Spideypool
Kolejna wojna. Więcej śmierci i cierpienia. Umierjący, błagają o litość. Kat dobija. Kiedy kurz opada, na pole spływające krwią, zostaje wysłany młody chłopak. Peter wie, że jego praca nigdy się nie kończy. Zbiera nieśniertelniki. Po prostu chodzi wśród martwych ludzi, mija fragmenty ciał i strzępki ubioru. Jęki konających rozbrzmiewają wokół. Jego psychika, jest w coraz gorszym stanie. Dowódca to zauważył. Nie chciał stracić swojego zbieracza. Zafundował mu terapię. Ale jaka terapia jest w stanie wyprzeć z głowy sceny agonii, brutalności i okrucieństwa? Przychodząc do tej pracy, nie miał pojęcia, że już nigdy nie będzie mógł spac. Spacer śmierci - tak nazywał swoją powinność. Co jakiś czas wszedł wojskowym butem w czyjeś zwłoki. Kobiety, dzieci, mężczyźni, towarzysze broni. Jak wielu już pochował? Jak wiele metalu, ciążyło mu w torbie? Ile krwi miał na rękach? Te same pytania każdego dnia. Dlatego nie mógł spać. Potem jednak, pojawił się on. Wade Wilson. Najemnik, kat, morderca, wulgarny sadysta, masochistyczny dupek, kochanek. Czy te słowa tworzyły wspólną całość? Dla Parkera na pewno. Tylko dzięki temu mężczyźnie, trzymał się na nogach. Nie upadał, nie poddawał się. Ich pierwsze spotkanie - oczywiście na polu walki. Właściwe po jednej z wielkich wojen, toczonych przez Avengers. Wciągnęli go w to. On chciał tylko ratować świat. Wade często powtarzał mu, że jest naiwny, że powinien przestać się tak bardzo przejmować. Te słowa nie docierały do młodzieńca. Skupiał się wtedy na silnych ramionach wokół niego i cieple ciała Wilsona. Pierwszy raz zobaczył go całego we krwi. Leżał wśród stosu kości i śmieci. Był brudny, śmierdział i nie miał jednej nogi. Biedny chłopak nie wiedział co zrobić. Instynkt kazał mu zabrać co trzeba i iść dalej. Serce - wygrało i nakazało roztoczyć opiekę nad rannym. Spędzili ze sobą mnóstwo czasu, kryjąc się w gęstwinie drzew i krzewów, przed przełożonymi Petera. Pewnej nocy nie mógł spać i przesunął śpiwór bliżej najemnika. Do tej pory nie wie, dlaczego to zrobił. Po prostu potrzebował bliskości. Wade bez słowa objął go ramieniem. Mógł wydawać się okrutnym i bezlitosnym zabójcą, ale rozumiał, co przechodzi teraz jego młodszy partner. Całymi nocami kochali się przy ognisku i zasypiali razem wtuleni w siebie. Za dnia wędrowali aż dotarli do momentu, w którym musieli się rozstać. Peter musiał wrócić do pracy, a Deadpool zniknąć na dobre. Udawać martwego. Ostatni pocałunek trwał nieskończoność. Przynajmniej tak im się wydawało. Wade delikatnie smakował jego usta, chciał na zawsze je zapamiętać. Młodszy brunet zaś, zachłannie starał się pogłębić pieszczotę. Nie chciał wypuścić go z objęć. Łzy cisnęły mu się do oczu, ale wiedział, że nie może sobie na nie pozwolić. Wstrzymał się. Musiał, dla nich obutak jest lepiej. Na pożegnanie, najemnik pocałował go w czoło i po prostu odszedł. Od tamtego czasu się nie widzieli. Nie, żeby Peter go nie szukał, wręcz przeciwnie. Niczego jednak nie znalazł. Aż pewnego dnia, podczas zbierania nieśmiertelników natknął się na fragmenty czerwonego kostiumu. W panice rzucił torbę i zaczął grzebać w martwych ciałach, nie przeszkadzał mu smród, grzyb i bakterie. Musiał odnaleźć miłość swojego życia żywą. Coś w jego głowie, mówiło mu jednak, że to koniec, że już nigdy więcej nie ujrzy go żywego. Pod stertą ofiar kolejnej walki znalazł jego ciało. Wiedział, że tym razem nie odrośnie. Zbyt poważne obrażenia, ślady po ogniu i resztki granatu wbite w twarz.
Osunął się na kolana i gorzko zapłakał.
Tak. Zabijcie mnie znowu. Kolejna część, mojej obiecanej niespodzianki.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top