trucizny.
- Co jest powodem waszego śledzenia mnie? - odparła z westchnieniem. - I kim jesteście? - dodała szybko, na co Osamu bez wahania upił łyk bursztynowego płynu odstawiając potem szklankę na parapet. Sam podszedł do siedzącej panienki, ujął jej chłodną i bladą dłoń i ucałował jej grzbiet.
- Dazai Osamu - potem zwrócił wzrok na przyjaciela obok. - A to Oda Sakunosuke.
- M... Mary Shelley - Dazai przekierował brązowe tęczówki na kobietę na przeciwko. Odwracała głowę w bok, chcąc desperacko ukryć swoje delikatne wypieki na policzkach.
- Skąd ta nagła nieśmiałość, panno Shelley? - posłał jej swój czarujący uśmiech. Wypuściła z płuc powietrze uwalniając spod jego palców swoją dłoń. Zakleszczyła ją na drugiej mocno.
- Moim problemem jest kierowanie się sercem. Co jest powodem ogromnego bólu i cierpienia z jakim muszę się zmagać - zauważyła cichym tonem głosu. Oznaczało to także odpowiedź na wcześniej zadane pytanie.
- Jesteś szpiegiem? Szpiegujesz dla wrogiej organizacji Portowej Mafii? - magiczną chwilę pomiędzy dwoma samobójcami przerwał Odasaku. Kobieta spojrzała na niego zaskoczona lekko.
- Jesteście z Portowej Mafii... - wydukała szeptem zaczynając błądzić w myślach. Kojarzy nazwę. Agatha raz wspominała jej o tej potężnej organizacji. Oprócz szukania swojego celu musiała też za wszelką cenę unikać kontaktu z mafią Jokohamy. Chociaż musiała przyznać, że pomoc tutejszej organizacji bardzo by jej się przydała... - Nie. Nie szpieguje dla waszej szkody. Można nawet powiedzieć, że szpieguje dla waszego nautralnego dobra - stwierdziła, kiedy w jej głowie zrodził się pewien pomysł.
- "Nautralne dobro"?
- Nie jestem zbyt uległa i nie mogę zdradzić mojej misji. Mogę jedynie powiedzieć, że jestem przysłana do Jokohamy przez Zakon Wierzy Zegarowej i śledztwo nie dotyczy w najmniejszym stopniu Portowej Mafii a pojedynczej jednostki - przyznała mówiąc tyle na ile mogła. Nie chciała mieć żadnych problemów.
W pomieszczenia zapanowała kolejna cisza. Ta była przepełniona burzą mózgów i przemyśleniami całej trójki.
- Jesteś obdarzona, prawda? - odezwał się po chwili Oda zwracając na siebie uwagę pozostałej dwójki.
- Tak, jestem obdarzoną - przyznała. - Moja moc nie jest groźna. A przynajmniej w niektórych etapach.
- Twoja moc jest szeroko rozwinięta.
- Można to tak nazwać. Pierwszy etap nie jest nawet odczywalny. Dzięki dotyku mogę zobaczyć jak dużo dana osoba ma w sobie nagatywnych emocji. Smutku, żalu, depresji, kompleksów a nawet własnej samooceny - tłumaczyła spokojnie. - Drugi i jednocześnie ostatni etap jest bardziej inwazyjny.
- Użyłaś na mnie swojej mocy - zauważył Dazai wybijając tok myślenia Odasaku. Patrzył teraz na przyjaciela odrobine zszokowany. Mary zaś podniosła na niego wzrok. Na bladej twarzy Osamu malował się uśmiech.
- Tak. Kiedy pomogłeś mi wstać użyłam swojej mocy - zaskakujące było to z jaką szczerością i łatwością zgadzała się z ich zauważeniami. Kulturalnie i grzecznie omijała tematów o których nie mogła bądź nie chciała mówić. Mimo wszystko to ona miała największą moc manipulacji tą konwersacją.
- I co zobaczyłaś?
- A jak myślisz? Sądzę, że sam jesteś w stanie sobie na to odpowiedzieć - mówiąc te słowa przypomniała sobie jak ogromny kłębek złych, czarnych emocji roztaczał się nad Dazaiem, kiedy użyła swojej mocy. Była niemal zszokowana tym widokiem. Czarna smuga niemal dwukrotnie przewyższała samego Osamu, nie mówiąc już o niższej od mężczyzny kobiecie. Poza tym była w stanie usłyszeć szepty dobiegające z czerni. Szepty przepełnione nienawiścią i obrzydzeniem do świata.
