Od czegoś trzeba zacząć
- W takim razie, bardzo mi przykro, ale źle trafiłaś. – Tony westchnął i usiadł w fotelu. Zapanowała niezręczna cisza.
- Niech podniosą rękę do góry osoby, które uważają, że Loki ma z tym coś wspólnego. – Clint poprawił się na krześle i zlustrował kobietę spojrzeniem. – Takie stworzenie musi być dziełem magii.
- Nie bawią mnie wasze żarty. Dostałam zadanie i zamierzam je wykonać. Ponadto, oczekuję, że będziecie zwracali się do mnie z szacunkiem. – powiedziała brunetka wyniosłym tonem i dumnie uniosła głowę.
- Nas także nie bawi ta sytuacja. Średnio nas to wszystko obchodzi, ale z kimś mieszkać musisz. – Natasza podeszła bliżej Elasael. – Sugeruję celę.
- Nie jestem waszym więźniem. Brakuje wam tutaj miłości, a ja mam w tym interes żeby pomóc wam ją odnaleźć.
- Zatem wasza wysokość, z którym z nas chcesz dzielić pokoje? – Thor wreszcie zabrał głos.
Musiałam się poważnie zastanowić, czy nie zgłosić się, po jego wypowiedzi.
Bogini rozejrzała się po pomieszczeniu. Znała ich lepiej niż oni sami siebie, a mimo to, nie był w stanie wybrać. Tony Stark? Zbyt arogancki. Clint? Zbyt pesymistyczny. Bruce? Zbyt niebezpieczny. Thor? Nie pojmie ważności jej zadania. Cholera, po co na tak właściwie to jest? Przecież mogli wysłać mnie! Ja rozwiązałabym to dużo lepiej. Przecież wszyscy wiedzą, że jestem najlepsza. Ona ciągle ich prześwietla. Nie może po prostu wybrać? Już ja wiem, do kogo bym się najchętniej zabrała…
- Ty, jak się nazywasz? – wysoki kobiecy głos przerwał ciszę.
- Steve. Steve Rogers.
- Świetnie Steve, zamieszkam z tobą. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko? – długa, biała suknia zostawiała po sobie drobinki śniegu na posadzce, kiedy nowoprzybyła ruszyła w stronę blondyna.
- Nie mam, chociaż nie ukrywam, że chciałbym dowiedzieć się więcej o twoim zadaniu.
Wszystkie spojrzenia skierowały się na nią. Wyglądała jak krucha figurka lodowa, wystawiona na działanie burzy. Wzrok pełen ciekawości. Niebieskie oczy. Blond włosy i szczery uśmiech.
CEL PIERWSZY
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top