Imagin Pietro
Dla luxury_killa
Było w mojej szafie. Od lat, mama ostrzegała mnie, żebym nie otwierała jej. Groziło to jakimiś nieopisanymi okropnościami. Nie chciałam jednak mieszkać w pokoju z nawiedzonym lustrem, postanowiłam je wynieść.
Miałam siedemnaście lat, a od dziesięciu lustro było w moim pokoju i nie wolno go było dotknąć. Zasłonięte białym prześcieradłem, kurzyło się oparte o ścianę w głębi szafy. Zawsze śmiałam się, że to może jakieś przejście do Narnii czy coś takiego. Rodzice zabronili mi mówić o tym przedmiocie znajomym. Oprócz naszej trójki nikt nie wiedział - I tak by pewnie zostało. Coś mnie jednak podkusiło żeby pewnego dnia, po wyjściu rodziców, otworzyć szafę. Lustro było cholernie ciężkie, ale byłam tak uparta i ciekawa, że jakimś cudem udało mi się je wydobyć. Oparłam je o ścianę przy łóżku i zamknęłam szafę. W całym domu panowała grobowa cisza, co było dziwne, bo zawsze docierały do nas dźwięki z ulicy. Zapaliłam w pokoju wszystkie światła, chciałam żeby tafla była dobrze oświetlona, kiedy już zdejmę okrycie. Nie powiem, że się nie bałam. Byłam wręcz przerażona, bo żyłam tylko słowami moich rodziców, którzy twierdzili, że to diabelski pomiot. Spytałam wtedy, dlaczego go nie zniszczyli. Odpowiedzieli, że wtedy wszystko, co mieszkało w tym lustrze, wyszło by do świata. Na początku uważałam ich za świry - nikt nie wierzy w takie rzeczy. Jednak kiedyś już próbowałam na nie zerknąć, ale tata akurat wszedł do pokoju i porę odciągnął mnie od niego. Udało mi się jednak dostrzec odbicie - co dziwne, nie moje, a jakiegoś dorosłego człowieka. Nie wiedziałam wtedy kto to, za szybko zniknął. Dostałam wtedy szlaban na tydzień. Zadawałam mnóstwo pytań, dlaczego stoi w moim pokoju, dlaczego go nie sprzedamy, przecież możemy się wyprowadzić. Nie chcieli słuchać, na każdą propozycję mieli odpowiedź. Nie stać nas na nowy dom, wystawili je na sprzedaż, ale nikt nie kupił. Ponoć ile by razy, nie przestawiali tego lustra na strych, zawsze wracało do mojej szafy.
I tak o to, stoję teraz przed nim. Przed koszmarem mojego dzieciństwa. Muszę się wreszcie dowiedzieć, dlaczego przez tyle lat, ukrywano je przede mną. Jednym szybkim ruchem zdarłam prześcieradło. Z początku nic się nie wydarzyło, widziałam tylko siebie i moją twarz naznaczoną ciekawością. Później obraz zaczął się rozmywać, a przede mną, stanął dobrze zbudowany mężczyzna. Nie był zbyt wysoki, miał niebieskie oczy, a włosy....
- Witaj - jego głos brzmiał niezwykle czysto.
- Cześć - wyszeptałam i podeszłam o krok bliżej.
- Wiesz, ile czekałem, żeby wreszcie z tobą porozmawiać? Ile lat musiałam tu siedzieć, przez twoich rodziców? - przekrzywił głowę i spojrzał mi prosto w oczy.
- Co mają do tego moi rodzice? - zmarszczyłam brwi.
- Jak to co? To oni mnie tutaj wsadzili! - uderzył pięścią w szkło i pojawiła się mała ryska.
- Dlaczego to zrobili? - nadal szeptałam, bałam się, że jeśli powiem coś głośniej, to zdenerwuje go jeszcze bardziej. - Nie uderzaj, bo rozwalisz je całe.
- Jeśli je zniszczę, to będę mógł z niego wyjść. Nie wiem tylko, czy tego chcę, wiesz? Twój ojciec jest żołnierzem, prawda?
Kiwnęłam głową.
- Podczas jednej ze swoich misji, musiał uratować grupę ludzi z opuszczonego budynku. Byliśmy pilnowani przez bandę zkretyniałych terrorystów. Jednak ja miałem własny plan. Widzisz, nie jestem zwykłym człowiekiem. Ty z resztą też nie.
- W jakim sensie? - nagle mój rozmówca zaczął wyglądać dziwnie znajomo.
- Mam specjalną moc. Ty też, ale to nie o tym chcę rozmawiać. Twój ojciec, kiedy tylko mnie znalazł, wpakował mnie tutaj.
- Ale dlaczego? On nie jest złym człowiekiem.... - westchnęłam.
- Oh, czyżby? Jestem uwięziony w lustrze, bo to ja, uratowałem tych wszystkich ludzi, a on chciał zasługi. Potrzebował pieniędzy dla rodziny, a przy tym ją skrzywdził. Myślałem, że ucieszy się na mój widok, a on po prostu wsadził mnie tutaj - kolejny raz uderzył ręką w taflę.
- Dlaczego miałby nas skrzywdzić? Nie rozumiem...- czułam się senna. To lustro musiało wpływać na mnie, jak narkotyki. Odurzyło mnie.
- Nic Ci nie powiedzieli? Kocham Cię, słyszysz!!! Kocham Cię tak bardzo, a nie mogę Cię dotknąć, nie mogę przytulić! - postać w lustrze zaczęła krzyczeć.
Nagle wyciągnął do mnie rękę. Nie wyszła poza ramę lustra, ale gdybym tylko chciała, mogłabym ją chwycić. Czułam, że muszę to zrobić...
- Chodź kochanie, bądźmy znów razem, bez nich. Bez tych wszystkich ludzi, którzy chcieli nas rozdzielić - teraz on szeptał.
Jak w transie wyciągnęłam rękę i chwyciłam jego dłoń.
- Jak masz na imię? - spytałam ostatkiem świadomości.
- Pietro - chłopak uśmiechnął się czarująco. - Już na zawsze będziemy razem. Tutaj nikt nas nie znajdzie, skarbie.
- To dobrze, ja jestem Wanda. - przekroczyłam ramę i znalazłam się w pięknym ogrodzie. Pietro stał obok mnie i obejmował mnie ramieniem.
- Witaj w domu, siostrzyczko.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top