Odasaku przypatrywał się im z uwagą. Pod tym kątem Shelley znała poznanego godzinę temu Dazaia bardziej niż jego najlepszy i jedyny przyjaciel. Czuł się momentami nawet niepotrzebny.
- Ciekawy jestem jak musi wyglądać twój smutek. Jak dużo go posiadasz i nosisz w sobie - wydukał samobójca śmiejąc się tajemniczo pod nosem. - Nawiążmy pewnego rodzaju umowę, panno Shelley - zaproponował nagle ku zdziwieniu rudego mafiozy.
- Hej Dazai. Wystarczy. Nie słyszałeś Shelly? To nie jest sprawa związana z mafią - Oda odłożył szklankę stukając nią o stolik.
- Oj Odasaku. Nie zauważyłeś, że ona tak na prawdę do tego zmierzała? Powiedziała nam tyle, ile może osobie z zewnątrz, aby nas zachęcić. Dla mnie brzmiało to bardziej "Jeśli chcecie poznać więcej szczegółów, współpracujcie ze mną". Nie mów, że zapomniałeś dlaczego tutaj jestem? - spojrzał jednoznacznie na swojego przyjaciela. Lokatorka pokoju jedynie kiwnęła na zgodę głową.
- Portowa Mafia ma wiele kontaktów i dużą wiedzę o tutejszych przestępczych organizacjach i jednostkach co na pewno ułatwi mi poszukiwania i śledztwo - przyznała szczerze. - Poza tym Zakon nie określił w jaki sposób mam prowadzić akcję, więc dał mi wolną rękę co wykorzystuję.
- Mądre posunięcie. Jednak nie uważasz, że to za szybko na takie propozycję? Znasz nas zaledwie godzinę - Odasaku uważał to za niedorzeczne. Mieli spotkać się z Ango w "Lupinie" a zamiast tego siedzą z agentką i ustalają warunki umowy.
- A czy stosowne było śledzenie mnie? Wykorzystuję to, co daje mi los. W tym przypadku to wy, członkowie Portowej Mafii - skrzyżowała ręce na piersi przymykając oczy.
- Jakie byłyby warunki umowy? - spytał Dazai opierając się o parapet dokańczając picie swojego alkoholu.
- Pewność, że nie wydam żadnej rzeczy na światło dzienne, jakiej nie będzie chciała mafia. Gdyby się tak stało - zatrzymała na moment okręcając w palcach buteleczkę piersiówki wyciągniętą zgrabnie z barku. - Zabijecie mnie. A jeśli nie wy, to ktoś inny z Portowej Mafii.
- Wzamian mielibyśmy zdać ci relację ze wszystkiegi co wiemy o twoim poszukiwanym?
- I, mimo wszystko, zapewnić bezpieczeństwo podczas misji - dodała rzucając przelotne zerknięcie na Dazaia. Ten za to patrzył na przyjaciela obok. Zastanawiali się co uczynić dalej z ofertą Mary. Ofiarowała im swoją lojalność a oczekiwała od nich informacji i obrony. Skromnie z jej strony.
- Wierność to pojęcie względne. Znaczy tyle samo co neutralność na wojnie. W każdej chwili może się to przeistoczyć w zdradę - Osamu spoważniał przejeżdżając palcem wskazującym po szklace opróżnionej z alkoholu.
- Nic mnie tutaj nie trzyma prócz mojego celu, którym nie jest Portowa Mafia. Wyglądam na osobę łamiącą dane słowo?
- Wyglądasz na osobę inteligentną stąd też moje podejrzenia - nastała cisza. Kolejna tego dnia pomiędzy nimi. Shelley wpatrywała się w piersiówkę pogrążona w myślach. Chciała rozegrać to mądrze i pożytecznie. W końcu nie ma doczynienia z pierwszymi lepszymi mężczyznami spotkanymi na mieście. Są to gangsterzy z najsilniejszej mafii w Jokohamie.
- W takim razie co tutaj jeszcze robicie? Skoro moja oferta nie jest interesująca to od tej pory utrzymujmy wersję, że do tego spotkania nie doszło - odparła wreszcie kładąc przedmiot w dłoni na stole. Wyprostowała się niczym zmęczony kot, który skończył drzemkę. Wstała zza stolika i ruszyła w stronę wyjścia. Nie musiała się obracać, żeby wiedzieć, że mężczyźni idą za nią. Otworzyła drzwi ustąpując im w przejściu. Pierwszy wyszedł Odasaku uprzednio żegnając się z kobietą przelotnie co odwzajemniła i spojrzała na jego towarzysza. Dazai za to przystanął przy niej, ujął jej rękę i uścisną. Następnie pochylił się nad nią, aby znajdować się tuż obok jej ucha.
- Umowa stoi.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top