Imagin Steve

Dla XXXMoniXXX

- To, co tutaj robicie, jest nieludzkie. - Steve pokręcił głową przerażony. - To wciąż są ludzie, nie możecie ich tak traktować.

Patrzył właśnie na rząd klatek w ciemnym, zagrzybiałym pomieszczeniu. Nigdy nawet by nie pomyślał, że Fury będzie trzymał w piwncy Avengers Tower takie stworzenia. Mimo że wciąż byli ludźmi, już dawno stracili ludzkie uczucia i odruchy, traktowano ich jak dzikie bestie więc tacy się też stali. Klatki od dawna były nie sprzątane, smród unosił się w powietrzu i wdzierał do nosa. Każdy mniej wytrzymały osobnik mógłby z powodzeniem puścić pawia - już na wejściu. Za kratami kuliły się postacie, kobiety, dzieci, mężczyźni w okropnym stanie. Większość warczała na przechodzących. Kiedy Steve próbował zajrzeć do jednej z tych osób, prawie stracił twarz. Długie ramię wyposażone w ostre pazury śmignęło pół centymetra od jego oczu. W porę odskoczył. Przerażało go, to co widział. To wszystko były eksperymenty Hydry znalezione w jednej ich baz, podczas ostatniego nalotu. Jego spojrzenie omiotło pokój i padło na dość dużą klatkę w rogu.

- A tam? - kiwnął głową w jej stronę.

Fury skierował wzrok za jego wskazówką i westchnął.

- Jedna z tych bardziej normalnych. Jest w trakcie treningu, próbujemy nauczyć te...nowe gatunki, żeby z nami współpracowały.

- Trzymając je tutaj? - Kapitan zatoczył ręka koło.

- Nie mamy wyjścia, nie nadają się jeszcze do życia na zewnątrz. To jakieś dzikusy, Kapitanie. Może Ci się nie podobać to co widzisz, ale uwierz mi, że to konieczne.

- Chcę jednego z nich pod opiekę. - wypalił Rogers.

- Steve, to nie jest najlepszy pomysł...- Fury z powątpiewaniem spoglądał to na Rogersa, to na śliniące się bestie w klatkach.

- Daj mi spróbować. Jeśli nie dam rady, to przyznam Ci rację i zrobisz z nią co zechcesz.

- Z nią? Ty chyba nie chcesz wziąć tej....

- Przecież i tak jest w treningu. Najbardziej przygotowana ze wszystkich tutaj. Co o niej wiemy? - Steve podszedł do klatki.

Wystawały z niej dwie nogi, które zniknęły, kiedy tylko dwóch mężczyzn podeszło do klatki. Było zbyt ciemno żeby dojrzeć cokolwiek. Blondyn wyciągnął z kieszeni latarkę i skierował światło na ziemię celi. Nie chciał razić po oczach dziewczyny, ale musiał zobaczyć co wyciągnie z więzienia. Snop delikatnie odbijał się od podłogi i rzucał blady blask na osobę wciśniętą w kąt. Siedziała tam młoda, drobna dziewczyna. Nie sposób było stwierdzić, jaki ma kolor włosów z powodu brudu, ale jej oczy wyraźnie odcinały się od bladej twarzy. Oczy, jak gorąca czekolada wpatrywały się w Rogersa z ciekawością.

- Spróbuje Cię zabić kilka razy. Może nie zieje nienawiścią jak reszta, ale wciąż jest niebezpieczna. Chyba jest nieskończonym eksperymentem, bo wygląd został ten sam. Dodali jej jedynie kilka nadludzkich umiejętności. Przenoszenie przedmiotów martwych, potrafi stworzyć małe formy życia. - Fury czytał jej kartę, zawieszoną nad klatką.

- Jak małe? - Steve kucnął przed nią.

- Motyle - odpowiedział mu cichy głos więźniarki.

- Jest wystarczająco przysposobiona. Zabieram ją.

*miesiąc później*

- Victoria! Bardziej z prawej, chcesz dostać pod żebra?! - krzyk Kapitana niósł się po sali treningowej. Dzisiaj mieli ją tylko dla siebie, ponieważ ostatnio Victoria w przypływie nagłej agresji, zaatakowała Clinta. Wciąż zdarza się jej nie kontrolować własnych instynktów. Jej opiekun nie zgodził się aby ją badali więc całej ekipie naukowców pozostała tylko obserwacja.

Dziewczyna wykonała zgrabny obrót, a maszyna do walki zatrzymała się.

- Dzisiaj było bardzo dobrze, ale poćwicz jeszcze nad kontrolą latających przedmiotów. Czasami kiwają się na wszystkie strony.

- O, Panie Kapitanie proszę się nie martwić. Wiele przedmiotów dzięki mnie, będzie stać na baczność. - ciemna blondynka podeszła do Rogersa.

- Vicky przystań, jeszcze ktoś usłyszy. - syknął.

- Wstydzisz się mnie? - udała minę zbitego psa.

- Oczywiście, że nie. Po prostu łamiemy zasady, a przecież nie chcesz wrócić do celi. - pogłaskał dziewczynę po głowie. Gdyby ktoś ich teraz zobaczył...

- Możemy złamać trochę zasad tutaj, Steve. - stanęła na palcach i wyszeptała mu do ucha.

Blondyn poczuł, że chyba nie będzie w stanie zbyt długo się opierać. Sypiali ze sobą od dwóch tygodni, a on wciąż czuł się jakby zdradził własny kraj.

Zakochał się jednak w swoim małym motylku i nawet jeśli miałby zostać wydalony, gotów był podjąć to ryzyko. Położył dziewczynie dłoń na plecach i mocno do siebie przysunął.

- Tylko nie krzycz za głośno, bo jeszcze ktoś usłyszy i przybiegnie na ratunek. - szepnął.

- Właśnie miałam to samo powiedzieć tobie. - Victoria przygryzła wargę i delikatnie ciągnąc Kapitana za brzeg t-shirta, zaciągnęła go do schowka na sprzęt do ćwiczeń. Mieli tam już nawet swoje miejsce.

Koszulka bardzo szybko wylądowała na ziemi, potem druga, ale damska. Dziewczyna odchyliła szyję z pomrukiem zadowolenia, kiedy mężczyzna zaczął robić jej małą malinkę tuż pod uchem. Uwielbiała, kiedy ich treningi kończyły się w ten sposób, starała się, żeby to było jak najczęściej.

Kiedy oboje byli już nadzy, Steve wyciągnął prezerwatywę schowaną za wysuwającą się cegłą w ścianie.

- Daj spokój, nie chciałbyś mieć maleństwa? - Vicky przyjechała dłonią po jego ramieniu.

- Żartujesz sobie? - blond brwi uniosły się do góry w geście niedowierzania.

Nagle trzasnęły drzwi wejściowe do sali treningowej. Para spojrzała na siebie, ale za chwilę drzwi znów wydały ten sam dźwięk i dało się tylko słyszeć głosy.
"Nie ma ich tam, może już skończyli?" - to mógł być tylko Falcon.

"Żartujesz sobie? Tak szybko? Mogłeś zajrzeć do magazynu" - Bucky parsknął śmiechem.

- Oni wiedzą. Najpewniej wszyscy. - szepnęła Victoria, kiedy Rogers do niej podszedł.

- Też tak sądzę, aż tak to widać? - musnął ustami jej obojczyk.

- Widać co? Że chciałbyś mnie zerżnąć w każdej chwili, choćby i na stole, podczas śniadania? Pewnie tak...- dziewczyna zaśmiała się beztrosko.

Steve spojrzał na nią oskarżycielsko.

- Po pierwsze przestań mówić tym paskudnym językiem, po drugie tak, bardzo chcę i to w tej chwili. - przygryzł zębami jej ucho, delikatnie w nią wchodząc. Odpowiedział mu cichy jęk. Poruszał się coraz szybciej, a jęki Vicky były coraz głośniejsze.

-Ciszej, Vik.

- Nie....dam...rady...- urywany oddech jego partnerki mówił wszystko, a kiedy Steve zobaczył, że za moment naprawdę zrobi się zbyt głośno, namiętnie ją pocałował.

Blondynka ugryzła go w dolną wargę i z całej siły zacisnęła palce na jego nagich ramionach.

- Jesteś coraz lepszy, kochanie. - powiedziała, całując go w szczękę.

- Dziękuję skarbie, myślę jednak, że musimy stąd wyjść i pokazać się reszcie.

- Skoro tak mówisz.... - westchnęła.

Powoli ubrali się i posprzątali po sobie rozwalony sprzęt. Victoria przybliżyła ucho do drzwi.

- Tak ktoś jest.

Kapitan Ameryka otworzył wejście do magazynu, a ich oczom ukazała się cała drużyna. Kiedy ich dostrzegła, wszyscy zaczęli bić brawo.

- No wreszcie dziadku, już myślałem, że będę musiał szukać Ci jakiejś laski - Tony klepną go  w ramię.

Steve uśmiechnął się do Victorii i razem z całą ekipą, udali się na pizzę na koszt Starka.




Proszę bardzo. Jest erotyk i jest happy end. Do tego Steve Rogers. Zadowolone? :D

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top